Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

31
Ciała leżały w sposób, który ciężko było jakoś konkretnie wykorzystać. Jedna z postaci miała nawet ręce przyłożone do głowy, co wskazuje, że mieli okazję się jeszcze nieco powierzgać, zanim pomarli. Ale ale. Nasza mniszka postanowiła pobawić się w patologa i zbadać trupy od środka. Wzięła w tym celu kozik jednego z mężczyzn i nacięła nim wielki naj melon policzek jednego z ludzi. Miała nadzieję że krew wypłynie, czy wydarzy się cokolwiek podobnego... A guzik! Była zima, zaś w takich temperaturach krew lubi krzepnąć bardzo szybko.

Co jednak było niepokojące, to fakt iż ciało było w środku przegniłe. Nie opuchnięte, nie ścięte, a przegniłe. Kiedy rozchyliła nacięcie poza odorem rozkładu wykryła także jakiś ruch. To larwy jakiegoś owada szukały ochrony przed nagłym zimnem. Generalnie cały trup pomimo wyglądu z zewnątrz od środka wyglądał tak, jakby miał okazję się rozkłądać od ponad tygodnia, choć skóra nie zdążyła jeszcze nawet porządnie zsinieć na mrozie. Nie dość tego, zauważyła, że rękojeść trzymanego przez nią kozika jest zbutwiała, ostrze gdzieniegdzie pokryte jest rdzą... Po szybkim zbadaniu ekwipunku zauważyła, że ten nagły rozkład tyczył się każdego z elementów wyposażenia mężczyzn, od zbroi po worek na prowiant. Jedynie racje żywnościowe były nietknięte tym dziwnym zjawiskiem. <można uzupełnić zapasy>

Po wszystkim mogła tylko ruszyć dalej, albo zawrócić. Wybrała ścieżkę na wprost do lasu, który ukazał się już za następnym zakrętem. Zanim jednak mogła przekroczyć linię drzew musiała minąć dwa dwudziestostopowe posągi, z których każdy przedstawiał drzewca. Pomimo czasu niektóre kamienne gałęzie nadal się trzymały, a gdzieniegdzie nawet ostały się ażurowe listki. Tak, kiedyś to były piękne rzeźby, lecz przez lata je zapomniano, aż podziwiać je mogli tylko przemytnicy i bandyci.

Za jednym z pomników mniszka zauważyła prowadzący w ciemność korytarz, który został przez elfy odpowiednio poszerzony. Przed wejściem stała przytwierdzona na szczycie postumentu misa, w której wbrew wszelkiej logice nie było wody, a jedynie resztki popiołu i węgla. Mogłaby rzec, że to jakiś grobowiec, lecz elfy przecież grzebały swoich ziomków w lesie, sadząc na nich drzewa. Nawet królowie przechodzili ten sam proces. Kiedy analizowała sprawę czara sama z siebie rozpaliła się nikłym płomykiem, a w głębi korytarza zapaliło się obiecująco światełko. I w jakiś sposób zarazem złowieszczo. Koń jednak był mocno zaniepokojony. Posłuszny oczywiście, lecz zdecydowanie nie podobała mu się wizja wejścia do nieznanej jaskini.

Oczywiście można też było polecieć dalej, do lasu. Temu konik był nieco bardziej chętny, lecz niewiele bardziej. Ośnieżone drzewa były bardzo silne, a przez to wciąż pokryte liśćmi i za kilka godzin Brena znajdzie się w ciemnościach rozświetlanych tylko blaskiem upiornej zorzy, która ponoć już od pierwszego dnia zimy świeciła nad lasem nieprzerwanie. Obie ścieżki były niepokojące, a ślady kopyt wskazywały, że jakiś koń pobiegł tak do lasu, jak i wkroczył w ciemność domniemanego grobowca.

Obie ścieżki niepokojące, obie niejednoznaczne. Którą wybierze? A może znajdzie własne rozwiązanie? Do zmierzchu brakowało jeszcze jakichś dwóch godzin.

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

32
Brena miała szczęście, że postanowiła przyjrzeć się dokładniej ciałom. Znalazła troszkę jedzenie, które wzięła ze sobą i potwierdziła swoje obawy co do przyczyny śmierci. Dalsza jazda upłynęła jej w równie monotonny sposób. Próbowała ubarwić sobie drogę zastanawiając się co też może na nią czekać lecz szybko dała sobie spokój. Po drodze skubnęła nieco swoich zapasów w postaci chleba i kilku łyków wody. Znaleziony prowiant wisiał przed nią, daleko od jej rzeczy. Nie byłą całkowicie pewna, czy jedzenie nie jest skażone, a nie chciała by to coś rozlazło się po i jej zapasach.

Jedynym urozmaiceniem okazały się dwa olbrzymie posągi. Kiedyś z pewnością były piękne i pokazywały siłę leśnego ludu. Lecz gdy mniszka patrzyła na nie, widziała tylko upadek i tryumf minionych lat. Niedaleko posągu zobaczyła wejście do jaskini. Zaciekawiona skręciła w tamtą stronę. Jaskinia okazała się wykutym w skale tunelem. Wojowniczka zastanawiała się, którą z dróg wybrać. W końcu doszła do wniosku, że nie chce błądzić w ciemnym lesie. Wchodząc do jaskini miała nadzieję znaleźć konia, co wydawało się prostsze i w ukryciu spędzić noc. Stokrotek nie był skory do wejścia w mrok, co jeszcze bardziej podsyciło obawy mniszki. Poprzedniego dnia jego czujność uchroniła ją przed wejściem w pułapkę. Zeskoczyła na ziemię i pogładziła konia po pysku, czekając aż się choć trochę uspokoi. Idąc blisko wierzchowca z nagim mieczem na ramieniu weszła w mrok jaskini.
Obrazek

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

33
Ano ruszyli. Brena prowadziła konia i powoli zmierzała ku migotliwemu światełku w głębi korytarza. Co to było? Małe okrągłe pomieszczenie z kolejną czarą, która jednak zamiast na postumencie leżała teraz nieco obok. Po posadzce walały się ponadto kawały kamiennej płyty, a krótka analiza otoczenia doprowadziła do śladów ukruszeń na korytarzu prowadzącym dalej. Kiedyś zasłaniała go kolejna płyta, lecz ta została chyba wyłamana... od środka. Jakiś czas temu, sądząc po zwietrzeniu- liczony w stuleciach.

Ponadto ściany pomieszczenia były pokryte płaskorzeźbami, które jednak nie były w pełni zrozumiałe dla kogoś, kto nie zna kultury dawnych elfów. Widoczne jednak były figury żołnierzy, zakapturzonych postaci, łuków, strzał czy szkieletów. Wszystko to było splątane w naszpikowaną alegoriami bitwę, w której dominowały dwie postaci zwarte w pojedynku. Elficka kobieta z kosturem i koroną na głowie (chyba z kości) oraz ludzki mężczyzna, zakuty w zbroję od stóp do głów. Może to tylko jakaś wydumana legenda, a może nie.

Dalszy kawałek korytarza przebiegał bezproblemowo, choć ciężko o tym mówić, kiedy nagle przed podróżnikiem zapalają się błękitne pochodnie. Koń się spłoszył, Brena odruchowo zaczęła dobywać już miecza, ale nic się nie wydarzyło. Prostą ścieżką dotarli do rozstajów ścieżek, a czego dwie odchodzące na boki były nieprzeniknione niczym noc, zaś środkowa prowadziła dalej. Gdzieś kilkanaście czy kilkadziesiąt metrów dalej ta środkowa rozszerzała się w coś na kształt komnaty.

Dopiero po jakimś czasie to zauważyła. Nie było czuć ani wilgoci, ani stęchlizny.

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

34
Brena miała niemiłe przeczucie. Wrażenie, że weszła do olbrzymiego grobowca nie dawało jej spokoju. Widziała dziwne malowidła na ścianach, zniszczone ściany i inne, kamienne rzeczy. Ludzie pustyni też malowali swoje grobowce - przypomniała. Scena ta mogła symbolizować jakąś bitwę, pomiędzy elfami a ludźmi. Może wydarzyła się właśnie w tych górach, a zamknięta pieczara była grobowcem poległych ludzkich wojowników. Mam nadzieję, że nie natknę się na żadnego po drodze. Znając życie byłby w świetnej formie i pełen ochoty do pozbawienia mnie głowy.

Po przejściu korytarzem doszli wraz ze Stokrotkiem do rozwidlenia. W tym samym momencie komnata rozbłysła niebieskim płomieniem. Mniszka odruchowo dobyła broni, czujnie rozglądając się na środkach. Lecz nie była w stanie dostrzec przeciwnika. Opuściła miecz i zaczęła uspokajać czarnego ogiera. Mogła się założyć, że wyjdzie z tej jaskini siwutenki jak jej włosy. Po chwili zastanowienia postanowiła udać się do komnaty. Miała nadzieję znaleźć tam więcej malowideł, a może jakąś wskazówkę, co do dalszej podróży.
Obrazek

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

35
Czy w środku także były ryty? Jak najbardziej. Przechodząc dalej Brena widziała także kolejne ślady wyłamywanych od środka płyt oraz nowość- pułapki. Zużyte, wystrzelone, sparciałe i przerdzewiałe, lecz nadal świadczące o ich pierwotnym charakterze. Komuś kiedyś bardzo zależało na tym by nie wyszedł stąd nikt żywy, ale chyba pomysł zawiódł. Nie widać było żadnych kości ofiar.

Ale komnata. Spore pomieszczenie w kształcie półkuli o promieniu mniej więcej trzydziestu stóp rozświetlały rozstawione regularnie niebieskie pochodnie. Pomiędzy nimi zaś znajdowały się wnęki, w których z kolei umieszczono szklane bloki. Po bliższym przyjrzeniu się mniszka przyuważyła, że to prawdopodobnie sarkofagi, które z jakiegoś powodu są puste. Co ciekawe- przyuważyła, że teren obiekty pokrywa jakaś złożona mieszanka pisma. Kilka różnych alfabetów i jeszcze więcej języków. Pismo które zdarzyło jej się ujrzeć tylko u niektórych trolli, lecz także litery typowe dla Keronu. Teksty których język znała zgadzały się co do jednego- każdy z nich był jakąś odmianą egzorcyzmu bądź modlitwy błagalnej do bogów. Desperacja? Konieczny wybór? A może coś jeszcze innego?

Znaki na suficie opowiadały prawdopodobnie o tej samej bitwie, która została opisana w przedsionku. Po jednej stronie ludzie, elfy, orkowie, trolle... Ba, nawet drzewce! A z drugiej umarli. Szkielety, ożywieńcy i inne okropieństwa, które, jak wynika z naskalnej opowieści, ożywiały zakapturzone sylwetki. Nad pierwszą grupą górował znany już rycerz w pełnej zbroi, zaś nad umarłymi aurę dowodzenia roztaczała koronowana elfka z kosturem. Nekromanci i sojusz ras. Bitwa Przeciw Śmierci sprzed dwóch mileniów.

Analiza miejsca mogłaby potrwać jeszcze długie godziny, gdyby nie to, że kiedy tak stała na początku usłyszała przeraźliwy huk, a potem łomot uderzających o siebie kamieni. To kolejna z wielkich płyt opadła na dół blokując zarazem wyjście. Brena mogła za to popodziwiać wspaniały wizerunek strażniczego oka, który widniał na skale. W kilka chwil później znowu coś się ruszyło. Odsłoniła się kolejna płyta, która otwierała inną drogę. Za korytarzem znowu widniało piękne niebieskie światło, a gdzieś z oddali pobrzmiewało wesołe gwizdanie. Otworzyła się chyba droga przez kilka komnat.
A koń przestał się wierzgać. Patrzył się tylko w płomyki jak zaczarowany.

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

36
Brena odwróciła się się przestraszona. Wielka kamienna płyta zawaliła się, blokując jej przejście. Kolejna otwarła się, udostępniając przejście dalej. Wyglądało na to, że mniszka popełniła błąd wchodząc do tej jaskini. Lecz nic nie można było na to poradzić. Kobieta zauważyła dziwne zachowanie swojego konia. Spojrzała szybko w stronę niebieskiego światła i wyciągnęła z juków duży kawał jakiegoś materiału. Stanęła przed koniem i szturchnęła prosto w nos.
- Przestań gapić się w ten ogień, choć musimy znaleźć wyjście. - posłała myśl w jego kierunku.
Wojowniczka zarzuciła materiał na łeb Stokrotka, tak by zasłonić ogień. Złapała konia za uzdę i zaczęła prowadzić w stronę otwartego przejścia. Starała się unikać kontaktu z płomieniami. Dopiero teraz usłyszała dziwne dźwięki, jakby gwizdy. Przełknęła ślinę i mocno trzymając miecz w dłoni ruszyła przed siebie.

To co tu zobaczyła nie dawało jej spokoju. Jej przypuszczenia co do grobowca potwierdziły się. Czyżby armia nieumarłych wyszła z podziemie po raz kolejny i zajęła puszczę. Może to tajemnicza kobieta w koronie z kości jest przyczyną dziwnego światła nad lasem. Z niewiadomych i przeczących zdrowemu rozsądkowi przyczyn miała ochotę spotkać tą kobietę. Nie żeby z nią walczyć, po prostu... Brena potrząsnęła głową. Głupia, martw się, żeby wyjść stąd żywą. - ofuknęła się w myślach lecz pod jej nosem zagościł lekki uśmiech.
Obrazek

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

37
To było niesamowite. Oczywiście, w pierwszej kolejności przerażające, lecz nadal niesamowite. Brena nie mając specjalnego wyboru ruszyła naprzód, w stronę wesołego pogwizdywania. Jedna komnata, druga, trzecia... Wszystkie identyczne, a każda wyposażona w kilka zasłoniętych płytą wyjść plus jednym otwartym. Gdyby ktoś miał dostęp do mechanizmu nadzorującemu działanie przejść miałby do dyspozycji istny ruchomy labirynt, który nie pozwoliłby nikomu nigdzie wejść... ani wyjść.

Tymczasem jednak pociągający za sznurki chciał, by Brena dotarła tam gdzie chciał. Kiedy gwizdy były już blisko, nagle dało się usłyszeć męskie kaszlnięcie. Druga osoba, być może jeden z bandytów?
-Gdzie... GDZIE JA JESTEM?! WYPUŚĆ MNIE NATYCHMIAST!
-Hihihi, spokoooojnie, nie rzucaj się. Inaczej pan będzie hahaha, niezadowolony! Bądź dobrą ofiarą i krwaw spokojnie. Pan lubi posłusznych.


Chwila przerwy. Ktoś tam trawił słowa brzmiące niczym obłąkańczy bełkot.
-Jaki pan, kim ty jesteś?!
-Marick! Tak tak tak tak! Jestem Marick! Służę panu! Pan dobry, uratował od gwiazdek! Schronienie dał, chce by go uwolnić! Inne sługi uciekli dawno temu, nie widzieli pana! Ale gwiazdki spadły i złamały zaklęcie! Marick mógł usłyszeć pana! Łihihihi, Marick słyszy nawet teraz!
-Ty świrze, niech no ja tylko się uwolnię, to się nie pozbierasz.
-Uwolnić? U-WOL-NIĆ? Ja?! Pan da ci wolność! Marickowi da wolność! Wszystkim da wolność! Pan za służbę sprawi że nie umrzesz! Będziesz silniejszy, szybszy, nie umrzesz! Pan potrzebuje krwi by zerwać kajdany!


Brena stała tak w korytarzu i miała całkowitą pewność, że za zakrętem będzie króciutki korytarzyk, a na jego końcu szalony gość z rytualnym nożem czy czymś podobnym. Zaraz potem usłyszała krzyk. Przeraźliwy, nawet dla niej, która niejedno w życiu słyszała. Było też słychać brzęczenie łańcuchów, które jednak wytrzymały rozpaczliwy zryw ciała spętanego. I wszystko nagle ucichło.
-Tak tak tak tak tak! Udało się! Jeszcze tylko jedna dusza, jeszcze tylko jedna osoba! Jeszcze ja! Marick się przyda, Marick złamie pieczęć! -i nagła zmiana tonu na służalczy- Co? Panie? To ty? Mówiłeś że strażnik zasnął. Tak panie, tak, Marick zabije!

A potem Brena usłyszała ciężkie i nieregularne kroki świadczące o kulawości szaleńca. Na podłodze powolutku rósł cień ludzkiej sylwetki. Ktoś się zbliżał i raczej nie chciał zaprosić na herbatkę.
-Chodź tu intruzie! Marick cię uwolni, Marick obiecuje!

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

38
Ciszę przerwała rozmowa dwóch osób, z których jedna po chwili miała zginąć. Kobieta słuchała tego w napięciu. Rozmawiali o jakimś panie, który miał powstać z martwych. Marik, jakiś obłąkany samotnik ubzdurał sobie jakąś istotę, której chce służyć. A teraz idzie ją zabić. Kobieta nie wiedziała jak dowiedział się o jej obecności. Musiał usłyszeć huk kamieni albo Stokrotek mnie zdradził. - pomyślała szybko, odpychając konia od przyszłego pola walki.

Kobieta miękkim krokiem wyszła zza zakrętu, wprost na nadchodzącego przeciwnika. Trzymała wyciągniętą przed siebie broń w dwóch rękach. Szybkim wzrokiem oceniła wroga, korytarz oraz broń, którą się posługiwał. Skinieniem głowy rozkazała mężczyźnie by się cofnął lecz wiedziała, że tego nie zrobi. Kobieta chciała zaatakować poprzecznym cięciem prosto w ręce i broń napastnika, ewentualnie zmuszając go do cofnięcia się. Następnie płynnie przejdzie w pchnięcie i nie dając przeciwnikowi czasu na odetchnięcie, wykona półobrót (stoi bokiem do napastnika), wyprowadzając cios zza pleców. Przyjmuje pozycję defensywną by złapać oddech i przeanalizować ruchy przeciwnika.
Obrazek

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

39
Za zakrętem nie było potężnych wojowników. W stronę mniszki zmierzał za to żylasty, nienaturalnie wychudzony stary elf dzierżący ciemny jak noc sztylet. Dziwna to broń, której ostrze jest tak czarne, że zaczyna świecić ciemnością. Inaczej nie idzie opisać faktu, że sztylet sam z siebie rzucał cień na wszystkie strony.
-Kobieta! Tutaj! Marick szczerze się zdziwił! Marick chce uwolnić kobietę, prosi!

Cięcie ruszyło jak mniszka zaplanowała. Trafiło w ręce? A guzik, za szybko odskoczył. Nie wytrąciło mu również broni, choć na pewno miecz w nią trafił, bo poczuła wyraźny opór. Końcówka ostrza Breny stała się czarna niczym osmalona nad ogniem. Po pierwszej wymianie ciosów starzec wycofał się do końcowej komnaty.

A ta była nietypowa. Okrągła jak pozostałe, lecz na obwodzie nie znajdował się już żadne drzwi, a jedynie postumenty, z których każdy miał na szczycie figurkę kota. W centralnym punkcie pomieszczenia znajdował się sporych rozmiarów szklany sarkofag pokryty słabo świecącymi znakami i do tego przypieczętowany czymś na kształt kamiennych korzeni. Słabych i nadwątlonych, co trzeba dodać. W środku znajdowało się coś, co pewnie dawno temu było człowiekiem lub elfem, lecz niepowstrzymany czas pozostawił tylko trupa pokrytego kawałkami mięsa. Trupa ubranego w bogate szaty i dzierżącego w dłoni typową dla starców laskę. Brena choć nie była magiem to co nieco z magii umiała i mogła wyczuć, że trup wręcz napierdala dookoła magią, pomimo tego, że jego sarkofag wyraźnie go wiąże. Lisz. Najprawdziwszy, walony lisz.

Podłoga była pokryta chałupniczo wyrytymi wzorkami, które w miażdżącej większości były wypełnione rdzawym nalotem krwi. Po całym pomieszczeniu walały się także trupy różnych osób i gatunków, od królików, poprzez konie, aż po elfy ludzi i orków. W różnym stadium rozkładu. Trupich zapachów czuć jednak nie było, co świadczyło o jakiejś wentylacji. Z chwilowego osłupienia wyrwał ją skrzek elfa.
-Kobieta ma miecz! Kobieta umie walczyć! Marick nie umie walczyć, Marick umie tylko unikać! Ale kobieta silna, cenna, pan chce ją uwolnić! Marick pomoże panu!

Odskoczył jeszcze parę metrów i zanim kobieta go dogoniła wbił sztylet w serce jednego z trupów. Brena jakimś dziwnym zmysłem poczuła, jak jakaś magia przepływa od sarkofagu i poprzez to ostrze wnika w ciało. A to drgnęło i w mgnienie po wyjęciu ostrza podniosło się do pozycji siedzącej. Zjedzone przez rozkład oczy nie widziały, lecz jakiś zmysł na pewno pozwalał ożywieńcowi przyuważyć mniszkę. W następnej sekundzie podrywał się już ku kobiecie by ją zagryźć, a kucający paręnaście metrów dalej dziadek przymierzał się do powtórzenia procedury. Aż do skutku.

Na szkle sarkofagu-więzienia znajdowało się coś, co Brena jakimś cudem wcześniej pominęła. Leżała tam pochwa na sztylet będąca całkowitym przeciwieństwem ostrza trzymanego przez staruszka. Dla odmiany od ostrza cieni wnętrze futerału wydzielało dość światła, by służyć za reflektor.

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

40
Kobieta zakrzyknęłaby: To niesprawiedliwe! lecz nie miała takiej możliwości. Z obawą spojrzała na swoje ostrze, a konkretnie na osmalony czubek. Walka jej normalnym rynsztunkiem mogła na nic się nie zdać. Na szczęście zobaczyła nową broń. Błyszczała się białym, ostrym światłem. To czarne ostrze zabija i służy nekromantą. Białe musiało stać po stronie przymierza ludzi. Powinno wessać neoromantyczną siłę. Tylko tam się dostać i sprowokować dziada, żeby nie ożywiał nowych trupów. - pomyślała szybko. Widziała szarżującego na nią trupa. Nie miał oręża więc jej miecz dawał jej niezbędną przewagę. Z wyciągniętym ostrzem natarła na chodzące zwłoki.

Kobieta zaparła się nogami i mocno naparła. Gdy jej miecz wbił się w zwłoki przekrzywiła się tak, by pchnąć nieprzyjaciela prosto w ścianę. Miała nadzieję na mały okruch szczęścia, że miecz znajdzie jakąś szczelinę w kamieniach i zablokuje się. Nawet jeśli nie, powinna odrzucić od siebie wroga. Nie zatrzymując się pobiegła w stronę sarkofagu. Jeśli ktoś będzie chciał ją powstrzymać, to wysuwa szpony i szybkim ciosem odpycha od siebie wroga.

Gdy kobieta dopadła do sarkofagu od razu chwyciła za świecącą broń. Przygotowała się na to, że jakaś magiczna siła może ją od niej odrzucić. Miała nadzieję, że lisz w swoim obecnym stanie jest tylko magazynem mocy, nie jej aktywnym użytkownikiem. Po chwyceniu broni szybko ją wyciągnęła. Musiała teraz sprowokować starca przed przywoływaniem nowych pomocników. Może to co zrobi będzie samobójstwem lecz na pewno rozsierdzi starego elfa. Pytanie czy przy okazji coś nie wystawi jej w powietrze.

Brena walnęła metalową rękawicą w ścianę, dodatkowo wydając cichy gwizd. Gdy zobaczyła, że elf patrzy się w jej stronę, nabrała śliny w usta i soczyście splunęła prosto na szklaną trumnę. Z drwiący uśmiechem Jej usta rozszerzyły się szerzej w krwiożercy grymasie. Skinęła dłonią na starca w zapraszającym geście.
Obrazek

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

41
Plany miała epickie i złożone. Nie ma się co dziwić. Najpierw unieszkodliwiła potwora naprzeciw. Kilkutygodniowe zwłoki z nieprzyjemnym mlaśnięciem nadziały się na sztych ostrza i zgodnie z prawami pędu poddały się działaniom kobiety. Co prawda nie szło zaklinować miecza gdziekolwiek, bo komnata jak poprzednie miała gładkie do bólu ściany, lecz drobny łut szczęścia faktycznie pomógł. Traf chciał, że klinga poleciała nie na ścianę, a centralnie na jeden postumentów z kotem na czubku. Kiedy Brena ogarnęła się po nagłym hamowaniu i odskoczyła, kątem oka mogła jeszcze zauważyć, że trzymająca ożywieńca klinga została na końcówce przydepnięta przez łapkę kociego posągu.

Po odwróceniu się i rzuceniu na środek komnaty musiała jeszcze poradzić sobie z zombie, który został w międzyczasie obudzony. Szybkie wysunięcie wzmocnionych magią szponów i cięcie gładko zdekapitowało potwora. Nie na długo jednak to go powstrzyma. Bezmózgie bydlę ogarniało się nawet bez głowy. Może nie od razu, ale za niedługi czas znowu się na nią rzuci, choćby i był tylko kadłubkiem.

Dopadła w końcu do położonego centralnie sarkofagu. Tak jak myślała, pochwa na broń nie pozostała pozostawiona bez ochrony i wyciągnięta dłoń zatrzymała się w powietrzu jakby trafiła na skałę. Co jednak dziwne, na bliskość Breny pochwa jakby zareagowała. Walący od środka snopem światła przedmiot powoli drgnął i z wyraźnym trudem, ale poturlał się bezpośrednio do dłoni kobiety.
Za tobą.

Odruchowo się odwróciła, akurat na czas, by wbić szpony w oczy kolejnego zombie. Zdążył jedynie charknąć, kiedy oświetlił go również snop światła padający z pochwy. Nagle znieruchomiał. Brena szybko wypróbowała teorię na przebitym mieczem truposzu przy ścianie- on także zastygł, podobnie jak bezgłowe bydlę próbujące złapać ją za kostkę. Zauważyła jednak dwa kolejnego trupa który zmierzał w jej stronę. Cokolwiek go napędzało właśnie zaczynało się rozkręcać, bo dzierżył już miecz, choć bardzo niewprawnie. Jak będzie przeciągać prawdopodobnie któryś kolejny będzie nawet umiał go używać, a wtedy przejebane. Nieuszkodzony zombie miał wobec magicznego światła widoczny wstręt, lecz na pewno się go nie bał. Po prostu zauważalnie zwolnił.

Średnio wyszło także z prowokowaniem. Co prawda zyskała sekundę zastoju u przeciwników (tak, truposz też się zatrzymał), lecz oplucie sarkofagu...
-Kobieta pluje na więzienie pana, tak! Pan zadowolony!

...I sztylet opadł na kolejnego trupa. Elf znajdował się jakieś dziesięć metrów od kobiety, a na drodze między nimi kroczył niedorozwinięty ożywieniec, który trzymał ostrze na sztych. Ten przy dziadku właśnie wyciągał swoje ostrze i po postawie wyczuwać się dało nowicjusza.
Dało się też wyczuć coś dziwnego. Jakby ciało Breny wypełniało jakieś ciepło, które wędrowało od dłoni aż po końce włosów. Poza liszem był tutaj jeszcze jeden gracz. Wspomniany strażnik?
Daj się wesprzeć. Daj się prowadzić.
Spoiler:

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

42
Dotarcie do sarkofagu wiązało się z użyciem siły. Kobieta wysunęła szpony i uderzyła prosto w twarz ożywieńca. Poczuła jak jej pieść dosłownie zmiażdżyła jego głowę. Towarzyszyło temu radosne uczucie podniecenia i żądzy krwi. Dopadła do podwyższenia i już chciała złapać za pochwę gdy jej ciało uderzyło w niewidzialny mur. Przecież to byłoby zbyt proste. Lecz pochwa, jakby miał własną świadomość, powoli ześlizgnął się i opadł wprost na jej wyciągniętą rękę. Nie zdążyła dobrze się przyglądnąć broni gdy w jej umyśle pojawiła się prosta komenda: Za tobą.

Brena natychmiast odwróciła się i uderzyła. Jej cios znów okazał się celny. Z tym, że trup umarł po raz kolejny. Miała nadzieję, że na dobre. Szybko poświeciła światłem na zranionych wcześniej przeciwników. Oni także znieruchomieli. Nie zadziałało to jednak na kolejnym wrogu. Widocznie muszą być ranni by światło wyssało z nich ciemność. - pomyślała. Prowokacja, ku jej irytacji, przyniosła mizerny skutek. Miała ochotę wydrzeć się na starca, że źle ją zrozumiał i że nie robi tego czego od niego oczekiwała. Mniszka pozwoliła by furia ją napełniła.
- Kim ty w ogóle kurwa jesteś? Zresztą, przedstawisz się później. - rzuciła w myślach.

Brena wystrzeliła prosto w kierunku starego elfa. To on był priorytetem. Starała się uniknąć niepotrzebnej walki z trupem po środku, obiegając go dookoła. Lecz jeśli nie będzie innego sposobu, to postara się szybko skrócić dystans. W biegu celuje pochwą we wroga, strzelając w niego słupem światła. Może światłość go oślepi lub chwilowo zdekoncentruje? Była szybsza niż trupki, więc chciała uderzyć przeciwnika w pierś pochwą, a drugą ręką blokuje cios (jeśli ożywieniec taki wyprowadzi). Następnie, szybkim zjazdem szponami prosto po szyi przeciwnika, załatwia sprawę. Nawet jeśli nie zdoła wyprowadzić ciosu, to odpycha od siebie zwłoki i biegnie w stronę starca.

Jeśli zbliży się do elfa, to kopnięciem chce go odrzucić od kolejnych zwłok. Uważa na jego ciemną broń i do blokowania ciosów, jeśli nie da się uniknąć, używa tylko swojej, świetlistej broni. Brena zasypuje przeciwnika szybkimi ciosami, zmuszając do cofnięcia się pod ścianę. Jeśli starzec znów będzie chciał uciekać, to kobieta stara rzucić się za nim i obalić go na podłogę.
Obrazek

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

43
Zgodnie z oczekiwaniami zombie naprzeciwko nie było zbyt rozgarnięte. Nie myślało, to na pewno. Poruszało się też tak nieskładnie, że Brena miała nad nim przewagę. Drugi zaś... Okazało się, że to dziwne światło wywołuje dokładnie taki sam skutek, niezależnie od miejsca gdzie się celuje. Czyli możemy sobie darować namierzanie głowy.

Dzielący mniszkę i starca szkielet nie wytrzymał jej szarży i pozwolił sobie rozszarpać i tak już przegniłe gardło. Muśnięty blaskiem padł bez ruchu. Elf jednak zdążył się dorwać do następnego ciała od którego kobieta go odkopnęła. Dziadek odleciał półtora metra, spojrzał z obrzydzeniem na trzymaną w dłoni kobiety relikwię.
-Marick nie podoła. Pan chce się zająć kobietą osobiś... khrrrrtk!

Nie zdołała temu zapobiec, po prostu była o centymetry za daleko. Co się stało? Kiedy leciał coś kazało temu elfowi wyjąć zza pasa własny nóż. Najzwyklejsze ostrze, którym bez jęknięcia poderżnął sobie gardło. Brena nie czekała długo, oczywistym było że jeżeli ma zakończyć szaleństwo, to mroczne ostrze jest tutaj kluczem. Przy dziadku jednak go nie było.

Usłyszała głuchy pomruk. Błyskawicznie się odwróciła i mogła popodziwiać, jak jakieś wielkie ramię odrzuca ją na ścianę odległą o parę metrów. Pewnie ma złamane żebro, lecz niebiosom chwała, że ma na sobie zbroję. Ujrzała też przeciwnika. To coś co ją tak potraktowało nie było zombie. Walające się ciała ofiar ściągane były za sprawą jakiejś siły w jedno miejsce, niezrozumiałym sposobem zrastały się, splatały... To co ją tak walnęło było jednym z kilku ramion utworzonym z kilku splecionych ze sobą rąk. Nie, nie było inteligentne. Nie było nawet na tyle rozgarnięte, by się składnie poruszać. Taka wielka kupa mięsa, z której sterczała w jednym miejscu rękojeść broni pozostawionej pewnie w ostatnich zwłokach. Zamiast serii słabszych dostała jednego silnego przeciwnika, który wręcz pulsował mroczną magią. Nie zdołam dłużej powstrzymywać rytuału. Lisz się obudzi, lecz bez swej mocy jest bezbronny. Moc płynie przez ostrze, pochwa wiąże ostrze, ostrze jest kluczem. Pomogę ci jak tylko zdołam.

Jednocześnie Brena usłyszała tuż obok uderzenie miecza. Tego samego, który zaklinował się po drugiej stronie sali. Leżał obok niej i na obwódce jarzył się jakby był zaklęty. Trójka ze stojących na postumentach kotów się poruszyła, a następnie rzuciła na ożywionego golema. Kamienne pazurki wcięły się w kilku miejscach jak w masło i zanim Brena podjęła swoje akcje okazało się, że jedno z wynaturzonych ramion opadło bezwładnie po przecięciu mięśni i stawów. Pozostały dwie wielkie jak konary łapy.

Tymczasem staruszek się spokojnie wykrwawiał. Jak sam wcześniej stwierdził jego panu do szczęścia brakowało jedynie jednej ofiary, a on właśnie za taką zrobił... Pożłobiona w rowki posadzka poczęła się nieśmiało jarzyć szkarłatem, a pokrywa sarkofagu drgać w dość jednoznaczny sposób. Cokolwiek miała zrobić Brena należało się spieszyć.

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

44
Kobieta potrząsnęła bronią i złapała za broń. Stary elf sam doprowadził do tego, czego ona nie chciała. Zabił się. W jej myślach pojawiło się tylko jedno stwierdzenie: Niewdzięczny fiut. Brena zmierzyła wzrokiem wielką kupę ciał. Będzie musiała wymyślić jakiś plan i to bardzo szybko. Zobaczyła wystający nóż, co było światełkiem nadziei w jeziorze szamba jakim było zbliżenie się do wielkiego giganta. Wsadziła pochwę do spodni, by nie miała szansy wypaść.

Póki olbrzym zajął się kotkami, Brena próbuje zajść go tak by jej nie zauważył. Mając sztylet przed oczami czeka na dogodny moment i rusza pełnym biegiem na ożywieńca. Wskakuje na przerośniętego potwora, wbijając miecz prosto we wroga. Używając szponów jak alpinista czekanów, wspina się po gigancie. Śpieszy się, olbrzymie ręce zaraz mogą jej złamać kark. Polegając na sile swojego krzepkiego ciała dąży prosto do sztyletu, by go wyrwać i odbić się od potwora. Jeśli jej się to uda, to szybko wkłada broń do pochwy (na sztylet oczywiście, przyjemności przed snem).

Jeśli ta taktyka będzie niemożliwa, Brena spróbuje skoordynować swój atak ze kamiennymi kocurami na jedną z kończyn golema, a następnie spróbuje odzyskać broń.
Obrazek

Re: Wąska ścieżka gdzieś w północnej części Wschodniej Ścian

45
Brena rzuciła się ku zdobyciu najważniejszej rzeczy w całym pomieszczeniu, której rękojeść radośnie sterczała na czubku potwornego zrostu ludzkich i zwierzęcych ciał. Obeszła bydlę dookoła, gdzie jak mniemała jest martwa strefa postrzegania dla potwora. Na początku szarży usłyszała trzask pękającego szkła. Kiedy zaś miecz wchodził w ciało zauważyła trzy rzeczy. Po pierwsze mięso było w znacznej części rozłożone i dwuręczniak wgryzł się w golema jak ciepły nóż w masło. Po drugie potwór zawył z bólu, co mogło świadczyć o bardzo konkretnych właściwościach poświaty jaką widziała na ostrzu. Po trzecie zaś amorficzna dotad masa na plecach nieco się przekształciła i teraz na mniszkę łypało przekrwione oko.

Skoczyła jednak dalej, choćby i miała się wspinać po kościach. Pomysł miał szansę wypalić. I wdrapywała się. Ramiona szczęśliwie nie były zdolne to przekształcenia się w coś co sięgnie za plecy. Ale nie oznaczało to, że przeciwnik nie pojmuje o co chodzi. Na początku próbowała ją ugryźć głowa konia, która dość gładko odeszła od reszty. Potem będąc już niemal na szczycie musiała zjechać dobry metr z potwora, by nie dać się rozsmarować o ścianę. A na końcu z bulwiastej masy wyskoczyły dwie ręce, które chwyciły ją za nogi i nie chciały puścić dalej. Ostatnie centymetry były więc sporym wyzwaniem, tym bardziej, że znajdowała się przecież na wielkim, wierzgającym się kolosie z martwych ciał. Taki widok wystarczy by przejść na wegetarianizm.

W końcu jednak dorwała rękojeść. podciągnęła się na niej i wyciągnęła ją. Próbowała szybkim ruchem włożyć ostrze do trzymanej w zębach pochwy (w sumie gdzie indziej miała ją trzymać?), lecz cielsko potwora zareagowało na wyjęcie broni zbyt szybko i bezwładnie zwaliło się na posadzkę. Za golemem oczywiście poleciała Brena, która nie zdołała utrzymać równowagi na tyle, by wykonać zaplanowaną czynność. <aż rzuciłem kostką> Uderzenie było dostatecznie nieprzyjemne, że kościana pochwa na sztylet wypadła jej z ust i potoczyła się na jakąś odległość, jak i sztylet zresztą, który wyleciał z zaskoczonej ręki. Co prawda leżały bardzo niedaleko siebie, ale...

Ale. Po pierwsze jej rękawica i kolana zanurkowały na pięć cali w kałuży zgniłej tkanki. Z tego trzeba się było wygrzebać z nieprzyjemnym mlaśnięciem. po drugie jednak to nieprzyjemne coś... Dookoła walały się kawałki szkła. W momencie kiedy potwór ryczał sarkofag najpewniej eksplodował i uwolnił więźnia. Teraz unosił się naprzeciw niej. Martwe, bogato odziane ciało, trzymające w dłoni krótką laskę i lewitujące jakieś trzy cale nad ziemią. Do pochwy i sztyletu próbowały się dorwać kamienne rzeźby, lecz pstryknięcie nagich paliczków i wszystkie obecne w komnacie posążki obróciły się w proch.
Ty. Ty próbowałaś zakłócić mój powrót. Widzę że determinacja mojego strażnika jest większa niż mi się zdawało. Teraz jednak jestem już wolny. Cudowne uczucie. Masz jakieś pytania, zanim się posilę twoim życiem?

Zajmij go przez chwilę- rzucił drugi głos. Pochwa i sztylet powolutku, powolutku się obracały ku sobie. Za powolutku jak na gust Breny.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fenistea - puszcza”