Wioska Svolvar i okolice

256
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdyby jej myśli potrafiły skupić się wtedy choć na jednej rzeczy innej, niż dążenie do celu, zapewne zdobyłaby się na to, żeby odpowiedzieć Sovranowi, Belli, albo kazać strażnikom hrabiny się zamknąć. Ich głosy irytowały ją, choć nie tak bardzo, jak zwykle - były jak brzęcząca mucha nad głową, jak komar, który wdarł się nocą do kajuty, w gruncie rzeczy nic wartego jej uwagi. Parła do przodu, czując to intensywne pragnienie spotkania z utraconym, jakim napełniała ją zamknięta w niej istota i mimo, że to uczucie nie należało do niej, to z nietypową dla niej pokorą przyjęła je jak swoje własne.
Stosunkowo cienka koszula, wciśnięta w spodnie, z pewnością nie była odpowiednim ubraniem na zimę. Nie wpadła na to, żeby zarzucić na siebie płaszcz, naciągnąć rękawiczki, czapkę; po prostu ruszyła przed siebie, zanim rozsądek zdążył zasugerować jej, że to jednak nie jest najlepszy pomysł. Z jakiegoś powodu nie zauważała tego zimna, nie zauważała nóg zapadających się po kolana w śniegu, moknących spodni, szarpanych mroźnym wiatrem koszuli i włosów. Miała jeden cel i musiała osiągnąć go, niezależnie od wszystkiego.
Gdy wróciła jej pełna świadomość, zadrżała, nagle przeszyta chłodem, ale istota, przed jaką przyszło jej stanąć, pochłonęła wszystkie jej zmysły i nie pozwoliła jej zbyt długo przejmować się zimnem. Podświadomie zarejestrowała stojących za nią zbrojnych. Mimo to, nie poświęciła im ani chwili swojej uwagi, nawet nie zerkając na nich przez ramię. Może nawet w innych okolicznościach rozbawiłoby to ją - grupa chłopa, uzbrojonych po zęby, chowających się za plecami bezbronnej i ewidentnie niespełna rozumu kobiety.
Ale najważniejszy był strażnik. Vera przesuwała równie przerażonym, co zafascynowanym spojrzeniem po jego majestatycznej, rogatej sylwetce. Po złotych kopytach, lśniącym w zachodzącym słońcu futrze i zamkniętej w porożu, pulsującej chmurze mroku. Gdy tak przed nim stała, czując się strasznie mała, w jej głowie pojawiła się myśl, że coś tak pięknego nie może być... całkowicie, ostatecznie złe. Może ludzie pozbyli się demona nie przez to, że był niebezpieczny, ale wyłącznie ze strachu? Bali się tego, czego nie znali, tak jak boją się do tej pory.
Wbiła spojrzenie w ciemne oczy jelenia i postąpiła dwa kroki w jego stronę, wyciągając ku niemu swoją prawą, pokrytą wzorami rękę. Chciała go dotknąć; oprzeć dłoń o czoło zwierzęcia, jeśli jej na to pozwoli.
- Chodź - powiedziała cicho, ale pewnie.
Nie wysilała się na nic więcej, domyślając się, że istota nie potrzebuje słów, a jasnej intencji. Skoro dotarł aż tutaj, demon musiał przejąć kontrolę nad swoim strażnikiem, więc może i był w stanie samodzielnie go opuścić? Jeśli nie, zamierzała się wycofać i rzucić ludziom Belli rozkaz ataku.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

257
POST BARDA


Ciepły, miękki nos zwierzęcia sam wcisnął się w dłoń Very, gdy ta wyciągnęła rękę w kierunku Strażnika. Chrapy podniosły się i opadły, wypuszczając ciepły obłok pary, jakby Strażnik był żyjącym bytem, zrodzonym z matki natury. Jeleń w żadnym momencie nie wydał się Verze wrogi, choć jego czarne oczy pozbawione były źrenic, a część w porożu poruszała się nienaturalnie, targana nieistniejącym wiatrem.

Wystarczyło jedno słowo, jedna myśl, by zaczęła dziać się magia. Najpierw chmura w porożu prześlizgnęła się po czole zwierzęcia aż do jego chrap, gdzie powoli, zupełnie bezboleśnie, wniknąć we wzory na dłoni Very, wciąż aktywne mimo śmierci maga, który je tam pozostawił. Dla samej kapitan nie było to uczucie nieprzyjemne. Prócz lekkiego mrowienia, gdy runy i linie znów zapłonęły, nie odczuła nic niepokojącego.

Jeleń podążył w ślad za poprzednikiem. Powoli, jakby trawiony niewidzialnym ogniem, zaczął rozmywać się i rozpadać na świetliste fragmenty, które rozwiały się i zniknęły i tylko cztery złote fragmenty kopyt błyszczały w śniegu. Pozostały po nim ciemny obłok podążył za pierwszym i wsiąknął w Verę.

Kobieta potrzebowała momentu, by nawyknąć do nowej obecności. Może rzeczywiście była tak pojemna i elastyczna, jak mówił Tariq? Teraz przynajmniej czuła, że jej myśli są jej, natomiast te demonie istnieją gdzieś obok, zupełnie oddzielnie. Ze strony obcego bytu czuła ulgę, może nawet szczęście, ale zmieszane ze strachem, zmęczeniem, tęsknotą. Powietrze wokół niej było ciężkie, przesycone magią, której nie rozumiała.

Gdy pierwsze emocje opadły, Vera odczuła zimno. Przemoczone nogawki spodni lepiły się do łydek, a mróz kąsał w każdą część ciała.

- Nie! - To głos Sovrana kazał jej odwrócić się w kierunku Svolvar, nad którym powoli zapadał zmrok. Wojowie stali w półkolu z obnażonymi brońmi, czekając na rozkaz od swojego dowódcy. Oodos stał pośród nich, a na rękach, jak szmacianą lalkę, dźwigał mrocznego elfa, który musiał zmusić go do współpracy.

- Nie możesz! Nie powinnaś! - Jęczał elf.

Vera widziała, jak twarz Oodosa zmienia się w jednym momencie, jak nagle patrzy na Sovrana z niechęcią i wypuszcza go z rąk prosto w miękki puch, wyrywając się spod działania sugestii.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

258
POST POSTACI
Vera Umberto
Czy przez to, że przyjęła tę cząstkę chętnie i dobrowolnie, nie czuła tym razem bólu? Żaden krzyk nie rozsadzał jej głowy, nie zwijała się w cierpieniu, a lekkie mrowienie skóry było tylko satysfakcjonującym wrażeniem, które świadczyło o tym, że wszystko poszło tak, jak powinno. Ogarnęła ją niezwykła ulga, gdy emocje demona przestały górować nad jej własnymi, jakby otrzymując drugą część nie musiał już tkwić uwieszony na niej, tylko zajął się odbudowywaniem relacji z tym, co utracił wiele lat temu. Obserwowała rozpadającego się strażnika, z odrobiną żalu, ale czekając na kolejne złote filakterium, które po nim zostanie. Mogła przynajmniej zabrać je sobie na pamiątkę, tak? To wciąż było złoto. Niech ma cokolwiek z całego tego zamieszania. Pochyliła się i podniosła te dwa fragmenty kopyt, które leżały tuż przy niej, przez chwilę patrząc tylko, jak odbijają się od nich ostatnie promienie słońca.
Głos Sovrana wybudził ją z tego dziwnego transu. Przypomniał jej, że jest na dworze, w samym środku zimy, ubrana tylko w cienką koszulę. Że ma skostniałe palce, cała skóra szczypie ją z mrozu, a przez jej ciało przechodzą niepowstrzymane drgawki, gdy usiłuje rozgrzać się samo. Podniosła się i obróciła gwałtownie, szukając miejsca, z którego dobiegł znajomy głos mrocznego, ale nie musiała rozglądać się szczególnie długo, bo niósł go sam Oodos.
A potem postanowił upuścić go prosto w śnieg.
Zaklęła, szczękając zębami i pobiegła do elfa, szybko podnosząc go z powrotem i przerzucając sobie jego rękę przez ramię. Był zimny, oklejony śniegiem, który zsypał się z jego rękawa pod kołnierz Very. Wszystko było zimne, świat był zimny... naprawdę, mogła wpaść na to, żeby założyć choćby płaszcz. Zatrzęsła się mimowolnie, zbyt jeszcze zdezorientowana, żeby cokolwiek mu odpowiedzieć. Uniosła wściekłe spojrzenie na wysokiego woja.
- Co robisz? Hrabina daje pokój, żeby wyzdrowiał, a ty go wrzucasz w pierdolony śnieg? - warknęła. - Potrzebuję go. To wasz jebany demon. Nigdy się na to nie pisałam.
Zabrała Sovrana z powrotem do środka żeby go zagrzać, sama też, jak nie bardziej od niego, potrzebując powrotu przed kominek i przebrania się w suche ubrania.
- Mówiłeś, kurwa, że muszę. Ty musisz, ty, ty, ty - zacytowała go, szczękając zębami. - Pytałam cię, co mam zrobić, to powiedziałeś, że nie wiesz, do cholery, Sovran! Teraz mi mówisz, że zrobiłam źle? Jak ja cię, kurwa, nienawidzę.
Ciągnęła go do środka, licząc na to, że będzie miał przynajmniej tyle przyzwoitości, żeby samemu ruszać nogami. Nie miała siły go nieść, a nawet gdyby miała, nie zamierzała tego robić.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

259
POST BARDA


Demon wydawał się wygodnie rozgościć w głowie Very. Powoli łączył swoje części. Miał więcej niż połowę, jednak te dwa fragmenty uwięzione w Sovranie brakowały, by dokonać formy dziwacznego bytu. Vera czuła błogość istoty, gdy czarne obłoki splatały się ze sobą w większą, choć wciąż nie kompletną całość.

Złote kopyta przyjemnie ciążyły w dłoni. Choć nie były misternie ozdobione, przez samą swoją wagę sugerowały, ile są warte.

Z każdą chwilą było gorzej. Mróz ogarniał Verę, każąc jej ciału drzeć niekontrolowanie. Zima nie powstrzymała jednak Very przed ruszeniem z pomocą Sovranowi, który wpadł w śnieg z wysokości ramion Oodosa. Gdy kapitan do niego dotarła, ledwie zdołał podnieść się na ramieniu. Pomoc kobiety była bardziej, niż potrzebna, by elf zebrał się na równe nogi i utrzymał równowagę, opierając się na Verze.

Wojowie stali zgromadzeni wokół Very, Czarnego i Oodosa. Ten ostatni uniósł brodę.

- Zmusił mnie do tego! Ale się wyrwałem spod plugawej magii! - Oświadczył, dumny z siebie, jakby wygrał bój aniżeli pokonał ledwie przytomnego maga w pojedynku na siłę woli. Co gorsza, wojowie mu przyklasnęli, ale nikt nie zatrzymywał ich, gdy ruszyli w stronę pałacu. Co więcej, otoczyli ich kordonem, a któryś nawet złapał Sovrana z drugiej strony, by pomóc mu iść. - Demon zniknął! Demona już nie ma. Wy dwaj, sprawdzić okolicę!

Wkrótce znaleźli się przed kominkiem w głównej sali, gdzie wcześniej rozpalono duży ogień. Obojgu usadzono na futrze przed paleniskiem. Ktoś posłał po służkę z suchymi ubraniami, a wojów oddelegowano do pilnowania budynku z zewnątrz i wewnątrz. Belli nie było, musiała schować się razem z dziećmi i nie poinformowano jej jeszcze o pozornymi zażegnaniu zagrożenia.

Sovran złapał Verę za ramiona. Patrzył na nią z przerażeniem, w twarzy starając się doszukać zmian. Zbliżył się tak bardzo, że prawie stykali się nosami. Czuła wermut w jego oddechu z półotwartych ust.

- Nie dwa! - Biadolił. - Nie dwa! To niebezpieczne! Jak się czujesz? Zabija cię?

Choć elf wyglądał na przejętego, Vera nie czuła, by Demon miał względem niej złe zamiary. Lodowate dłonie Sovrana powędrowały do policzków Very.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

260
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie zamierzała kłócić się z Oodosem, bo po pierwsze trochę go rozumiała, a po drugie - nie wydawał się kimś, kto był jakoś szczególnie lotny i szybko pojąłby, co Vera do niego mówiła. Świadczyło o tym choćby to, że uznał, jakoby demona już tu nie było. Kapitan Umberto podeszła, macnęła jelenia w nos, a demon postanowił w związku z powyższym zebrać się i zniknąć. Miało to sens. Skrzywiła się pod ciężarem Sovrana, decydując skończyć już tę bezsensowną dyskusję z wojownikiem.
Gdy posadzono ją przed ogniem, przysunęła się do niego najbliżej, jak była w stanie bez przypalania sobie włosów. Mokre ubrania kleiły się do niej nieprzyjemnie, wydłużając czas, jakiego potrzebowała, by poczuć ciepło. Tęskniła za słońcem południa, które rozgrzewało skutecznie, czasem aż za bardzo. Rzuciła kopyta przed siebie, wbijając wzrok w odbijające się od nich płomienie i skupiła się na tym, co czuła w środku - na demonie.
Wyczulona na ewentualne komplikacje, z ulgą przyjęła fakt, że istota raczej nie zamierzała robić jej problemów, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Może Tariq miał rację i faktycznie była elastyczna i pojemna? Przyjęcie drugiej części nie stanowiło dla niej żadnego kłopotu. Byłoby to całkiem zabawne, gdyby bogowie w swoim genialnym zamyśle postanowili uczynić ją idealnym naczyniem na demony. Miała może niewiele zalet, ale nigdy nie sądziła, że będzie mogła pochwalić się czymś takim.
Z rozmyślań wyrwał ją Sovran, który zachowywał się... dziwnie. Zupełnie jakby się martwił. Vera nie była na tyle naiwna, żeby w to uwierzyć. Skrzywiła się i złapała go za nadgarstki, odsuwając jego ciemne dłonie od swojej twarzy. Były zimne, nie pomagało się jej to zagrzać.
- Nie zabija mnie - odpowiedziała z irytacją. - Jest mu dobrze. Wygodnie. Zresztą, co cię to obchodzi, czy żyję, czy nie? Jak mnie zabije, to poleci do ciebie. Nie tego chcesz?
Odsunęła się od niego i złapała jedno z kopyt, żeby mieć czym zająć ręce. Wciąż drżała z zimna, ale po chwili namysłu podciągnęła wyżej prawy rękaw, żeby sprawdzić, czy wzór rozprzestrzenił się bardziej po jej skórze.
- A ty musisz przestać używać tego czaru, jeśli nie chcesz, żeby cię tu znienawidzili i zarżnęli jak tylko wyzionę ducha - mruknęła. - Nikt nie lubi, jak się mu grzebie w głowie. Powinieneś był zostać w pokoju. Czarowanie cię nie męczy? Masz wyzdrowieć, w śniegu nie wyzdrowiejesz, do cholery.
Teraz to ona będzie chora, bo jej organizm nie był przyzwyczajony do takich temperatur. Co chwilę telepały nią pozostałości mrozu. Objęła się rękami i westchnęła.
- Nie boli - poinformowała go krótko. - W razie gdybyś się zastanawiał.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

261
POST BARDA


Futro, na którym ich usadzono, było jasne, o długim włosiu, dobrze izolowało od kamiennej podłogi. Ogień, który rozpalono w kominku, był tak gorący, jak to tylko możliwe, lecz wciąż wydawało się, że to za mało. Może dlatego elf przysuwał się i dążył do kontaktu, chociaż Vera wprost odrzucała jego próby dotyku. Ciemne dłonie odcinały się od białego futra, gdy podparł się przed sobą, nie mogąc dłużej korzystać z ciepła Very.

Zmarszczone brwi Sovrana sugerowały, że nie cieszył się z nowych mieszkańców verowego ciała. Ale czy można było nazwać to troską? A może alkohol wciąż przemawiał przez jego czyny?

- Nie tak. - Powiedział. - Nie tak. Nie tak. Miała być mała część. Prosty rytuał. - Tłumaczył, przejęty sprawą. Sam spojrzał na wzory na ramieniu Very, ale te nie zmieniły się ani odrobinę. - Teraz masz za dużo. Nie jesteś... Nie umiesz magii. Nie wiesz, jak go zatrzymać. - Tłumaczył, wlepiając na powrót oczy w Verę. Nawet nie mrugał. - Nie wiem.

Wyglądało na to, że elf nie spodziewał się, iż Strażnik przyniesie ze sobą dwie pozostałe części i Vera przyjmie na siebie obie. Teraz to on był na przegranej pozycji, mając w sobie ledwie dwa fragmenty, hamowane siłą jego własnej magii. Dopiero zwrócenie uwagi na zaklęcie sprawiło, że Czarny spuścił wzrok i zatrzymał się na moment. Vera niemal widziała, jak trybiki w jego głowie obracają się wraz z pędzącymi myślami.

- Musiałem zobaczyć. - Wytłumaczył się, próbując usprawiedliwić użycie zaklęcia. - Jeśli... Nie boli? Nie boli? Demon nie walczy... Już wiem, Vero. Już wiem. - Mruczał, ale nie wyglądał na zadowolonego ze swoich pomysłów.

- Pani? - To Juleczka nachylała się do Very. Niosła naręcze suchych ubrań.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

262
POST POSTACI
Vera Umberto
No tak, czyli nie była to troska, tylko kwestia rytuału. Dobrze, że Verze nie przyszło do głowy być mu wdzięczną za jego nadzwyczajną empatię. Wyciągnęła dłonie do ognia, czując, jak piecze ją narażona na taki szok termiczny skóra, ale chyba stopniowo zaczynała odtajać. Dopiero długą chwilę później dotarło do niej to, co Sovran mówił i zamarła nieruchomo, chyba nawet nie mrugając przez chwilę.
- Czekaj... dwa? Chodzi ci o to, że wzięłam dwa? To znaczy, że teraz mam w sobie trzy z pięciu części? - upewniła się i poczuła, jak robi się jej słabo. Opuściła ręce, wpatrując się w elfa bezradnie.
Już nawet nie miała siły się wściekać. Bo jaki był sens wściekania się na coś, na co nie miała żadnego wpływu, czego nawet nie potrafiła zrozumieć? Mogła złościć się na Sovrana, że tego nie przewidział, na to, że nie byli w stanie się normalnie porozumieć, na to, że uznała pomysł Belli za doskonały i zachęcała go do picia. Mogła wściekać się na fakt, że większa część obcej, mimo wszystko jednak chyba złej istoty, znajdowała się w jej ciele, zamiast skutecznie kontrolowana tkwić u mrocznego. Mogła zrobić wiele rzeczy, tymczasem po prostu siedziała, czując się zagubiona i zrezygnowana. Na nic nie miała wpływu. Bezradność była najbardziej znienawidzonym przez nią uczuciem, które teraz przytłaczało ją ciężarem zbyt wielkim.
- Nie walczy. Co to zmienia? - przetarła twarz, a jej ciałem wstrząsnął kolejny dreszcz. Musiała się przebrać. - Chciałabym rozumieć. Umieć. Chciałabym wiedzieć. Nienawidzę pierdolonej niewiedzy. Coś wymyśliłeś, powiedz mi co. Powiedz mi co planujesz, bo oszaleję, jak nie będę wiedziała, czego się spodziewać. Czy nadal przeprowadzamy ten rytuał? Czy chcesz przenieść... całość do mnie? Co teraz?
Wytrącona z wątku, uniosła wzrok na Juleczkę i skinęła głową, przyjmując od niej ubrania. Przejrzała stertę, mając nadzieję, że dziewczyna przynajmniej przyniosła rzeczy Very, te, jakie kapitan zabrała sobie ze statku, planując kilkudniowy pobyt w pałacu, a nie jakąś pierwszą lepszą kieckę od którejś z tutejszych wysokich kobiet, albo, co gorsza, od Belli. Rzeczy dla Sovrana podała jemu, sama zastanawiając się, co ma zrobić, żeby uniknąć przebierania się tu, publicznie. Z drugiej strony... było jej już wszystko jedno, miała gorsze problemy, niż mroczny oglądający jej plecy, czy tam nogi. Jeśli więc wystarczyło zmienić najpierw koszulę, a potem spodnie, obróciła się tylko tyłem do elfa, każąc mu na nią nie patrzeć, a potem założyła, że jej posłuchał i szybko zamieniła ubrania na suche. Mokre rzuciła obok, nie przejmując się nimi w tym momencie.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

263
POST BARDA
Juleczka podała Verze przygotowane dla niej ubrania: długą lnianą suknię i ciepłe, wełniane pończochy zamiast Verowych ubrań - nie chciała grzebać w jej rzeczach. Ciuchy nie były może najpiękniejsze, ale z pewnością posłużą jej lepiej, niż przemoczone spodnie. Również dla elfa znalazł się suchy kaftan.

- Pomogę. - Pisnęła Juleczka, niepewnie zbliżając się do Sovrana. Elf nie wydawał się mieć nic przeciwko, posłał jej tylko pojedyncze spojrzenie. Bardziej zajęty był sprawą Very, aniżeli własnych ubrań.

- Czujesz to, Vero? Moc demona? - Pytał elf, pozwalając dziewczynie rozsznurować troczki pod własną brodą. Dłonie Juleczki drżały, jakby to ona dopiero co zaliczyła kąpiel w śniegu. - Jest silny, silniejszy. - Tłumaczył jej, choć nie potrafił znaleźć bardziej opisowych słów, by wytłumaczyć sytuację. - Mówi do ciebie? Będzie chciał. Nie może... nie może odejść. - Przerwał chwilowo, gdy Juleczka ściągnęła z niego koszulę. Został w ledwie bieliźnie, jego ciemne, szczupłe ciało zatrzęsło się z zimna. - Nie pozwól mu odejść. Przenieść całość do ciebie, potem wezmę. - Zgodził się, podnosząc ręce, by służka mogła założyć mu kolejną koszulę. - Muszę go mieć, muszę.

Sovran położył się na futrze, pozwlając Juleczce zająć się dolną częścią swojej garderoby. Wydawał się całkiem nawykł do tego, że ktoś mu usługiwał.

- Bez tego nie wrócę. Muszę go zniewolić.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

264
POST POSTACI
Vera Umberto
Na widok sukni skrzywiła się, ale nie narzekała, bo i tak nie miała komu. Zresztą jej strój, tak jak większość rzeczy teraz, nie miał żadnego znaczenia. Miało to jeden plus - mogła zdjąć koszulę, zarzucić na siebie tę nieszczęsną kieckę i dopiero potem ściągnąć spodnie, nie świecąc tyłkiem przed Sovranem. Kiedy ubrała się do końca i uczucie chłodu zaczęło wreszcie opuszczać jej ciało, usiadła przodem do ognia i w ogień ten wbiła spojrzenie. Mimo to, kątem oka widziała, jak naturalne jest dla elfa posiadanie kogoś, kto mu usługiwał. Zachowywał się tak, jakby ubierał go ktoś całe życie. Verze czasem Corin wiązał gorset, jak się akurat napatoczył i miał chwilę. Czasem ktoś pomagał jej z zapięciem sprzączek pancerza, żeby było szybciej. Nie sądziła, by Sovran kiedykolwiek miał pancerz na sobie. Może pozycja magusa jednak była w tych podziemiach wysoko ceniona...?
- Nie bardzo - przyznała, wyciągając długie nogi w stronę płomieni. - Czuję, że... że zajął się sam sobą. Jest mu lepiej. Nie jest natarczywy, jak wcześniej. Tak jakby zapomniał, że ja też tu jestem.
Może to i dobrze? Może będzie mogła w końcu odpocząć, może czekała ją spokojnie przespana noc? Mało prawdopodobne. Paranoja jej na to nie pozwoli, niezależnie od tego, ile części demona w sobie trzymała i jaki miało to na nią wpływ.
Nie odpowiedziała Sovranowi, zacisnęła tylko zęby i opuściła głowę, chowając się za ciemną zasłoną włosów. Dopiero co mówił, że to zbyt niebezpieczne, żeby miała w sobie trzy, teraz zamierzał wrzucić w nią wszystkie pięć części? I jeszcze naiwnie zakładał, że Vera może mieć na tę istotę jakikolwiek wpływ? Sam zaledwie chwilę temu podkreślał, że kobieta nie zna magii, nie potrafi okiełznać takiego bytu, czego od niej teraz oczekiwał? Wątpiła, by demon posłuchał jej i grzecznie tkwił w miejscu, jeśli któregoś dnia postanowi, że wystarczy mu już przesiadywania w jej ciele i wychodzi. Oczami wyobraźni widziała już wiele zakończeń tego problemu, jednych drastycznych, innych mniej, ale z bardzo niewielu wychodziła żywa.
Brakowało jej Corina. On zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby pomóc jej się ogarnąć.
Naprawdę miała nadzieję, że jednak go jeszcze zobaczy.
- Dlaczego? - spytała w końcu, unosząc wzrok na Sovrana, gdy Juleczka skończyła go wreszcie ubierać. - Dlaczego tak go potrzebujesz? Dlaczego nie możesz wrócić bez niego?
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

265
POST BARDA
- Gotowe. - Zaraportowała Juleczka, wciągając ostatnią skarpetę na stopę Sovrana. Podniosła się i ukłoniła lekko, jak na dobrze wychowaną pannę służebną przystało. Jej wprawa w ubieraniu musiała brać się z usługiwania nieobecnemu myślami hrabiemu.

- Dziękuję. - Mruknął elf, był grzeczny, ale również dawał służce znak, że może odejść, z czego też szybko skorzystała, nie chcąc być w towarzystwie Czarnego ani chwili dłużej. Dłoń na okrągłym brzuchu sugerowała, że bała się o dziecko bardziej, niż o siebie. A nuż plugastwo Sovrana przejdzie na nienarodzone?

Nikt ich nie zaczepiał, chociaż wojowie wciąż przechadzali się w pełnym rynsztunku. Elf nie siadał, leżąc na futrze przypatrywał się Verze, przyciskając policzek do miękkiego podłoża, na nowo starając się odpocząć nie tylko po pijaństwie, ale i po wydarzeniach na zewnątrz. Podkulił nogi i zbliżył do siebie dłonie, by zachować ciepło. Zastanowił się dłuższą chwilę, nim znów się odezwał.

- To minie. - Ostrzegł. - Będzie szukał reszty. Może do ciebie mówić. Może chcieć odzyskać to, co noszę ja, w sobie. - Mruczał, przymykając powieki. - Lepiej działać szybko, ale Corin... nie działa szybko. - Zauważył. Nie mógł winić Yetta, podróż na Archipelag Łez trwała zbyt długo dla ich potrzeb, a drugie tyle zajmował powrót. - Znaki ci pomogą. - Wspomniał zaklęcia Tariqa.

Sovran musiał przemyśleć, co odpowiedzieć Verze. Wciąż drżał na ciele, mimo bliskości płomieni, wrócił też kaszel, choć nawet w połowie nie tak agresywny, jak wcześniej.

- Nie mogę wcale wracać. - Przyznał w końcu, z żalem, a może wstydem przebijającym się w głosie. Mówił cicho i unikał patrzenia na Verę. - Na statku, dla nich, umarłem. Był hypsibius, szukał mnie. - Wyjaśnił powoli, nawiązując znów do brzydkiego, śmierdzącego stworzenia, które nawiedziło Siódmą Siostrę ledwie parę dni wcześniej. - Nie żyję, a wrócę? Gdzie byłem? Ile zdradziłem? Muszę przynieść im coś o wartości, bo jeśli nie, nie mam gdzie pójść. - Podzielił się swoimi wątpliwościami i obawami. - Demon posłuży inwazji, a ja wrócę do swoich.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

266
POST POSTACI
Vera Umberto
Zmarszczyła brwi, spoglądając na elfa. Nie podobało się jej to, co mówił. To, przed czym ją ostrzegał. Ostatnim, na co miała ochotę, to pogawędki z demonami. A Corin owszem, mógłby działać szybciej, ale do tego musiałby umieć przenieść statek w jednej chwili z miejsca na miejsce - a takim magiem nie był. I wątpiła, by ktokolwiek takim był. Drogę trzeba było pokonać jak należy, oddając morzu to, czego oczekiwało, czyli przynajmniej czas... i miała nadzieję, że nic więcej. Jeśli natkną się na jakieś kłopoty, na patrol, albo kolejne potwory, Umberto nie będzie miała jak im pomóc i prawdopodobnie bardzo długo nawet nie dowie się, co się stało.
Świetnie, kolejny powód do paranoi. Miała ich zbyt mało.
- Mam go zatrzymać, jeśli będzie chciał mnie opuścić? - powtórzyła powoli, obracając się na futrze w stronę Sovrana. - Jeśli uzna, że chce odejść, nie robiąc mi krzywdy, dlaczego mam go zatrzymywać? Chcę tylko tego. Chcę tylko się go pozbyć.
Wpatrywała się intensywnie w chorego i wciąż trochę pijanego mrocznego. Jego kaszel i drgawki nie robiły na niej wrażenia, bo sama co jakiś czas trzęsła się jeszcze z zimna, a on i tak wyglądał lepiej, niż jeszcze trzy dni temu.
- Mam go zatrzymać dla ciebie, jeśli będzie chciał odejść, żeby mógł przysłużyć się inwazji, która ma zniszczyć cały mój świat? - spytała głosem chłodniejszym, niż śnieg, jakim oklejeni byli chwilę wcześniej. - Nie zamierzam być odpowiedzialna za wasze destruktywne działania. Nie zamierzam...
Przerwała, zaciskając wściekle zęby. Czy była na tyle bohaterska, żeby poświęcić własne życie, w razie gdyby miało to powstrzymać demona przed przyniesieniem zguby ludziom? Gdyby to dotyczyło jej ludzi, tak. Jeśli całej reszty... niestety nieszczególnie. To wciąż był tylko jeden demon; znajdą się jacyś magowie, którzy spętają go po raz kolejny, albo zniszczą. Nie zamierzała umierać po to, by podczas zbliżającego się ataku mrocznych zginęła garstka mniej.
- Nienawidzę tego - mruknęła, podciągając kolana do siebie i z rezygnacją opierając czoło na splecionych na nich przedramionach. - Gdybym mogła zabić Tariqa jeszcze raz, zrobiłabym to.
Był w końcu odpowiedzialny za jej obecny stan. Inna sprawa, że może gdyby żył, to mniej lub bardziej nieporadnie, ale pomógłby jej to odwrócić bez dawania jakiejkolwiek przewagi elfom z podziemi. Czy podjęła złą decyzję? Corin uważał ją za słuszną, ale czy pozostawał obiektywny? Nie było nikogo, kto mógłby rozwiać te wątpliwości.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

267
POST BARDA


Ostatnimi dniami morze było spokojne. Zatoka Heliar dostała odpowiednio dużo wiatru, jednak daleko było do sztormu, warunki pogodowe nawet nie groziły szkwałem. Corin był doświadczonymi dowódcą, miał dobry statek, świetną załogę i pełną współpracę morza. Nie miał tylko statku.

Sovran nie patrzył na Verę. Ułożony na futrze dyskutował, ale również czekał na sen.

- Możesz zrobić, co zechcesz. - Przypomniał kapitan elf. - Gdybym mógł... Gdybym mógł pozwolić mu wrócić... Wróciłby. - Przyznał cicho, niewiele robiąc sobie z lodowatego tonu Very. Jak zawsze, mówił to, co chciał mówić, niezależnie od emocji rozmówcy. - Tego chce. Był tu za długo. - Skoro historia obrosła w lokalną legendę, musiało minąć wiele pokoleń odkąd pierwszy demonolog sprowadził istotę i uwięził ją w nie jej świecie. Nie było dziwnym, że byt dość miał Herbii i jej wewnętrznych spraw.

- Mam dwie córki. - Zdradził Sovran. Jego głos stał się bardziej miękki, a na twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Mądrzejsze i potężniejsze ode mnie. Wrócę zdrajcą, zabiją mnie. Wrócę zdrajcą, z demonem... Mm? Nie wiem. Bez niego nie mogę wrócić. - Zakończył. Ze swojej pozycji mógł unieść rękę i oprzeć ją na piszczeli Very, tym samym okazując namiastkę wsparcia. - Ty nie wrócisz z nim. Łatwiej jest uwolnić niż zniewolić.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

268
POST POSTACI
Vera Umberto
Z jakiegoś powodu tym razem nie odsunęła nogi. Może potrzebowała tej namiastki wsparcia, a może było jej już zbyt wszystko jedno. Sovran zrobił się dotykalski po tym nieszczęsnym wermucie i w sumie powinna się cieszyć, że tylko tyle. Miał rację, nie musiała decydować w tej chwili. Poczeka, aż demon się do niej odezwie, jeśli faktycznie zamierzał to zrobić i wtedy zobaczy, co dalej. Mogło się okazać, że wcale nie będzie miała wyboru i istota będzie chciała wyrwać się z niej siłą, niezależnie od jej dobrej czy złej woli, a Sovran, tak jak był, tak zostanie jej jedynym rozwiązaniem.
- Ile masz lat? - spytała, nieco zaskoczona informacją o córkach. Wiedziała, że elfy starzeją się wolniej, ale temu nie dawała więcej, niż pięćdziesiąt. Może dlatego, że nie wydawał się zbyt elokwentny, gdy nieporadnie porozumiewał się w języku wspólnym.
- Dlaczego zakładasz, że uznają cię za zdrajcę? Nie musiałeś przekazywać nam żadnych informacji. To, że to zrobiłeś, było twoim wyborem - wzruszyła ramionami. - Nie musiałeś pokazywać mi wizji, wtedy nikt nie zadawałby ci pytań. Mogłeś skłamać, powiedzieć, że ukryliście się na jakiejś wyspie na zadupiu i stamtąd wyrwała się wasza mała grupka, którą znaleźliśmy na statku Kompanii. Nikt by tego nie podważał, bo to bardziej wiarygodne, niż cała rasa zamknięta w podziemiach. Wyciągnęłam do ciebie rękę. Sądziłam, że mamy wspólnego wroga.
Poprawiła się w miejscu, w przeciwieństwie do Sovrana nie zamierzając tu zasypiać. Mieli swój pokój, w nim był kominek; powinni wrócić tam, zamiast tkwić w głównej sali, przez którą w tę i z powrotem chodzili zbrojni Belli.
- Mnie jakiś czas temu też schwytali. Wypytywali o rzeczy, o których nie zamierzałam im mówić, a kiedy wróciłam, nikt nie zakładał, że zdradziłam. I tego nie zrobiłam. Skoro uważasz, że twoje własne córki posądzą cię o najgorsze, musisz być... mało lojalny - podparła się rękami za plecami. W sumie był, prawda? Nikt go nie pytał na dzień dobry, czy przypadkiem mroczni nie planują inwazji na cały znany im świat.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

269
POST BARDA


Elf ciągnął do Very jak ćma do ognia - bo kapitan była jedynym, co znał w Svolvar. Może i nie była mu tak bliska, jak Osmar lub Corin, ale z pewnością wiedział o niej więcej, niż o chociażby Belli.

- Pięć i trzy. - Sovran zdradził swój wiek, dowodząc, że Vera nie myliła się zbytnio w swoich przewidywaniach. Nie był stary, ale też już niemłody, niezależnie od tego, jak długo żyły mroczne elfy. - Moim wyborem. - Powtórzył. - Jestem zdrajcą. - Przyznał bez goryczy w głosie. - Byłem pewien śmierci. W jej obliczu, jakie to ma znaczenie? - Zapytał wprost, najwyraźniej nie żałując swoich decyzji, nawet jeśli te narobiły mu problemów. - Ty wierzyłaś, że wrócisz. Nic nie powiedziałaś, bo wierzyłaś. Ja nie wierzę.

Nim dyskusja zdążyła się rozwinąć, w uszach Very i Sovrana, jak skrzek dzikiego zwierza, rozbrzmiał głos Belli, która biegła do nich przez salę. Ktoś musiał ją poinformować, że zagrożenie minęło.

- Vera! Pokonałaś demona! - Cieszyła się głośno hrabina. - Oodos wszystko mi powiedział! I że Smoluch go czarował! - Cieszyła się, padając na kolana na futro obok kapitan. - Jesteś w czarowaniu lepsza od Tariqa! Książę, nie śpij! - Tyknęła elfa w ramię. - Zrobimy ucztę! Może wysłać Tancerza po Siostrę? Niech zawracają!

Sovran przezornie nie otwierał oczu.
Obrazek

Wioska Svolvar i okolice

270
POST POSTACI
Vera Umberto
Pokręciła głową, kompletnie nie zgadzając się z tym, co Sovran mówił. Gdyby ona przy każdym ryzyku śmierci wysypywała jak z rękawa wszystkie możliwe informacje, Harlen by już nie istniało, a połowa innych załóg by wisiała. Nie można było nie być wiernym nikomu i niczemu.
- W obliczu śmierci tym bardziej miałabym gębę zamkniętą - mruknęła. - Skoro i tak zakładasz, że zginiesz, dlaczego chcesz pozbyć się resztek honoru? To nie tak, że cię to ocali.
Wróciła spojrzeniem do ognia, do płomieni, które w znajomy sposób pożerały wrzucone weń drewno. Nie było w nich nic obcego i magicznego, i tego właśnie Vera teraz potrzebowała.
- Przez chwilę myślałam, że może dotarło do ciebie, że to, co robicie, jest złe i nie ma sensu - przyznała, nie kryjąc rozczarowania. - A ty po prostu...
Nie było dane jej dokończyć i podzielić się swoim oburzeniem, bo na futrze obok niej wylądowała rozradowana Bella. Tą to dopiero targały zmienne emocje, każda kolejna równie intensywna, jak poprzednia. Było to równie urocze, co irytujące. I oczywiście, wszystko zrozumiała źle, ale trudno było się jej dziwić, gdy informacje przekazał jej Oodos.
- Nie pokonałam - naprostowała Vera. - Pochłonęłam ostatnie dwie części demona. Teraz mamy je już wszystkie i wciąż potrzebujemy tego, po co płynie Siódma Siostra, jeśli chcemy je ze mnie wyciągnąć. Więc wstrzymaj się ze świętowaniem póki co, hm? Ale przysięgam, że jak to się skończy, a ja przeżyję, to będę z tobą ucztować, aż padnę. A potem wrócę na południe i będę przez trzy dni stać na głównym pokładzie, żeby słońce mogło mnie porządnie przypiec, aż moja skóra zacznie skwierczeć. Ta wasza pierdolona zima.
Łatwiej było narzekać na chłód i śnieg, niż na podsumowanie ich sytuacji, jakim uraczył ją Sovran. Bella nie musiała tego wszystkiego dokładnie wiedzieć. Umberto zerknęła na nią z ukosa.
- Dzisiaj chcę już tylko odpocząć. Sovran jest zbyt wyczerpany, musi spać, jak ma dojść do siebie. Mogę nie być medykiem, ale wiem, że w śnie zdrowieje się najszybciej. Czy nagrzali już w naszym pokoju?
Obrazek

Wróć do „Turon”