Wioska Svolvar

61
POST BARDA
Vera dotarła do stworzenia w momencie, gdy to jeszcze próbowało przecisnąć się przez okienko. Miecz napotkał duży opór, gdy okazało się, że ciało potwora rzeczywiście jest tak twarde, jak wygląda. Z rany chlusnęła cuchnąca, biaława i grudkowata ciecz. Nie udało się przebić larwy na wylot i unieruchomić jej w miejscu. Vera nie była Olovem, by mieć dość siły.

Tyle odnóża wierzgały, gdy stworowi udało się wydostać na zewnątrz. Zamiast jednak dać nura do wody, zaczął wspinać się po burcie ku górze, na górny pokład!

- Do broni! - Wrzasnął Corin, nie widząc sensu w dalszym załatwianiu sprawy po cichu. - Do broni, mamy potwora na pokładzie!

Drapanie pazurów po drewnie sugerowało, że kreatura pięła się coraz wyżej. Cuchnąca ciecz dalej ciekła z zadanej przez Verę rany. Yett podjął się ryzyka i spróbował wystawić głowę, by dostrzec, gdzie zmierza wróg.

- Ucieka na góry pokład! Biegnij!

Piraci zaczęli się budzić, ruch nad głowami zasugerował, że odpowiedzieli na wezwanie. Czy ilość marynarzy na drodze wpłynie na drogę ku górze? A może wolała przeciskać się oknem i wspinać po burcie?
Obrazek

Wioska Svolvar

62
POST POSTACI
Vera Umberto
Zaklęła pod nosem, gdy okazało się, że nie jest wystarczająco silna, by przybić potwora do ściany i tam go unieruchomić. Odskoczyła na tyle, żeby ta obrzydliwa ciecz jej nie ochlapała - dopiero przecież wyszła z kąpieli, bez przesady - i pozwoliła Corinowi wychylić się przez okno, by sprawdzić, dokąd kreatura uda się teraz. Jak mieli tu spokojnie spać, gdy takie stwory wpakowywały im się na pokład na tyle sprytnie i cicho, że pozostawiona na górnym pokładzie warta nawet ich nie zauważała?
Ruszyła biegiem na główny pokład, nie przejmując się już tym, że zachowuje się głośno. Zresztą okrzyk Yetta na pewno pobudził większość załogi, jak nie wszystkich. Nie wiedziała, czy było to konieczne, stworzenie nie wydawało się na tyle niebezpieczne, by trzeba było podnosić wszystkich do broni. Było duże i brzydkie, faktycznie, ale póki co nie wydawało się agresywne samo w sobie - raczej działało we własnej samoobronie, gdy zobaczyło nowe, rzucające się na niego towarzystwo.
Wybiegła na górę i rozejrzała się szybko, sprawdzając, czy potworek też już tam dotarł. Jeśli tak, skoczyła w jego stronę z dość oczywistym zamiarem odrąbania mu jakiejś istotnej części ciała. Jeśli jednak nie, dopadła do burty od strony celi i wychyliła się ostrożnie, gotowa odskoczyć, gdyby stwór okazał się być zbyt blisko. Miecz cały czas trzymała w pogotowiu, choć w starciu z naturalnym pancerzem okazywał się mniej skuteczny, niż by chciała.
Obrazek

Wioska Svolvar

63
POST BARDA


Vera była szybka - ale nie szybsza od borsuka. Gdy biegła na górny pokład, musiała mijać budzących się marynarzy, którzy w sennym amoku łapali za szble, chcąc dostrzec zagrożenie, przed którym przestrzegał Corin. Sam oficer również pognał za Verą.

- Z drogi! - Warczał na załogantów, których sam przecież pobudził! Mężczyźni nie mieli mu tego za złe - gdy wskazał drogę, zgodnie ruszyli za nim - i za kapitan.

Wypadli na górny pokład w momencie, gdy stworzenie gnało na oślep w kierunku kajuty na dziobie. Nepal już stał w gotowości, z obnażoną bronią i... Usunął się w ostatniej chwili! Potworek z pełną siłą uderzył w zamknięte drzwi kajuty, aż te zatrzeszczały - ale wytrzymały napór jego brzydkiego ciała.

- Ty chuju nieopierzony! - Rozległ się krzyk Osmara. - Co to w ogóle, do cholery, jest?! - Pieklił się, pędząc w stronę nieproszonego gościa. Jego kulasy były jednak dużo krótsze od tych Verowych.

Kapitan była pierwsza, dopadła do stworzenia i cięła bez litości. Szybko okazało się, że nóżki są jego słabym punktem i łatwo je odrąbać, pozbawiając jednocześnie pazurów. Nie mogąc podpierać się na wszystkich ośmiu odnóżach, borsuk słabł, a z jego ciała wylewała się ta mleczna, śmierdząca jucha, plamiąc pokład. W końcu broń Very przebiła pancerz i zagłębiła się w cielsku tam, gdzie powinna być szyja. Stworzenie wydało z siebie dziwny pisk i zaczęło wić się w konwulsjach.

Marynarze czekali na swoją kolej, nie wciskając się pod rękę Verze, lecz byli w gotowości, by przyjść jej z pomocą. Gdy walka ustała, otoczyli borsuka półkolem.

Drzwi do kajuty na dziobie uchyliły się. Blady jak śnieg Trip stał z bronią w ręku, a za jego plecami czaił się Sovran, zerkając ponad ramieniem kuka. Również elf wyglądał na bardzo wystraszonego.
Obrazek

Wioska Svolvar

64
POST POSTACI
Vera Umberto
Bardzo chciała odpowiedzieć Osmarowi na jego pytanie, ale niestety nie potrafiła. Dokładnie to same słowa, czyli co to w ogóle do cholery jest, kołatały się w jej głowie, gdy pędziła na główny pokład z nadzieją, że stworzenie nie zaatakuje zaraz któregoś z zaspanych jeszcze piratów. Umrzeć przez wielkiego robala z trąbką, to byłoby dość upokarzające, gdy wokół czekało tyle innych, lepszych możliwości na dokonanie żywota.
Wyprzedziła Osmara, a potem Nepala, doskakując do trochę otępiałego po zderzeniu z drzwiami potworka. Najpierw szybkim cięciem od dołu pozbawiła go łap, a zaraz po tym obróciła miecz w dłoni i przebiła pancerz na karku borsuka. Dopiero wtedy, gdy zwierz zaczął zwijać się w agonalnych konwulsjach, Umberto pozwoliła sobie na spokojniejszy oddech. Uniosła wzrok i rozejrzała się po pokładzie, widząc, ile narobiło się zamieszania. Zaklęła w myślach. Gdyby nie zapomniała o tym, że to cholerstwo weszło przez okno, więc potrafi też przez nie wyjść, mogłaby zabić to w celi i nie budzić całej załogi. No ale trudno, skoro już wstali, to równie dobrze mogli się do czegoś przydać.
- Sprawdźcie, czy kolejne nie wspinają się na burty - poleciła. - Widzieliśmy jak wchodzi z wody na kadłub. I chyba musicie wystawić warty też pod pokładem. Ktoś musi pilnować, żeby więcej tych kurestw nie weszło nam na statek i wam do koi.
Gdy borsuk znieruchomiał, Vera wyszarpnęła miecz i zatrzymała się w takiej dziwnej pozycji, z bronią odsunięta od siebie i ustami wykrzywionymi w obrzydzeniu. Musiała umyć ostrze, zanim z powrotem przypnie je sobie do biodra... zanim w ogóle wniesie jej do swojej kajuty. Obrzydliwe.
Uniosła wzrok na Tripa, a potem na stojącego za nim Sovrana, przez moment nie potrafiąc połączyć faktów i dojść do tego, co kuk robił w dziobowej kajucie razem z mrocznym. W końcu doszła do tego, że nie trwa to moment, a ona po prostu nie ma pojęcia, dlaczego w tych drzwiach stanął właśnie Trip. Zmarszczyła brwi. Przebywanie z tym elfem sam na sam nie było bezpieczne, powinien o tym wiedzieć. Nie mógł tak ryzykować. Z trudem powstrzymała się przed komentarzem i zamiast tego przesunęła spojrzeniem po zebranych.
- Jeśli ktoś jest specjalistą od północnej fauny i flory, to teraz jest okazja, żeby się pochwalić - rzuciła. - Ktoś wie, co to, kurwa, jest?
Obrazek

Wioska Svolvar

65
POST BARDA


Zwierzę jeszcze chwilę wiło się w konwulsjach nim ostatecznie wyzionęło ducha. Kupa mięsa nie wyglądała wiele lepiej nawet wtedy, gdy była już martwa. Przez brak jakiejś ilości nóg tym bardziej przypominało larwę, a rozlewający się płyn mógł przysporzyć zapachem o mdłości.

Marynarze opuszczali bronie, jeden po drugim, jakby nie do końca byli pewni, czy borsuk rzeczywiście zdechł.

- Wszystko w porządku? - Zapytał Corin, stając po prawicy Very. Wszyscy chcieli z bliska przyjrzeć się stworzeniu. Na szczęście noc była jasna, a przyniesiona przez Nepala pochodnia tylko wyostrzyła kształty na pokładzie.

- Słyszeliście kapitan! Nie stać, jak te dupy w grochu! Poranna warta, na brzeg! Południowa, pod pokład! - Bosman rozdysponował załogę i choć nikomu nie podobało się to, że noc nagle im się skróciła, nie mieli zamiaru narzekać. Lepiej było bronić statku niż czekać na kolejny atak. - Co za kurwa, Kapitanie. - Stwierdził, również podchodząc do Very. Gdzieś za nim czaiła się Irina.

Trip nie przynosił żadnych odpowiedzi, a czubek jego miecza wciąż wskazywał sufit. Był najbliżej potworka i nie trudno było zauważyć, że ten przeraził go do szpiku kości.

Sovran zniknął w mroku kajuty, zaraz też rozległ się jego kaszel. Vera nie mogła wyczytać niczego więcej z jego twarzy i postawy, gdy zszedł jej z oczu.

- To chciało się tutaj dostać! - Pisnął Trip.

- Ewidentnie! Co masz na swoją obronę, kuku?! - Nepal zamachał w jego stronę pochodnią.
Obrazek

Wioska Svolvar

66
POST POSTACI
Vera Umberto
- Ze mną tak - odpowiedziała Corinowi, wpatrując się w cuchnące cielsko pod nogami. - Z nim niekoniecznie.
Zerknęła na Irinę. Była przekonana, że w razie czego jedna celna strzała puszczona przez elfkę też by takiego położyła, pod warunkiem, że trafiłaby w jakiś witalny organ. Pytanie tylko, gdzie to cholerstwo mogło mieć witalne organy. Ciekawość nie była na tyle silna, by bawić się w sekcję zwłok, choć Verze przychodził do głowy pewien szalony elf, który mógłby być tym zainteresowany. Nie zamierzała jednak transportować tego na drugi koniec świata, żeby Ignhys stwierdził, że jednak nie leży to w kręgu jego chwilowych fascynacji. Nie była to syrena.
Uniosła wzrok na przerażonego Tripa, a potem zerknęła przez ramię na Nepala, który wcale kukowi nie pomagał. Pretensje do niego nic nie wnosiły, zresztą były zupełnie nietrafione.
- To nie Tripa szukał - zauważyła.
Wyciągnęła rękę do chłopaka i chwyciła za jelec jego broni, opuszczając ją w dół z uspokajającym kiwnięciem głową. To i tak sukces, że zabrał miecz ze sobą, nie chcąc być w towarzystwie Sovrana bezbronnym. Chociaż przynoszenie stali do tej kajuty... nie była pewna, co było głupsze, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Jeśli to robactwo lgnęło do mrocznego, mogło się tu tego zaraz zejść więcej. Mogło się okazać, że będą musieli odbić od brzegu na odległość, której te potworki nie były w stanie przepłynąć.
- Najpierw poszedł do celi i narobił w niej syfu - weszła do kajuty, szukając spojrzeniem jej tymczasowego rezydenta. - Teraz pędził tutaj, tak zdeterminowany, że nie zauważył drzwi. Masz pomysł, czego to paskudztwo chce od ciebie, Sovran? I co to jest?
Czy to było sympatyczne zwierzątko z podziemi, z których przybył do nich ich szanowny gość? Jeśli tak, Umberto naprawdę wolałaby już mieć na pokładzie tego pieprzonego kota.
- Zaraz zlezie się tu tego więcej?
Obrazek

Wioska Svolvar

67
POST BARDA
- Dobra robota. - Pochwalił Corin, na tyle cicho, by nie robić z tego szopki przed załogą. Przynajmniej senność już mu przeszła.

Trip nie opierał się, gdy Vera ciagnęła jego dłoń ku dołowi. Był przerażony, bo choć potrafił walczyć, miał mikre doświadczenie bojowe. Potyczki z marynarzami na pokładzie nie były tym samym, co otwarta bitwa, tym bardziej taka, gdy przeciwnikiem nie był drugi człowiek, a stwór z koszmarów.

Ktoś musiał zająć się borsukiem, ale nikt nie pałał chęcią do ścierania śmierdzących plam z desek, tym bardziej przy minusowych temperaturach. Ważniejszym od sprzątnięcia zwłok było zrozumienie dlaczego w ogóle nawiedziła ich taka kreatura.

- Mówiłem, że do wora, a wór do jeziora. - Parskał Nepal, życząc Sevranowi co najmniej niezbyt dobrze.

Sam mroczny elf zdążył usiąść z powrotem na swoim-nie-swoim łóżku i zarzucić na ramiona derkę, gdy zimno zdążyło przejść ciarkami po jego ciele. Ciężko oddychał, a każdy wydech odzywał się świszczeniem z klatki piersiowej. Zakasłał kolejne parę razy, osłaniając usta dłonią, nim podniósł spojrzenie na Verę. Jego szafirowe tęczówki wydawały się łapać każdy promień światła i potęgować go tak, iż wydawało się, że oczy błyszczą w ciemności. A może była to po prostu wina gorączki?

- Hypsibius. - Wychrypiał. Nie wiedzieć, czy była to nazwa zwierzęcia, czy może jakieś ciemnoelfie przekleństwo. A może oba na raz? - Nie chciał was. - Usprawiedliwił potworka. - Nie zrobi nic, nie wam.

- P-pani kapitan, proszę nie być zbyt surową. - Wtrącił się Trip, który nie opuścił kajuty. Spojrzał na Corina, podążającego w ślad za Verą, jakby to on miał decydować w tej sytuacji. - Nie wezwał go, byłem tu cały wieczór. On tylko spał.
Obrazek

Wioska Svolvar

68
POST POSTACI
Vera Umberto
- Soplem też bym dała radę - odpowiedziała Corinowi cicho.
Wydęła usta z irytacją, słysząc komentarz Nepala. Świetnie, że mówił, Pan Mądry Po Szkodzie. Ona też mówiła i nie wypominała tego teraz nikomu. Nie wyrzucili mrocznego za burtę, więc teraz musieli mierzyć się z konsekwencjami, jakiekolwiek one nie były. Znów poczuła przebłysk złości na Corina i Osmara, ale przeszedł jej on w ułamku sekundy. Dobry nastrój dzisiejszego wieczora musiał wpłynąć na nią silniej, niż się spodziewała.
- Hypsibus? - powtórzyła. Nie brzmiało to jak nazwa czegoś, co mogło żyć w tutejszej puszczy, nie brzmiało też jak przekleństwo. Stojąc w progu kajuty zerknęła przez ramię, na martwe, śmierdzące cielsko.
- Czy ja wyglądam, jakbym miała się o coś znowu przypierdalać? - żachnęła się w reakcji na słowa Tripa, domyślając się po chwili, że w jej przypadku odpowiedź na to pytanie zawsze była twierdząca. Westchnęła bezgłośnie. - Nie odpowiadaj. Nie zamierzam. Ale chcę wiedzieć co to jest i dlaczego za tobą lezie, Sovran. Chcę też wiedzieć, czy spodziewać się za chwilę takich kolejnych czterdziestu. Skąd wiesz, że nam nic nie zrobi? Czy to przyszło za wami z podziemi?
Nagłe uświadomienie sobie, jakie mogły być tego implikacje, sprawiło, że Umberto znieruchomiała na krótką chwilę.
- Czy na północy też jesteście? Tak jak na południowych wodach? - spytała.
W dziobowej kajucie mnóstwo było rzeczy, które nikomu się nie przydawały, Vera znalazła więc jakąś starą koszulę, czy inną szmatę i wytarła w nią miecz. Jeśli ten hypsibus był zapowiedzią kolejnego ataku mrocznych, Bella będzie mogła doświadczyć ich dokładniej, niż oczekiwała. Wzrok kapitan utkwiony był w rozpalonych gorączką oczach Sovrana, bo choć nie zamierzała męczyć go dłużej, niż było to konieczne, obiecał jej odpowiedzi... A ona teraz miała pytania.
Obrazek

Wioska Svolvar

69
POST BARDA
Corin klepnął Tripa w ramię, dając mu tym samym znak, że nic złego nie zrobił, ani on sam, ani jego czarny podopieczny, któremu z jakichś powodów postanowił towarzyszyć. Nie zamierzał jednak podkopywać autorytetu Very, kapitan musiała sama powiedzieć to, co należało.

Elf kiwnął głową, choć delikatna, maleńka zmarszczka między brwiami sugerowała, że Vera zaszlachtowała wymowę nazwy zwierzęcia. Nie poprawił jej jednak, kaszlnął raz jeszcze i najwyraźniej czując, że jego siły są na wyczerpaniu, przechylił się na bok i upadł na posłania, choć nogi wciąż miał spuszczone na deski pokładu.

- Dobrze czuje. - Podkulone pod brodę dłonie na moment rozwinęły się, by ciemny palcem mógł wskazać własny nos. - Szuka ciała, jest spod ziemi. - Wyjaśnił pokrótce, operując hasłami. - Według niego wróciłem do gwiazd. - Mruczał, starając się za wszelką cenę zachować sens swoich słów. Przymknął powieki. - Nie mogą zostawiać ciała. Nie mogą wiedzieć, że jestem...-jesteśmy. - Poprawił się.

Przerwał na chwilę, gdy Trip wyrwał się spod ciężkiej dłoni Corina i mijając Verę, podszedł do Sovrana, by pomóc mu położyć się w odpowiedniej pozycji i przykryć go derką, jakby dbał o przyjaciela bardziej niż więźnia.

- Nie wracasz do gwiazd. - Skarcił go. - Jeszcze nie.

Sovran nie odpowiedział na te słowa otuchy i gesty troski. Jego kolejne słowa skierowane były do Very. Obietnica brzmiała złowrogo, jak przepowiednia zniszczenia:

- Jesteśmy wszędzie. Widziałaś, co będzie. To ich rozkaz. Robiłem, co mówili. - Usprawiedliwił się. - Tacy jak wy budują miasta. Tacy jak ja są królami.

Odkaszlnął jeszcze parę razy, a ten ruch kazał mu obrócić się na bok, by ułatwić oddychanie.
Obrazek

Wioska Svolvar

70
POST POSTACI
Vera Umberto
Gdy dotarł do niej sens słów Sovrana, jej usta mimowolnie wykrzywiły się w obrzydzeniu. Więc ów hypsibus przyszedł tu po to, żeby go... zjeść? Pozbyć się ciała, nie zostawiać śladów jego obecności na powierzchni? To było chore. Wyjrzała przez uchylone drzwi kajuty na załogantów, zebranych nad martwym stworem.
- Niech ktoś to wyjebie za burtę - poleciła tak, by ją usłyszeli i rzuciła w stronę potworka zwiniętą w kulkę, brudną szmatę, jaka została jej po zaszlachtowaniu go i wytarciu miecza. - I wyczyści pokład, zanim ta śmierdząca jucha wsiąknie w deski i będziemy musieli to wąchać przez następny miesiąc.
Zamknęła za sobą drzwi. Nie komentowała troski, jaką Trip wykazywał względem mrocznego. Nie miała pojęcia, skąd ona mu się brała; może z poczucia winy, że więzień został doprowadzony do tak ciężkiego stanu. Vera przeszła kilka kroków, by oprzeć się tyłem o zajmujący centrum kajuty stół. Wsparła dłonie na biodrach, milczeniem podsumowując obietnice kuka. Sovran jeszcze nie wracał do gwiazd, ale ile brakowało, żeby wrócił? Wyglądał na naprawdę ciężko chorego. Zasypywanie go pytaniami w obecnej sytuacji nie miało chyba żadnego sensu, zwłaszcza, że choroba nie pozbawiła go dumy i przekonania o wyższości swojej rasy. Wydęła usta w irytacji.
Jeśli mówił prawdę i mroczni faktycznie byli wszędzie, oznaczało to, że gdzieś tutaj też mogli się natknąć na nich i na ich lewiatany. Ich ucieczka na północ miała mniej sensu, niż Umberto zakładała - choć to nie tak, że nie miała go wcale, bo przecież przynajmniej zniknęli na kilka, może kilkanaście tygodni z oczu Kompanii. Dokąd mieli płynąć, żeby byli bezpieczni przed zagrożeniem z podziemi? Może faktycznie powinni nabrać zapasów i ruszyć na wschód, dopłynąć tak daleko, jak było to możliwe i sprawdzić, co znajduje się poza granicami map. Znając ich szczęście, tam właśnie byłoby zejście do krainy mrocznych.
- Powiedz mi tylko, czy spodziewać się tych stworzeń więcej - poleciła Sovranowi zmęczonym głosem. - Powinieneś odpoczywać. Jak dojdziesz do siebie... odwiozę cię z powrotem na południe i pozwolę odejść.
Byli tu tylko we czworo - ona, Corin, mroczny i Trip. Zarówno oficer, jak i kuk wiedzieli, że Vera niekoniecznie dotrzymywała wszystkich rzuconych bez namysłu obietnic. Ale z drugiej strony, co innego miała z nim zrobić? Wyleczenie go i zabicie zaraz po tym nie miało najmniejszego sensu, a nie zamierzała zatrzymywać go ani w celi, ani w załodze. Westchnęła ciężko i odepchnęła się od stołu, ruszając w stronę wyjścia. Otworzyła drzwi, ale zanim opuściła dziobową kajutę, zatrzymała się w progu i zerknęła na niego przez ramię.
- Tacy jak my nie budują miast - powiedziała. - Tacy jak my kąpią się w złocie i patrzą, jak miasta płoną.
To nie był czas na poważniejsze dyskusje, a otwarte drzwi wpuszczało do środka za dużo zimnego powietrza, więc wyszła i zamknęła je za sobą, problem Sovrana zostawiając sobie na następny dzień.
Obrazek

Wioska Svolvar

71
POST BARDA


- Długo szukał. - Odezwał się Sovran między kaszlnięciami. Dramatycznie złapał powietrze, w jego płucach świstało, jakby każdy oddech mógłby być tym ostatnim.

Marynarze stłoczyli się wokół stwora, już nie odrzucani jego smrodem, ale zainteresowani całym jestestwem poczwary. Nikt jednak nie kwapił się do ruszenia larwy z miejsca.

- Nepal, odłóż tą fajkę, bo wyglądasz jak świńska dupa! Zabierz własne dupsko w troki i śmierdziela hej! za burtę! - Bosman szybko przydzielał zadania. - Pogad, pomóż mu! Polo, Ohar, Gerda, brać za szczoty! Kapitan każe posprzątać!

Osmar nie był bierny. Sam skierował się w stronę, gdzie trzymane były przybory, choć zapewne tylko po to, by nazdorować swoją ekipę zamiast jej pomagać. Nikt jednak nie zamierzał narzekać. Pewne rzeczy musiały zostać wykonane.

Gdy drzwi na powrót zamknęły się za Verą, zastała ona Corina stojącego o wiele bliżej Sovrana, nachylającego się nad jego łóżkiem.

- Zakląłeś go, co? - Zarzucił mu, skrzyżowawszy ręce na piersi. Posłał Tripowi karcące spojrzenie, kuk wydawał się nieco wystraszony. - Żeby dla ciebie pracował?

Sovran tylko uśmiechnął się lisio, rozciągając kąciki ust. Można było dostrzec, że gdy się uśmiechał, nigdy nie pokazywał zębów. Ten przejaw wesołości dowodził, że nie starał się zaprzeczyć zarzutom Yetta.

- Ja sam chciałem! - Niespodziewanie Trip stanął w obronie elfa. - To zanczy... nie, żeby być zaklętym? Nikt mnie nie zaklął. Powiedziałem, że zostanę z nim.

- Dlaczego?

Przez twarz kuka po raz kolejny przeszedł cień sugerujący niezręczność. Spuścił wzrok na szmatkę, którą trzymał w dłoniach, a która zapewne miała zostać zmoczona i przyłożona do Sovranowego czoła.

- Kiedy... nie mieszkałem już z rodziną... - Zaczął ogólnie, nie zdradzając niepotrzebnych szczegółów. - Kiedyś zachorowałem. Nie tak mocno, ale też leżałem i... panie Yett, to było najgorsze, co może człowieka spotkać. Ta bezradna samotność! Nikt na to nie zasługuje, nawet nie on. Olena powiedziała mi, co mam robić.

- Trip, on pomógł ci poczuć do siebie żal. Kurwa, Sovran. Mówiłem ci, że załoga jest poza zasięgiem. - Corin nie brzmiał na złego, a raczej... rozczarowanego. Elf nie odpowiadał, umościł się pod kołderką i tylko na momnet wyciągnąwszy spod niej dłoń, poruszył palcami w jakimś skomplikowanym geście. Przez ciało Tripa przeszedł dreszcz.

- Co..? Nic się nie stało...

- Trip, poczekaj na mnie na zewnątrz. Muszę z tobą pomówić. Vera... to mój problem. - Westchnął, zwracając się tym razem do kapitan. Miał na myśli elfa, czy może Tripa? A może obu? - Zostaw to mi, załatwię to. Zjebałeś, elfie.

- Już nigdy. - Obiecał niewinnie czarny.

Były sprawy ważniejsze niż domniemany niegroźny urok, pod wpływem którego miał znaleźć się kuk, a który miał powodować, że załoganci będą nieco bardziej lubili więźnia. To też był jakiś sposób na przetrwanie w niesprzyjających warunkach. Dopiero gdy Trip wyszedł, Sovran mógł odpowiedzieć na pytania Very.

- Jeden hypsibius nie wróci. Wyślą więcej? - Zapytał, gdy samemu nie był pewny. Być może w mrocznoelfiej społęczności nie zajmował się tego rodzaju sprawami. - A ty, Vera Umberto. Ile miast płonie z twoich rąk? Gdzie twoje złoto? - Zarzucił jej. Nie widział wiele odkąd znalazł się na Siostrze. W celi nie było złota, ani płonącego Ujścia. - Nie mam gdzie wracać. Dla mojego rodzaju jestem z gwiazdami. Dla twojego, będę. Nie masz dla mnie drogi.

- Kapitan okazuje ci łaskę, więc lepiej to doceń. I nie pyskuj. Zrób ze swoim losem to, co chcesz. - Polecił mu Corin, podążając za Verą. - A teraz siedź tu sam. Za karę. Osmar! Wystaw dodatkowe straże przy tej kajucie. Nikt nie wchodzi do środka. - Postanowił. - Będę się z tym męczył jutro. - Poinformował Verę.

Trip stał przy kałuży, która została po hypsibiusie, a minę miał nietęgą. Cielsko zdążyli wrzucić do zatoki, a grupa, która miała sprzątać, dopiero tarabaniła się z wiadrami i szczotami.
Obrazek

Wioska Svolvar

72
POST POSTACI
Vera Umberto
Początkowo nie rozumiała, co się dzieje. Nie podejrzewała Sovrana o to, że rzuci urok na Tripa, choć przecież powinna. Może zaufała po prostu Corinowi i Osmarowi, którzy twierdzili, że ugłaskali elfa i nie będzie już robił niczego niepożądanego. Że mają go pod kontrolą. Okazywało się, że gówno, a nie pod kontrolą, a mroczny robił sobie na co tylko miał ochotę. Umberto poczuła, jak narasta w niej wściekłość. Nie miał prawa. Nie godziła się na to, by bawił się umysłami jej załogantów, umysłem Tripa. I z tego, co widziała, Corin też się na to nie godził, tylko jego kontrola nad Sovranem kończyła się w momencie, w którym schodził mu z oczu. Miał szczęście, że nie usprawiedliwiał działania mrocznego, bo gdyby jeszcze teraz zaczął to robić, Vera chyba musiałaby go porządnie otrzeźwić i ich miły wieczór skończyłby się kolejną kłótnią. Obiecała jednak, że będzie spokojniejsza i nie będzie wpadać w furię tak łatwo, więc stała przy tych drzwiach, napięta jak struna, ostatkiem siły woli powstrzymując się przed tym, by rzucić się na elfa i udusić go gołymi rękami.
- Mam nadzieję - warknęła tylko w odpowiedzi na deklarację Yetta, tonu swojego głosu już niestety nie kontrolując.
Przeniosła wzrok na Sovrana, gdy Trip opuścił kajutę, a on raczył jej odpowiedzieć. Jej spojrzenie było lodowate i pozbawione choćby odrobiny współczucia, jaka gdzieś tam tliła się w niej jeszcze chwilę temu.
- Nie brałam cię za osobę, która wszystko odbiera dosłownie - syknęła do niego. - Miast spaliłam za mało, a ze złota mam kajutę. Śpię jak smok, na stosach monet.
Nie zamierzała rozmawiać z nim na poważnie, skoro po raz kolejny się okazywało, że byli dla niego żartem. Nie zamierzała też zapewniać mu drogi, którą mógłby podążyć w nowym świecie, nie była jego matką. Skoro nie podobało mu się, że zaoferowała mu odejście wolno, gdy wyzdrowieje, mógł sobie wyskoczyć przez okno za robalem i utonąć. Vera miała jego dobrobyt głęboko w dupie... w przeciwieństwie do stanu Tripa. Nie patrząc na Corina, na którego chwilowo znów była zła (załoga jest poza zasięgiem? Serio? Myślał, że Sovran posłucha?), podeszła do młodzika.
- W porządku? - spytała. W jej głosie nie było agresji, nie kiedy mówiła do niego. - Jak do tego doszło?
Obrazek

Wioska Svolvar

73
POST BARDA
Corin był zdenerwowany tak bardzo, jak i Vera. Gdy mówił, że okiełznał elfa, chyba naprawdę w to wierzył. Jasnym było, że nie czuł się dobrze, gdy okazało się, że Sovran nie tylko dalej czarował, ale jeszcze w ogóle nie krył się z tym, gdy złapano go na gorącym uczynku.

Yett nie odstępował Very na krok, nawet wtedy, gdy ta postanowiła rozmawiać z Tripem.

- Przecież nic się nie stało. - Przyznał słabo kuk. Westchnał, popatrzył w stronę kajuty Sovrana, po czym znów utkwił wzrok w swoich butach, a może kałuży po potworze. - Ja naprawdę sam chciałem.

- Trip, musisz zrozumieć, jak działa jego magia. - Odezwał się Corin, stając tuż obok Very, trzymał jednak ręce przy sobie. - Mogłeś poczuć współczcie, ale on to wyolbrzymił. Mogłeś przez to mu pomagać i jeszcze czuć spełnienie i zadowolenie z siebie!

- Więc... co w tym złego? - Trip odważył się nie zgodzić. Tyknął czubkiem buta breję po larwie, płyn okazał się kleisty. - Współczucie nie jest czymś złym. Ani spełnienie, ani zadowolenie...

- Ale to nie są twoje uczucia.

- Czy to znaczy, że tak naprawdę nie chciałem mu pomóc? - Trip spojrzał na Verę, jakby ona jedyna była w stanie wyjaśnić mu tę pokomplikowaną sprawę. Wmawianie młodzikowi, że w głębi ducha wcale nie był troskliwy, mogło przynieść odwrotny skutek niż zamierzony!

- Z drogi! - Wrzasnął Osmar, tarabaniąc się z dwoma wiadrami pełnymi wody, za nim podążała wybrana do czyszczenia pokładu grupa.
Obrazek

Wioska Svolvar

74
POST POSTACI
Vera Umberto
Wyglądało na to, że Tripowi nic nie było. Poczuł się zobowiązany do pomocy mrocznemu i choć nie były to jego emocje, to nie czuł się z tym źle. Czy przed chwilą, gdy wszyscy byli w kajucie, ten gest, jaki Sovran wykonał od niechcenia, był zdjęciem z kuka uroku? Nie miała pojęcia. Może sobie z nich kpił. Przypięła miecz z powrotem do biodra i westchnęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej i póki co nie wtrącając się w rozmowę mężczyzn. Usiłowała dotrzymać obietnicy sprzed kilku godzin i uspokoić się, zanim wybuchnie i znowu zacznie siać zniszczenie wśród samopoczucia wszystkich wokół... i siebie samej. Oby Corin, do jasnej kurwy, docenił to poświęcenie. Przygryzła więc tylko policzek od środka i milczała, odzywając się dopiero wtedy, gdy Trip przeniósł pytające spojrzenie na nią.
- Żadne z nas tego nie wie - wzruszyła ramionami. - Myślę, że chciałeś, ale gdyby nie jego magia, to byś tego nie zrobił. Może wyczuł, że jego stan nie jest ci obojętny. Nie wiem, Trip. To tylko moje przypuszczenia.
Odprowadziła spojrzeniem Osmara i jego grupę sprzątającą, nie poświęcając im zbyt wiele uwagi. Sprzątanie pokładu od lat już nie było jej obowiązkiem. Jeden z niewielu przywilejów bycia kapitanem, poza własną kajutą. Vera miała czasem wrażenie, że jej stanowisko wiąże się ze zbyt wieloma problemami, a zaledwie nielicznymi pozytywnymi aspektami. Czasem wolałaby złapać szmatę i wyczyścić deski, niż mierzyć się z tym, z czym musiała mierzyć się na co dzień.
- Siedziałeś tam cały wieczór...? - odwróciła się z powrotem do Tripa. - I pół nocy?
Może i dobrze, delikatna uroda kuka mogła zbyt mocno kojarzyć się Belli z jej młodymi elfami i jeszcze usiłowałaby zaciągnąć go, biednego, do swojej alkowy. Z drugiej strony, nie zagrzał się tak, jak mogli zagrzać się wszyscy, którzy udali się z nimi do pałacu.
- Dlatego mówiłam, żeby nikt nie przebywał z nim sam na sam. Na samym początku was, kurwa, wszystkich ostrzegałam. Żeby jeden mógł zareagować, kiedy drugiemu strzeli do łba coś absurdalnego, wywołanego czarami mrocznego. Nie wiem co się jeszcze musi stać, żeby niektórzy zrozumieli, że trzeba mnie słuchać.
Westchnęła i pokręciła głową. Nie była zła, nie na Tripa. Była zła na to, że dała się przekonać i zabrali Sovrana ze sobą, zamiast ubić go na miejscu, gdy chciała to zrobić po raz pierwszy. Osmar i Corin poboczyliby się na nią przez kilka dni, a potem by im przeszło. Znalazłaby sposób, żeby ugłaskać ich obu. A teraz? Powstrzymała się przed niezadowolonym wykrzywieniem ust.
- Idę spać - zadecydowała i obróciła się do Osmara. - Jeśli o te hypsibusy chodzi, nie musi cała załoga być na nogach, z bronią w rękach. Zostawcie kilkunastu na warcie, na głównym pokładzie i na niższych, przy oknach. Niech pilnują kadłuba i wejścia do dziobowej. Może i nie czuję szczególnej troski o Sovrana, ale nie chcę tam rano znaleźć do połowy zjedzonego ciała, czy coś.
Po jej karku przeszedł dreszcz obrzydzenia.
Obrazek

Wioska Svolvar

75
POST BARDA
Trip pokiwał lekko głową, ze wstydem opuszczając wzrok na buty kapitan. Przygryzł lekko wargę.

- Cały wieczór, aż do teraz. Mówił, że tego potrzebuje, żeby ktoś przy nim był. I dziękował mi, chociaż cały czas spał. - Trip mieszał się w zeznaniach. - Nie wiem... nie wiem, do końca. Nie wiem, co miało miejsce, a co włożył mi do głowy.

Corin westchnął i jeszcze raz poklepał Tripa. Wydawało się przez moment, że ma ochotę przygarnąć go do siebie, do piersi, niczym ojciec syna. Do niczego takiego jednak nie doszło, bo wyłącznie ciężka dłoń spoczęła na ramieniu kuka.

- Słuchaj pani kapitan. - Powiedział chłopakowi. - I nie wracaj do niego, nieważne, jak bardzo będzie ci go żal. Tacy jak on wykorzystają twoje dobre serce.

Rozdawszy zadania, Vera mogła udać się na spoczynek. Corin dołączył do niej niedługo później, bo wcześniej obszedł cały statek, sprawdzając, czy na pokładzie nie czai się żaden inny hypsibus lub borsuk. Było bezpiecznie. Mogli spać spokojnie.

***

Kolejnego dnia Corin wyszedł z łóżka dość wcześnie, obiecując się zająć się sprawą Sovrana. To, czy mu się udało, miało pozostać na razie niewiadomą, gdyż jakiś czas później Verę z łóżka musiała wyciągnąć Irina, gdy kapitan na nowo zmorzył sen. Nie musiała się tego wstydzić; było jeszcze wcześnie, gdy druga oficer poinformowała ją, że na pokładzie oczekuje jej Bella, by ruszyć na boginkę. Ponadto, hrabina nie tylko zdążyła zapoznać się z uwięzionym na dziobie mrocznym, ale podobno również wyrobiła sobie o nim opinię - i to niezbyt dobrą. I choć Corin próbował przekonywać, że to różnice kulturowe wpływały na odbiór elfa, Bella nie dała się przekonać. Bogowie raczyli wiedzieć, ile w tym było jej szczerego spojrzenia, a ile magii Sovrana, który być może ratował w ten sposób skórę, całkiem przezornie nie chcąc mieć nic wspólnego z różowowłosą watażką. Z zewnątrz dochodził również gromki śmiech Heweliona. Wszyscy byli już gotowi, by wyruszyć w dzicz w ten mroźny poranek!
Obrazek

Wróć do „Turon”