Wioska Svolvar i okolice

271
POST BARDA


Hrabina nie wygląda na przekonaną. Wieści, które przyniósł Oodos, były o wiele lepsze od tych, jakie przekazywała jej Vera. Bella nieco przygasła i zmarszczyła nosek.

- Rozumiem z tego jeszcze mniej, niż Oodos! - Przyznała wprost, ale upomnienia spowodowały, że nieco straciła rezon. - Mówił, że demon zniknął bez konieczności walki. Skoro jest w tobie, a ty żyjesz, to chyba dobrze? - Dopytała, uśmiechając się na nowo. - To obietnica, Vera! Jak to się skończy, to wyprawimy największą ucztę, jaką widziało Svolvar!

Hrabina odpuściła ten jeden raz. Wkrótce też poprosiła swoje służki, by odprowadziły Verę i Sovrana do ich pokoiku. Powietrze w środku było wciąż nieco chłodne, ale rześkie i przyjemne. Zresztą, grube kołdry i koce, które dołożono do ich łóżek, nie pozwoliły odczuwać zimna. Sovran szybko zakopał się w darowane pierzyny i zasnął zgodnie z sugestią Very: musiał spać, by wrócić do zdrowia. Jego równy, nieco świszczący oddech szybko również ją ululał do snu, a może była to wina książki, którą przyniosła jej Bella. Historia dziewczynki dorastającej w bogatym wiejskim domu była co najmniej nudna, nawet jeśli Bella obiecała, że wkrótce się rozkręci.

Obudziła się w ciemnym pokoju, oświetlanym jedynie ogniem kominka, który wciąż palił się w palenisku. Ktoś musiał dorzucić do niego drewienek, bo płomienie wciąż były duże i ciepłe, a mimo to, Vera miała lodowate stopy, gdy zabrakło Corina, o którego mogła grzać zmarznięte paluszki. Pomimo nieprzyjemnego zimna w okolicy nóg, reszta ciała była aż nazbyt rozgrzana. Dziwne ciepło miało swoje źródło w klatce piersiowej kapitan. Nie było przykre, miało moc podobną do słońca, które ogrzewa twarz w ciepły dzień lub nawet ciasnego objęcia przez ukochanego. Było w nim coś, co poruszało struny nostalgii, melancholii.

Na granicy snu Vera poczuła obecność. Ktoś był obok, a może nawet bliżej, i mówił do niej. Kobiecy głos brzmiał w jej uszach szumem, musiałaby skupić się i rozbudzić , by wyłapać słowa. Mogła też zignorować wszystko i zapaść w dalszy sen, biorąc przykład z Sovrana.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

272
POST POSTACI
Vera Umberto
To była dobra obietnica. Uczta dla całego Svolvar i dla jej załogi będzie pozytywnym zakończeniem mało pozytywnej serii wydarzeń. Czy jeśli Vera nie przeżyje, wciąż będą w stanie cieszyć się z powstrzymanego demona? Z chwili na chwilę, z godziny na godzinę, coraz bardziej godziła się z myślą, że nie jest jednak na tyle elastyczna i pojemna, a Sovran na tyle utalentowany w pętaniu nadnaturalnych istot, że cały ten plan mógł runąć szybciej, niż domek z kart na wzburzonym morzu.
Leżąc potem w swoim łóżku, zagrzebana w pościel, zastanawiała się, czy przeżywa właśnie ostatnie swoje dni - zamknięta z mrocznym elfem w obcym pałacu na północy, z dala od Siódmej Siostry, od otwartego morza i od Corina. Westchnęła ciężko. Nie tak planowała swój koniec. Miał ją przeszyć miecz podczas jednego z rabunków, miała czekać ją śmierć szybka i skuteczna, wśród tego, co było dla niej ważne. Nie... to. I choć Yett zdawał się pokładać zaufanie w Sovranie, to Umberto miała nadzieję, że będzie im dane przynajmniej kilka godzin... chociaż dwie, które będą mogli spędzić razem, w ramach pożegnania. Podejrzewała, że będzie protestował, że nie będzie chciał widzieć nadchodzącego rytuału w tak ciemnych barwach. Vera jednak była realistką i zdawała sobie sprawę z faktu, że rytuał, który niósł za sobą dość sporą obietnicę powodzenia, teraz zmienił się w dużo bardziej ryzykowny i całkowicie niepewny. Bo naprawdę... miała przyjąć do siebie całego demona? Była wysoka i silna, ale nie aż tak. Nie do tego stopnia.
Zatopiona w tych defetystycznych rozważaniach i owinięta w grubą pościel, w końcu zasnęła. Sovran był beznadziejnym wsparciem, a namiastka sympatii, jaką mogła względem niego czuć, fluktuowała raz w jedną, raz w drugą. Obecnie Vera nie miała ochoty na niego patrzeć, więc leżała plecami do niego i to pusta ściana pałacu Belli była ostatnim, co zobaczyła, zanim ogarnął ją sen.
Liczyła na to, że przynajmniej dziś w nocy będzie jej dane odpocząć, ale coś ją wybudziło. Przez dłuższą chwilę leżała nieruchomo, nie do końca jeszcze świadomie zanurzając się w tym błogim uczuciu ciepła i bliskości, jakie czuła. Trochę tak, jakby obudziła się w ramionach Yetta, ale jednocześnie zupełnie inaczej. Długą chwilę zajęło jej zorientowanie się, skąd pochodzi to uczucie i to już sprawiło, że zalegające jej pod powiekami resztki snu zupełnie już odeszły w niepamięć. Nie wyplątując się z pościeli usiadła, wsłuchując się w mówiący gdzieś na granicy jej świadomości głos. Mówił do niej demon - zupełnie tak, jak ostrzegał elf. Nie potrafiła tego zignorować, nawet gdyby chciała, więc równie dobrze mogła porozmawiać ze swoją... lokatorką. Przetarła twarz, żeby rozbudzić się mocniej i skupiła na niewyraźnych słowach, tańczących na granicy jej świadomości.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

273
POST BARDA


W półmroku nocy, w ciszy, która przerwana była tylko przez głośny oddech Sovrana, Vera była sama. Nie potrafiła ocenić, jak dużo czasu pozostało do świtu. Okno ukazywało nieprzeniknionym czerń nocy, a żadne kroki, żadne odgłosy nie dobiegały ani z trzewii pałacu, ani z zewnątrz, gdzie warstwa śniegu wygłuszała każdy szmer.

Nie ignorując wezwania, które dobiegało z jej własnego wnętrza, kapitan Umberto postanowiła odpowiedzieć. Usiadła na łóżku, nie pozwalając ciepłu uciec spod pierzyn. Powietrze bylo chłodne na jej rozgrzanych policzkach.

Wiele skupienia wymagało porozumienie się z zamieszkującym ją bytem. Słowa początkowo były ledwie sugestią, tak nierealną, jakby to umysł płatał figle, nie mogąc odróżnić jawy od snu. Z każdą chwilą dźwięki nabierały formy, łączyły się w głoski, które następnie tworzyły zdania. Język brzmiał znajomo, zupełnie jak doskonale znana kapitan wspólna mowa, a jednocześnie obco, niczym wesołe ćwierkanie Ignhysa, gdy znalazł sobie kompana w Sovranie. Demon próbował porozumieć się z nosicielką, wykorzystując zapisane w pamięci Very wzorce.

- Gdzież ja jestem? - Zapytał głos, w końcu wyraźnie. Brzmiał, jakby należał do młodej dziewczyny, delikatnej, wrażliwej, nieśmiałej. Cichy i tak niepewny, jakby miał rozwiać się przy mocniejszym podmuchu wiatru. W niczym nie przypominał krzyku, który Vera słyszała przy pierwszym poznaniu z demonem. - Czy to wciąż więzy? Okrutna kara losu?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

274
POST POSTACI
Vera Umberto
Teoretycznie zdawała sobie sprawę z faktu, że demon mógł przyjmować formę, która wydawała się niegroźna i niewinna, tylko po to, by pozytywnie nastawić Verę względem siebie. Najgroźniejsze, agresywne części, mógł też przetrzymywać w sobie Sovran. Ale gdy dotarł do niej ten delikatny głosik, bardziej kojarzył się jej on z istotą zesłaną przez przychylnego boga, niż z demonem, jakiego trzeba było pętać i rozrywać na kawałki, by nie poczynił więcej szkód. Gdzieś z tyłu jej głowy pojawiło się to, o czym wspominał elf - że ów byt jest teraz osłabiony, zdezorientowany. Czy będzie robił się coraz silniejszy?
Mimo łagodnego nastawienia demona, Umberto starała się nie dać się omotać temu wrażeniu. Jej i tak nieco wykrzywione poczucie moralności szarpało się pomiędzy świadomością, że Sovran nie był dobrym i pomocnym elfem, który zamierzał bez korzyści dla samego siebie i inwazji uwolnić je obie, a wiedzą, że istota, która do niej mówiła, z jakiegoś powodu musiała zostać dawniej spętana - raczej nie dlatego, że była sympatyczna i dobrotliwa.
Z jakiegoś powodu wolała się nie odzywać, żeby nie obudzić swojego współlokatora. Nie chciała, by uczestniczył w tej rozmowie. Spróbowała więc wystarczająco klarownie formułować swoje wypowiedzi w myślach, a jeśli to nie wystarczyło, to po dłuższej chwili namysłu podniosła się z łóżka i wciąż owinięta kołdrą, cicho wyszła na korytarz, by tam prowadzić tę nieszczęsną rozmowę z demonem.
- Nie jesteś w więzach - odparła, choć nie była pewna, czy jej słowa były zgodne z prawdą. - Jesteś... u mnie. Jestem człowiekiem, mam na imię Vera. Zostałyśmy złączone przypadkiem.
O czym właściwie miała z nią rozmawiać? Co za absurd. Może się wcale nie obudziła, a to był tylko sen? Jeśli tak było, to zaskakująco mało drastyczny i fatalistyczny, w porównaniu do wszystkich jej ostatnich snów.
- Kim ty jesteś? Masz imię? - spytała. - Dlaczego byłaś podzielona na części i spętana więzami?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

275
POST BARDA


W głowie Very pojawiło się wspomnienie wieczoru w tawernie pod Taj'cah, gdzie miejscowy dziwak opowiadał o demonach w żywej, podchmielonej dyskusji.

Ja wam mówię, psiamać! Oni wszyscy winni!, tłumaczył staruszek. Każdy jeden demon służy któremu z bogów! Jedno drugiego warte!

Wtedy podpity umysł kapitan niezbyt przyjmował do siebie te informacje, a z pewnością nie zastanawiał się nad nimi dłużej, niż zajmowało zrozumienie, że na bluźnierstwie nikt jeszcze dobrze nie wyszedł. Choć nie znała dalszych losów mężczyzny, teraz mogła zastanowić się nad słusznością jego stwierdzeń. Komu mógł służyć jej demon? Z jakiego plugawego bóstwa został zrodzony i jaki był jego cel?

Sovran zamruczał przez sen niewyraźnie, przypominając wszem i wobec o swojej nieprzytomnej obecności. Szelest pierzyn jak nigdy dowodził, że był tuż obok, chwilowo niewinny i niegroźny, z opuszczoną gardą, za to odsłoniętym gardłem, gdy we śnie przekręcił się na plecy, a poduszka wymusiła odchylenie głowy tak, by wystawić tchawicę na atak. Gdy demon bardziej nad sobą panował, również Vera mniej odczuwała jego krwiożerczość. Żadna ponadnaturalna żądza krwi nie przyćmiewała jej zmysłów, lecz wciąż zauważała emocje. Wiedziała przynajmniej, że nie były jej.

Gdy odpowiednio skupiła na swoich myślach, te dotarły do bytu w jej wnętrzu. Nie było konieczności wychodzenia spod ciepłej kołdry.

- Czymże jesteś, jeśli nie sidłami, kolejnymi, w które wpadam? - Demon brzmiał na zdezorientowanego, lecz pozostawał nieruchomy w jej wnętrzu. - Nie mam już skrzydeł, kłów, ni kopyt. Nie jestem zwierzyną ni drapieżnikiem. Jestem... U ciebie. - Głos powtórzył po kapitan, z wahaniem niepewnością. - Gdzie jest: u ciebie, Vero? Tacy, jak ty, nazwali mnie Noreddine. Tacy, jak ty, chcieli mnie wykorzystać, a gdy nie potrafili, rozdzielili mnie i spętali, by w ten sposób przysłużyć się własnym celom. Im nie pomogłam, nie pomogę również tobie. Wypuść mnie, ty, która nazywasz się Verą. Pozwól mi stać się jednym, a zyskasz moją wdzięczność.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

276
POST POSTACI
Vera Umberto
Dobrze było nie wychodzić z rozgrzanego łóżka. Vera owinęła się więc ciaśniej w kołdrę i położyła z powrotem, tym razem przodem do Sovrana, ze wzrokiem utkwionym w jego odsłoniętej szyi. Nie to, żeby miała jakiekolwiek plany względem niej, ot, przyciągała jej uwagę bardziej, niż powinna. Atakowanie go i próby utoczenia mu krwi nie wchodziły póki co w grę... zresztą wciąż nie miała broni. To była tylko emocja, dla jej lokatora naturalna, dla niej czasem też - nie było co ukrywać, dziś już co najmniej trzy razy miała ochotę Sovrana udusić - ale wciąż miała wystarczająco dużo siły woli, żeby się jej oprzeć. Nacisk nie był szczególnie mocny. Nie taki, jak wtedy, gdy zrobił jej to elf, przekonując ją o słuszności pomysłu współpracy z nim.
- Nie mogę - odpowiedziała demonowi, trochę zgodnie z prawdą, trochę nie do końca. Póki co bezpieczniej było utrzymywać tę wersję wydarzeń. - Ktoś rzucił na mnie... zaklęcie wiążące. Na nas obie. A ja nie jestem żadną wiedźmą, czy inną czarodziejką, nie mam w sobie żadnej magii, nie potrafię tego odwrócić.
To była całkowita prawda. Może w tej chwili wystarczyłaby zwyczajna chęć pozbycia się demona i istota opuściłaby jej ciało bez problemu, otrzymawszy na to zgodę, ale Umberto nie chciała tego jeszcze sprawdzać. Najpierw musiała rozważyć wszystkie możliwe rozwiązania i zdecydować, co lepsze - uwolnienie owej Noreddine, jej skrzydeł, kłów i kopyt, i wypuszczenie jej z powrotem na świat, czy przeniesienie jej po latach jednych więzów od razu w kolejne. Nie było tu oczywistego, dobrego rozwiązania. Wcisnęła policzek mocniej w poduszkę.
- Ale wiem, gdzie są twoje pozostałe części. Niedługo... dołączą do ciebie - dodała bez przekonania. Bo jak mogła być do tego pozytywnie nastawiona? Westchnęła bezgłośnie. - A potem ktoś spróbuje mi pomóc cię stąd wydostać. Ze mnie.
O tym, że spróbuje też przejąć nad nią kontrolę, już nie wspominała. Skupiła się za to na wspomnieniu, jakie podsunął jej zmęczony umysł. Nigdy nie sądziła, że zasłyszane dawniej, pijackie brednie będą dla niej kiedykolwiek źródłem wiedzy, na której będzie się opierać.
- Służysz jakiemuś bogu? - spytała.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

277
POST BARDA
Vera nie miała prawa czuć westchnienia, które wyrwało się z nieistniejących ust demona, jednak mimo to, dostrzegła je, gdy smutek wylał się z istoty falą tak dużą, że da dosięgła kapitan. Niepomny na dziejącą się obok konwersację, Sovran spał spokojnie.

- Jesteśmy związane w jedno. - Podsumowała istota tym samym słodkim, niewinnym dziewczęcym głosikiem. - Jest w tobie siła, Vero. - Dodała, nie wiedzieć, czy mówiła o sobie, czy o własnej Verowej potędze, z której ta mogła nie zdawać sobie sprawy. - Nie mogę ci pomóc, ale ty możesz pomóc mi. Dziękuję.

Przez kolejne sekudny demon nie odzywał się. Chwile dłużyły się i mogło się wydawać, że Noreddine zamilkła, kończąc ich nocną rozmowę. Vera zaczęła już czuć ciepłe objęcia bogów snu, gdy demon postanowił odezwać się po raz kolejny, odpowiadając na pytanie Very.

- Nie wiem. - Przyznała z wahaniem. - Mój bóg mnie opuścił. Czy to ja opuściłam jego? Czymże były te dni dzikości, jeśli nie odebraniem mi łask stwórcy? Pamiętam dni pogoni za ofiarą, pamiętam dni ucieczki przed drapieżcą. Które z nich było mym bogiem? Którym byłam ja?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

278
POST POSTACI
Vera Umberto
Podziękowanie demona miało gorzki posmak. Zagrzebana w pościeli Vera, nie odrywając spojrzenia od ledwie widocznego w mroku zarysu twarzy i szyi Sovrana, nie odpowiedziała już na to. Noreddine stwierdziła, że kapitan ma w sobie siłę i owszem, zdawała sobie ona z tego sprawę, nigdy nie uważając się za słabą. Mogła mieć wiele wad, ale jakakolwiek słabość nie była jedna z nich. Z jakiegoś powodu jednak sądziła, że demonowi może chodzić o coś zupełnie innego, czego znów swoim ograniczonym umysłem nie była w stanie ogarnąć.
Sądziła, że rozmowa dobiegła końca, że nie uzyska odpowiedzi na swoje pytanie o boga i choć Noreddine odezwała się ponownie po długim milczeniu, to i tak niczego nie ujawniła. Szkoda. Gdyby Umberto dowiedziała się, któremu z bogów służyła, może łatwiej byłoby jej podjąć decyzję. Ale co, jeśli zgodziłaby się, by demon opuścił jej ciało w tym momencie? Wniknąłby w elfa, zbyt słabego teraz, by wytrzymać przejście trzydziestu kroków o własnych siłach i choć odzyskałby swoje pozostałe dwie części, to Sovran pewnie by już tego nie przeżył. Czy życzyła mu śmierci?
Rozwiązanie tego dylematu nie przyszło. Dziwna to była relacja, między kapitan Umberto a tym mrocznym elfem. Z pewnością nie była do niego przywiązana tak, jak Corin. Absolutnie nie wyobrażała sobie go w załodze, chciała się go jak najszybciej pozbyć ze statku i swojego życia. A jednocześnie było w nim coś, co nie pozwalało jej nim wyłącznie gardzić. Czy to rozważania o innym świecie? Zawsze chciała zobaczyć miejsca, których ludzkie oko dotąd nie widziało. Chciała załadować statek zapasami i popłynąć na wschód, sprawdzić, co znajduje się za mapami. Co jeśli nie musiała płynąć na wschód? Gdyby poszła z nim pod ziemię, tak, jak sugerował - choć niekoniecznie w roli więźnia, to się jej zdecydowanie nie podobało - mogłaby zobaczyć rzeczy, jakie nie śniły się innym śmiertelnikom. Zobaczyć obcy świat, tak różny od tego, który znała. Odkryć go i poznać, jak poznać mogła odległy wschód.
Ale to były tylko rozważania, bezsensowne i nieistotne, niemające żadnego wpływu na jej działania, bo tak naprawdę wcale nie chciała zagłębiać się w mroczne podziemia, pełne potworów i demonów, a ostatnim, czego mógł chcieć Sovran, było oprowadzanie jej po nim. Marzyła o powrocie na Siódmą Siostrę, a wraz z nią na południe. Westchnęła ciężko i obróciła się plecami do swojego współlokatora, zamierzając przynajmniej spróbować zasnąć z powrotem.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

279
POST BARDA
Demon nie domagał się odpowiedzi. Pytania zostały zawieszone w eterze, nie uzyskując żadnego rozwiązania. Vera nie wiedziała, jakiemu bogu może służyć Noreddine, sam demon również zapomniał lub tylko tak twierdził. Jakiekolwiek było rozwiązanie tej zagadki, nie miała ona dłużej zajmować Very. Kapitan mogła ponownie odpłynąć w sen, którego nie przerywał głos z jej wnętrza. Przyjemne ciepło w klatce piersiowej pozostało, pozwalając ulżyć zimnu nocy.

Kolejnego dnia, jeśli Vera chciała podzielić się rewelacjami z Sovranem, miała utrudnione zadanie. Elf postanowił mieć jej za złe podanie mu mikstury, która ułatwiła wyciągnięcie z niego informacji. Zwracając się przodem do ściany, a tyłem do świata, w którym znajdowała się również Vera, ciemny boczył się przez cały jeden dzień, odmawiając rozmowy zarówno o rzeczach tak ważnych, jak demony, jak również tych przyziemnych, jak to, co wolałby zjeść na kolację. Szczęśliwie przeszło mu kolejnego ranka, inaczej Vera nie byłaby w stanie wytrzymać w takim towarzystwie! Z drugiej strony, miała również Bellę, która postanowiła zostać, wysyłając na polowanie tylko jedną załogę. Tancerz miał patrolować wody nieopodal Svolvar i wrócić z łupami z mniejszych statków, które mogły zapuścić się na te wody. Mieli również wypatrywać Siódmej Siostry.

Minęło dwanaście dni, nim oba statki zawinęły do portu Svolvar. Ucieszona Juleczka poinformowała Verę, gdy ta odpoczywala po obiedzie, że ratunek nadszedł. Strażnicy wypatrzyli maszty, gdy te ledwie wyłaniały się zza horyzontu. Nie było możliwości, by pomylić maszty Siostry z jakimikolwiek innymi, pasiaste żagle zdradzały ją doskonale. Chwile, gdy galeon zbliżał się do przystani, ciągnęły się w nieskoczoność, dając zimnu dość czasu, by gryźć w policzki i odrętwiać palce. Corin stał na dziobie i tylko czekał, aż opuszczą trap! Pierwszy zszedł z pokładu i pokonując ostatni odcinek dzielącego ich dystansu, złapał Verę w ramiona.

- Tak się bałem, że już cię nie zobaczę! - Przywitał ją, przyciskając do piersi. Nie zważał na spojrzenia załogi i ludzi Svolvar. - Mamy wszystko. Gdzie jest Sovran? Jak się czuje? Niech przygotowuje rytuał!

Demon nie gnębił Very, bo spodziewając się ratunku z jej strony odpuścił, trzymając instynkty na wodzy. Próbował nawiązać kontakt ledwie dwa razy, zadając pytania, na które Vera nie miała odpowiedzi. Mroczny nie wyszedł na powitanie, ale czuł się o wiele lepiej, niż wtedy, gdy Siostra odpływała. Wracały mu siły, a kaszel niknął.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

280
POST POSTACI
Vera Umberto
Do Sovrana chyba ostatecznie dotarło, że Vera nie jest w stanie zrobić wiele z informacjami, jakich jej dostarczył, zrzucając winę na upojenie alkoholowe. Użeranie się z jego złym nastrojem i fochami nie było tym, co była w stanie wytrzymać w swoim generalnym nastroju. Całe szczęście, że nie trwało to długo.
W przeciwieństwie do oczekiwania na Siódmą Siostrę, które wydawało się z kolei trwać wieczność. Dwanaście dni, dwanaście nocy, czasem spędzane z książką, czasem na nic niewnoszących pogawędkach z mrocznym, a czasem na popijaniu bimbru z Bellą. Pokój, jaki zajmowali, stawał się coraz mniejszy, klaustrofobicznie zaciskając ściany wokół Very, choć przecież wielkością nie różnił się mocno od jej kajuty na statku. Może dlatego, gdy Juleczka przekazała jej wiadomość o nadpływającej Siostrze, Umberto nie była w stanie wysiedzieć w miejscu i czekać w pałacu. W ostatniej chwili zawróciła po płaszcz i resztę ciepłych rzeczy, znów prawie o nich zapominając, rzuciła Sovranowi informację, że to już, a potem popędziła w dół, do zatoki, by tam czekać na pasiaste żagle i stojącego za sterem Corina.
Gdyby przyszło jej tak czekać na swojego mężczyznę wracającego z morza, jak musiały to robić niektóre kobiety, pewnie by oszalała. Ale w tej chwili też się nie przejmowała, ani tym, co pomyśli sobie załoga, czy ktokolwiek inny. Ciepło rozlało się po jej klatce piersiowej, kiedy Yett zszedł po trapie i wziął ją w ramiona. Przez długą chwilę nie ruszała się z miejsca, czerpiąc z tego uścisku tyle, ile tylko była w stanie, dopóki nie zaspokoiła tej najsilniejszej tęsknoty. Dopiero wtedy uniosła głowę i przesunęła uważnym spojrzeniem po kadłubie Siódmej Siostry, po żaglach i masztach, chcąc sprawdzić, czy ze statkiem wszystko było w porządku. Nie to, że nie ufała oficerowi, albo nie wierzyła w jego umiejętności. Po prostu musiała wiedzieć, że najcenniejsza rzecz w jej życiu wróciła do niej cała.
- Mieliście spokojny rejs? - spytała. - Żadnych niespodzianek?
Jej serce zabiło mocniej, ale nie w ten przyjemny sposób. Nie podzielała pośpiechu Corina. Mogła poczekać na ten rytuał jeszcze... chociaż jeden dzień. Chociaż kilka godzin. Do nocy? Nic się z nią przecież nie działo, demon nie przejmował kontroli, grzecznie czekał, aż sprawa się rozwiąże, tak, jak zapowiedziała Vera.
- Lepiej się czuje - przyznała, gdy padło pytanie o Sovrana. - Czeka w pałacu. Ale...
Przesunęła spojrzeniem po załogantach, zajmujących się opuszczaniem żagli, zwijaniem lin i innymi technicznymi, koniecznymi do wykonania zadaniami, takimi jak chociażby obserwowanie i podsłuchiwanie ich dwójki. Składniki do rytuału pewnie zajmowały skrzynię lub dwie, ktoś musiał też zanieść je mrocznemu. Odwróciła się z powrotem do Corina, unosząc do niego głowę. Lubiła to, jaki był wysoki. Po prawie dwóch tygodniach spędzonych głównie z hrabiną i elfem, na których spoglądała z góry, była to miła odmiana.
- Chcę z tobą porozmawiać. Bez publiczności. Możemy pójść do kajuty na chwilę?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

281
POST BARDA
- Kapitanie!

Nie tylko Corin cieszył się z widoku Very. Pierwszy oficer, będący tymczasowym kapitanem, choć pierwszy porwał ją w ramiona, nie mógł powstrzymać wesołych przywitań ze strony reszty załogi. Po trapie schodzili kolejno ci, którzy udali się na Archipelag Łez po pomoc. Osmar, Pogad, Irina, Ashton i Ohar, Trip, a za nimi cała gama innych znakomitości z pokładu Siostry. Każdy wydawał się szczęśliwy, każdemu ulżyło, gdy okazało się, że Vera jest cała i w gruncie rzeczy zdrowa. Corin nie powstrzymywał jej, gdy oceniała stan Siostry. Statek wydawał się być cały, zarówno pod względem technicznym, jak i załogowym. Nie brakowało żadnej ze znanych twarzy, każda deska, każdy gwoździk i kawałek liny był na swoim miejscu.

- A gdzie jest mój Smoluszek!? - Zapytał głośno Osmar, ale nie rozglądał się za Czarnym, tylko klepnąwszy Verę na powitanie, skierował się prosto do Hrabiny. - Szefowo, pilnowałaś mi Smolucha?

- Cały i zdrowy, panie bosmanie! - Śmiała się Bella, która również wyszła na powitanie. Vera zauważyła, że od paru dni nosiła nową perukę, już nie różową, a... popielatą. - Zdrowszy, niż mi go zostawiłeś!

Corin wzdychał z ulgą i rozbawieniem. Nie wypuszczał Very z objęć, jakby bał się, że ta znów zniknie na zbyt wiele dni, jeśli tylko odejdzie zbyt daleko.

- Żadnych niespodzianek. Do celu, załatwiliśmy, co mieliśmy i wracaliśmy. W drodze powrotnej nie sprzyjał nam wiatr. - Wytłumaczył się. Rejs Siostry nie trwał dłużej, niż przewidywano. - Ale...?

Corin zrozumiał, że to, co chciała mu przekazać Vera, musiało być ważne. Tęsknota była do opanowania, chociaż gdy Yett ciągnął Verę w kierunku ich kajuty, pojawiło się parę gwizdów i wesołych komentarzy.

- Co się zmieniło, Vera? - Pytał Corin, wchodząc do kajuty. - Co się zmieniło?

Pokoik wyglądał, jakby nikt z niego niekorzystał podczas rejsu na Archipelag Łez. Wszystkie książki, wszystkie drobiazgi były tam, gdzie Vera je zostawiła.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

282
POST POSTACI
Vera Umberto
To, skąd Bella brała swoje peruki, pozostanie chyba dla niej zagadką po wsze czasy. Zresztą nie interesowało jej to na tyle, by faktycznie spytać. Skoro Sovran miał na nią tak wielki wpływ, że przerzuciła się z różu na nowy odcień, jej sprawa. W tym wyglądała poważniej, choć wciąż nieco absurdalnie, gdy dodawała sobie wzrostu sztuczną fryzurą.
Witający się z nią radośnie załoganci sprawili, że i jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, który przez ostatnie dni zdarzał się jej wyjątkowo rzadko. Odpowiadała na pozdrowienia, nie potrafiąc pozbyć się natrętnej myśli, że gdy jej zabraknie, pod dowództwem Corina chyba poradzą sobie równie dobrze. Z pewnością nie będą funkcjonować tak samo, jak teraz, ale nie zakładała, że gorzej - po prostu inaczej. Dobrze było znów widzieć ich wszystkich, bo choć obserwatorom z zewnątrz mogła wydawać się oschła, to przecież wszyscy wiedzieli, że traktowała ich jak rodzinę. No, jak bandę rozwydrzonych i nierozgarniętych bachorów, ale wciąż rodzinę.
- Czeka i tęskni - odpowiedziała Osmarowi. - Pod twoją nieobecność zdobył nową umiejętność, wtrącania w rozmowę zbereźnych cytatów z Pięćdziesięciu lyc. Kto jak kto, ale ty na pewno docenisz.
Na gwizdy i śmiechy odpowiedziała tylko standardowym, obelżywym gestem, nie sprawiając wrażenia kogoś, kto jest gotowy pożegnać się z życiem. Taka sama kapitan Umberto, jak zwykle. I jeśli o nią chodzi, mogli sobie myśleć, co chcieli - jeśli zakładali, że idą z Corinem nadrobić w koi stracone dni, to była ich sprawa.
- Spałeś u siebie? - spytała, gdy weszła do kajuty i zorientowała się, że pod jej nieobecność nic tutaj nie zostało ruszone. Chwilowo zignorowała pytanie oficera, nie do końca wiedząc, od czego zacząć. Jak przekazywało się takie informacje, żeby nie pokazać po sobie przerażenia? Żeby nie brzmieć, jakby się żegnała? Chyba się nie dało. Przeszła do biurka i podniosła robiącą za przycisk do papieru figurkę. W środku wciąż znajdował się narkotyk. Obróciła ją w dłoni, zerkając na Yetta przez ramię.
- Brakowało nam dwóch części demona - zaczęła niepewnie. - Teraz już je mamy. Przyszedł do mnie. Są... we mnie. Trzy części, zamiast jednej. Pozostałe dwie ma Sovran. W związku z tym rytuał... będzie... będzie wyglądał trochę inaczej.
Odstawiła figurkę i obróciła się w miejscu, opierając się tyłem o biurko i unosząc na Yetta pozbawione emocji spojrzenie. Tak było jej jakoś łatwiej mówić... gdy udawała, że nie czuje nic.
- Przeniesie do mnie całego, a potem... więc gdybym... jeśli...
Udawanie też nie wychodziło jej najlepiej. Nie udało się jej dokończyć zdania, więc odetchnęła głęboko i przesunęła spojrzeniem po kajucie. Było jej cholernie zimno, ale wciąż czuła się tu lepiej, niż w pokoju z elfem.
- Nie wiem, ile potrwają przygotowania do rytuału, ale pomyślałam, że może moglibyśmy poczekać chwilę. Chociaż do wieczora, albo najlepiej... najlepiej do jutra. Moglibyśmy jeszcze... spędzić trochę czasu ze sobą - czuła się idiotycznie, wypowiadając te słowa, ale to wynikało wyłącznie z jej charakteru; nie była skłonna do wyznań i nostalgii, to było dla niej nienaturalne. - Mogłabym też przygotować Siostrę do ewentualnego przekazania pod ciebie. Dać ci klucze do mojej skrzyni ze złotem i... może... w sumie... właściwie to przecież wszystko wiesz, jak widać beze mnie radzicie sobie równie dobrze, więc...
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

283
POST BARDA
- Ach! Mój chłopak! - Cieszył się Osmar, tym bardziej zachwycony komentarzami Very. - Niby takie to czarne i paskudne, a takie zdolne! - Mówił, jak o swoim własnym wychowanku. Jeszcze trochę i Osmar byłby się wzruszył!

- Chodź, panie bosmanie, na pewno ucieszy się na twój widok! - Szczebiotała Bella i nawet odważyła się oprzeć swoją drobną dłoń na ramieniu krasnoluda. Była od niego wyższa, ale naprawdę niewiele. Osmarowi błyszczały oczy, gdy posłał Verze podekscytowane spojrzenie, by doceniła, jak działał na kobiety! Przynajmniej on jeden był prawdziwie szczęśliwy, gdy prowadził hrabinę do jej posiadłości.

Równie zadowoleni byli załoganci, gdy Vera pozdrowiła ich zwyczajowo, gdy odpierała zarzuty o rozwiązłość z Corinem, choć te były niebezpodstawne! Na tę dziwną sytuację, tak niepewną dla Very, narzucono płachtę normalności. Dopiero w kajucie, gdy zamknęli drzwi, mogli obnażyć swoje prawdziwe emocje.

Corin usiadł na łóżku.

- Prawie nie spałem. - Przyznał bez konieczności naciskania. W półmroku kajuty cienie pod oczami wydawały się jeszcze wyraźniejsze, a ton jeszcze bardziej zmęczony. - Tutaj, bez ciebie... to nie to samo. Poza tym, to kajuta kapitana, nie moja. - Postawił sprawę jasno, Vera nie musiała mieć wątpliwości. Jeśli ktoś miał być przywódcą, to ona, nie Corin, nie Osmar, nie ktokolwiek inny.

Obserwowała, jak z każdym słowem wyraz twarzy Corina zmienia się. Od zmęczenia, do troski, po przerażenie, którego nie potrafił opanować.

- Nie! Nie, Vera, nie chcę słyszeć ani jednego słowa więcej. - Odezwał się ostro, podnosząc ze swojego miejsca. Zaciśnięte w pięści dłonie symbolizowały bezsilność, którą odczuwał oficer. - Masz trzy części, ale żyjesz. Jeśli Sovran nie potrafi tego zrobić bezpiecznie, znajdziemy kogoś innego. - Postanowił. - Nie chcę słyszeć o tym, że jesteś w takim niebezpieczeństwie. Popłyniemy do Karlgardu, tam znajdziemy demonologa. Z tobą jako kapitanem. Nie będziesz mi dawać żadnych kluczy, Vera. Rozumiesz? Nie umrzesz. - Mówił to, co sam chciał słyszeć, desperacko łapiąc się kolejnych pomysłów. - Porozmawiam z Sovranem. Ocenimy ryzyko.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

284
POST POSTACI
Vera Umberto
Zamilkła, ze wzrokiem utkwionym w ośnieżonych czubkach własnych butów. Pokręciła głową, nie wiedząc, czy robi to w reakcji na wspomnienie Karlgardu, czy na pytanie Sovrana o cokolwiek. Rytuał trzeba było przeprowadzić, Vera nie mogła dowodzić statkiem w takim stanie, gdy nie czuła się w pełni sobą i nie mogła zaufać sobie samej z bronią. Co jeśli demon wściekłby się z jakiegoś powodu i zrobiłaby krzywdę komuś ze swoich ludzi? Gdyby zrobiła krzywdę Yettowi? Trzeba było pozbyć się z niej nieproszonego lokatora i oboje o tym wiedzieli.
Przez ostatnie dni podjęła też decyzję, by nie uwalniać go i nie wypuszczać na świat. Noreddine, czymkolwiek była, zaczęłaby z powrotem siać spustoszenie na północy, a przecież nie to obiecała Belli. Miała pozbyć się problemu, nie stworzyć nowy. Oczywiście, hrabina była tylko jednym z wielu argumentów - nie znały się na tyle długo, by zaledwie z jej powodu Vera dobrowolnie ocierała się o śmierć. Sovran mógł zabrać demona, wykorzystać go do czegokolwiek tam chciał go wykorzystać, zamierzała tylko postawić mu jeden warunek: by trzymał go z dala od Svolvar i Harlen. I tyle. Niech bohaterowie świata mierzą się z zsyłanymi przez niego i wyciągniętymi z niej potworami. Podejrzewała zresztą, że jeden demon więcej w zorganizowanej armii niewiele zmieni, w przeciwieństwie do demona bez kontroli, szalejącego po puszczy, wśród małych wiosek, gdzie nie mieli jak się bronić, czy gdziekolwiek postanowiłby się on udać. Nie wierzyła w niewinność Noreddine, ufała jej jeszcze mniej, niż elfowi. Czy była to zła decyzja? Prawdopodobnie, chociaż wydawała się rozsądna. Ale inna wcale nie byłaby lepsza.
- Corin... - zaczęła, ale skoro nie chciał jej słuchać, to czego oczekiwała? - Czy jest coś złego w tym, że ten jeden raz mogę się przygotować do najgorszego? Mogę podsumować niektóre sprawy, mogę... się pożegnać? Jeśli wszystko się uda, będziesz się potem śmiać z mojej paranoi, ale jeśli nie... Czy to nie jest luksus, jakiego nikt z nas nie oczekuje? Śmierć bez zaskoczenia, na własnych warunkach?
To nie do końca były jej warunki, a jej słowa były bardziej usprawiedliwieniem, niż faktycznym argumentem. Uniosła na mężczyznę spojrzenie, w którym kryła się prośba.
- Nie chcę spędzić ostatnich godzin zamknięta w pokoju pałacu w dupie świata, czekając, aż Sovran poustawia świeczki i rozrysuje wzory na podłodze. Chcę wypłynąć z zatoki, jeszcze na chwilę, poczuć zimny wiatr we włosach, zobaczyć, jak napinają się żagle, usłyszeć, jak trzeszczą maszty. Chcę być... chcę być z tobą. Nie sama, jak przez ostatnie dni.
Wsunęła zaciśnięte dłonie do kieszeni płaszcza.
- Nie będę dowodzić w tym stanie. Nie poprowadzę statku na południe. Nie ufam swoim decyzjom. To trzeba zrobić teraz i dobrze o tym wiesz.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

285
POST BARDA
Corin nie spuszczał wzroku z Very. Wręcz przeciwinie, wpatrywał się w nią, nie mogąc uwierzyć w ani jedno jej słowo. Skrzyżował ręce na piersi ale zaraz je rozprostował. Podniósł się z łóżka, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Mógł nie zdawać sobie sprawy z opętania przez demona tak, jak robiła to Vera czy Sovran. Nie miał pojęcia o demonologii, o rozmowach, jakie kapitan prowadziła zarówno z demonem, jak i z Mrocznym. Jego świat nigdy nie był łatwy, ale teraz, gdy nie mógł zrobić nic z zaistniałą sytuacją, był zdecydowanie trudny i nieprzyjazny.

Podszedł do Very i złapał ją za ramiona. Nie potrafił ukryć tego, że jego oczy zaczęły błyszczeć desperacją.

- Nie chcę się z tobą żegnać, Vera. To nie jest na to czas. - Powiedział drżącym głosem, szybko łapiąc ją w objęcia i przyciskając do swojej klatki piersiowej. - Nie wierzę w to, co mówisz. Sovran powiedział, że zna sposób. - Przypomniał, wciskajac twarz we włosy Very. - Przepraszam, że cię zostawiłem. Powinnaś być tam z nami... Jeśli nie ufasz sobie, zaufaj mi. Znajdę sposób, żeby ci pomóc. Tylko... nie poddawaj się. Nie gódź się z tym. - Prosił. Przyspieszony oddech świadczył o tym, że oficer nie trzymał emocji na wodzy. - Popłyniemy, gdzie tylko będziesz chciała. Ale nie poddawaj się, dobrze? Nie zostawiaj mnie. Porozmawiam z Sovranem, zobaczymy, czy zmienił zdanie. Był przekonany, że potrafi ci pomóc.
Obrazek

Wróć do „Turon”