- Aż tak jesteś pewny siebie? - fakt odrzucenia małej pomocy w starciu ze Szczerbatym mocno ją zdziwił, jednak dalej nie nalegała z wyborem zapłaty za małą przysługę.- Jak tam chcesz. Umowa stoi - rzekła po męsku. - Czas do roboty. Akurat ten bufon gdzieś się zaszył. Nie widziałam go od południa. Mamy okazję. Już, już, idziemy - była szybka, zarówno w mowie jak i w podejściu do realizacji celu.
Popędzając co chwila wspólnika, poprowadziła go przez jadalnię i część korytarza, gdzie mieściło się biuro Markusa, bardzo przy tym uważając, aby nikt postronny ich nie zauważył. Najwidoczniej mocno wcieliła się w rolę szpiega błądzącego po wrogim terenie lub co bardziej prawdopodobne, wszyscy wiedzieli, że jej obecność nie wróży nic dobrego i na pewno znowu coś kombinuje.
Dotarłszy do końca koryarza skręcili w lewo. Przeszli na wpół przeszklonym łącznikiem do części, do której Wierzba nie miał wstępu. Aż strach myśleć co by się stało, gdyby ktoś go teraz wykrył, w dodatku w towarzystwie niesfornej półelfki. Ale póki co jakoś im się udało prześlizngnąć niezauważonymi do części mieszkalnej najważniejszych osobistoći. I aż dziw ogarniał, że nikt nie strzegł do niej wejścia.
- Wartownikami się nie przejmuj. W nocy dodałam środki pobudzające trawnienie do ich popołudniowego przydziału - szeptała. - A służbie nic do tego kogo za sobą ciągnę - zapewniła.
Cwaniara po całości. Auriel może i swoim niezbyt dojrzałym zachowaniem nie budziła wielkiej trwogi, jednakże wciąż była córką Ogara i legendarnej łowczyni mar. Rodzice z pewnością zadbali o ty, aby radziła sobie w każdej sytuacji. Szkoda tylko, że nabyte zdolności obracały się przeciwko tym, którzy powinni być przez nie wspierani.
I tak dotarli na trzecie piętro cytadeli, po kryjomu, jak typowe złodziejaszki, od których w sumie niewiele ich różniło.
W końcu stanęli pod właściwymi drzwiami, na pierwszy rzut oka zwyczajnymi. Od co, kilka zbitych ze sobą desek, starannie przyciętych w półkole od góry i przyodoobionych żelaznymi kawałkami metalu utrzymującymi wszystko razem.
- A teraz patrz i ucz się - Młódka przyklnękneła na jedno kolano i wyciągnęła zza rękawa parę pokrzywionych drucików, jednakże nie tych samych, co w kuchni, a nieznacznie od nich większych i mocniejszych, po czym umieściła je w dziurce na klucz. - Jednym lekko odchylasz bębenek zamka, drugim podważasz zapadki - tłumaczyła najprościej jak się da.
Na jej twarzy wymalowało się skupienie jakiego nigdy dotąd Wierzba nie widział. Z chirurgiczną precyzją delikatne paluszki to naciskały, to znów lekko popuszczały narzędzia ku górze i dołowi, w lewo i prawo. Jeśli i on chciał się tego nauczyć, z pewnością będzie musiał poświęcić sporo czasu, aby być zdolnym do wychwycenia najmniejszego szczęku, do wyczucia najdelikatniejszej zmiany stawianego przez zamek oporu.
- Gotowe! - Chwilę jej to zajęło, ale zwycięstwo należało do niej. Bębenek przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni wciągając zatrzask do wnętrza drzwi. - Zapraszam - rzekła uradowana odchylając wrota do szeroka.
*** Pokój Iterbalda odzwierciedlał samego właściciela. Tuż po wejściu pierwsze co rzuciło się w oczy był niesamowity porządek, pomimo setek o ile nie tysięcy zbiorów księg i różnej maści przyrządów, których funkcji i zastosowań półelf mógł tylko zgadywać. Nawet utkane w kątach pajenczyny nie wprowadzały chaosu, a jakby uzupełniały całość, nadając wszystkiemu specyficzny urok.
- Gdzie tym razem je schowałeś - Auriel przeszła od razu do poszukiwań. W mgnieniu oka doskoczyła do znajdującego się przed nimi biurka i otwierając każdą szafeczkę, wertowała wśród stosów pergaminów i pomniejszych przedmiotów. Następnie rzuciła okiem na regały, prędko jednak puszczając je w zapomnienie i wbiegła do pomieszczenia obok, stanowiącego prywatną pracownię dostojnego elfa.
- To musi być gdzieś tutaj - szeptała do siebie. - No nie stój tak tylko mi pomóż - w jej głosie szło wyczuć zdenerwowanie - Małe flakoniki, znajdź je - wreszcie wyjaśniła o co chodzi. Teraz Wierzba wiedział czego ma szukać. Małych flakoników, najpewniej z zawartością. Nadal tylko pozostawał jeden problem. Cała pracownia była wręcz zawalona mniejszymi lub większymi naczyniami. Co prawda każde z nich posiadało naklejoną karteczkę z opisem, jednakże dla półelfa nie stanowiło to jakiejkolwiek pomocy. Jedyną podpowiedzią było samo zachowanie partnerki. Ta po kolei przestawiała każde z naczyń i rozczytując ich zawartość, już po kilku sekundach odchodziąc od pułeczki, na której nie spodizewała się znaleźć tego jedynego.
Wierzba natomaist zwrócił uwage na co innego. Oto bowiem na jednej ze ścian wisiał ciekawy obraz przedstawiający zależności czegoś od czegoś. Co ciekawe, na stole leżały porozrzucane różnokolorowe monety z barwami i symbolami odpowiadającymi dokładnie barwą i symbolą okręgów widniejących na obrazie. Sam natomiast prostokątny blat posiadał kilka okrągłych wgłębień, każde pośrodku jednego z boków biurka.
Spoiler: