Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

31
Wierzba zaczął nerwowo skubać troczek przy własnych butach, skupiając na nim wzrok i, wydawałoby się, całą uwagę. Nie chciał tu być, nie chciał rozmawiać z Rudą. Nie nadawał się do tego typu zadań!
Ciężar w piersi nasilił się, gdy kobieta ciągnęła wyjaśnienia.
- Przykro mi. - Odezwał się w końcu, mówił cicho, ale szczerze. Nie mógł wiedzieć, o czym dokładnie mówiła Ruda, nie palił się też do stawania po którejkolwiek ze stron. Zbliżył się znów i spróbował ją objąć, jeśli go nie odtrąciła, opierając głowę o jej ramię. Pamiętał, jak matka przytulała go, gdy był jeszcze dzieckiem. Objęcia pomagały w ciężkich chwilach. - Oni... uratowali cię? - Bardziej zapytał niż powiedział. - Nie możesz... nie możesz zaprzepaścić... i teraz umrzeć. Powiedz, co chcą wiedzieć i pójdziesz wolno. - Chłopak westchnął. - Moja rodzina też nie żyje. Ale szukam nowej. - Oby Obrońcy się nią okazali! - Spotkałem was, ich, pójdę dalej, jeśli będę mógł.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

32
Próba objęcia rozhisteryzowanego dziewczęcia nie odniosła sukcesu. Gdy tylko nieumiejętny pocieszyciel wyciągnął ręce, kobieta odsunęła się od niego, wymownie dając sygnał, że nie zamierza się z nim spoufalać.

- Nie zbliżaj się do mnie
- warknęła.

Przycupnąwszy w najdalszym rogu celi schowała twarz między kolana i od czasu do czasu przechylała się to w jedną to w drugą stronę zupełnie jakby chcąc samą siebie ukołysać do snu.

- Uratowali - rzekła. - Miałam wtedy szesnaście lat - wtem zaczęła historię sprzed paru lat. - Ja i moja prawdziwa rodzina emigrowaliśmy z Morlis do Heliar. Pech chciał, że zostaliśmy napadnięci przez grupę zdeprawowanych dezerterów. Zabili wszystkich. Tatę, braci, matkę i innych, którzy z nami podróżowali - mówiła na wpół łkając a jej twarz ponownie zrosiła się łzami. - Mnie i pozostałe młode dziewczyny chcieli wziąć ze sobą jako prywatne zabawki. Byłam chyba jedyną, której udało się zbiec, ale ruszyli za mną w pogoń. Uciekałam w stronę najbliższego lasu. Ale przez głupią kiecke potknęłam się i upadłam. Wtedy jeden z nich mnie dopadł i chciał, chciał... - kolejny wybuch spazmów nie pozwolił jej dokończyć. Minęła pewna chwila zanim ponownie mogła mówić. - Ale wtedy zjawił się Ojciec i Misiek. Roznieśli szubrawców na strzępy, a mnie przygarnęli do siebie. Bez warunków. Od tak, bo byłam w potrzebie. - zamilkła.

Wraz z wypowiedzeniem ostatnich słów głucha cisza ogarnęła pogrążoną w półmroku pieczarę. Jeno niejednostajnie wypuszczane powietrze oraz przyjemny w słuchu trzask palących się pochodni stanowił jakiekolwiek źródło hałasu. Zdawać by się mogło, że śmierdzące zgnilizną lochy są opuszczone nawet przez szczury. Zupełny bezdźwięk jaki na tą chwilę zapanował sprawiał, że gwiżdżąc na zewnątrz wiatr zdawał się przybierać całkiem wyraźny głos, mówiący szyderczo Biedactwo, ukatrupili jej rodziców...Po co żyjesz, skoro nie masz dla kogo... Chodź, chodź, zajmę się tobą jak tamtemu nie było dane...ha, ha...

- Pójdziesz dalej? A więc taki byłeś od początku, niewdzięczny i egoistyczny - płomiennowłosa wygarnęła półelfowi. - Pójdziesz i dołączysz do każdego, kto da ci ochłap ze stołu i poklepie po plecach. Tacy jak ty dołączyliby nawet do sfory biesów, gdyby te dopuściłyby ich do padliny, tfu - atakowała dalej.

I pewnie tych wyrzutów byłoby więcej gdyby nie pojawienie się znikąd strażnika więziennego. Krzepko wyglądający chłop spoglądał to na jednego, to na drugiego więźnia badawczym spojrzeniem. W jego dłoniach znajdowały się dwa półmiski wypełnione po brzegi całkiem dobrze pachnącą potrawą.

- Żarcie - ogłosił bez ogródek przekładając między kratami naczynia i kładąc je na podłodze. - Radze je szybko przełykać. Kucharka miała zły dzień - radził. - Tego by nawet mucha nie tknęła - grymasił, chociaż z wyglądu strawa nie wyglądała wcale tak źle.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

33
Intencje Wierzby były szczere, a fakt, że całość była jednym wielkim podstępem, nie miał wpływu na jego intencje wobec Rudej. Kiedy jednak odmówiła bliskości, nie gonił jej. Usiadł pod przeciwległą ścianą, by dalej słuchać jej słów bez wchodzenia w jej strefę komfortu.
Współczuł kobiecie, nie potrafił jednak zmusić się do komentarza: żadne słowa nie wydawały się odpowiednie. Nie umknęło jego uwadze, że Rudą przyjęli bez słowa, natomiast jemu zaoferowano jedynie ogień, gdy był na skraju wychłodzenia i śmierci głodowej. Na jedzenie musiał sobie zasłużyć własną pracą.
Chłopak usiadł w pozycji podobnej do tej, którą przybrała jego towarzyszka, jeszcze raz rozważając, czy żądania możnych powinny zostać spełnione. Był na ich usługach i jego los zależał od ich łaski. Ona miała rację: był egoistyczny. Musiał zadbać o siebie, tak jak było od zawsze. Zganił się w myślach. To, co zrobi z Rudą, będzie miało wpływ na jego przyszłość. Nie powinien uginać się przez sentyment.
Cisza niemal dudniła w uszach, jakby cały loszek został nakryty całunem blokującym wszelki dźwięk z zewnątrz. Nie podobały mu się dalsze słowa kobiety. Zmarszczył gniewnie brwi.
- Miałem być z wami. Ale oni odeszli. - Przypomniał jej. - Nie mogę... Nie mogę płakać i umrzeć. Będę walczyć. - Cedził słowa przez zaciśnięte zęby. Nawet pojawienie się strażnika nie wpłynęło na jego małą przemowę. - Ucieknę i będę żyć tak, jak chcę. Znajdę cel. Ty też powinnaś.
Jego plany, choć fałszywe, były rzucane nieco na wyrost. Nie byłby w stanie uciec z twierdzy, o życiu na własną rękę nie wspominając. Na zimnej Północy już dawno spotkałaby go śmierć, gdyby nie sfora wilkołaków.
Poderwał się z miejsca i dopadł do półmisków, jakby nie jadł od kilku dni. W rzeczywistości ciężar, który stanął mu w gardle, mógł uniemożliwić przełknięcie nawet kęsa. Łapiąc za oba naczynia, starał się ocenić, które z dań przeznaczone było dla Rudej, oceniając zapach.
Bez słowa, lecz wciąż wzburzony, postawił przed Rudą półmisek, który, jak mu się wydawało, był zaprawiony magiczną substancją dostojnego elfa. Wrócił pod swoją ścianę.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

34
Rezultat akcji "Wybór Półmiska"
Spoiler:
Dramatyczny punkt operacji był już tylko wspomnieniem. A nagrodą za dokonany trud miała zostać porcja smacznej i pożywnej strawy.
Niestety pomimo uroczysz zapachów dziewczyna nie zamierzała skosztować ani kęsa. Omiotła tylko szybkim spojrzeniem zawartość, wkrótce ponownie chowając twarz między kolana.

- Łatwo ci mówić - wycedziła. - Nie każdy ma ochotę tułać się po całym świecie w poszukiwaniu czegoś, czego nigdy tak naprawdę nie zdoła odzyskać - już nie tak nerwowo zaczęła naprowadzać rozmówcę na jej największy ból. - Wolę tu zgnić niż kolejny raz miałabym to przechodzić - mówiła łamiąc się zupełnie.

Z każdą chwilą płomiennowłosa pogrążała się coraz bardziej w odmętach czarnych myśli. Mankiety jej koszuli już dawno przesiąkły słonymi łzami, a kolejne krople nadal ściekały po licach, wprost na brukową podłogę. Być może, że jej pogarszający się stan dawał Wierzbie pole do manewrów. Przecież tak niewiele brakowało. Ino zmusić ją do wzięcia kilku kęsów, a później zostawić na pastwę Iterbalda, samemu zaś gotować się do kolejnej próby jaka miała wynieść go do rangi równej pełnoprawnym członkom Twierdzy.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

35
Los kolejny raz sprzyjał Wierzbie i z dwóch dań wybrał dla siebie to właściwe. Teraz pozostało mu pilnowanie, by Ruda zjadla choć kęs. Nagle siłowe zmuszenie jej do przełknięcia specyfiku Iterbalda nie było już tak kuszące, jak przed zobaczeniem, w jakim jest stanie.
Chłopak milczał dłuższą chwilę, grzebiąc łyżką w potrawie.
- Nie chcieliby, żebyś się poddała. - Odezwał się. - Nie po to ratowali, żebyś teraz umarła.
Wierzba stosował logikę swojej matki, która przez lata wczesnej młodości próbowała przetłumaczyć mu, by nie poddawał się mimo szkalowań ze strony rówieśników i starszych członków wioski. Chroniła go i walczyła o jego życie nie po to, by poddał się ze względu na niepowodzenia. Rudej tyczyło się to samo.
Wierzba niemal zapomniał, że jego misja nie będzie mieć dobrego rozwiązania dla Rudej. Odstawił swój półmisek na posadzkę.
- Powiedz im, co chcą wiedzieć. Nikomu nie zaszkodzisz, możesz... Możesz sobie pomóc. - Wziął głębszy wdech, jakby przygotowując się do wielkiego wyznania, następnie wyrzucił z siebie słowa szybko, ale cicho, by strażnik ich nie dosłyszał. - Zmuszą cię do mówienia! Mają sposób! Zły! Powiedz im sama!
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

36
Słowa pocieszenia odbiły się jak groszek od ściany. Zresztą i na przestrogę dziewczyna nie zareagowała więcej jak tylko machnięciem ręki.

- Phi... - prychnęła. - Wystarczająco dużo się o nich nasłuchałam. Nie ważne jak głośno by nie warczeli i szczekali, puki jestem człowiekiem, nie tkną mnie palcem - tłumaczyła.

Chociaż zupełnie przybita i pozbawiona sensu istnienia Ruda nie chciała pójść na pełen kompromis. Zdawało się bowiem, że woli raczej gnić resztę swojego życia w ciemnym lochu, niż miałaby podjąć najmniejszą współpracę z ludźmi, którzy pozbawili jej zastępczej rodziny.

- Nic nigdy, niczego im nie powiem - przysięgała sobie. - Mogę tu siedzieć całą wieczność, ale ani mi się śni pisnąć nawet jedno słowo - Rozpacz powoli ustępowała, wypierana przez mało zdrowy obłęd.

- Ale wiesz co - Powstała na równe nogi, biorąc w jedną rękę miskę z potrawą. - Masz rację - przyznała. - Nie chcieliby bym umarła. A przynajmniej nie bez walki - mówiła przebierając nogami i kręcąc palcem w półmisku. - Stanę się więc wrzodem na parchatej dupie Obrońców. Niech mnie trzymają jak długo będą chcieli. Czasem opowiem im pierwszą lepszą pierdołę, ale nic przydatnego - z jej ust wyrwał złowieszczy chichot. - Na śmierć mnie nie skażą, ani nawet nie zostawią na pastwę losu gdzieś na bezdrożu - w końcu nastał z długa oczekiwany moment. Paluch, który jeszcze chwilę temu memłał w misce wylądował w jej ustach.

- Ale gorzkie, ta grupa pinda chyba rzeczywiście miała jakiś problem - skomentowała kucharkę, honorując jej wysiłki w przyrządzeniu posiłku poprzez upuszczenie naczynia na ziemię i kopiąc je w stronę przeciwległej ściany, powodując, że reszta zawartości rozbryzga się na sporej jej powierzchni.

Dźwięk tłuczonej ceramiki zaalarmował strażnika. Chcąc sprawdzić co się wyprawia, w istnie zawrotnym tempie pokonał odległość jaka dzieliła jego kantor od krat pieczary i przyświecając sobie pochodnią sprawdził stan osadzonych.

- Hej, łap - Ruda zwróciła na siebie uwagę, a gdy tylko ten podniósł na nią oczy w jego stronę poszybowała kulka z naprędce ulepionej potrawki, zrazu trafiając go i paskudząc zbroję.

Wierzba nie mógł dać Wiary temu co widzi. Co prawda bezczelna dziewucha sama przed chwilą wspominała, że zamierza uprzykrzać życie strażnikom jak tylko będzie umiała, ale czy nie za szybko się rozzuchwaliła? Wszakże jeszcze przed chwilą zdawała się być pogrążona w głębokim smutku, teraz jednak sprawiała wrażenie niesfornego dzieciaka. Czyżby ta niewielka dawka specyfiku tak na na nią wpłynęła i to w takim czasie?

- Ty mała su... - klawisz ugryzł się w język, prędko łapiąc o co chodzi.

Z tymi też domysłami opuścił w milczeniu posterunek pozostawiając więźniów samych sobie.

Wrócił jakiś czas później. Wraz z nim zjawili się dwaj inni oraz nie kto inny jak Iterbald. W międzyczasie półelf był świadkiem zmiany kilku stadiów charakteru ognistowłosej. Po fazie istnie dziecinnych figli nastąpiła faza mędrczego prawienia na temat wyzysku mężczyzn przez płeć przeciwną, dzielenia się absurdalnymi pomysłami na przyszłość, aż wreszcie nastąpiło zupełne wyciszenie oraz senność.

- Wyprowadzić go. Teraz ja się nią zajmę - rzekł chłodno wysoki elf.

Żołdacy natychmiast przystąpili do wykonania rozkazu. Otworzono uliczkę i w pierwszej kolejności wpuszczono długoucha, który zrzuciwszy znaczące spojrzenie na pomagiera, zbliżył się do dziewczyny, a wraz z nim zbrojni, którzy złapawszy ją za ramiona, uniemożliwili jej jakiekolwiek wykonanie ruchu.

Elf przystąpił do procesu wchodzenia do głowy. Oczy mu błyszczały jak księżyc w pełni, a z ręki wydobył się blask.

- Ton esprit m'appartient! - Będąc odprowadzanym przez strażnika. Wierzba tylko tyle zdołał usłyszeć z nienaturalnie wzmocnionego i przytłaczająco władczego głosu Iterbalda. To co się później działo zostało owiane tajemnicą.

- Leć do Markusa - polecił strażnik na odchodnym. - Może i po czasie, ale kazał Ci przyjść zdać relacje - i to powiedziawszy zamknął za jednodniowym więźniem drzwi wejściowe lochów.

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

37
Wierzba chciał ostrzegać ją wprost... Ale ona nie słuchała. Targały nim emocje tak sprzeczne, że chciał krzyczeć! Obiecał sobie, że poskarży się mistrzowi i powie mu, co sądzi na temat takich praktyk. Nagle okazywało się, że Obrońcy nie byli tacy nieskazitelni, jak początkowo uważał. Z drugiej strony, wyciągnięcie informacji magią wciąż wydawało się lepsze, niż torturami, granica między tymi dwiema drogami wydawała się jednak zbyt cienka. Nagle przestał żałować, że z niego informacje wyciągnęli samą groźbą. Z drugiej strony, on nie miał nic do stracenia.
Obserwował, jak kobieta rzuca swoje oskarżenia i plany, a następnie w końcu próbuje jedzenia. Wyciągnął dłoń, jakby chciał ją powstrzymać, było jednak za późno. Zamiast pomagać Rudej, złapał za kosmyki, które wyrwawszy się spod trzymającego upięcie włosów sznurka, opadły mu na ramiona. Pociągnął mocno, by odwrócić uwagę od frustracji, jaka w nim narastała. Nie zgadzał się na to, co się działo!
Chłopak skulił się, gdy magia potrawy zaczęła działać. Ruda go przerażała. Jej zmieniające się charaktery sprawiały, że Wierzba, zamiast słuchać jej słów, starał się wcisnąć w kamienną ścianę groty i zniknąć, byleby tylko nie mieć nic wspólnego z rozgrywającymi się wydarzeniami. Z pomocą nadszedł Iterbald.
Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Zerwał się na równe nogi i korzystając z okazji, wyszedł z celi, przystając tylko na chwilę, by spojrzeć na magię elfa, choć objawiającą się jedynie słowami i wewnętrznym blaskiem. Dla Wierzby wszystko to było nowe, ale również fascynujące i przerażające jednocześnie.
Półelfi więzień zerwał się do biegu, jakby goniła go cała wataha wilków. Pokonał schodki wyprowadzające z lochów, pędem pokonał drogę przy murze, następnie również dziedziniec, ledwie wyhamował przed drzwiami budynku, w którym znajdowało się biuro Markusa. Nie zastanawiał się nad pukaniem, pokonał ostatnią odległość we wnętrzu budowli, by wpaść do siedziby nadzorcy.
Ledwie łapiąc oddech, oparł ręce o biurko łysego, z zamachem, który zdradzał jego wzburzone emocje. Dyszał ciężko po wysiłku, chciał przekazać Markusowi wszystko, co widział, ale słowa nie chciały płynąć! Roztrzęsiony półelf wlepił ciemne spojrzenie w mężczyznę.
- Pan elf... Magia! - Wydusił w końcu.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

38
Półelf wpadł niczym wicher do gabinetu znienawidzonego naczelnika, powodując, że stos dokumentów i zrolowanych raportów poszybował na wszystkie strony. Twarz siedzącego przy biurku mężczyzny robiła się naprzemian sina, to znów czerwieniała niczym pomidor.

- Co ty sobie wyobrażasz gałganie jeden! – wściekł się nie na żarty.

Zaraz też wstał na nogi wywracając przy tym drewniane krzesełko. Jego potężne dłonie rąbnęły o pulpit tuż naprzeciwko delikatnych dłoni Wierzby. Gdyby mógł, to z pewnością chwyciłby za długie włosy podwładnego i wytargałby je gęstymi kępami. Nie zrobił tego jednak, a tylko dyszał ciężko. Najwidoczniej szkoda było mu nerwów na wybryki sługi-więźnia.

- Czyli w końcu coś ci się udało – nieco spokojniejszy podniósł zwalone krzesło i zasiadł na nim podpierając łokcie na jego oparciach a głowę na jednej z dłoni. - Nie martw się. Iterbald będzie się starał nie zaszkodzić tej dziewusze - uspokajał. - O ile prz jego metodzie to możłiwe - dodał na koniec.

Spoglądając od czasu do czasu na porozrzucane dokumenty wyglądał jakby usilnie nad czymś myślał. Po krótkiej chwili utkwił wzrok w stojącego przed nim Wierzbe. Wzdychnąwszy ciężko postukał się paluchami po żuchwie by w końcu powiedzieć:

- Chyba rzeczywiście chcesz przystąpić do próby, co? – rzucił badawcze spojrzenie. – Dobrze więc. Powiadomie Ogara, gdy wróci, o twoim małym sukcesie. Zapewnie jeszcze dziś wieczorem będziesz miał okazje się wykazać – mówił. – Do tego czasu jesteś wolny. Możesz odejść jeśli nie masz pytań.

Łysy zamilkł. Ponownie powstaszy z zajmowanego miejsca, zaczął zbierać i układać zwiane z blatu papiery. Chwyciwszy ich pewną ilość przstanął na moment. Coś mu sie przypomniało.

- A właśnie – skierował się w stronę półelfa – Doniesiono mi, że nie podszedłeś do nauki pisania – mówił oskarżycielskim tonem – Jak chcesz czytać przyniesione rozkazy na polu bitwy czy spisywać raporty jeśli nawet nie wiesz jak się podpisać? – głos mu się na powrót zaostrzył. – Nie lekceważ tego. Bitwa to nie tylko bezmyślne machanie mieczem, ale i wielkie przedsięwzięcie strategiczne. Jedna walki potrafi toczyć się na przestrzeni kilku mil. Gońcy nie są w stanie tak szybko się przemieszczać między poszczególnymi oddziałami i dowódcą. Nie to co gołębie pocztowe – tłumaczył. – Jeśli jesteś tak wielkim imbecylem, żebyś nie umiał chwycić pióra, przyślę nauczyciela – oczywiście nie mogło obejść się bez szczypty uszczypliwości. – Chcesz coś powiedzieć w tym teamcie?

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

39
Emocje i rozmach, które towarzyszyły Wierzbie, były proporcjonalne do tego, co działo się z Rudą w lochach. Markus mógł być zaznajomiony z umiejętnościami Iterbalda, ale dla półelfa było to nowe i niezrozumiałe, ale również diabelnie fascynujące.
Swego rodzaju konflikt, który wykwitł między sługą i naczelnikiem, nie pozwolił Wierzbie ruszyć się nawet o milimetr, gdy mężczyzna na niego naskoczył. Wiedział, że w przekorny sposób nie może pokazać jakiegokolwiek uniżenia, bo choć z góry był na przegranej pozycji, wiele straciłby w rywalizacji, gdyby ugiął się i położył uszy po sobie tylko przez podniesiony głos.
Twarz więźnia pozostała w zawziętym, pewnym siebie wyrazie.
- Ona cierpi. - Poinformował Markusa, nic nie robiąc sobie z przytyków. Markus nie miał racji, Wierzbie udało się wiele - chociażby przeżył samemu na Północy! Nie było również możliwości, by nie dostrzec wewnętrznego bólu Rudej. Pozostawało mieć nadzieję, że elf również zauważy w jej głowie rozpacz za utraconą rodziną, przez co potraktuje ją delikatnie.
Chłopak był zdeterminowany, by przystąpić do próby i pokonać Szczerbatka, jednak z każdą chwilą jego zapał malał, a pojawiała się wątpliwość. Demon mógł rozgnieść go na miazgę! Z drugiej strony, pół roku służby było czasem absolutnie straconym.
Wierzba miał pytania. Wolałby zadać je Hildzie albo Ogarowi, ale z braku możliwości musiał zadowolić się Markusem.
Zmienił nieco swoje nastawienie. Zabrał ręce z blatu, grzecznie złożył je przed sobą, jakby rzeczywiście stał jako sługa przed panem. Również jego twarz złagodniała.
- Moja broń? - Poprosił, mając nadzieję, że do walki przyjdzie mu stanąć z własnym orężem w dłoni. Znał swój łuk i toporek, broń obrońców mogła być wspaniała, ale zupełnie obca dla Wierzby. - A co, jeśli nie wygram?
To była ważna kwestia. Spodziewał się, że wtedy wróci do służenia, ale nikt nie mówił o scenariuszu, w którym nie byłby w stanie służyć. Przegrana nie musiała oznaczać natychmiastowej śmierci, ale czy Obrońcy opatrzą go, czy zostawiają na pastwę mrozu i kruków? Nie potrafił wyobrazić sobie, by ktoś taki jak Mistrz nie przyszedł mu z pomocą!
Kwestia pisania była kolejną bolączką, tym większą, że Markus rzeczywiście mógł mieć rację. Wierzba pewnie obraziłby się na wyzwisko, gdyby tylko wiedział, co imbecyl znaczy. Poza tym, naczelnik trafił w sedno - poprawne trzymanie pióra nie było tym samym, co trzymanie patyka, którym mógłby rysować wzory na piasku.
Wierzba musiał po raz kolejny przełknąć dumę.
- Mistrz uczy o demonach. - Powiedział powoli, jakby bał się, że słowa mogą nie wyjść z jego ust poprawnie. Nie chciał znów zbłaźnić się przed Markusem. - Ty ucz pisać.
Obrazek

Re: [Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

40
Na posłyszane pytania wiecznie nerwowy mężczyzna zrobił wymowną minę i nawet nie trzeba było posiadać telepatycznych zdolności by odgadnąć, że przumys odpowiedzenia na któreś z nich mocno nie przypadł mu do gustu.

- Ta, na czas pojedynku zostanie ci przydzielony rynsztunek jaki tylko będziesz chciał - zapewniał.

Wierzba mógł odetchnąć z ulgą. Przynajmniej miał pewność, że do potyczki z potworem nie stanie z gołymi pięściami.

- Uspokoje cię. I tak nie wygrasz - rzucił nieoczekiwaną odpowiedź, której należało się obawiać. Jaki więc był sens całej tej farsy? - Gdyby przyjmowano do naszych oddziałów tylko na podstawie pomyślnego rozstrzygnięcia pojedynku, zaledwie kilka osób kręciłoby się po twierdzy. I to w większości byłaby rodzina Ogara, a właściwie to co z niej zostało. Ale mniejsza. - Markus uciął rozmowę jakby przypadkiem poruszył temat tabu. Zamiast tego wziął się za wypełnianie na powrót ułożonego stosiku papierów.

- Nawet o tym nie myśl - zgromił pomysł zostania nauczycielem, lecz w jego głosie nie było tej samej pikanterii co zawsze. - Znajde kogoś kto z tobą wytrzymie chociaż chwilę - dodał w swoim stylu. - Jeśli to wszystko, zajmij się sobą. Idź do Hildy czy Ergara. Oni lubią trwonić czas jak ty na bzdurne pogaduchy. Zanim ceremonia pogrzebowa się zakończy będzie już po zachodzie - wyjaśnił. - A co do młodej - dodał na zakończenie - Jest w rękach elfa wysokiego rodu, a nie podrzędnego orka. Nikt jej nawet nie da pomyśleć o cierpieniu.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

41
Wierzba skrzywił się odrobinę, bo po cóż Markus dał możliwość zadawania pytań, skoro nie w smak było mu odpowiadać?! Chłopak zupełnie przekornie wziął sobie za cel męczenie Markusa kolejnymi wątpliwościami, tylko po to, by ten musiał spędzić z nim więcej czasu.
-Moja broń. - Powtórzył. Nie potrzebował niczego więcej. Nie sądził, by rozpadający się skórzany pancerz, w którym błądził po lasach Północy, został zachowany przez Obrońców. Najlepsze czasy miał już za sobą. Nowa skórzana kurtka mogłaby się przydać w zetknięciu z demonem, ale czy powstrzyma jego kły i zęby?
Gdy stres związany z sytuacją Rudej zaczął odpuszczać, Wierzba poczuł pewne podekscytowanie na myśl o zbliżającej się walce. Obawiał się przegranej, wciąż wmawianej mu przez wszystkich, ale sam fakt stanięcia w szranki z potworem i pokazanie Mistrzowi, na co go stać...! Do tego pojedynku ćwiczył całe życie!
- Wszyscy walczą? - Dopytał, bo sprawa walki ze Szczerbatkiem nie była jasna. Czy to tylko jeden demon, czy może zbiorczą nazwa dla bestii, które uda im się pochwycić, by stały się sprawdzianem dla wojowników?! - Z tym Szczerbatym? - Uściślił swoje pytanie. Nie powstrzymał się też, by dodać uszczypliwość: - Ty pokonałeś?
Uśmiech półgębkiem mógł świadczyć o tym, że Wierzba nie wierzył w umiejętności Markusa. W Twierdzy był niczym, poza gryzipiórkiem!
Słyszał już co nieco o Auriel i jej rodzinie, zaczął składać informacje, Markus mógł jednak powiedzieć więcej.
- Śliczna panienka bez matki. - Stwierdził, mając nadzieję, że mężczyzna rozwinie myśl. Całe szczęście, półelfka miała ojca, który mógłby się nią zająć. Potrzebowała jeszcze partnera, obrońcy. Dzielnego rycerza, który pokona demona! Kogoś takiego jak Wierzba?
Zaakceptował fakt, że Markus będzie go uczył. Potrzebował kogoś, kto może trzymać go krótko i bezlitośnie, by szybko nauczył się literek. Uśmiechnął się lekko, teraz bez złośliwości, skinął głową.
Z chęcią poszedłby do Hildy, bo prócz rozmowy, spodziewał się, że zaprządną go do pracy podobnej, jak poprzedniego dnia. Zwinne palce półelfa lepiej nadawały się do siekania cebulki niż wątłe ramiona do obsługi miecha. Musiał jeszcze jednak uzyskać odpowiedzi na zadane tematy, o ile Markus od razu nie wyrzuci go z gabinetu. W drodze do kuchni mógłby też zajrzeć do lochów... Magia zapewne była fascynująca i warta zobaczenia, tym bardziej, jeśli ma być, jak twierdził Markus, bez straty dla Rudej.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

42
Łysol zaczął się irytować niekończącą się falą pytań. Kolejne podpisy składane na dokumentach coraz bardziej przechodziły z eleganckiej kursywy na dziecięce bazgroły a literki różniły się wielkoscią.

- Czy nie wyraziłem się jasno? - zapytał lekko charcząc - Dostaniesz broń jaką tylko będziesz chciał, nawet te twoje toporki- zapewniał dobitnie.

Poziom niezadowolenia niepotrzebną obecnością intruza wzrastał w zastraszającym tempie. Nie mogąc skupić się na robocie odłożył pióro na miejsce i orpóżniwszy płuca z resztek powietrza wziął jego nową dawkę chłodząc nagromadzone emocje.

- Nie, nie wszyscy z Nim walczą - i pewnie byłby na tym zaprzestał, ale poznawszy się na dociekliwości rozmówcy kontynuowal dalej. - Tylko najlepsi stają nim w szaranki by dowieść swoich umiejętności lub rzucamy mu na pożarcie takich pyszałków jak ty. - zarechotał. - A jeśli chodzi o mnie - dodał. - To powiedzmy, że był remis. Ja go ciąłem i on mnie- po tych słowach zakończył temat.

Wojownik na chwilę zamilkł jakby chcąc przemilczeć temat związany ze śliczną panienką. W końcu jednak zebrał się w sobie i starannie wyselekcjonowawszy słowa, rzekł:

- Wpadła ci w oko, co - rzucił bez ogródek. - Wielu było takich. Nie skończyli za dobrze. Sam Ogar zajął się ich treningiem - z gardła mężczyzny wydarł się kolejny straszny śmiech. - Ale tak. Ona była jedną z niewielu, zaraz obok samego ojca i bra... - ugryzł się niespodziewanie w język - którzy pokonali Starucha. I to za ich przyczyną zyskał taki przydomek - tłumaczył. - Natomiast na największą chwałę zasługuje tutaj Mistrzyni Lorelai. To ona wraz z Iterbaldem i innymi współplemieńcami zdołała pojmać i uwięzić go i to w czasie, gdy był pełni sił! - pochwał nie było końca .

Skończył stając przy ostatnim zdaniu na baczność.

Nie chcąc musieć odpowiadać na dalsze pytania podszedł do drzwi i otworzywszy je na oździeż machnął dłonią w geście porzegnawszym, wtóruąjc nakaz zajęcia się sobą.

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

43
Kolejne skinięcie głową mogło oznaczać tylko tyle, że Wierzba zaakceptował odpowiedź mężczyzny. Sam zaczął zauważać, że Markus nie jest zadowolony z towarzystwa półefla. Dobrze.
- Nie jestem pyszałkiem. - Próbował się obronić. Kim był? Sługą, który chciał poprawić swój byt. Wojownikiem, który po raz kolejny musiał udawadniać swoje umiejętności! Półelfem rzuconym na pożarcie demonowi.
Fakt, iż Markus nie wygrał z demonem, usatysfkacjonował go bardziej, niż być może powinien. Nie wiedział, czy sam wyjdzie z pojedynku chociażby o własnych siłach, ale to, że mężczyzna nie pokonał potwora, dawało pewną paskudną satysfakcję. Chłopak nie powstrzymał uśmiechu, gdy padł temat panienki. Nie dość, że była piękna, to jeszcze pokonała demona! Ogar był okrutny, nie pozwalając jej walczyć, ale usprawiedliwiał go fakt braku matki i, jak Wierzba wyłapał, brata. Rodzina rycerzy kurczyła się zbyt szybko.
Imitując postawę łysego, sam również wyprostował plecy, rozumiejąc, że mistrzyni Lorelai należy się bezgraniczny szacunek. O matkę Auriel Wierzba będzie musiał zapytać Hildę, bo gryzipiórek nie życzył sobie dalszego towarzystwa. Obawiając się, że do wyprszenia go z pomieszczenia Markus może użyć siły, sam wyszedł, po czym ruszył na zewnątrz, na dziedziniec.
Rozważył dostępne opcje. Miał wolny czas i nagle nie wiedział, co z nim zrobić! Początkowa chęć odwiedzenia Iterbalda i Rudej przeminęła, gdy tylko przypomniał sobie, że Iterbald nie należy do najmilszych osób w twierdzy, a intruz podczas przeprowadzania zabiegu na kobiecie może rozjuszyć go jeszcze bardziej. Pozostało mu cieszyć się popołudniowym słońcem lub udać się do Hildy. Wybrał tę drugą opcję, pamiętając, jak krasnolud wspominał, że dla darmozjadów nie ma miejsca w Twierdzy. Wierzba chciał się przydać, a po pogrzebie przyjdzie czas na wieczerzę ku pamięci poległych. Gdyby nie Wierzba, byłoby ich mniej - był im winien przynajmniej tyle.
W kuchni zamierzał spędzić czas do pojedynku, o ile wyżej postawieni nie postanowią inaczej o jego losie.
Obrazek

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

44
W drodze do kuchni nikt nie niepokoił złaknionego informacji półelfa. Szedł tą samą drogą co zawsze cisząc się towarzystwem samego siebie, gdyż przez całą przechadzkę nie natknął się zupełnie na nikogo, a nawet jeśli, to nikt nie zwracał na niego uwagi.

W kuchni również niewiele się działo. Samej Hildy jak i kilku jej pomocnic nie było. Palenisko pozostawało wygaszone, a w garach nie zalegały nawet resztki jedzenia. Kobiety wyszły najpewniej poza obręb Twierdzy by zakupić zapasy na jednym z miejskich bazarków.
Wtem drzwi od strony sali jadalnej lekko się uchyliły i zza nich nieśmiało wyjrzała jasna głowa.

-Czysto- wyszeptał delikatny głosik.

Drewniane drzwi rozwarły się szerzej. Zawiasy zaskrzypiały niemrawo i do kuchni wpełzł nie kto inny jak infantylna Auriel. Z początku nie zauważyła, że prócz niej jest ktoś jeszcze. Kilkoma lekkimi susłami pokonała niemal cała długość pomieszczenia i stanęła tuż przed szafeczką, której drzwiczki jako jedyne spośród wszystkich były zamknięte na kłódkę.
Półelfka westchnęła krótko i zza paska wyciągnęła parę pokrzywionych drucików.

Szast, prast i po kłopocie. Zamek puścił dając dostęp do skrywanej zawartości. Teraz przyszła pora na nagrodę. Delikatna dłoń sięgnęła po zdobycz. Słoiczek z kruchymi ciasteczkami była już w uścisku złodziejaszka.

Nasyciwszy się kilkoma sztukami odłożyła wszystko na swoje miejsce. I już miała opuścić miejsce zbrodni, gdy obróciwszy się na piętce spostrzegła naocznego świadka jej występku.

- Tłuo tły! - mówiła mieląc w ustach pozostałości łakoci.

Figlarne oczy rozwarły się szeroko ukwzując diamentowe tęczówki. Zaskoczona nie wiedziała co ma począć. Robiła kroczek to w przód to w tył, lewo i prawo, uciekać czy zostać. W końcu wymyśliła istnie genialny plan zaszantażowania świadka.

- Nie widziałeś mnie, bo..bo...bo powiem wszystkim, że chciałeś mi zrobić brzydkie rzeczy - I masz. Na nic umiejętności przetrwania w dziczy Północy, znajomość technik bojowych, jak nawet największego wojownika potrafi rozłożyć pierwsza lepsza panna i to tak absurdalną metodą.

- Albo nie! Wybaczę ci, że mnie podglądałeś jak mi w czymś pomożesz. Potrzebuje dodatkowej pary oczu. Itek ma coś, co mnie interesuje, ale nie chce mi tego dać Wchodzisz w to? Dla ciebie też coś znajdę. Słyszałam, że będziesz się bawił z Kiełkiem. To kawał cwaniaka - Wieści szybko się rozchodzą. Nawet ktoś taki jak podopieczna samego przywódcy jakoś dowiedziała się o pojedynku. Zapewne całe widowisko będzie nie lada wydarzeniem dla wszystkich mieszkańców Twierdzy. Może warto było by skorzystać z tej nieoczekiwanej pomocy?

[Wschodnia część pasma Ghuz-Dun] Twierdza Obrońców Świtu

45
Pustka w Twierdzy była dziwna i niezręczna. Wierzba nie wiedział, co ze sobą zrobić, a wedle słów krasnoluda, nieróbstwo nie było dobrze widziane! Nie mógł przecież wybrać sobie pracy! A może powinien? Chociażby złapać za miotłę i zamieść hol? Nieobecność Hildy i kuchennych dziewcząt przyjął z pewnym rozczarowaniem. Już zamierzał wyjść, by znaleźć sobie inne zajęcie, gdy do kuchni wślizgnęła się panienka.
Gdy minął pierwszy szok i wyrzut emocji związanych z pojawieniem się ślicznotki, a policzki piekły go już tak, jakby owiane żarem z pieca, Wierzba zaśmiał się w duchu, stając bez ruchu w miejscu, w którym go zastała, rozumiejąc, że pozostał niezauważony. Słaby był z niej skrytobójca, za to sama mogła narazić się na niebezpieczeństwo! Ogar miał rację, każąc jej zostać w Twierdzy.
To, jak poradziła sobie z zamkiem, było jednak godne podziwu. Wierzba znał ten typ zamknięcia z kufrów wędrownych kupców. On, razem z innymi dzieciakami z wioski, niejednokrotnie próbowali dobrać się do skrzyń, ale tego typu zabezpieczenia zawsze stawały na drodze. Nigdy nikomu nie udało się sforsować kłódki, a ona poradziła sobie w kilka sekund!
- Naucz mnie tego! - Poprosił, najpewniej zdradzając swoją pozycję, tuż po tym, jak naoglądał się, po cóż była cała ta farsa. Ciastka były smaczne, ale czy nie bardziej sycące było choćby pęto kiełbasy? Auriel przydałoby się trochę przytyć!
Wierzba, widząc jej zdenerwowanie, postanowił jej ulżyć. Schylił lekko głowę w geście poddaństwa. Wypatrzył to u przybocznych Ogara, musiało działać!
Nie spodziewał się jednak oskarżeń. Brzydkie rzeczy? Miała rację! Chciałby zrobić jej rzeczy, które nie powinny mieć świadków innych, niż oni dwoje, ale przecież nie przez siłę! Był mężczyzną, choć mógł na to nie wyglądać i się nie zachowywać. Uniósł dłonie i wycofał się o krok do tyłu, opierając się o jedną z szafek. Mistrz nie puściłby płazem takiego czynu! Jego ostrze zagłębiłoby się w gardle Wierzby bez żadnego sądu!
Druga propozycja była do przyjęcia.
- Nie potrzebuję magii pana elfa. - Oświadczył, prostując się. - Jestem wojownikiem!
Chłopak wątpił, by wiedział, jak użyć darowane mu zabawki Iterbalda. Odrzucenie tego typu pomocy było podwójnym zwycięstwem - nie zostanie oskarżony o kradzież i nie zbłaźni się po raz kolejny!
- Pomogę... Ale naucz. Tego. - Wskazał w stronę szafki kryjącej ciastka. - I nie mów mistrzowi.
Obrazek

Wróć do „Turon”