Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

1
Północ Herbii. Mroźna, nieprzystępna kraina, pełna śniegu, górskich ostępów, lasów, dolin i przepaści. Tu żyje lud dumny, niezłomny, z wytrwałością stawiający czoła nieprzyjaznemu klimatowi, a także Złu czającemu się w zasadzie za ich plecami. Mężowie i kobiety ludu Uratai opanowali przed wiekami tą krainę, osiedlili się na nieprzyjaznej ziemi, zatrudnili się we wszelkich profesjach mających pomóc im w przetrwaniu i życiu.
Przed miastem zaś znajduje się gęsty las, w którym dominują drzewa iglaste, również pokryte śniegiem. Gałęzie uginają się pod białą pokrywą, z niektórych z nich spadały wielkie płaty śnieżnej warstwy. Tak więc wędrowcy musieli uważać, aby nie znaleźć się pod chybotliwym konarem, gdyż mogli stać się śnieżnymi potworami. To była tak zwana Północna Tajga, która okalała mroźne szczyty poszczególnych pasm górskich - Gór Mroźnych oraz Gór Aedcan, które znajdowały się po obu stronach szlaku. Droga znajdowała się na szlaku między miastami Biały Fort i Turon, stolicy miasta Krasnoludów.
Pogoda dnia dzisiejszego była nadspodziewanie dobra. Od samego rana na niebie świeciło słońce, panował mróz, gdyż śnieg w żaden sposób nie topniał. Niebo było turkusowe, gdzieniegdzie sunęły pierzaste, białe obłoki. Wiał lekki wiatr, który w żaden sposób nie potęgował odczucia chłodu. Mróz szczypał delikatnie w policzki, nadawał rumieńców.
Tak oto wyglądała sceneria drogi do Thirongardu. Miasto to była obronna forteca, pełna barbarzyńców, położona pośród gór. Nie docierał do niego żaden szlak handlowy, przejście przez las graniczyło praktycznie z cudem. Dlaczego? Otóż od dobrych 30 lat tereny północne były pod panowaniem sił nieczystych, które uniemożliwiły ludziom ponownie zasiedlanie tych terenów, a mieszkańców zgnębili i wypędzali ze swoich terenów zasiedlonych.
Główny trakt była to droga szeroka, wydeptana w śniegu pomiędzy skałami czy też lasami. Droga była często wybierana przez mieszkańców miasta, a także przyjezdnych, który nią właśnie docierali do Turonu. Wiodła przez dość niewielkie, górskie ostępy, a także przez las, który znajdował się nie dalej jak kilometr od punktu, w którym znajdują się bohaterowie.

Spoiler:
Ostatnio zmieniony 02 maja 2013, 15:39 przez Alicia, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Główny trakt

2
Jego zakrwawiony miecz, wbity w ziemię niczym krzyż, był świadectwem okrucieństwa jakiemu oddawał się Creed. Któż był kolejną ofiarą tego bestialskiego człowieka? Czy to dziwka, zwabiona szybkim zarobkiem? Czy to mały chłopczyk, który z racji swoich małych gabarytów, nie był w stanie oprzeć się potędze zakutego w zbroję mężczyzny? A może to schorowany żebrak, o którego i tak się nikt nie upomni? Nie. Więc czyje truchło leży pod stopami Creed’a? Zajączka. Mężczyzna w zbroi pochylał się nad martwym zwierzęciem i sprawnie oporządzał zdobycz swoim myśliwskim kozikiem. Z pozoru, zwierzę mogłoby wyglądać komicznie małe przy masywnej postaci Creed’a, lecz Thirongadzkie zwierzęta są dwa razy większe od swoich dalekich kuzynów z cieplejszych landów.

-parę godzin później-

Samotna postać siedziała koniu, obserwując z pobliskiego pagórka trakt prowadzący do twierdzy Thirongadu. Nic sobie nie robiła z mroźnych podmuchów wiatru, które obrały sobie za cel zamienić jeźdźca w bryłę lodu. Najwyraźniej mężczyzna czekał na kogoś. Obserwując go, można było dojść do wniosku, że mężczyzna na koniu jest ozdobą krajobrazu, posągiem wykutym w skale. Wrażenie potęgowało to, że nawet jego koń, stał bezruchu. Podziwiając tak, jego majestatyczne odrętwienie, jeździec zakuty w czarną zbroję runął niespodziewanie w dół, przed siebie. Jakby obudził się z letargu. Kilka chwil i był już na trakcie. Co tak wzburzyło Creed'a i przerwało jego letarg? Drobna postać na trakcie prowadzącym od Thirongadu do pomniejszych wiosek leżących w niższych partiach gór. Jeździec pędził konia jak na złamanie karku, ale dzięki temu, w oka mgnieniu był przy wędrowcu. Ten, gdy odwrócił głowę, i dostrzegł Creed'a, krzyknął głośno i puścił się biegiem przed siebie. Mężczyzna na koniu szybko go dogonił i kopnął opancerzoną stopą w plecy. Kopnięty zaś, runął na ziemię z głośnym stęknięciem. Przerażony, zaczął się czołgać przed siebie. Byleby dalej od napastnika. Człowiek w zbroi, zsiadł ze swojego konia.
- Zostań - Warknął w stronę swojego wierzchowca.
Wolnym krokiem ruszył do swojej ofiary, napawając się jej ucieczką i przerażeniem. Gdy w końcu dopadł swej zwierzyny, złapał ją za poły szat, w które była odziana i pociągnęła je za sobą w stronę lasu, schodząc z głównego gościńca. Creed nic nie robił sobie z lamentowania i błagania o litość, nawet sprawiało mu to przyjemność, i byłby skłonny przedłużyć nieco życie swej ofiary, w zamian za rozkoszne odgłosy przerażenia, gdyby nie to, że oprawca nie ma tyle czasu.

-kilka chwil później-

Koń szedł stępa, a jego jeździec wyszukiwał dogodnego miejsca do obserwacji, i chyba takie znalazł. Skierował się w tamto miejsce. Miecz na jego plecach lśnił od krwi, a sam mężczyzna znów zastygł jakby w letargu. Czyżby na kogoś czekał?
"Człowiek, poświęciwszy swe życie na dobre uczynki i czynienie dobra, umrze zapomniany i bez słowa podzięki. Jeśli wykorzysta swój geniusz niosąc niedolę i śmierć miliardom, jego imię echem rozbrzmiewać będzie przez milenia. Niesława jest lepsza niż zapomnienie.”

Re: Główny trakt

3
Co podkusiło elfa, aby wybierać się do surowych krain, gdzie króluje mróz i lód? Gdzie barbarzyńskie ludy, krasnoludzkie klany i ludzkie plemiona, walczą o każdy ze skrawków tej jałowej ziemi, naznaczonej przez dawną epokę Cienia.
Jak zwykle zwierzchnicy...
Zadecydowali oni, mając na względzie talenty elfa, że Sin'Tael najlepiej nadaje się do tego zadania. Miał się przekonać czy Plugawe Ziemie oddziałują na pobliskie tereny. Gdyby się okazało, że na przykład postępuje ich ekspansja, byłby to niepokojący sygnał.
Wiadome było jak odizolowana jest umęczona ziemia północy, ustalono więc, że pojedynczy wędrowiec nie będzie wzbudzał podejrzeń i spokojnie zbierze potrzebne informacje. Sin'Tael więc ruszył.
Jechał na koniu, odizolowany od zimna grubą warstwą futer. Mimo wszystko odczuwał chłód. Z jednej strony przeklinał okrutny klimat krainy, a z drugiej... wyprawa była ekscytująca. No i było jeszcze coś... Dzięki temu "umundurowaniu", nie przypominał elfa, co było plusem. Czasami dobrze być uznawanym za człowieka.
Myślał o ciepłym pokoju i dobrym trunku, żeby zapomnieć o wszędobylskim zimnie. Niestety, mimowolne szczękanie zębami nie dawało mu się skupić.

Re: Główny trakt

4
Dwa odmienne charaktery - bezlitosny człowiek Północy, zabójca, postrach tych ziemi, a z drugiej strony cudzoziemiec, elf, ktoś niespotykany na tych terenach, obieżyświat i podróżnik. Chłonny wiedzy i przygód. Ale czy tak lekkomyślniej, że wybrał się na tą wędrówkę w nieprzyjazne ostępy Północy sam? Bez żadnego wsparcia?
Człek Północy stał na górskich ostępach i oglądał okolicę, w tym główny szlak prowadzący do Thirongardu. Widział więc jak na dłoni cudzoziemca zmierzającego do miasta. Czyżby była to jego kolejna ofiara? Mógł spokojnie zjechać ostępami i zastąpić drogę elfowi.
Tymczasem woj powinien zwrócić jeszcze na jedną uwagę. Cały czas podczas obserwacji miał nieprzyjemne wrażenie, że on sam również jest bacznie oglądany przez kogoś. Albo coś. Dokładniej nie można było określić co to jest za siła. Niemniej Creed mógł poczuć, że ktoś dokładnie śledzi jego ruchy. Nic jednak nie wskazywano na obecność istoty trzeciej. Ani na niebie, ani na ziemi. Jedynie późniejsze zerwanie się ptaków do lotu dało znać o jakimś wydarzeniu na drodze.
Na drodze było w miarę spokojnie. Podróżnik był na niej tymczasowo sam. Żaden człowiek, żaden woź nie przejechał, żaden człowiek nie przeszedł. Okolica wydawała się w miarę spokojna. A obserwator znajdujący się na górze? Dla niewprawnego oka mógł on okazać się elementem krajobrazu.
Jeśłi elf postanowił iść w stronę kniei to stał się świadkiem następującej sceny.Las również zdawał się być spokojny. Na pozór. Z bliska można było dojrzeć, że coś się w nim znajduje. Liście szumiały, konary się ruszały. W pewnej chwili z koron wyleciało stado ptaków robiąc niemały hałas, który przerwał ciszę nad tą krainą. Z lasu dał słyszeć się gardłowy charkot. Po chwili na drogę wpadło wielkie wilczysko. Zwierzę było dwa razy większe od normalnego przedstawiciela tej rasy. Wilk był barwy szarej. Ponadto dało się zobaczyć, że krwawi z boku. Jucha skapywała na drogę, zostawiając ślad. W oczach zwierzęcia widać było cierpienie z tego powodu. Jednocześnie wilk obnażał groźnie kły, warczał na każdego kto zbliżał się do lasu. Gotów był zaatakować każdego, kto stanął mu na drodze.

Spoiler:

Re: Główny trakt

5
Niewzruszony niczym głaz, jeździec siedział na swym koniu wypatrując traktu. Jego cierpliwość i nieustępliwość zostały w końcu wynagrodzone. Spojrzenie Creed'a spoczęło na wędrowcy opatulonemu w liczne futra mające chronić przed przeraźliwym zimnem. Z tej odległości, mężczyzna nie był w stanie określić, kim była jego przyszła ofiara, ale miał nadzieję, że była bogata. Czy wędrowiec widział Creed'a? Z pewnością. Czy wiedział, co go spotka za parę chwil? Raczej nie. Jeździec złakniony był świeżej krwi, pożądał jej. Czuł jej zapach i smak, widział oczami wyobraźni ciało konającego wędrowca. Widział jego rany, z których wypływała czerwień. Mężczyzna zakuty w zbroję, wyobraził sobie grymas rozpaczy i bólu występujący na twarzy swojej ofiary. Podniecony tymi wizjami, pognał swego konia w dół, w stronę człowieka na trakcie, ignorując nawet wcześniejsze dziwne znaki i wrażenie bycia obserwowanym. Będąc już na trakcie, Creed popędził swego konia w stronę wędrowca. Był coraz bliżej swej ofiary, z tej odległości mógł ją bez problemu zidentyfikować. "Elf?" Pomyślał jeździec popędzając konia i wyciągając miecz z pochwy. Coraz bliżej, z każdym pokonywanym metrem, coraz bliżej swojej ofiary. Już zaraz zatopi ostrze miecza w miękkim i ciepłym ciele. Zapewne tak potoczyłaby się sytuacja, gdyby nie fakt, że pomiędzy Creed'a a elfa, wyskoczył z kniei wilk. Sporych rozmiarów wilk. Jeździec raptownie wstrzymał konia, zatrzymując się parę metrów od zwierzęcia. Mężczyzna zauważył śnieg zbroczony krwią. Najwyraźniej, napotkany wilczur był ranny, przez co był znacznie groźniejszy.
"Człowiek, poświęciwszy swe życie na dobre uczynki i czynienie dobra, umrze zapomniany i bez słowa podzięki. Jeśli wykorzysta swój geniusz niosąc niedolę i śmierć miliardom, jego imię echem rozbrzmiewać będzie przez milenia. Niesława jest lepsza niż zapomnienie.”

Re: Główny trakt

6
Zaprawdę Sulon czuwa nad swymi sługami.
Prawda, doskonały elfi wzrok i sprzyjające warunki atmosferyczne sprawiły, że Sin'Tael po prostu nie mógł nie zobaczyć zbrojnego jeźdźca obserwującego go ze wzgórz. Obcy tutaj? A może miejscowy? Choć to nie możliwe... No bo co za idiota wkłada na tej szerokości geograficznej pełną płytową zbroję? Tubylcy z pewnością doskonale wiedzą czym to się kończy. Chyba, że chce w spektakularny sposób popełnić samobójstwo tytułem zamrożenia... Tacy też się zdarzają. Na szczęście dla zbrojnej persony dziś pogoda była relatywnie "łagodna", więc co najwyżej odmrozi sobie tylko dupę.
Poklepał ogiera zachęcająco po karku i ruszył żwawo w swoją stronę.
Nagle zauważył, że jeździec pędzi w jego stronę.
No tak, pewnie jakiś samozwańczy pogranicznik, egzekwujący opłaty za "bezpieczny przejazd".
Choć elf widząc jego ekwipunek, gdy się dostatecznie zbliżył, już nie był taki pewien zamiarów zakutego łba. Jeszcze chwila i pewnie rzuciłby się do ucieczki, kiedy nagle między niego, a oponenta wpadł ranny wilk, ogromny wilk...
Elf uśmiechnął się.
Nie będzie się nudził.
- Witaj, bracie wilku - rzekł bezpośrednio do zwierzęcia. Nie to, że myślał, iż ten go zrozumie. Druidzi, wyznawcy Sulona, podobno żyli w przyjaźni ze wszelkimi dzikimi stworzeniami. Uznawał więc, że pomiędzy jego bóstwem, a duchem bestii jest jakaś więź. Któż zna wolę Sulona? Próbować więc można...
Cała sytuacja miała też nieco komiczny charakter, gdyż Sin'Tael zignorował krwiożerczego Creeda na rzecz... wilka.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

7
Nasz północny wojownik postanowił dać upust swojej żądzy mordu i zaczął sunąć w dół, przez zbocza, na główny szlak. Zaczął więc schodzić na swoim wierzchowcu w dół. Mężczyzna jednak nie mógł za bardzo rozpędzić się wśród skał bo to i poszczególne kamienie były ośnieżone i oblodzone, zawsze mógł zdarzyć się wyrastający korzeń między nimi.
Dlatego też lepiej byłoby dla mężczyzny jakby powstrzymał swój szał zabijania dla ostrożności i bezpieczeństwa w przypadku zejścia na dół. Jeździec zauważył, że na trakcie znajduje się wielki wilk. To sprawiło, że zwolnił on krok swojego wierzchowca i postanowił nie wkraczać na te tereny. Czekał na rozwój sytuacji.
Tymczasem elf stał w oko w oko z rannym zwierzęciem. Wilk patrzył na niego z przerażeniem i nienawiścią. Z pyska skapywała krew, w zębach znajdowały się strzępy rozerwanego mięsa i mięśni. Po przyjrzeniu się dokładniej dało się zobaczyć, że rana na boku jest całkiem sporych rozmiarów, zrobiona jakąś broną szarpaną, wystawało również kilka strzał trafionych w zwierzę. Wilk był mocno poraniony i bardzo niebezpieczny. Ale zatrzymał się przed elfem i, co dziwne, usłuchał jego słów. Zwierzę stało i patrzyło na podróżnika groźnie.
Tymczasem z Północnej Tajgi coś zaczęło się ruszać. Między drzewami ktoś przebywał. Naraz z lasu wyskoczyła trójka wojowników Uratai. Można było ich poznać po zwierzęcych skórach w jakie byli odziani, a także charakterystyczne barwy typowe dla danej odmiany plemienia. Byli to mężczyźni, długowłosi i brodaci. Trzymali w swoich rekach czy to kusze, czy topory i miecze. Jeden z nich wyraźnie utykał na nogę. miał też ciemniejsze odzienie, a spod niego sączyła się krew. Najwidoczniej byli to myśliwi, którzy polowali na wilka. Mówili coś do siebie w rodzimym języku, osoby nie znające go, nie wiedziały o czym one mówią. Myśliwi krzyczeli coś do elfa, ale bez znajomości nie dało się ich zrozumieć.
Barbarzyńcy wyszli z lasu i z miejsca postanowili zająć pozycję, aby oddać jak najdogodniejsze strzały w zwierzę. Widząc to wilk nie miał za bardzo możliwości ucieczki, oprócz jednej. Poszedł pędem na naszego elfa, który był dość blisko zranionej bestii. Czy uda mu się jakoś odskoczyć? Droga była dość szeroka, niemniej po obu jej stronach znajdowały się strome szczyty. Wskoczenie na nie było dość ciężkie. Tak więc co zrobi nasz podróżnik?
Tymczasem jeden z Uratai, ten znajdujący się najbliżej grani na których znajdował się wielki jeździec spojrzał na niego i ... Rzucił kuszę z przestrachem. Stanął jak wryty, z przerażeniem na ustach. Zaczął mówić coś o bestii, którą widzi. I to nie była mowa o wilku, którego mieli przed sobą. Dwójka myśliwych również spojrzała na wielkiego jeźdźca w płytowej zbroi. Na ich twarzach także pojawiło się autentyczne przerażenie. Jeden z polujących, ten ranny, porzucił kuszę i zaczął chwiejnie kierować się w stronę lasu.
Postać na koniu wzbudzała wielkie przerażenie. Czemu?

Spoiler:

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

8
Sytuacja na trakcie zaintrygowała Creed'a. Pierwszy raz w życiu widział, by człowiek lub elf, zaklinali zwierze. Tak przynajmniej odebrał to mężczyzna w zbroi. Kiedyś, jak był jeszcze młody, słyszał parę ciekawych historii, legend, mitów, jak to zaklinacze pochodzący z cieplejszych krain potrafili zdobyć władzę nad zwierzami i kierować ich siłą i destrukcyjną nienawiścią i skierować ją na swego wroga. Creed z tej odległości był w stanie ocenić stan zwierzęcia, a ten nie był zbyt dobry. Mimo, że wilczur był poważnie ranny, nie można go było lekceważyć. Przyparty do muru, nie mający nic do stracenia, był znacznie groźniejszy niźli w normalnych warunkach. Zbrojny czekał dalej, aż sytuacja rozwinie się dalej. Mężczyzna miał nadzieję, że pomimo elfickich sztuczek, wilk rzuci się na przybysza. Wtedy Creed mógłby wkroczyć, wykończyłby wilczura a elfa ograbił i dobił gdzieś w rowie. Ten plan był dobry. Do czasu. Do czasu kiedy na tutejszym trakcie, nie pojawili się myśliwi. Ni stąd, ni zowąd wyskoczyło trzech rosłych, brodatych łowców Uratai. Początkowo nie zauważyli Creed'a. Całą swoją uwagę skupili na zwierzynie którą prawdopodobnie poranili, i na elfie. Najwyraźniej widok długouchego w tych stronach był równie wielkim zaskoczeniem co dla mężczyzny w zbroi. Dopiero gdy wilczur zaszarżował na elfa, myśliwi zauważyli jeźdźca na koniu i rzucając swój sprzęt na śnieg, poczęli salwować się ucieczką. Gnali tak szybko, jakby sam diabeł batem ich poganiał. Creed siarczyście zaklął. Banda zwykłych obdartusów mogła pokrzyżować mu plany. Jeżeli pozwoli im uciec, ci kozojebcy zapewne powiedzą reszcie, gdzie spotkali mężczyznę w zbroi. A to oznaczałoby wysłanie łowców nagród w rejonie, w którym akurat mężczyzna rabował. Mało tego, niedoszłe ofiary Creed'a poczęłyby wędrować innymi traktami. A zbrojny nie miał tyle czasu, by uganiać się za każdym z osobna. Z drugiej zaś strony, nie chciał pozostawiać elfa samemu sobie. Elfi wędrowiec zapewne musiał mieć przy sobie ciężką sakiewkę złota oraz parę drobiazgów które Creed mógłby sprzedać na czarnym rynku. Mężczyzna na koniu walczył parę chwil ze swoimi myślami. Wygrał rozsądek nad chciwością i rzuciwszy jedynie nienawistne spojrzenie elfowi, ruszył za myśliwymi.
"Człowiek, poświęciwszy swe życie na dobre uczynki i czynienie dobra, umrze zapomniany i bez słowa podzięki. Jeśli wykorzysta swój geniusz niosąc niedolę i śmierć miliardom, jego imię echem rozbrzmiewać będzie przez milenia. Niesława jest lepsza niż zapomnienie.”

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

9
Cóż za cudowne spotkanie. Wilk, myśliwi, ciężkozbrojny jegomość i on, który nie miał bladego pojęcia co się tu wyprawia. Życie jest takie ekscytujące. Sprawa była prosta. Myśliwi gonili wilka. Skomplikowała się w momencie tak nieoczekiwanej reakcji na rycerza. Przynajmniej wilk go nie zaatakował: Jeden mały sukces! Pytanie brzmiało tylko czy to jego słowa tak na niego wpłynęły, czy może i ten wilk miał jakieś koneksje z rycerzem?
Zaraz, o czym on w ogóle bredzi?...
Chwile później jeden z myśliwych zaczął uciekać, a zbrojny puścił się za nim. Tak, ze został tylko elf i pozostali łowcy. W tym samym czasie ujrzał szarżującego na niego wilka, który to oszalały ze strachu pędził w jego stronę. Sin'Tael w tym momencie dosiadał konia. Zwierze widząc rozszalałego drapieżnika zaczęło wierzgać. Elf próbował jakoś uspokoić ogiera i zejść wilkowi z drogi, jednak było to trudne zadanie.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

10
Działania na odcinku drogi stały się coraz bardziej wartkie i dramatyczne. Z jednej strony postrach gór, tutejszy miejscowy zbir, z drugiej podróżnik, któremu los postawił na drodze ranne i wściekle zwierzę.
Nasz barbarzyński morderca, ubrany w ciemną, płytową zbroję był z początku obserwatorem wszystkich zdarzeń. Zmagania podróżnika z rannym wilkiem obserwował z góry i układał plan działania. Który jednak wziął w łeb, kiedy na drodze pojawili się myśliwi. Polujący poznali kim jest tajemniczy wojownik. Wpadli przez to w niemały popłoch. Czym prędzej uciekli do lasu.
Zabijaka zatem miał do wyboru pójście za myśliwymi albo przeprawę z wilkiem. Wybrał pierwszą opcję. Pognał zatem w Tajgę za myśliwymi. Trzeba dodać, że za rannym polującym do ucieczki rzucili się dwaj jego towarzysze. Widać jeździec wzbudzał wielki postrach wśród miejscowej ludności. Szybko towarzysze dogonili rannego i wzięli go pod pachy.
Las był nieprzenikniony, pełen drzew uginających się pod płatami śniegu na gałęziach.
Uratai zniknęli między drzewami. Połamane gałęzie oraz zostawione ślady w śniegu świadczyły o ich obecności. Tropy mogły być bardzo przydatne, gdyż w lesie nigdzie nie było ścieżki, traktu wydeptanego przez ludzi czy zwierzęta. Poruszanie się w nim musiało odbywać się głownie pieszo.
Creed mógł zobaczyć wyraźnie sylwetki trzech myśliwych między drzewami. Dwójka sprawnych wzięła pod pachy swojego rannego towarzysza i zaczęła podążać w głąb lasu. Nie poruszali się oni za szybko ze względu na rannego, a także niezbyt przyjaźnie ukształtowany teren, wielką ilość drzew, korzeni, powalonych konarów czy też śniegu i zasp. Poruszali się jednak pieszo, co dawało im nieznaczną przewagę nad wojownikiem. Jechanie konno w tym borze nie wchodziło w grę.
A jak daleko znajdowali się wojownicy od Creeda? Na długość strzały wystrzelonej z kuszy.

Tymczasem na drodze elf musiał walczyć w tym momencie o życie. Ranna bestia, dodatkowo nastraszona przez myśliwych zaczęła biec wprost na podróżnika. Ten uciekł do swojego rumaka, którego chciał dosiąść i uciec na nim przed wilkiem. Czy mu się udało?
Wierzchowiec elfa był spłoszony całym zajściem, wierzgało i rżało niespokojnie. Kiedy ranny wilk ruszył na nich koń o mało stanął dęba. Przednie łapy konia niebezpiecznie zaczęły unosić się ku górze. Rumak jednak nie zrzucił swojego pana, na pewno mocno nim zakolebał. Zwierzę postanowiło uciec od wilka, kierując się dalej od Tajgi. Dlatego też zaczął biec kłusem przed rannym zwierzęciem, próbując je zostawić w tyle.
Wilk znikał coraz bardziej. Zwierzę po chwili zrywu padło ranne na trakcie. Ale tego nasz uciekinier mógł nie zauważyć, ponieważ jego rumak gnał na złamanie karku przez drogę. Czy jeźdźcowi uda mu się go zatrzymać i uspokoić?
Spoiler:

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

11
Klnąc pod nosem, popędził konia w stronę lasu. Urataiscy myśliwi mieli przewagę odległości, ale musieli się zająć rannym towarzyszem który ich spowalniał. Tacy byli ludzie Północy. Nigdy nie zostawiali rannych. Tego dnia, miało to przynieść im zgubę. Im głębiej w las, tym przejazd koniem był trudniejszy. W pewnym momencie Creed musiał zatrzymać konia, bo zwisająca gałąź zwaliła by jeźdźca na ziemię. Rozzłoszczony mężczyzna zaklął siarczyście i siadł ze zwierzęcia.
- Zostań - Warknął, a o dziwo, koń usłuchał. Dziwna była ta więź między nimi. Wyglądało to tak, jakby zwierze rozumiało każde słowo swego pana. Równie dobrze mogło zostać odpowiednio wytresowane. Mniejsza o to, czy Pinto rozumiał mowę ludzi, czy też był dobrze wytresowany, usłuchał Creed'a. Zaczął odgarniać śnieg kopytami w celu znalezienia choć odrobiny czegoś co nadawałoby się do zjedzenia. A tymczasem ciężkozbrojny ruszył śladem myśliwych. Wytropienie ich, nie było zbyt trudne, wszak jeden z nich był ranny i pozostawiał krwawe ślady. Marsz w gęstym lesie, pokrytym grubą warstwą śniegu nie był ani przyjemny, ani łatwy, lecz determinacja i zaciekłość dodawały skrzydeł Creed'owi. Poza tym, wojak miał pewne doświadczenie w tym. Ileż to razy gonił swą ofiarę w śniegu, który sięgał po kolana? Wiele razy. W końcu ich ujrzał. Cała nieszczęsna trójka myśliwych, ubrana w skóry gramoliła się przez śnieg. Dwójka z nich, pomagała rannemu towarzyszowi w przedzieraniu się przez zaspy śniegu, konary, gałęzie jak i inne leśne przeszkody. Byli tak przerażeni i skupieni na ucieczce, że nie usłyszeli kroków Creed'a, dopiero jak mężczyzna zbliżył się do nich na odległość rzutu kamieniem, usłyszeli chrzęst zbroi. Ten odgłos miał zwiastować ich rychłą, bolesną śmierć. Jeden z łowców, spojrzał za siebie i krzyknął ze strachu. Popędził swych towarzyszy. Mawiają, że strach dodaje skrzydeł. Tak też było i w tym przypadku. Wytężyli swe wysiłki w ucieczce, krzyczeli, nawoływali, zapewne mając nadzieję, że trafią na kogoś, kto byłby w stanie im pomóc. Niestety, byli całkowicie sami. Nikt nie przybędzie im na ratunek. To musiało się stać. Jeden z nich, potknął się i runął gębą w śnieg. Ranny łowca upadł na zranioną nogę i zawył przeraźliwie. Trzeci z nich obrał inną taktykę. Zagrodził drogę Creed'owi sposobiąc się najwyraźniej do walki. Interesujące. Zbrojny z uwagą obserwował poczynania do pojedynku, widział jak barbarzyńca ściąga z siebie futra, które mogłyby przeszkadzać mu w walce. Dobył swego topora i zachęcił gestem, by Creed zaatakował. Mężczyzna w zbroi szybkim spojrzeniem omiótł pole bitwy. Już miał plan. Zapomniał o pozostałej dwójce myśliwych, teraz było to nieistotne. W końcu jakiś człek rzucił mu otwarcie wyzwanie.
Ostatnio zmieniony 27 maja 2013, 1:21 przez Creed, łącznie zmieniany 1 raz.
"Człowiek, poświęciwszy swe życie na dobre uczynki i czynienie dobra, umrze zapomniany i bez słowa podzięki. Jeśli wykorzysta swój geniusz niosąc niedolę i śmierć miliardom, jego imię echem rozbrzmiewać będzie przez milenia. Niesława jest lepsza niż zapomnienie.”

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

12
W jednej chwili na elfa biegł rozwścieczony wilk, a już w następnej gnał na swoim spłoszonym koniu na przełaj. Dziękował w myślach Sulonowi, i błogosławił zwierzę za instynkt samozachowawczy, oraz za to, że nie zrzuciło go z swego grzbietu. W tym momencie pojawił się inny problem: Zagrożenie prawdopodobnie minęło, ale koń był całkiem odmiennego zdania. Gnał na złamanie karku, a elf desperacko objął jego szyję, i leżał na jego grzbiecie niczym placek.
Relacje między zwierzętami, a wysokimi elfami są dość skomplikowane. Nie są z nimi, tak blisko jak leśne elfy, ale z pewnością traktują je inaczej niż ludzie.
Podczas gdy jego leśni kuzyni uważali zwierzęta za swoich braci, a ludzie traktowali je jak narzędzia, dla wysokich elfów były one czymś w rodzaju partnerów. Szanowali je, bo są przekonani, że zwierze jest świadome takich subtelnych relacji i odpłaci się tym, któży wykazują wobec nich brak respektu. Czy w tym podejściu byli nieco bliżsi ludziom, czy leśnym elfom... Cóż... zależy od danego wysokiego elfa.
Sin'Tael niedawno dostał tego konia. Nie znał go jeszcze zbyt dobrze. Powstała jednak między nimi pewna więź, może niezbyt silna, ale jednak wystarczająca na to, aby elf poznał kilka cech charakteru ogiera. Czy zwierze też go szanowało? Miał nadzieję, że tak. Wiedział jak uspokoić konia, gdy był lekko zaniepokojony, ale teraz to było przerażenie... Czy zdola sie przebić do zwierzęcia przez barierę strachu?
Elf chwycił się mocno jedną ręką, a drugą zaczął go powoli gładzić po karku. Nieco podciągnął się i zaczą mu do ucha nucić kołysankę, którą pamiętał z dzieciństwa. Cóż... gdyby nie zdołał uspokoić konie, to kto wie co mogłoby się stać. Wolał więc zaryzykować upadek, nawet mając świadomość, że działa na oślep i nie wie czy jego starania przyniosą jakiś efekt.

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

13
Spoiler:


Creed zostawił swojego konia i poszedł w głąb lasu za trójką barbarzyńców. Chodzenie przez ośnieżoną knieję było dość ciężkie, dlatego też myśliwy zostawił swojego konia, który karnie go usłuchał. Ten zaś postanowił iść za trójką Barbarzyńców. Z początku było tak jak przewidział Creed, Uratai nie zauważyli idącego za nimi bohatera i przedzierali się przez las. Niemniej myśliwy został w końcu zauważony. Nawet w odległości nieco większej niż rzut kamieniem.
Wtedy też nastąpiło przegrupowanie. Jeden z Uratai wziął na siebie ciężar rannego towarzysza i popędził czym prędzej przed siebie. Nie oglądał się siebie.
Do walki z Creedem postanowił stanąć największy Barbarzyńca. Wysoki, dorównujący wzrostowi naszemu bohaterowi, barczysty. (Przypominający swoją posturą postawnego kulturystę z czasów nam współczesnych - przyp. autorski). Uratai ubrany był w skóry zwierzęce chroniące go przed zimnem. Do tego spodnie wykonane również ze skóry zwierzęcej, buty obite futrem. Twarz miał pomalowaną w dziwne wzory, zapewne były to barwy plemienia do którego należał. Zdjął także zwierzęcy kołpak. Spod czapki wysunęły się brązoworude długie włosy zaplecione w długi warkocz. Kosa sięgała barbarzyńcy do pasa praktycznie. Nieco krótsza była ruda broda również zapleciona w warkocz. Oczy barbarzyńcy były niebieskie, stalowe. Patrzył on na Creeda jedynie z wyrazem mobilizacji, walki i bez przestrachu. Nie widać było w nich uczucia litości dla siebie czy przeciwnika.
Barbarzyńca przerzucił swoją kuszę przez ramię, a spod skór wyjął spory, dwuręczny topór przyczepiony do pasa. Zdjął przy tym także swoje futrzane odzienie. Pod nim mężczyzna był ubrany w kaftan, wiązany rzemieniami. Górna część odzienia wydawała się być dość przylegająca do ciała woja. Zapewniała mu jednak swobodne ruchy co można było zobaczyć podczas przerzucania topora z jednej do drugiej ręki.
Tak przygotowany barbarzyńca czekał na Creeda.
- Biesie, po co przyszedłeś nękać nasze spokojne ziemie - rzucił do naszego bohatera w mowie Uratai - Chcesz nas jeszcze zabić. Po co? Wszak i tak wszyscy jesteśmy martwi - po tych słowach uśmiechnął się lekko i wolną ręką wykonał gest zapraszający Creeda do walki. Topór znajdował się w prawej ręce mężczyzny.
Barbarzyńca znajdował się między drzewami, które w miejscu w którym się znajdował rosły dość gęsto. Uratai zatrzymał się między dwiema rozłożystymi i wysokimi sosnami, których najniższe konary zwisały dość niebezpiecznie nad głową mężczyzny. Ponadto barbarzyńca stał w śniegu sięgającym praktycznie do kolan.
Podobne warunki jeśli chodzi o ukształtowanie terenu miał Creed. Koło niego znajdowały się sosny pokryte warstwą śniegu, rosnące dość blisko siebie. Odległość między poszczególnymi drzewami nie była większa jak pół metra.
Pojedynek więc czas zacząć.

Spoiler:



Nasz podróżnik zaś znajdował się w dość bezpiecznej sytuacji. Przynajmniej tak można było wywnioskować. Wielki i ranny wilk znajdował się poza zasięgiem elfa i jego rumaka. Koń jednak był mocno przestraszony całą tą sytuacją. Jego pan postanowił uspokoić swojego wierzchowca przez delikatne ruchy, a także szeptanie mu do ucha spokojnych słów. Śpiewanie kołysanki to również był pomysł na uspokojenie zwierzęcia.
Kon z początku gnał na złamanie karku, nie chciał się słuchać swojego pana.. Zwolnił tempo bardziej ze zmęczenia niż z wysiłków elfa. Fakt pozostał taki, że biegł on wolniej. Po chwili wierzchowiec zatrzymał się w dość znacznej odległości całego zajścia. Północna Tajga widniała nadal na horyzoncie, ale nie tak blisko. Po obu stronach przejścia widać było wielkie skały i górskie ostępy. Gdzieniegdzie po półkach skalnych przebiegały kozice i koziołki, skubiące małe niewielkie roślinki wyrastające spomiędzy kamieni.
Niebo pozostawało ciche i spokojne. Dziwnie spokojne. Choć w jednej chwili na błękitnym nieboskłonie mogliśmy zobaczyć chmarę kruków, które poderwały się z charakterystycznym dla siebie złowieszczym krakaniem. Spłoszyło to koziołki, które wdzięcznie i skocznie zaczęły uskakiwać pomiędzy półkami i graniami. Bardzo szybko zniknęły między skałami. Koń naszego bohatera także z niepokojem spojrzał w niebo i przestępował z nogi na nogę. Jednak nie spłoszył się wzniesieniem czarnych ptaków.
Przed naszym elfem pozostała zaś decyzja – czy postanawia wrócić do miejsca w którym znajduje się wilczyca, gdzie rozegrało się całe zajście, miejsce które znajduje się jednocześnie na drodze do nieprzystępnych miast Północy - Turonu i Thirongardu?
Czy też postanawia zawrócić na bezpieczniejsze ziemie znajdujące się bliżej Białego Fortu, z których to wyruszył dalej?

Spoiler:

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

14
Po szybkiej lustracji otoczenia, w głowie Creed'a rysował się plan. Zignorował słowa barbarzyńcy, podchodząc w jego stronę z obnażonym mieczem. Zamarkował pchnięcie, chcąc tym zmylić swego przeciwnika, by ten wykonał blok. Gdyby udałoby mu się oszukać barbarzyńcę, zamachnąłby się mieczem strącając kilka gałęzi sosen, by te obsypały Urataiczyka śniegiem. Wtedy też ciąłby celując w prawe ramię, chcąc rozorać jak największą część ciała swoim półtoraręcznym mieczem. Gdyby zaś, fortel Creed'a, nie wypaliłby, i barbarzyńca nie dał się zwieźć fałszywym pchnięciem, przeszedłby do obrony i chciał sparować kontrę Urataiczyka, po odskoczyć trochę do tyłu by sypnąć śniegiem w stronę oponenta, posłużyłby się nogami. Wszak stałby po kolana w śniegu. Gdyby ten fortel się udał, a Urataiczyk byłby przez chwilę zdezorientowany, Creed postarałby się ciąć w szyję barbarzyńcy.
"Człowiek, poświęciwszy swe życie na dobre uczynki i czynienie dobra, umrze zapomniany i bez słowa podzięki. Jeśli wykorzysta swój geniusz niosąc niedolę i śmierć miliardom, jego imię echem rozbrzmiewać będzie przez milenia. Niesława jest lepsza niż zapomnienie.”

Re: Szlak Biały Fort - Turon, skraj Północnej Tajgi

15
Cóż... Zgonienie konia też było jakimś wyjściem. Jednakże teraz miał zmęczonego ogiera i decyzję do podjęcia. Jego misja nie była niczym niemożliwym. Miał się tylko pokręcić przy Splugawionych Ziemiach, dokonać kilku obserwacji i ewentualnie, jeśli byłaby taka możliwość, popytać miejscowych czy nic niepokojącego nie zauważyli. Świątynia pokładała w nim nadzieję, a on nie chciał tego zawieść. Miał prowiant: zarówno dla siebie jak i ogiera.
Dał koniowi owsu i ruszył stępa w stronę Północy. To będzie bardzo długi spacer.

Wróć do „Turon”