Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

31
- Żadnych łgarstw ci nie zarzucamy, jeno półprawdę. Demony toć potężne bywają przeciwniki, co to siłę, spryt, inteligencyję mają ogromnie wielką. Zapytać i dopytać musiałem, bo przecież tu o dupska całej naszej trójki chodzi. Dlatego wdzięczni ci będziem, jeśli rozwiniesz trochę historie o magach i nekrmancie, bo może i my się czegoś nauczym i dzięki temu przeżyjemy.

Tulfi wyszczerzył żółtawe zęby w szerokim uśmiechu próbując pokazać, że nie mieli niczego złego na myśli. Doświadczenie jakie posiadali, zmuszało przy takich zadaniach do pozyskiwania wszelkiej wiedzy. Nawet jeśli miałby to być drobny detal, mógł on ocalić nogę, rękę, a czasem nawet życie.
*** Minęła już dawno pora obiadowa, to też zarządzono krótką przerwę, co by nogi i koń odsapnęły. Akurat znaleźli w połowie łysego wzgórza źródło, zapewniające rześką, a przede wszystkim czystą i zdrową wodę. Brodacze chłeptali życiodajny płyn dość intensywnie, zupełnie jakby mieli jeszcze kaca. Chociaż pewnie ich jeszcze trochę suszyło. Gdy już skończyli, Tulfi wyłożył się na ziemi i zapatrzył w niebo. Gofin również siadł obok i po krótkim gmeraniu w plecaku, tryumfalnie wyciągnął niewielkie zawiniątko. Lniane płótno skrywało w sobie dwie mniejsze pakunki. Jeden okazał się być fajką, wraz z suszem. W drugim natomiast były jakieś suche placki. Kilka wyglądało jak mięso, a reszta jakby to były owoce. Krasnolud rzucił dwie sztuki Tulfiemu i również po jednym z rodzaju Edwardowi, sam zaś zabrał się za nabijanie przyboru do palenia.

- Częstuj się panie Edwardzie. Trzeba być stale w pełni sił. Słońce przestało się wznosić i znowu rozpocznie wędrówkę w dół, a to opustoszy trochę trakt. Jeśli nie znajdziemy do zmierzchu jakiejś karczmy, trzeba będzie rozbijać się na dziko, ale tobie to chyba nie przeszkadza.

Tulfi, który do tej pory siedział cicho, skupiony na obłokach i jedzeniu placków, wstał i nadal patrząc ku górze powiedział do reszty:

- Widzicie to ptaszysko? Krąży nad nami skurczybyk od jakiegoś czasu. Początkowo myślałem, że to inny jakiś albo to przypadek, ale to trwa chyba zbyt długo, żeby być zbiegiem losu.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

32
- Cokolwiek byście mieli zarzucać, czyńcie to bezpośrednimi słowy. - Nie trafili na nagłą zmianę poprawy nastroju u swojego towarzysza. I pewnie nigdy nie trafią. Wesoły Edward - to jest, moi mili, oksymoron.
Spoglądał na nich chwilę, aż wreszcie odwrócił głowę, aby śledzić trakt.
- Gadanie po próżnicy, o tym co już dawno minęło. Powiem wam tak natomiast... Że dobrze swego wroga jest znać, i truizm ponad wszelką miarę. Tedy lepiej poznać naturę bestii chciałem, i pytałem o nią, zaś wspólnie pytać musimy tam, ażeby głupim do walki nie iść. Wiecie zapewne, że jeśli bestie przewagę mają i grupą jako wilcy atakują, należy zwabić monstra tam, gdzie przewagi swej nie wykorzystają. Gdy zaś bestyja wielka jest, silna i groźna ponda wszelką miarę, to w pole ją należy wyciągnąć, osaczając, lub, jeśli jesteśmy w pojedynkę, szarpać ją, jako wojsko słabsze, silniejszego wroga kąsa, gdy on maszerować próbuje. Można też wroga wielkiego do lasu zwabić, gdzie rozmiar będzie mu zawadą, pomnym jednak należy być na dobór broni wtedy, abyśmy i my nie cierpieli przeszkód. Jeśli bestia jest szybka, nie można jej pola dać, gdzie by nas wymanewrowała. Zaś jeśli skrywa się dobrze, należy walczyć w otwartym polu lub w miejscu takim, coby się gdzie ukryć nie miała. Potwory i demony jednak to istoty są do zabijania wyznaczone, i one z niejednej przewagi umieją korzystać, a tedy należy pole bitwy dobrać rozsądnie, ważąc i kalkulując. Póki zaś teraz czas wybrać pozwala, to usilnie zabiegaj o to, aby wydać walkę tam, gdzie twoje przewagi będą wydatniejsze. Jeśli zaś o magów pytacie, to ich najlepiej ustrzelić, a potem pytać - takie działanie prewencyjne przeciw walce najskuteczniejszym jest sposobem, ażeby zwyciężyć. Zaś jeśli walczyć już musicie, strzelców też lepiej mieć, i walkę ową w terenie podejmować, gdzie wiele się można kryć a łatwo przy tym maga osaczyć. - Dał sobie chwilę na przemyślenie.
- Jeśli słowa me mam w ogół nieco przekształcić, to rzeknę wam, ażeby zawsze mieć plan, i nigdy głupim nie ruszać. Z przewag nadanych korzystać, i do uzyskania kolejnych dążyć. Naiwnym jest też, wspierając przegrane sprawy, na zwycięstwo liczyć - tako i podejmując przeciwnika, który ma nad wami przewagi wszelkie, trudno oczekiwać sukcesu. - Skończył, i pozwolił im myśleć, co tylko sobie chcieli, nie próbując wdawać się w dyskusje. Opowiadać nic nie opowiadał, bo i nie umiał nazbyt, a nudziło go to niepomiernie i strasznie mu gardło wysuszało.
*** Przyjął poczęstunek, odwdzięczając się piwem oraz serem z własnych zapasów, a także propozycją użycia gotowych, osobiście wyciosanych wykałaczek. Sam wyjmował nimi jedzenie z między zębów, aby następnie wypłukać usta wodą - nie jest tajemnicą, że niedługo po posiłku odczuwa się pewien dyskomfort w postaci nieciekawego posmaku w ustach, tak jak w niewietrzonej komnacie odczuwa się zaduch i smród.

Przez podniesioną zasłonę niewiele nieba widział. Teraz gdy zdjął hełm, oraz czepce kolczy i lnian, mógł lokować swój wzrok tamój bez skrępowania. Przyjrzał się ptaszysku uważnie.
- Może jakiś druid na nas to zsyła. Wiadome, że oni tu na północ masowo uciekli i zdziwaczeli jeszcze bardziej. Lepiej to zostawić w spokoju, to może i on tylko na obserwacjach skończy. - Nie chciał prowokować niewinnego, ale też i ofiarą nie chciał zostać. Wolał jednak baczenie zachować podczas jazdy i odpoczynku, niż gniew tego potencjalnego druida na siebie ściągać. A zresztą... nawet nie miał kuszy czy łuku.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

33
Słysząc słowa Edwarda oba krasnoludy zaskoczyły się miło. Wypowiedź widocznie wzmogła ich wiarę w umiejętności kompana. Wysłuchali całej wypowiedzi i już mieli rozpocząć swe pochwały niezłego gadanego, gdy rycerz doszedł do fragmentu z druidami. Krzaczaste brwi widocznie zbliżyły się ku sobie, a wzrok stał się jakby bardziej zatwardziały. Tulfi od razu skupił wzrok na niebie, Gofin natomiast zaczął rozglądać się wkoło.

- Jeszcze tego żeśmy potrzebowali. Chędożonego druida! - krzyknął omalże ten pierwszy z brodaczy. - Bardziej by mnie ucieszył widok demoniska jakiego.

Nic więcej już przez dłuższy czas obaj nie mówili. Zbyt bowiem uwaga ich była skupiona na obserwowaniu okolicy i śledzeniu każdego ruchu w pobliżu.
*** Godzina była na tyle późna, że już ruch na trakcie omal nie ustał. Można było odnieść wrażenie, że jedynymi jego użytkownikami była trójka towarzyszy. Trasa mijała im generalnie w milczeniu, przerywanym czasem jakimś bluzgiem lub ostrą uwagą na temat druidów i elfów tak w ogóle. Teren wydawał się być idealny na rozbicie. Otwarta przestrzeń polan, czasem zaburzona przez pojedyncze drzewa lub krzaki. Górskie masywy widoczne prawie wszędzie naokoło prawie stykały się już z obręczą słońca. Las widoczny z lewej strony był na tyle odległy, że umożliwiał dokładną obserwację wszelakiego zagrożenia, które mogłoby nadejść z każdej strony. Również rozsiane gdzieniegdzie pagórki dawały kolejną przewagę. Tulfi zwolnił nieznacznie i po raz kolejny przerwał ciszę zwracając się do Edwarda z tymi słowy:

- Co sądzisz Edwardzie, zacne miejsce na postój, nieprawdaż? - Nie dając mu odpowiedzieć na pytanie, kontynuował swą kwestię - Mam nadzieję, że i w obozowaniu pod gołym niebem masz doświadczenia. Ja zajmę się standardowo drewnem na opał. Gofin zacnie przyprawia posiłki. W czymżeś dobry na co dzień?
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

34
Nauczony życiem, skłonny był uznawać ptaszysko za przejaw czyjeś złej woli, ostrożności lub ciekawości, jednak w żadnym wypadku nie oskarżyłby obserwatora o bycie manifestacją bożej opatrzności. Zdecydowanie wolałby, aby ptakiem był lub sterował ciekawski mag albo druid doglądający terenu, który, zapewne w sprzeczności z tym co myślała lokalna władza, uznał za swoją domenę.

Fortunnie dla rycerza, jego kompani milczeli. Nie tylko zaprzestali zmuszania go do dialogu, ale i skupili się na bardziej pożytecznej czynności. W zacnym dziele ich wspomógł, i tak jak oni, z uwagą obserwował otoczenie, ażeby przypadkiem nic ich nie zaskoczyło. Wszak lepiej dmuchać na zimne, mimo, iż ewentualnego ataku spodziewał się w nocy lub bladym świtem, gdy na nogach będzie nie więcej niż jeden członek wyprawy. Jeśli obserwator był im nieprzychylny, z całą pewnością zdobywał teraz informacje i czekał okazji do wymierzenia ciosu.

Intrygujące. Czyżby faktycznie druid się przy trakcie zadomowił? I wybrał ich spomiędzy wszystkich podróżnych? Potrzebował mniejszej grupy? A może to wcale nie jest druid. A może... lepiej czuwać, niźli po próżnicy gdybać.
*** Teren jak teren - mieli do wyboru to, albo las, jeśli jeszcze można było doń dotrzeć. Być może klucząc pomiędzy drzewami zgubiliby obserwatora, zapewne gubiąc się też samemu. Na pagórkowatym, niezalesionym terenie mogli, przy odrobinie szczęścia, zająć pozycję pozwalającą osłonić się od niepogody, a przy tym wykorzystać wzniesienie do obserwacji okolicy, o ile noc będzie dostatecznie jasna oczywiście. Także, będą widoczni, ale i zaskoczenie ich nie będzie prostą sztuką. Opancerzenie winno załatwić kwestię niemagicznego ostrzału w stopniu zadowalającym, a... a wszystkiego też nie można mieć.
Nie było idealnie, ale nie było też źle. Choć prawdę powiedziawszy, wolałby spróbować zdobyć zaufanie którejś z karawan, i przy nich spędzić noc.

- Pierwej obierzmy miejsce. - Rzekł, ażeby następnie rozejrzeć się za stosunkowo wysokim, najlepiej nieco odsuniętym od innych, pagórkiem. Dobra widoczność i odpowiednia pozycja w czasie ataku były mile widziane, a jeśli szło to w parze z możliwością osłonięcia się przed wiatrem lub deszczem, jeśli takie nadejdą, to tym lepiej. O potencjalnym przeciwniku nic nie wiedział - czy zleci on do nich na skrzydłach, czy będzie pełzał, czy też kroczył, lub może skakał -, uznał jednak, że najwięcej istot z nóg korzysta, tedy wysoka pozycja ułatwi obronę, nawet jeśli wystawia ich na ostrzał, co akurat można zwalczać skutecznym manewrowaniem. Aaa... jeśli najdzie wrogów kupa, to tych trzech rycerzy i tak czeka los piękny, niczym obesrana dupa.

Dobrze by było gdzieś zwierzaka uwiązać, ażeby spłoszony, nie uciekł. Nie niepokojony, trzyma się właściciela - koń głupi nie jest, wie gdzie jest dobre żarcie i opieka.

Obozować dlań nie pierwszyzna. Mógł rozpalić ogień, przygotować posłania, z całą pewnością musiał się zająć swoim koniem. Obwarowań z niczego i w jedną noc nie postawi, ale to chyba oczywiste. Żadnych pułapek ani sygnałów nigdy nie montował, i nie miał też pomysłu, z czego by można było coś takiego uczynić.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

35
Obserwacje Edwarda utwierdziły Tulfiego i Gofina w przekonaniu, że dotarli do przyzwoitego miejsca na nocleg. Nie czekając na nic, każdy ruszył w swą stronę. Jeden wyciągnął z plecaka zawiniątka, które okazały się być porcjami suszonego mięsa i warzyw oraz kilka mieszanek, zapewne ziół do przyprawienia. Drugi zaś ruszył w stronę najbliższych drzew w poszukiwaniu opału. Można było się spodziewać, że zebranie drewna będzie bardziej czasochłonne, gdyż pojedyncze drzewa i krzaki nie mogły zapewnić ogromnych zapasów. Inna sytuacja byłaby, gdyby pójść do lasu, lecz ten był na tyle daleko, że nie opłacało się tam iść.
W pewnym momencie dało się słyszeć dziwny świst, dobiegający od strony drzew, w okolicy których kręcił się jeden z krasnali. Ten jednak nie wydawał się niczym przejmować, mimo, ze dźwięk niesiony lekkim wiatrem sprawiał wyjątkowo dziwne wrażenie. Nagle nieregularność przeobraziła się w bardziej harmonijną melodię i jak się szybko okazało, było to po prostu fałszowane gwizdanie.

- Edwardzie, weź no się lepiej za jakąś robotę, pilną najlepiej. Słońce niedługo zniknie, a ciężko się dajmy na to koniem zająć po ciemaku.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

36
Zaiste, oporządził zatem swego wiernego kompana, obtarł go z potu i wyczyścił mu kopyta, a następnie podał owsa, choć nie przesadnie, pomny tego, iż konik zapewne poskubie sobie jeszcze trawki. To względnie wszystko, co mógł dlań uczynić, nim niknące promienie słońca uczynią go w tej materii bezradnym.

Ludzie mieli różne pomysły. Było wiązanie koni razem, ograniczenie im ruchomości nóg sznurem... On jednak preferował uwiązać do czegoś konika, a jeśli niczego takiego nie mógł znaleźć, to ze spokojnym serce ostawi go samopas. Zwierzak nie znał wolności, nie tęsknił za nią, i wiedział, gdzie dają żreć.

Mając minimum chrustu i drew na opał, mógł im rozpalić ognisko. Albo... rozłożył posłania. Nie miał wielkiego wyboru, światła już nie stawało lub niebawem stawać nie będzie, aby więcej niźli tylko się odlać poza kręgiem ogniska można było.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

37
Noc, która ich zastała, oświetlona była jedynie przez gwiazdy. Brak księżyca wraz z okalającą mgłą skutecznie ograniczały widoczność do dziesięciu metrów, pod warunkiem, że miało się do dyspozycji ognisko lub inne źródło światła. Jedyne co widziało się naokoło, to biała ściana sformowana ze skroplonej wody. Nawet ktoś kto miał wyszkolone oko, byłby w stanie przy choćby drobnym oświetleniu dostrzec drobinki dryfujące wraz z wiatrem. Wystarczyłoby odejść kawałek, a oko nie dostrzegłoby nawet dłoni przed siebie wystawionej. Rosa również na równi z mgłą ukazała swą nocną dominację co owocowało tym, iż wszelka nisko położona roślinność przykryta była sporą warstwą wilgoci.
Pora warty Gofina mijała mu wyjątkowo przyjemnie za sprawą fajeczki, wyciągniętej już na samym początku swej tury. Klimat sielanki wzmagały również świerszcze dające pokaz swych muzykalnych możliwości przy akompaniamencie żab z pobliskiego strumienia. Niebo było idealne do obserwacji to też dla zabicia czasu krasnolud przeszukiwał nieboskłon w poszukiwaniu znanych sobie konstelacji. Udało mu się znaleźć wojownika dzierżącego tarczę i miecz, unoszącego się nad nim gryfa, który pomagał temu pierwszemu w starciu z dwugłowym wężem po jego lewej stronie.
Mijał mu tak czas dosyć spokojnie i monotonnie, do momentu, gdy jego uszy wychwyciły odgłos kopyt w oddali. Dźwięk był na tyle krótki i cichy, że można było odnieść wrażenie, iż jego źródło jedynie na chwilę weszło na granicę słyszalności. Powtarzało się to jeszcze dwukrotnie, z kilku, maksymalnie kilkunastominutową przerwą.
Ostatni raz musiał zbudzić Edwarda, gdyż chwilę po odgłosie, zaczął otwierać oczy. Gofin, gdy tylko spostrzegł, iż rycerz się ocknął, przystawił palec do ust, a następnie do ucha. W ten sposób mijały minuty, podczas których brodacz spoglądał na towarzysza i co chwilę kręcił głową na boki w poszukiwaniu jakiegoś zwierza odpowiedzialnego za zamieszanie. W pewnym momencie nie wytrzymał.

- Noż kurwa! Jak krasnoludowi nie potrzebny, to zapierdala co chwilę, a jak tylko wystawi się ucho to spokój. - Ni to szepnął, ni powiedział. Zaciągnął się fajką, odpalając od przygotowanej zawczasu gałązki, a wydychany dym w duecie z parą wodną dawały efekt pokaźnej chmury. - Jakiś jeleń albo łoś zaiwaniał jeszcze chwilę temu. - Pociągnął raz jeszcze podziwiając obłok przez siebie wypuszczany, po czym skierował rękę ku Edwardowi. - Masz może ochotę na pyrka?
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

38
Mgła i rosa, tak? No to mamy, drodzy państwo, przykład klasycznego spierdolenia się pogody, tworzącego dość nieprzychylne warunki walki. I w takiej sytuacji Edward rozumiał potrzebę taskania tej zbroi ze sobą. Walka nie będzie zbyt ruchliwa na takiej powierzchni - każdy szermierz ci to powie. Utrudnione manewrowanie i widzenie przekłada się na większą ilość otrzymanych ciosów, a rycerz zdecydowanie wolał obrywać, będąc w zbroi, niż nie będąc w zbroi. Jakby to... z dwojga złego lepiej w tę stronę.

Oczywiście... To wszystko, zakładając, że teraz im przyjdzie walczyć.

- Nie. Budź go. To może być druid. - Wyraził się dość jasno, dosadnym tonem, pierwej wskazując na pierwszego krasnoluda, a potem spoglądając już w dal. Zaciągał na łeb wyściełaną przyłbicę, zapinał tejże pasek, wkładał rękawice, sięgał po spisę i tarczę. Pies jebał sen, nie zamierzał nadstawiać gardła, choćby i atak w taką pogodę wydawał się nielogiczny. Diabli wiedzą, jaką magią dysponuje wróg.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

39
Podczas, gdy czarnowłosy krasnolud budził swego pobratymca, Edward wypatrywał i nasłuchiwał, spodziewając się w każdej chwili ataku jakiejś bestii lub też napastnika na wierzchowcu. Oczekiwanie wydłużało się nieznośnie, przekształcając sekundy w minuty, minuty w godziny. Prócz żab, świerszczy i roślin wprawionych w ruch przez wiatr, nie dało się wychwycić żadnego dźwięku wyróżniającego się od pozostałych. Czuwanie więc było przez to monotonne, nudne i bezowocne do tego stopnia, że w pewnym momencie Tulfi wstał powoli, starając się nie zakłócać ciszy. Najwyraźniej pęcherz postanowił dać o sobie znać, gdyż brodacz zaczął gmerać przy spodniach i powolnym krokiem odszedł kawałek od obozowiska. Gofin rzucił mu jedynie karcące spojrzenie, ale wiedział, że żeby go powstrzymać, musiałby to robić siłą, przez co utrzymanie ciszy byłoby niemożliwe.

- Nie będziem chyba tak czatować w nieskończoność do licha. - Szepnął bardziej co siebie niż rycerza Gofin. Nauczony już postawy człowieka, darował sobie nawiązywanie dłuższych konwersacji. Zresztą czas i miejsce również nie pozwalały na swawolne pogaduchy. Nie wiadomo było czy w pobliskich krzakach nie kryje się bestia lub też jakaś szajka bandytów nie czyha niedaleko.

Drugi krasnolud wrócił do reszty i znowu operując przy kroczu podszedł do swego miejsca. Klęknął na swoim posłaniu, złapał za swój topór zaczął go powoli i precyzyjnie ostrzyć. Był na tyle cierpliwy podczas tej czynności, że dźwięk metalu trącego o ostrzałkę ledwo się przebijał przez szeleszczącą trawę i liście. Zajęło mu to dobre piętnaście minut nim uznał swój efekt pracy za zadowalający, odłożył swą broń i wziął się za sprawdzanie tarczy. Najwyraźniej ciężko znosił bezczynność, choć taka aktywność w tej sytuacji mogła mu wyjść tylko na dobre.
*** Rudzielec zdążył już przysnąć w takiej samej pozycji w jakiej oporządzał swój ekwipunek, z głową opartą na rękach. Łokieć umieszczony na nodze co chwilę mu zjeżdżał przez co głowa non stop opadała, by znowu zasiąść na swym miejscu. Sprawiało to dość komiczne wrażenie. Jego czarnobrody pobratymiec na początku chciał go zbudzić, lecz uznał, że tak czy siak, gdy tylko jakieś niebezpieczeństwo nadejdzie, Tulfi ma dogodną pozycję do natychmiastowego złapania za oręż i stanięcia naprzeciw wszelkim niebezpieczeństwom. Siedział więc naprzeciw Edwarda, pilnując aby niewielkie ognisko nie przygasło. Nie mając również konkretnego zajęcia, złapał za jakiś większy kawałek drewna i zaczął w nim dłubać swoim nożem.
Już powoli i on zaczął przysypiać. Powieki same zaczęły mu opadać i jedynie przecieranie oczu na chwilę odpędzało senność. Wystrugane do pewnego stopnia dzieło leżało obok, gdyż przez obniżoną koncentrację dwa razy zaciął się ostrzem. Miał już nawet dać znać rycerzowi, że i on się przynajmniej zdrzemnie, gdy zza niego dobiegł dziwny dźwięk. Było to coś jakby zawodzenie w oddali, trochę jak lament, choć mógł być to równie dobrze mocniejszy podmuch wiatru. Wystarczyło to jednak, by Gofin momentalnie się ocucił. Spojrzał za siebie i próbował przewiercić swym spojrzeniem ciemność. Za chwilę dźwięk się powtórzył nieco bliżej. To wystarczyło, również aby zbudzić trzeciego towarzysza. Siedzieli tak wszyscy bez ruchu, nasłuchując i rozglądając się.

- Zawróćcie lub skończycie jak pozostali. Nie ma dla was nadziei, śmiertelnicy. - Głos, który znienacka usłyszeli należał do kobiety. Choć jego ostra i zimna barwa kojarzyła się z czymś tak niebezpiecznym i nieokiełznanym jak najsroższa zima. Najmocniej wybrzmiało natomiast ostatnie słowo z ostrzeżenia. Jednak nie ton głosu lub jego treść była najdziwniejsza. Nie dało się zlokalizować jego źródła, gdyż każdy z osobna usłyszał te słowa w głowie. Zupełnie jakby osoba zapewne obserwująca ich w tej chwili mówiła do nich telepatycznie. - Macie jeszcze szansę zawrócić. - Jak niespodziewanie głos się pojawił, tak i po chwili zniknął, zostawiając jedynie ciarki na ciałach całej trójki.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

40
Iluż to wędrowców niepomnych na uwagę los nagłą śmiercią pokarał? Ile armii zgubiło fałszywe poczucie bezpieczeństwa? Wrogie szyki się posypały, nieprzyjaciel czmych przed potęgą twą. Bez sił i nadziei, wreszcie stawia ci czoła; wiatr dmie mu w twarz a w oczy uderza srogie słońce. W mniejszości do ostatniego boju staje. Wiesz, jaki to koniec miało będzie. A wtem od pleców twych słychać róg; złamane odziały maszerują, wyłaniają się zza wzgórza, słońce mając za plecami. Na drzewcach grot słońca liźnięciem pobłyskuje, miecz za nim w ręku już drży! Jazda na skrzydłach rozwija szyk, niczym dumny orzeł swe skrzydła rozpościera! Umrzesz, boś oczy miał zamknięte!

Prościej? Kurwa, uważaj, bo kiedyś się z bolcem w dupie obudzisz.

Nie pierwszyzna dla niego warować. Nie obce też milczeć. Dobry stróż głowy szlachetnej winien milkliwym być i czujnym, a Edward, jak wiadomo, za mową nie przepadał i odzywał się nieczęsto. Choć jak każdy człek, i on męczyć się musiał, to poczucie obowiązku było w nim silne. I wola życia... jakkolwiek by zgaszony się nie wydawał, żyć pragnął, a przynajmniej rozstać się z tym życiem w boju a nie ubitym bez podjęcia walki.

Podniósł się na równe nogi. Towarzyszył mu niepokój. Coś, psia mać, gadało do nich, ale niczego widać nie było.
Skąd? Rozejrzał się. Bardziej był pochłonięty, trza przyznać, samym głosem niż treścią wypowiedzi. Tym magicznym szachrajstwom i tak ufać nie należy!
- Niedobrze. Ani chybi jest to magia. - Rzucił do kompanów, a oczywistość to była oczywista.
- Trza nam będzie czuwać, aż mgła nie przejdzie. Potem w drogę. - Drzeć się nie darł, bo i sensu nie było raczej. Szukać bez tropu też sensu nie było. A obwarować pozycje to mogli, najwyżej srając na zboczu pagórka.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

41
Reszta nocy zeszła im bezsennie. Dziwny głos skutecznie rozbudził całą trójkę. Z samego rana, gdy tylko słońce wzeszło, a mgła przerzedziła się na tyle, żeby widzieć co się dzieje wokół, zwinęli obóz, spakowali dobytek i ruszyli w drogę. Żaden z nich nie był skory do rozmów, a tym bardziej żartów. Rzucali sobie pojedyncze zdania lub słowa, gdy któremuś wydawało się, że widzi sylwetkę wśród drzew lub bestię ukrytą w zaroślach. Za każdym jednak razem okazywało się, że to tylko wiatr płata im figle poruszając gałęziami i tworząc dziwne dźwięki. Spotkali również kilka karawan, które pytali o dziwny kobiecy głos, lecz za każdym razem spotykali się ze zdumionymi spojrzeniami. Nikt nie słyszał, ani nie widział nic dziwnego. Ktoś tam jedynie wspominał o jakimś dziwaku lub spłoszonych zwierzętach, lecz nic co pasowałoby do zagrożenia podobnego z poprzedniej nocy.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

42
Skupieni na zadaniu, milkliwi - jemu w to graj. Gotów walczyć, jechał pod bronią.

Przemyślenia? Tak... Demony raczej nie dają szans i nie wysyłają na ludzi ptaków-obserwatorów. Pewnikiem to dlatego och gnębił ten nieprzyjaciel, bo ptaszysko jego słyszało słowa rycerza i jego kompanów. Dlaczego jednak to ich śledził ptak? A może było więcej takich szpicli...

Jak dogonili jakąś karawanę, proponował, aby trzymać się razem z nią, jeśli tylko przewodzący jej osobnik wyrazi zgodę. W kupie bezpieczniej i raźniej, a w ten czas niepewny sojusznik, nawet jeśli nieświadomy, przyda się.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

43
Jadąc dalej traktem w ciągu dni, nie natknęli się na jakiekolwiek niebezpieczeństwa. Mimo to Edward kierując się zasadą im liczniejsza grupa, tym bezpieczniejsza, zasugerował, aby dołączyć się do jakiejś karawany, przynajmniej na jakiś czas. Do południa wyprzedzili dokładnie trzy większe grupy, jednak zarządcy odpowiadali, iż mają już wystarczająco duże załogi lub, że ich budżet jest ograniczony. Dopiero w czwartej okazało się, iż został zatrudniony kuzyn, szwagra, przyjaciela Gofin, który dobrym słowem przekonał przełożonego do zatrudnienia dodatkowej trójki. |Wypłata nie była co prawda znaczna, bo wynosiła jedynie dziesięć koron turońskich, jednak lepsze było to niż samotna podróż bez żadnego zysku.
Trasa była spokojna, urozmaicona jedynie przez mijane karawany, pojedynczych wędrowców lub mijane osady, z których większość znajdowała się na lub chociaż przy górskich terenach. Dzięki położeniu praktycznie cała architektura bazowała na materiałach kamiennych oraz ceglanych z nielicznymi elementami drewnianymi. Przez prawie cały czas Gofin z Tulfim szli ramię w ramię rozprawiając ze znanym sobie krasnoludem na przeróżne tematy. Można było się domyśleć, iż były to raczej wesołe opowieści, gdyż raz za razem parskali gromkim śmiechem.
*** Niebo powoli nabierało pomarańczowego odcieniu, gdy na horyzoncie ujrzeli osadę Casna, przed którą karawana odbijała na południe, w stronę Białego Fortu i dalej wgłąb Keronu. Trójce podróżnych nie zostało nic innego jak udać się do niej na nocleg, z nadzieją, iż znajdą jakąś zacną karczmę z wolnymi pokojami. Mogli również od razu udać się w dalszą trasę, aby jak najszybciej dotrzeć do miejscowości, w której znajdował się zakład jubilerski ich zleceniodawcy. Obaj brodacze towarzyszący rycerzowi, optowali za tą pierwszą opcją argumentując ją porządnym snem przed potencjalnymi starciami z nieznanymi jeszcze przeciwnikami.
Ostatnio zmieniony 27 wrz 2017, 23:50 przez Jedeus, łącznie zmieniany 2 razy.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

44
Edward byłby skłonny przyjąć się pod skrzydła jakieś karawany nawet i bez zapłaty, a bardziej się obawiał, że kupiec mógł uważać ich grupę za bandyckich posłów, co to nocą mord uczynią albo inny a niecny podstęp przy swojej obecności sprawią. Kupcy są z natury podejrzliwi, bo nie dość, że przy licznych podróżach często ktoś nastaje na ich mienie, to jeszcze w interesach walka trwa nieprzerwanie. Skoro jednak darowano im zapłatę - za tak miłe wstawiennictwo podziękował krasnoludowi uprzejmie -, przyjął ją i poprzysiągł, że stanie w obronie majątku oraz życia tymczasowego chlebodawcy.

Zgadzał się z krasnoludami. Lepiej odpocząć, wyspać się i przygotować.

Pierwej musiał znaleźć dla swojego konia stajnię. Wolałby taką karczmę, która by stajnię już miała, ale liczył się z faktem, iż próżno raczej tutaj tego oczekiwać, a ogier musiał będzie zostać w stajniach przy którejś z bram. Przy tym opłacił wyżywienie dlań i opiekę przykazał należytą, kusząc obietnicą sowitej zapłaty.

Jeśli miasto nie nakazywało zdania broni, a tak czasem bywało, rad był, mogąc ją zachować przy sobie. Rad byłby też z warunków przynajmniej przyzwoitych, aby napitek nie był chrzczony, jedzenie niezjadliwe i trujące, a w siennikach coby robactwa nie było. Chciał mieć swoją izbę.
Zapewniwszy sobie należyty posiłek i wypoczynek, gotów był odbyć codzienny rytuał dbania o sprzęt. To tyle...

O ile pobyt w mieście nie przyniósł nieoczekiwanych turbacji, pewnikiem gotów był z rana w dalszą ruszyć podróż.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

45
WCZEŚNIEJSZA CZĘŚĆ HISTORII TU Kupiec jednak nie zamierzał się zatrzymywać, zapewne nie słyszał wołania krasnoluda, albo udawał że nie słyszy... Nie no, najprawdopodobniej był pogrążony w swoim śpiewie i poza nim świat dla niego nie istniał. No dobra, jeszcze na alkohol musiało starczyć miejsca. Ale nic poza tym. Vykr zatem nie miał wyjścia i biegł za nim. Jednak wbrew oczekiwaniom krasnoluda, nie poszedł on w kierunku Tunelu. Udał się zaś ze śpiewem na ustach w kierunku głównego wyjścia z Turonu, na szlak do Białego Fortu wiodący przez Północną Tajgę.

Ulewny deszcz cały czas zacinał. Było to dość niespotykane w tych stronach, bo tu jeśli coś padało z nieba, to był to śnieg, a jeśli deszcz, to marznący. Tym razem jednak ulewa siekała warstwy białego puchu na drzewach i na ziemi pozostawiając przy tym dość nieprzyjemny zapach. Cóż, promieniowanie zła od Wieży musiało robić swoje... Północ powoli przestawała istnieć, coraz większą jej część plugawiły demony. W końcu i do Turonu dotrą, o ile ktoś ich nie powstrzyma...

Kupiec dotarł do obozowiska na skraju lasu, poza murami stolicy i wszystkimi slumsami dookoła. Tam grupa, z którą Vykr wczoraj się umawiał, grzała się przy ogniu. Adolf, przewodnik karawany ubrany w grube, białe futro i skórzane buty, postawny (żeby nie powiedzieć "szerszy niż wyższy") mężczyzna z gęstą, rudą brodą sam przypominał nieco krasnoluda. Kto wie, może i jakiś jego praszczur posunął krasnoludkę, no i taki tego efekt. Wypatrzył on zataczającego się ku nim Vykra i wyciągnął rękę ku górze, machając do niego.
- Gotowy ju? No to zara wyruszamy, tylko nasze chopy z zapasami wróco!

Wróć do „Turon”