Wioska Svolvar

31
POST BARDA


Sovran był cenny nie tylko Belli, ale dla każdego, kto tylko dowiedział się o jego istnieniu. Gdy pierwszy raz zawitał na Siostrze, do celi ciągnęły pielgrzymki marynarzy, którzy wbrew rozkazom chcieli zobaczyć to dziwo. Niewykluczone, że był to pierwszy i ostatni raz, jak będą mieli okazję spotkać czarnego elfa żywego.

Osmar nadął i tak już pyzate policzki.

- W tajemnicy, żebyś nam głowy nie suszyła! - Zarzucił jej, najwyraźniej uznając, że choć nie bezpośrednio, to ona była winna stanowi Sovrana. - Jakbymy łoże z baldachimem wstawili, to byś od razu wiedziała! Płótna też byś pewnie szukała, co?! Nepal mówił, że doniesie na nas, jak nie damy se spokoju i nie zostawimy Smolucha na śmierć. - Oburzał się. Przerwał tylko na moment, by zgarnąć znów do ust odrobinę tatara. - A tyś to gotowa nas razem z nim za burtę wywalić, a jak tak nie zdechnę, nie za czarnego! - Wyrzucił w górę ramiona. Kilka kropel, które pozostały w rogu, rozprysły się na Verę, niosąc za sobą zapach ziół. - Zobacz, ileśmy wypracowali! Zaklęć już nie rzuca, nie szczeka i nie grozi! Na Południu to żyłby sobie w kajucie jak Aspa w Everam!

Niezrozumienie pojawiło się po obu stronach. Bojąc się reakcji Very, Corin i Osmar najwyraźniej szczędzili Sovranowi środków.

- Corin go chciał do siebie przemycić, ale potem zaczął kaszleć i sprawa się rypła.

Bella przysłuchiwała się wymianie zdań. Wzniesione brwi sugerowały, że nie do końca rozumiała, gdzie leżał problem, ale wygięte w uśmiechu usta były dowodem, iż kłótnia ją bawiła.

- Martwi cię, jak to będzie wyglądać?! Tyś się z chujem na głowy pozamieniała?! Znaczy... - Osmar zawahał się, nie wiedzieć czy przez to, że nieco przesadził, czy przez fakt, iż Vera nie mogła zamienić się z czymś, czego nie ma. - Chłop płucami pluje a ty się martwisz o swoją reputację! No piękne mi rzeczy. - Krasnolud nie tylko podniósł zad, ale jeszcze odłożył róg i podniósł tackę z tatarem, gotów odejść! - I wiesz co?! Ja se myślę, że jemu tatar z bobra posmakuje! Szefowo, zabiorę trochę.

- Częstuj się. - Bella skinęła głową. - Zabierz też wermut, dobrze? Rozgrzeje go porządnie. Ech, tyle ambarasu z jednym elfem! - Bella pokręciła głową. - Olena zna się na tym? Mamy zielarkę, może go obejrzeć.

- Powiem Labrusowi! Labrus go obejrzy! - Postanowił Osmar, tonem, jakby robił tym komuś na przekór, czy na złość. Olena radziła sobie, ale nie miała doświadczenia i wykształcenia Labrusa. Zielarka była niewiadomą.

Tymczasem zjawił się elf, wysłany wcześniej przez Bellę po większą ilość trunku, jednak nie sam. Jego nogi uczepione było dziecko. Dziewczynka miała może sześć lat i tak samo ciemne włoski, tak samo brązowe oczy i identyczny uśmiech, jak bellowy kochanek.

- Katia! Skąd się tu wzięłaś, kochanie? - Bella poderwała się z miejsca, jakby chcąc zasłonić sobą to, co było na stole: butelki i kufle.

- Chciała zobaczyć mamę. - Zaraportował elf. - Katiuszku, przytul mamę i wracamy do łóżka.
Obrazek

Wioska Svolvar

32
POST POSTACI
Vera Umberto
Wpatrywała się w krasnoluda z irytacją, która wynikała głównie z tego, że to, co mówił, miało sens. Co prawda nie szło jej to najlepiej, ale mimo wszystko potrafiła ostatecznie (z trudem) postawić się w czyjejś sytuacji i zrozumieć motywy jego postępowania. Potrzebowała tylko do tego, żeby ktoś wyłożył jej to jasno, jak krowie na miedzy... i może odrobiny bimbru. Ten był mocny; razem z tym, który wypili z beczek na pokładzie przed przybiciem do brzegu, Umberto zaczynała już czuć delikatne szumienie w głowie. Choć samo w sobie przyjemne, to nie ułatwiało tej dyskusji.
- Osmar, jak ty mnie czasem wkurwiasz, ja pierdolę - westchnęła, unosząc błagalny wzrok na sufit.
Niestety, miał trochę racji, ale Vera dobrze wiedziała, że ona też ją ma. Gdzieś coś poszło nie tak na linii komunikacji i zupełnie nie rozumiała dlaczego, skoro Corin miał w tym momencie lepszy dostęp do kapitan i wpływ na jej decyzje, niż kiedykolwiek przedtem. Skoro rozważał przeniesienie go do swojej własnej kajuty, byle tylko nie mówić o tym Verze, coś poszło bardzo mocno nie tak. Miała wrażenie, że tego nie dało się już wyjaśnić i przetłumaczyć swojej racji przeciwnej stronie. Trzeba było się po prostu pogodzić z faktem, że coś się koncertowo spierdoliło i przejść dalej, bez robienia kolejnej gównoburzy. Którą, tak swoją drogą, wywołała właśnie ona.
- Czekaj - zatrzymała go, łapiąc jego rękaw, gdy z oburzeniem zaczął podnosić się i gotowy był odejść, obrażony na nią. - Dobra. W porządku. Rozumiem.
Puściła materiał i rozłożyła ręce w geście rezygnacji.
- To, że się niepotrzebnie wkurwiam, nie powinno być dla nikogo niczym zaskakującym. Ale nie dogadaliśmy się, tak? Już tak nie sraj żarem. Chcesz, to mu zanieś tatara, czy inne ziołowe nalewki. Masz rację, dużo wypracowaliście - zastukała palcami w stół i przerzuciła nogę przez ławę, siadając na niej bokiem. Uśmiechnęła się do krasnoluda, co samo w sobie było zaskakujące, biorąc pod uwagę okoliczności. To chyba był ten bimber. - Jesteś wspaniałym bosmanem, Osmar. Najlepszym. Chwała ci za to, że jesteś konkretny, w przeciwieństwie do reszty tych pizd, bo przynajmniej wiem teraz, co się zjebało. Nigdy bym cię nie wyrzuciła za burtę razem z mrocznym. Obiecuję, że poleciałbyś całkiem osobno.
Podniosła się i złapała go za twarz, by siarczyście cmoknąć go w policzek - głównie dla własnej uciechy, chciała sprawdzić, jak zareaguje. Nawet ta krótka kłótnia nie zepsuła jej nastroju. Musiała znaleźć Corina i jego też przeprosić, za bycie czasem tak nieziemsko nieznośną.
Zanim jednak dane jej było to zrobić, w okolicy pojawiło się dziecko. To było ostatnie, czego Umberto się tu spodziewała. Zamilkła, wpatrując się w dziewczynkę i, najprawdopodobniej, jej ojca. Ciekawa rodzinka, biorąc pod uwagę, że na tronie siedział hrabia i raczej nie miał z tym dzieciakiem niczego wspólnego. Vera nie odzywała się, zupełnie nie wtrącając się w tę rodzinną scenkę. Zamiast tego pozwoliła Belli zająć się swoją córeczką, a sama wstała, ponownie rozglądając się za Yettem. Trzeba było oczyścić atmosferę, żeby mogła sobie w spokoju pić dalej.
- Widziałeś Corina, Osmar? - spytała cicho.
Obrazek

Wioska Svolvar

33
POST BARDA
Osmar gotów był postawić się, zabrać swoją tacę i odejść, ale Vera... zaczynała zachowywać się zupełnie tak, jak nie Vera! Skrajne zdziwienie wymalowało się na twarzy kransoluda, gdy ta nie dość, że złapała go za ramię i kazała zostać w miejscu, to jeszcze przyznała, że rozumie jego kąt widzenia!

Buziak przelał jednak czarę! Osmar spojrzał na Verę wielkimi oczyma, a potem wzrok przeniósł na Bellę, która bardziej skupiona była własną córką niż niesnaskami obcych sobie ludzi.

- Szefowo, ty jej więceje tej berbeluchy nie dawaj! - Poprosił, ale nie potrafił ukryć tego, że zrobiło mu się miło. Nawet nie przez sam gest, a przez rozwinięcie sytuacji. - Kurwa, Vera. Ty też więcej nie pij. Mówiłem ci kiedyś, że nie jesteś miękkim fiutkiem, ale jak będziesz tak robić, to zaczniesz być! Ten bimber źle na ciebie działa! - Postraszył ją. - Ale jak się dogadalim, to się dogadalim. Dobra, to ja ten. - Krasnolud stracił wątek. - Miałem iść zanieść tamtemu żarcie. Może wezmę coś dla chłopaków na statku?

- Częstuj się. - Powtórzyła Bella, czule obejmując dziecko. Dziewczynka spojrzała na nich ponad ramieniem matki i pomachała, choć bardziej w stronę Osmara, niż Very. - Zaraz wracam, w porządku? Sprawdzę, co z pozostałymi. Powinny spać o tej porze.

-Ale żadne nie śpi.
- Westchnął elf. - Sven został z Rasmusem.

- Zaraz wracam. - Powtórzyła Bella. Gdy mężczyzna wziął dziecko na ręce, mogła podążyć z nimi i zniknąć za drzwiami w końcu sali.

- Ech, kurwa. - Bosman westchnął pod nosem. - Rodziny się nawet takim zachciewa, co? Dobrze, że ty masz nas, hehe. Tylu urwipołci, ile ci trzeba! - Mówił Osmar, a jednocześnie przekładał na swoją tackę dziczyznę. - Czekaj, to pójdę z tobą. Ostatnio żem go widział przy wejściu, jak z kimś gadał.

Uchylone drzwi na zewnątrz wpuszczały tylko ciemność nocy. Kiedy zbliżyli się, dostrzegli grupkę na zewnątrz. Corin był wśród nich, w jednym ręku miał fajkę, zaś w drugim kufel. Rozmawiał z Olovem, Samaelem i trzecim mężczyzną, którego Vera nie znała. Wydawał się zadowolony.
Obrazek

Wioska Svolvar

34
POST POSTACI
Vera Umberto
Dezorientacja krasnoluda ubawiła ją na tyle, że zupełnie zapomniała o fakcie, że przed chwilą się kłócili. Zresztą, co to był za powód w ogóle? Małe nieporozumienie, totalnie nieistotne, gdyby się nad tym głębiej zastanowić. Niedługo nie będą o tym w ogóle pamiętać. Patrzyła, jak Osmar usiłuje z powrotem schwytać utracony wątek, a po jej twarzy błąkał się uśmiech, który zamienił się w kolejne parsknięcie śmiechem, gdy padło stwierdzenie, że bimber źle na nią działał. Wydawało się jej, że wręcz przeciwnie, ale kto wie, może bosman wolał trząść portkami, gdy Umberto strzelała piorunami z oczu i nie dało się do niej podejść, niż dostawać od niej niespodziewane całusy.
- Nie spiesz się - odpowiedziała Belli i odprowadziła ją spojrzeniem, zastanawiając się, jakim cudem ktoś taki, jak ona, faktycznie miał rodzinę. Choć czy można było to w ogóle nazwać rodziną...? To, że nie piła ziół zapobiegających ciąży i narodziła sobie dzieciaków, nie znaczyło, że można to było tak nazywać. Młody elf był jej ulubionym, co oznaczało, że miała też innych, więc równie dobrze każde mogła mieć z kimś innym. Grunt, że na pierwszy rzut oka wydawała się czułą matką, więc Vera dała sobie spokój z próbami wniknięcia w ten układ głębiej.
- Tak - zgodziła się z Osmarem, ruszając z nim w stronę wyjścia. - Mam wspaniałą rodzinkę. Ty na przykład jesteś moim ulubionym, pijanym wujkiem.
Poklepała go po ramieniu i zarzuciła na siebie płaszcz, a potem wcisnęła na głowę czapkę, skoro wychodzili na dwór. Dobry nastrój jej nie mijał i miała nadzieję, że nie minie jej też po rozmowie z Yettem. On może nie dać się tak łatwo przebłagać całusem w policzek, bo go on aż tak nie zaskoczy.
Nie rozumiała, dlaczego ktoś dobrowolnie wolałby stać na zewnątrz, niż grzać się w cieple pałacu, zwłaszcza gdy ten ktoś miał bolące od mrozu biodro, ale to chwilowo nie był jej problem. Rzuciła Osmarowi krótkie "dzięki" i pozwoliła mu udać się na statek, nie zawracając mu więcej głowy, a sama podeszła do grupki mężczyzn. Nie skradała się, nie zamierzała ich podsłuchać, ani angażować się w temat, jakikolwiek tam mieli poruszony. Skierowała się bezpośrednio do Yetta, którego złapała pod rękę i delikatnie pociągnęła w swoją stronę.
- Zabiorę wam go na chwilę, zaraz wróci - poinformowała, nie siląc się na żadne przepraszam, ani pytanie, czy nikt nie ma nic przeciwko. Może była już zbyt przyzwyczajona do wydawania rozkazów, albo za bardzo podpita. Uniosła wzrok na Corina. - Chodź ze mną na moment.
Obrazek

Wioska Svolvar

35
POST BARDA


Osmar coś tam jeszcze mówił pod nosem, ale jego mamrotanie pochłonął gwar rozmów i to, że gadał z pełnymi ustami, gdy wsadził sobie do nich zbyt wiele kawałków tego, co w zamyśle miało starczyć dla Sovrana. Pożegnał się z Verą i ruszył w kierunku statku.

Mężczyźni stojący na zewnątrz byli dość podpici i zdecydowanie weseli. Rozmawiali między sobą o jakichś męskich sprawach: jasno dowodził temu fakt, że zamilkli, gdy Vera znalazła się bliżej. Mogła wyłapać niepewne spojrzenie Corina, uśmiech Olova i drobny krok do tyłu wykonany przez Samaela. Zdradziło go trzeszczenie śniegu pod butami. Tylko ostatni z mężczyzn, jeden od Belli, wpatrywał się w Verę bez szczególnych emocji.

- Ale oddaj go nam zaraz! - Poprosił obcy pirat. - To ta wasza kapitan? - Dopytał mężczyzn, którzy przy nim pozostali.

- Nie, ona jest z Siódmej Siostry. - Olov szybki był so wyjaśnień.

- Z galeona? To wami też rządzi?

- Lepiej nie pytaj o to kapitana Heweliona... - Mruknął Sam.

Corin nie opierał się, gdy Vera odciągała go od towarzystwa. Mężczyźni z innej grupki zarechotali w typowo prostacki sposób, wyobrażając sobie więcej, niż zapewne powinni. Kroki Corina były dość powolne, jednak starał się nadążyć za swoją kapitan.

- Hej, Vera! Ostrożnie! - Upomniał ją. Z fajką w jednym ręku i kuflem w drugim, przez nagły ruch wylał nieco trunku na własną dłoń, i tak już czerwoną z zimna. Nie miał rękawiczek. - Gdzie się pali? - Próbował żartować, ale Vera znała go na tyle, iz wiedziała, że jest to wymuszone.

Śnieg skrzypiał pod stopami. Gdy słońce zaszło, mróz złapał na nowo. Drobinki skrzyły się na białej powierzchni, wyłapując światło księżyca, niezasłonięte przez chmury, które rozpierzchły się z nadejściem nocy.
Obrazek

Wioska Svolvar

36
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie zamierzała robić Samaelowi problemów swoja obecnością tam dłużej, niż było to konieczne, nie musiał się więc wycofywać. Nie powiedziała nic jednak, zamiast tego odpowiadając krótkim uśmiechem na uśmiech Olova i znacznie szerszym na pytanie nieznajomego. Nie wyprowadzała go z błędu, bo po co? Niech zajmie się tym ktoś inny, jeśli potrzebował, ona miała teraz inne rzeczy na głowie.
- Zaraz wróci - obiecała.
Nie ciągnęła Yetta z powrotem do środka, ale na tyle daleko od grupki, żeby mogli porozmawiać swobodnie. Śmiech mężczyzn i prostackie żarty nie zrobiły na niej wrażenia, bo była do nich już zbyt przyzwyczajona, żeby cokolwiek sobie z tego robić. Inna sprawa, że wcale nie byli tak daleko od prawdy, bo Vera ustawiła się tak, by zasłaniała ją przed nimi klatka piersiowa Corina, a potem ignorując wszystko, co mówił, uniosła głowę i pocałowała go - nie w policzek, jak Osmara, a w usta, zakładając, że się od niej nie odsunął. Ale mógł nie zdążyć, też odrobinę zaskoczony, jako że Vera nigdy nie była pierwsza do inicjowania chwil bliskości, gdy istniało ryzyko, że ktoś ich zobaczy. Objęła go, zupełnie nieprzejęta faktem, że on ma zajęte ręce i nie może zrobić tego samego i dopiero gdy (o ile w ogóle) poczuła napięcie opuszczające jego ciało, przerwała pocałunek i odsunęła się nieznacznie. Przez chwilę wpatrywała się w niego z uniesioną głową, ciesząc się w duchu z faktu, że był od niej tyle wyższy. Zbyt wielu mężczyznom dorównywała wzrostem. Patrzyła mu w oczy, błyszczące w świetle księżyca i gwiazd, jakie odbijało się od śniegu. Tutaj, na północy, noce były zdecydowanie jaśniejsze. Nie chciała, żeby Corin musiał zmuszać się przy niej do uśmiechu, to nie tak miało wyglądać, powinien na jej widok uśmiechać się mimowolnie. Przynajmniej dzisiaj. Podchmielona Vera, w przeciwieństwie do tej trzeźwej, wyjątkowo mocno nie chciała się kłócić.
- Przepraszam - odezwała się w końcu, dochodząc do wniosku, że tylko w relacji z Yettem nie czuła niemal fizycznego bólu, gdy musiała powiedzieć to słowo. - Za to, że jestem czasem nie do zniesienia. Właściwie to zazwyczaj, nie czasem. Nie powinnam była tak się wkurwić, wiem to już teraz. Nie będę już więcej wściekać się bez powodu - zamilkła na moment, by po dwóch uderzeniach serca pokręcić głową. - Kogo ja oszukuję, oboje wiemy, że będę. Ale postaram się robić to mniej. Popracuję nad tym.
Zerknęła przez ramię na dłoń, w której trzymał kufel.
- Dlaczego tu marzniesz na zewnątrz? W środku jest ciepło. Znów się będziesz źle czuł.
Obrazek

Wioska Svolvar

37
POST BARDA


Czy Samael spodziewał się problemów ze strony Very? W momencie, gdy znalazł sobie miejsce na statku Heweliona, gdzie był w miarę szanowany mimo początkowych nieprzyjemności, nie miał się czego obawiać. Służył pod nim dość długo, by pokazać, że ma wartość, z której zrezygnowała Vera. Nic, co chciałaby powiedzieć, nie mogło zachwiać jego reputacji w oczach kapitana i współzałogantów. Bardziej prawdopodobnym było, iż schodził jej z drogi, gdy chciał mieć z nią do czynienia najmniej, jak to możliwe, z sobie znanych powodów. Rozczarowanie? Złość? Żal, a może wstyd? Wiele było możliwości. Nie mogło za to dziwić Very to, że dogadywał się z Corinem. Z nim każdy się dogadywał.

Pocałunek nadszedł z nienacka i był większym zdziwieniem dla Yetta, niż dla jego nowych i starych kolegów. Nie chcąc przypalić Very fajką ani oblać alkoholem, rozłożył nieco ramiona, pozwalając obejmować się jak tylko kapitan chciała. Podekscytowane okrzyki i gwizdy sugerowały, że piraci obserwowali każdy ruch. Mając widok na plecy Yetta, mogli widzieć dłonie Very przesuwające się po jego ubraniu. Nie było miejsca na domysły.

Corin nie bronił się, po pierwszym szoku zanurzył się w czułości, choć z troski o kapitan i jej ubrania nie obejmował jej aż tak czule. Nie wyglądał na kogoś, kto chciałby bronić się przed pocałunkami, raczej wydawało się, że długo na nie czekał. Jego usta smakowały dymem i ziołowym wermutem.

- Zajadów dostaniecie! - Odezwał się kobiecy głos, a należał do Oleny. To ona będzie im sporządzać maście na spękane usta! Pan Yett cierpiał przez niemądrą kapitan Umberto!

- To jest warte nawet czyraków. - Mruknął romantycznie Corin i Vera mogła być pewna, że jego uśmiech nie jest wymuszony, gdy sięgał jego skrzacych się oczu i zaróżowionych od mrozu i alkoholu policzkow. - Nie przepraszaj. Gdybyś nie była nieznośna, nie byłabyś sobą. Poza tym, miałaś rację. Za długo zwlekaliśmy z udaniem się do ciebie z problemem. Nie jesteś przecież potworem, tylko czasami bywasz straszna. - Zażartował, argumentując swoje słowa.

Mężczyźni szybko stracili nimi zainteresowanie. Znaleźli sobie nową rozrywkę: wrzucenie Oleny w zaspę. Dziewczę piszczało ( Panie Yett! Pomocy! ), lecz wcale nie wydawało się niezadowolone ze swojego położenia.

- Od tego wina zrobiło się gorąco, wyszliśmy się przewietrzyć. Jeśli będę się źle czuł, to obiecuję nie wychylać się więcej. Przynajmniej tak długo, jak będziesz mi kazać. - Rzucił pewnie. Bimber musiał pchać mu na usta rzeczy, których normalnie nie powiedziałby. Oficer nie mógł znieść bierności, nawet jeśliby cierpiał. Przysunął twarz do jej czapki, by wtulić w nią policzek. Futro było przyjemne i miękkie. - Zapoznawaliśmy inne załogi. Zastępca kapitana z Tancerza, Rolf. - Ruch głową miał jej wskazać, że mówił o tym, z którym wcześniej rozmawiał. - Badam teren.

Nikogo nie mógł oszukać. Yett swoim zwyczajem szukał towarzystwa i zacieśniał więzi! Rozeznanie bylo tylko efektem ubocznym.
Obrazek

Wioska Svolvar

38
POST POSTACI
Vera Umberto
Jak nigdy, było jej wszystko jedno, czy ktoś ich obserwuje, czy też nie. Po co jej był zastęp młodych elfów, jak miała jego? Czasem miała wrażenie, że nikt poza Corinem nie byłby w stanie znieść jej skrajnych nastrojów. I z całą pewnością nikt nie patrzył na nią tak, jak patrzył on.
- Boisz się mnie? - spytała z rozbawieniem, splatając dłonie na karku mężczyzny i przysuwając się bliżej. - Dobrze wiesz, że nieważne jak bym się nie wściekała, w przeciwieństwie do każdego innego na pokładzie masz narzędzia do tego, żeby mnie uspokoić w kilka chwil. No, najchętniej trochę więcej, niż kilka - jej uśmiech nabrał dwuznaczności, a spojrzenie powędrowało do dobrze znajomych ust. - Złość można przekuć w pasję. Nawet taką, przy której wciąż uważamy na biodro.
Przywarła do Yetta po jeszcze jeden pocałunek, skoro i tak już nie było sensu niczego ukrywać przed gapiami. Zresztą oni chyba już zajęli się czymś innym - słyszała popiskiwanie Oleny, ale wlatywało ono do jej głowy jednym uchem i wylatywało drugim. Gdyby byli teraz na statku, Vera pewnie zaciągnęłaby oficera do kajuty, która ostatnimi czasy stała się ich wspólną, przynajmniej na mroźne noce. Ale na statku nie byli, więc ich pogodzenie się musiało skończyć się na tej krótkiej chwili tu i teraz, którą może później będzie im dane dokończyć.
- Uważaj, bo ci uwierzę - przewróciła oczami, odsuwając się chwilę później i orientując się, że zrobiło się jej dużo cieplej, niż po bimbrze. - Musiałabym cię chyba przywiązać.
Wyjrzała zza jego ramienia, by zerknąć na mężczyznę, o którym mówił. Oczywiście, że badał teren... czyli zdobywał nowe znajomości, takie same jak wszystkie swoje pozostałe, czyli takie, w których stawał się świetnym kumplem nowopoznanej osoby w ciągu jednej rozmowy. Wyjątkowo nie była o to zazdrosna, a przynajmniej nie czuła tej zazdrości akurat teraz.
- Ja rozmawiałam z Bellą... ale poszła uśpić dzieci - zamilkła na moment po tym stwierdzeniu, bo dotarło do niej, jak bardzo absurdalnie brzmiało. - Więc przyszłam znaleźć ciebie, bo się stęskniłam. Ty nie jesteś pijanym wujkiem.
Parsknęła śmiechem. To, co mówiła, musiało nie mieć dla Yetta żadnego sensu. Może Osmar miał rację, powinna trochę zwolnić z piciem. Dobrze się składało, akurat miała przerwę.
- Bella chce polować na boginkę z jeziora. I na demony. I na nimfy, które kuszą bogom ducha winnych mężczyzn na ich zgubę. Wiesz, że mają tu demony? Mówi, że północ jest złym wyborem, jeśli chcemy unikać potworów.
Obrazek

Wioska Svolvar

39
POST BARDA
- Nie lewiatany i nie czarne elfy, świat powinien bać się Very Umberto! - Zawołał wesoło Corin, nie broniąc się przed czułością. Wręcz przeciwinie, uważając, by kufel i fajka nie weszły im w drogę, objął lekko Verę, ukrywając ją w swoich ramionach. - Załoga powinna się cieszyć, że mnie mają.

Kolejne buziaki, które Corin chciał skraść z ust kapitan, sugerowały, że zna swoją pozycję, swoje możliwości, i że zamierza z nich korzystać w okiełznaniu Very. Gdyby nie to, że droga do statku była długa, mroźna i śliska, pewnie sam zechciałby zaszyć się w kajucie. Bimber dobrze działał na związki.

- Jeszcze przed chwilą byłaś na mnie wściekła? - Przypomniał jej, zupełnie ignorując piski Oleny. Vera mogła dotrzec Rolfa, o którym mówił Corin, s który pochylał się nad dziewczęciem. Olena tarzała się w śniegu razem z Samaelem. Wydawało się, że diabelstwo przegrało, choć dłonie ułożone na pośladkach usadzonej na nim okrakiem felczerki mogły świadczyć o jakimś małym, prywatnym zwycięstwie Sama. Śmiechy sugerowały, że nikomu nie działa się krzywda.

- O czym ty pleciesz, kochanie? - Pachnący ziołami oficer nie odsuwał się od Very, szukając jej afektu w drobnych pocałunkach, które przerywały ciągłość jego zdań. - Jestem wujkiem, bo moja siostra powinna mieć już kilkoro dzieci, a przede wszystkim jestem pijany. A skoro w lesie i w jeziorach są tu demony, to powinniśmy jak najszybciej wracać na morze.

Vera powinna zastanowić się, czy naprawdę chciała iść polować na boginkę, a jeśli tak - jak powstrzymać Corina przed pójściem razem z grupą. Ktoś, kto cierpiał przy każdym kroku, nie nadawał się do podróżowania przez zaśnieżone lasy.
Obrazek

Wioska Svolvar

40
POST POSTACI
Vera Umberto
- I się cieszy - zgodziła się cicho, z błogością tonąc w pocałunkach. W objęciach Yetta zapominała, że w ogóle przedtem marzła. Podejrzewała, że jemu też było teraz znacznie cieplej. - Byłam wściekła. Ale Osmar to krasnoludzki mędrzec, więc już nie jestem. No i potrzebowałam chwili czasu, żeby ochłonąć. Chcesz, żebym była wściekła z powrotem? Bo mogę być - zamruczała.
Kątem oka widziała to, co działo się w zaspie nieopodal i całkiem ją to bawiło, choć skupiona była teraz zupełnie na czymś innym. Ale Olena bawiąca się przednio z rękami Samaela w nieodpowiednich miejscach była dobrą wiadomością - po pierwsze dlatego, że szczerze życzyła diabelstwu, żeby wszystko mu się w życiu układało, w tym potencjalne relacje, a po drugie ze względu na to, że felczerka mogłaby dać se wreszcie spokój z Corinem.
- Niee - Vera zaśmiała się, gdy Yett zbyt dosłownie zinterpretował jej słowa. - Czyimś może, ale nie jesteś moim wujkiem. Na szczęście. Pijanym wujkiem jest Osmar.
Wątpiła, by to wytłumaczenie rozjaśniło sprawę oficerowi, ale szybko o tym zapomniała. Miała ochotę domagać się kolejnych pocałunków, niekończących się pieszczot, ale dobrze wiedziała, że jeśli nie przestaną wystarczająco wcześnie, to straci samokontrolę i tyle będzie z jej dzisiejszych odwiedzin w pałacu. Nigdy nie należała do cierpliwych osób i w tej kwestii nie było inaczej. Mruknęła coś i wtuliła się policzkiem w futro jego płaszcza, tak jak on wtulał się w jej czapkę.
- Myślę, że na morzu też mogą być. A ja bym chciała demona zobaczyć! Tak samo jak boginkę w jeziorze - przyznała i szturchnęła Yetta palcem w brzuch. - Pokonałabym go soplem lodu, tak jak pokonałabym ciebie. Żaden z was nie miałby szans. Ani demon, ani Corin Yett.
Całkiem pewna siebie, odsunęła się i wyciągnęła kufel ze skostniałej dłoni Corina, żeby napić się tego, co akurat w nim miał. Wcześniej planowała jakąś przerwę od picia, ale teraz niechcący zupełnie o niej zapomniała. Zresztą, co on tam mógł mieć? Grog? Piwo? Coś tak słabego trudno było nazywać alkoholem. Pociągnęła pewnie dużego łyka.
- ...Kochanie - powtórzyła po nim, uśmiechając się do niego zupełnie rozbrajająco. Nigdy nie mówiła do niego inaczej, niż po imieniu, więc tak jak całus w zarośnięty policzek Osmara, to też było coś nowego.
Obrazek

Wioska Svolvar

41
POST BARDA
Atmosfera dworku zdecydowanie wpływała na nastroje i można było domyślać się, że w krasnoludzkim wermucie było coś, co podsycało ogień tlący się w ciałach zebranych. Czy można było winić Bellę za to, że tak uwielbiała swoje elfie sługi, do tego stopnia, iż nabawiła się z nimi dzieci? Gdy w głowie szumiał alkohol, a ręce rwały się do drugiej osoby, nie było czasu, by myśleć o zabezpieczeniach.

- Osmar mędrcem? - Poddał wątpliwości jej słowa, ale był rozbawiony. - I wujkiem? Tobie zdecydowanie już wystarczy alkoholu. Powiedz, kiedy będziesz chciała wracać na statek. Tam możesz mi pokazać, jak zła na mnie jesteś.

Impreza w dworku trwała w najlepsze, ale w każdej chwili mogli wracać na Siostrę. Teraz przynajmniej mieli z górki! Z poziomu pałacyku widać było tylko wysokie maszty Siostry i Żmija.

- Sam! Samael! Nie! - Piski Oleny na nowo rozbrzmiały, gdy diabelstwo nie dało za wygraną i na nowo zaczęło zapasy w śniegu.

Corin w końcu objerzał się na "walczących", pokręcił lekko głową.

- Chodź, przejdźmy się po wiosce. Czy chcesz wracać do środka? Zostawmy młodych sobie. - Mruknął, bo nawet Rolf machnął ręką i wrócił do pałacyku. Stał tu dłużej i nie miał Very, która mogła go rozgrzać, ani felczerki, która uskuteczniała bitwę. Miał szansę zmarznąć.

W kuflu było tylko więcej ziołowego napitku.

- Takaś pewna, że mnie pokonasz? Jestem lepszym szermierzem od ciebie. Kochanie. - Powtórzył, widząc, że się jej podobało. - Boginka nie miałaby z nami szans.

Yett wahał się moment, ale już po dwóch, trzech sekundach podjął decyzję. Odrzucił fajkę na bok i porwał Verę na ręce! Czy też może bardziej na ramię, jak zbir, który wykrada księżniczkę z jej pałacu.

- Samael miał dobry pomysł! Śnieg powinien cię trochę ocucić! - Zawołał wesoło, w paru krokach znalazł się przy najbliższej zaspie i bez ostrzeżenia - wrzucił Verę Umberto w śnieg.
Obrazek

Wioska Svolvar

42
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera skrzywiła się i odkaszlnęła, oddając Corinowi kufel po zdecydowanie zbyt dużym i zbyt rozczarowującym łyku.
- Jak wy możecie to pić - pokręciła głową z niedowierzaniem. Teraz znów musiała zagryźć to dziczyzną, albo zapić bimbrem. Najlepiej jedno i drugie.
Powrót na Siostrę kusił ją, ale tam było zimno. Poza tym, wciąż było wcześnie, nie chciała zostawiać tu wszystkiego i wszystkich, gdy zostali tak mile ugoszczeni. Powiedziała więc Yettowi, że jeszcze nie, ale emocje w jej ciemnym spojrzeniu jasno mówiły mu, że gdy znajdą się z powrotem w kapitańskiej kajucie, raczej długo nie pójdą spać. Poza spojrzeniami i pocałunkami i tak niewiele teraz byli w stanie zrobić, oboje ubrani w grube płaszcze.
- Wróćmy do środka - zadecydowała. - Jest całkiem przyjemnie. I nie wiem jak ty, ale ja muszę zagrzać się na zapas.
Słysząc, że Corin uważa się za lepszego szermierza od niej, pozwoliła sobie na pogardliwe prychnięcie i skrzyżowanie rąk na klatce piersiowej. Miała dużą ufność w swoje umiejętności, a po alkoholu jej pewność siebie wzrastała, więc tak, jak powiedziała Belli, wychodziła z założenia, że jest absolutnie najlepsza w tańcu z mieczem ze wszystkich swoich załogantów, w tym oficerów.
- Chyba śnisz. Dawno ze mną nie walczyłeś. Rozłożyłabym cię w moment. Jestem... co robisz?! Corin... Corin! - ostatnie słowo miało zabrzmieć groźnie i ostrzegawczo, ale chyba to tak nie zadziałało, skoro w tym samym momencie leciała już w śnieg. Lodowate drobinki w zaledwie chwilę znalazły drogę pod jej kołnierz i do rękawów. Może nie piszczała jak Olena, ale na krótką chwilę odebrało jej mowę, gdy zimno ostudziło ją dosłownie i w przenośni.
- Osz ty - syknęła i początkowo chciała kopnąć i podciąć Yettowi nogi, by wylądował w śniegu obok niej, ale przypomniało się jej, że takie upadki mogą nie skończyć się dla niego dobrze. Zebrała więc garść śniegu i ugniotła go w biedną namiastkę kuli, którą rzuciła w kierunku oficera. Mało skuteczny był to atak - śnieg nie chciał się w końcu kleić. Nabrała więc więcej śniegu w ręce i poderwała się, żeby własnoręcznie wcisnąć go Corinowi za jego futrzany kołnierz, zdeterminowana, by cierpiał tak samo, jak cierpiała właśnie ona.
Obrazek

Wioska Svolvar

43
POST BARDA


Corin nie tłumaczył się z wyboru trunku ani nie zgodził się z Verą, gdy mówiła, że należy wracać do środka, do Belli. W środku było cieplej, ale płaszcze przecież też trzymały temperaturę.

- Pokonałem cię i bez szabli! - Oświadczył Corin, stając nad Verą w rozkroku, jakby poza miała tyło podkreślić jego dominację nad kapitan. Udało mu się uniknąć jej nóg, które bardzo chciały go sprowadzić na ziemię, ale nie śniegu, który znalazł drogę za kołnierz! Obserwujący z boku gapie mogli stwierdzić, że Yett dał się atakować i zimno za koszulką wylądowało tam tylko dlatego, że się nachylił, ale Vera nie musiała tego wiedzieć.

***

Po bitwie w śniegu oboje musieli wrócić do środka, by ogrzać się i wysuszyć przy ogniu. Z czerwonymi policzkami, szczypiącymi od mrozu, ze zdrętwiałymi rękoma i mokrymi karkami, znaleźli drogę powrotną nieco później, niż reszta piratów. Olena i Samael siedzieli przy Rolfie, rozmawiając o czymś - przy czym felczerka usadowiła zgrabny tyłeczek na kolanach diabelstwa, jednak jej oczy podążały za Corinem od momentu, gdy przekroczył próg.

Oficer nie poświęcił Olenie ani westchnienia. Zadowolony przez wcześniejsze zapasy w śniegu z Verą, wolał towarzyszyć jej i poświęcać jej całą uwagę. Znaleźli się szybko przy głównym palenisku na środku sali, a nowi towarzysze zaoferowali im kolejne kubki napitku. Tym razem było to ciepłe, aromatyczne wino.

- Jeszcze wam brakło, cobyście do zatoki wskoczyli! - Śmiał się brodacz (kolejny!), przysiadłwszy przy nich. - Jak będzie ochota, to potem będziem się kąpać.

- W zatoce? W świetle księżyca? - Dopytywał Corin.

- A jak! Dopiero wtedy poczujesz, że żyjesz!

Yett miał jeszcze pytania, jednak nim zdążył je zadać, brodacz zwrócił się do kogoś innego.

- Pan hrabia!

Od strony drzwi nadchodziła Bella, a przy jej boku szedł sporo od niej wyższy, lecz wciąż młody chłopiec. Miał może czternaście lat, włosy w słomkowej barwie i twarz usianą jasnymi piegami. Kiedy podszedł bliżej, Vera dostrzegła cień młodzieńczego kopru pod nosem. Dopiero stawał się mężczyzną. Miał zupełnie ludzką sylwetkę, bez cienia elfich naleciałości.

- Oodos! - Ucieszył się młody na widok nowego partnera Very i Corina.

Bella była szybka w reakcji.

- Tylko nie dawaj mu bimbru! No, a teraz-no na czym skończyliśmy? Dzieci śpią... To znaczy, poza Svenem. - Zmarszczyła lekko nos. - Poznajcie mojego najstarszego. Sven! Przywitaj się.

Chłopak skinął im obu głową.

- To wy pomożecie nam z boginką?
Obrazek

Wioska Svolvar

44
POST POSTACI
Vera Umberto
W sumie mogła się spodziewać, że zainteresowanie Oleny kimś innym służy jedynie temu, by wywołać zazdrość w Corinie. Vera westchnęła tylko bezgłośnie. Nie miała już siły do tej dziewczyny. Tyle dobrze, że nie robiła żadnych faktycznych problemów z tego powodu - jedynie Samaela szkoda, jeśli był wyłącznie zastępstwem i sposobem na wzruszenie niewzruszonego Yetta. Umberto zamiast na niej, skupiła się jednak na tym, by znaleźć miejsce przy ogniu i móc się rozebrać z przemoczonego płaszcza, dając też wyschnąć koszuli i włosom. Jej ręce były skostniałe, a nos i policzki czerwone od mrozu i miała ogromną nadzieję, że nie pochoruje się tak, jak Sovran. Mimo to nie przechodził jej dobry humor, któremu te zapasy w śniegu tylko pomogły.
Ciepłe wino było dokładnie tym, czego potrzebowała, choć niekoniecznie czymś, co można było uznać w jej stanie za rozsądne. Napiła się, czując rozlewającą się po jej ciele błogość i bezceremonialnie wcisnęła się Yettowi pod ramię, zmuszając go do objęcia jej, a jej wolna dłoń opadła na udo oficera. Czuła się tu coraz swobodniej i miała tylko nadzieję, że nie będzie tego niedługo żałować. Los lubił podkreślać swoją przewrotność w chwilach, w których Umberto pozwalała sobie na beztroskę.
- Żartujesz? Pływacie w takim mrozie? Nikt by mnie do tego nie zmusił - stwierdziła z całym przekonaniem. - Gdybyś mówił o gorącej kąpieli w balii, pierwsza w niej będę. Ale nie w lodowatej wodzie zatoki.
Zadrżała na samą myśl. Ludzie z północy zaiste byli dziwni.
Wtedy wypatrzono hrabiego, więc Vera obróciła się, by spojrzeć na tego tajemniczego mężczyznę. O dziwo, okazało się, że żaden z jej mrocznych scenariuszy się nie sprawdzał. Hrabia był młodzikiem, na oko w wieku Zigiego, więc wątpiła, by faktycznie cokolwiek tu trzymał w ryzach. Wychodziło więc na to, że to Bella tu rządziła, tak jak podejrzewała na początku. Skinęła głową, witając nowoprzybyłego chłopaka i starając się powstrzymać rozbawienie, wywołane jego ekscytacją na widok kolegi od bimbru.
- To znaczy, omawiałyśmy to dopiero wstępnie - przyznała. - Nie rozmawiałam jeszcze z Hewelionem. Kapitanem Hewelionem. Poza tym chciałabym wiedzieć więcej. Co to za boginka? Jak daleko stąd? Co ona robi? Siedzi na środku jeziora i kusi mężczyzn, a oni się topią, czy cokolwiek więcej?
Bella i jej dzieci. Wciąż to do niej nie docierało. Przeszło jej przez myśl, że dla niej i Corina nie było szans na takie życie, nawet gdyby kiedykolwiek chciała pobawić się w rodzinę. Zresztą, dziecko to było za dużo zobowiązań. Zdecydowanie za dużo. I nie mogłaby tyle pić. Zresztą chyba ogólnie była już na to grubo za stara. Czy Bella była od niej młodsza? Tonąc w bezsensownym ciągu rozważań i wpatrując się w pana hrabiego, pociągnęła kolejnego dużego łyka z kubka z grzanym winem.
- Boginka nie jest przypadkiem demonem? - spytała.
Obrazek

Wioska Svolvar

45
POST BARDA
Płomień paleniska był ciepły, wino również rozgrzewało, ale nie tak jak Corin, który chętnie objął Verę ramieniem i przycisnął do siebie. Byli blisko, nieskrępowani swoim towarzystwem, nikt nie zwracał im uwagi. Mogli czuć się swobodnie.

- Nawet młody Sven pływa w zatoce. - Ten, którego nazwano Oodosem, zaśmiał się dźwięcznie i skrzyżował na piersi włochate łapska. Był wielki jak niedźwiedź i nawet nieco to zwierzę przypominał.

- Pójdziemy później pływać? - Twarz chłopca rozjaśnił uśmiech.

- Tylko się nie potopcie, jak Wussian w zeszłym roku. - Mruknęła Bella, zajmując miejsce niedaleko Very. Westchnęła ciężko, jakby rozprawa z dziećmi sprawiła, że nagle poczuła się bardzo zmęczona. Jej elf brzdąkał na lutni w pewnym oddaleniu.

- Był tak pijany, że ledwie szedł, mówiliśmy mu, żeby nie wchodził od wody. - Oodos uniósł kufel w niemym toaście za poległego towarzysza. - Niech mu ziemia lekką będzie.

- Znajdzie się balia z gorącą wodą dla mojej Very? - Zapytał niewinnie Corin. Hrabina podłapała jego słowa w momencie, a w jej oczach zapaliły się ogniki. Zmęczenie i zamyślenie przeminęło w mgnieniu oka.

- A więc to jest ten twój! - Ucieszyła się. - Całkiem, całkiem! A już myślałam, że to ten krasnolud.

- Osmar? - Yett parsknął śmiechem. - Nie, pani hrabino, Osmar jest wolny.

Mężczyźni zgodnie roześmiali się na sugestię oficera i tylko młody Sven wyglądał na nieco zawstydzonego i zdegustowanego aluzjami. Po jego wyglądzie można było z całą pewnością ocenić, że nie jest synem elfa. Czyżby kobieta miała słabość również do przyjezdnych?

- Ech! Mówiłam, że nie wiemy za dużo o bogince, będziemy musieli się dowiedzieć. Poza tym, Sven, ty nigdzie nie idziesz.

- Mamo! - Jęknął Sven i wahał się tylko chwilę przed kolejnymi słowami. - Tata by mi pozwolił!

- Twój ojciec nie ma tu nic do powiedzenia!

Oodos pokręcił lekko głową, dając Verze i Corinowi znać, że nie ma sensu włączać się w tę dyskusję.

- Demon czy nie demon... - Zaczął mężczyzna, wchodząc rodzince w słowo - Musimy sprawdzić, co to za cholerstwo. Rozmawiałem z Hewelionem, jest zainteresowany. Jeśli nie chcecie iść, poczekacie na niego ten dzień, dwa? Odradzałbym udział w wypawie. - Spojrzenie niedźwiedzia spoczęło na Corinie. - Potrzeba sprawności i siły, by przeżyć w puszczy.
Obrazek

Wróć do „Turon”