Wioska Svolvar i okolice

316
POST POSTACI
Vera Umberto
Uścisk, jakim Corin obdarzył Sovrana, był zbyt przyjacielski, jak na uścisk pomiędzy więźniem a jego... strażnikiem? Vera spoważniała, gdy dotarło do niej, że być może Yett wcale nie traktował go wyłącznie jako jeńca zdobytego na wodach Złotego Morza, a w jakiś dziwny sposób zdołał mrocznego elfa polubić, może nawet się z nim zaprzyjaźnić. Tylko że teraz, po tych dwóch tygodniach, jakoś łatwiej było jej zrozumieć, że nie musiał to być wpływ magii Sovrana. Mag mógł być momentami cholernie irytujący, ale Umberto też przecież nie była już do niego tak całkowicie negatywnie nastawiona. I wiedziała, że nie było to skutkiem żadnego nacisku na jej umysł. Mimo to, nie była z tego szczególnie zadowolona. To wciąż był mroczny elf. Częściowo odpowiedzialny za zbliżającą się inwazję, jeden z wielu, którzy zamierzali przynieść zagładę wszystkiemu, co znała i kochała. Corin tego nie wiedział. Nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Odwróciła głowę, jeszcze raz mierząc spojrzeniem rozmazane znaki na podłodze, żeby nie musieć patrzeć na nich, bo nie była pewna, jakie - poza irytacją, którą czuła - powinno to w niej budzić emocje.

Zostawiwszy Corina i resztę swoich ludzi w dużej sali, udała się z Sovranem do pokoju, który zajmowali przez ostatnie dwa tygodnie. Owinięta kołdrą i targana dreszczami, poczekała, aż on się umyje i przebierze, zanim sama wyciągnęła ostatnią koszulę, jaka jej tu została i usiadła z nią na brzegu łóżka, przez chwilę poddając się obezwładniającej niemocy. Było po wszystkim. Wciąż to do niej nie docierało. Do tego nagłe milczenie elfa sprawiło, że przypomniała sobie o jego własnej, obecnie dość przytłaczającej, sytuacji. Nie miał z czym wracać, nie miał dokąd wracać. Choć ufał w swoje umiejętności, okazał się zbyt słaby, żeby schwytać potężnego, przedwiecznego demona. Nie żeby coś, ale Vera go ostrzegała. Przytaczała mu historię zasłyszaną od Tariqa. Twierdził, że da radę.
Gdy się odezwał, uniosła na niego wzrok, dotąd utkwiony w ściśniętym w dłoniach, bordowym materiale koszuli. Nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Zwykle nie miała problemu z podejmowaniem takich decyzji, a teraz? Czy jeśli się zgodzi, będzie hipokrytką, skoro dawniej odesłała Samaela, tylko dlatego, że był inny, czy wręcz przeciwnie, będzie to godna pochwały nauka na własnych błędach? Czy istniała w ogóle realna szansa na to, że Sovran odnajdzie się na jej pokładzie, gdy nie będzie miał swojej kajuty i nikt nie będzie wokół niego skakać? Gdy Vera ani Corin nie będą pilnować, żeby nie pozabijali się nawzajem z Pogad i resztą, podzielającą jej poglądy? Czego w ogóle będzie mogła się po nim spodziewać, poza cytatami z tej nieszczęsnej książki, rzucanymi w przypadkowych momentach? W walce mógł być przydatny - widziała, jak łamał ręce, jak kontrolował umysły. Ale przecież nie tego chciał, nie to planował.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś? - odezwała się w końcu, zanim odpowiedziała na jego nie-pytanie. Musiała to wiedzieć, nim podejmie jakiekolwiek decyzje. - Dlaczego nie przeniosłeś pozostałych dwóch części demona do mnie, tak, jak miałeś to zrobić?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

317
POST BARDA
Pomiędzy łóżkami stały dwie pełne wody miski, zawartość jednej z nich zabarawiona była zmytą wcześniej przez elfa krwią. Sovran doprowadził się do porządku, zmył nie tylko posokę, ale też pastę, ostatecznie nie robiąc użytku z wymalowanych przez Verę znaków. Może to i lepiej? Czy Umberto naprawdę chciała sprawdzać, czy w jej rysunkach była magia?

Ramiona Sovrana podniosły się i opadły, gdy bezgłośnie wzdychał. Wygrał, wyganiając demona i ratując Verę. Przegrał, nie osiągnąwszy swojego zamierzonego celu.

Kurtka Corina wyglądała na zdecydowanie za dużą dla elfa. Gdy ten podnosił dłoń, by oprzeć się o framugę drzwi, musiał wpierw wyswobodzić palce z materiału, który zachodził daleko za nadgarstek. Mężczyzna wahał się długo, nim postanowił odpowiedzieć Verze. Nie odwracał się. Nie patrzył na nią.

- Był silniejszy niż myślałem. - Mówił cicho, jakby jego słowa, jego przyznanie się do porażki, nie miało dotrzeć do żadnych uszu, a być jedynie echem jego myśli. - Zobaczyłem to i wiedziałem... nie dałabyś rady. - Przyznał w końcu. - Obiecałem pomoc, nie śmierć. Nie mogłem.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

318
POST POSTACI
Vera Umberto
W za dużej kurtce Corina, Sovran wydawał się jeszcze mniejszy, niż normalnie. Wychudł przez ostatnie miesiące, ale czy wszystkie mroczne elfy były takie niskie? Mimo to, skrywał w sobie ogromną moc, której Vera mogła przed chwilą osobiście doświadczyć. Może niewystarczającą, by powstrzymać pradawnego demona, ale dla niej to wciąż było niezrozumiałe, przerażające i szczerze, imponujące. Uwolnił ją, uwolnił siebie i odesłał istotę... gdzieś indziej. Wolała nie zastanawiać się, do czego mogłoby dojść, gdyby go nie było, albo gdyby Corin nie wpadł na pomysł, by poprosić go o pomoc.
Widziała Sovrana teraz w zupełnie innym świetle, niż wtedy, gdy oficer przyprowadził go do kwater oficerskich, żeby przedstawić mu zarys sytuacji. Wtedy była zachowawcza i niechętna wobec wszystkiego, co elf mógł mieć dla niej do zaoferowania. Teraz było inaczej, zwłaszcza po wyjaśnieniu, które od niego usłyszała... i przez to, że propozycji jego pozostania na Siódmej Siostrze nie towarzyszył nacisk na jej umysł. Może nie miał już w sobie siły, by rzucać kolejne zaklęcia, a może był to jego wybór. Wolała myśleć, że chodziło o to drugie i naprawdę, naprawdę to doceniała. W milczeniu wpatrywała się w jego plecy, zanim w końcu westchnęła ciężko.
- Nie będziesz miał swojej kajuty - wstała, zrzucając z siebie kołdrę. - I nikt nie będzie się tobą opiekował. Nikt nie będzie cię karmił, ubierał, przynosił ci książek. Każdy dba o siebie i każdy na siebie zarabia.
Podeszła do miski i zwinęła włosy w prowizoryczny kok na karku, żeby pochylić się i obmyć twarz. Poczuła się trochę lepiej, trochę bardziej świeżo, ale wciąż potrzebowała rozebrać się i umyć porządniej, zmienić koszulę. Tym razem nie zamierzała robić tego przy Sovranie.
- Nie odpowiadam też za zachowania każdego z moich ludzi. Część z nich cię nienawidzi z założenia, a jak dowiedzą się, co planują twoi pobratymcy, znienawidzą cię jeszcze bardziej. Przekonanie ich do siebie to nie będzie łatwe zadanie - zerknęła na mrocznego przez ramię. - Zwłaszcza bez magii. Nie zgadzam się na używanie tych twoich sztuczek w stosunku do mojej załogi. Ale podejrzewam, że nie jest to niemożliwe - zamilkła na moment, by cicho dodać: - Udało ci się przekonać mnie. I to w sumie jeszcze zanim... zanim uratowałeś mi życie.
Wydęła usta z niezadowoleniem, wynikającym z jej własnych słów, które brzmiały jak przyznanie się do słabości - a tego wybitnie nie lubiła robić.
- Będziesz też odpowiadał przede mną. I wykonywał moje rozkazy. Jeśli to ci odpowiada...
Sama nie wierzyła w to, co mówi. Jeszcze kilka tygodni temu chciała go zabić. Ale ocalił ją, a ona ocaliła jego. Miała wrażenie, że ten nieszczęsny rytuał związał ich w sposób, w jaki nie była związana dotąd z nikim innym. Była związana w sposób, którego nie potrafiła opisać słowami, z mrocznym, kurwa, elfem.
- Jeśli ci to odpowiada, możesz zostać z nami.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

319
POST BARDA
Sovran odwrócił się, gdy usłyszał szum odrzucanych kocy i kołder. Jego twarz straciła blask, który odzyskiwała przez czas rekonwalescencji w Svolvar. Był wyraźnie zmęczony, ale już nie tak chory. Miał podkrążone oczy, ale na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, tuż po tym, jak zniknęło zdezorientowanie w oczekiwaniu na odpowiedź Very.

- Na dziobie. - Zgodził się, bo przecież pokoik, w którym spędził ostatnie dni na Siostrze, był przestronny i miał parę miejsc, on mógł zająć jedno z nich! Czy nie było to doskonałe miejsce na pracownię czarnoksiężnika? Sprawa usługiwania mu również była do dogadania. Sovran w żadnym wypadku nie nadawał się do pracy na pokładzie, jego dłonie nie nawykły do lin i ciężkich ładunków, ciężko było zobaczyć go wysoko na rei nawet w wyobraźni... Ale do czegoś musiał się przydać. Miał przecież magię. Kiwał głową, zgadzając się na warunki Very. - Dziękuję. Kapitanie.

Pochyliwszy się w wyrazie uznania dla nowootrzymanego spowinowacenia z kapitan Umberto, Sovran wyszedł z pokoju, pozwalając jej obmyć się w odosobnieniu.

***

Załoganci Siódmej Siostry pomogli załatać dziurę w stropie, a Yenndar o mało nie spadł z dachu, ślizgając się na oblodzonej strzesze. Ostatecznie obyło się bez ofiar. Piraci Very pomogli nawet posprzątać pozostałości kręgu, a gdy było ich tak wielu, szybko uporali się z liniami z kredy i plamami krwi. Niestety, wypalonych śladów nie dało się tak łatwo usunąć, ale Bella machnęła na to ręką.

Wieczorem wyprawiono kolejny bankiet. Nie wszyscy mieli siłę, by świętować - Sovran udał się do łóżka bardzo wcześnie, ledwie po posiłku i po tym, jak niektórzy pogratulowali mu uratowania ich kapitan, nawet jeśli niewiele rozumieli z sytuacji. Verę również szybko zmorzył alkohol, ale nie mogła narzekać - tej nocy znów mogła wrócić na Siostrę, do swojej kajuty, wolna od naglących zmartwień, za to otoczona ramionami pana Yetta.

***

- To kiedy wypływamy? - Zapytał Corin, patrząc w niebo na piętrzące się chmury. Oparty o reling, pykał swoją fajkę, ciesząc się chwilą relaksu i zielnym dymem. - Jeśli do wieczora nie spadnie śnieg, to już nie powinien padać w nocy. Możemy pożeglować wieczorem. Wciąż nie wiem, Vera. Zahaczymy jeszcze o Archipelag Łez? - Dopytał, by upewnić się w decyzjach kapitan.

- Hej, ho! - Głos Belli poniósł się po zboczu i dopadł aż do ich uszu w zatoce. - Poczekajcie! Mam prezenty pożegnalne!!

Niska postać hrabiny poruszała się przodem, za nią podążali zaś dwaj rośli mężczyźni, niosąc między sobą skrzynię.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

320
POST POSTACI
Vera Umberto
Pewne rzeczy zdecydowanie trzeba będzie omówić jeszcze raz, bo jak widać, nie wszystko do Sovrana docierało, ale gdy nazwał ją kapitanem bez tego sarkastycznego przeciągania, jak robił to wcześniej, kąciki jej ust mimowolnie powędrowały w górę. Nie wiedziała jeszcze, do czego mogła przydać się jej jego obecność na pokładzie, ale pewnie czas przyniesie odpowiedzi. Może przynajmniej będzie stanowił pewnego rodzaju zabezpieczenie przed konsekwencjami zbliżającej się inwazji i przynajmniej w tym będzie mógł im pomóc. Zakładała, że wie, że jeśli postanowi ich zdradzić, Vera rozszarpie go gołymi rękami, nawet jeśli Corin z niewyjaśnionych przyczyn dalej będzie stał po jego stronie. Odprowadziła go spojrzeniem, a gdy zamknęły się za nim drzwi, ściągnęła przez głowę wilgotną koszulę.

Tym razem Umberto świętowała tak, jak powinna, w celebracji życia, z którym zdążyła się już pożegnać. Piła i jadła, bez demona odmawiającego jej przyjemności. Zagadnęła nawet Sovrana kilka razy, zanim ten postanowił się zmyć, siłowała się z Oodosem na rękę (co sromotnie przegrała) i starała się nie zwracać uwagi na pozostałości rytuału pod nogami, gdy plątała się po sali. A po powrocie na Siódmą Siostrę wciągnęła Yetta do koi, na kolejną, tym razem dużo bardziej żarliwą celebrację życia, niż ta, która miała miejsce w pałacu Svolvar. Bo chyba nie zamierzał jej odmawiać, prawda?

Kolejnego dnia stała na rufie, oparta o reling, wpatrując się w wyjście z zatoki. Płaszcz częściowo zabezpieczał ją przed zimnem, tak samo jak rękawiczki i futrzana czapka, którą dostała w prezencie od dziewcząt, lecz myślami już była na południu. Odwiedzenie chłodnych i śnieżnych rejonów okazało się interesujące - trochę zbyt interesujące, jak na jej gust - ale teraz chciała już wracać do domu. Rejs miał potrwać kilka tygodni i chciała zdążyć, zanim nadejdą wojska mrocznych. Wciąż jeszcze musiała porozmawiać o tym z oficerami. Może wprowadzanie paniki wśród załogi nie było rozsądne, ale ta dwójka powinna o wszystkim wiedzieć. Postanowiła zwołać spotkanie gdy już wypłyną, zostawiając Svolvar za plecami.
- A chcesz? Dopiero tam byliście. Prawdę mówiąc, chciałam już wracać. Bezpośrednio na Harlen. Wypływać nawet dziś popołudniu. Wieczorem też może być.
Gdy dotarł do niej wysoki głos Belli, odepchnęła się od relingu i obróciła. Na widok hrabiny uśmiechnęła się lekko i ruszyła w jej stronę, a kiedy niska kobieta wdrapała się po rampie na ich pokład, razem ze swoimi ludźmi i skrzynią, kapitan stanęła przed nimi, opierając dłonie na biodrach. Zmierzyła prezent spojrzeniem, które potem uniosła pytająco.
- Co znowu wymyśliłaś? Zrobiłaś już wystarczająco dużo - pokręciła z niedowierzaniem głową. - Powiedz lepiej, kiedy chcesz odwiedzić mnie.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

321
POST BARDA
Kiedy Vera została uratowana, wszystkim ulżyło. Nie tylko jej, ale też Corinowi, z którego zeszło napięcie związane z ryzykiem utraty ukochanej, ale również nowego kolegi, którego widział w Sovranie. Nie skupiał się jednak na elfie, a na swojej kapitan, której nie odmówił celebracji życia, choć żadne nie miało z tego powstać.

Kolejny dzień przyszedł leniwie, spokojnie, choć tak mroźnie, jak tylko mogło być na Północy. Nie musieli spieszyć się ze wstawaniem z łóżka, ale kiedy w końcu to zrobili, czas miała wypełniać im Bella. Corin odepchnął się od barierki i wyprostował, zapewne chcąc wyglądać bardziej profesjonalnie przed kapitanem innego statku, nawet jeśli była to tylko - i aż - hrabina.

- Nie zdążyliśmy dobrze zwiedzić miasta. - Zdradził Yett i Vera nie mogła się temu dziwić, bo wysłani z misją, starali się wypełnić ją jak najszybciej i wrócić. - Ale rozumiem. Możemy wracać od razu na Harlen, ciepło nam wszystkim dobrze zrobi.

Nie wszyscy rozumieli to, co działo się z Verą przez ostatnie tygodnie, ale nikt jeszcze nie narzekał głośno. Piraci nie cieszyli się zbytnio z braku ataków na kupieckie statki, bo przecież po to przypłynęli na Północ, lecz przekonanie, że robią coś dla Very, musiało im wystarczyć.

Tego dnia Bella nosiła perukę z zielonymi akcentami. Wczepione w nią piórka, papierowe kwiatki i inne ozdóbki sugerowały, że kobieta szykowała się już do wiosny.

- Ach, Vera! - Bella weszła na pokład jak do siebie. Głośno tupała obcasami po deskach Siódmej Siostry. - Ha, ha! Nie zrobiłam dość dużo, jeszcze przyniesiemy wam zapasy na drogę! - Hrabina przedstawiła sprawę wprost i nie przyjmowała odmowy. - Więc nie uciekajcie zbyt szybko. A tutaj mam takie drobiazgi dla was. - Zaprezentowała skrzynię.

Skrzynia nie miała wieka. Vera widziała poskładane w równą kostkę wełniane koce, wystające spod spodu skóry, zapakowane w papier spożywcze dobra, rarytasy ze Svolvar.

-Wiem, że u was jest ciepło, ale może przydadzą wam się jakieś dobre okrycia. Zapakowałam też płaszcz dla mojego słodkiego mrocznego księcia, przekażesz mu, prawda? - Bella nie zapomniała o Sovranie. - Szkoda, że go zabierasz! A my... w końcu przyjedziemy. - Hrabina spojrzała na Oodosa, a następnie na Bolę-Bolę. Uśmiechnęła się do tego drugiego. Lekko zmrużone oczy sugerowały, że nie była to zwykła wesołość. - Najpierw musimy wyżenić tego tutaj z Juleczką! I rozwiązać sprawę boginki. - Dodała, jakby ta druga sprawa była mniej ważna. - Ach, Vera! Znajdziesz w skrzyni dwie butelki mleka. Ale to nie jest takie zwykłe mleko. Nasz zielarz dodał do niego coś, co ma wzmacniać kości. Przez pierwszą dobę będziesz czuć się silniejsza i wytrzymalsza. To dzięki niemu nasi chłopcy są tacy silni!

Oodos kiwnął głową, zgadzając się ze słowami Belli.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

322
POST POSTACI
Vera Umberto
- A warte jest zwiedzania...? Jeśli załoga chce, możemy popłynąć tam na kilka dni. W sumie nic nie stoi na przeszkodzie. Ja się zaszyję w jakiejś karczmie przy kominku i też będę zadowolona - wzruszyła nieznacznie ramionami. - Chociaż kto wie, może sama też pozwiedzam? Jak będę mieć miłe towarzystwo, to w sumie czemu nie.
Tęskniła za otwartym morzem, choć wiedziała, że po dwóch tygodniach rejsu będzie tęskniła za zejściem na ląd choćby na chwilę, byle zjeść coś świeżego i może odpocząć trochę od bujania pokładu. Najbardziej jednak tęskniła za słońcem. W tej chwili, jak nigdy w swoim życiu, rozważała walnięcie się plackiem na plaży na Harlen i smażenie się tam przez godzinę, jak miały w zwyczaju niektóre kobiety.
- I tak trochę potrwa, zanim dopłyniemy. Dobrze by było skorzystać z okazji, że się stąd zmywamy i przeprowadzić jeszcze kilka rabunków po drodze. Ze dwa chociaż. Wciąż mamy miejsce w ładowni i wszystkim dobrze zrobi powrót do tego, na czym się znamy, zamiast zabawy z demonami.

Do fantazji Belli, dotyczącej jej peruk, nie mogła się przyzwyczaić, ale hej, każdy miał swoje dziwactwa, prawda? Vera nosiła te swoje gorsety; w teorii mogło to być uznawane za nietypowe widzimisię. Rozważanie tego jednak nic nie wnosiło, więc skupiła się na zawartości skrzyni. Narobiła tylko z Sovranem zamieszania, nic dziwnego, że nie spodziewała się teraz prezentów. Jej uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Przekażę - obiecała. Sovran wciąż jeszcze dochodził do siebie w kajucie dziobowej, bo choć miał siłę przeprowadzić rytuał, tak wciąż nie wyzdrowiał do końca. Wcześniej czy później jednak będzie musiał ją opuścić i zająć jeden z hamaków, jak wszyscy. Na prywatną kwaterę trzeba było sobie zasłużyć, nie tylko ratując życie Verze, bo gdyby to wystarczyło, to mieszkałoby w niej już z dziesięć osób. Kajuta na dziobie była dobrem wspólnym; załoga nie będzie zadowolona, gdy zostanie ona przydzielona mrocznemu.
- Aż żałuję, że ominie nas wesele. Masz talent do wyprawiania uczt - zaśmiała się cicho, zerkając na półorka.
Schyliła się nad skrzynią, znajdując w niej wspomniane butelki. Złapała jedną z nich i obróciła ją w dłoni. Skoro wzmacniały kości, Umberto doskonale wiedziała, komu przydadzą się tu najbardziej. Odłożyła mleko z powrotem pod koce.
- Gdyby Pogad dowiedziała się, że Oodos ją pokonał tylko przez to, że pije jakieś ziołowe mleko, od którego jest silniejszy, nie byłaby zadowolona - uniosła wzrok na osiłka, kręcąc głową. - Nie, no. Dzięki. W imieniu swoim, twojego księcia i całej reszty.
Za otrzymany prezent należał się prezent w zamian, prawda? Tak ustaliły z Bellą przy ich pierwszym spotkaniu. Kazała zanieść skrzynię do kwater oficerskich i ustawić ją na stole, do późniejszego rozdysponowania przez nią samą, a hrabinę poprosiła za sobą do kajuty kapitańskiej. Wciąż panował tam względny nieład, ale nie przejmowała się tym w tej chwili. Bella gorsze rzeczy już widziała. Weszła z nią do środka i pochyliła się nad jedną ze skrzyń w poszukiwaniu tego, czym zamierzała się kobiecie odwdzięczyć.
- Nie dam ci mapy z lokalizacją Harlen - rzuciła, przerzucając swoje rzeczy. - Takiej mapy nie ma i nie będzie. Ale najlepiej będzie, jak popłyniecie do Ujścia. Tam na pewno traficie w jakiejś portowej tawernie na kogoś od nas. Pytaj o Verę Umberto, Corina Yetta. Mów, że jesteście zaproszeni na Harlen, że słyszałaś o Cycatej Rybce, że... ugh - stęknęła, zauważając błysk złota na dnie, pod całą stertą zbędnych, ale drogocennych gratów. - ...Albo cię poprowadzą, albo po mnie przypłyną. Myślę, że raczej to pierwsze, umiesz być przekonująca.
W końcu wyciągnęła ze skrzyni przesadnie zdobioną szabelkę, zabraną z Mżawki, z kajuty Speke'a. Verze nie pasowała, ale dla Belli wydawała się idealna. Wystarczająco krótka i ornamentalna, żeby odpowiadać jej wzrostowi i motylkom powpinanym w perukę. Z pewnością była wykonana przez elfy Archipelagu, albo kogoś z Everam. Tylko tam bawiono się w takie pierdoły, jak ażurowe koszyki wokół rękojeści, rzeźbione w kształt liści.
- To dla ciebie - wyciągnęła broń w stronę drugiej kobiety. Czuła się głupio; nie była przyzwyczajona do wymieniania się podarunkami. Rzadko je dostawała i równie rzadko dawała. - Żebyś nie zapomniała.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

323
POST BARDA
- Chcieliśmy zobaczyć Archipelag Łez. - Przypomniał Corin z westchnieniem. Z jego ust wydobył się duży, szarawy obłok dymu, tylko z lekka przypominający Noreddine. - Rozmawialiśmy o tym jeszcze na Południu, pamiętasz? - Dodał, a Vera potrafiła rozpoznać po jego tonie, że naprawdę chciał tam jechać. Jego dłoń, która powędrowała na dół jej pleców i tam została, miała być mocnym argumentem w tej rozmowie. - Tylko na parę dni, sprzedać łupy, zebrać nowe w drodze. - Przekonywał. Któż mógł oprzeć się jego urokowi? Z pewnością nie Vera Umberto!

Belli podobały się komplementy. Uśmiechała się i kiwała głową, zgadzając się z każdym Verowym słowem. Wyglądała na niesamowicie z siebie dumną, gdy motylki i kwiatki podrygiwały zgodnie z każdym jej ruchem.

- Możecie zostać do wesela, jeśli chcecie. - Zachęciła, choć każdy czuł, że ich pobyt w Svolvar przedłużył się zbyt mocno, a i czerpali zbyt wiele z dobroci Belli. Co innego wykarmienie dwóch dodatkowych gąb, co innego całej załogi. - Ale Oodosowi nie umniejszaj! Kiedy był mały, to wpadł do kociołka pełnego tego mleka... od tamtego czasu nie pozwalamy mu go pić. - Wzruszyła ramionami, a Oodos smutno pokiwał głową. Historia lubiła płatać takie figle. - Będziemy pytać o was albo o Pięknego i jego Wąsacza! Na pewno do was trafimy.

Hrabina oczekiwała, że Vera da jej coś w zamian. Chętnie podążyła za kapitan do jej kajuty, zostawiwszy mężczyzn w tyle, nie rozglądała się już tak namiętnie, jak pierwszy raz, gdy wchodziła do oficerskiej części statku. A kiedy zobaczyła szabelkę, oczy jej zabłysły. Wyciągnęła ręce po broń.

- Żartujesz?! Dajesz mi coś takiego?! - Cieszyła się, przyglądając zdobionemu orężu. Poświęciła mu chwilę, ale zaraz je opuściła... wahała się chwilę, nim z mocą objęła Verę. - Będę za wami cholernie tęsknić!! - Jęknęła w materiał koszuli kapitan Umberto. - Szybko się spotkamy! Nie zapomnę was!
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

324
POST POSTACI
Vera Umberto
Zgodziła się na propozycję Corina, bo poza tym, że przypomniał jej o ich planach sprzed kilku tygodni, to faktycznie nie za bardzo potrafiła mu teraz odmówić. Gdyby chciał zostać w Svolvar na następny miesiąc, też nie protestowałaby szczególnie długo. Przynajmniej w tym momencie. Dotyk i wspomnienia minionej nocy sprawiły, że zrobiło się jej cieplej. A zatem Archipelag Łez, kolejny nowy, niepoznany przez nich jeszcze kawałek świata.

Historia Oodosa zaiste była przejmująca, ale jak widać, nie wyszedł na tym najgorzej. Zostawania do wesela odmówiła, bo jednak miała kilkadziesiąt osób do wyżywienia, a Verze nie uśmiechało się zapłacenie za ich pobyt i wyżywienie, do którego pewnie w końcu musiałoby dojść. Uniosła wzrok na majaczącą na wzniesieniu sylwetkę pałacu, zastanawiając się, czy zobaczy ją jeszcze kiedykolwiek. Nie wiedziała, czy będzie jej dane ponownie tu przypłynąć. Jeśli świat pogrąży się w chaosie, prawdopodobnie będzie miała już inne rzeczy na głowie... do końca swoich dni. A koniec ten mógł nadejść szybciej, niż się spodziewali i całkiem możliwe, że nie będzie jej już dane się do niego przygotować tak, jak przygotowywała się do rytuału.
Oddając Belli broń, początkowo nie wiedziała, czy jej reakcja wynika z radości, czy z oburzenia. No nie miała doświadczenia z wręczaniem prezentów, nie miała pojęcia, czy był trafiony, ale logika podpowiadała jej, że szabla była najlepszym, co mogła podarować hrabinie. W końcu ta lubiła się rozerwać w wolnej chwili, wypływając na swoim Żmiju. Może nie wszystko robili za nią pojeni ziołowym mlekiem wojownicy i czasem sama też sięgała po broń? Nawet jeśli nie, mogła zawiesić ją sobie na ścianie w pałacu. Z pewnością była warta więcej, niż skrzynia z kocami i płaszczami.
Uściśnięta, początkowo nie zareagowała, zbyt zszokowana, żeby się chociaż ruszyć. W końcu drgnęła i trochę niezręcznie poklepała Bellę po plecach, w ten nieco niezdarny sposób odwzajemniając uścisk, a potem odsunęła się od niej, bo wciąż przecież niezbyt lubiła być dotykana (przez innych, niż w odpowiednich okolicznościach Corin). Uśmiech nie opuszczał jej twarzy, choć zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Odchrząknęła i wyjrzała przez okno, szukając odpowiednich słów. Długo nie potrafiła ich znaleźć i chyba w końcu nie znalazła.
- Mam nadzieję, że wszystko nie pierdolnie ostatecznie, kiedy otworzą się te przejścia - westchnęła, poważniejąc. - Uważajcie tu na siebie. My popłyniemy teraz na Archipelag Łez, bo w sumie planowaliśmy go odwiedzić od samego początku, a potem do domu.
Oparła dłonie na biodrach, marszcząc brwi.
- Powinnam zostawić też prezent ślubny dla Boli i Juleczki? Nie mam chyba niczego odpowiedniego - poza ziołami zapobiegającymi zajściu w ciążę. Może dziewczynie by się przydały na przyszłość, żeby nie przechodziła całego życia z brzuchem? ...Albo samej Belli? - W każdym razie, kurwa, dużo się wydarzyło, co? - zaśmiała się. - Dobrze było was poznać. Jakbyś chciała pożegnać swojego mrocznego księcia, jest w kajucie po drugiej stronie.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

325
POST BARDA
Szabelka w dłoniach hrabiny prezentowała się nad wyraz dobrze. Pasowała długością do jej niewysokiego ciała, a jej ozdobność szła w parze z ekstrawagancją Belli. Broń nie była tak niezbędna, jak ciepłe koce czy jedzenie, ale stanowiła rzeczywiście niesamowity prezent, który mógł otworzyć kobiecie wiele drzwi. Kto wie, może zapragnie nauczyć się szermierki?

Bella ściskała Verę jeszcze przez chwilę, ale gdy poczuła, że kapitan pragnie wyswobodzić się z objęć, nie nalegała na dalsze przytulaski. Zadarła głowę, by mogła spojrzeć Verze w oczy.

- A tam, Vera! Nie myśl o tych tam czarnych! Pomyśl lepiej o tym, jak głupio ci będzie, gdy Żmij zawinie do zatoki na Harlen! - Bella wyszerzyła ząbki. To nie był zwykły piracki statek, to było dzieło sztuki, na którego widok niejednemu opadnie szczęka! - Spodoba ci się na Archipelagu Łez! Mniej tam dziko niż tu, u nas. - Skomentowała, opuszczając wzrok na szabelkę. Przesunęła dłonią po zdobieniach, ciesząc się ich fakturą. - Hej-tam, Vera, nie jesteś im nic winna! Nikomu nie jesteś nic winna. Juleczka to prosta dziewczyna, jej więcej do szczęścia nie potrzeba. Ano, z tobą nie da się nudzić, dziewczyno! - Śmiała się hrabina. - Pójdę, pójdę się pożegnać. Cholera, nienawidzę pożegnań. Przecież niedługo się zobaczymy!

Pożegnania nigdy nie były łatwe. Wkrótce słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, malując pałac w Svolvar odcieniami czerwieni, odbijając ciepłe kolory od przecież tak zimnego śniegu. Uzupełniono zapasy, by starczyły na przynajmniej parę tygodni, pożegnano się z Północą, z hrabiną i jej ludźmi... Siódma Siostra obrała nowy kierunek. W stronę Archipelagu Łez!
Obrazek

Wróć do „Turon”