[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

46
Uradowane dziewcze kalsnęło z zachwytu rękoma, zaraz też nagląc się za narobienie niepotrzebnego hałasu.

- Aż tak jesteś pewny siebie? - fakt odrzucenia małej pomocy w starciu ze Szczerbatym mocno ją zdziwił, jednak dalej nie nalegała z wyborem zapłaty za małą przysługę.- Jak tam chcesz. Umowa stoi - rzekła po męsku. - Czas do roboty. Akurat ten bufon gdzieś się zaszył. Nie widziałam go od południa. Mamy okazję. Już, już, idziemy - była szybka, zarówno w mowie jak i w podejściu do realizacji celu.

Popędzając co chwila wspólnika, poprowadziła go przez jadalnię i część korytarza, gdzie mieściło się biuro Markusa, bardzo przy tym uważając, aby nikt postronny ich nie zauważył. Najwidoczniej mocno wcieliła się w rolę szpiega błądzącego po wrogim terenie lub co bardziej prawdopodobne, wszyscy wiedzieli, że jej obecność nie wróży nic dobrego i na pewno znowu coś kombinuje.

Dotarłszy do końca koryarza skręcili w lewo. Przeszli na wpół przeszklonym łącznikiem do części, do której Wierzba nie miał wstępu. Aż strach myśleć co by się stało, gdyby ktoś go teraz wykrył, w dodatku w towarzystwie niesfornej półelfki. Ale póki co jakoś im się udało prześlizngnąć niezauważonymi do części mieszkalnej najważniejszych osobistoći. I aż dziw ogarniał, że nikt nie strzegł do niej wejścia.

- Wartownikami się nie przejmuj. W nocy dodałam środki pobudzające trawnienie do ich popołudniowego przydziału - szeptała. - A służbie nic do tego kogo za sobą ciągnę - zapewniła.

Cwaniara po całości. Auriel może i swoim niezbyt dojrzałym zachowaniem nie budziła wielkiej trwogi, jednakże wciąż była córką Ogara i legendarnej łowczyni mar. Rodzice z pewnością zadbali o ty, aby radziła sobie w każdej sytuacji. Szkoda tylko, że nabyte zdolności obracały się przeciwko tym, którzy powinni być przez nie wspierani.

I tak dotarli na trzecie piętro cytadeli, po kryjomu, jak typowe złodziejaszki, od których w sumie niewiele ich różniło.
W końcu stanęli pod właściwymi drzwiami, na pierwszy rzut oka zwyczajnymi. Od co, kilka zbitych ze sobą desek, starannie przyciętych w półkole od góry i przyodoobionych żelaznymi kawałkami metalu utrzymującymi wszystko razem.

- A teraz patrz i ucz się - Młódka przyklnękneła na jedno kolano i wyciągnęła zza rękawa parę pokrzywionych drucików, jednakże nie tych samych, co w kuchni, a nieznacznie od nich większych i mocniejszych, po czym umieściła je w dziurce na klucz. - Jednym lekko odchylasz bębenek zamka, drugim podważasz zapadki - tłumaczyła najprościej jak się da.

Na jej twarzy wymalowało się skupienie jakiego nigdy dotąd Wierzba nie widział. Z chirurgiczną precyzją delikatne paluszki to naciskały, to znów lekko popuszczały narzędzia ku górze i dołowi, w lewo i prawo. Jeśli i on chciał się tego nauczyć, z pewnością będzie musiał poświęcić sporo czasu, aby być zdolnym do wychwycenia najmniejszego szczęku, do wyczucia najdelikatniejszej zmiany stawianego przez zamek oporu.

- Gotowe! - Chwilę jej to zajęło, ale zwycięstwo należało do niej. Bębenek przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni wciągając zatrzask do wnętrza drzwi. - Zapraszam - rzekła uradowana odchylając wrota do szeroka.
*** Pokój Iterbalda odzwierciedlał samego właściciela. Tuż po wejściu pierwsze co rzuciło się w oczy był niesamowity porządek, pomimo setek o ile nie tysięcy zbiorów księg i różnej maści przyrządów, których funkcji i zastosowań półelf mógł tylko zgadywać. Nawet utkane w kątach pajenczyny nie wprowadzały chaosu, a jakby uzupełniały całość, nadając wszystkiemu specyficzny urok.
Obrazek
- Gdzie tym razem je schowałeś - Auriel przeszła od razu do poszukiwań. W mgnieniu oka doskoczyła do znajdującego się przed nimi biurka i otwierając każdą szafeczkę, wertowała wśród stosów pergaminów i pomniejszych przedmiotów. Następnie rzuciła okiem na regały, prędko jednak puszczając je w zapomnienie i wbiegła do pomieszczenia obok, stanowiącego prywatną pracownię dostojnego elfa.

- To musi być gdzieś tutaj - szeptała do siebie. - No nie stój tak tylko mi pomóż - w jej głosie szło wyczuć zdenerwowanie - Małe flakoniki, znajdź je - wreszcie wyjaśniła o co chodzi. Teraz Wierzba wiedział czego ma szukać. Małych flakoników, najpewniej z zawartością. Nadal tylko pozostawał jeden problem. Cała pracownia była wręcz zawalona mniejszymi lub większymi naczyniami. Co prawda każde z nich posiadało naklejoną karteczkę z opisem, jednakże dla półelfa nie stanowiło to jakiejkolwiek pomocy. Jedyną podpowiedzią było samo zachowanie partnerki. Ta po kolei przestawiała każde z naczyń i rozczytując ich zawartość, już po kilku sekundach odchodziąc od pułeczki, na której nie spodizewała się znaleźć tego jedynego.
Obrazek
Wierzba natomaist zwrócił uwage na co innego. Oto bowiem na jednej ze ścian wisiał ciekawy obraz przedstawiający zależności czegoś od czegoś. Co ciekawe, na stole leżały porozrzucane różnokolorowe monety z barwami i symbolami odpowiadającymi dokładnie barwą i symbolą okręgów widniejących na obrazie. Sam natomiast prostokątny blat posiadał kilka okrągłych wgłębień, każde pośrodku jednego z boków biurka.
Spoiler:

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

47
Śmiało można było stwierdzić, że Wierzba znalazł się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie. Spotkanie ślicznej półelfki zawsze było dobrym wydarzeniem na drodze życia Wierzby, ale tym razem mógł ugrzęznąć aż po koniuszek swoich spiczastych uszu i nie miał odwagi, by odmówić dziewczęciu. Jakże mógłby? Była zbyt śliczna, zbyt wysoko postawiona, zbyt jasna i doskonała. Wierzba był tylko sługą, który wypełniał polecenia i chronił własny chudy tylek!
Pędząc za Auriel starał się zapamiętać drogę powrotną, w razie, gdyby plan nie wypalił! Czuł, że będzie miał problemy, a Auriel wszystko wyjdzie na sucho. Było jednak zbyt późno, by zrezygnować, mógł tylko pluć sobie w brodę. Sprawa z wartownikami tylko pogorszyła sytuację. Ta mała była cholernie przebiegła! Lepiej było mieć ją po swojej stronie, jeśli nie chciało się skończyć na dniu spędzonym z portkami dookoła kostek.
Wierzba bardzo chciał się uczyć sztuki otwierania zamków, ale takie słowa jak bębenek czy zapadki niewiele mu powiedziały. Mimo wszystko kiwnął głową, bo bardziej, niż pokonanie drzwi, interesowało go to, czy ktoś nie nadejdzie z końca korytarza.
Pokój, do którego weszli, kazał mu jednak zapomnieć o zagrożeniu. Miejsce strachu przejął zachwyt nad zgromadzonymi przez elfa skarbami, tak dziwnymi i niecodziennymi dla Wierzby. Chciał wierzyć, że to wszystkie książki na świecie! A przynajmniej duża ich część. Nagle umiejętność czytania mogła się przydać, skoro istniało tyle ksiąg, że można było czytać je całe życie i nigdy nie skończyć!
Wierzba stał na środku i rozglądał się w zachwycie, dopiero słowa Auriel przywróciły go do rzeczywistości.
Małe flakoniki. Równie dobrze mogłaby go prosić o znalezienie konkretnej książki! Wierzba skrzywił się delikatnie, rozumiejąc, że nie będzie wielką pomocą dla Auriel. Z drugiej strony, miał przecież być tylko dodatkową parą oczu. Sądził, że po prostu stanie na czujce! W umowie nie było wzmianki o przekopywaniu się przez rzeczy elfa! Pozostawało mu być parą uszu, nasłuchując powrotu Iterbalda.
Zainteresował go obraz, jak i monety na biurku. Z wielką ostrożnością podniósł krążki, by obejrzeć je z każdej strony. Napisy nic mu nie mówiły, a kolory? Kolory były tylko kolorami.
Wyciągnął dłoń, by pokazać znalezisko Auriel. Dopiero po chwili zreflektował się, że być może powinien zwrócić na siebie jej uwagę słowami.
- Śliczna panienko. - Odezwał się po chwili wahania, niepewny, jakich słów użyć w stosunku do półelfki. Nie chciał być w tym sam, w razie, gdyby coś zepsuł.
Flakoniki odeszły na drugi plan, gdy Wierzba wkładał po kolei monety w przygotowane otwory. Stojąc przodem od obrazu, starał się dopasować kolory do tych, jakie przedstawiało płótno. Kolejno niebieski, czerwony, zielony, biały. Czy to mogło być tak proste? Czy nie otworzą jakiegoś portalu do innego świata, z którego wypełzną demony?! Spazm przeszedł przez twarz Wierzby, a z gardła wyrwał się pomruk. Powinni skupić się na kradzieży i uciekać zamiast bawić się monetami! Ciekawość była jednak silniejsza.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

48
- Znalazłeś coś? - z głosem pełnym nadziei białowłosa skierowała się w stronę pomagiera.

W tym samym czasie ostatnia z monet wylądowała w dołku na stole. Zaraz po tym stało się nieoczekiwane. Monety zaświeciły własnym światłem i dziwna jaśniejąca siatka pokryła większą część blatu. Różnokolorowe nitki łączyły się w tęczowe okręgi i przecinały wzajemnie wyrysowując niesamowite kształty przypominające runy i inne symbole.

- Uważaj! - Nim Wierzba zdołał pojąć co się święci gładka dłoń półelfki chwyciła go za ramię i odciągnęła na bezpieczną odległość.

Pchnięcie było tak silne, że zatrzymał się dopiero na samej dziewczynie. Bardzo dobrze mógł poczuł ciepłotę bijącą z jej ciała. Niespokojny oddech zdecydowanie wyższej od niego osobniczki rozwiewał mu grzywkę, a piersi napierały na jego obojczyki przy każdym jej wdechu.

Taniec barw miał się ku końcowi. Nic nie wybuchło, nie zaiskrzyło, nawet pomniejszy diablik nie wylazł spod stołu. Zamiast tego z wnętrza potężnego biurka dobiegły odgłosy trzasków i ciągniętch łańcuchów. Pośrodku blatu powstała szczelina, która z każdą chwilą się powiększała pochłaniając kolejne arkusze leżących na wierzchu pergaminów. Mechanizm robił wrażenie. Połączenie magii i zmyślności technologicznej. Na myśl przyszedł Wierzbie od razu Egar. Tylko on lub jemu podobni mogli wpaść na tego typu rozwiązanie, a w połączeniu z magią, najpewniej Iterbalda, stworzyli razem istne arcydzieło. Ciekawe ile jeszcze takich urządzeń mieści się w całej Twierdzy.

Gdy już obie części rozsunęły się na dostatecznie dużą odległość, dosłownie i w przenośni przed oczami złodziejaszków wyrósł mniejszy stolik, a na nim całe mnóstwo lśniących karawek wypełnionych najróżnieszymi płynami.
Obrazek
- Uff... - Auriel odetchnęła z ulgą. - To nie była kolejna pułapka na mnie- Zadowolona popuściła uścisk, zbliżyła się do stołu i przeszła do wertowania między naczyniami.

- Mam! - Znalazła to czego szukała.

W jej ręku znalazł się jeden z mniejszych flakoników. Bladofioletowa, lekko przezroczysta ciecz o niewiadomym działaniu. Po cóż ona takiej trzpiotce? Z całą pewnością półelfka znów coś kombinowała. Pytaniem pozostawało co dokładnie i czy w konsekwencji Wierzbie się za to dostanie.

- Jesteś pewien, że nie chcesz małego wspomagacza w walce? - dziewczyna drugi raz kusiła współnika tajemniczą nagrodą.
Spoiler:

Po wszystkim przywrócono stół do mniej więcej pierwonego stanu. Wyciągnięcie jedej z monet przerwało zaklęcie. Sieć kolorowych nitek zanikła i blat na powrót złączył się w jedną całość.

- Misja zakończona sukcesem. Wracamy - ogłosiła.

***
Drzwi od pokoju elfa ponownie zamknięto. Dwójka rabusiów właśnie zbierała się do opuszczenia piętra, kiedy krocząca energicznym krokiem półelfka przystanęła jakby zaklęta przez bazyliszka. Nakierowała nieco szpiczaste uszko w stronę, którą zmierzali.

- Ups - jasnowłosa zrobiła minę dziecka czekającego na otrzymanie kary. -I po ptokach - westchnęłą.

Oto bowiem z półmroku wyłoniała się równie jaśniejąca postać co sama półelfka. Prawowit lokator wracał do siebie. Nie od razu ich zauważył. Zdawało się, że usilnie rozmyśla nad jakąś sprawą. Na jego obliczu malowała się natomiast trwoga. Nerwowo przygryzał końcówkę kciuka, a jego zmarszczone brwi niemal złączył się w jedną. Jego obecność sugerowała jednoznacznie, że sprawa z Rudą została zakońćzona.

- Hm... Kto tu jest? - z myśli wyrwał go dźwięk szczęku zamka.

- Cii...Mam plan - Nie wiedzieć czemu Auriel ponownie majstrowała przy drzwiach. Chciała zgrywać pozory, że dopiero teraz włamywała się do pokoju.

- Bezsczelna dziewucho, znowu chcesz coś ode mnie pożyczć bez pytania? - Iterbald rozgniewał się. - I kogo ja tu widzę, nasz gość, kandydat na kandydata na rycerza. Mów, czym cię skusiła, żeś zgodził się jej pomóc. Mów, bo twoja wieczorna próba będzie bardziej bolesna - straszył. -Jeśli nie ostatnia w tym miejscu...czy świecie. - srogi obraz dostojnego długoucha przeszywał Wierzbę na wskroś. Gniewne oczy nie spuszczały z niego uwagi nawet na moment.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

49
Wierzba sam nie wiedział, czego się spodziewać, ale dwie rzeczy były jasne: żaden demon nie wylazł z jakiegoś piekelnego portalu, więc byli względnie bezpieczni, ale stracił szansę do okazania swojego męstwa, oraz... Wierzba użył magii! Jak inaczej wyjaśnić tajemnicze światło monet, nitki jasności pokrywające blat i fakt, że nagle znalazł się tak blisko półelfki? To było magiczne, ponadnaturalne! Zupełnie niesamowite! Cała ta farsa z wypadem do pracowni elfa była tego warta.
Gdyby chłopak miał nieco więcej śmiałości w stosunku do kobiet, zapewne wykorzystałby sytuację. Na szczęście emocje wydarzenia i wrodzona nieśmiałość nie pozwoliły mu na więcej, aniżeli czerpanie radości z bliskości Auriel. Zresztą, ta szybko straciła nim zainteresowanie na rzecz fiolek, które wychynęły spod stołu. Wierzbie nie umknęło, że Iterbald zastawia pułapki na jego śliczną panienkę. Elf zaliczył kolejnego minusa.
Działanie mikstury, której poszukiwała Auriel, pozostawało tajemnicą. Wierzba zawahał się, słysząc po raz kolejny propozycję otrzymania wspomagacza.
Szczerbaty mógł zmieść go z powierzchni ziemi, jeśli naprawdę był tak groźny, jak wszyscy powtarzali. W takim wypadku mała pomoc mogła się przydać. Ale czy nie będzie to oszustwem?
W końcu skinął głową, zgadzając się na ofertę pomocy. Nie musiał przecież używać wsparcia, ale zawsze dobrze było mieć coś w zapasie.
Z ulgą przyjął wieść o zakończeniu misji. Mógł teraz spokojnie wrócić do szwędania się po zamku! Niestety, nie było tak łatwo, gdy Iterbald niemal ich nakrył.
- C-co z Rudą?! - Wypalił niemal natychmiast, gdy tylko dostrzegł jasną postać elfa, stawiając kilka niepewnych kroków w jego kierunku. Widząc, co działo się z kobietą po podaniu specyfiku, martwił się o dawną kompankę, gdy tylko jego myśli nie zajmował strach przed nakryciem w pracowni i panna Auriel. W jej towarzystwie chłopak nie potrafił myśleć o niczym i nikim innym!
Bura należała się Auriel, ale Wierzba był jej partnerem w zbrodni. W jednej chwili naszła go refleksja - mógł pożyczyć coś od Iterbalda! Może nawet jedną z książek? Miał ich tyle! Było jednak za późno na powrót.
Półelf nie odpowiedział czarownikowi na stawiane mu zarzuty i groźby. Zadrżał, zdając sobie sprawę, że elf może odsunąć go od próby, jeśli tylko będzie miał taki kaprys!
Potoczył wystraszonym spojrzeniem rozszerzonych oczu po korytarzu, zerknął na Auriel, następnie na Iterbalda, w końcu spuszczając wzrok. Wyciągnął przed siebie ręce, wciąż ozdobione kajdanami. Czyż nie był więźniem? Sługa musiał słuchać swojej pani! Jego twarz przeszedł grymas, ukryty pod kurtyną włosów, a z gardła wydarł się pomruk. Drżenie wyciągniętych dłoni zdradziło, że nie radził sobie z sytuacją. O wiele bardziej wolał hasać po zamarzniętym lesie niż odpowiadać przed Iterbaldem.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

50
Wysoki elf nie do końca był zadowolony z obrotu sprawy. To on tu zadawał pytania, a nie na odwrót. Swojego niezadowolenia jednak nie wyraził słowem, a tylko ponownie zmarszczył cienkie brwi koloru wełny i westchnął w odpowiednio niskiej i ochrypłej tonacji.

- Żyje. Została przeniesiona do innej części Twierdzy, gdzie dochodzi do siebie...chyba- wbrew wszelkim oznaką Iterbald nawet grzecznie odpowiedział na pytanie, co nie oznaczało, że do końca postanowił odpuścić konsekwencję przyłapanym na ich nieudanej robocie zlodziejaszką.

Srogim spojrzeniem przeanalizował podstawione mu przez pomniejsze stworzenie żelazne kajdany. Następnie przeniósł wzrok na Auriel. Nagły błysk w jego oku sugerował, że w niebywale zręczny sposób udało mu się odtworzyć przebieg całej sprawy.

-Nowy jesteś- zaczął mówić już nieco łagodniej. -Przeto musisz wiedzieć, że wszelkie prośby i rozkazy wydawane przez tą małą wsze - rzucił pogardliwie. - muszą być ignorowane dla dobra ogółu, nawet jeśli zostałbyś zaszantażowany - O wielki mędrcu, dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej. Oszczędziłbyś nieszczęsnemu półelfikowy wiele trudu i działania wbrew sobie. No nic. Mleko zostało wylane i nic tego nie zmieni. Wierzba miał nadzieję, że błyskotliwy elf okaże mu łaskę i cała wina spadnie na pomysłodawczynie tejże zbrodni.

- Już mi tak nie ubliżaj - zbuntowała się złodziejka.

Naburmuszona powstała na zgrabne nogi i skrzyzowawszy ręce na piersi, zbliżyła się do białowłosego.

- Lepiej mi powiedz co kombinowałeś z tamtą dziewczyną, ty zbereźniku. I dlaczego nikt mi nie powiedział, że w całym tym zapyziałym zamku jest jeszcze jakaś dziewczyna? Mam dość towarzystwa starych bab i przemądrzałych chłopów - cała Auriel. Jeśli nie mogła odeprzeć ataku, sama stawała się atakującym.

- Zbereźny? Wypraszam sobie. Godzisz we mnie słowami, o, których znaczeniu pojęcia nie masz - odgryzł się.

Ujadająca na siebie dwójka zdawała się na moment zapomnieć o skulonym ze strachu sługusie. Zarówno jeden jak i drugi wzajemnie wyrzucali sobie wady i przywary. Kłótnia jednak nie należała do tych, które toczą ze sobą odwieczni wrogowie, a raczej jak sprzeczki między bratem a siostrą. Uszczypliwości sypały się obwicie, aż do momentu, gdy padło o jedno zdanie za dużo.

- Spójrz na siebie. Wielce dorosła, a zachowuje się jak szczeniak. Twój brat i matka wstydziliby się za ciebie. Wcale nie jesteś do nich podobna. - tymi słowami dotąd stoicki Iterbald przelał czarę goryczy. Uświadomiwszy sobie, że powiedział za dużo, przygryzł dolną wargę niemal do krwi. - Wybacz, poniosło mnie - przeprosił od razu, ale nadaremnie. Młodsza elfka zaczęła szlochać, a po jej policzkach popłynęły łzy.

- Nienawidze cię! - wykrzyczała i popchnąwszy z całych sił Iterbalda na ścianę, sama pobiegła schodami na dolne piętra i dalej w tylko jej znanym kierunku.

Wyraźnie zbulwersowany własnym zachowaniem elf nie wiedział co ma w tym momencie począć. Chociaż mocno tego chciał, nie mógł przywrócić spokoju ducha. Wybuch gniewu musiał być dla niego istną hańbą, z którą nie mógł sobie od tak poradzić.

-Masz jeszcze jakąś sprawę czy zapomniałeś jak się chodzi? - zapytał zamykając już drzwi od pokoiku. - Radziłbym ci, udać się na krótki spoczynek lub posilić się. Kucharki wróciły a i obrządki pogrzebowe powinny się już zakończyć. Pewnie nasz Władca niedługo wróci - drzwi zostały zamnknięte i zaryglowane. I znów Wierzbe pozostawiono samemu sobie.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

51
Iterbald nie wyglądał na takiego, który miałby w sobie choć krztynę współczucia, odrobinę dobroci, czy nawet ludzko-elfiej empatii. Pokazywał jednak po sobie wiele, rozmyślając nad losem Rudej. To znaczyło, że nie mogło być dobrze.

Wystraszony Wierzba, spodziewając się najgorszego, a na pewno przynajmniej kolejnego pół roku niewoli i pracy na rzecz twierdzy z powodu swoich występków, wyłapał wahanie w głosie dostojnika mimo swoich obaw.

- Skrzywdziłeś ją... - Bardziej oskarżył niż zapytał, mamrocząc pod nosem, bo cóż miało znaczyć to, że kobieta chyba do siebie dochodzi?! Skrzywdził złamaną kobietę swoimi czarodziejskimi sztuczkami, zmuszając Wierzbę, by mu pomógł! Mistrz musiał o tym usłyszeć. To Iterbald powinien siekać cebulkę i szorować kociołki!

Chłopak cofnął dłonie, drżące palce zaciskając w pięści. Spokojnie wysłuchał słów elfa, nie podnosząc głowy, jakby bojąc się po raz kolejny zobaczyć wyraz twarzy czarownika. Na pewno nie spodziewał się sprzeczki, która wyniknęła przez niezręcznie dobrane słowa.

Wycofał się, nie chcąc oberwać rykoszetem w wymianie zdań. Oparł się o kamienną ścianę korytarza. Jej chłód nieco łagodził jego własne emocje, niestety, te między jasnymi dostojnikami rozgorzały. Nawet Wierzba wyłapał, że stwierdzenie Iterbalda przekroczyło granicę. Opinia rodziny była ważna, a twierdzenie, że zmarli nie byliby zadowoleni, stało się ciosem poniżej pasa. Wierzba wierzył, że nawet jego matka, choć niejako sama pogardzana przez społeczeństwo wioski, byłaby z niego dumna. Udało mu się przeżyć w dziczy, a następnie znalazł sobie ciepłą posadę u boku jemu podobnych. Czyż nie był to sukces dla dzikusa z końca świata?

Wierzba chciał zrobić to samo, co Auriel - uderzyć, a przynajmniej pchnąć elfa, pokazać mu złość, którą rozpaliło w nim doprowadzenie panienki do płaczu. Zamiast tego, jedynie pokazał Iterbaldowi zęby w niewypowiedzianej groźbie, po czym rzucił się do biegu w tym samym kierunku, co półelfka. Musiał ją znaleźć, pocieszyć, upewnić się, że wszystko z nią w porządku. Nie powinna zostawać sama, gdy była w takim stanie psychicznym. Przecież była tylko kobietą, mogła zrobić coś głupiego.

Pędząc przez korytarze i schody, Wierzba zreflektował się, że tak naprawdę nie ma pojęcia, gdzie biegnie.

- Auriel? - Zapytał niemal bezgłośnie, sprawdzając, jak słowo ułoży się w ustach. Idealnie leżało na języku. - Auriel? Auriel?! - Wołał, rozglądając się za jasnym łebkiem panienki.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

52
Po dziewczynie nie było śladu. Znająca całą twierdzę jak własną kieszeń półelfka czmychła nie wiadomo gdzie i tylko dobiegające ze wszystkich kierunków echo czyiś pośpiesznie stawianych kroków zdradzało, że nadal mogła być w zasięgu goniącego za nią wspólnika w zbrodni. Na próżno jednak Wierzba miał błądzić po terenie bogatym w wiele pokręconych korytarzy i dziesiątki izdebek, chyba tylko żeby samemu się zgubić i narazić przypadkowemu strażnikowi. Wciąż bowiem pozostawał w niedozwolonej dla niego części. Prócz tego pozostawała sprawa nieubłaganie zbliżającej się godziny próby. Według zapewnień Iterbalda, obrządki pogrzebowe dobiegały końca, a wraz z nimi zbliżał się moment powrotu pomysłodawcy i głównego sędziego, rzekomo nierównego i z góry przesądzonego pojedynku.

Do tego czasu Wierzba miał jeszcze chwilę. Brak aktualnie nałożonych obowiązków zwalniał go z przymusu wykorzystania ostatnich wolnych godzin. Mógł robić co mu się żywnie podobało, oczywiście w granicach nałożonych na niego obostrzeń. Zjeść być może ostatni w życiu posiłek, zanim Szczerbaty wypruje mu wnętrzności, albo zamówić u Ergara komplet kończyn lub też najzwyczajniej w świecie, pójść się przespać. Opcji było wiele. Mógł również pokusić się o wybadanie faktycznego stanu Rudej, o ile ktoś wtajemniczony w sprawę zechce mu o tym opowiedzieć. Elf-czarownik nie napawał optymizmem. Dobrym było to, że lubujaca się w wilkołakach pannica żyła. Najwidoczniej Iterbald jako tako zachował ostrożność przy wchodzeniu w jej umysł, jednakże wzbudził też sporo wątpliwości swoją niepewnością, co do powrotu do zdrowia pacjentki. Cóż mógł mieć na myśli i co takiego znalazł w jej umyśle, że niemal zawsze spokojny, teraz tak łatwo dał się wyprowadzić z równowagi.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

53
Próżno było szukać Auriel, gdy ta nie chciała być znaleziona. Wierzba spodziewał się, że zniknęła za którymiś z drzwi i w samotności zdecydowała się przetrawić urazę, którą uraczył ją Iterbald. Nie potrzebowała wścibskiego półelfika, by dotrzymywał jej towarzystwa, tym bardziej, gdy był dla niej prawie całkowicie obcy. Nie był materiałem na przyjaciela, któremu można płakać w rękaw służebniczej koszulki. Nie był to również moment, by prosić ją o obiecaną pomoc w pojedynku za pomocą specyfików z laboratorium elfa. Będzie musiał poradzić sobie bez tego.

Wierzba nie miał wyjścia, jak tylko zająć się swoimi sprawami. Wieczór zbliżał się nieubłaganie, a pewność siebie zaczynała go opuszczać, gdy zniknęły sprawy, które skutecznie odwracały jego uwagę od nadchodzącego. Owszem, był do tego szkolony, ale prezentował sobą mizerną posturę i siłę, którą nie dorównywał wojownikom ze swojej wioski. Pamiętał, jak nawet najroślejsi, najsilniejsi łowcy wyruszali w swoją ostatnią podróż, przerwaną przez demony na szlakach Koziego Rogu, który górował nad zabudowaniami wioski. Skoro oni nie poradzili sobie z zagrożeniem, jak mały, półelfi Wierzba miał nie tyle pokonać demona, co przeżyć z nim spotkanie?

Dotąd zagwozdką był dla niego stan jego uzbrojenia - czy gorty strzał będą wystarczająco ostre? Czy toporek odpowiednio wyważony, a kozik wystarczająco długi, by przebić się przez skórę demona? Teraz stwierdził jednak, że to bez znaczenia. Nawet z magicznym mieczem Ogara mógłby nie mieć szans w starciu z potworem. Nie miał również ochoty na wczesną, być może ostatnią wieczerzę. Przez ostatnie dni z Obrońcami zjadł chyba więcej, niż przez cały poprzedzający je tydzień. Niemądrze było stawać do walki obżartym! Ponadto, narażał się na spotkanie z Hildą, która mogłaby namawiać go do rezygnacji z pojedynku. Wierzba bał się, że tym razem mógłby jej ulec.

Nie mógł zaprzątać sobie głowy kobietami - te zawsze odwracały uwagę mężczyzn od ważnych rzeczy! Rudej nie mógł już pomóc, Hilda służyła zbyt mądrą radą, Auriel pogardziła jego towarzystwem, chcąc być sama. Wierzba poszedł w jej ślady, zaszywając się w przeznaczonej mu izdebce.

Chowając nos pod gryzącą wełnę darowanego koca, zdjęty trwogą przed nadchodzącym pojedynkiem, cicho prosił przodków o wsparcie w trudnej chwili i mądrość, która pomogłaby mu pokonać demona i stać się kimś, aniżeli tylko dzikim, zwykłym Wierzbą.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

54
I tak nastał wieczór. Targany coraz większą ilością emocji i zwątpienia we własne siły czakał, aż gońcy Wielkiego Mistrza przyjdą po niego.

Puk, puk... rozebrzmiał denny odgłos stukania o drzwi. Serce młodego półelfa momentalnie przyśpieszyło tempo wystukiwanego rytmu. Poddenerwowany zerwał się z łóżka, aby otworzyć wyczekującym go gością.

- Jak ty chcesz walczyć bez zbroi i miecza? - gdy tylko drzwi zostały uchylone, gromki głos znanego krasnoluda uderzył po bębenkach uszu.

Stał on w towarzystwie jednego strażnika, którego zapewne przydzielono mu pod niemałym przymusem, gdyż ten niezbyt zachowywał jego zalecenia i rady odnośnie bezpieczeństwa przy kontakcie z więźniami. Nie ulegało wątpiwości, że w razie domniemanego ataku chudego półelfa, może nie najszybszy, ale za to definitywnie silnieszy Ergar bez większych trudności zgniótł by napastnika używając do tego zaledwie jednej ręki.

Na sparing z brodatym krasnoludem będzie jeszcze okazja, a tym czasem należało się odpowiednio przygotować do potyczki z lokalnym egzaminatorem umiejętności bojowych rycerzy tego specyficznego zakonu.
*** Cała trójca wyruszyła razem w dotąd nieznane i zakazane Wierzbie miejsce. Tuż przy zejściu do pracowni kowala odbili w lewo, wkrótce stając przy przylegającej doń murowanej szopce. Krasnolud wyszedł przed szereg i wyciągnął ze swojego fartucha pordzewiały klucz. Przekręcił zamek i odsunął się lekko na bok pozwalając by Wierzba mógł wejść jako pierwszy.

- Wybierz co ci się podoba - rzekł brodacz - Później dopasujemy elementy do twojego ciała - obiecał.

Swojego rodzaju magazyn zawierał w swoich wnętrznościach niezliczoną ilość elementów pancerza i wszelkiej maści dodatków. Na półelfie zrobiło to wrażenie, chociaż każda z widzianych zbroi i pancerzy lata świetności miała już za sobą. Pordzewiałe nity, porwane i poprzecinane? kolczugi, przeszyte na wylot skórzane zbroje. Ciche westchnienie wydostało się z ust nieco zawiedzionego kandydata na rycerza. Nie było się jednak czemu dziwić. Nikt przecież nie będzie marnował dobrego rynsztunku na zniszczenie w trakcie stronniczej potyczki. Zbroja miała jedynie zachować kości i wnętrzności penitenta przed zbytecznym strzaskaniem.

- Jeśli nie wiesz jak donrać strój, to zrobię to za ciebie. Powiedz tylko jaki styl walki będziesz chciał zastosować, a ja już dobiore odpowiedni strój - Ergar służył radą. Jego nieokiełznana wiedza w tym zakresie mogła okazać się pomocna, jednak ostateczny wybór należał do Wierzby. Czy zdecydiue się na coś, w czym zachowa swoją zręczność, a może woli cięższy, ale twardszy pancerz lub miks jednego i trugiego. Jaka strategia będzie najlepsza przeciwko oponentowi, o którym praktycznie nic nie wie.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

55
Nie planował spać, a i emocje nie pozwoliły mu choćby pomyśleć o chwili wytchnienia. Szepcząc modlitwy o wsparcie w nadchodzącym pojedynku, jak również prosząc, by w razie porażki przodkowie ciepło przyjęli go w swoim gronie, czekał sygnału od włodarzy zamku.

Wezwany pukaniem, drzwi otwierał jakby bez udziału woli. W uszach szumiał mu przepływ podburzonej krwi, choć ta zdawała się zupełnie odpłynąć z jego twarzy. Potrzebował chwili, by zrozumieć, kto po niego przyszedł i dlaczego. Strach paraliżował jego zmysły, odurzał jak jeden ze specyfików Iterbalda. Mając przed sobą widmo demona, jak również świadomość, że może zawieść Ogara, który pokładał w nim nadzieje, ani myślał atakować Ergara, jedną z niewielu przyjaznych dusz w Twierdzy. Nie brał nawet pod uwagę ucieczki. Ryzyko niepowodzenia było zbyt duże, a gdyby nawet uciekł - gdzie miałby pójść? Skończył z tułaniem się po świecie w sercu zimy. Tym razem mogłoby oznaczać to śmierć, z wychłodzenia lub spod miecza Obrońcy, jeśli ruszyliby w pościg za zbiegłym więźniem. Miał tylko dwie możliwości - umrzeć w pojedynku, jak mężczyzna, lub dowieść swojej wartości.

W pierwszej chwili darowane elementy zbroi przyjął z wdzięcznością, jednak spostrzegł również ślady, które na nich pozostawiono. Obiecał sobie, że pozostawi po sobie więcej aniżeli kolejną dziurę w pancerzu, kolejne zbroczone krwią nacięcie.

- Mój łuk. - Poprosił Ergara, bo od pancerza ważniejsza była broń. Być może zbroja utrzyma jego ciało w miejscu, ale cóż z tego, gdy w środku będzie strzaskane? - I topór

Wybór zajął Wierzbie więcej czasu, niż być może powinien. Z miejsca odrzucił wszelkie ciężkie napierśniki i płytowe ochrony. Nie nawykł do nich, nie umiał poruszać się odpowiednio, zapewne krępowałyby ruchy. Nie było sensu oddawać mobilności na rzecz złudnej ochrony.

Obejrzał się na krasnoluda, gotowy przyjąć jego propozycję pomocy. Chwycił w palce fragment kolczej koszulki, której, jak mu się wydawało, ogniwa pozostawały we względnej całości. Choć swoim zwyczajem nic nie mówił, w jego oczach czaiło się nieme pytanie. Czy to dobry wybór? Czy jakikolwiek wybór miał teraz znaczenie? Zbroja miała go nie obciążać i nie krępować ruchów. Dotąd poruszał się w skórzanej kurtce, ale mając możliwość dobrania czegoś bardziej odpornego, chciał z niej skorzystać.

Zamiast pytań o zbroję, w jego głowie kotłowały się inne: czy naprawdę pozwolicie mi umrzeć?
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

56
Ergar ocenił niemo wybór półelfa. Spoglądał to na niego, to na trzymaną w ręku kolczugę i z powrotem. Cmoknął po kilkakroć, zakręcił wąsem i wydał swój werdykt.

- Pancerze kolcze są rzeczywiście najlepsze jeśli chodzi o swobodę ruchu, ale potrafią ważyć sporo - wyjaśnił. - A w twoim przypadku...wiesz co mam na myśli- nie powiedział wprost, ale Wierzba domyślił się o co chodzi. Jego wątłej budowy ciało mogło nie podołać dźwignięcia dodatkowego ciężaru, a nawet jeśli, to sprawność poruszania się z całą pewnością mogłaby ulec znacznemu pogorszeniu.

Widząc bezradność wojownika krasnolud sam przystąpił do przebierania wśród dziesiątków najróżniejszych elementów. Przerzucał z jednego miejsca na drugie zawadzający mu sprzęt, mamrocząc coś pod nosem o rybich łuskach.

- To będzie odpowiednie - oznajmił zadowolony.

Potężne łapska ściskały brunatny kawał skóry. Wzorowana na pancerzu łuskowym i przebijana ćwiekami na każdej łusce kamizelka prezentowała się dość licho. Wycięta na kształt większego podkoszulka chroniła zaledwie najważniejsze organy wewnętrzne, a i tak przy silnym uderzeniu mogło się okazać, że będzie niewystarczająca. Praktycznie niewystarczająca osłona ramion, szyi oraz znikome okrycie krocza tym bardziej nie napawało optymizmem. Pocieszającym było jednak to, że chociaż z wyglądu słaba, ale jako jedna z niewielu nosiła najmniej zadrapań i śladów uszkodzeń. Czyżby nie mogła być, aż taka zła? Z drugiej strony po co jakiejś marze celować w korpus, skoro bez większych problemów mogła odciąć nogi, ręce o głowie nie mówiąc.

- Może nie wygląda najpewniej - Ergar przyznał oczywiste - Ale jak dla ciebie będzie idealna - żartował?

Niekoniecznie. Pancerz zapewniał zaledwie minimalne poczucie bezpieczeństwa, ale posiadał za to spory atut, jakimi nie mogły poszczycić się inne zbroje. Niebywała lekkość i elastyczność, a przy tym stosunkowa twardość praktycznie nie krępowały ruchów. Po założeniu, sprawność pozostawała niemal taka sama, jak gdyby osoba ją nosząca miała na sobie zwykłe, nieco grubsze ubrania. Świetnie. Pierwsza zasada niewygrywalnych potyczek mówiła nie daj się trafić, a wszystko będzie dobrze, czegoż chcieć więcej. Skacząc na lewo i prawo, i unikając ciosów Wierzba najzwyczajniej w świecie mógł po prostu poczekać, aż demon się zmęczy i wtedy wyprowadzić uderzenie. Tylko jaką wytrzymałość posiadał ten stwór?

- Gdzieś jeszcze leży przeszywanica, nogawice i karwasze. Niczego więcej nie będziesz potrzebował - dał kolejny powód do uśmiechu, uśmiechu przez łzy. Nic więcej nie będziesz potrzebował... - oczywiście, po co komu więcej. Szczerbaty i tak porozrywa całość na strzępy. Szkoda uzbrojenia.

- Mam już wszystko. Idźmy to nieco odświeżyć i dopasować do mojej pracowni - Jak powiedział, tak zrobili. Udali się więc do kuźni i tam spędzili ostatnie chwile przed rozpoczęciem próby.
*** - Gotowe! - brodaty ogłosił wszem i wobec, że czynności związane z renowacją zbroi skończone.

Ściągnąwszy robótkę ze stołu od razu przeszedł do ubierania w nią nowego właściciela. Wszystko pasowało jak ulał. Nic nie cisnęło, ani też nie odstawało, skręt tułowia w każdym kierunku przebiegał płynnie i naturalnie. Istna robota mistrza.
Spoiler:
Na gratulacje i podziękowania nie było czasu. Oto bowiem dzwony wybiły pełną godzinę i należało się udać we wskazane miejsce boju. Przyodziany w wieczorny strój półelf został odprowadzony z pocieszającym go Ergarem i dotąd milczącym strażnikiem.

Przeszli przez dziedziniec, a następnie skręcili do koszar, gdzie po krótkiej rozmowie z odźwiernym otworzono im bramy. Znaleźli się w samym centrum szkoleniowym obrońców. Ogromny plac podzielono na kilka części. W jednej umieszczono ćwiczebne manekiny, w innej urządzono ruchomy tor przeszkód, a w jeszcze innej młodych adeptów szkolono w walce wręcz. Wierzba tylko tyle zdołał wychwycić, gdy świat został przed nim zakryty przez mury kolejnego budynku, w który właśnie wkraczali.

Minęło kilka minut zanim pokonali ostatni stopień schodów prowadzących w dół. Wokół tylko lita skała. Zdawało się, że schodzą do samego dna piekła. Dna, z którego bił rześki powiew chłodu.

Wkrótce byli już na miejscu. W sporawej wielkości salce pozostawiono wszelkie sprzęty zapewniające wygodę przystępującym do walki. Obite w miękki materiał siedziska, miska ze świeżymi owocami i suszonym miejscem oraz dzban z winem. Nie mogło również zabraknąć paleniska i warsztatu do szybkich napraw. Dalej z pomieszczenia biegła kolejna odnoga wąskiego przejścia zakończona kratami, za którymi oślepiające światło uniemożliwiało rozpoznanie terenu za nimi.

- Tu się roztajemy - z niemałym smutkiem orzekł Ergar. - Gdy nastanie twoja godzina, żelazne kraty zostaną otwarte, a ty wypędzony za nie. A po ich przekroczeniu, niech cię Turonion ma w swej opiece. Do tego czasu rozkoszuj się jadłem i ciepłem ogniska. Wkrótce też ktoś powinien dostarczyć ci skonfiskowaną broń- odpowiedział na dawno zadane pytanie. Ale jak dla mnie. Łuk będzie bezużyteczny. Nie zdążysz naciągnąć cięciwy, a... - urwał w połowie zganiony badawczym spojrzeniem strażnika. Ukłonił się i wyszedł ryglowanymi od drugiej strony drzwiami prowadzącymi najpewniej na trybuny. Zamiast niego pojawiło się dwóch kolejnych zbrojnych, którzy obstawili wszelkie drogi ucieczki.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

57
Wierzba dokonał złego wyboru - nie pierwszy i nie ostatni raz. Na szczęście miał Ergara, który służył wiedzą i wsparciem. Krasnolud miał rację, ale jego stwierdzenie ubodło i tak już zmiażdżone ego. Półelf westchnął, marszcząc delikatnie nos i zagryzając wargę. Musiał zdać się na opinię eksperta.

Nie wcinał się Ergarowi, gdy ten przeszukiwał zasoby zbrojowni, by w końcu wybrać coś odpowiedniego dla wątłego ciała. Skórzana koszulka wyglądała licho, ale kimże był, by dyskutować, gdy Ergar wydawał się zadowolony z wyboru?
Spoiler:


Spodziewał się, że szkoda krasnoludowi marnować dobre zbroje na kogoś, kto polegnie w pierwszych sekundach starcia. Zresztą, jakikolwiek cios ze strony demona mógł skończyć się śmiercią pojedynkowicza. Wierzba równie dobrze mógł wyskoczyć na arenę nagi. Pancerz miał się stać dodatkowym atutem, drugą szansą od losu, aniżeli czymś, czemu warto ufać na tyle, by poświęcić życie. Jeśli umiejętności nie uratują Wierzby, nic nie będzie w stanie uchronić go przed śmiercią.

- Dziękuję. - Odezwał się, bo mimo wszystko doceniał starania Ergara w pomocy i rozluźnieniu atmosfery gęstej jak kwaśne mleko.

Prace zbrojmistrza były godne podziwu i Wierzba, przywdziawszy zbroję, chyba pierwszy raz w życiu poczuł się jak prawdziwy wojownik, godzien reprezentować nie tylko swoją wioskę, ale również mistrza Silwatera. Nim jednak nowo mianowany kandydat na kandydata na rycerza miał czas, by znaleźć wypolerowany kawałek blachy, w którym mógłby w pełni podziwiać odbicie swojego jestestwa, dzwony zakomunikowały, że nadszedł czas.

Kilka głębszych wdechów miało uniemożliwić trwodze owładnięcie serca chłopaka. Skoncentrowany na nadchodzącej walce, podążył za Ergarem, nie rozglądając się zanadto na boki. Bał się dostrzec powątpiewające spojrzenia mieszkańców zamku, może nawet żal w oczach tych, których zdążył poznać. Zacisnął szczęki tak mocno, że aż zaczęły boleć go zęby. Oby nie trzasnęły, jeden szczerbaty w Twierdzy wystarczył.

Rady Ergara po raz kolejny okazały się nieocenione. Wierzba z jakiegoś powodu przyjął za pewnik, że demon będzie wielką kupą mięcha, zębów i pazurów, nad którą będzie przeważał szybkością. Wydawało się jednak, że i tym razem się pomylił. Musiał nastawić się na walkę w zwarciu.

Nie odezwał się już do krasnoluda, jedynie skinął mu głową w niemej podzięce. Naiwnie i dziecinnie liczył na uścisk czy choćby poklepanie po plecach. Te na pewno poprawiłyby jego stan psychiczny, jednak nigdy nie nadeszły.

Nie częstował się ani jadłem, ani napitkiem, ani wygodami. Nie był w stanie usiąść spokojnie, więc stanął na środku izdebki, rozciągając mięśnie, raz po raz sprawdzając swoją mobilność w zbroi i starając się nie gryźć palców, zdradzając zdenerowanie. Dostarczone mu bronie również zamierzał wykorzystać do rozgrzewki. Nie miał ich w rękach od kilku dni, ale to nie znaczyło, że zapomniał, jak się walczy.

Wierzba nie był gotowy do walki, ale nie dało się ukryć, że nigdy naprawdę nie byłby przygotowany do pojedynku sam na sam z potworem. Jeśli zostanie wezwany, przejdzie przez bramę i pokaże, na co go stać.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

58
Krzątaninę z kąta w kąt przerwało kolejne uchylenie ryglowanych drzwi. Strażnicy odruchowo postawili się na baczność, ale gdy tylko spostrzeżono kto idzie, zaraz rozluźnili szyk i wrócili do podpierania ścian i paplaniny o tylko sobie znanych sprawach.

Cóż za zdziwienie ogarnęło Wierzbę, że doręczycielem jego uzbrojenia został nie kto inny, jak ten, któremu przed paroma dniami uratował życie.

- Pan Słomian... znacz Wierzba!- wrzasnął uradowany Antoni. Co on tu robił, nikt nie miał pojęcia. Najwidoczniej wieści o kolejnym pojedynku z potworem rozniosły się poza mury Twierdzy i dotarły do uszu odpoczywających na urlopie kompanów felernej wędrówki.

Chłopiec potruchtał ochoczo w stronę wybawcy, w rękach ściskając jakieś zawiniątka. Nim wypowiedział kolejne słowa ukłonił się grzecznie i rozwiązawszy supełek odkrył skrywany w ręku oręż. Toporki, łuk i kołczan z dziesięcioma sztukami strzał zajaśniały pomarańczowo-żółtym światłem pochodni. Wszystko prezentowało się wyśmienicie. Toporki zostały wypolerowane i naostrzone, a cięciwa łuku zmieniona na nową. Ktoś najwyraźniej zadbał o to, aby rekrut dumnych zabójców wszelkiego potwora nie biegał z pordzewiałym rynsztunkiem, a chociaż w minimalnym stopniu prezentował sobą należytą godność.

- Mam jeszcze panu przekazać jedno - Andzia nachylił się do ucha półelfa i rzuciwszy prędko okiem na straż, wyszeptał.- Specyfik trzeba wypić na krótko zanim rozpocznie się pojedynek. Minie pewien czas zanim zacznie działać - ku uciesze Wierzby rozgoryczona Auriel nie zapomniała o swoim długu. Wysyłając stajennego w roli szpiega poinstruowała jak należy obchodzić się z miksturą. Ta dziewczyna jednak miała łeb na karku. Po co miałaby się narażać na niepotrzebną uwagę i podejrzenia, jeśli mogła użyć do tego niewinnego stajennego. Istna lisica.

-Odwrócę ich uwagę. Wtedy nadarzy się okazja - szeptał dalej.

Speszony przyglądającym się im zbrojnym, Andzia odstąpił od przeciągającego się skłonu i wydając z siebie odgłos nerwowego śmiechu dodał na odchodnym.

- Będziemy panu kibicować. Jesteśmy tu chyba wszyscy. Znaczy ja, Abram, Smartus, Logan, Ksawier i paru innych. Liczymy na pana - Wierzba nie wiedział czy ma z tego powodu okazać radość czy wręcz przeciwnie, zatrwożyć się jeszcze bardziej. Jakby obecność samego Ogara nie była zbyt przejmująca, to w dodatku szansy na zobaczenie błazenady nie mogli przepuścić i inni członkowie świty. Ciekawe było, ilu się ich ostatecznie zebrało.

Pilnujący gladiatora strażnicy zaczynali się irytować obecnością chłopca. Poganiając go do wyjścia chcieli zakończyć już denną służbę i przejść do wyższej kondygnacji, aby samemu móc rozkoszować się widokiem mającej nastąpić masakry. Toteż ukłoniwszy się po raz ostatni, Antek czym prędzej doskoczył do drzwi i usilnie się z nimi szarpiąc, próbował je otworzyć. Rozrechotani mężczyźni nabijali się z niego strasznie, na chwilę tracąc z oczu półelfa sięgającego właśnie po niewielki flakonik.
*** Ledwo zdążywszy ponownie zapoznać się z własnym uzbrojeniem, gong oznaczający sądną godzinę rozbrzmiał niosąc echo po wszystkich zakamarkach podziemnej areny. Trzej zbrojni ustawili się w szyku i stojąc po bokach oraz w na tyle, odprowadzili go pod samą bramę, którą właśnie otwierano. Pięć ostatnich kroków półelf pokonał sam, a gdy tylko wkroczył na arenę, żelazne kraty na powrót się za nim zamknęły.
Obrazek
Mniej więcej okrągła pieczara, szeroka na dziesiątki metrów i wysoka na drugie tyle przytłaczała swoimi rozmiarami i surowością. Pomimo braku okien i pochodni, docierające z ogromnego otworu promienie słońca dawały radę oświetlić niemal każdy kąt, a to wszystko za sprawą systemu zmyślnie ułożonych luster, także nie było chyba miejsca, gdzie można się ukryć. Krasnoludzka robota - pomyślał robiąc kolejne kroki w stronę środka areny, na której bez trudu można było zorganizować wyścigi konne.

- Wierzbo! Czy jesteś gotów stanąć oko w oko z bestią i dowieść swojej wartości? - gromki głos Ogara wypełnił całą dostępną przestrzeń.

W jednej z arkad znajdujących się powyżej areny rozbłysł niebieskawy płomień i z mroku wyłonił się główny sędzia. Na twarzy malowało mu się zmęczenia lub znużenie. Po jego prawicy miejsce zajął Markus, a lewicę zaś Iterbald. Auriel nie było wśród nich.

Stawiam sto sztuk koron, że przegra; Ja daje pięćdziesiąt, że zginie; Dziesięć za każdą połamaną kość - skryta w mroku widownia okrutnie stawiała zakłady. A wszystkie z nich na nieszczęście półelfa.

- Dobrze więc. Pojedynek czas zacząć - orzekł Mistrz i gong zabił po raz drugi. Publika pogwizdywała.

Rozległ się dźwięk podnoszonych krat. Z naprzeciwka wyszła grupka ciężkozbrojnych rycerzy, po środku, której przebijała się postać oponenta. Stanęli oni na trzydzieści metrów od Wierzby i oswobodziwszy straszydło, schowali się za bramą, z której wyszli.

Czyżby ponownie zakpiono z biednego półelfa? Gdy tylko stwór ukazał się w bladym świetle, Wierzbie zebrało się na prychnięcie.
Jego przeciwnikiem miał być starzec? Jaja sobie z niego robili? Wychudły na ciele, jednak wciąż umięśniony, o długich, siwych włosach i szponiastych dłoniach zakończonych dawno nieobcinanymi pazurami oraz ogołocony do połowy z ubrań, prezentował istnie żałosny widok. I jakby tego było mało, na szyi zapięto mu stalową obrożę. Bestialstwo.
Obrazek



- Wyczuwam...mieszańca - rzekł staruch ochrypłym głosem.

Jak to było możliwe? Dziadek ledwie otwierał powieki, a mimo to już po pierwszych sekundach odgadł pochodzenie nieznajomego mu osobnika. Odpowiedzi na to pytanie dostarczył sam Ogar.

- Wierzbo, poznaj swojego przeciwnika. Draco'ni - wampir smoczycy. - Wampir!? Wierzba stawał do walki z prawdziwym wampirem? Czy oni naprawdę chcieli go uśmiercić. Stróżka potu pociekła po plecach mizernego długoucha.

- Ach, już myślałem, że brak ci syna i przygarnąłeś tego półelfa, ha! - Draco'ni kpił bezkarnie z samego Wielkiego Ogara. Szeroki uśmiech jaki zagościł na jego pomarszczonej twarzy odkrył powód przydomku jaki mu nadano. Brakowało mu kilku przednich zębów, w tym długiego kła, którym wbijał się w ofiary, by wyssać im krew.

Dotąd hałaśliwy tłum zamilkł. Cichy pomruk wydobył się z gardzieli Ogara. Markus znaglił bezczelnego wampira, jednak Mistrz go zaraz uciszył.

- Jeśli on nie da ci rady, sam tam zejdę i spuszczę ci łomot - odgrażał się.

- Zapraszam. Zobaczymy czy wiek nie przytłumił twoich umiejętności - starzec ukłonił się szyderczo.

Krótka wymiana uprzejmości dobiegła końca. Gong zadudnił trzeci raz. Pojedynku nastał czas.

- No, pokaż co tam umiesz - wampir zachęcał do wykonania pierwszego uderzenia.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

59
Pojawienie się Antoniego było miłym akcentem przed zbliżającą się bitwą. Widząc podarki, które przyniósł stajenny, Wierzba w podzięce ścisnął jego ramię, nie zdobył się jednak na żadne słowo. Zdenerwowanie zacisnęło swoją dłoń na jego gardle, w żelaznym uścisku nie pozwalając mu wydobyć z siebie choć pomruku bez zagrożenia łamiącym się głosem.

Broń wyglądała lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej, półelf wiedział jednak, że to nie wystarczyło. To mikstura mogła pomóc mu w wygraniu pojedynku. Po raz kolejny ogarnęły go jednak wątpliwości. Nie sądził, by Mistrz był zadowolony, gdyby odkrył, że wspomagał się magią, by wygrać pojedynek. Wierzba pamiętał kolumnę zbrojnych, zbliżających się na swoich ogierach - nie w magii tkwiła ich siła! Jeśli chciał być jednym z nich, nie mógł uciekać się do drobnych oszustw. Za magię musiało posłużyć mu wsparcie być może przyszłych braci zakonnych. Jeszcze raz dziękując Andzi, tym razem krótkim skinięciem głową, schował fiolkę za pazuchę, tak, by nikt jej nie zauważył, gdy Antek siłował się z drzwiami. Mikstura będzie jeszcze miała swój czas.

Arena pozostawiała wiele do życzenia. Wierzba dałby wiele za osłony, czy też inne elementy, za którymi mógłby skryć się przed nadchodzącymi ciosami. Ledwie zdoałał dostrzec surowość pola bitwy, gdy szum, który zagościł w jego uszach, przerwał głos Ogara.

Wierzba zwrócił się w kierunku Mistrza. Po raz kolejny papugując sługi, skłonił się przed Silwaterem, oddając mu nie tylko pokłon, ale również swoje usługi, jak i życie. Jak Wierzba rozumiał, to od Mistrza zależało, kiedy pojedynek się skończy - po śmierci śmiałka, czy przed nią, dając mu szansę do ujrzenie kolejnego świtu. W każdym wyobrażeniu, każdym śnie, Wierzba widział ogromną górę mięśni i mocy, ogra, który wielkimi łapskami jest gotów rozmiażdżyć go na papkę. Tymczasem przeciwnik prezentował się... ludzko. Niekoniecznie było to złe - większość humanoidalnych istot miała te same słabe punkty - gardziel, oczy, miękkie części brzucha. Wystarczył jeden celny cios, by powalić nawet najsilniejszego przeciwnika. Słowa Ogara rozwiały wątpliwości.

- Wampir. - Warknął Wierzba, nazwany w brzydki sposób przez swojego oponenta. Wysyczał słowo przez zęby, jakby samo ono było oblegą. Znał opowieści o wampirach, ale drobne ludowe przekazy nie przygotowały go na to spotkanie. Nie do końca wiedział, z czym będzie się mierzył.

Kpiny z Ogara nie mogły pójść płazem. Wierzba przygotował się do pierwszego ataku. Łuk nie był dobrą bronią do walki na otwartym polu, tym bardziej, gdy był sam i nie miał nikogo, kto mógłby zająć przeciwnika w zwarciu. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał odrzucić broń dystansową, tym bardziej, jeśli wampir okaże się tak szybki, jakim malował go Ergar. Dla odwrócenia uwagi, a może po prostu zaczęcia pojedynku, naciągnął cięciwę i posłał pierwszą strzałę w kierunku starca. Celował prosto w gardło, ale nie sądził, by strzała dosięgnęła celu. Tuż po tym, jak cięciwa zaśpiewała, wypuszczając pocisk, Wierzba opuścił łuk, a w wolną dłoń złapał toporek. Przygotowany był do ataku ze strony wampira. Na lekko ugiętych nogach, rozstawionych dla lepszej stabilności, czekał na jego ruch.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

60
Strzała poszybowała wprost w stronę wampira. Celne oko półelfa perfekcyjnie wymierzyło miejsce, w które sobie wybrał i wszystko wskazywało na to, że grot osiągnie cel.

Widząc zbliżający się koniec Draco'ni uśmiechnął się pod nosem jakby na chwilę przed śmiercią postradał zmysły. Czubek trójkątnego kawałka metalu już prawie dotykał bladej skóry, kiedy nadzwyczajnie szybkim ruchem starzec odchylił się na bok, omijając tym samym strzałę dosłownie o kilka milimetrów. Następnie obejrzał się za siebie jakby podążając z ciekawości za oddalającą się lotką.

- Masz dobre oko - pochwalił kpiarsko łucznika. - Spróbuj jeszcze raz, może ci się uda - podjudzał do wypuszczenia kolejnej strzały, dodatkowo rozkładając ręce dla pozornego ułatwienia sprawy.

Z trybun rozległy się pierwsze szepty i śmiechy. Najwyraźniej rozbawiona zachętami wampira publika zaczynała stroić sobie żarty. Nie wiadomo tylko czy z samego śmieszka czy raczej z trudzącego się Wierzby.

- Mam zamknąć oczy, abyś miał szansę? - zakpił kolejny raz.

Auriel miała rację. Szczerbaty to kawał cwaniaka. Nic więc dziwnego, że został zamknięty w najgłębszym lochu. Nikt by z nim długo nie wytrzymał. Bezustanne dogryzanie i świadomość, że gbur nie zostanie ukarany srożej niż ograniczeniem specyficznej racji żywnościowej, potrafiło napsuć krwi pechowca, który akurat go pilnował... lub toczył z nim pojedynek.

Jaka szkoda, że wszelkie dotychczasowe starania pozostawały niezauważone dla oka najważniejszych osób. Markus, Iterbald, a także Ogar zajęci byli ożywioną rozmową. W sumie nie było się czemu dziwić. Domniemany wynik starcia każdy mógł łatwo przewidzieć. Dlaczegóż więc tak ważne osobistości miałyby zawracać sobie głowę. Jeśli Wierzba chciał zwrócić na siebie ich uwagę, musiał się nieźle postarać.

- O, o! Albo wiem. Podejdę bliżej. Może wtedy - Szczerbaty nie dawał o sobie zapomnieć. Obniżywszy swoją pozycję ruszył przed siebie niczym wściekły pies. Będąc bezustannie wpół pochylonym gnał z zawrotną prędkością. Jedną rękę wyciągnął przed siebie, drugą trzymał w tyle z palcami przyszykowanymi do wymierzenia ciosu wyprowadzonego od dołu ku górze.

- Ciach, ciach i krwi poczuję twojej smak - mamrotał maniakalne doskakując do Wierzby.

Wróć do „Turon”