POST BARDA
Sovran był cenny nie tylko Belli, ale dla każdego, kto tylko dowiedział się o jego istnieniu. Gdy pierwszy raz zawitał na Siostrze, do celi ciągnęły pielgrzymki marynarzy, którzy wbrew rozkazom chcieli zobaczyć to dziwo. Niewykluczone, że był to pierwszy i ostatni raz, jak będą mieli okazję spotkać czarnego elfa żywego.
Osmar nadął i tak już pyzate policzki.
- W tajemnicy, żebyś nam głowy nie suszyła! - Zarzucił jej, najwyraźniej uznając, że choć nie bezpośrednio, to ona była winna stanowi Sovrana. - Jakbymy łoże z baldachimem wstawili, to byś od razu wiedziała! Płótna też byś pewnie szukała, co?! Nepal mówił, że doniesie na nas, jak nie damy se spokoju i nie zostawimy Smolucha na śmierć. - Oburzał się. Przerwał tylko na moment, by zgarnąć znów do ust odrobinę tatara. - A tyś to gotowa nas razem z nim za burtę wywalić, a jak tak nie zdechnę, nie za czarnego! - Wyrzucił w górę ramiona. Kilka kropel, które pozostały w rogu, rozprysły się na Verę, niosąc za sobą zapach ziół. - Zobacz, ileśmy wypracowali! Zaklęć już nie rzuca, nie szczeka i nie grozi! Na Południu to żyłby sobie w kajucie jak Aspa w Everam!
Niezrozumienie pojawiło się po obu stronach. Bojąc się reakcji Very, Corin i Osmar najwyraźniej szczędzili Sovranowi środków.
- Corin go chciał do siebie przemycić, ale potem zaczął kaszleć i sprawa się rypła.
Bella przysłuchiwała się wymianie zdań. Wzniesione brwi sugerowały, że nie do końca rozumiała, gdzie leżał problem, ale wygięte w uśmiechu usta były dowodem, iż kłótnia ją bawiła.
- Martwi cię, jak to będzie wyglądać?! Tyś się z chujem na głowy pozamieniała?! Znaczy... - Osmar zawahał się, nie wiedzieć czy przez to, że nieco przesadził, czy przez fakt, iż Vera nie mogła zamienić się z czymś, czego nie ma. - Chłop płucami pluje a ty się martwisz o swoją reputację! No piękne mi rzeczy. - Krasnolud nie tylko podniósł zad, ale jeszcze odłożył róg i podniósł tackę z tatarem, gotów odejść! - I wiesz co?! Ja se myślę, że jemu tatar z bobra posmakuje! Szefowo, zabiorę trochę.
- Częstuj się. - Bella skinęła głową. - Zabierz też wermut, dobrze? Rozgrzeje go porządnie. Ech, tyle ambarasu z jednym elfem! - Bella pokręciła głową. - Olena zna się na tym? Mamy zielarkę, może go obejrzeć.
- Powiem Labrusowi! Labrus go obejrzy! - Postanowił Osmar, tonem, jakby robił tym komuś na przekór, czy na złość. Olena radziła sobie, ale nie miała doświadczenia i wykształcenia Labrusa. Zielarka była niewiadomą.
Tymczasem zjawił się elf, wysłany wcześniej przez Bellę po większą ilość trunku, jednak nie sam. Jego nogi uczepione było dziecko. Dziewczynka miała może sześć lat i tak samo ciemne włoski, tak samo brązowe oczy i identyczny uśmiech, jak bellowy kochanek.
- Katia! Skąd się tu wzięłaś, kochanie? - Bella poderwała się z miejsca, jakby chcąc zasłonić sobą to, co było na stole: butelki i kufle.
- Chciała zobaczyć mamę. - Zaraportował elf. - Katiuszku, przytul mamę i wracamy do łóżka.