Ludzie

1
Jak wynika z ubogich źródeł historycznych z tego czasu, Turonion i Sulon stworzyli ludzi około 180 roku I ery, a Świątynia Drwimira podaje, że również i on maczał w tym swoje palce. W zamyśle Stworzycieli, człowiek miał podbudować stosunki zwaśnionych ras skaleczonego walkami świata, być mostem umożliwiającym ścisłą współpracę między wyraźnie odmiennymi społecznościami. Cóż - „chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zawsze”.

Ludzie zaczęli wyznaczać własne prawa i uważać się za panów świata. Szybko uczyli się od starszych ras, by wkrótce zacząć budować własne osady i rozpocząć ekspansję i eksplorację niezbadanego jeszcze świata. Jednym z pierwszych miejsc, do których udali się z rodzinnych regionów zachodniej części kontynentu, była ogromna przestrzeń na południu, pustynie i surowe góry, które nie interesowały pobliskich Elfów. Z czasem zagłębiali się coraz dalej w piaski pustyni, aż w końcu dotarli do Czarnych Murów i – czy to przez własną ciekawość, czy za podszeptem Drwimira - uwolnili odizolowanych Orków. Stworzenia Drwimira szybko pokazały, jak wznosić warowne miasta, a pojętni ludzie nie omieszkali skrzętnie wykorzystywać tego w większych ośrodkach miejskich.
Człowiek dotarł również do mroźnych i majestatycznych krain Północy. Tamtejsze regiony były na tyle niekorzystne, że powstały jedynie nieliczne osady nad morzem, a wiele setek lat upłynęło, nim koczownicze grupy myśliwych w końcu zatrzymały się i utworzyły dwa ośrodki miejskie.

Jednym z takich ośrodków stało się miasto powstałe, by ukoronować zdobycie nie tylko nizin, ale i samych szczytów górskich - Thirongad. Nie wszyscy mogli przebywać na szczytach świata pośród szalejących lodowatych wichrów i niebezpiecznych bestii, w niedostatku pożywienia i zagrożeniu płynącym z wdzierania się na tereny Gnomów i Krasnoludów. Słabsi zginęli, a ci, którzy wykazali siłę i wolę przetrwania zostali tam na zawsze, tworząc własną kulturę i nie wdając się w większe niż lokalne spory.

Ludzie są wszędzie, robią wszystko i mogą być wszystkim – jak robactwo, do którego bywają porównywani przez rasy, którym się naprzykrzyli. Dopasują się do każdej kultury, religii, warunków, dlatego też są dominującą rasą na niemal każdym skrawku kontynentu. Mimo, iż różnią się od siebie temperamentem, kolorem skóry czy budową ciała, to i tak w gruncie rzeczy wszyscy są tacy sami – szukający okazji i elastyczni.
Kerończycy mają jasną cerę i można u nich dostrzec wszystkie kolory oczu i włosów. Mieszkańcy Urk-hun są nieco ciemniejsi, a niektórzy wręcz całkiem czarni i dominują u nich ciemne włosy i takież oczy. Ci żyjący na wschodnim Archipelagu wyglądają na mocno opalonych, mają włosy czarne bądź brązowe, lekko skośne zielone bądź niebieskie oczy, po tylu latach przypominając bardziej półelfy niż swych północnych braci, lud Uratai. A znowu ci są nieco bladsi od Kerończyków, a dominują wśród nich jasne kolory włosów i oczu.

Ludzie wyznają wszystkich bogów i to właśnie wśród Ludzi najczęściej dochodzi do fanatyzmu. Niektórzy mogą być tak zaślepieni wiarą w jednego boga, że wszystko inne wyda im się herezją – a wtedy, oczywiście, nie ma co liczyć na najtwardszą nawet logikę i argumenty.
Ciężko powiedzieć, by mieli własną kulturę – w gruncie rzeczy jest to wielki zlepek prądów całej historii wszystkich ras, wymieszany i wstrząśnięty. Proporcje użytych składników różnią się jedynie w zależności od regionu.


Uratai

Niektórzy bajają, że bogom spodobała się determinacja i niezłomność ludzi, którzy zdecydowali się osiąść na szczytach świata mimo srogich warunków, dlatego też zostali nagrodzeni siłą, by tam przetrwać; inni znów twierdzą, że bogowie uznali, że człowiek zdobywający najwyższe góry czuje się na równi z nimi, dlatego też ukarali ich życiem na odludziu, gdzie każdy dzień to wyczerpująca walka o przetrwanie. A że gdzie dwóch ludzi, tam trzy teorie, to znaleźli się i tacy, którzy uznają obie wersje. W tej sprawie zabrała też głos naukowa brać, twierdząca, że jest to długotrwałego przystosowania do tamtejszych warunków. Pewne jest zaś, że są odizolowani od świata, zdani tylko na siebie, silni i nieobliczalni - oto Uratai, lud zwany przez inne rasy Barbarzyńcami.

Żyjąc wysoko w górach, Uratai wytworzyli własną kulturę i obyczaje. Nie czczą bóstw w żadnej formie osobowej, a poprzez żywioły - ogień, wiatr i lód, co prawdopodobnie symbolizuje Drwimira, Sulona i Turoniona. Należy też wspomnieć, że nie są specjalnie religijni – a przynajmniej nie w znaczeniu ludzi z południa, gdzie świątynie mają sztywną strukturę, a kapłani są wręcz oddzielnym stanem społecznym..
Stolicą ludu Uratai jest położona wysoko w górach twierdza Thirongad. Rządzi tutaj Rada Starszych, której członkami są tylko osoby silne i doświadczone, weterani plemiennych waśni - „siła Rady to siła ludu”, jak mawiają. W jej skład wchodzą zawsze trzy osoby, z których każda musi należeć do innego plemiona. Jest to tradycja praprzodków, którzy wybrali tę liczbę ku czci trzech żywiołów i odpowiadających im bogów. Członkostwo w Radzie Starszych to najwyższy zaszczyt, jaki Uratai może osiągnąć, dlatego też prawie nikt nie odmawia tej funkcji, a jeśli już tak się stanie, co jest niebywałą rzadkością, na jego miejsce jest natychmiast wybierana inna osoba. Funkcję Starszego pełni się aż do śmierci. Znane są przypadki, że Starszy nie był w stanie należycie sprawować swojego urzędu – zostawał wtedy z niego zwolniony, a na jego miejsce wstępował następca. Jedną z najważniejszych decyzji, jakie Rada Starszych podejmuje, jest właśnie wyznaczenie kandydatów na kolejnych członków Rady. Średnio dwa lata typują, kto nadawałby się, by pełnić tę ważną dla wszystkich Uratai funkcję, a towarzyszą temu podniosłe uroczystości i ceremonialne próby siły. Jako że funkcja jest dożywotnia, to tak częste wyznaczanie kandydatów może zdawać się przesadą – należy jednak pamiętać, że Uratai są ludem wojowników, gdzie rotacje na szczeblach władzy są częste.

Niewielu wśród Uratai przejawia zdolności magiczne, a jeszcze mniej je rozwija. Ich szamani opierają swoją magię na rytuałach i duchowych podróżach, wróżbiarstwie i wizjach. Pełnią funkcję doradców i uzdrowicieli, mędrców i nauczycieli. Potrafią spędzać całe długie dnie lub tygodnie na samotną medytację w odosobnionych, trudno dostępnych miejscach, wśród gór i mroźnej tajgi.
Każdy Uratai musi umieć polować, by zapewnić przetrwanie sobie i swoim braciom. Wysoko w górach żyją zwierzęta i potwory, które z pewnością bez walki się nie poddadzą. Są niezwykle agresywne, czasem atakują nawet siebie nawzajem, stąd też każdy Barbarzyńca musi umieć walczyć. Od dziecka każdy chłopiec i dziewczynka szkolą się w orężu. Kobiety z reguły nie dorównują mężczyznom, gdyż ich rola opiera się później na przygotowaniu żywności, zajmowaniu się wioską i rodzeniu dzieci, a przez to już nawet szkolenie otrzymują niedbałe i bardziej delikatne. Nie znaczy to jednak, że nie polują i nie walczą. Niejednego obcego zdziwiłaby siła niektórych przedstawicielek ludu, który każdego dnia musi sprawdzać swe siły.
Wojownicy preferują z reguły ciężką broń dwuręczną, która jest równie efektowna, co skuteczna, choć niektórzy specjalizują się w broni miotanej, wybierając oszczepy lub niewielkie topory. Pancerze wykorzystują, ale rzadko są one kompletne - to jakiś naramiennik, to pancerne rękawice, to stary kirys czy wysłużona tarcza. Położenie Thirongadu oraz brak złota zniechęca większość kupców do podróży w te strony, zaś ci z Uratai, którzy opuszczają rodzinne ziemie zazwyczaj już nie wracają.

Uratai żyją w zamkniętym i odizolowanym społeczeństwie, stąd są nieco oschli w kontaktach z przedstawicielami innych społeczności. Jedynym ośrodkiem, z którym utrzymują dziś względnie regularne kontakty są Krasnoludy z Turonu, choć nie można tu nie wspomnieć, że ich wspólna historia to głównie walki o grzbiety gór. Niemniej, pojawienie się demonów, które dziś spychają Uratai coraz bardziej w stronę morza i górskiej fortecy wymusza realizowanie trudnych sojuszy – nawet, jeśli do sprzymierzeńca jest dostać się niemal równie trudno, co odeprzeć najeźdźców. Barbarzyńcy są też nieco bardziej porywczy niż zwykli ludzie - łatwiej ich sprowokować, co z reguły kończy się paroma złamaniami. Trudne warunki wzmocniły Uratai, przynajmniej częściowo uodparniając ich na panujące tam mrozy. Osady Barbarzyńców można było znaleźć niegdyś na niemal całym północno-wschodnich, lecz dziś większość z nich to jedynie zgliszcza, a sami Uratai walczą o każdy skrawek traconego terenu.
Wspomnianym było, że religia nie jest najważniejsza dla Uratai. Więc co jest dla nich najważniejsze? Braterstwo, honor, odwaga. Powiedzenie „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” pasuje do Uratai, jak do żadnej innej społeczności. Nazywają się braćmi, chociaż nie ma między nimi żadnego pokrewieństwa. „Brat walczy za brata, brat ginie za brata”, mawiają. Może to być też przestrogą dla innych, którzy nie znają zwyczajów Barbarzyńców - zwykle sprowokowanie jednego z nich wiąże się z gniewem reszty, a wtedy połamane kości są najmniejszym problemem. Nie znaczy to, że na każdą obelgę reagują wypowiedzeniem wojny i atakują w kilku jednego osobnika – wysoko cenią własny honor, choć może być pojmowany inaczej niż w innych regionach.
Z tym poczuciem dumy, honoru i solidarnością wiąże się głębokie oddanie swemu plemieniu lub klanowi. Poza samym Thirongadem mało jest wiosek, które nie toczyłyby jakiejś wojny z sąsiadem o tereny uprawne, łowieckie, dostęp do rzek czy jezior.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rasy”