POST POSTACI
Vera Umberto
Pokręciła głową, ale nie odpowiedziała na pomysł dotarcia tu lądem. Przecież powiedziała, że nie była w Qerel od lat. Musiałaby bardzo wolno iść, żeby zajęło jej to ich aż siedem. Miała niejasne wrażenie, że Bella mówiła, co jej ślina na język przyniosła i czasem trafiało to na podatny grunt, łechtając ego Very, a czasem nie miało żadnego sensu. W sumie nie powinno jej to dziwić; nie znały się, więc kobieta nie wiedziała, co zadziała, a co nie. Założyła nogę na nogę i zastukała czubkiem buta w przybitą do podłogi nogę od stołu. Vera Umberto
- Też? - powtórzyła, wyłapując z monologu Vongaston jedno krótkie, acz zajebiście istotne słówko.
Wielu rzeczy nie zamierzała robić i wśród nich leżało także oddawanie swojego łupu komuś, kto przyszedł i twierdzi, że mu się on z bliżej nieokreślonego powodu należy. Choć przez warstwy ubrań i płaszcz nie było tego widać, Vera spięła się, a odziana w rękawiczkę dłoń zacisnęła się mocniej na szklance z rumem. W przeciwieństwie do różowowłosej, nie wzięła nawet łyka. Przeszło jej przez myśl, że ma przy sobie broń. Właściwie mogłaby pozbyć się jej tu i teraz. Jeden szybki ruch by wystarczył, żeby peruka spadła z jej głowy i potoczyła się pod ścianę. Wątpiła, by była w stanie dorównać Verze z mieczem. Przesunęła spojrzeniem po jej sylwetce, szukając na niej broni. Gdyby ją tu po prostu zabiła, załogi czterech statków mogłyby pogrążyć się w chaosie, na czym skorzystaliby ludzie jej i Heweliona. Sam na sam z przeciwnikiem doświadczona Umberto czuła się pewnie, a co dopiero z takim małym.
- Nie zwykłam oprowadzać nieznajomych po ładowni, żeby mogli powybierać sobie z niej co smaczniejsze kąski. Nie zwykłam też oddawać swoich łupów tylko dlatego, że ktoś podpłynął i poinformował mnie, że sobie ich życzy - odezwała się w końcu, z ustami wciąż rozciągniętymi w delikatnym uśmiechu, choć takim, który nie sięgał oczu. Te były lodowate, jak prawie zawsze. - Myślę, że jeśli jesteście tak skuteczni, jak twierdzisz, że jesteście, poradzicie sobie zarówno z kolejnym konwojem kupieckim z północy, jak i następną rogatą rybą.
Obróciła szklankę w miejscu, nie odrywając wzroku od Belli. Gotowa zareagować, gdyby te słowa za bardzo się jej nie spodobały.
- Ani zatoka, ani żadna cieśnina, ani Szklane Morze nie należy do was. Nie należy też do nas. Proponuję, żebyś zamiast rozglądać się po mojej ładowni, rozejrzała się po horyzoncie za statkami, które pozwolą ci się ogołocić chętniej, niż ja.