Re: De Profundis - Czyli gra za pomocą listów

184
Okazuje się właśnie, że mój pobyt w (kolejnym) polskim szpitalu przeciągnie się prawie że do świąt, a tu trochę nie bardzo mam warunki do pisania - jak już po południu mój nadworny sadysta przestaje mnie męczyć zginaniem mi nogi na siłę, to wracam do pokoju, w którym na okrągło "Koło Fortuny", "Ukryta Prawda" albo "Familiada" i nie bardzo da się zebrać myśli. Pomijając już kwestię dostarczania i wysyłania poczty, do czego musiałabym kogoś zatrudnić. To chyba jednak lepiej się na mnie nie oglądajcie. :(
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: De Profundis - Czyli gra za pomocą listów

185
Słodka maryjo wiecznie dziewico... Oni ci leczą tę nogę czy chcą zrobić cyberwszczepy? :( Współczuję i rozumiem, że w takich warunkach, to nie da rady.

Mam jednak propozycję, jeśli oczywiście będziesz chciała, byśmy mogli pisać do ciebie listy, ale odpisałabyś dopiero, gdy byłaby możliwość. To można fabularnie uzasadnić, żeby daleko nie szukać - właśnie pobytem w szpitalu, albo czymkolwiek innym. Dodatkowo wprowadza nawet element bonusowego niepokoju, bo nie wiemy co się dzieje z jednym z naszych partnerów w zbrodni... może Szatan już ją dorwał?

Takie rozwiązanie na chwilę obecną wymagałoby "jedynie" stworzenia postaci. Wiem, że w oparach grażynkowych klimatów może być ciężko, ale zawsze można zamknąć się w klozecie albo włączyć szatańskie pieśni na słuchawkach ;)
Obrazek

Re: De Profundis - Czyli gra za pomocą listów

188
Dobra, przy niedzieli Grażynki wybyły do kościołów i do mężów na rosół, więc udało mi się coś sklecić. Piszcie do mnie w takim razie i martwcie się, że nie odpisuję :D

Hazel Burroughs
Portret:
Spoiler:
Na pierwszym spotkaniu w 1878 roku pojawiła się wysoka, uśmiechnięta, pogodna kobieta o ciemnozłotych włosach upiętych nienagannie wedle najlepszej aktualnej mody. Miała wówczas 23 lata. Jasne oczy Hazel braliście zawsze za naiwne i cielęco łagodne, dopiero po latach, odnajdując przypadkiem wspólną fotografię członków przeklętego towarzystwa czcicieli Szatana, wypatrzyliście w tych źrenicach jakąś dzikość. Może dlatego, że wiedzieliście już coś o tym, jak potoczyły się jej dalsze losy.

Nikt z was nie potrafiłby powiedzieć o lady Hazel złego słowa i nikt też nie umiał nigdy zgadnąć, co ona właściwie w tym towarzystwie robi. Wzorowa żona dla swego małżonka Evana, kochająca matka dla trzech maleńkich, przygarniętych z przytułku dziewczynek: Elsie, Josie i Harriet, zaangażowana w organizację dobroczynnych zbiórek, balów i koncertów, doskonała pani domu, łagodna dla służby, pełna współczucia dla ubogich, prawdziwy promień słońca w salonie, ogrodzie i kuchni.

Pani Burroughs była także serdeczną przyjaciółką rodziny Sullivana Crowleya (który, nawiasem mówiąc, to właśnie poprzez nią trafił na wasz krąg), a już szczególnie jego nieszczęsnej żony Charlotte*, przez Hazel zwanej pieszczotliwie "Lottie". Czy pani Burrougs kochała ją naprawdę i szczerze, jak zawsze powtarzała, czy tylko perfidnie udawała? Wcale nie macie pewności. W każdym razie bez pomocy tego jasnookiego anioła zamącenie w głowie pani Crowley i doprowadzenie jej przed oblicze Szatana byłoby znacznie trudniejsze i pewnie musiałoby okazać się także bardziej brutalne w środkach. Ale Hazel umiała być taką przyjaciółką, której przyjaźni nikt się nie oprze.

Po narodzinach dziecka Szatana Hazel nie zabawiła długo w Londynie. Zrobiła coś, czego nikt się nie spodziewał. W atmosferze skandalu z dnia na dzień porzuciła męża i wyjechała do Melbourne, skąd jeszcze przez chwilę dochodziły do was wieści o tym, że rozpoczęła karierę na deskach jakiegoś teatru, a może w cyrku, jako tancerka, akrobatka czy coś równie niestosownego. Na domiar złego poczęła zgłębiać mity i podania australijskich dzikich. A jej trzy przygarnięte córeczki jeszcze w trakcie podróży do Australii rozchorowały się i zmarły na krup. Podobno.

Później kontakt się urwał, zresztą żadne z was do niego nie dążyło. Lepiej było o sobie zapomnieć.

----
* jak matka dziecka Szatana miała inaczej na imię i gdzieś to padło, a ja przeoczyłam, to mnie poprawcie
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: De Profundis - Czyli gra za pomocą listów

192
Aishele pisze:Znając Pocztę Polską zaproponuję i tym razem, żebyśmy przed wysłaniem nasze listy fotografowali lub skanowali i przesyłali na wspólnego maila. Poprzednio uratowało to parę razy sytuację :)
Fotografowanie jak najbardziej, nawet dla samej/samego siebie, aby mieć wgląd w ciągłość korespondencji. A co do wysyłania na maila - ślemy na tego starego czy zakładamy nowego? I jak tytułować maila, by nie popełnić faux pas i nie przekopywać się przez cudze listy? ;)
Guede [Bot] pisze:Mogę grać Szatanem?
Możesz.
Obrazek

Re: De Profundis - Czyli gra za pomocą listów

193
Moi drodzy ex sataniści, oto skrzynka, na którą można słać skany/zdjęcia listów:
ordosatanus@gmail.com

formatowanie:
DATA - KTO do KOGO np. 26 listopada 1890 - Moira do Hazel



Z dniem dzisiejszym nadałam trzy listy, powinny niebawem trafić do waszych szatańskich skrzynek!

Prośba do Żercy o zrobienie zdjęcia lub skanu listu od Moiry i wysłanie na skrzynkę mailową. Nim podnieta z pisania pierwszego od przynajmniej 15 lat listu opadła - było już zaklajstrowane, wybacz :P Ale obiecuję poprawę, piguły na sklerozę już kupiłam.
Obrazek

Wróć do „Karczma”