Posiadłość Kazadora

1
Dom mieści się w centrum miasta, niedaleko placu targowego. Posiadłość jest w miarę duża, dwupoziomowa, cała otoczona murkiem z kamiennymi słupkami połączonymi żelaznymi kratami. Do domu od furtki prowadzi kamienna dróżka. Ściany parteru wykonane z kamienia, a pierwszego piętra z drewna dębowego ozdabiane różnymi wzorami na poddaszu. Dach zrobiony ze zwyczajnej dachówki glinianej o kolorze czerwonym. Wejście kamienne z portalem, na którym wyrzeźbiono górników drążących korytarz, a nad wejściem znajdował się balkon. Drzwi wejściowe wykonane także z drewna dębowego z dwiema przymocowanymi blachami metalowymi, które spinają drzwi w całość i zapewniają im stabilność. Wnętrze domu jest schludne i przestrzenne. Podłoga w każdym pomieszczeniu wyłożona jest gładkimi deskami o kolorze jasnego brązu. Na ścianach przedpokoju są dwa obrazy, na jednym po lewej stronie jest Kazador wraz z rodzicami, gdy był jeszcze młodszy, a po prawej stronie znajduje się obraz, na którym Kazador jest ze swoim przyjacielem. Na parterze znajduje się sypialnia, kuchnia, salon oraz przedpokój, natomiast na piętrze znajduje się mniejszy przedpokój - na końcu którego jest mały balkonik - druga sypialnia oraz łazienka. Wchodząc do domu, przedpokój zaczyna się długim bordowym dywanem, a kończąc się, schodami na wyższe piętro, a nimi jest zejście do piwnicy. Wejścia do pomieszczeń oddzielone są drzwiami drewnianymi zaokrąglonymi oraz niskimi, bo mierzą około 160 centymetrów, lecz dosyć szerokie, około 140 centymetrów. Po prawej stronie od wejścia do domu jest pokój gościnny, w którym znajdują się dwie komody, jedna stoi przy oknie, naprzeciwko wejścia do salonu, druga zaś po lewej stronie kominka, który stoi po lewej stronie od drzwi. Kominek wykonany z kamienia ładnie się prezentuje, szczególnie gdy właściciel postanawia go rozpalić, by zapewnić ciepło, ale też nastrój w domostwie. Na środku salonu jest kamienny stół o wymiarach 400 cm długości, 100 cm szerokości oraz 70 cm wysokości, a przy nim po cztery krzesła ustawione wzdłuż stołu i po jednym krześle na końcach stołu. Uwagę też przykuwa duża płaskorzeźba na ścianie naprzeciwko wejścia między oknami, która przedstawia bitwę z orkami pod miastem krasnoludów. Sypialnia znajduje się po lewej stronie, drugie drzwi od wejścia do posiadłości, obok schodów. W środku sypialni jest łoże jednoosobowe umiejscowione pod oknem, w prawym rogu, naprzeciwko wejścia, a pod nim skrzynia z ekwipunkiem oraz toporem. Obok łóżka jest mała szafeczka, a na niej ramka z portretem rodziców Kazadora namalowanym przez miejscowego malarza. W lewym rogu, naprzeciwko wejścia stoi duża szafa, a w niej ubrania krasnoludzkich rozmiarów. Pierwsze drzwi po lewej w przedpokoju prowadzą do kuchni, w której są dwa duże okna. Jedno naprzeciwko wejścia, przez które widać warsztat kowalski Kazadora, drugie zaś po lewej stronie od wejścia, w którym widać bramkę oraz furtkę ogradzającą teren posiadłości. W środku kuchni jest spory piec w prawym kącie, mały stolik drewniany po lewej stronie z dwoma krzesłami, półka, która wisi na ścianie w kącie, między oknami, oraz dwie podłużne szafki pod oknami, na których jest położony gładki blat. Wchodząc na piętro wyżej solidnymi, drewnianymi schodami, do których jest przymocowana drewniana barierka, znajdziemy się w mniejszym przedpokoju. Jest tutaj znów bordowy dywan zaczynający się od schodów i kończący na drzwiach balkonowych, ale jest znacznie krótszy. Ściany przedpokoju są puste, widocznie Kazador nie ma czego tutaj wstawić. Drzwi po lewej prowadzą do drugiej sypialni, znacznie większej od poprzedniej. Jest tutaj tylko jedno duże okno po prawej od wejścia. W środku znajduje się duże łoże 2-osobowe naprzeciwko drzwi, po obu stronach łóżka stoją szafeczki, jedna komoda po lewej, w lewym rogu oraz identyczna szafa, jak w pierwszej sypialni, ustawiona po lewej, w prawym rogu. Wchodząc do prawych drzwi od schodów znajdziemy się w łazience, co jest niespotykane w tym świecie, ale krasnoludy opanowały prowizoryczny system kanalizacyjny, przez co mogły sobie pozwolić na takie luksusy. W środku łazienki jest duże okno, takie jak w poprzedniej sypialni, lecz przysłonięte ciemną zasłoną. Pod ścianą na przeciwko drzwi jest muszla klozetowa oraz po prawej, w lewym rogu jest wanna na kształt kwadratu, lecz wodę trzeba lać ręcznie wiadrami. Ostatnim pomieszczeniem jest piwnica, do której prowadzą drewniane schody. Ściany, jak i podłoga, są kamienne, jakby zostały własnoręcznie wykopane, ale są za to wygładzone. W środku znajduje się parę skrzyń drewnianych, widać 2 beczki z winem i piwem w kącie, ale ogólnie Kazador przetrzymuje tu same rupiecie.

Re: Posiadłość Kazadora

2
Budzę się w swoim łóżku, lekko na "kacu" wspominając wczorajszą biesiadę jak przez mgłę. Zostałem zaproszony na przyjęcie urodzinowe jednego ze znajomych, handlarza po fachu. Impreza rychło zamieniła się z eleganckiej gościny na szaloną pijatykę. Nikt się nie oszczędzał, piwo lało się litrami, takie zabawy lubię najbardziej. Tak więc czas wstać, idę do kuchni w której leży wiadro z wodą, nabieram wody i ochlapuję swoją twarz. Czuję teraz orzeźwienie na skórze, ale "kac" nadal o sobie przypomina i wysusza mnie wewnątrz ciała, więc napiłem się kilka łyków wody z wiadra. Następnie podniosłem się z ziemi i wróciłem do sypialni gdzie otworzyłem szafę, wyjąłem i ubrałem ciuchy robocze, po czym wybrałem się na zewnątrz. Na drodze już tłoczno jak co dzień popołudniu.
- Czyli spałem, aż do południa. - powiedziałem do samego siebie uświadamiając sobie fakt. Chwile się zamyśliłem patrząc na ruch uliczny i wsłuchując się w jego hałasy. Tłumy pędziły w jedną stronę, inni w drugą, niektórzy mieli i powozy z końmi, a inni bez koni, przez co sami musieli targać swe wozy. Moje myśli wydały mi się śmieszne i szybko się otrząsłem uśmiechając się do samego Siebie. Patrzę na mój mieszek ile mi złota zostało.
- Hmm, 5, 6, 7, 8, 9, 10. Równe 10 sztuk złota, dobrze, że nie byłem w stanie więcej wypić, bo pewnie bym przepił wszystko. - znów zacząłem mówić do Siebie, ale byłem zadowolony, ponieważ powinno mi starczyć na parę sztabek żelaza, a mam ochotę zacząć tworzyć jakąś broń. Ostatnia siekiera poszła za parę złota to szybko przepiłem com żem zyskał.
- Ehh... - westchnąłem po czym dalej rozmawiałem z własnymi myślami, a raczej prowadziłem monolog. Marny mój los, prędzej pijakiem światowej sławy zostanę niż szanującym się kowalem. Ale dobra, dobra. Koniec obijania się, czas ruszyć na rynek poszukać jakiegoś metalu do obróbki. Może starczy mi grosza... Wtem wychodzę przez furtkę w moim płocie i ruszam w kierunku targu.

Re: Posiadłość Kazadora

3
Ruch był całkiem spory. Przedstawiciele karłowatej rasy kręcili się we wszystkich stronach, podążając ku swoim sprawom.

Krasnolud postanowił zaopatrzyć się w najpotrzebniejsze do pracy rzeczy. Dawno nie zarobił porządnie, a na kowalstwie już w ogóle, zatem czekało go wiele wysiłku. Wiedział, że o co jak o co, ale żelazo w Turonie ciężko nie było. Wybrał się zatem na targ, ledwie jednak postąpił dwa kroki za furtką, kiedy usłyszał za sobą wołanie:

- Kazador! Kazadorze! - Odwrócił się i spojrzał na nawołującego. Był nim, co oczywiste, jego współplemieniec. Długą, kasztanową brodę zaplótł w dwa warkocze. Przy pasie nosił miecz, klingę o bogato zdobionej rękojeści, bez jelca, ale z ładnie rzeźbioną głowicą z kamienia. Ubranie, skórzany kubrak, portki i buty, podbijane miał miękkim, wilczym futrem. Kazador go znał, to był Mordin, najemnik z wolnej kompanii Młot Turona, która obecnie, z powodu wstrzymania handlu z Keronem i Fenisteą, rezydowała w Krasnoludzkiej stolicy. Wypili niegdyś kilka piw, jako, że ich domy były niemal w sąsiedztwie. A sąsiad, jak mawia przysłowie Krasnoludów, rzecz święta.

- Właśnie do ciebie zmierzałem. Słuchaj, mam sprawę do ciebie. Jak stoisz z zamówieniami? Szukamy z chłopakami dobrego kowala, a wszyscy, cholera jasna, nagle zapracowani i nie chcą przyjmować zleceń. Robota raczej nie jest trudna, trzeba sprawdzić trochę mieczy, trochę toporów. Pewnie część podostrzyć. Co ty na to? Zapłacimy, ma się rozumieć.

Mógł to być promyk szczęścia dla Kazdora, który zbyt wielkich sukcesów w kowalstwie nigdy nie odniósł. Gdyby w mieście rozniosło się, że pracował dla takich żołnierzy, jak najemnicy Młota, z pewnością jego renoma podniosłaby się znacznie. I może wreszcie mógłby zarobić i zaoszczędzić.

Re: Posiadłość Kazadora

4
Ucieszyłem się, gdy zobaczyłem ten ryj Mordina. Zawsze wydawał się w porządku, ale rzadko miałem z nim okazję porozmawiać ot tak o świecie, z faktu, że jest najemnikiem. Uśmiechnąłem się do Niego szeroko i rozłożyłem ręce

- Kope lat, Mordin! Co u Ciebie słychać?! - spytałem zaciekawiony, jednocześnie chciałem też być grzeczny.

- Akurat nie mam nic do roboty i chętnie zajmę się waszymi "zabawkami". Przynieś mi je tylko do warsztatu to zobaczymy jak sprawa stoi i obgadamy szczegóły roboty. - po czym znów uśmiechnąłem się szeroko.

Skoro los przyprowadził do mnie taką fuchę, to na razie odpuszczę sobie szukanie sprzedawcy metali. Wtem otworzyłem ponownie moją furtkę i wskazałem dłonią na mój teren.

- Wejdziesz może? Czy Ci się śpieszy? Możemy obgadać teraz szczegóły... - wtem zamilczałem, czekając na odpowiedź Mordina.

Re: Posiadłość Kazadora

5
Mordin kiwnął głową, na znak, że zgadza się wejść na na jakąś wypitkę.

- Jasne, wejdę. Tylko wiesz... Tego jest sporo. Zapewne chłopaki przywiozą ją na jakimś wozie, czy czymś takim. No, ale miło, żeście się zgodzili na fuchę. Powiadają, że pokój ma być między Keronem a Fenisteą, tedy może znowu przyjdzie nam wyjść na żołd? Mówiąc szczerzę, to już o tym marzę, za długo gnuśnieje tutaj, przy mojej babie. Ale, wyście wolny chłop, nie wiecie tedy, jak to jest.

Przekroczyli próg wygodnego domu, po czym przeszli dywanem do salonu. Tam czekał na nich obszerny stół. Krasnolud usiadł na jednym z krzeseł i czekał, aż gospodarz go czymś ugości. Rozglądał się przy tym ciekawie po pomieszczeniu.

- Ładnie tu u ciebie - rzucił. - A tak przy okazji, to co u ciebie słychać? Jak się powodzi?

Plotki mówiły, że Mordin, podobnie, jak cała kompania, biedniał z każdym dniem, od dawna nie mogąc nacieszyć się wolnością i wojaczką. Można więc było się spodziewać, że przyszli do Kazdora, bo oczekiwali nie tyle jego pomocy, co niskich cen. A przynajmniej taka myśl zakwitła w jego głowie i na złość nie chciała zniknąć. Wiadomym jednak było, że Kazdor, jako nowy w branży, bez wyrobionej renomy, nie narzuca bardzo wysokich cen. A oni mogli chcieć to wykorzystać.

Re: Posiadłość Kazadora

6
Gdy Mordin usiadł wygodnie w salonie ja od razu ruszyłem do kuchni. Wybieram z półki wino rodem z Turonu, nienajlepsze, ale godne by spróbować. Wracam z butelką do salonu i od razu zmierzam do komody, by wciągnąć z niej dwie lampki, po czym zamykam komodę i kładę je na stole. Polewam wina jednocześnie pytając Mordina.

- A więc ile tego dokładnie macie? Wtedy oszacuję ile czasu mi to zajmie i jaka należność będzie za to dla mnie. - lampki zostały wypełnione winem, wtedy jedną przysunąłem Morinowi, następne odsunąłem krzesło naprzeciw gościa i zasiadłem. Popatrzyłem na krasnoluda i chwytam za swą lampkę po czym dodałem.

- Ale jako żeś sąsiad i dobry krasnolud to nie musisz martwić się ceną, nie będzie wygórowana. - wtem uśmiechnąłem się szeroko do krasnoluda i łyknąłem wina. Wtedy przypomniałem sobie pytanie Morina i szybko na nie odpowiedziałem.

- A u mnie leci, jak po staremu. Dalej tworzę broń oraz biżuterie na zamówienie. Myślałem nawet by zacząć się płatnerstwem bawić. W końcu moja kolczuga jest własnej roboty, a parę osób pytało czy bym im nie zrobił zbroi. Dobry zarobek byłby na tym, ale zawsze odmawiałem, bo mógłbym spartaczyć robotę. - zaśmiałem się lekko, ale szybko opanowałem emocje i nabrałem kolejny łyk wina.

Re: Posiadłość Kazadora

7
Mordin raczył się winem, słuchając cały czas Kazadora. Kiedy opróżnił kielich, sam nalał sobie kolejny, by i ten opustoszał w niedługiej chwili.

- Nie wiem, nie mogę ci powiedzieć, ile tego jest. Rozumiesz, jest nast trochę jednak. - Do krasnoluda dotarło, że jego sąsiad właściwie nie wspomniał ani razu, ilu chłopaków z kompanii chce oddać mu broń do naostrzenia. A i on o to nie zapytał.

- Dzięki, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - rzekł, kiedy Kazador wspomniał o niewielkiej cenie za pracę. - Jak już ci mówiłem, inni kowale mówią, że nie mają terminów, toteż pomyślałem o tobie. Ale dlaczego nie chcesz spróbować czegoś więcej? Kolczuga wygląda na porządną. Wiem, że zajmuje trochę czasu, ale przecież kucie blachy to coś zupełnie innego. No i mógłbyś przy okazji zatrudnić jakiś pomocników do warsztatu, samemu nie wyrobisz, wierz mi. Mój ojciec był przecież kowal, a co chwila zatrudniał młodych, żeby mu pomagali.

Prawdą było, że każdy szanujący się kowal miał najętych do terminu uczniów, problem polegał jednak na tym, że Kazador nie był kowalem wykwalifikowanym, a jedynie samoukiem. Nie mógł też zaprzeczyć, że faktycznie przyda mu się pomoc w najbliższym czasie.

Re: Posiadłość Kazadora

8
Pomyślałem chwilę nad radą Mordina, chwile potem odpowiedziałem.

- Niestety, ale Ja nie mam zbyt wielu zamówień, przez co mogłoby mi się nie opłacić zatrudniać takiego praktykanta na stałe. Za to mam dużo wolnego czasu... - przerwałem Swą wypowiedź, spojrzałem na butelkę i również dolałem sobie wina do kielicha, po czym napiłem się kilka łyków.

- Ale chyba masz racje. Do Twojego zlecenia powinienem zatrudnić kogoś. Przyda się jakiś pachołek, który by mi pomógł przy ostrzeniu broni. Spróbuje dzisiaj znaleźć takiego aplikanta. - nabrałem kolejny łyk i kolejny, aż opróżniłem zawartość kielicha.

- A co do płatnerstwa... No, no, myślę że mnie przekonałeś i spróbuję tego rzemiosła, w końcu nie dużo różni się od kowalstwa, a może mi się to opłacić. - uśmiechnąłem się szeroko do Mordina, po czym chwyciłem za butelkę i dolałem nam resztki wina. Podniosłem Swój kielich i wygłosiłem toast.

- To co? Wypijmy za przypieczętowanie naszej umowy, sąsiedzie! - powiedziałem entuzjastycznie oraz głośniejszym tonem po czym wypiłem wino do dna.

Re: Posiadłość Kazadora

9
- Spróbuj, brachu, spróbuj, nigdy nie wiadomo, a wiele nie tracisz. A i dolewkę poproszę, cobyśmy umowę przybili tym samym.

Kazador rozlał więc do pucharów i wypili po jednym, w kilku łykach czyszcząc całą zawartość. Obaj z hukiem odstawili naczynia, po czym Mordin wstał, poprawił pas i ubranie.

- Będę już szedł, przyjacielu. Dziś z pewnością otrzymasz zamówienie, a zapłatę po robocie. Bywaj, powodzenia dziś!

Po tych słowach wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Kazador został sam, sprzątając po wizycie gościa. Następnie wyjrzał przez okno, podziwiając potęgę miasta pod górą. Domy stały na kilkunastu różbych poziomach, prezentując niesamowicie wysoki poziom umiejętności budowniczych wśród krasnoludów. Pomyślał, że nie warto wybierać się na ten rynek po żelazo, skoro czekało na niego mnóstwo pracy. Usiadł więc spokojnie i czekał. Około południa w drzwi załomotał ktoś silnie. Krasnolud otworzył drzwi i ujrzał uśmiechniętego pobratymcę.

- Kłaniam się, Garin jestem. Mordin przysłał nas z zamówieniem dla waszmości, tedy czekamy w kuźni.

Kazador kiwnął głową i, nie widząc innej możliwości, udał się do swojej pracowni.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”