[Zatoka Keronu] Na skraju Puszczy

31
Po burzy zawsze wychodzi słońce. Choćby i trwała całą noc i połowę kolejnego dnia, tak jak w przypadku minionego sztormu na skraju Puszczy nad Zatoką Keronu. Było jeszcze przed południem. Niebo przysłaniały nieliczne chmury kłębiaste, pozwalając promieniom słońca przecisnąć się w stronę wybrzeża i nieco ogrzać zmrożone chłodnym frontem powietrze. Było wilgotno i rześko. Na plaży leżały rozrzucone zielone wodorosty, glony i dziesiątki ryb, które morze wyrzuciło na brzeg w czasie sztormu. Klemens przechadzał się wzdłuż plaży, zbierając młode flądry i dorsze oraz jadalne wodorosty, z których zamierzał przygotować posiłek.
Żeby przygotować nawigator, będę potrzebował żywego stworzenia, najlepiej takiego, które będzie poruszać się będzie szybciej od ciebie i twojej córki — oznajmił pustelnik, przynosząc do chaty pełną sieć ryb i pęczek zielonych wodorostów. — Najodpowiedniejszy byłby ptak wędrowny, ale zwykła morska mewa też się nada. Może co najwyżej umrzeć z głodu po paru dniach, ale zanim to nastąpi powinniście dotrzeć do celu — dodał, ładując znaleziska na stół, po czym zakasał rękawy.
Starzec chwycił wiadro, usiadł na taborecie, wyciągnął z kieszeni kozik i zaczął patroszyć zebrany narybek.
Vearia przebywała w tym czasie na zewnątrz chaty, tuż za oknem, obserwując ptactwo, które nagle tłumnie zebrało się nad brzegiem, wyczuwszy świeżą padlinę. Felivrin wyczuł, że jest zafascynowana ich lotem, sposobem w jaki swobodnie przemieszczają się w powietrzu. Poczuł narastające pragnienie odbycia podobnego lotu. Smoczyca oglądała swoje skrzydła, trzepotała nimi, jednak bezskutecznie, frasując się przy tym niezmiernie i fukając parą z nozdrzy.
Im wcześniej zdobędziemy zwierzę, tym szybciej uda mi się je przygotować — wtrącił jeszcze Klemens, niebezpośrednio sugerując elfowi, by zajął się tym zadaniem.

[Zatoka Keronu] Na skraju Puszczy

32
Elf westchnął ciężko. Pustelnik oferował pomoc w postaci "nawigatora", a pogoda się poprawiła i podróż do obozu wyglądała na realną możliwość. Problemem był jednak fakt, że pogoda była zmienna, obóz mógł już dawno przeniesiony lub zniszczony... a elf nie był w żaden sposób przygotowany na polowanie. Oczywiście była pewna "możliwość" której mógł użyć do sprawnego złapania zwierza. Byłaby on jednak zdecydowanie przesadnym użyciem swoich możliwości do tak błahego celu. Podobnie było zresztą z większością zaklęć elfa. Nie nadawały się do złapania czegokolwiek albo poskutkowałyby śmiercią zwierzyny, A przyniesienie ptaka z urwaną głową lub połamanymi kośćmi niekonieczni brzmiało jak coś czego było potrzeba do stworzenia "nawigatora". Zamyślony przysiadł obok córki i próbując ugłaskać jej poirytowanie szukał jednocześnie rozwiązania dla jego mewiego porblemu.

Skoro pochwycenie ptaków w ich normalnym stanie nie wchodziło w grę Profesor począł rozważać jak mógłby je spowolnić. Oszronienie skrzydeł? Za daleki dystans. Mutacja? Nie wiadomo czy będzie potrafił ją cofnąć bez laboratorium, katalizatorów i jakichkolwiek narzędzi stabilizujących magiczne anomalie. Zasadniczo wykluczało to wszystkie wyrafinowane i skomplikowane rozwiązania. Może skopiowanie jego pierwotnego wyzwolenia magii? Nie... od tego czasu jego magia znacząco zmieniła się w naturze. Zamiast zmrożonej sadzawki prawdopodobnie usmażyłby mewy prądem. Powietrze? Nie potrafi "chwycić" magią powietrza poza tym znajdującym się w jego płucach. Chwila...

"Niriviel" wstał i sprawiwszy sobie jakiś worek z chaty ruszył nad brzeg. Nabierając do płuc morskiego powietrza podszedł do najbliższego mewy naumyślnie ją spłoszył. Następnie drugą. I trzeci. Następnie ustaliwszy w przybliżeniu z jakiej odległości może zrealizować swój plan podszedł do czwartego ptaka możliwie jak najbliżej... po czym wypuścił z nozdrzy Chmurę rozpaczy wykonując możliwie jak najwolniejsze i nieagresywne ruchy ją pchać ją w stronę ptaka. Liczył na to, że zwierzę całkowicie zgłupieje lub zostanie sparaliżowane co pozwoli mu na łatwe chwycenie je w worek i za taszczenie do pustelnika. Powinno się udać. Tym razem ładował w końcu do wora mewę a nie Inkwizytora.
Spoiler:

[Zatoka Keronu] Na skraju Puszczy

33
Z krótkiej obserwacji Felivrin wykoncypował, że wygłodniałe ptaki, zajęte pałaszowaniem wyrzuconych na brzeg skarbów morza, płoszą się z bardzo niewielkiej odległości, najwyżej pięciu kroków. Sprzyjało to planowi uczonego. Podszedłszy na bezpieczną odległość do jednej z mew, uwolnił zaklęcie Chmury Rozpaczy i obserwował efekty.
Szara mgiełka wydobyła się z nozdrzy byłego profesora. Każda kolejna wydychana porcja gęstniała i zajmowała coraz większą objętość w przestrzeni pomiędzy niczego nieświadomym ptakiem, a Felivrinem. Pchana ku zwierzęciu chmura w końcu zawisła nad nim, by po krótkiej chwili upaść na piasek, zamykając nieszczęśnika w swoich objęciach. Mewa krzyknęła kilkukrotnie, zaczęła wierzgać i trzepotać skrzydłami, jednak nie wzniosła się do lotu. Nie była w stanie oprzeć się mękom, jakie zapewniło jej zaklęcie. Chwila tortur unieruchomiła w końcu ptaka, który z łatwością dał się wpakować do wora i zanieść do chaty.
Klemens kończył patroszyć ryby, kiedy próg przekroczył Felivrin z niespokojnym workiem. Pustelnik kazał położyć go na stole. Wpierw wyciągnął mewę z worka i złapał za szyję, tak by nie mogła mu uciec ani go zaatakować. Następnie wlał jej do gardła jakiś nieokreślony specyfik, który wygrzebał z dna jednej z szafek. Mewa w kilka chwil padła nieprzytomna. Kolejno Klemens chwycił w prawą dłoń grudkę srebrzystego metalu i zaczął pocierać ją w palcach, dopóki nie pokryła ich błyszczącym nalotem. Później medytował przez kilka godzin, z ubrudzoną metalicznym pyłem dłonią przy skroni. Wyszedł z transu gdy nadchodził wieczór. Podszedł do nieprzytomnego ptaka, wtarł jej metaliczny pył między oczy, na czubek głowy oraz na całej długości brzucha. Wybudził ptaka mocniejszym szturchnięciem i wypowiedział krótką inkantację, która, jak zrozumiał Felivrin, aktywowała najzwyklejsze zaklęcie oswojenia zwierzyny.
Gotowe — rzekł starzec. — Reaguje na dwie proste komendy: droga oraz wróć. Pierwsza spowoduje, że zacznie lecieć w kierunku, na który ją skierowałem, a druga przyzwie ją z powrotem do ciebie. Jest najedzona, więc powinna przeżyć do trzech dni. W takim czasie powinieneś dotrzeć do celu. Gdy doprowadzi cię do obozu, zaklęcie pryśnie, a ptak umrze śmiercią spokojną.
Mewa usiadła na parapecie, ciekawskimi oczami i z przekręconym łebkiem wpatrując się człowieka, elfa i smoczycę.

Nadszedł kolejny dzień. Przed wyruszeniem Felivrna, pustelnik podarował mu prowiant na drogę — trzy smażone ryby zawinięte w grubą warstwę alg, sakiewkę jadalnych nasion i orzechów oraz parę surowych małży.
Bardzo miło było cię poznać, Nirivielu Ta'muril. Podążaj skrajem lasu i strzeż się Gwiazd. Szerokiej drogi i obyś odnalazł spokój duszy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fenistea - puszcza”