POST BARDA
Auriel zdawała się nieporuszona rozkazami Wierzby. Choć w jej oku na nowo rozbłysło pewne zainteresowanie, nie dawała tego po sobie poznać. Jej lodowaty wyraz twarzy pozostał niezmieniony.
- Sam wyczekujesz domu. Bandyto! - Podkreśliła ostatnie słowo, tym razem bez wątpienia, próbując wkopać chłopaka. Działała pod wpływem emocji i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. Była zła, jeśli nie wściekła i było to widać bardzo wyraźnie. Tak wyraźnie, że nawet ślepy starzec mógł wyczuć napiętą atmosferę na linii Wierzba - Auriel, bo zwyczajnie by się o nią potknął i wywrócił.
Gdy tylko strażnicy wyciągnęli broń i skończyli recytować swoje formułki, zbliżyli się z wyciągniętymi jutowymi sznurami, które z pewnikiem miały robić za prowizoryczne kajdany.
- Tak, Ty. Ty i ta panienka. Zostajecie zatrzymani za pomoc zbiegowi - wyjaśnił.
- I sram na to, że jesteś rycerzem. Wytłumaczysz się na przesłuchaniu i tam być może uznamy Twoją niewinność. A skoro panienka jest ścigana, to tym bardziej zabieramy was ze sobą - Brzmiało to dość logicznie, jakkolwiek nie próbować tego zinterpretować.
- Chociaż nie kojarzę żadnych listów gończych, czy poszukiwawczych... - dodał po chwili zamyślenia.
Chwilę nieuwagi strażnika wykorzystała Auriel. Wystawiła ręce, a gdy Ork wyciągnął sznur w jej stronę, pochwyciła go za dłonie i silnym uderzeniem kolanem, powaliła strażnika, uderzając go w krocze. Nie mówiła przy tym nic. Miała też na tyle oleju w głowie, że nie zabijała go, a zgrabnie przeskoczyła nad nim i pobiegła w stronę wielkich kamieni.
- Łapać ją! - krzyknął krasnolud, ale nim ktokolwiek zareagował, pół-elfki już nie było widać. Wierzba został sam.
- Widać, kurwa, jacy to niewinni jesteście... - mruknął, pętając Wierzbę bardzo dokładnym węzłem grubej liny, krępując mu dłonie tak, że aż bolało.
- Wszystko w porządku, Brann? - pytanie kierował do Orka, powoli podnoszącego się z kolan. Był to prawdziwy cios dla jego dumy. Może też dlatego nie komentowali więcej sytuacji.
Sama droga do aresztu była dość skomplikowana. Kręte i wąskie uliczki oraz wysokie kamienne zabudowania wcale nie ułatwiały nawigacji. Z pewnością nie jeden złodziejaszek uciekł tutaj strażnikom. Pomijając jednak ten drobny fakt, osada ta miała naprawdę ciekawą atmosferę, niespotykaną nigdzie indziej. Gdy doszli w końcu do jakieś szerszej alejki, zwrócili na siebie spojrzenia podróżnych kupców, którzy z powodu wyjątkowo małego ruchu, obserwowali uważnie każdego przechodnia.
Szli tak przez dłuższy moment, po którym Wierzba został wprowadzony do jednego z budynków, który nie wyróżniał się niczym innym od poprzednich, które mijał. Tutaj ostatni raz widział konia i przybysza, któremu pomógł - został on zabrany dalej przez orczego strażnika. Miejsce do którego trafił było najwidoczniej siedzibą straży miejskiej, gdzie na wejściu został dokładnie przetrzepany - zabrano mu jego nadziak i wszelkie uzbrojenie jakie chował. Skonfiskowano także wierzchnie odzienie. Został przeprowadzony przez długi korytarz, a następnie wprowadzony do pokoju o masywnych drewnianych drzwiach, dębowym stole oraz dwóch krzesłach - jednym chybotliwym, a drugim dość wygodnym, ustawionym po przeciwnej stronie stołu.
- Niedługo ktoś po Ciebie przyjdzie - mruknął, krasnolud, zostawiając Wierzbę samego w pokoju na tym pierwszym krześle.
Mijały długie sekundy, a potem minuty, które w pustym pokoju przeciągały się w godziny. Ręce chłopaka powoli drętwiały, obwiązane mocnym sznurem, którego nie był w stanie w prosty sposób zdjąć. Jeśli chciał przyjrzeć się miejscu, w którym go pozostawili, mógłby dostrzec zniszczone ślady i coś co wyglądało jak zaschnięta krew. Nie było tego wiele - wyglądało raczej na efekt niechlujnie wytartej ściany i wymytej podłogi...
Siedział tak ze swoimi myślami przed długo. Nie był w stanie określić ile już minęło. Wtedy drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a w drzwiach stanęła
wysoka elfka o niebieskich włosach. Jej twarz była ściągnięta w poważnym wyrazie. Pierwszym co rzucało się w oczy nie był jednak kolor jej włosów, a blizna, która zajmowała jej połowę twarzy.
Spojrzała pogardliwie na Wierzbę i usiadła naprzeciwko niego. Milczała, świdrując chłopaka wzrokiem...
- Mówili, że jesteś jakimś rycerzykiem... - zaczęła drwiąco, przerywając drenującą uszy ciszę.
- Kim jesteś? Skąd przybyłeś? Po co? Co tu robisz? Kim była tamta co uciekła? Co się z nią łączy? I dlaczego pomagałeś zbiegowi, ściganemu za podpalenie? - Zarzuciła Wierzbę pytaniami, nieszczególnie martwiąc się tym, że chłopak może ich wszystkich nie spamiętać.