Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

16
Na pomysł o zmyciu z siebie resztek sadzy było za późno, bo oto z nieopodal otwartych na oścież drzwi dobiegł, znajomy głos Hildy. Już przed wejściem do kuchni szło się domyślić, że doszło do jakiejś draki. Oto sama kucharka ganiała z miotłą i wyzywała coś lub kogoś od wstrętnych podjadaczy, żarłoków i pasibrzuchów. Czyżby jaka mysz zdołała wedrzeć się do pilnie strzeżonej twierdzy i niepostrzeżenie plądrowała zapasy, aż tu została nakryta przez gospodynię?

Zbliżywszy się do wejścia Wierzba wreszcie mógł lepiej zrozumieć powód całego zamieszania. Stanąwszy w progu jego oczom ukazał się zgoła komiczny widok, bowiem żarłoczną myszą został okrzyknięty nie kto inny, jak sama córa Wielkiego Mistrza. Policzki miała wydęte jak chomik, a w jej rękach znajdowało się sporo małych, okrągłych ciasteczek z marmoladą. Biegała po całej kuchni przeżuwając zawartość ust, a w ślad za nią podążała tęga baba, usilnie starając się trzepnąć miotłą niesforną pannicę.

Wtem złodziej ciasteczek postanowił opuścić pomieszczenie i skracając sobie drogę przez środek stołu, wyskoczył głównymi drzwiami, na swoje nieszczęście przygrzmocił w stojącego przy nich półelfa. Odbita siłą impetu pannica przysiadła pośladkami na zimnej podłodze i zapierając się odruchowo rękoma, upuściła łup, który rozsypał się wokół i na niej samej. Na takowe potknięcie czekała zmachana obrończyni wszelkiego dobra. Zaraz dopadłszy intruza, siekła ją przez łeb miotłą, na co tamta zareagowała piskiem. Skoczywszy prędko na nogi, upaćkana okruszkami i marmoladą Auriel, popędziła w swoją stronę, na odchodnym zgarniając kolejnego klapsa w tyłek.

- Słowo daje, jeszcze raz cię tu zobaczę… - zagroziła kucharka, orientując się, że ktoś ma do niej sprawę. - To ty! Słyszałam, że zostałeś służącym- z początku zdziwiona wizytą jeńca-sługi, zabrała się do sprzątania bałaganu, zaraz wymyślając całą listę prac do wykonania, jakiś miał się podjąć.

Jak przewidywał Markus, w kuchni rzeczywiście było co robić. Obieranie i krojenie warzyw, oprawienie mięsa, zmywanie naczyń i wiele więcej robótek czekało do wykonania. Zanim jednak dopuszczono pomocnika, do czegokolwiek, nakazano mu pierw obmyć twarz i ręce w jednej z wanienek. Dopiero po tym mógł przystąpić, do któregokolwiek zajęcia.

- A teraz idź tymi schodami na piętro i pomóż nakryć do stołu – rzekła kobiecina, wskazując palcem na kolejne drzwi, za którymi biegły schodki wprost do jadalni. Sama zaś nie odrywała oczu od przyrządzania kilku ubitych tego ranka gęsi.

Prócz niej w kuchni krzątało się kilka innych pomocnic, zręcznie wykonujących swoją pracę. Ze wstawionych na kamienny piec garnków dolatywały przepyszne zapachy, nic więc dziwnego, że co słabszy na woli osobnik, pokusił się o wcześniejsze skosztowanie dań, nawet ryzykując przy tym migreną i obrzękiem dolnych partii pleców.

- I pamiętaj! - przypomniała sobie o czymś. - Jeśli zobaczysz, że ta nienażarta cwaniara niebezpiecznie blisko zacznie podchodzić do schodków, zaraz stań jej na drodze, a w konieczności i sieknij ręcznikiem. Wszelkie konsekwencję biorę na siebie – mówiła z powagą.

- Ciekawe po kim ona ma taki apetyt, bo Mistrz nie wydaje mi się na takiego, co jadłby bez końca – zagaiła jedna z pozostałych kucharek, podstępnie wciągając Hildę do kolejnej pogaduchy, którymi tak lubiły sobie umilać czas.

- Starowinka Moli by wiedziała – odpowiedziała tamta. - Pracowała tu jeszcze za czasów Mistrzyni Lauriel. Powiedziałaby od razu - kucharka zaczęła się rozkręcać.

- Tak, szkoda, że już jej nie ma – przyznała pierwsza.

- A co z tym elfikiem, jak mu tam było... Iterbaldem – do rozmowy włączyła się kolejna. - Podobno on i pani Lauriel wywodzą się z tej samej wioski i długo ze sobą podróżowali – plotła.

- Pal licho z nim – Hilda wymownie nim wzgardziła. - Prędzej moje haluksy się wyprostują, niż on okaże nam łaskę i uniży się do rozmowy z nami – wyraźna niechęć do majestatycznego elfa przebijała się przez jej usta.

Dalsza rozmowa zbiegła na zupełnie inne tematy, zupełnie nieinteresujące półelfa. Nie było też co tracić czasu. Pora obiadowa zbliżała się nieubłaganie, a stół pozostawał nadal nienakryty. Aż strach było pomyśleć co by się stało, gdyby przyszedłszy na posiłek, najwięksi dostojnicy nie zastaliby suto nakrytego blatu, z perfekcyjnie porozstawianą zastawą. To więc sługus, który już wcześniej zajął się przygotowaniami, popędzał pomagiera, od czasu do czasu tłumacząc mu ogólne zasady rozstawiania talerzy i talerzyków, widelcy i widelczyków.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

17
Wierzbie śpieszno było do spotkania z Hildą. Kobieta wydawała się szorstka w obyciu, ale pozytywnie nastawiona do swoich towarzyszy, nawet do Wierzby - nie miało znaczenia to, że niemal pobiła go przy opatrywaniu ran Rudej! Po tym, jak zaoferował pomoc, potraktowała go zupełnie inaczej, a nawet czegoś nauczyła. Nie mogła być taka zła.
Jednak przed wpadnięciem w objęcia Hildy, chłopaka powstrzymała inna kobieta, która bez ostrzeżenia naruszyła jego strefę intymną, odbijając się od bogom ducha winnego Wierzby i nieomal przewracając również jego. Chwilę zajęło mu zrozumienie, czego jest świadkiem - czyżby panna córka mistrza nie była taka idealna, jak jawiła się Wierzbie? Poznawał coraz to kolejne strony Aurelii, a każda była coraz bardziej zaskakująca. Spojrzał na Hildę pytająco, kiedy córka się ulotniła, ale nie spodziewał się otrzymać żadnych odpowiedzi. Zresztą, kucharka zaraz skupiła się na nowym pomocniku, zlecając mu coraz to nowe zadania. Wierzba przy przygotowywaniu potraw czuł się pewnie, gdy nieraz przyszło mu gotować razem z matką i innymi kobietami w wiosce, po tym, jak mężczyźni odsuwali go od innych, bardziej przystających wojownikowi zajęć.
Praca szła mu sprawnie i gdyby częściej lądował między kucharkami, pewnie mógłby nawet polubić taki stan rzeczy. Zdecydowanie pasował tu bardziej, niż do kuźni. W międzyczasie postarał się zebrać jedno z upuszczonych przez Aurelię ciastek. Przezornie schował je pod ubranie. Nadstawiwszy spiczastych uszu na rozmowy, starał się zapamiętać jak najwięcej, choć samemu nie miał nic do dodania w temacie plotek o członkach dworu.
Prawdziwe schody zaczęły się przy rozstawianiu sztućców. Choć Wierzba starał się zapamiętać instrukcje, nie mógł pojąć, po co komu coś więcej, aniżeli drewniana łyżka. Zresztą, widział wojów jedzących w obozie - żaden nie miał pięciu różnych rodzajów sztućców, równo ułożonych przy talerzyku! Na niepowodzenie w pracy chłopaka wpływ miało również to, że rozglądał się z nadzieją dostrzeżenia Aurelii skradającej się do kuchni, nawet jeśli nie planował używać przeciwko niej ścierki.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

18
Przygotowania do wieczerzy szły pełną parą. Półelfi sługus starał się jak mógł przy nakrywaniu obrusa i rozstawianiu zastawy. A że związane z tym zasady były mu obce, zaraz jak tylko ułożył według uznania talerzyki i szklanki, drugi lokaj poprawiał po nim, układając wszystko tak jak należy. Wspólnymi siłami przygotowań nadszedł koniec i to w samą porę, bowiem biesiadnicy właśnie zaczynali się schodzić. Jako pierwszy zasiadł Ogar, zajmując rzecz jasna zaszczytne miejsce przy krótszej krawędzi stołu. Po jego prawicy usiadł Markus, a po lewej stronie lekko nieokrzesana córka. Po przeciwnej stronie natomiast usadowił się Iterbald, chociaż wyglądał raczej na takiego, co zjawił się z grzeczności i na wyraźne zaproszenie, niż rzeczywiście owe miejsce było mu przypisane na stałe. Dalej dosiadł się spóźniony krasnolud, gdyż w momencie przybycia, pierwsze potrawy już od kilku minut stygły na stole.

- Mój drogi Iterbaldzie, wybacz, że zawracam ci głowę, ale mam do ciebie sprawę – rzekł wyjątkowo grzecznie Wielki Mistrz.

- Do usług – odpowiedział tamten.

- Musisz użyć na kimś twoich sztuczek. Czuję, że jest w posiadaniu cennej wiedzy, ale milczy jak zaklęty i nie daje się niczym przekupić – Ogar wyjaśnił w pół tajemniczy sposób o co chodzi.

Na słowo „sztuczki” Ergar mało nie zadławił się przeżuwanym kawałkiem gęsi. Opróżniwszy kielich, od razu kazał sobie go uzupełnić nową partią wina. Przetarłszy załzawione oczy spoglądał to na Mistrza, to na elfa, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.

- Zdajesz sobie sprawę jak może się to skończyć – przestrzegł go elf.

- Wiem, ale trzeba podjąć to ryzyko. Chcę wiedzieć o wszystkim. Skąd pochodzi, kim byli rodzice, jak doszło do poznania z drużyną, z kim się ostatnio sztorcowała czy nawet kiedy miała ostatni krwotok...- rozpędzał się.

- Tato! - dalsze wymieniania przerwał wyraźny protest Aurelii, wyraźnie dotkniętej ostatnim żądaniem ojca.

- Dobrze
– westchnął długouchy. - Zalecałbym jednak nieco ją zmiękczyć, wtedy ryzyko wypadku zostanie zmniejszone – radził. - Mam w swoim składziku... albo miałem jeśli mi go nie skradziono – mówiąc to, spiorunował spojrzeniem panienkę, zajadającą się właśnie w najlepsze, na co ta odpowiedziała mu pokazaniem języka. - pewien specyfik, który w tym celu można użyć – wyjaśnił.

- Pss..t – do ucha półelfa dobiegł czyiś cichy szept. - Nie wypada nam tu być przy takim rozmowach - szeptał starszy stażem lokaj, ciągnąc Wierzbę za tył bluzki i prowadząc go do schodkami do kuchni.

Znalazłszy się w kuchni, również i członkowie służby przystąpili do spożycia swojego posiłku, może nie tak wyniosłego jak wielmożnych, jednak równie pysznego i sycącego. Jakiś czas później wspólne biesiadowanie przerwało wtargnięcie nie kogo innego jak łysego, który już samą swoją postacią popsuł wesołą atmosferę.

- Ty, świeżak – warknął w stronę Wierzby. - Mistrz cie wzywa. Będziesz miał okazje się wykazać – przekazał polecenie, po czym odszedł w z powrotem do jadalni.

Ledwo skończywszy swoją strawę, Wierzba został wezwany przez pana. Jeszcze gdy ten do niego szedł, Ogar rozpostarł ramiona jakby wykazywał chęć uściskania go uściskać.

- O! Jesteś, wspaniale! - ucieszył się widok sługusa. - Mam dla ciebie zadanie – przeszedł od razu do sedna sprawy. - Jutro po ceremoniach pogrzebowych udasz się do lochów odwiedzić znajomą – wydał niespodziewany rozkaz. - Dziewczyna zarządziła strajk głodowy. Może tobie uda się ją przekonać do zaprzestania tej głupoty – co prawda Ogara cechowała bezwzględność w stosunku do zmiennokształtnych oraz ich sprzymierzeńców, co zresztą Wierzba miał okazję zaobserwować podczas biczowania, jednakże nie był też owładnięty fanatycznym zamordyzmem. Uwięził on przecież rudą, ale mimo to, dbał o nią pod każdym względem. Czy to nie pozwalając dobrać się do niej rycerzom czy zapewniając miskę z wodą do mycia. Tak więc na wieść o głodówce niebywale go zmartwiła. Nie chcąc jednak zmuszać dziewczyny siłą do jedzenia, postanowił spróbować podstępu, do tego celu wykorzystując jej nie tak dawnego znajomego, chociaż był on powodem jej ostatnich katuszy.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

19
Dlaczego nie mógł zostać z Hildą i dziewczętami w kuchni?! Z pewnością lepiej poszłoby mu dopinanie na ostatni guzik dań niż rozkładanie zastawy. Z drugiej strony, musiał nauczyć się etykiety, czy tego chciał, czy nie. Jeśli miał być rycerzem, nie było miejsca na dzikość.
Niegrzecznym było przeszkadzanie w rozmowie wielmożnych panów, tym bardziej, że temat był ciekawy. Etyka działań Iterbalda nie miała dla Wierzby znaczenia, bo cała procedura z pewnością była diabelnie ciekawa. Półelf miał nadzieję, że będzie przy tym, jak mężczyzna będzie używał swoich sztuczek! Informacja o możliwym wypadku zupełnie przeleciała koło jego uszu. Ktoś taki jak Iterbald nie mógł popełniać błędów.
Wierzba z żalem opuścił jadalnię, choć jedzenie poprawiło mu nastrój. I choć wolałby siedzieć razem z mistrzem, jego śliczną córką, zabawnym krasnoludem i Iterbaldem, cieszył się z chwil między służbą, nawet jeśli bardziej zadowalał go posiłek aniżeli towarzystwo.
Wezwany do Ogara, natychmiast wstał od stołu, wytarł dłonie w darowaną koszulkę i ruszył w stronę drzwi. Przystanął jeszcze na moment, by posłać w kierunku Hildy krótkie podziękowanie za jedzenie, po czym niemal biegiem wrócił do jadalni możnych.
Nauczony ostrożności, nie padł w ramiona Ogara, choć miał na to wielką ochotę. Spodziewał się nowego przydziału, dlatego energicznie pokiwał głową, gdy tylko usłyszał o zadaniu. Zrozumiawszy, że nie będzie to okazja do wykazania się na polu bitwy albo przynajmniej placu treningowym, a negocjacje z Rudą, jego entuzjazm nieco opadł.
- Panie. - Zaczął, spuszczając wzrok na swoje stopy. - Zrobię, co każesz, ale... - W jego wypowiedź wdarł się pomruk niecierpliwości. - Chcę zabijać demony. Uczyć się! N-nie siekać cebulkę.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

20
Skromne marzenie półelfa ogłoszone w niezbyt skromny sposób poruszyło towarzystwo. Najpierw na twarzach ucztujących pojawił się mały uśmieszek, który następnie rozszerzył się i przerodził w głośny szyderczy rechot. Dopiero po pewnej chwili śmiechy ucichły, a w ich miejsce zagościła grobowa cisza.

- Ja tam go popieram – jako pierwsza głos zabrała wyraźnie znudzona Auriel, chociaż najpewniej stając po stronie sługi, widziała w tym korzyść dla własnej sprawy.

Markus wstał od stołu i wszystko wskazywało na to, że długowłosy zaraz dostanie po głowie. Bądź co bądź, miał on do czynienia z dostojnikami, nie wskazane więc było zabierać głos nieproszonemu. W tym czasie Ogar wsparł zamyśloną głowę ręką spoczywającą na oparciu siedziska.

- Dobrze więc. Chcesz siekać demony a nie cebulkę… - siwy rzekł tuż przed tym, jak jego najbardziej zaufany człowiek miał skarcić niewychowanego sługusa.

Łysy momentalnie przystanął jakby właśnie spojrzał się w oczy bazyliszka. Spojrzawszy znacząco na przywódcę, posłał mu nieme pytanie czy, aby na pewno to co mówi, nie jest zwykłym żartem.
Twarz Ogara była jednak wystarczającą odpowiedzią. Niewzruszona powaga i pewność podjętej decyzji wręcz emanowała z jego oblicza.

- Skoro chce tłuc się z demonami, spełnimy jego zachciankę
– rzekł.

Mający pełne usta krasnolud zatrzymał widelec w połowie drogi i z głupim wyrazem twarzy wgapiał się w Ogara, przy okazji pokazując mu zawartość zmielonej papki jedzenia, którą jeszcze chwilę temu ze smakiem przeżywał.

- Chyba nie mówisz o … - przełknąwszy zalegającą porcję strawy, chciał się w czymś upewnić.

- Tak, Ergarze. Szczerbatek go przetestuje – siwy potwierdził domysły i obawy krasnoluda.

- I kolejny pyszałek odejdzie w niebyt – podsumował Iterbald.

Uczta dobiegła końca. Biesiadnicy rozeszli się i w sali pozostali jedynie członkowie rodziny oraz Markus, a także krzątający się to tu to tam, pozostali słudzy sprzątający ze stołu resztki i brudne talerze. Uporawszy się z robotą, wkrótce i oni odeszli w swoją stronę, zostawiając nowego pomagiera na łaskę i niełaskę władcy.

- Zdajesz sobie sprawę, że walka z potworami, to nie to samo co z ludźmi? - zapytał Ogar, nie oczekując jednak odpowiedzi. - Możesz nawet i z łatwością pięciu położyć, ale może też się okazać, że byle stary i kulawy bies zdoła cię wykończyć…

- I zaczyna się smędzenie– białowłosa z niewymowną frustracją na miłej twarzyczce zaczęła podszczypywać uszy jak gdyby miała zaraz usłyszeć coś, czego nie zupełnie chciała.

Jej ociec ignorując cierpienie córki, jakie i jej zadaje wygłaszaną nauką na temat różnicy między przedstawicielami rasy ludzkiej a wszelkiej maści monstrami, starał uświadomić chętnego do bitki półelfa z czym przyjdzie mu się mierzyć.

Trwająca nie małą chwilę nauka dobiegła końca i całe szczęście, bowiem uszy Auriel stały się już niemal w całości poczerwieniałe od ciągłego skubania.

- Tak więc, będę skory na pewną ugodę – Silvater przeszedł nagle do konkretów. - Skoro palisz się do stanięcia na równi z moimi chłopcami, przekonaj więźniarkę, aby spożyła specjalnie przygotowaną dla niej potrawę…

Markus nagle zerwał się z miejsca, przerywając przywódcy dalsze wyjaśnienia. Ten jednak ruchem ręki nakazał mu usiąść z powrotem, dając mu do zrozumienia, że doskonale wie o czym powinien wspomnieć, a o czym nie należało.

- Jeśli ci się to uda i zaskoczysz mnie podczas jutrzejszego pokazu twoich umiejętności, dostaniesz moje pozwolenie na uczestniczenie w ćwiczeniach wraz z najświeższymi najemnikami – obiecał.

Po tych słowach zebranie się zakończyło. Wszyscy rozeszli się do swoich spraw, nie wydając na odchodnym żadnego konkretnego polecenia Wierzbie, jak tylko ogólnikowe wracaj do swoich zadań.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

21
Po miesiącach tułaczki Wierzba nareszcie znalazł miejsce, gdzie mógłby się przydać, nie jako pogardzany młodzik, któremu dano broń ze względu na braki w szeregach wojowników, a jako jeden z braci między swoimi. Tu nikt nie będzie patrzył na niego z pogardą przez kształt uszu, co najwyżej nieokrzesanie. To jednak, jak wierzył, dało się wypracować. Gdyby trzeba było, mógłby nawet nauczyć się stawiać szlaczki liter, zupełnie nieprzydatne w walce z demonami!
Wierzba, słysząc śmiechy zebranych przy stole, nie zawstydził się, co najwyżej uznał to za atak na swoją osobę. Stanąwszy na szerzej rozstawionych nogach, rozejrzał się po zgromadzonych, jakby wypatrując, z której strony nadejdzie kolejny cios. Nie spodziewał się dobrych słów ze strony panienki.
Poczuł przyjemne ciepło gdzieś w okolicach mostka, na chwilę opuścił gardę. W jednej chwili przypomniał sobie o ciastku, które zachował dla Auriel, jednak domyślił się, że zebrany z podłogi łakoć, dodatkowo rozmiękczony ciepłem chciała chłopaka, nie był najlepszym darem dla wysoko postawionej panny. Porzucając myśli o obdarowaniu jej tym wątpliwym podarkiem, jedynie skłonił lekko głowę, niemo dziękując jej za wstawiennictwo w jego sprawie. Nie miał pojęcia o etykiecie i tym, czy mógł się odzywać, czy nie - uznał, że skoro mistrz nawiązał rozmowę, naturalnym była odpowiedź!
Markus, nie będąc ulubieńcem Wierzby, a do tego okazując wyraźnie wrogie nastawienie, spotkał się ze spojrzeniem rzuconym spod byka i obnażeniem zębów w obietnicy, że każdy atak może skończyć się dla mężczyzny co najmniej utratą palca. Na szczęście Mistrz przerwał spodziewaną potyczkę. Wierzba w jednej chwili spokorniał. Odwrócił się ku Ogarowi i zacisnął dłonie na jego szacie.
- Ucz mnie! - Poprosił z emfazą. - Panie! - Dodał, przypominając sobie o poprawnym sposobie zwracania się do mistrza.
W ciemnym spojrzeniu Wierzby, wlepionym w twarz przywódcy, nie było cienia dumy czy pychy, raczej nadzieja i obietnica wykorzystania danej mu szansy. Co prawda nie miał pojęcia, kim lub czym jest Szczerbatek, a komentarz elfa nieco zbił go z tropu, ale był gotów, robić wszystko, by tylko dowieść, że będzie przydatny bardziej w boju, aniżeli w kuchni. Już to przerabiał - co tym razem mogło pójść nie po jego myśli?
Cierpliwie poczekał na koniec uczty, a następnie wysłuchał słów mistrza na temat demonów. Nauki zostały rozpoczęte! Chłopaka rozpierała ekscytacja, której nie chciał po sobie pokazywać, zerkał też na Auriel. Jej obecność nieco go rozpraszała, nie powstrzymało go to jednak przed wysłuchaniem każdego słowa Ogara i próbach zapisania nowych informacji w pamięci. [/b]
Jakakolwiek elokwencja nie była mocną stroną Wierzby, ale bez wahania zgodził się na propozycję Silwatera, potrząsając głową. Zmusi Rudą do jedzenia, choćby miał siłą wciskać jej potrawę do gardła! Jedna kochanica wilkołaków nie stanie na drodze jego przyszłości. Nie miało znaczenia, czym była ta potrawa i co w niej mogło być podejrzanego. Markus był ostatnim, którego zdanie mogło liczyć się dla Wierzby.
Radość z otrzymania szansy przyćmiła zdrowy rozsądek chłopaka. Nie miał nic do stracenia - mógł pokazać swoje umiejętności i pokonać Szczerbatka lub wypełnić los przepowiedziany mu przez Iterbalda. Śmierć w boju była bardziej chwalebna niż spędzenie życia na pomocy w kuchni. Wbrew temu przekonaniu, po tym, jak rzucił krótkie "dziękuję" mistrzowi, ukłonił się córce i zupełnie zignorował Markusa, skierował się z powrotem do kuchni, by udzielić pomocnej dłoni w sprzątaniu po wieczerzy, jak również podzielić się dobrymi wieściami z Hildą. Wydawało mu się, że kobieta będzie go wspierać.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

22
Porządkowanie stołu z resztek jedzenia i brudnych talerzy przebiegło nadzwyczaj szybko i sprawnie. Nim ktokolwiek zdołał się zorientować, jadalnia na powrót stała się czysta i cicha.
W kuchni natomiast panowała niemała wrzawa, Hilda, główna kucharka nie mogła dać wiary, że jej pan tak łatwo zgodził się na przetestowanie nowego nabytku. Potrząsając raz po raz głową wyrażała sprzeciw temu pomysłowi.

- Słuchaj – mówiła. - Ostatni pyszałek, którego Szczerbaty przetestował skończył z kilkoma złamaniami. Zastanów się lepiej czy na pewno chcesz tego pojedynku – radziła, jednakże nie zdradzała więcej szczegółów na temat tajemniczego jegomościa i powodu, dla którego miał być aż tak niebezpieczny.

Skończywszy swoje przestrogi więcej na tego tematu nie podejmowała. Zamiast tego całą sobą skupiła się na wykonywanej robocie, od czasu do czasu poziewując, gdyż pora była już późna.

- Na dziś koniec
– oznajmiła.

Poczekawszy aż ostatnia z pomocnic opuści kuchnie, jeszcze raz próbowała odwieść podnieconego jutrzejszym sparingiem półelfa, na odchodnym wręczając mu kawałek smażonej kiełbasy.

I tak oto zakończył się dzień pracy. Wszyscy udali się do swoich komnat i jedynie obchodowa straż strzegła zamkowych murów i snu jego bywalców. Również Wierzbie nie pozostawiono wyboru. W towarzystwie dwóch zbrojnych, specjalnie wysłanych przez nikogo innego jak Markusa, został oddelegowany do swojej celi.

Gdy tylko wkroczył do pomieszczenia, drzwi za nim został zatrzaśnięte i zaryglowane od zewnątrz. Bądź co bądź może i był sługą, ale wciąż nosił miano jeńca. Trudno więc się było dziwić skąd taka troska, aby czasem nie odwidziało mu się porzucenie nadanej roli.

Choć pokoik wydawał się z pozoru taki jakim Wierzba zostawił go z rana, coś jednak się w nm zmieniło. Oto bowiem na małym stoliczku pojawiła się niewielka lampka oliwna, a obok niej kilka arkuszy papieru i gęsich piór z charakterystycznie naciętymi końcami, a także mały słoiczek z czarną substancją.
Na jednym z arkuszy ktoś namalował w linii, jeden pod drugim znaczki, zadziwiająco podobne do tych z książek i dokumentów widzianych na biurku niezbyt lubianego łysola, a tuż przy nich strzałki ukazujące najpewniej kolejne etapy rysowania.
A niech to. Nawet teraz zastępca Ogara nie dawał spokoju biednemu mieszańcowi. Najwidoczniej brak umiejętności piśmienniczych tak go musiał rozwścieczyć, że postanowił działać. No cóż, to czy po ciężkim dniu sługa-jeniec zechce skorzystać z okazji do nauki pisania, zależy tylko od niego. Być może, że chociaż w taki sposób warto rozgrzać trochę palce i nadgarstki, bo jutro może nie mieć ku temu okazji, jeśli obawy Hildy okażą się jednak prawdziwe.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

23
Wierzba z każdą chwilą coraz bardziej doceniał brać zakonną. Nawet słudzy, którzy zajmowali się sprawami tak trywialnymi, jak przygotowywanie posiłków, czy sprzątanie po nich, pracowali ze sprawnością godną podziwu. Każdy wydawał się znać swoje miejsce w grupie. Wierzba nie musiałby się wstydzić, nawet gdyby nie pokonał Szczerbatka, a na kolejne pół roku stał się trybikiem w tej machinie. Pracowanie z Hildą mogłoby stać się przyjemnością; półelf miał jednak nadzieję, że słowa jej i Iterbalda okażą się nieprawdziwe i zwycięsko wyjdzie z pojedynku.
Nie protestował, gdy zbrojni odprowadzali go do pokoiku, ani gdy zaryglowali drzwi. Dzień pracy był na tyle męczący, że widok łóżka Wierzba przyjął z ulgą. Przed snem posilił się darowanym kawałkiem kiełbasy, który zagryzł ciastkiem, pierwotnie przeznaczonym dla panienki. Na szlaczki przygotowane na stoliku rzucił tylko przelotnie wzrokiem. Nie miał pojęcia, jak poprawnie trzymać pióro, a jedna, jedyna próba narysowania pierwszej litery imienia skończyła się na wyrysowaniu zawijasa, którego nie można było uznać za poprawny symbol. Kolejnego dnia Markus będzie musiał zadowolić się tym, czego Wierzba zdążył się "nauczyć", o ile dożyje popołudniowego wezwania dzwonu.
Wierzba położył się i owinął szczelnie w darowane koce. Choć był zmęczony, sen nie chciał nadejść - w jego głowie wirowały przyjemne myśli o pięknej córce Mistrza, słowa krasnoluda, jak również nauki Ogara i przestrogi Hildy. Chłopaka ogarnęło zwątpienie. A co, jeśli Szczerbaty naprawdę okaże się tak groźny, jak wszyscy go malowali? Co się stanie, jeśli poturbuje Wierzbę na tyle, że ten nie nada się do walki, ani nawet do dalszej służby? Zgadzając się na pojedynek z potworem stawiał wszystko na jedną kartę. Zanim jednak dopuszczą go do pojedynku, musiał załatwić sprawę z Rudą.
Czekał go ciężki dzień. W końcu udało mu się usnąć, choć nie było mowy, by kilka godzin snu wystarczyło do pełnego zregenerowania sił.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

24
Machnąwszy ręką na okazję do nauki pisania Wierzba zakopał się we własnym łóżku i ostudziwszy po paru godzinach związane z jutrzejszymi wydarzeniami emocje, przymknął na moment oczy, pogrążając się w lekkim i krótkim śnie.

Następnego ranka wyznaczeni do eskorty strażnicy przyszli później niż poprzednio. Powtórzywszy cały poranny rytuał, Wierzbe poprowadzono inną ścieżką, bardziej przy murze i ukrytą przez wysoki żywopłot od widoku spojrzeń gapiów, nadzwyczaj licznie snujących się dzisiaj po dziedzińcu.

Idąc tak w odosobnieniu między cienkimi gałązkami półelf zdołał wyłapać nieco więcej szczegółów. Oto bowiem na środku placu stały wcześniej ustrojone wozy, na które właśnie z wielką czułością i starannością składano zwłoki poległych na polu chwały rycerzy. I zaraz gdy tylko ciało spoczęło na miękkim katafalku, wokół zbiegało się kilka płaczących kobiet, dzieci i mężczyzn najpewniej należących do rodziny zmarłego. Z kolei każda z tych osób układała na karawanie jakiś drobny przedmiot, monetę lub pukiel kwiatów, na sam koniec dotykając dłoni lub ramienia denata.

Całość obrządku przebiegała w nadzwyczajnym porządku i ciszy do czasu, aż nie dano sygnału rozpoczęcia ceremonii pochówku.

Jako pierwszy głos zabrał Ogar. Wygłosiwszy pokrzepiającą przemowę w stronę żałobników, ale i też pozostałych zbrojnych biorących udział w pogrzebie, wymienił z tytułu i imienia wszystkich zmarłych, a odbywało się to tak.

Po wypowiedzeniu godności, przed szereg występowała jedna osoba z tłumu. Zazwyczaj był to najstarszy syn, a gdy takiego nie było, małżonka lub rodzice, na ręce których składano płaszcz poległego, opieczętowany pergamin oraz małą drewnianą szkatułką o mile brzęczącej zawartości.
W kolejnym etapie wszyscy ustawili się w ściśle określonym porządku i pod przewodnictwem jegomościa w długich i bogato zdobionych szatach pochód ruszył w akompaniamencie trąb, których potężny dźwięk rozniósł się po całych okalającym twierdze paśmie górskim.

Karawana żałobna poszła w jedną stronę, natomiast Wierzbe poprowadzono w stronę przeciwną wprost do kuchni, gdzie poprzedniego wieczoru zakończył swój dzień pracy. I tak jak poprzednio, nim zdążył przekroczyć jej próg, do uszu doleciały odgłosy wrzawy. Ale nie, nie tym razem powodem harmidru była niesforna Auriel, lecz oto główna kucharka, Ergar i o dziwo Iterbald, rozprawiali żywo nad pewną kwestią.

- Ludzka kobieto – stroszył się dostojny elf. – Musisz bardziej doprawić potrawę, specyfik ma zbyt wyrazisty smak - wyjaśniał.

- Nie mów mi jak mam gotować panie ważniak! - rozgniewała się kucharka. - Będzie nie do przełknięcia z większą ilością przypraw - stawiała na swoim.

- Wino, dodaj to do mocnego wina – radził krasnolud.

- Nie! Alkohol może zmienić właściwości – długowłosy zaraz zgromił absurdalny pomysł poprzednika.

- Niech więc Nowy zdecyduje, to jego zlecenie. On będzie odpowiadał - zmęczona kłótnią Hilda prędko ucięła temat, wykorzystując do tego celu pojawienie się świeżego nabytku, niepewnym krokiem wkraczającego właśnie w jej rewir.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

25
Wierzba nigdy nie sądził, że wstyd może objawić się w postaci jak najbardziej fizycznego bólu. Kłócie w klatce piersiowej, które odczuwał na widok trumiennych wozów i płaczących rodzin, było jednak jak najbardziej rzeczywiste. Przez myśl przeszło mu, że Obrońcy muszą być bardzo głupi, jeśli tak łatwo wybaczają śmierć swoich bliskich, lub bardzo przezorni, szukając możliwości uzsykania korzyści nawet w tych, którzy przyczynili się do zmniejszenia liczebności ich szeregów. Zresztą, póki co nie stracili jeszcze okazji, by dokonać zemsty - jeden fałszywy ruch i Wierzba może zastać własną głowę nabitą na pikę gdzieś na murach warowni, a ciało wyrzucone w dzicz ku uciesze padlinożernych ptaków.
Spuściwszy głowę w wyrazie skruchy, podążył za zbrojnymi, nie mając odwagi, by obserwować ceremonię. Słowa Ogara docierały do niego jak przez mgłę.
Ludzka kobieto, wyłapał słowa Iterbalda. Czymże takie określenie różniło się od półefli bękarcie, które tak często padało w stronę Wierzby? Półelfi bękart zaczynał sądzić, że podziw, który wzbudzał dostojnik, był darowany mu nieco na wyrost.
Chłopak zamierzał obserwować z boku całą scenę, czekając na rozkazy, kiedy możni i Hilda zwrócili się do niego.
Potrzebował chwili, by zrozumieć, że odpowiedzialność zrzucono na niego. Miał truć Rudą jakimś specyfikiem i od niego zależało, jak tego dokona?!
Zgromadzeni mogli zauważyć, że Wierzba minę ma nietęgą, na co zsumowała się nie tylko obecna sytuacja, ale również niewyspanie i uroczystości pogrzebowe.
Nim zaczął mówić, minęła dłuższa chwila, podczas której toczył wzrokiem od elfa, przez krasnoluda, aż do Hildy. Na tej ostatniej zawiesił wzrok.
- Muszę jeść z nią. - Postanowił w końcu, początkowo powoli wypowiadając słowa. - Żeby... żeby nie podejrzwała. Powiem, że chcecie mnie... mmmh... - Nerwowy tik sprawił, że przez lewą część twarzy Wierzby przeszedł spazm, wykrzywiając usta i zaciskając powieki, zdradzając prawdziwe zdenerwowanie przed wydarzeniami dnia. - Zabić! Szczerbatym! Ku waszej uciesze! - Wyrzucił z siebie szybko, odrobinę zbyt głośno, jakby miał za chwilę wpaść w panikę. - Powiem, że chcę przeprosić i pożegnać! Nie zje sama! Ona wie!
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

26
Na krótki moment nastała niespokojna cisza. Pomysł jaki rzucił Wierzba zdawał się spodobać reszcie towarzystwa, ale tylko pozornie, bowiem nie minęła dłuższa chwila, a trójka jeszcze przed chwilą spierających się osób teraz wspólnie rechotała.

- Ile ty masz lat, dziesięć? - jako pierwsza wyrwała Hilda. - Nikt się na to nie nabierze – prawiła.

- Tym razem przyznaję rację – przyłączył się do niej Iterbald.

Chociaż w oczach Wierzby plan był szczytem podstępu i przebiegłości, zawierał w sobie sporo luk, z istnienia, których nie do końca zdawał sobie sprawę. Po pierwsze nie znał całego życiorysu Rudej. Nie wiedział on bowiem skąd pochodzi, ani też w jakim stopniu poznała Obrońców i ich metody działania. Ponadto pozostawał czynnik czysto ludzki. Pozyskać jej zaufanie było łatwo, stracić jeszcze łatwiej, ale odbudować na nowo i to przy użyciu prymitywnej metod „przez żołądek do serca” wydawało się być niemożliwym.

- To może wypalić – ku zaskoczeniu pozostałej dwójki Ergarowi pomysł ten przypadł do gustu.

- Mój drogi Ergarze – elf zwrócił się uprzejmie do krasnoluda - Nie mów mi, że wierzysz w powodzenie tegoż absurdalnego pomysłu.

- Przyznaję, że powód wspólnego posiłku wydaje się być żałosny. Z całym szacunkiem do pomysłodawcy – zaraz ukłonił się lekko w stronę Wierzby – Nic tak jednak nie buduje relacji jak wspólnie dzielony los - mówił.

- Chcesz ich razem zamknąć w celi z nadzieją, że się nie pozabijają, a zjedzą uroczą kolację? - kucharka odgadła myśli brodacza.

- Doprawdy, pomysł godny uwagi – poparł długouchy.

I tak przedyskutowawszy szczegóły akcji, wspólnie osiągnięto porozumienie co do podania tajemniczego specyfiku więźniarce bez użycia niepotrzebnej siły i przymuszeń, Wierzbie nie pozostawało nic innego jak tylko na niego przystać.

Skończywszy naradę, straż poprowadziła nowego więźnia w stronę wieży, w podziemiach, której znajdowały się cele. W ślad za nimi podążył i jasnowłosy elf, bezustannie przypominając negocjatorowi plan działania.

- Gdy tylko znajdziesz się z nią sam na sam, nawiąż relację. Damy ci na to pewien czas. Później przyjdzie strażnik i poda wam strawę. Jedna z nich będzie specjalna. Tylko się nie pomyl i nie weź jej. Pamiętasz jak mówiłem, że ten dodatkowy składnik ma specyficzny zapach, prawda? - i tak powtarzając w kółko, doszli w końcu na miejsce. [img]https://i.pinimg.com/564x/61/a5/4c/61a5 ... 1c3378.jpg[/img] Blok więzienny nie różnił się praktycznie niczym od typowego lochu, może z tą różnicą, że łańcuchy, którymi skuwano winnych były grubsze i pokryte takimi samymi runami jak stalowe obręcze wokół nadgarstków półelfa. Prócz tego umieszczono jeszcze kilka machin służących do zadawania bólu, malutkie izolatki, a jedynym źródłem światła było całkiem porządnie zmajstrowane palenisko i kilka porozrzucanych po ścianach pochodni.

Wierzbę poprowadzono nieco dalej. W miejscem gdzie blask odległych pochodni ledwie mógł oświetlić wszystkie ściany. Tam, na granicy wiecznej ciemności i bladej pomarańczowej łuny, wydrążono w litej skale grotę, szeroką na dwanaście kroków i tyle samo długą, i wysoką. Grota ta została oddzielona od korytarza stalowymi prętami, grubymi na dwa palce, a w jej wnętrzu leżała skulona postać.

Otwarto niewielką uliczkę i z pewną dozą brutalności wepchnięto do wnętrza pieczary Wierzbę.

- I żebym nigdy więcej cię nie widział w pobliżu zbrojowni, parszywy złodzieju i niewdzięczniku – rzucił na odchodnym jeden ze strażników.

Pierwsza część spisku została wykonana. Reszta zależała już od Wierzby. Jeśli chciał chociaż pomarzyć o pojedynku z łamiącym kości potworem, musiał wykazać się nie lada sprytem by przekonać niegdysiejszą towarzyszkę do zaniechania głodówki.
Zanim to jednak miało nastąpić, najpierw trzeba było jakoś sprawić, by ta zwróciła na współlokatora uwagę. Odkąd bowiem zamknięto ich razem, dziewczyna nawet nie obróciła się z ciekawości kogoż to do niej przysłano, ino leżała niewzruszona w stronę wilgotnej ściany, co jakiś czas tylko ciężko wzdychając.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

27
Wierzba był naiwny, do tego nie do końca znał realia, w jakich obracali się nieco bardziej cywilizowani ludzie. Nie dało się jednak ukryć, że przez swoje własne myśli i emocje nakręcała się spirala, która w prostej linii mogła poprowadzić go do przynajmniej ataku paniki. Wierzba nabrał powietrza w płuca, jakby miał go już nigdy nie wypuścić, kiedy zebrane towarzystwo zaczęło się... śmiać. Napięcie w jednym momencie zeszło z Wierzby, zastąpione wstydem i po części złością. Warknął przez zęby, niezadowolony z ich reakcji.
Spuściwszy wzrok na swoje buty, nie do końca rozumiał, po cóż pytali o jego zdanie, skoro i tak podjęli decyzję samodzielnie! Jedynie krasnolud poparł pomysł chłopaka, przez co awansował w prywatnej hierarchii ulubionych osób Wierzby na drugie miejsce. Pierwsze pozostawało w rękach Ogara. No, i jeszcze panienka córka była poza jakąkolwiek skalą.
Nie miał innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na pomysł knującego trio. Nie podobał mu się fakt zamknięcia w lochu, jednak nie widział sensu w protestach.
Specyficzny zapach. Czy to wszystko, po czym poza potrawę?! A co, jeśli w loszku będzie czuć zaduchem i zgnilizną? Co, jeśli się pomyli i sam zje zatrute jedzenie?! Możni być może o tym pomyśleli, więc Wierzba uznał, że z pewnością uważają go za coś, co łatwo wymienić. Nie podobał mu się ten plan. Odczuwał niepokój na samą myśl, że miałby znaleźć się za kratami, a widok, jaki przedstawiały lochy, tym bardziej go przerażał. To, jak potraktował go strażnik, tylko dodało goryczy do powoli przepełniającej się czary.
Pieczara była dość przestronna, nawet w porównaniu do jego własnego pokoiku, gdzieś wysoko nad nim i Rudą, z którą chwilowo miał dzielić los. Postarał się uspokoić oddech i nie patrzeć w górę, na tony kamieni nad głową, które tylko czekały, by spaść i zmiażdżyć ich oboje. Dał sobie chwilę na uspokojenie, by następnie podpełznąć do Rudej, nie zadając sobie nawet trudu, by wstać i przebyć dzielący ich dystans na dwóch nogach. Złapał kobietę za ramię, by zwrócić na siebie jej uwagę.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

28
Ledwie dotknąwszy kobietę, ta drgnęła jakby z zamiarem zrzucenia z siebie natrętnej muchy spacerującej po jej ramieniu.

- Rób na co masz ochotę, mam to gdzieś – powiedziała nie zdając sobie sprawy z kim ma do czynienia.

Usłyszawszy to krótkie lecz wymowne zdanie Wierzba bez trudu mógł wyczuć, że cała poprzednia, radosna i beztroska Ruda zmieniła się nie do poznania. I nie chodziło tu tylko o nierozczesane włosy czy nawet blade i lekko wychudłe dłonie, a o ton z jakim się do niego odniosła. Rób co chcesz – świadczyło o zupełnym zobojętnieniu i utracie woli walki. Natomiast mam to gdzieś – wypowiedziane zostało z taką żałością jak gdyby właśnie cały świat jej się zawalił i nie widziała innego powodu, dla którego miałaby dalej żyć.

Dopiero spojrzawszy mimochodem na współwięźnia coś ją poruszyło. Z pewną dozą wrogości machnęła przed twarzą półelfa ręką, dając mu niemy sygnał, aby się do niej nie zbliżał. Mokre od łez oczy na moment się osuszyły, zaś samą głowę przechyliła twarzą w stronę podłogi zupełnie jak wielce obrażone dziecko.

- Co, ich też chciałeś oszukać tak jak nas? Ty zdradziecki psie - warknęła.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

29
Palce Wierzby przemknęły po ramieniu Rudej, delikantie, jakby próbował ugłaskać jakieś wystraszone zwierzę, aniżeli kobietę. Przynajmniej nie wydawała się mieć wprost wrogiego nastawienia.
To wszystko zabrnęło za daleko. Chciał tylko znaleźć nowy dom, ale nigdy nie sądził, że po drodze zostawi za sobą trupy i złamane dusze. Westchnął ciężko, odsuwając się i odległości kroku od kobiety usiadł na podłodze, krzyżując przed sobą nogi. Nadszedł czas na przeprosiny, ale również wprowadzenie w życie podstępu.
Jak będzie mógł kiedykolwiek ponownie zasnąć, wiedząc, że ciąży na nim wina za jej stan, a do tego zdradzi ją po raz kolejny? Nie można było jednak zjeść ciastko i mieć ciastko - musiał obrać stronę. Po raz kolejny musiał być egoistyczny i patrzeć na swoje dobro. Obrońcy mogli zapewnić mu lepsze życie niż jedna więźniarka.
- Chciałem uciec. - Zaczął mówić, cicho i wstydliwie. - Jestem więźniem. - Dodał, unosząc ręce, by pokazać kajdany. - N-niewolnikiem... chciałem uciec. - Powtórzył powoli, ciągnąć kłamstwo. Westchnął, jakby chcąc pozbyć się ucisku w klatce piersiowej, nie pozwlający oddychać w swobodny sposób. Nie był szczęśliwy robiąc to, o co prosili go Obrońcy. - Nie powiedziałaś, że wilkołaki. - Zarzucił jej po chwili. - Powiedzieli mi. Ż-że zabijaliście... a ja zabijałem dla was. Ramię w ramię.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

30
Tłumaczenie Wierzby niezbyt poruszyło kobietę. Ta wciąż udawała jakby jej rozmówca był duchem lub jaką marą a nie żywą istotą. Na nic zdały się wymówki o próbie ucieczki i roli jaka mu przypadła.

- To nie my... oni zaatakowali! - dziewczyna niespodziewanie wybuchła gniewem. - Nie wiem co ci nagadali, ale to Rodzina była ofiarą, a nie ludzie z wioski... oni... oni zaatakowali, a nie my ich. My się tylko broniliśmy - powtarzała, a na jej twarzy grała cała gama emocji.

Może nie do końca w takiej formie półelf wyobrażał sobie nawiązanie kontaktu, ale kolejny kroczek podstępu został zrealizowany. Całkiem nieświadomie zdołał poruszyć czuły punkt dziewczyny. Być może, że była to jedyna szansa na pociągnięcie akcji w zamierzonym przez spiskowców kierunku.
Tymczasem Ruda kontynuowała wylewanie swoich żalów.

- Chcieliśmy zaszyć, zamknąć się na czas pełni dwóch księżyców - tłumaczyła - ale durny wieśniak musiał wsadzić nos w nie swoje sprawy. Widział ich w pełnej formie, zebrał ludzi i ruszyli na nas z pochodniami i widłami - plotła bez składu i ładu. - W tej formie nie mogli się kontrolować.

Relacjonowane wydarzenia pełne były zawiłości i niedopowiedzeń. Wierzba nie miał pojęcia co oznacza i z czym wiązały się określenia pełnia dwóch księżyców czy pełna forma , trudno więc przychodziła mu ocena usłyszanej historii i wyłonienia rzeczywistego winowajcy.

- To nie była ich wina... to moi wybawiciele, moja rodzina - łkała. - A teraz ich nie ma - Po jej polikach spłynęły wielkie krople łez po, których na nowo zamilkła pogrążona w rozpaczy.

Wróć do „Turon”