POST POSTACI
Vera Umberto
Ciepło było luksusem, za którym zdążyli zatęsknić. Miotanego zimnym wiatrem statku nie dało się ogrzać jedynie ciepłem żeglujących nim załogantów, a ogromna większość nie miała luksusu prywatnej kajuty, w której mróz nie doskwierał aż tak strasznie. Teraz, przekraczając próg pałacu hrabiny Vongaston - choć miała niejasne wrażenie, że inne nazwisko usłyszała od rudego na pomoście - Vera aż odetchnęła z ulgą, zdejmując czapkę i rozpinając płaszcz. Pewnie i Labrus dziękował bogom za to, że mógł dla odmiany przestać szczękać zębami.
Uważnym spojrzeniem przeciągnęła po pomieszczeniu, szybko wyciągając wnioski z tego, co rzucało się jej w oczy. A zwracała uwagę na to, na co zwracała uwagę zazwyczaj: na ogólne nastroje zebranych, na to, czy byli uzbrojeni, wyszukiwała wśród zgromadzonych wrogo nastawionych twarzy, lub wręcz przeciwnie, niezdrowego zainteresowania. Ona sama absolutnie nie zamierzała przychodzić tu nieuzbrojona, więc miecz standardowo ciążył jej u pasa, a w cholewie buta ukryty miała płaski, wąski sztylet bez jelca. Miała jednak szczerą nadzieję, że dziś nie będą jej one potrzebne. Mimowolnie zerknęła na Corina, z przyzwyczajenia, chcąc zorientować się jakie jest jego nastawienie. Niezmiennie ufała jego przeczuciom, nawet jeśli chwilowo była na niego zła.
Rozłożyła ręce w powitalnym geście na widok zbliżającej się Belli, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Skoro mogli wejść tu wszyscy, to doskonale się składało, nie będzie musiała odsyłać załogi z powrotem na dół. Ale sala była przestronna i wyglądała, jakby bez problemu mogła pomieścić drugie tyle osób, prawda? Zerknęła tylko przez ramię na osobę, która stała najbliżej - może Osmara, może Pogad, wszystko jedno - i rzuciła krótkie:
-
Nie traćcie czujności.
Ona z całą pewnością nie zamierzała tego robić, nieważne jak kuszące by nie było urżnięcie się w trupa i zaśnięcie przed kominkiem.
Jeśli o strój chodzi, nie czuła się dużo gorzej ubrana od Belli, bo właściwie nie posiadała rzeczy słabej jakości. Pod płaszczem kryła więc ciemnozielony, żakardowy gorset, ściskający w pasie czarną koszulę z głębokim dekoltem i bufiastymi rękawami. Biżuteria, którą założyła przed zejściem z pokładu, jak zawsze dodawała jej pewności siebie. Kupiony na Harlen wisiorek stał się jednym z jej ulubionych dodatków i teraz też leżał w strategicznym miejscu, kolorystycznie idealnie dopasowując się do gorsetu.
-
A potrzebujecie więcej? - spytała, skupiając się już na Belli. -
Wyglądacie, jakbyście byli już na etapie przerzucania się na bimber.
Podeszła do kobiety. Choć patrzyła na nią z góry, to wyjątkowo nie czuła, jakby rozmawiała z kimś sobie podrzędnym. Może przez fakt, że co by nie mówić, znajdowali się w jej pałacu.
-
Hrabina, hm? O tym nie wspominałaś, kiedy się poznałyśmy.