[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

76
Pomysł dany przez Wierzbę skomentowano nagłą ciszą. Co prawda uśmiech nie znikł z ich twarzy, ale żadnemu nie specjalnie nie śpieszyło się z wyjaśnieniami. Abram zrobił z rąk pętelkę i zawiesił je na piersi. Ksawier rozkopywał nogą grudkę śniegu, natomiast Logan szukał czegoś wysoko na niebie.

- Wiesz...- rozpoczął Ergar przyjacielskim klepnięciem w plecy.- Konflikt między ludźmi rozwiązuje się poprzez danie sobie po mordzie lub zapłaceniu za szkodę - wyjaśniał. - U krasnoludów, sprawa wykopalisk i fachów rzemieślniczych jest sprawą HONORU. Odstąpienie od swojej racji graniczy z jego utratą - przedstawił sprawę poważnie.

-Mówiąc prościej. Każdy krasnolud ma swoją rację i nawet myśl pójścia na ugodę, choćby nieee wieeem co, jest niemożliwa - podsumował Ksawier, a brodacz mu przytaknął.

Na układy nie ma rady. Wierzba pozostał bezradny w tej sprawie i nie pozostało mu nic innego jak tylko spełnić obietnicę złożoną przyjacielowi, wcielając się w rolę tajnego szpiega w gospodzie.
*** Ruszyli żwawym krokiem, po drodze wstępując jeszcze na chwilę do już tylko tymczasowej komnaty Wierzby, by ten mógł przyodziać się w codzienny strój. Dano mu też dodatkowe okrycie, żeby uchronić dopiero co powstałego z martwych kolegę oraz zakryć przykre w widoku kajdany, po czym cała paczka wesoło pomaszerowała do lokalnego domu kultury.
Obrazek

Jak na skrajnie trudne warunki wioseczka prezentowała się wręcz malowniczo. Ułożone na łagodniejszym stoku góry budynki dosyć ściśle do siebie przylegały, jednak zachowując między sobą wystarczający odstęp, żeby dwa wozy mogły bez większych trudności jechać obok siebie. Zabudowania zrobione głównie z grubego kamienia i drewna oraz nakryte spadzistymi dachami z twardej dachówki, którą w innych częściach świata mogli poszczycić się tylko najbogatsi, świetnie izolowały wnętrza od chłodu i wciskających się zewsząd białych obłoczków chmur, których na tej wysokości nie brakowało.

- Jesteśmy - oznajmił miedzianowłosy przywódca, otwierając wrota gospody.

Ciemnoszary bruk wokół nich przybrał barwę księżyca i przyjemna fala ciepła uderzyła w gości. Weszli hucznie, witając wszystkich zebranych. W odpowiedzi usłyszeli cichsze, ale wciąż uprzejme słowa powitania, wśród których dominował jeden.

- Uszanowanie, cni rycerze! - radosny okrzyk dobiegł z głębi gwarnej pijalni.

Tuż przed usytuowanym po lewej stronie, szerokim kominkiem krzątał się tęższy odpowiednik Ergara. Bujnie zarośnięty kasztanowymi włosami jak i zaplecioną w warkocze brodą krasnolud, uśmiechał się szeroko na widok najwyraźniej dobrze znanej mu ekipy. Schludnie ubrany w białą koszulę i narzuconą na nią kamizelkę koloru orzecha, a także wygodne materiałowe spodnie i wyższe buciki zakończone ostrym czubkiem, obsługiwał klientelę, to podsuwając im kolejne kufle z piwem, to proponując następny kawałek soczystej szyneczki.
Spoiler:

- Bądź pozdrowiony Grumbarze - Abram nazwał gospodarza po imieniu.- Kolejeczka najlepszego piwa dla moich chłopców i naszego przyjaciela. Na mój koszt - przeszedł od razu do sedna sprawy.

Grumbar dokładnie przebadał ciemnymi oczkami nową twarz. Zmierzył go od góry do dołu, bez trudu wyłapując drobną sylwetkę półelfa wśród rosłych mężczyzn.

- A elf, albo półelf. Rzadko tu kogoś takiego mamy- raz, dwa odgadł rasę nieznajomego.

Na jego słowa kilku innych spiczastouchych przyjrzało się z zaciekawieniem pobratymcowi, śląc mu dyskretnie uśmiechy i trudne do zauważenia ukłony. Najwyraźniej brać między swoimi musiała być w tej mieścinie niezwykle silna.

Zasiedli wspólnie przy jednym z wolnych stolików, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Ino Wierzba czuł się wyobcowany. Nijak mógł się połapać w aktualnych tematach rozmów. Do tej pory nie miał okazji na zwiedzenie miasta oraz zaznajomienia się z jego problemami. Widząc jego wyobcowanie Ksawier szturchnął go łokciem i delikatnie wskazał palcem na pewną damę.

- Widzisz tamtą oto pannę? - nakierowywał Wierzbę na prawidłowy kurs.- To luba Logana, Sofia- szeptał.
Spoiler:
Wierzba spojrzał ukradkiem na oprzątające wokół stolików dziewczę. Jej okrągłą buzię o delikatnych rysach przyozdabiało całe mnóstwo piegów. Długi włos związany w kitkę opadał na odsłonięte ramię i kończył tuż pod wydatną piersią. Skromna suknia sięgająca do kostek była ściągnięta pośrodku cienkim pasem i powiewała delikatnie wraz z krótkimi, aczkolwiek energicznymi ruchami miotełki.
Dziewczyna prezentowała się całkiem, całkiem, co zresztą nie uchodziło uwadze zebranych tutaj kawalerów. Tylko Logan jakoś nie zwracał na nią szczególnej uwagi, na co ta reagowała krótkim westchnieniem za każdym razem, gdy obróciła się w jego stronę.

- Wcale nie!- brat uderzył pięścią w stół, gdy pojedyncze półsłówka doleciały do jego uszu, na co reszta zareagowała śmiechem.

- Braciszku, ale patrz, jak ona na ciebie zerka. Mówi w myślach "Jak bym chciała, żeby wziął mnie w ramiona i ogrzałł swoim ciepłem. Zrobiłabym wszystko, o co by mnie poprosił. Buzi, buzi, mła, mła"- Ksawier począł się strasznie naigrawać, kończąc dopiero wtedy, gdy brat zdzielił go solidnie w potylice.

Przepychankę między rodzeństwem zakończyła pierwsza dostawa pieniącego się płynu oraz talerz skromnej przekąski w postaci plasterków szynki, smalcu i kawałków chleba. Rzecz jasna nie mógł przynieść im tego kto inny jak sam gospodarz i towarzysząca mu Sofia, tajemniczo szczerząca się do ulubionego z braci, na co ten skoncentrował całą uwagę na jadle, sztucznie ignorując słane ku niemu zaloty.

- Na zdrowie! Za Nas i za naszego nowego kamrata, Wierzbę!- Abram wzniósł toast i pociągnął solidny łyk napitku.

- I za nieodwzajemnioną z dzieciństwa miłość- dodał Ksawier obejmując brata za ramię.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

77
Pomysł wydał się Wierzbie doskonały i gotów był zaciągnąć Ergara do karczmy, by dotrzymał im towarzystwa, zdawał się pasować do wojów. Nie spodziewał się niezręczności, która wynikła z jego słów. Oglądając się to na krasnoluda, to na rycerzy, starał się samemu sobie uzasadnić w głowie nową wiedzę o przedstawicielach niskiego rodu. Uśmiechnął się do kowala i wzruszył lekko ramionami, odpuszczając, nie znalazłszy dobrego wytłumaczenia - jego strata! Upartość pozbawiła go kufla świeżego napitku, Wierzba jednak postanowił dotrzymać słowa i jeśli będzie w stanie, przynieść mu upragnionego turnku.

Ubrany odpowiednio, by wyjść do ludzi i im podobnych, jak również opatulony w grubszą kapotę, która miała ochronić jego osłabione ciało przed zimą, Wierzba mógł opuścić twierdzę wraz z towarzyszami. Podekscytowanie brało górę nad młodym półeflem, gdy kroczył między wojami i zadzierał głowę, by wszystko dokładnie obejrzeć. Wioska różniła się od zabudowań, do których przywykł. Kamiennie ściany i spadziste dachy w niczym nie przypominały jurt ze skór i derwna. Nawet wiszące u podtrzymujących stropy belek sople były inne, bardziej magiczne i fascynujące. Półelfowi za rozrywkę wystarczyłby nawet spacer uliczkami, poznawanie nowego świata, jakim jawiła się wioska. Nie wyobrażał sobie, jak ktoś chciałby opuszczać to miejsce, nawet w pogoni za demonami. Domki wydawały się bezpieczne i ciepłe. Żadne dzikie plemiona z gór nie byłyby w stanie przebić się przez te ściany, a cień twierdzy, która górowała nad zabudowaniami, nie pozwalał o sobie zapomnieć. Pomijając problem z dostępem do żywności, to było miejsce, w którym można przeżyć całe życie bez zaznania zagrożeń z zewnątrz. Matce Wierzby z pewnością spodobałoby się w miasteczku - gdyby nie była martwa.

Podróż czterech wojów skończyła się u drzwi karczmy. Wierzba został nieco z tyłu, nie chcąc rzucać się w oczy bywalcom, przyzwyczajony do faktu, iż zwykle nie był mile widziany. I choć nikt w miasteczku dotąd nie okazał mu otwartej niechęci, siłą przyzwyczajenia wolał być jak najmniej dostrzegalny. Nie udało mu się umknąć przed wzrokiem karczmarza, tego samego, przez którego Ergar zrezygnował z wyjścia.

Wierzba starał się powstrzymać spazmatyczny odruch, gdy usłyszał, jak tamten go ocenia. Zacisnął powieki, by po chwili spróbować się rozluźnić. Starał się pamiętać, że przy Abramie i reszcie nic mu nie groziło, nawet ze względu na spiczaste uszy i drobną sylwetkę. Elf, półelf - to nie były słowa, które w tym świecie miały zostać uznane za obelżywe.

- Półelf, panie. - Odpowiedział po chwili Grumbarowi, lekko kiwając głową. Nie pochylał się tak nisko, jak przed Ogarem, gdy nikt inny w oczach Wierzby nie zasługiwał na podobny respekt. Między bywalcami dostrzegł kilku podobnych sobie. Uśmiechy i ukłony sprawiły, że przyjemne ciepło rozlało się pod jego kubrakiem, a serce szybciej zabiło. Uśmiechał się, choć bardziej do siebie i własnych myśli, niż do kogokolwiek innego.

Nie przeszkadzało mu, gdy mężczyźni rozmawiali o własnych sprawach. Starał się słuchać i próbować rozeznać w plotkach i wieściach, nie włączając do rozmowy, a jedynie ciesząc towarzystwem i atmosferą lokalu. Doceniał to, że pozwolili mu pójść ze sobą, co więcej, sami poprosili mistrza, by ten pozwolił Wierzbie dołączyć do pijaństwa. Obserwując gości lokalu, jak i obsługę, przegapiłby słowa Ksawiera, gdyby ten nie zwrócił jego uwagi łokciem.

- Śliczna! - Bez chwili zastanowienia skomentował kobietę, która miała być branką Logana. Nie do końca rozumiał, dlaczego Logan nie zgadzał się z bratem. Sofia była ładna, chętna, wydawała się pracowita - czego więcej miał chcieć mężczyzna? - Nie jesteście sobie przyrzeczeni? - Pociągnął temat, zerkając na braci. - Nie chcesz jej?

Otrzymawszy kufel, tuż po toaście, który poraz kolejny połechtał jego ego i dodał do rytmu serca parę dodatkowych, szybkich uderzeń, Wierzba przyssał się do piwa. Było zupełnie inne od tego, do którego nawykł. Mniej mętne, bardziej wyraziste w smaku, orzeźwiające! Już rozumiał, co Ergar widział w tymże napitku, być może błędnie identyfikując go jako Specjał Północy.

Ciepło rozlewające się po klatce piersiowej nie opuszczało Wierzby. Po raz pierwszy od długiego, długiego czasu poczuł, że jest szczęśliwy. Otarł rękawem usta i nos przy okazji.

- Mistrz przydzielił mnie do oddziału. - Powiedział Abramowi, mając nadzieję, że ten powie więcej na ten temat. - Jutro do koszar. Zdejmą. - Pochwalił się, pokazując na chwilę kajdany i siadając prosto, by prezentować się bardziej dumnie. Kto wie, może jakaś elfia-półelfia dziewczyna będzie miała oko również na niego, podobnie jak Sofia miała na Logana?
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

78
Logan nie odpowiedział na postawione pytanie. Nie raczył nawet pokiwać głową by przytaknąć lub odmówić. Zupełnie zignorował Wierzbę udając, że zamyślił się podczas picia browaru.

- Jeśli on nie chce odpowiedzieć, ja to zrobię- inicjatywę przeją Abram.

Poklepując towarzysz po plecach, na co ten zareagował krztusząc się piwem, odwrócił się w stronę rozmówcy i zaczął od krótkiej retrospekcji.

- Więc. Nasz przyjaciel Logi- nazwał go przezwiskiem sprzed lat - Nie zawsze był tak wyrośnięty jak obecnie. Zdaje mi się, że do wieku nastoletniego mierzył sporo mniej niż ty i z tego powodu strasznie inne dzieciaki mu uprzykrzały życie. W tym ja- przyznał się niechlubnie- Ale była też pewna dziewczynka - kiwnął głową w stronę kelnerki - Która jak na swój wiek miała tyle wzrostu, że nikt, nawet chłopaki, do niej nie podskakiwali. To ona zawsze broniła Logusia przed naszymi atakami, więc siłą rzeczy zyskała miano "mamusi", "niedźwiedzicy", "prywatnego trolla" no i w końcu, co zdaje mi się najbardziej go bolało, "kochanicy"...

- Uciszysz ty się - Logan zawarczał jakby to słowo nadal go niewymownie drażniło. Rudzielec jednak tym się nie zraził i mówił dalej.

- Ale czasy się zmieniły. Nasz malutki wyrósł. Co jednak nie zmieniło faktu, że Sofffiaaa - specjalnie przeciągnął imię.- Nie przestała ogłądać się za nim.

- Ino Loguś udaje, że jest ona mu obojętna. Chyba się wstyd.... brybll lbr byl llrbr...- historię zamierzał dokończyć Ksawier, ale cierpliwość brata właśnie się skończyła. Chwyciwszy gadułę za sklepienie czaszki, zanurzył mu twarz w kuflu piwa i wylewając po części jego zawartość. Puścił dopiero wtedy, gdy rozpaczliwe machające rączki, niemo wołały o litość.

Wierzbie zabawnie było na to patrzeć. I pomyśleć, że dwójka młodocianych wrogów, z czego jeden znał ból niskiego wzrostu, została przydzielona do tego samego oddziału i w dodatku stali się dobrymi kolegami. Dla zagubionego w obcym świecie półelfa rodziło to nowe nadzieje. Nie ważne jakiego jest wzrostu czy pozycji społecznej, wstępując w szeregi Obrońców, stanie się kolejnym członkiem nie powiązanej więzami krwi, rycerskiej rodziny.

W tym czasie raban jaki narobiło rodzeństwo przykuło uwagę oberżysty i obsługi. Zdawało się, że już nie raz narobili hałasu, to więc Grumbar czymnprędzej przywołał do siebie karczmarkę i wręczywszy jej dwa nowe kufle piwa, wysłał ją do stolika dwóch rozrabiaków.

- Wy chyba nigdy nie przestaniecie ze sobą walczyć- rzekła zmęczonym głosem, pełnym stanowczości, ale i też matczynego ciepła.

- Wybacz nam o Pani - odpowiedzialność za wybryki grupy przyjął Abram
- Wspominaliśmy stare czasy
- próbował się wytłumaczyć.

Kobieta zrobiła nie pocieszoną minę i położywszy dwa kufle na stole, ułożyła dłonie na biodrach i z całą surowością zgromiła dobrze jej znaną trójcę.

- Właśnie widzę - spojrzała na rozlany niemal po całym blacie trunek.

Prędko uporawszy się z plamą jeszcze raz przestrzegła niesforną grupkę i wróciła do swoich obowiązków.

Wrzawa przycichła. Dwaj braciszkowie zaprzestali figli i wszystko wróciło do normy. Siedzieli w ciszy, szukając tematu do rozmów, aż chwalącemu się przed nimi kajdanami Wierzbie, wreszcie raczono odpowiedzieć.

- Upierdliwa sprawa, co nie - zaczął przywódca, wskazując na stalowe obręcze u nadgarstków.- Jutro o tej porze, już ich nie będziesz miał na sobie- spekulował.- A co do oddziału, do którego trafisz, myślę, że to będzie... - właśnie miał zdradzić najważniejszą część, kiedy do ich stolika dosiadło się dwóch kolejnych osobników. Jednego z nich Wierzba pamiętał. Nie kto inny jak Smartus zasiadł na ławeczce przy nim. Z kolei po drugiej stronie, tuż na przeciwko półelfa miejsce zajął skrywający pod płaszczem oblicze, dziwny jegomość, na pierwszy rzut oka znacznie mniej barczysty od całej reszty i o wyjątkowo bladych i delikatnych dłoniach.

- Smartus! Myślałem, że nie przyjdziesz. Już późna godzina. Jak tam żona i dzieciaki? - powitał go Abram.

- Wszystko dobrze. Nie mogły się mną nacieszyć. Dopiero jak usnęły, mogłem na chwilę się wyrwać- podawał powód spóźnienia.

- Dobrze cię rozumiem. Moja mateczka też nie może mnie z objęć wypuścić, gdy wracam z kampanii- cieszył się razem z nim.- A ten pan, to kto? - zaciekawił go tajemniczy kompan.

- On? - Smartus skoncentrował się na zakapiorze. - Akurat wychodził z twierdzy. Mówił, że na przepustkę, więc wziąłem go ze sobą. A co będzie sam się szwendał - zeznawał za gościa.

- Kolego, zdejm płaszcz. W gospodzie ciepło. Nie wstydź się - zachęcał go Ksawier.

Osłonięty pod materiałem facet nie skorzystał ze sposobności, ino jeszcze bardziej naciągnął na siebie kaptur tak, że ledwo można było dostrzec linię ust i podbródka.

- Wybacz. Dopiero co wróciłem z samotnej i trudnej misji. W drodze powrotnej wpadłem na jakieś wikidajło. Moje... rany jeszcze się nie zagoiły. Mam trochę pokiereszowaną twarz. Yy... mam na imię Uril- mocno ochrypły głos wydobył się z jego krtani. Zapadła cisza.

Skończył mówić. Kilka par oczu dociekliwie mierzyło pechowca, jakby chcąc wybadać czy mówi prawdę. Wierzbą natomiast targało niezrozumienie. Jak to możliwe, że samotny Obrońca został wysłany na ciężką misję. Przecież w ich przypadku, błąkanie się samemu po lasach pełnych różnorakiego potwora oznaczało śmierć. Cóż więc strzeliło do głowy jego dowódcy lub samemu Ogarowi, żeby postąpić w ten sposób. Czyżby chcieli się go pozbyć? A jeśli tak, to czy i Wierzbę czeka podobny los jeśli przestanie być potrzebny lub stanie się zawadą?

- Nie mów nic więcej - uspokajał go Abram.- Twoje dłonie mówią, żeś jeszcze młody i zapewnie wrażliwy. Blizny w naszym otoczeniu to nie powód do wstydu, ale do dumy. Zrozumiesz - zapewniał i już go dalej nie męczono.

- Wierzbo - zagaił Ksawier.- Zdaje mi się, że jesteś z nas najmłodszy. A rolą najmłodszego jest usługiwanie starszym- uświadamiał, a reszta przyznawała mu rację - Zechciał byś więc skoczyć po dwa kufle dla naszych przybyszów? Podejdź do Sofii. Ona zawsze leje z lepszej beczki niż Grumbar. A przynajmniej Loguś tak mówi - poprosił żartując jednocześnie z brata.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

79
Wierzba uśmiechnął się do Logana, rozumiejąc, że poruszane wspomnienia nie są dla niego przyjemne, ale dla reszty zdecydowanie zabawne. Półelf chciał poznać historię, która sprawiała, że tak dumny, potężny mężczyzna obrażał się jak panienka. Skupiwszy się na Abramie, Wierzba słuchał jego słów z lekko uchylonymi ustami, zdradzając ciekawość. Opowieść wydawała się nieprawdopodobna, gdy wielki wojownik Logan miał być mizerny, do tego broniony prze kobietę. Chłopak zaśmiał się, gdy twarz Ksawiera wylądowała w piwie, ale również odsunął, by kropelki trunku nie znalazły się na jego darowanym odzieniu. Nie chciał zniszczyć czegoś, co nie należało do niego.

I choć historia Logana uczyła, by nie tracić nadziei, półelf szczerze wątpił, by udało mu się urosnąć jeszcze choć pół cala. W szeregach wojowników będzie musiał znaleźć dla siebie miejsce z dala od pierwszej linii walki, ustępując miejsca potężnym. Słowa Abrama miały dać mu jakieś pojęcie o miejscu, do którego miał ostatecznie trafić, pojawienie się kolejnych towarzyszy przerwało jednak jego domniemania.

Smartus został powitany uśmiechem i uniesieniem dłoni Wierzby. Podejrzany kolega Smartusa nie wydał się wojownikiem podobnym do tych, których widywano w Twierdzy. Drobna postura zdradzała, że mógł być elfem, może półelfem. Wierzba zamierzał się przekonać.

- Blizny są powodem do dumy. - Ciszę przerwał jego głos. Chłopak wyglądał, jakby sam zdziwił się tym, że jego usta poruszyły się i wygłosiły myśl, którą powtarzali mężczyźni w jego wiosce, szczęściem również zawtórował mu Abram. Wierzba sam szwędał się po lasach i wiedział, jak niebezpieczne potrafią być. Samotne podróże były lekkomyślne, szczególnie, gdy w Twierdzy było tylu mężczyzn, którzy mogli ruszyć jako oddział. Misja w pojedynkę była sposobem na śmierć dla kogoś, kto nie był zaznajomiony z dziczą.

Domyślając się, że starszym zwykle usługuje Andzia, Wierzba bez słowa sprzeciwu przejął jego rolę jako najmłodszego w grupie. Upił jeszcze spory łyk piwa, jakby obawiając się, że jego kufelek zniknie, gdy będzie rozmawiał z Sofią, po czym uczynnie skierował się ku kobiecie.

Zapominając na moment o dziwnym przybyszu, a skupiając się na swoim zadaniu, podszedł do karczmarki i złapał ją za materiał sukni, jak małe dziecko, które chce zwrócić uwagę matki.

- Dwa piwa. - Powiedział, unosząc przy tym dwa palce. Powieka drgnęła, zdradzając emocje półelfa. Nie o lubił rozmawiać, co dopiero z obcymi. - I Specjał Północy. - Dodał, nie zapominając o Ergarze. Musiał mieć nadzieję, że Sofia nie będzie dociekać, dla kogo miał być ten ostatni trunek. - Logan prosi.

Drobne kłamstwo na koniec nie mogło zaszkodzić.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

80
Kobieta zmierzyła od góry do dołu długowłosego klienta. Uniosła kącik brwi, dając jasno do zrozumienia, że zamówione trunki nie do końca odpowiadały gustom zamawiających.

- Loguś prosił, tak? - wyartykułowała każde słowo akcentem świadczącym o budzącej się w niej wątpliwości.

Uśmiechnęła się szyderczo i zaplontawszy ręce, złożyła je na piersi. Następnie nieco się nachylając, tak że linia jej ust znalazła się nad jego uchem, wyszeptała:

- Znam ich nie od dziś. Dobrze wiem dla kogo przeznaczony jest trzecie zamówienie - przestała się nachylać. Puściła potajemnie oczko i nalała w dwa kufle świeżą partię browaru.

Wierzbę oblał rumieniec. Próba kłamstwa spełzła na niczym, co zresztą było do przewidzenia. Wszakże sam Ergar go przestrzegł, że ów specjalny rodzaj trunku, piją tylko krasnoludy, zaś gospodarz i towarzysząca mu karczmareczka, dobrze wiedzą co piją stali bywalcy.

- Twoje zamówienie - wcisnęła mu ciężkawe naczynie, z drugim nieco się guzdrając.- Myślę, że możemy się dogadać. Znudziło mi się panieństwo, a On chyba nie zabierze się za to jako pierwszy - rzekła tajemniczo, będąc wciąż odwróconą w stronę beczki z kranikiem. - Wyjdę na dłuższą chwilę. Za jakiś czas zauważysz moje zniknięcie i powiesz o tym, dodatkowo wspominając o dwóch facetach, którzy za mną podążyli. Logi może i tego nie okazuje, ale ma mnie na oku. W sensie, dba o moje bezpieczeństwo. Wyjdzie sprawdzić co się ze mną stało. A wtedy...wpadnie w moje ręce- uknuła misterny plan. Skoro jej luby nie miał zamiaru zrobić pierwszego kroku, zaradna kobita musiała wziąć sprawy w swoje ręce.

Ostatnie krople złocistego trunku wypełniły naczynie, które następnie przekazano w wątłe ręce półelfa.

- Wierzba, dalej! Ile mamy czekać!- zaraz o napój upomnieli się przyjaciele.- Dalej, dalej. Jak mamy śpiewać o suchym pysku!? - popędzali go.

I rzeczywiście. Grupa grajków kończyła właśnie stroić swoje instrumenty, a tłum podyktował im pierwszą melodię.
Spoiler:

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

81
Choć Wierzbę oblał rumieniec, gdy tak łatwo dał się złapać na kłamstwie, nie opuszczał gardy. Ergar nieco naiwnie wierzył w niego i jego możliwości zdobycia krasnoludzkiego trunku i Wierzba nie zamierzał go zawieść. Nie mógł przecież zrezygnować po pierwszej próbie, do tego z kobietą!

Szybko okazało się, że Sofia jest gotowa współpracować. Półelf zmarszczył brwi, wykrzywił usta w wyrazie niedojrzałej buty.

- Więcej, niż kufel. - Próbował się targować. Przez myśl przeszło mu, jak szczęśliwym byłby Ergar, gdyby przyniósł mu całą beczułkę! Czyż dobrobyt najsympatyczniejszego krasnoluda, którego dotąd poznał Wierzba, nie był ważniejszy niż chwilowa niewygoda Logana, która, przy sprzyjających wiatrach, może przerodzić się w piękne życie z żoną u boku? Poza tym, Sophia była dość ładna, miała charakter, czego wojownik mógłby chcieć więcej?
- I będzie twój. - Obiecał konspiracyjnym szeptem, jednak na tyle głośnym, by mógł przedrzeć się przez gwar karczmy. - Dajże mu popić.

Sprzedawanie kompanów szybko szło Wierzbie. Wierząc jednak w niewinność swojego podstępku, nie zamierzał czuć wyrzutów sumienia. Loganowi przyda się chętna kobieta, Sofii przyda się mężczyzna. Wszstko było na swoim miejscu. Cierpliwie czekając na zamówienie, w międzyczasie zaciskając palce na swoim ubraniu, by dać ujście gromadzącym się w jego ciele emocjom, rozglądał się po karczmie. Bywalcy byli kolorowi i różnorodni, zupełnie inni od niezmiennie zbliżonych wyglądem twarzy mieszkańców jego wioski. Ilość szczegółów, które wychwytywały oczy półelfa, mogłaby sprawić, że ten zachłysnąłby się w zachwycie, gdyby nie Abram i reszta. Słowa popędzenia podziałały.

Kiwnął Sofii głową w geście zgody, jak również podziękowania za trunek. Choć dłonie mu się trzęsły, zdołał donieść do stolika większość z darowanego piwa. Grube krople spływały po ściankach kufli, jak również na ściskające je palce Wierzby. Z ulgą odstawił naczynia na stół i podsunął je kolejno Smartusowi i tajemniczemu młodzikowi. Wierzba nie miał podstaw, by podejrzewać, że ten jest kimś, kogo być może nie powinno być przy ich stoliku. Wstyd był wytłumaczeniem dla zasłaniania twarzy. Czyż nie z podobnym problemem borykał się Wierzba, całe życie zasłaniając uszy burzą czarnych włosów?

Widok instrumentów, jak i piosenka, która popłynęła z ust zebranych, napełniła Wierzbę euforią po raz kolejny. Nie znał pieśni, którą wybrali pijący, ale w niczym to nie przeszkadzało! Zasiadł z powrotem na swoim miejscu, popijając kolejny duży łyk piwa starał się wyłapać z melodii słowa. Wystukując rytm palcami na blacie, rozglądał się po twarzach śpiewających. Przez myśl przeszło mu, że być mógłby nauczyć ich czegoś, co sam zna, gdyby tylko chcieli dać mu szansę. Chwilowo nie wychylał się, a jedynie przysłuchiwał, momentalnie zapominając o tym, by obserwować Sofię. Noc była młoda, Logan zbyt trzeźwy - musieli poczekać!
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

82
Noc spędzona wśród śpiewu i gier mijała przyjemnie jak nigdy wcześniej Wierzba nie miał okazji doznać. Chmielowy napój poprawiał humor i zachęcał do dalszej zabawy. Rumieńce na twarzach towarzyszy wskazywały, że i im alkohol zdążył rozlać się po całym ciele, a za chwilę miał dotrzeć i do głowy. Ino Logan wyglądał na niespokojnego. Jego kufel pozostał praktycznie nietknięty. Kręcił się niespokojnie, obracając głową we wszystkie strony, raz po raz zatrzymując spojrzenie na osobach o dłuższych włosach.

W międzyczasie grajki rozpoczęły strojenie instrumentów na kolejny repertuar, później jeszcze jeden i następny. Przez długie minuty karczma nie przestawała rozbrzmiewać mniej lub bardziej skocznymi melodiami. Szczególnie krasnoludy przodowały w solówkach dotyczących ich wojen i mitycznych wydarzeniach. Elfowie oraz półelfy, we wzmiankach o z dawna zapomnianych ziemiach i bohaterach.

- Hej, Wierzba- gdy muzyka wreszcie przycichła, w porównaniu do brata, nieco wstawiony już Ksawier, objął znajomego ramieniem. - Jesteś półelfem, nie? I nasza łobuziara też. Wiesz o kim mówię- mierzył do czegoś. - Myślę, że gdyby nie jej pozycja, stanowilibyście ciekawą parę. A i plotki mówią, iż ciągle się za nią oglądasz - Starzy mędrcy mieli rację. Alkohol rzeczywiście potrafił rozwiązywać usta. Wierzba mógł się tylko domyślać kto był tak spostrzegawczy, żeby wychwycił jego tęskne zerknięcia niesione ku młodej półelce.

- Jesteś monotematyczny. Sam byś sobie kogo znalazł. - zgromił go Logan, wyraźnie poirytowany zachowaniem krewniaka.

- Oj, daj spokój. Gdyby nie S-o-f-i-a, sam pewnie zechciałbyś chwycić za tyłek młodej lub pobawić się jej parą kształtnych i jędrnych ... Ał! - Zuchwałość wreszcie została ukarana. Jak umówieni, Abram oraz tajemniczy gość, uderzyli gadułę z jednej strony w łeb, z drugiej serwując mu solidnego kopniaka w piszczel.

- Ucisz się. Gdyby Ogar cię usłyszał, z pewnością wybiłby ci te durnoty z głowy. Już raz mieliśmy takiego śmiałka, pamiętasz? - rudemu udało się przywrócić mu na moment trzeźwość umysłu. Ksawier zamilkł i odtąd skupiał się tylko na pustym kuflu, jak obrażone na rodziców dziecko.

- Napiłbym się jeszcze - wypalił znienacka Logan.- Gdzie służba, dlaczego w moim kuflu nie ma piwa?- nie wiedzieć kiedy, opróżnił naczynie. Stukał palcami rytmicznie o blat stołu. Wyglądał na mocno zniecierpliwionego.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

83
Wierzba już wiedział, że zdecydowanie polubi tego typu wieczorki integracyjne. Tłum śmiał się i śpiewał, piwo lało się strumieniami, a Wierzba? Po raz pierwszy w życiu był tego częścią, aniżeli tylko obserwatorem. Abram, Ksawier i Logan oficjalnie nie byli nawet jeszcze jego towarzyszami, ale przyjęli go w swoim gronie jak równego sobie, nie zważając na odmienne pochodzenie nie tylko rasowe, ale również kulturowe. Jego brak obycia i elokwencja pozostawiająca wiele do życzenia nie była przeszkodą we wspólnym spędzaniu czasu, nawet przy zakapturzonym mężczyźnie i Smartusie.

Alkohol różnił się od tego, do którego przywykł Wierzba. Mętne, słabe piwo, którym raczył się w wiosce, nie było przeznaczone do zabawy, a służyło za codzienny napój, o wiele bezpieczniejszy od chociażby zwykłej nieprzegotowanej wody, po której niejednego silnego woja przycisnęło w wychodku. Trunek oferowany przez Grumbara szybko uderzał do głowy, powodował przyjemne w niej szumienie i odwagę pozwalającą półelfowi włączać się do śpiewu, gdy już podłapywał słowa powtarzających się fragmentów. Coraz bardziej przekonany był, że gdyby sam wyszedł z inicjatywą znanej sobie pieśni, zebrani być może pozwoliliby mu na występ. Matka lubiła, gdy jej śpiewał.

Wierzba odruchowo przysunął się do Ksawiera, gdy ten go objął, samemu również wyciągając rękę, by w uścisnąć go w braterskim geście. Na wspomnienie Auriel na jego twarzy pojawił się szeroki, rozmarzony uśmiech.

- Piękna. - Powoli cedząc głoski przyznał Ksawierowi, nic nie robiąc sobie z oskarżeń o zainteresowanie półelfką. Nie było to tajemnicą. - Zostanę rycerzem, Mistrz mi ją odda! - Obiecał butnie, pewien swoich słów jak nigdy dotąd. Nie miało znaczenia to, że Auriel była traktowana jak królewna, a Wierzba był ledwie podnóżkiem. Wyciągnął przed siebie rękę, jakby trzymał w dłoni co najmniej miecz, w tym momencie całkowicie wyimaginowany. - Zasłużę na nią! Będę przynosił jej ciastka Hildy i włamywał się Iterbaldowi! Po fiolki i k-k... książki!

Nie oczekiwał, że dostąpi zaszczytu zostania partnerem Auriel za bezcen. Mógł dostawać resztki ze stołu, ale nie najsmaczniejszy kąsek. Nie przeszkadzało mu to jednak w myśleniu o półelfce w długie wieczory w jego celi jak i szpitalnym łóżku, gdy umęczonemu ciału nie pozostawało nic innego, jak zająć się światem wyobraźni. Nikt nie mógł zabronić mu marzyć. W marzeniach nie liczył się jego brak ogłady ani wygląd, gdy w rzeczywistości prezentował się przy Auriel wręcz komicznie ze swoją drobną posturą i nieokrzesaniem. Również Auriel była idealizowana, mniej szalona, bardziej kobieca i pełna manier przystających jej pozycji, płci i wiekowi.

Wierzba śmiał się, gdy bracia mówili o walorach półelfki. Sam również potrafił je docenić, co więcej, chwila, gdy Auriel przycisnęła go do ściany i poczuł jej krągłości, wracała do niego w najmilszych wspomnieniach.

Widząc, że Logan nie ma piwa w kufelku, poderwał się z miejsca, gotów wypełniać swoje obowiązki najmłodszego. Opierając ręce o blat stołu, rozejrzał się po lokalu, wyciągając szyję ponad tłum.

- Gdzie Sofia? Nie wróciła? - Obejrzał się na Abrama, jakby ten był częścią ich planu i wiedział, o co chodzi w podstępie. - Wychodziła, ktoś za nią szedł? M-mężczyźni? Dwaj. - Powiedział, nie mając ochoty na zagłębianie się w plan kobiety. Chciał siedzieć, śpiewać, rozmawiać o pięknej Auriel i bawić się jak jeszcze nigdy w życiu. - G-Grumbar? - Powtórzył imię karczmarza, starając się teraz wypatrzyć jego. - Tłuczmy szklanki, spodki, miski, niech gospodarz żyje nasz! A choć Grumbar płaczu bliski, niechaj drzazgi lecą z flasz!* - Zaintonował, na chwilejnych nogach wychodząc zza stolika i kierując się ku krasnoludowi, by uzupełnić braki w alkoholach kompanów. Od Logana zależało, czy stanie się bohaterem Sofii, czy zostawi sprawę. Wierzba nie miał na to czasu, musiał dalej pić, śpiewać, bawić się!

*Tłumaczenie książkowe
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

84
Przyrzeczenia składane przez Wierzbę rozbawiły towarzystwo. Gromkie śmiechy rozniosły się po całej karczmie, prędko sprawiając, że znaczna część pozostałych gości zwróciła na nich uwagę. Coś, co Wierzba mówił ze szczerości serca, potraktowano jak dobry żart. Nikt nie chciał brać na poważnie, a przynajmniej dopuścić do siebie takiej opcji.

- Oj, mój drogi - Abram poklepał go przyjaźnie po plecach- Marzyć nikt ci nie zabroni, ale na więcej się nie łódź- chociaż na twarzy malował mu się szeroki uśmiech, to ton, z jakim mówił, wskazywał, że przestrzega go zupełnie na poważnie.

- Nie zrozum nas źle, ale paninka nie jest w zasięgu dla żadnego z nas - do rozmowy dołączył Smartus. - Już prędzej jej tatuś stanie naguśki przeciwko całej kompanii strzyg, nim pozwoli komuś ją tknąć. Zbyt mocno ją ceni. Tylko ona mu się ostała i będzie jej strzegł do końca życia. W jego oczach zawsze pozostanie małą Aurielką - Wgapiał się tępo w blat stołu wzdychając jakby przywoływał tylko sobie znaną wizję. Inni zaś z niecierpliwością czekali na dalsze wyjaśnienia.

Smartus jako jeden z niewielu rycerzy cieszył się dłuższym stażem służby u boku Ogara, niż ktokolwiek z tu zebranych. Z tego co wiadomo, zaciągnął się niedługo po Markusie, więc na równi z nim był świadkiem wielu ciekawych wydarzeń, na opowiedzenie, których nie starczyłoby nocy.

- Idę na stronę - dotąd niespokojnie wiercący się na miejscu i lekko poddenerwowany Logan powstał na nogi i szybkim krokiem obszedł drogą okrężną salę biesiadną, w końcu znikając za bocznymi drzwiami prowadzącymi w jedną z ciaśniejszych uliczek.

Misja wykonana. Niczego niespodziewający się rycerz podstępem został zwabiony w pułapkę jednego z najstraszniejszych potworów, jakim była zazdrosna i pożądająca go kobieta. Jego los spoczywał w jej rękach.

Niemal na równi z jego odejściem, do stolika podszedł Grumbar. Wymieniwszy na wstępie kilka standardowych pytań o smak posiłku i jakość piwa, przystąpił na moment do pogawędki.

- Dobrze Was znowu widzieć - rozpoczął od miłych słów. - Mam nadzieję, że przywieźliście staremu Grumabrowi jakąś pamiątkę z wyprawy. Mam jeszcze trochę miejsca na ścianach - Powiódł ręką po sali, wskazując na puste pola między i tak już liczną kolekcją wypchanych głów wszelkiego dziwactwa i straszydeł.

- Nie tym razem - rozczarował go Abram. - Ale za to zdobyliśmy nowy nabytek dla naszych wojsk i całkiem urodziwą dziewkę. Z wyglądu młodą jeszcze i powabną. Mogłaby robić u Ciebie. Urody jej nie brak, a po... - zamilkł na moment, jakby zawczasu zdołał ugryźć się w język.-W każdym razie, doszły mnie słuchy, że wesołości u niej więcej, jak u całej zgrai podchmielonych wesołków. Stanowiłaby świetny wabik na nowych gości do twojej gospody - zaśmiał się serdecznie.

- Jeśli tak ją zachwalasz, to zapraszam. Mam tylko nadzieję, że nie je tyle ile ty, bo mi spiżarnie wszystkie oskubie - krągłe łapska sięgnęły na skraj stolika po poustawiane w stosik talerze, o opróżnienie, których zadbał niemalże sam rudzielec. - I nie pije z taką łapczywością jak ona. Moje piwnice są co prawda słusznych rozmiarów, ale z taką zachłannością nawet one mogłyby zostać osuszone do cna - rzkł nie wiadomo o kim.

- Hej, Wierzba może i nie należy do największych, ale jest mężczyzną, że ho, ho. Mierzył się nawet ze Szczerbatym - gospodarza zaraz poprawił Ksawier.

- Mam swoje lata, ale ślepy nie jestem. Mówiłem o niej - kiwnąwszy głową nakierował gości na prawidłową osobę. - Czy to nie jest czasem...

- Auriel!? - pochłonięci rozmową mężczyźni nawet nie zauważyli, kiedy ich kufle zostały zagarnięte i opróżnione. Ślady po upojeniu znikły z nich niemal natychmiast, a ich miejsce zajęły mocne wypieki i przerażenie.
Spoiler:


Oto bowiem kaptur zsunął się z białych jak śnieg włosów i opadł na dziewczęce ramiona. Półelfka właśnie kończyła ostatni kufel, jaki pozostał na stole. Następnie rąbnąwszy nim o blat, dała karczmarzowi znak, że domaga się jeszcze jednego. Wzrok miała rozmarzony, końcówki szpiczastych uszu jak i małego noska zaczerwienione.

- Tego mi było trzeba, hip - przyznała uradowana jak nigdy, lekko się przy tym chwiejąc i czkając co chwila.

Reszta nie podzielała jej zadowolenia. Z paniką w oczach patrzyli po sobie, szukając zarazem wyjaśnienia, jak to możliwe, że udało się jej ich przechytrzyć. Przecież wszyscy dobrze słyszeli, jak mówi typowo męskim głosem. Wierzba znał odpowiedź, chociaż nie musiał zdawać sobie z tego do końca sprawy. Specyfik, który pomógł jej ukraść z pokoju wysokiego elfa, zapewne posiadał tę właściwość, że po jego zażyciu głos ulegał zmianie. Cwaniara najwidoczniej planowała udać się na popijawę, a okazja, która się jej nadarzyła była nawet na rękę.

- Co z nią zrobimy? Mistrz nas pozabija. Pamiętacie za pierwszym razem, prawda? Tak samo załatwiła chłopaków w koszarach. Przez tydzień się czołgali z bólu i wycieńczenia - histeryzował Ksawier.

- Ciszej, uspokój się - przywracał go do porządku Smartus. - Załóżcie jej kaptur, aby nikt nie mógł jej rozpoznać. Musimy odstawić ją do pokoju w cytadeli, zanim ktoś się połapie - sklecił naprędce plan działania.

- Grumbarze, druhu mój, sam widzisz. Musimy uciekać. Nie wydaj nas tylko - zdenerwowanie udzieliło się i Abramowi.

Sypnąwszy garścią monet, czym prędzej owinął ciasno płaszczem niespodziewanego gościa i zarzuciwszy ją sobie na bark, dał sygnał i wspólnie pognali do wyjścia, zapominając o nieobecnym koledze i pozostawiając go na pastwę rozochoconej karczmareczki.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

85
Wierzba musiał w siebie wierzyć - nic innego mu nie pozostało. Nowi przyjaciele zdawali się go wspierać, ale półelf nie był głupi, a przynajmniej chciał tak o sobie myśleć - jeśli nie zawalczy o swoje sam, własnymi drobnymi, acz silnymi rękoma, nikt nie wyręczy go w walce o szeroko pojęte szczęście. Auriel mogła znaleźć się w jego przyszłym życiowym zadowoleniu, musiała jedynie nieco... spoważnieć.

Zawzięty wyraz twarzy mógł zasygnalizować towarzyszom, że Wierzba wcale nie zamierzał zostawiać swoich planów w strefie marzeń.

- Mistrz będzie musiał komuś oddać! - Zaprotestował. Nie siadł jeszcze na tyłku, bo stojąc czuł się pewniej, górując nad biesiadnikami nawet przy swoim mizernym wzroście. Alkohol dodawał mu sił, ale dla pewności trzymał się blatu. - Przedłużyć r-ród! - Zawahał sie przy jednym ze słów, bo sam zwątpił w to, że piękna Auriel zgodzi się przedłużać ród Silwaterów właśnie z nim. Nie miał nawet przydomku czy nazwiska, które mógłby przekazać dzieciom.

Wierzba odprowadził Logana spojrzeniem, rozumiejąc, że plan został wykonany, a Ergar najprawdopodobniej dostanie swój napitek. Pierwszy krok ku otrzymaniu miana Piwokrada!

Słowa Abrama na temat Rudej przypadły Wierzbie do gustu. Po tym, jak Iterbald załagodził jej ból istnienia, mogła odnaleźć się wśród wesołej gawiedzi w karczmie. To było dobre miejsce. Nie spodziewał się za to, że Grumbar może zasugerować coś tak paskudnego o samym Wierzbie, podważając jego płeć, przez co półelf posłał mu grymas wykrzywionych w ostrzeżeniu zębów, póki Ksawier nie stanął w jego obronie, a krasnolud naprawił swój błąd i wyjawił im, o kim mówił i kim był młody towarzysz skryty pod kapturem.

Półelf nie podzielił paniki Abrama i reszty, ale z pewnością był równie zdziwiony, co oni. W pierwszym momencie zdjął go wstyd, gdy przypomniał sobie, co wygadywał o Auriel, zaraz jednak zdał sobie sprawę z faktu, że żadne z jego słów nie było kłamstwem. Komplementy pod jej adresem, sypane wśród mężczyzn, mogły działać jedynie na jego korzyść. Mimo to, dreszcz wstrząsnął jego ciałem, a twarz wykrzywiła się spazmatycznie, gdy emocje uzewnętrzniły się w niekontrolowanym ruchu mięśni.

Nie patrzył po wojach, za to ciemne spojrzenie wlepił prosto w Auriel.

- Musimy zaczekać na Logana! - Wierzba usłyszał swój głos, bo niespieszno było mu opuszczać karczmy. Dobrze się bawił, chciał pić, aż zrobi mu się niedobrze, a obecność Auriel tylko sprawiała, że sytuacja stawała się lepsza. - Zostańmy jeszcze chwilę! I-i tak... i tak tu już jest. - Zagestykulował w kierunku tobołka na ramieniu Abrama. - Nikt nie widział! Nikt nie wie! - Dłonie Wierzby odruchowo powędrowały ku wolnym kosmykom jego włosów, by pociągnąć je mocno. - Pozwólcie... nam zostać.

Musiał trzymać się rycerzy i pozostać pod ich opieką, gdy był jeszcze więźniem, więc nie pozostało mu nic innego, jak tylko poddać się ich decyzjom. Mógł ich jedynie próbować przekonywać do swoich racji.

- Mistrz jej nie pozwala, a ona chce tylko... j-jak my. - Wyjaśniał, niewyraźnie, szybko wyrzucając z siebie słowa.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

86
Wierzbie jako jedynemu nie pilno było ewakuować się z powrotem do twierdzy. Radosne biesiadowanie przypadło mu do gustu i ani myślał o opuszczeniu gospody. Buntował się niczym małe dziecko zabierane siłą z placu zabaw, podczas gdy cała reszta mogła pozostać, ale jego rodzice postanowili inaczej. Na nic wypowiadane półsłówka i niedorzeczne argumenty. Starsi od niego panowie pędem zbierali się do wyjścia i tylko przewieszona przez ramię Abrama i obkładająca piąstkami jego plecy półelfka, nie podzielała ich zdania.

- Nic nie rozumiesz - Ksawier chwycił na moment Wierzbę za ramiona - Jeśli do Uszu Mistrza dojdzie, że córka poszła bez zgody na popijawe, wszyscy, rozumiesz, ale to wszyscy w całym zamku będziemy mieli kłopoty - tłumaczył naprędce.

- Staremu odbija, gdy młoda znika bez śladu. A o Logana bym się nie martwił. Jest w dobrych rękach - dodał Smartus.

- Mój mały koleżko. Obiecuję, że jeszcze nie raz tutaj zagościmy, ale w obecnej sytuacji musimy iść, a ty razem z nami. Poniekąd nadal jesteś pod naszą strażą. Idziesz i kropka. Będziesz z pewnością pomocny - rzekł stanowczo rudzielec.

W takiej sytuacji Wierzbie nie pozostało nic innego jak usłuchać rycerzy. Nawet jeśli spróbowałby odmówić i pozostać na swoim miejscu, dwójka zbrojnych łatwo dałaby mu radę i w ostateczności poniosła go jak pijaniutką Auriel. A poza tym wreszcie mógł się na coś przydać. Co prawda nie chodziło tym razem o wspomożenie kompanów w walce, ale misja obdarzona została nie mniejszą rangą istotności.
*** Czwórka zakłopotanych kamratów mknęła pokrytymi warstwą świeżego puchu ulicami. Na szczęście godzina robiła się późna i mało kto stawał im na drodze. Przypadkowi gapie z zaciekawieniem przyglądali się grupce, jednakże nikt nie ważył się ich zatrzymać, pomimo że dochodziły do nich piski zakładniczki.

- Puszczaj mnie i nie trząś tak, bo zwymiotuje. Nie tak się zdobywa kobietę. Ojejku, świat się kręci - plotła pijackim akcentem.

Na wieść o mdłościach Abram prędko przerzucił pannę z barku na ramiona, aby w razie czego nie zapaskudziła mu ubrań. Ta z kolei wyprężyła się jak kot, niemający za bardzo ochoty na pieszczoty, jednak mocny materiał, w który ją owinięto, skutecznie uniemożliwił wykonanie jakiegokolwiek większego ruchu.

- Jak dostaniemy się do samej cytadeli? Nasza obecność z pewnością wzbudzi alarm - zauważył słusznie Smartus.

Miał rację. Ich nagłe pojawienie mogło zwrócić uwagę. Aby tego uniknąć należało postępować cicho i bez świadków. Tylko jak tego dokonać?

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

87
Nie rozumiejąc powagi sytuacji i konsekwencji, które mogły spotkać ich wraz z nieupilnowaniem Auriel, Wierzba walczył o to, by zostać w karczmie. Obecność półelfki poprawiała sytuację - zabawa w jej towarzystwie mogła być tylko lepsza, gdy spędzałaby czas razem z nimi, aniżeli chowała się pod kapturem i spijała ich piwo.

Wierzba patrzył na tłumaczącego Ksawiera, nie do końca mogąc pojąc, jak ktoś tak mądry i dobry jak Ogar może obwiniać mieszkańców zamku za ucieczkę niesfornej córki. Auriel miała już swój wiek i mogła odpowiadać sama za siebie. Nie mógł jednak dyskutować ze starszymi, pozostało mu westchnąć i podążyć za wojami do twierdzy.

Zachowanie Auriel sprawiało, że jej czar pryskał. Choć Wierzba z pewnością oddałby się jej na usługi, gdyby tylko znał rycerski kodeks, dostrzegał, że to piękne, rumiane jabłuszko jest nadpsute z jednej strony. Narażanie kompanów na gniew Ogara, dokuczanie Iterbaldowi, inne dziecinne zachowania... być może jej elfia krew sprawiała, że dojrzewała nieco później, zupełnie jak Wierzba, który, choć mianował się wojownikiem, daleko miał jeszcze do powagi dorosłości.

- Odwrócić uwagę. - Zaproponował Wierzba, słysząc, że wojownicy mogą mieć kłopot z dostarczeniem młodej do zamku. - A-albo tylne wejście. Jest tylne wejście? - Zmarszczył nos, czerwony od zimnego wiatru. Spodziewał się, że twierdza została zbudowana tak, by nie było żadnych tylnich wejść, dla bezpieczeństwa. - S-Smartus... - Zwrócił się do mężczyzny, który winien był całemu zamieszaniu. To on przyprowadził Auriel do gospody! Wierzba znów pociągnął się za włosy; denerwował się, ale podejrzewał, że w razie problemów jemu, jako jeńcowi nowemu w bractwie, więcej ujdzie na sucho. - Ty i ja, odwrócimy uwagę. - Zaproponował. - Na dziedzińcu, a oni... oni pojdą z Auriel. Dobrze?

Plan był zbyt prosty i wiele mogło się nie udać. Ale na razie tylko on zaproponował cokolwiek! Mógłby zaoferować, że sam dostarczy Auriel do jej komnat, ale pojawiały się problemy: mógłby tam nie trafić, Auriel narobiłaby rabanu i zwróciła na nich uwagę, nie udźwignąłby dziewczyny tak, jak robił to Abram... Próby wszczęcia zamieszania na dziedzińcu były jedynym wyjściem, o jakim mógł teraz myśleć.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

88
Brama twierdzy stała przed nimi otworem. Na widok pędzącej trójki, strażnicy stanęli pośrodku, próbując zagrodzić przejście.

- Kapitan Abram tłumoki. Zrobić przejście. Sytuacja awaryjna – To było proste. Stróże zmieszali się na słowa rudzielca. Wpierw popatrzyli po sobie, dociekając, co mogło wywołać nagłą wizytę jednego z dowódców.

- Co się stało? – jeden z nich zadał pytanie, ale rozgorączkowana grupka przemknęła właśnie obok i tylko Smartus pozostał, by wyjaśnić sytuację, reszta natomiast pokonała bez zatrzymywania się umowną granicę wyznaczoną przez kolosalne wrota.

Zdyszani jak koty po długiej i męczącej ucieczce przed wściekłym psem, stanęli u progu pierwszego stopnia prowadzącego do reprezentatywnej części zamku. Łapiąc nieco tchu, rozważali nad wyborem odpowiedniego wejścia do środka.

Wchodząc głównym przejściem, mogli narazić się przecież na spotkanie z jedną, z wyżej postawionych person. Zarówno Markus jak i Iterbald z pewnością nie omieszkaliby poinformować Ogara o zaistniałej sytuacji. Jeden zrobiłby to z czystej lojalności i szacunku dla przyjaciela inny, by najzwyczajniej w świecie dopiec młodej elfce. Z kolei wybierając boczne wejście, napotkaliby niejednego sługę, który ze strachu przed władcą, wnet pognałby zaalarmować, kogo należy.

- Wierzba ma rację. Trzeba jakoś odwrócić uwagę. Pewnie większość szykuje się do snu, ale i tak zawsze dmuchać na zimne
– przyznał Ksawier.

- Tu masz rację – poparł go Abram – Ja zajmę pozycję na parterze. Gdybym spotkał Markusa lub kogoś mu podobnego, zawsze mogę go zagadać raportami. Wy przekradniecie się na wyższe piętro. Ominiecie komnatę elfa i odstawicie ją do pokoju. Wydaje mi się, że znajduje się na trzecim poziomie – postanowił. – Trzeba nam się śpieszyć. Mistrz w każdej chwili może zechcieć wezwać córkę. Zaryzykujemy i wejdziemy od strony przejścia dla służby. To zmniejszy prawdopodobieństwo wykrycia – pomimo obalenia kilku głębszych kufli Abram miał łeb na karku. Alkohol najzupełniej nie pozbawił go rozsądku i zdolności myślenia strategicznego. Sklecony na piętce plan nie mógł zawieść. Wystarczyło tylko i aż zachować ostrożność. *** - Oj, oj. Rycerze nie mogą odwiedzać izdebek samotnych dziewcząt – właśnie robili pierwsze krok wewnątrz wąskiego korytarzyka, kiedy akcentem pouczającego dziecka, zupełnie nieświadomie Auriel zabrała głos w dosyć istotnej kwestii.

Zarówno Abram, jak i Ksawier wybałuszyli na siebie oczy. Jak mogli przecież zapomnieć o tym. Wejście do mieszkalnej części cytadeli strzegła straż. Nie było mowy, żeby prześliznąć się niezauważonym, podrzucić do pokoju nietrzeźwą elfkę i prysnąć nim ktokolwiek zdoła się zorientować.

- A niech to. I co my teraz zrobimy? Nawet jeśli te trepy zechcą z nami współpracować, to zawsze możemy wpaść na obsługę lub co gorsza, samego Ogara – panika ponownie zaczęła udzielać się Ksawierowi. Spazmatyczne ruchy odbierały mu zupełnie zdolność kontrolowania samego siebie. Nerwowo obgryzał paznokcie i szeptał złe wróżby.

- Opanuj, że się – potrząsnął nim dowódca. – Co prawda my nie możemy tam wejść, ale jest ktoś, kto może… - wzrok dwójki przyjaciół skierował się na mniejszym osobniku. Jakby nie patrząc, do północy wciąż przysługiwał mu status sługi, co mogło okazać się niebywałą korzyścią.

- Słuchaj, Wierzba – pełen powagi, Abram zaczął tłumaczyć desperacki plan. – Ze strażą sobie poradzimy. Na tobie natomiast będzie spoczywała nie lada odpowiedzialność. W twoje ręce przekażemy ci najcenniejszy klejnot Silvaterów. Zrobimy co można, żeby ułatwić twoją część zadania. Reszta zależy od ciebie. Powiedzmy, że to pierwsza twoja misja. Rozumiesz? – mierzył długowłosego wzrokiem. – Postaraj się jej nie schrzanić, bo wszyscy za to bekniemy – piętnował powagę zadania. – Ważne, aby jak najmniej osób zwracało na ciebie uwagę, a w szczególności sam wiesz kto – pominął wdawanie się w zbędne szczegóły, na koniec przytakując głową i dając sygnał do dalszego marszu.

Jak powiedział, tak też się stało. Jakimś cudem dwójka gwardzistów zezwoliła na wstęp do cytadeli. Wierzba natomiast został obładowany wielkim worem z delikatną zawartością, sporadycznie próbująca się wyrwać z jego rąk. Na szczęście dobrze zabezpieczony towar i kilka warstw płaszczy skutecznie tłumiło wszelkie ruchy oraz dochodzące z wnętrza dźwięki.

- A to ty! Zanieś te dywany, tam gdzie trzeba! Służki wskażą ci właściwe miejsce. Tylko nie rozerwij zewnętrznego materiału, bo się rozwinął i pobrudzą, rzadko tu zmywają podłogi
– Ksawier wręcz z przesadą odgrywał swoją rolę. Jak na tajną i cichą misję zachowywał się wyjątkowo głośno, zwłaszcza gdy biedny sługus znalazł się blisko straży. Wtedy skoczywszy do niego, wziął zwitek dywanów od drugiej strony i pomógł mu wnieść je na pierwsze piętro, po czym zaraz zeskoczył, szepcząc na koniec ciche „powodzenie”.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

89
Wierzba podążył za Abramem i resztą, nie zostawając ze Smartusem i strażnikami. Jego plan był zgoła inny! Ustawić się ze Smartusem na dziedzińcu, wszcząć burdę, która zwróciłaby uwagę wszystkich i wyciągnęła ich z budynku... stare, dobre danie sobie po mordach mogło zdziałać cuda, a i mężczyźni lubili, gdy dochodziło do walki między pobratymcami - przynajmniej tak to działało w wiosce, gdy zwykła bójka przekształcała się niejako w walkę o dominację. Smartus miał powód, by zaatakować Wierzbę, gdy ten niedawno pozbawił życia dwóch z jego towarzyszy, a Wierzba, rozluźniony alkoholem, mógł oddać. Co miało pójść nie tak?!

Abram miał jednak inny pomysł. Łapiąc oddech, zgrzany pod płaszczem, gdy metabolizm przyspieszył za sprawą niedawno wypitego piwa, Wierzba wlepił ciemne spojrzenie w kapitana. Nie miał odwagi protestować i wyrzucać Abramowi, że ta misja może się nie powieść, a on sam prędzej skończy skrócony o głowę aniżeli bezpiecznie wróci do skrzydła szpitalnego na swoją ostatnią noc w tamtejszym łóżku. Serce waliło mu jak oszalałe.

- Trzeci poziom. - Powtórzył, jakby chcąc zapamiętać. Mógł stawić czoła kolumnie rycerzy na koniach, ale nie mógł przekraść się do pokoju panny! Był przerażony! Wierzba miał miękkie nogi, tym bardziej uginające się pod ciężarem klejnotu Silwaterów, porządnie zawiniętego w materiał. Utkwiony w Ksawierze wzrok mówił ratuj! pomóż!, ale po chwili ociągania ruszył w swoją pierwszą-ostatnią misję, odprowadzony przez starszego wojownika.

Powoli stawiał stopy, uważając na drogocenny pakunek w swoich ramionach. Nucił cicho pod nosem jakąś plemienną pieśń, by dodać sobie otuchy, ale również zagłuszyć wszelkie mądrości, jakie miałaby ochotę wygłosić Auriel. Rozglądał się po korytarzu, nie mając pojęcia, gdzie iść. Wszystkie drzwi wyglądały dla niego tak samo. Rozejrzał się, mając nadzieję, że dostrzeże jakiś znak, który wskaże mu właściwą drogę, albo przynajmniej pomocną duszę w postaci jakiegokolwiek sługi.

- A-Auriel? - Przerywając pieśń zagadnął w końcu do zawiniątka, cicho, by tylko córka wodza mogła go słyszeć. - Którędy?
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

90
Stał jak kołek, nie bardzo wiedząc, dokąd ma się udać. Zawiniątko, jakie zostało mu przekazane, co rusz dawało o sobie znać, tym samym tylko utrudniając taszczenie delikatnego pakunku do punktu docelowego, gdziekolwiek miał się on znajdować.

- Myh…pmhy…mm… – białowłosa odpowiedziała z wnętrza kokonu.

Materiał, w jaki została owinięta, stanowił przeszkodę w drodze komunikacji. Reakcja na zadane pytanie wskazywała jednak, że docierają do niej jakieś dźwięki, ale coś sprawiało, że sama nie mogła wydobyć z siebie zrozumiałych głosek. Wierzba oczywiście mógł poluźnić więzy lub nawet uwolnić szamoczącą się półelfkę, ale jej reakcja po uwolnieniu była nie do przewidzenia. Wybór należał do niego.

Serce łomotało mu jak półautomatyczny młot Ergara, który miał okazję widzieć w kuźni. Zmysły wyostrzyły się w porównaniu do przyćmionych z powodu nadmiernej ilości emocji zdroworozsądkowych myśli. Dobrze słyszał, jak odgłosy dochodzące z parteru cichną. Zapewne to jego towarzysze ulotnili się po wykonaniu swojej części zadania. Na całe szczęście i z przeciwnego końca nie dobiegały żadne dźwięki. Droga na kolejne piętra stała przed nim otworem.

- Kolejne piętra! – dobiegła mu podpowiedź z wnętrza własnej głowy.

Abram wspominał, że pokój niesfornej panny mieści się prawdopodobnie na trzecim kontyngencie i od tam też wskazane było udać się najpierw. Na całe szczęście zarówno pierwsze jak i drugie piętro miały podobny układ. Od jednej strony korytarz i klatka schodowa, po drugiej nie więcej jak cztery sztuki solidnie wykonanych drzwi, za którymi skrywały się kolejne izdebki. Nic więc trudnego. Odstawić przesyłkę na miejsce, nie zapominając o oswobodzeniu i dać dyla, zanim ktokolwiek się połapie.

Wróć do „Turon”