Wioska Svolvar i okolice

301
POST BARDA
Sovran zerkał to na malunki powstające na jego piersi, to na Verę. Jego spojrzenie było jasne i pewne, wiele różniące się od tych, które rzucał, gdy gorączka trawiła jego ciało. Było w nich nie tylko więcej pewności siebie, ale też... oceniania. Widział, jak denerwuje się przez jego komentarze, a kiedy odważyła się odwarknąć, wykrzywił usta w parodii uśmiechu.

- To ważne. - Skontrował, podkreślając raz jeszcze, czemu poucza ją w taki, a nie inny sposób. - To ważne. Ważne. Chcesz się pozbyć, rób, co mówię. Ważne. - Pouczył ją i pociągnął nosem, by nie kapało mu z niego na odsłoniętą klatkę piersiową. Vera mogła dostrzec, że jego ramiona pokryły się gęsią skórką. Nawet w pomieszczeniu, na Północy nie było zbyt ciepło. - Możesz wypuścić? Dlaczego nie wypuścić? - Dopytywał, bo skoro Vera mogła tak grozić, to przecież musiała mieć ku temu jakieś podstawy. - Dlaczego: ją? To demon. Okłamuje cię. - Przekonywał, trąc palcem jedną z linii, by nadać jej ładniejszy, równiejszy kształt. Omijał bliznę. Nie tylko Vera nosiła na ciele ślady po dawnyh potyczkach, tuż pod obojczykiem elfa znajdowała się brzydka pozostałość po bełcie, którym trafiła go załoga statku Kompanii. Drugi taki nosił na udzie.

- Mamy czas, Vero Umberto. - Przypomniał jej już nieco mniej poważnym tonem. Miękkość w jego głosie musiała pochodzić z faktu, iż dopiero co opanował kaszel. - Skup się. Przepraszam. - Dodał, bo jej ostatni błąd został wykonany przecież przez niego i wyciszoną, lecz wciąż obecną chorobą. - Będę cię malował. - Potwierdził. - Zaczynam od końca. Koło, znaki. Ja, potem ty. Skończymy koło, zaczniemy rytuał. Nie bój się. - Dodał, opierając dłoń na jej przedramieniu. - Nie bój się, Vero.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

302
POST POSTACI
Vera Umberto
- Dlaczego? Nie wiem dlaczego - odparła z niegasnącą irytacją. - Może dlatego, że ufam jej jeszcze mniej, niż tobie. Nie wiem, czy mogę, nie próbowałam, nie zamierzałam.
Patrzyła, jak Sovran poprawia narysowaną przez nią linię, ale o dziwo denerwowało ją to mniej, niż jego gadanie. Dobrze, niech pilnuje, żeby wszystko było takie, jak być powinno. Ona robiła wszystko, co w swojej mocy, żeby nie trzeba było przerysowywać całego wzoru od nowa. Ponownie zanurzyła palec w farbie, przygryzając policzek od środka i znów poczuła metaliczny smak własnej krwi.
Przeprosiny sprawiły, że uniosła wzrok z wychudzonej klatki piersiowej na twarz mrocznego, a wyraz jej twarzy trochę złagodniał. Niedużo, ale zawsze. Odetchnęła głęboko, gotowa kontynuować malunek, ale wtedy padła odpowiedź na jej pytanie - dokładnie taka, jakiej się obawiała. Zamarła w bezruchu, z dłonią w połowie drogi do wklęsłego brzucha elfa. Będzie po niej malował? Naprawdę? Mówił, jakby to było dla niego czymś tak zwyczajnym, jak zagryzanie zupy kromką chleba. Verze nie uśmiechało się rozbieranie się tu i pozwalanie mu na przesuwanie swoimi mrocznymi palcami po jej nagiej skórze. Zacisnęła na moment powieki i odetchnęła głęboko. Skoro się na to zdecydowała, to teraz trzeba było to zrobić, tak? Potem Sovran zniknie i nie zobaczą się już nigdy więcej, a jakakolwiek niezręczność, jaką będzie czuła, szybko będzie mogła zostać przez nią zapomniana.
Ale miała się nie bać. Otworzyła oczy, ponownie wbijając w elfa spojrzenie, choć tym razem z oczywistego dla niej i z nieznanego jemu powodu jeszcze ciemniejsze, niż zwykle. Przerysowała runę, a potem kolejną, dbając o dokładność.
- Jesteś pewien, że to się uda? Że masz wystarczająco dużo siły, żeby doprowadzić to do końca? Że ja mam wystarczająco dużo siły, żeby poradzić sobie z całym demonem?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

303
POST BARDA


Sovran nie zawstydził się, ani nawet nie zmartwił słowami Very. Miała prawo mu nie ufać, gdy byli od siebie tak różni, jak to tylko możliwe. Wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet wtedy, gdy rzucała w irytacji kolejne słowa.

- Nie ten. - Zreflektował się w pewnym momencie, jakby komentarze piratki nie miały większego znaczenia. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zauważył błąd. - Zły symbol. - Wskazał na posadzkę. - Poprawię. Zły symbol.

Ta jedna spostrzeżona pomyłka wydawała się mieć duży wpływ na elfa, który westchnął lekko, jakby zmęczony nawarstwiającymi się problemami, za to Verze kazała się zastanawiać: czy on rzeczywiście wiedział, co robi? Wzory były rozbudowane, skomplikowane i niezrozumiałe dla laika. Nikt nie był w stanie mu pomóc, a sprawa wydawała się go nieco przerastać.

- To najlepszy sposób. Jedyny. - Mówi, podnosząc na Verę oczy. - Wiem, że się uda. Tobie i mi. Nie mogę zabrać cię ze sobą do tych, którzy wiedzą lepiej... nie wrócisz. - Dodał nieco ciszej, ale jak raz Vera wiedziała, że mówi prawdę. Mroczni nie wypuszczą Very po tym, jak zabiorą sobie demona. Nie była cenniejsza niż inni z powierzchni, ale darmowy niewolnik, który sam pchał się w ich łapy, był mile widziany.

Bella przerwała im rozmowę, wracając z lusterkiem. Kawałek wypolerowanej na błysk blaszki wpasowano w zdobioną porcelanową ramkę z rączką dla wygody użytkowania.

- Książę, mam dla ciebie lusterko! - Zawołała, skacząc między liniami kręgu. Była zwinna jak sarenka mimo wysokich obcasów. - Zwróć mi je potem, dobrze?

Sovran wyciągnął dłoń po przedmiot i już po chwili wpatrywał się w niego, lecz nie interesowały go wzory, a jego własną czarna twarz. Uniósł dłoń do policzka, barwiąc go białą pastą.

- Nie przestawaj. - Upomniał Verę.

- Prawda, że dobrze wykonane? Możesz obejrzeć każdy milimetr swojej buźki! - Cieszyła się hrabina. - Vera, wszystko w porządku? Potrzebujesz z czymś pomocy?

Zaaferowany własnym obliczem elf zapomniał o niepoprawnym symbolu.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

304
POST POSTACI
Vera Umberto
- Chyba sobie żartujesz - mruknęła pod nosem, gdy Sovran zorientował się, że się pomylił. To jedno wystarczyło, by jej nadzieja na powodzenie rytuału znów zmalała do poziomu, w którym praktycznie przestała istnieć. To był jeden znak, który elf zauważył, ile było tu innych, nie takich jak trzeba? Pokręciła głową z niedowierzaniem, wpatrując się w jego zapadnięty brzuch i zbierając się do malowania dalej.
Gdy usłyszała zapewnienie, na chwilę uniosła na niego wzrok, ale w jej oczach nie było szczególnego przekonania. Rozumiała, że nie mógł zabrać jej do specjalistów, jakich pewnie tam pod ziemią miał od groma. Miał rację - nawet gdyby faktycznie zechcieli jej tam pomóc, zostałaby w świecie mrocznych już na zawsze, jako jeden z setek, czy tysięcy niewolników. Powinna być mu wdzięczna, że zgodził się uratować jej życie, nawet jeśli robił to dla swojego własnego pożytku. Ale wiedziała przecież, że gdyby tylko chciał, mógłby wyrwać z niej Noreddine w inny sposób, a potem z jej pomocą stąd uciec, zostawiając za sobą tylko martwe, kapitańskie ciało. I nie przypadkiem, jak zostawić mógł teraz, tylko całkowicie celowo.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo pojawiła się Bella z lusterkiem. Umberto opuściła dłoń, pozwalając elfowi obejrzeć jej wypociny w odbiciu, ale ten, zamiast zająć się tym, co trzeba, przyglądał się swojej facjacie. Wydęła usta w irytacji. Próżności się po nim nie spodziewała.
- Trochę schudłeś, odkąd cię znaleźliśmy - powiedziała, choć pewnie sam to świetnie widział.
Ale... może nie w tym była rzecz? Może Sovran naprawdę po raz pierwszy w życiu miał w dłoni lustro? Dla Very była to rzecz tak naturalna, móc się przejrzeć w zawieszonej w jej kajucie, wypolerowanej stali, że początkowo w ogóle nie przyszło jej do głowy, że ktoś mógł nie mieć z tym styczności. Przecież mieszkańcy większych miast mieli już gdzieniegdzie porządne lustra ze szkła, w których widać było absolutnie każdy szczegół. O, to też Corin mógłby jej kupić w prezencie. Nie narzekałaby.
Zmarszczyła brwi.
- Co ty, lustra nie widziałeś? - spytała cicho. - Myślałam, że będziesz znaki sprawdzał, a nie własną twarz.
Upomniana, wróciła do malowania, a gdy Bella spytała, czy może się do czegoś przydać, Umberto pokręciła tylko głową.
- Nie. Chyba nie. Dzięki za to lusterko. Sovran? Miałeś poprawić znak. Resztę też możesz sprawdzić od razu. Nie będę rysować tylko po to, żeby zaraz to ścierać i zaczynać od nowa.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

305
POST BARDA
Sovran szybko porzucił zmieszanie i zdenerwowanie tym, że pomylił jeden z symboli. Czy fakt, że namalował tak skomplikowany krąg z pamięci, sam w sobie nie był godny podziwu? Z pewnością byłoby mu łatwiej bazować na wzrocach, lecz tych nie miał pod ręką. Musiał ufać temu, co zapisało się w jego umyśle.

Bardziej zainteresowała go jednak jego własna twarz. Oglądał się od przodu, następnie oba profile, przesuwał dłonią po policzkach, nosie, zaglądał sobie w oczy i poprawiał włosy. Wydawał się nieprzejęty tym, jak szczupły był po gościnie na Siostrze, za to bardzo dziwiło go własne oblicze, choć równocześnie był z niego zadowolony. W końcu uśmiechnął się do swojego odbicia, gdy podobało mu się to, co widział.

- Niesamowite. - Skomentował. - Jakby magia. - Dodał i bogowie raczyli wiedzieć, czy ma na myśli lusterko, czy samego siebie.

- Jesteś elfem, książę! - Szczebiotała Bella. - Nie mógłbyś być nieatrakcyjny.

- Tak naprawdę przyciąga mnie to,co się kryje za tą perfekcją...Jego delikatna, pokaleczona dusza... - Wymruczał tak cicho, że tylko Vera mogła to usłyszeć i chwilę zajęło jej zrozumienie, że komentarz był jedynie kolejnym cytatem z książki Osmara. -To jedyny mężczyzna na którego widok krew szybciej mi krąży. Ale jest także trudny, skomplikowany i dezorientujący.

- Co tam mamroczesz, kochanie? - Podpytywała Bella. - Głośniej!

Obejrzawszy twarz, elf mógł opuścić zwierciadełko i przejść do obserwowania znaków, ignorując prośby Belli co do powtórzenia jego słów. Szybko zrozumiał, że obraz w lusterku jest odbiciem, lecz mimo tego poprawił niemal każdy wymalowany przez Verę znak, tak, by był idealny wedle widzimisię maga. Instruował ją z kolejnymi, choć nie zostało ich wiele. Linie na twarzy wymalował sam, zdając się czerpać pewną przyjemność z dotykania własnej twarzy. Bella zrobiła mu dobry prezent lusterkiem.

Sovran wkrótce poprawił też znak na podłodze, który wcześniej wydał mu się nieprawidłowy. Obszedł krąg kolejne parę razy, by sprawdzić wszystkie linie, wszystkie symbole, wrysowane zaklęcia i odczynniki. Wkrótce był też gotów by namalować znaki na Verze, choć pozwolił jej zachować na sobie koszulkę, bazgrząc ciemnym palcem po dekolcie. Kobieta czuła podekscytowanie w sobie, to, które należało do demona. Noreddine cieszyła się, że wkrótce opuści wiezienie.

- Jesteś gotowa? - Zapytał Sovran, podnosząc na kapitan swoje niecodzienne oczy.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

306
POST POSTACI
Vera Umberto
- To tak nie działa - parsknęła cicho śmiechem na komentarz Belli. Gdyby każdy elf był atrakcyjny, świat wyglądałby trochę inaczej. Zbyt wielu było chudych i niskich, jak Sovran. A może to po prostu Vera miała inne oczekiwania? W sumie nawet niski elf był wyższy od szanownej hrabiny. Kolejny raz pokręciła głową z niedowierzaniem, wysłuchując następnych cytatów z ukochanej przez Osmara książki.
- Może jak poprosisz Bellę, to pozwoli ci zabrać lustro ze sobą - zasugerowała.
Ale nie rozwijała tematu, bo wyobrażenie zabierania pamiątek ze świata, który zaraz miał runąć pod mieczami pobratymców Sovrana, wydało się jej mocno nie na miejscu. Zmarszczyła brwi i opuściła wzrok z powrotem na trzymany przez siebie pojemnik z farbą. Trzeba było doprowadzić to do końca i pozwolić mrocznemu odejść w swoją stronę. Nie chciała już dłużej zastanawiać się nad tym, czy powinna widzieć w sobie zdrajczynię całej ludzkości, skoro korzystała z pomocy tego konkretnego elfa i oddawała mu demona, a ten miał przysłużyć się inwazji. Nie mogła o tym myśleć. Nie zamierzała.
Za to poczuła wyraźną ulgę, gdy okazało się, że nie musi się rozbierać. Odsłoniła tylko dekolt, a na tym niewielkim, pozbawionym blizn fragmencie, Sovran wymalował swoje wzory. Podekscytowanie nie należało do niej, ale trochę się jej udzieliło, choć jej własne pełne było obaw. Mimo to, po tak długim oczekiwaniu, najpierw na powrót Siódmej Siostry, a dziś na to, aż elf skończy przygotowywać rytuał, dobrze było wiedzieć, że w końcu dojdzie do tego przełomowego momentu, który miał ją uwolnić, w ten, czy inny sposób.
- Nie - odpowiedziała szczerze, wpatrując się z determinacją w dziwne oczy Sovrana. - Ale też bardziej gotowa nie będę. Powiedz mi... co mam robić.
Obróciła się do Belli.
- Powinnaś stąd iść. W razie gdyby coś poszło nie tak. I jeśli... coś pójdzie nie tak... - zacisnęła usta. - Dzięki. Za wszystko.
Dobrze, że nie było tu Corina. Gdyby Osmar nie zabrał go gdzieś, zmuszając do zajęcia głowy czymś innym, niż ryzykowny rytuał, w którym brała udział Vera, pewnie teraz wisiałby nad nimi i absolutnie nie dałby się stąd przegonić. I naprawdę nie mogła się doczekać momentu, aż z powrotem będzie... pusta. Tak, jak była, zanim przypłynęli na tę pieprzoną północ. Na język cisnęło się jej mnóstwo pytań, ale powstrzymała wszystkie; wolała zakładać, że Sovran ma pojęcie, co robi i nie była gotowa na usłyszenie kolejnego "nie wiem".
- Mhm. Już - popędziła go niezdarnie.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

307
POST BARDA
Sovran uniósł wzrok na Bellę, jakby spodziewał się, że sam komentarz Very wystarczy, by hrabina podarowała mu lusterko. Kobieta jednak tylko pokręciła głową i uniosła paluszek, poruszając nim na boki.

- Lusterko zostaje w Svolvar. - Nie zgodziła się, nie zdając sobie sprawy z odczuć Very, która trafnie widziała w Sovranie zwiastuna zniszczenia aniżeli elfa, który zachwycił się swoją twarzą. - Przestań, Vera, nie ma za co. Już będziecie zaczynać? Tak szybko?

- Nie ma na co czekać. - Upomniał je Sovran.

***

Na Północy zmrok zapadał dużo wcześniej niż na Harlen. Nim Sovran po raz kolejny upewnił się, że jego krąg jest odpowiedni, zrobiło się ciemno, a słudzy rozpalili pochodnie i świeczniki. Po tym elf jeszcze raz musiał sprawdzić linie i znaki. Vera miała tylko chwilę, by pożegnać się z Bellą, ale też swoimi załogantami. Mistrz ceremonii chciał, by była na miejscu, gotowa, by zacząć w każdej chwili. Wyprosił wszystkich innych.

Kazał jej usiąść w jednym z mniejszych wyrysowanych owali. Widziała drobne symbole zaklęć na obwodzie linii, napisane nieznanym jej alfabetem. Nie miała pojęcia, czy były to plugawe słowa w języku ciemnych elfów, czy może coś, czego użyliby również magowie z powierzchni. Sovran stanął naprzeciw niej, w podobnym okręgu. Vera widziała, że denerwował się, choć chciał to ukryć za zaciśniętymi ustami i zmarszczonymi brwiami.

- Bozor kuni rastada. Bu suhbatlar: Balki menga suyanarsan, Siz juda quruqsiz, janob Dill. - Elf nie ostrzegł jej. Zaczął inkantować, z początku cicho, z każdym słowem coraz głośniej, wznosząc dłonie ku górze. Przez długie sekundy nic się nie działo, lecz w jednym momencie cały krąg zapłonął bladym światłem. Linie ożywiły się, rzucając niebieskawą łunę na pomieszczenie. Światło ognia nie było potrzebne, gdy promienie zdawały się wylewać poza kontury linii.
- Qanday ajablanarli, mening chivinlarim, Seshanbadan beri shu yerda yotibman! Kohlrabi deydi:— Sholg'omga qarang, u mustahkam!


Słowa rozbrzmiewały niespodziewaną mocą, gdy Sovran recytował dalej, nie zatrzymując się ani na moment. W Verze narastało napięcie, nie miała pojęcia, czy było to jej własne, potęgujące zdenerwowanie i strach, czy należało do demona, chcącego wyrwać się z jej piersi. W pierwszych dwóch kręgach zapłonęły zebrane tam ingrediencje. Proszki i zioła wybuchły białym, oślepiającym płomieniem, spalając się na potrzeby rytuału, udzielając swojej mocy magowi. Vera dostrzegła, że również jej skóra dymi, gdy pasta na dekolcie zaczyna sublimować w pachnącą parę.

- Qorindagi no'xat sholg'omni silaydi:— Qanday ketyapti, sholg‘om, yaxshilanib boryaptimi!

To nie było nieprzyjemne. Przypominało raczej to dobrowolne wniknięcie Noraddine do wnętrza Very, gdy sama przyszła pod postacią jeleniego strażnika, niż wcześniejsze wtargnięcie z rozbitego filakterium boginki. Wydawało się, że obłok demona zmieszał się z parującą magiczną pastą, wirując w czerni i bieli jak niepozorna chmurka. I w jednej chwili kapitan poczuła, że na nowo jest wolna. Jedynie nagły ostry ból kazał jej spojrzeć na swoją dłoń, gdzie wyryte przez Tariqa sybole zapłonęły, by po chwili zniknąć, zostawiając tylko zaczerwienienia jako widmo wzorów, który kiedyś znaczyły.

- Żegnaj, Vero. - Odezwał się głos demona w głowie kapitan, nim również uleciał, jak obłok z jej ciała.

A więc udało się! Sovran wyciągnął demona bez strat! Kapitan mogłaby zacząć świętować, gdyby nie fakt, iż demon wciąż był w pokoju, przed nią, wirując nad kręgiem, szuakjąc drogi ucieczki. A elf nie przestawał.

- Rahmat, rahmat, janob Pea, Bu biroz yashashga o'xshaydi! - Słowa Sovrana przeszły we wrzask, gdy kolejne składniki rytuału zapłonęły, tym razem czerwonym ogniem, tak potężnym, jakby podsycał go sam Drwimir. Demon jakby skurzczył się w sobie, zwinął w mniejszą chmurę, po czym z dużą prędkością zderzył się z klatką piersiową Sovrana - i zniknął. Elf upadł na plecy, ale nie pozwolił sobie na nawet chwilę słabości. - Ammo maydanoz - bu yomonroq: Oppoq, ozg‘in, uxlay olmayman... - Mówił, zbierając się szybko z posadzki. Przysiadł na piętach, opierając się rękoma przed sobą. - Va bu xato - Selderey xo'rsindi...

Sovran otworzył usta, by inkantować dalej, wyrzucając z siebie kolejne słowa w plugawej mowie, lecz zamiast planowanego przekazu, wyrwał się z nich dźwięk, jakby ledwie powstrzymał wymioty. Jego ciałem wstrząsnęła siła nie z tego świata, jednak mimo to uniósł obie dłonie w kierunku pozostałych kręgów, gdzie zostawił ostatnie składniki. Tylko jeden z nich zapłonął, tym razem niebieskim światłem. Elf nie próbował po raz kolejny, złapał się za pierś i nawet w półmroku Vera mogła dostrzec, że jego twarzy wykręca się bólem, a z nosa i oczu zaczyna spływać krople krwi, niemal tak czarnej, jak jego skóra. Wzory na jego ciele nawet nie zamigotały. Elf przegrywał.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

308
POST POSTACI
Vera Umberto
Odmówiła żegnania się ze swoimi załogantami. Wieczerza po ich powrocie była wystarczająca; potem Vera upewniła się tylko, że na Siódmą Siostrę zostaną sprowadzone pewne rzeczy: zapas wermutu dla Osmara, dziczyzny dla Tripa, trochę tutejszych ziół dla Oleny... różne pierdoły, które przez jej załogę mogły zostać docenione. Za wszystko zapłaciła Belli z własnych zapasów złota, trochę traktując to jako prezent na pożegnanie. Corinowi... nie wiedziała, co zostawić. Gdyby wszystko miało zawieść, dostanie po niej cały statek, prawda? A na napisanie do niego listu, w którym być może pozwoliłaby sobie na więcej otwartości, niż zazwyczaj, nie miała już czasu. Tak czy inaczej, rzewne pożegnania były nie w jej stylu, a ona nie planowała dziś umierać - to były tylko drobne zabezpieczenia, na wypadek niepowodzenia.

Zajęła miejsce we wskazanym okręgu, opierając dłonie na kolanach. Zdenerwowanie Sovrana się jej nie udzielało, bo własne przepełniało już ją po brzegi. Starała się uspokoić oddech, skupić się na płomieniach świec i dziwnie satysfakcjonującym dla oka wzorze, wyrysowanym na podłodze. To była droga, którą wybrała, decyzja, jaką podjęła i nie mogła się już z tego wycofać. Pozostało jej zaufać w siłę obcego jej rytuału i elfa, który miał uratować jej życie, podczas gdy za kilka miesięcy, czy tygodni, ich statek mógł zatonąć po spotkaniu z lewiatanami i innymi takimi, jak Sovran. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, wsłuchując się w obce dla niej, wypowiadane przez niego słowa.
Budzące się do życia światło przebiło się przez jej powieki, więc podniosła je, czując, jak jej oddech przyspiesza, gdy zobaczyła płonące błękitem rysunki. Cudem powstrzymała chęć starcia pasty z własnego dekoltu, z jakiegoś powodu przekonana, że wyrysowane przez palec Sovrana linie zostaną na nim już na zawsze. Drgnęła, gdy wybuchły pierwsze ingrediencje, ale kolejne już nie zrobiły na niej aż takiego wrażenia. Nerwowo przełknęła ślinę, zaciskając dłonie w pięści, gotowa na nieopisany ból. Ale ten... ten nie nadszedł.
Uczucie ulgi, gdy demon opuścił jej ciało, racząc ją jeszcze uprzejmym pożegnaniem i zostawiając po sobie absolutnie cudowną pustkę, było nie do opisania. Odetchnęła głęboko, po raz pierwszy od wielu dni chyba biorąc wdech sięgający samego dna płuc. To było wspaniałe; wróciła do siebie. Znów była Verą Umberto, pozbawioną nieproszonego lokatora, zaburzającego jej postrzeganie i odczuwanie świata. Chyba nawet jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, a wszystko, co robił dalej elf, przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Niech sobie tam pęta Noreddine jak chce; jej to już nie dotyczyło. Rytuał się udał, ona przeżyła, jeszcze chwila i będzie mogła wrócić na pokład i na południe.

Oczywiście, że nie mogło być tak łatwo.

Całkiem możliwe, że jej serce zatrzymało się na moment, a na pewno przestała oddychać. I przez tę sekundę, czy może dwie, w jej głowie wydarzyło się bardzo, bardzo wiele. Pierwszą myślą było zostawienie tego wszystkiego, by rozwiązało się samo. Bo czy to nie składało się doskonale? Nie będzie musiała przejmować się tym, co Sovran zrobi w najbliższej przyszłości i co na nich sprowadzi, bo umrze tutaj, a ona nie będzie temu w żadnym stopniu winna. Nie przyłoży ręki do jego śmierci, jeśli po prostu nie będzie robić teraz nic, prawda? Nikt nawet nie będzie jej oceniał, bo nikogo tutaj też nie było - będzie mogła powiedzieć wszystkim, że zabił go demon i to nie będzie kłamstwo. Nieruchomo, z dziwną fascynacją, szeroko otwartymi oczami patrzyła na spływającą elfowi po twarzy, czarną krew.
Wybuch składników w jednym z dwóch ostatnich kręgów wyrwał ją z tej niemocy. Coś... coś poszło nie tak. Inaczej to miało wyglądać. Cały demon miał trafić do niej, a potem dopiero miał zostać jej odebrany. Dlaczego tego nie zrobił? Sovran sam wciągnął go do siebie, czy Noreddine samowolnie opuściła Verę i postanowiła przenieść się do swoich pozostałych dwóch części?
Powoli wstała, jeszcze przez moment wahając się, czy w ogóle powinna opuścić swój krąg. Była rozdarta; z jednej strony pozbycie się mrocznego od samego początku wydawało się jej jedynym słusznym rozwiązaniem. Ale teraz... wiązałoby się to z uwolnieniem pełnej formy demona tutaj, w środku pałacu Svolvar. I była prawie pewna, że demonica nie będzie zadowolona, wiedząc już, do czego dążyli... i że Vera ją okłamała.
A do tego, choć chciała, z jakiegoś powodu nie potrafiła obojętnie patrzeć, jak Sovran umiera.
Wysyczała cicho jakieś przekleństwo, wściekła na samą siebie, i podbiegła do elfa, uważając, by nie nastąpić przypadkiem na żaden z wzorów. Złapała go za ramiona i pomogła mu podnieść się z powrotem do pozycji mniej lub bardziej pionowej.
- Sovran? Sovran? Sovran! - próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. - Co mam robić? Mam podpalić tamte składniki? Mam je podpalić?
Jeśli potwierdził, choćby i słabym skinieniem głowy, zamierzała rzucić się do kominka - wciąż ostrożnie - i nadziać na pogrzebacz kawałek płonącego drewna, którym mogła potraktować resztę proszków, skoro nie wybuchły po zaklęciu elfa.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

309
POST BARDA
Vera mogła zostawić Sovrana samemu sobie, pozwolić, by elf pogrążył się w bólu nieudanego rytuału i doprowadził go do końca, oddając ducha i uwalniając demona. I choć w głębi sama nie wiedziała, co odczuwa względem elfa i jego nikczemnej rasy, nie potrafiła patrzeć, jak ten cierpi, a następnie umiera.

Sovran był w pełni przytomny i wiedział, co się działo. Skupił spojrzenie na Verze, łapiąc się kurczowo jej ramion, którymi przytrzymywała go w pionie.

- Jest za silny! - Jęknął we wspólnej mowie, a z jego ust pociekła kolejna porcja krwi, spływając po brodzie, kapiąc na podłogę. Elf był przerażony nie tylko cierpieniem, ale też tym, czym kompletny demon okazał się w jego wnętrzu. Pokiwał lekko głową, dając jedznocześnie Verze znać, co powinna robić. Jej pomysł był dobry.

Rzuciła się w stronę kominka, choć przezornie uważała na znaki i linie. Nie tak łatwo było kontrolować płonące drewienko, które kołysało się na końcu pogrzebacza i sypało iskry i rozżarzone fragmenty. Jeden z nich dosięgnął kupki składników w ostatnim z okręgów. Nie wybuchła tak spektakularnie, jak poprzednie, ale suszone zioła zatliły się wystarczająco szybko.

Krąg zapłonął potężniejszym, oślepiającym światłem, a następnie zgasł całkowicie, pozostawiając pomieszczenie w półmroku świec. Sovran oddychał ciężko, nim zaczął mamrotać kolejną inkantację. Tym razem nie używał wielkiego, starannie wykonanego kręgu - malował przed sobą kolejny, rozmazując na deskach własną krew, która wciąż kapała z jego oczu, nosa, ust. Nie tak staranny wzór był o wiele mniej skomplikowany.

- Daryo bo'yida, butaning yonida o'rdak-injiq yashar edi. - Elfie słowa brzmiały inaczej, brakowało w nich ostrości, którą cechowało się poprzednie zaklęcie. Nie zdążył wypowiedzieć całego, nim zaczął kaszleć. Czy to choroba, czy narastająca w nim obecność demona kazały mu pochylić się do przodu i walczyć z odruchem wymiotnym pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami, Vera nie wiedziała. Do jej uszu docierały wymęczone słowa, powtarzane jak mantra, gdy tylko mógł złapać oddech:

- Yashar edi! Yashar edi! Yashar edi..!
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

310
POST POSTACI
Vera Umberto
Może i była beznadziejnym uczniem czarnoksiężnika, ale za to miała w sobie mnóstwo determinacji, gdy zamierzała dopiąć swego. Nie inaczej było w tym momencie. Nie miała pojęcia, czy nie posiadając ani wiedzy, ani umiejętności, ani nawet małej iskierki talentu magicznego, będzie w stanie pomóc Sovranowi doprowadzić rytuał do końca, ale zamierzała spróbować. Skoro już zaczęli, nie mogli zmarnować tego, co udało im się osiągnąć do tej pory. Mroczny był idiotą; z niejasnego dla niej powodu postanowił przenieść całego demona od razu do swojego wątłego ciała, zamiast połączyć go w Verze. Była silna, dużo silniejsza od niego, musiał zdawać sobie z tego sprawę. Była od niego o pół głowy wyższa, a jej ciało wyrobione było pracą na statku, podczas gdy jego mięśnie ostatnio nie radziły sobie nawet z utrzymywaniem go w pozycji pionowej. Jeśli fizyczność miała tu jakiekolwiek znaczenie, Vera poradziłaby sobie z tym lepiej. Wolała myśleć, że tak było - wtedy irytacja, jaką czuła względem głupoty elfa, dodatkowo napędzała ją do działania.
Z satysfakcją patrzyła, jak składniki zapalają się od przyniesionego drewienka, a gdy cały, godzinami rozrysowywany krąg zgasł, odwróciła się z powrotem do Sovrana. W pomieszczeniu pozapalane były świece, ale miała nieprzyjemne wrażenie, że zrobiło się tu... zbyt ciemno. Powoli podeszła do niego, na wszelki wypadek wciąż omijając białe linie, choć mag rysował już coś zupełnie nowego. Widząc jego stan, krew (czy to była krew? Mroczni mieli ją czarną?) wylewającą mu się z oczu i nosa, a także fakt, że nią właśnie malował kolejne kształty na kamiennej podłodze, Umberto miała wrażenie, że stają jej dęba włosy na całym ciele. To nie było przygotowywanie się do zwykłej walki, to nie była nawet przeobrażająca się przed nią syrena. To było coś prymitywnego i jednocześnie niezwykle misternego, a dla niej tak bardzo obcego, że napawało ją to przerażeniem większym, niż wizja zbliżającej się inwazji, którą Sovran im zapowiedział.
A najbardziej przerażające w tym wszystkim było to, że elf nie miał siły, by doprowadzić to do końca. Odezwała się choroba, albo krew ściekająca po gardle, nie miała pojęcia; nie mieli nikogo, kto mógłby im w tej chwili pomóc. Ile by dała, by był tu choćby i szalony Ignhys! On mógłby... podzielić się mocą, może? Vera zacisnęła zęby i opadła na kolana naprzeciwko mrocznego, po drugiej stronie nowego, ciemnego wzoru, jaki rysował teraz. Spoglądała to na niego, to na jego unurzany we krwi palec, usiłując wyciągnąć z jego działań jakiekolwiek wnioski, zauważyć jakiekolwiek sugestie, cokolwiek...
- Yashar... edi? - powtórzyła niepewnie, ale bardzo uważnie, by niczego nie pomylić, pochylając się, by rzucić mu pytające spojrzenie. Miała to wypowiadać, raz za razem? Czy nie zniszczy wszystkiego, nad czym Sovran pracował, jeśli zacznie mówić to, co mówił on? Co to w ogóle znaczyło? - Yashar edi...
Jeśli to miało mu pomóc, mogła ciągnąć tę mantrę dla niego.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

311
POST BARDA
Załzawione, zakrwawione oczy Sovrana znów zwróciły się ku Verze, gdy ta padła po drugiej stronie malowanego na nowo kręgu. Ich szafirowy blask wydawał się nie gasnąć, choć elf był u kresu wytrzymałości, jak przez ostatnie tygodnie, gdy nie opuszczał łóżka, trawiony chorobą. Mimo to walczył dalej, a obecnośc kapitan zdawała się podnosić go na duchu i dawać mu siłę, której brakowało.

- Yashar edi! - Powtarzał z nią, gdy pozwalał mu na to oddech. - Yashar edi!

Powietrze było przesycone mocą. Vera czuła, jak wszystkie włosy na ciele stają jej dęba, a drobne wyładowania elektrostatyczne przeskakują po jej skórze, choć ta pozbawiona była już znaków. Nie tylko Vera odniosła wrażenie, że zrobiło się ciemniej, bo wkrótce wszystkie świeczki w sali po prostu zgasły. Jedna po drugiej, jakby zdmuchnięte powiewem wiatru, choć przecież byli w pomieszczeniu. Temperatura rosła i wkrótce po twarzy Very spływały gęste krople potu.

Między nią, Sovranem i kręgiem zaczęły przeskakiwać jasne, błękitne iskry. Początkowo pojedyncze, wyzwalane z każdym kolejnym słowem mantry, wkrótce w większych wiązkach, szukając uścia poza kręgiem. Elf skończył rysowanie, wahał się tylko chwilę, nim złapał Verę za dłonie, tworząc z ich ramion nowy krąg nad tym, który namalował. Jego dłonie były gorące i wilgotne, ale uścisk silny, godny marynarza, który całe życie spędził przy linach. Jego magia dodawała mu sił.

- Yashar edi! - Podniósł głos. Nie brzmiał jak paniczyk, jakim dał się poznać. Potęga przebrzmiewała w każdej głosce. - Lekin u daryoga yopishish o'rniga, yurishni afzal ko'rdi!

Ostatni fragment wyzwolił kolejny łańcuch wyładowań, gruby i potężny jak piorun podczas burzy. Svolvar zadrżało w posadach, gdy błyskawica prześliznęła się swoim torem aż pod sufit, po czym rozległ się grzmot. Rozbłysło nowe światło, a nad Sovranem i Verą otworzył się portal.
Krążąca materia nie była zrobiona ani z dymu, ani z płynu, z pewnością nie z błyskawic, lecz wisiała nad nimi, przyjmując postać dysku, ziejąc w środku pustką. Verę oblał zimny pot, gdy odniosła wrażenie, że to przejście, które może ją pochłonąć. Wiedziała, ż nie było jednak dla niej. Elf pochylił się, choć wciąż nie puszczał Very. Tym razem nie powstrzymał wymiotów, lecz nie zwrócił zawartości żołądka, a ciemną chmurę, o wiele gęstszą i czarniejszą, niż to, co widzieli przedtem. Istota była tak mroczna, że wyglądała na ciemniejszą od czerni, pochłaniała każdy odłamek światła, który na nią padał, a wraz z nim całą radość, jaką ktokolwiek mógłby odczuwać w sercu.

- Bądź wygnany! - Wychrypiał Sovran, na nowo podnosząc twarz. - Menga tosh bering!

Niczym złapany w morski wir, obłok zassany został ku górze, ku portalowi. Sovran nie pozwolił mu walczyć - bestia nie miała okazji, by przeciwstawić się magowi. Stopniowo znikała, gdy wąskie pasmo przesączało się na drugą stronę przejścia. Nie trwało to dłużej, niż parę oddechów, lecz dla ich dwójki, ciągnęło się w nieskończoność.

Demon zniknął, a portal kurczył się, by w końcu również przepaść.

Nie wróciło światło. Zostali we dwoje, w ciemności, nad wymalowanym krwią kręgiem, ze złączonymi ramionami. Sovran puścił Verę tylko w jednym celu - by wziąć ją w objęcia!

- Udało się! - Wychrypiał, wciskając twarz w jej ramię. - Udało się! Nie ma go!

Oboje byli mokrzy od własnego potu i zmęczeni. Choć Vera przed rozpoczęciem rytuału była wypoczęta, teraz czuła się jak po bitwie. Brakowało tylko ran i krwi, lecz emocje były podobne.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

312
POST POSTACI
Vera Umberto
Było coraz ciemniej i coraz cieplej. Vera czuła, jak elegancka koszula przykleja się jej do pleców, a włosy do skroni. Zmusiła się do powstrzymania narastającej paniki, bo choć nie była to sytuacja, z jaką kiedykolwiek w całym swoim życiu miałaby do czynienia, tak nie była byle kim - była Verą Umberto i przyszła tu przygotowana na śmierć. Mimo to, podskoczyła w miejscu, najpierw gdy Sovran chwycił ją za dłonie, a potem także w chwili, w której przeskoczyła między nimi pierwsza iskra energii. Zakrwawiona twarz elfa mignęła jej przed oczami, jak jakiś koszmarny przebłysk, najpierw raz, później kolejny, aż wreszcie wyładowania wypełniły całą przestrzeń między ich rękami, oświetlając wszystko chorobliwie niebieskim blaskiem. Powtarzała obce jej słowa, nie wiedząc, czy faktycznie przynosi to jakiś skutek, czy stanowi tylko wsparcie dla maga. I choć robiła wszystko, co w jej mocy, żeby nie pokazać po sobie dezorientacji i przerażenia, żeby wciąż udawać przed nim i przed samą sobą, że ma w sobie nieskończone pokłady siły, to w tym błękitnym blasku musiał widzieć jej gwałtownie unoszącą się i opadającą klatkę piersiową, tak samo jak rozszerzone w panice oczy.
Zamilkła, gdy głos Sovrana nabrał nowej siły, a nad nimi uformowało się przejście... dokąd? Do świata mrocznych? Czy w tej chwili ściągają na pałac Belli całą hordę takich, jak Noreddine? Czy to oni zostaną wessani, razem z demonem, a po niej nie zostanie tu nawet ciało? Kompletnie struchlała, patrzyła w górę, nie myśląc nawet o tym, by puścić dłonie elfa, a migoczący portal odbijał się od jej oczu. A potem, nie potrafiąc ruszyć się choćby o milimetr, obserwowała wszystko, co działo się przed nią - czarna chmura, najpierw wylewająca się z ust elfa, potem cholernie długo wsysana przez portal, a potem...
Potem zapadła cisza.
Dojście do siebie zajęło jej zdecydowanie dłużej, niż sądziła, że zajmie. Może przez to nie zauważyła nawet, że została objęta, choć przecież tak bardzo nie lubiła być dotykana. Chyba nawet odwzajemniła uścisk, czując, jak zalewa ją przeogromne uczucie ulgi, dziesięciokrotnie silniejsze od tego, jakie poczuła, gdy demon opuścił ją po raz pierwszy. Było dobrze. Cicho. Ciepło i spokojnie. Jedynymi emocjami, jakie czuła, były jej własne, a do tego oboje przeżyli. Zbyt długo wstrzymywany oddech opuścił jej płuca... i Vera zaczęła się śmiać. Oparła czoło o ramię Sovrana, na ten moment zupełnie zapominając, z kim miała do czynienia, a ten śmiech był chyba sposobem na wyrzucenie z siebie wszystkich tych emocji, które narosły w niej przez ostatnie tygodnie.
- Udało się - powtórzyła. - Dziękuję. Dziękuję. Och, kurwa, jak dobrze. Nareszcie. Nareszcie.
Sama do końca nie wiedziała, co mówi, ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Zamknęła oczy, czując, jak buzuje w niej mieszanina euforii i niekończącej się dezorientacji.
- Nigdy więcej nie chcę mieć nic wspólnego z demonami, kurwa, nigdy. Bogowie... Musimy... Puść - wysunęła się z jego uścisku, chociaż nie z agresją i niechęcią, z jaką z reguły reagowała na obcy dotyk. Po prostu potrzebowała światła. - Zapalę świece. Nic nie widzę.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

313
POST BARDA
Cisza była przerywana tylko ich głosami. Vera śmiała się, Sovran... Sovran również zdobył się na śmiech, zarażając się nagłą wesołością Very. Już nie tylko trzymał ją w objęciach, ale oparł się o nią, ciesząc się wolnością, której przyszło im po raz kolejny zasmakować.

- Udało się! - Powtórzył po niej. Te słowa padały raz po raz i wcale nie wydawało się, że było ich zbyt dużo. Powtórzenia tego jednego stwierdzenia były jak potwierdzenie, przypięczętowanie ich sukcesu w wygnaniu demona. Chwilowo Sovran nawet nie przejmował się tym, że przecież nie taki był zamysł, a ratowanie się wygnaniem było ryzykowne, lekkomyślne i zupełnie spontaniczne. - Ja dziękuję. Pomogłaś! - Elf nie miał problemu, by uznać udział Very w rytuale. - Bez ciebie... nie mógłbym.
Dzięki wzięciu udziału w rytuale wypędzenia demona, Vera zyskuje +1 do mistycyzmu.

Gratulacje!


Vera wyswobodziła się z objęć ciemnego elfa i wstała. Jej kolana drżały jak gałązki osiki. Nie pozostało jej zbyt wiele sił, ale pewnie trzymała się na nogach. Czuła na sobie spojrzenie Sovrana, który przecież doskonale widział w ciemności. Szum za jej plecami sugerował, że elf również postanowił zebrać się z podłogi. Zakaszlał, oczyszczając gardło z resztek krwi.

- ...Vera? - Drzwi uchyliły się, wyjrzała zza nich Bella. Nie była sama, nad jej głową, przy framudze, pojawiały się kolejne głowy i przerażone twarze, oświetlane trzymanymi przez nich pochodniami. - Słyszeliśmy grzmot. Już po wszystkim?

- Nie ma demona. - Potwierdził Sovran.

- Książę! Ty też jesteś cały! - Cieszyła się hrabina. - Dlaczego tu jest tak ciemno?!

Wkrótce towarzystwo wlało się do sali. Na nowo rozpalono w kominku, zapalono kandelbary i pochodnie... Ogień ukazał salę na nowo. Wszystkie spalone ingrediencje zostawiły ciemne, wypalone miejsca w drewnianej podłodze, błyskawica, która otworzyła portal, przeszła na wylot przez strzechę, chyba tylko cudem jej nie podpalając. Linie kręgu rozmyły się, pokrywając bielą niemal każdą deskę i deseczkę, najgorzej wyglądał jednak prowizoryczny krąg Sovrana, wymalowany ciemną krwią. Sam elf również nie wyglądał dobrze, wciąż mając na sobie wzory i makabrycznie zasychające ciemne stróżki. W świetle Vera mogła dostrzec, że jego krew miała zwyczajny, czerwony kolor, choć wcześniej wydawała się czarna.

- Vera? Żyjesz! - Wśród głosów mieszkańców Svolvar Vera wyłapała nawoływanie Corina. Oficer wszedł razem z grupą obrońców Belli i szybkim krokiem zbliżył się do kapitan. - Wiedziałem! Wiedziałem, że Sovran nie pozwoli ci umrzeć! Że ty sobie nie pozwolisz umrzeć!
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

314
POST POSTACI
Vera Umberto
To była prawda. Gdyby nie jej interwencja, gdyby została na swoim miejscu i pozwoliła wydarzeniom toczyć się niezależnie od niej, Sovran leżałby tu martwy, możliwe, że razem z nią i połową Svolvar. Mogła jedynie domyślać się, co by się stało, gdyby demon nie został przez elfa ostatecznie wypędzony. Czy była zadowolona ze swojej decyzji? W tej konkretnej chwili tak, nawet bardzo. Może kiedyś przyjdzie jej tego żałować, ale na pewno nie w tym momencie.
Dawno nie czuła się tak wycieńczona fizycznie, jak teraz. Czy kiedy Sovran złapał ją za ręce, to czerpał z niej siłę? Czy to dzięki temu udało mu się doprowadzić rytuał wypędzenia do końca, a ona przez to czuła się, jakby spędziła noc na walce z żaglami podczas sztormu? Niepewnie podniosła się z kolan, a gdy uchyliły się drzwi i do środka najpierw wsunęła się peruka Belli, a potem reszta jej głowy, do Very dotarło też, jak muszą wyglądać. Mroczny w szczególności, co zapalenie świec i kandelabrów jedynie uwydatniło.
- Magia wszystko zgasiła - odpowiedziała Belli w skrócie, przesuwając spojrzeniem po zabrudzonej podłodze. Teraz nie wyglądało to już tak pięknie, tak mistycznie. Teraz było to tylko wspomnienie rytuału, który w pamięci Very z pewnością zostanie na bardzo, bardzo długo. Uniosła głowę, prawie spodziewając się ujrzeć nad sobą ten sam portal, jaki otwarty został przez Sovrana, albo wciąż czyhającą na nią, ciemną chmurę, ale niczego takiego tam nie było. I choć z pewnością będzie nawiedzać ją to jeszcze w snach, tak w rzeczywistości... była wolna. Nareszcie, z powrotem wolna. Odgarnęła włosy z twarzy i odkleiła koszulę od pleców. I po co jej było się tak stroić...? Musiała się przebrać. W pokoju, który zajmowała z elfem, chyba zostały jeszcze jakieś jej ubrania. Rozejrzała się za Juleczką, albo jakąś inną służącą.
- Potrzebujemy wody - powiedziała, nawykła do wydawania poleceń. - Zanieś miskę do naszego pokoju. Albo najlepiej dwie. I jakąś czystą koszulę dla Sovrana.
Opuściła wzrok na własny dekolt i przesunęła palcami po wzorze, sprawdzając, czy rozmazał się, znikł całkiem, czy może wypalił się na jej skórze na trwałe. Nie czuła bólu, więc chyba nie...? Obróciła się do elfa, chcąc, żeby wyjaśnił jej, dlaczego odprawił inny rytuał, niż ten, który ustalali, ale zapomniała o tym w sekundzie, w której usłyszała głos Corina.
Wiedząc, że jest obserwowana, nie rzuciła się oficerowi w objęcia, ale poczekała, aż ten do niej podejdzie i wtedy dopiero pozwoliła się mu przytulić. Nie wisiała już nad nią śmierć, wróciła dawna zachowawczość i niechęć do publicznego okazywania uczuć. Gdy znajdą się sam na sam, z pewnością będzie zupełnie inaczej.
- Żyję - potwierdziła, uśmiechając się znów tym uśmiechem, który miała tylko dla niego, choć tylko przez moment. Nie czekała długo, zanim zrobiła krok do tyłu. - Ale jestem brudna i spocona. Musimy zmyć z siebie to wszystko. A potem zamierzam napić się wreszcie jebanego rumu.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

315
POST BARDA


Vera mogła być z siebie dumna. Dzięki niej nie tyko nie umarła sama, ale też uratowała skórę Sovranowi i całemu Svolvar. Choć nie wypuściła Noraddine i przez to nie zyskała jej wdzięczności, czymkolwiek by ona była, to czego tak naprawdę mogła oczekiwać po demonie? Był potężny, ale jak zapowiadał elfi mag, również przebiegły. Wydawało się jednak, że stworzenie odeszło do dalekiej krainy, z której nie było powrotu, a wszystko dzięki pomocy kapitan Umberto.

Była mokra, a mróz zaczął prześlizgiwać się po jej rozgrzanym ciele, wstrząsając nieprzyjemnym dreszczem. Jeśli nie chciała kaszleć jak Sovran, musiała szybko się przebrać. Szczęśliwie szybko znalazła się Juleczka wraz z Bolą-Bolą. Półork pierwszy był do pomocy i zważając na błogosławiony stan służki, sam zaoferował, że przyniesie miski.

Na dekolcie Very zostały ledwie zaczerwienienia. Podrażniona skóra była jedyną pozostałością po zaklęciach. Część rytuału, która obejmowała Verę, minęła bez problemów. Sovran nie zostawił jej pamiątek.

Czy była naznaczona wzorami, czy nie, nie miało znaczenia dla Corina, tak jak brud i pot, który ją oblepiał. Nie przejmując się publiką, mocno uściskał kobietę i nawet skradł jej buziaka, choć usta mógł przyłożyć jedynie do jej włosów, gdy nie była chętna na przesadną bliskość.

- Zasłużyłaś na wszystki rum tego świata.

Niespodziewanie Corin odsunął się od Very. Zabrakło jego bezpiecznych ramion wokół kobiety, bo był jeszcze ktoś, kto wymagał jego uwagi.

- Dziękuję. - Oficer zdjął swoją ciepłą kurtkę i zarzucił ją na drżące ramiona Sovrana, który po raz kolejny pozostał z tyłu. Elfa zaczęło znów dosięgać zimno, a przecież jego klatka piersiowa była naga. - Pomogłeś jej! Pomogłeś nam. Jesteśmy ci wdzięczni.

Różnica wzrostu między Sovranem i Corinem była jeszcze bardziej znacząca, niż między tym samym elfem i Verą. Corin mimo to pewnie przygarnął go do piersi w uścisku wdzięczności, nie zważając na pot, krew i brud. Kapitan widziała, jak ciemne, brudne od krwi dłonie Czarnego pozwoli unoszą się, początkowo z wahaniem, kolejno coraz śmielej, by w końcu znaleźć oparcie na plecach Yetta, gdy przyjmował oferowaną mu czułość. Nic jednak nie odpowiedział. Vera mogła być spokojna - ich uścisk miał męski wydźwięk i skończył się tak szybko, jak się zaczął.

- I kto to teraz posprząta...? - Bella zadała to samo pytanie, które padło wcześniej, ale gdy zerkała na dziurę w suficie, nie miała serca nakazać Juleczce sprzątać tego, co narobiła Vera z Sovranem. Bałagan nie wymagał zwykłego przelecenia z mopem, a raczej głębokiego czyszczenia i naprawiania nadpalonych desek! - Vera i książę... Wy idźcie odpocząć. Coś poradzimy. Hej-no, panie Yett, może wasi chłopcy pomogą?

Z dziury w strzesze posypał się śnieg.

Dostali chwilę dla siebie, by obmyć zmęczone ciała i założyć czyste ciuchy. Sovran był cichy, nie chciał rozmawiać. Po pierwszej radości spowodowanej pokonaniem demona przyszła realizacja: nie taki był plan. Umywszy się, a następnie wciągając czystą koszulę, a zaraz za nią zbyt dużą kurtkę Yetta, elf podniósł się, by skierować do drzwi. Stanął wpół kroku tuż przed tym, jak miał przestąpić próg.

- Mogę zostać z wami. - Odezwał się cichym głosem. Nie sposób było stwierdzić, czy pytał, czy stwierdził fakt. W jego słowach nie było magii.
Obrazek

Wróć do „Turon”