Chodziłem do szkoły muzycznej przez niecałe trzy lata, ale uciekłem stamtąd, bo było brzydko, nudno, ciężko i niemiło. Mimo wszystko wyniosłem pewne podstawy. Grałem nawet całkiem nieźle na akordeonie w zespole, ale to też przeszłość, do której raczej nie wracam. Instrument leży gdzieś na strychu nieużywany od 8 lat.
Na klawiszach gram od ósmego roku życia, kiedy otrzymałem od wujka keyboard. Uczyłem się na nim grać sam, korzystając z wiedzy wyniesionej ze szkoły muzycznej. Pierwszy prosty utwór napisałem chyba dwa lata później. Do dziś go pamiętam, ale jeszcze nigdy nie został nagrany. W ciągu trzech pierwszych lat grania napisałem z osiem kawałków, większość już zapomniałem, bo byłem na tyle leniwy, że nie zapisywałem sobie ich w postaci nut. Później zainteresowałem się tworzeniem muzyki przy pomocy komputera. Początkowo bawiłem się elektronicznymi brzmieniami. Gdy dojrzałem do muzyki filmowej i klasycznej, zacząłem działać w tych klimatach. I tak sobie tworzę do dziś, dla siebie. Może kiedyś będę na tym zarabiał, ale długa droga przede mną.
Obecnie zaopatrzony jestem w całkiem dobrej jakości klawiaturę MIDI,
"jakieś takie suwaki", które dla przeciętnego człowieka wydają się służyć do zabawy w DJ'a, no i komputer, który stanowi tak naprawdę serce całego mojego skromnego studia. Ostatnio kupiłem sobie jeszcze gitarę akustyczną i uczę się gry na niej, znów samodzielnie. Mam jeszcze taki
śmieszny mały instrument, drumla się nazywa. I gram też czasem na nerwach, choć pewnie tego nie widać, bo przeważnie jestem miły, dobry i w ogóle same słodkości. No i w przyszłości kupię sobie jeszcze gitarę elektryczną. Taki ze mnie człowiek-orkiestra.