POST POSTACI
Vera Umberto
Po niewinnym pytaniu Corina, Vera rzuciła mu zupełnie-nie-niewinne spojrzenie. Musiała przyznać, że nie narzekałaby, gdyby udało się jej przy okazji tych odwiedzin zaznać gorącej kąpieli. Może i miała w koi termofor w męskiej postaci, ale to nie było to samo, co nagrzana woda. Nie pamiętała, kiedy ostatnio myła się inaczej, niż na szybko w misce, żeby czym prędzej ubrać się z powrotem i nie zamarznąć. W jednej chwili wizja balii wypełnionej ciepłą wodą, w której mogłaby się zanurzyć, przesłoniła wszystkie inne. Vera Umberto
- Och tak, to by było coś - zgodziła się, przenosząc wzrok na Vongaston. - Za gorącą kąpiel wiele bym dała. Jestem pewna, że znalazłabym sposób, żeby ci się za taką odwdzięczyć, Bella.
Roześmiała się ze wszystkimi, choć tylko ona była świadkiem rozmowy między kobietą a Osmarem i tylko ona widziała, z jaką łatwością załapali wspólny język. Całkiem możliwe, że by się dogadali i w łóżku, choć nie wiedziała, któremu z nich współczułaby bardziej. Znów w jej głowie pojawiły się nieproszone wyobrażenia, jakie wypchnęła z niej kilkoma głębszymi łykami wina.
- Faktycznie. Zapomniałam chyba - Vera wyciągnęła nogi do ognia. - To ten bimber! Nie służy skomplikowanym planom. Teraz mam już wino, wino służy wszystkiemu, prawda?
Przechyliła głowę w bok, opierając ją o ramię Yetta i przyglądając się dyskusji młodego hrabiego z matką. Była kompletnie zdezorientowana; nie pamiętała, czy kiedykolwiek miała okazję być świadkiem takich przepychanek rodzicielskich. Całkiem możliwe, że nie. W jej życiu nie było miejsca na rodziny, a jeśli ktoś z jej ludzi chciał taką założyć, to z jej błogosławieństwem opuszczał załogę - nigdy nie była przesadnie zaborcza. Nie znała więc żadnych dzieci, czuła się dziwnie w ich towarzystwie, a nastolatków traktowała jak dorosłych... co w sumie wcale nie kończyło się najlepiej. Jedynie Trip pod jej skrzydłem wyrósł na w miarę rozgarniętego, młodego mężczyznę, choć wychowawczo Vera nic do tego nie wniosła. Ot, pozwoliła mu uciec przed niewiadomą i zapewniła bezpieczeństwo na swoim statku, a on z jakiegoś powodu siedział na nim do dziś. Bardziej ojcowskie uczucia względem kuka miał chyba Corin, ale nigdy o tym nie rozmawiali.
- A to skoro Hewelion idzie, to ja też! - zadecydowała impulsywnie. - Ja też pójdę. Jestem sprawna i silna. Ciebie też bym położyła, Oodos, wiesz? Zupełnie bez wysiłku - dodała, w nagłym przypływie alkoholowej brawury.
Corin, oczywiście, zostanie na statku, ale z nim sobie o tym jeszcze porozmawia. Wątpiła, żeby miał się dać łatwo przekonać, ale nie wyobrażała sobie ciągnięcia go przez mroźną puszczę z jego bolesnym biodrem i kulejącą nogą.