POST POSTACI
Qadir
”Pustynny Smok”, jeden z bardziej doświadczonych magów w grupie, przez cały poranek pozostawał skupiony na jednym celu: dotarciu do bramy, która miała zamknąć drogę do ich rzeczywistości. Kiedy wszyscy zwinęli obozowisko i ruszyli w dalszą drogę, jego myśli krążyły wokół bezpieczeństwa i możliwości, jakie mieli przed sobą. Choć poranek był pozbawiony większych rozmów, Salih zauważył, że atmosfera była ciężka, jakby każdy krok prowadził ich bliżej nieodwracalnego losu.Qadir
Kiedy dotarli na skraj wymierającego lasu, Karlgardczyk odwrócił wzrok od szlaku, by rozejrzeć się po otaczającym ich krajobrazie. Było to miejsce martwe, pozbawione życia, jakby nawet natura porzuciła tę krainę. Roland, jeden z najemników, nagle zatrzymał powóz i zwrócił uwagę wszystkich na potrzebę zejścia z koni. Ostrzegł, że jeśli nie chcą być wykryci i zmasakrowani przez mroczne elfy, muszą poruszać się na piechotę. Profeta natychmiast zastosował się do jego słów, zeskakując z wierzchowca oraz dostosowując się do reszty grupy. Wszyscy okryli twarze kapturami, starając się pozostać jak najmniej widocznymi.
Poprowadzeni przez młodą dziewczynę, zaczęli wspinać się na wzniesienie. Kiedy dotarli na szczyt, przed ich oczami rozciągnął się widok, który wprawił czarnoskórego maga w niemałe osłupienie. Obóz mrocznych elfów był ogromny, rozciągający się na całą połaci martwego półwyspu Fenistei. Sieci pajęczyn, czarne namioty, setki – jeśli nie tysiące – wojowników rozlanych po pustkowiu. To wszystko sprawiło, że wieszcz poczuł chłód na karku. Czyżby jego plan legł w gruzach? - Nie spodziewałem się tego… - wyszeptał, jakby sam do siebie, wciąż oszołomiony widokiem przed nimi. Westchnął cicho, starając się uspokoić myśli i skupić na zadaniu, które mieli wykonać. Zmierzył wzrokiem obozowisko, zastanawiając się, jak mogliby przedostać się przez tak liczną armię. - My chyba nie wyobrażamy sobie, że przekradniemy się przez kilkaset jednostek Mrocznych, prawda? - rzucił cicho w stronę Tamny i Rathala, dwójkę rodzimych przedstawicieli długowiecznej rasy Wysokich Elfów, licząc szczególnie na ich reakcję poza Dortrisem.
Yasin zaczął intensywnie myśleć, jak mogliby ugryźć ten problem. Był świadomy, że próba przemknięcia przez obozowisko graniczyłaby z samobójstwem. Po krótkim zastanowieniu zaproponował alternatywę: - Mogę przeteleportować się pod samą bramę, zacząć działać już tam, na klifie. Uniknę całej tej armii, lądując bezpośrednio tam, gdzie powinniśmy być. Może nawet uda mi się ich odciągnąć częściowo… - Słowa te były wypowiedziane z pewną dozą niepokoju, ale jednocześnie stanowczo. Wiedział, że to może być ich jedyna szansa na sukces, ale potrzebował zgody panny Il’Dorai, a w tym Rathala.
Po tej całkiem przypadkowej sugestii, Salih poczuł, że musi zrobić coś więcej. Kraina, w której się znaleźli, była zapomniana przez bogów, ale on sam nie zamierzał z tego rezygnować. Odsunął się nieco od reszty ekspedycji, aby następnie wyciągnąć liść z pobliskiego krzaka, zamierzając wykorzystać go jako narzędzie w rytuale boskiej eksklamacji. Skupił się na modlitwie, wzywając jedynego Stwórcę Elfów. Głos mężczyzny, choć niemal niemy, był pełen głębokiej determinacji:
W tych słowach zawiera się cała jego wiara, nadzieja, a może też desperacja. Nie wiedział, czy ktoś słyszy jego niezwykłe wezwanie, ale to nie miało znaczenia. W tym momencie robił coś więcej niż tylko pokładanie nadziei na powodzenie misji – wzywał jednego z najpotężniejszych bytów, a zarazem tego który posłał go na tę misję, prosząc o wskazówkę, która mogłaby przechylić szalę na ich korzyść.Sulonie, oświeć mnie tym, co możemy uczynić, aby dopiąć mojego przyrzeczenia. Prowadź nas, daj nam znak, ochroń przed gniewem dzieci podmroku... zwłaszcza twą córkę, Tamnę. Ona jest przyszłością.