Wieści ze świata [STARE]

1
WIOSNA 83 ROKU

Wiosna tego roku przyszła wyjątkowo późno. Słońce kilkakrotnie wychylało się zza ciężkich, szarych chmur na przynajmniej tydzień, ale śnieg nijak nie chciał stopnieć, a i zwierzęta nie wychylały nosa z nor, dziupli, jaskiń i jam. Cała przyroda była mocno zaspana, jakby bardzo nie chciała tego nowego, zbliżającego się roku i nawet Druidzi niemrawo i niechętnie przeprowadzali swe zwyczajowe rytuały, które miały tchnąć wigor w zmarzniętą, twardą ziemię.
Kiedy więc na dobre zrobiło się ciepło i nawet w okolicach Thirongadu biała czapa nieco ustępowała zieleniącym się, karłowatym krzaczkom, w środkowym Keronie było już bliżej lata niż zimy. Brzydka, powolna i deszczowa wiosna wprawdzie oczyściła główne drogi ze śniegu, ale zastąpiła je potężnymi ilościami błota tak, że kupcy i podróżni ociągali się ze swymi wędrówkami. Ale nie tylko oni – zła aura wpłynęła również na działania zbrojne Keronu i Fenistei, które dopiero kończyły mobilizację wojsk, wymieniały garnizony posterunków oraz fortec i zbierały pierwsze dostawy zaopatrzenia. Gdy drogi tylko nieco przeschły, pomaszerowały nimi zastępy żołnierzy wystawianych przez zobowiązanych do tego feudałów oraz liczne, na szybko organizowane "kompanie" najmimieczy, którzy mieli nadzieję zaciągnąć się w Meriandos lub Fenistei do armii i zarobić nieco grosza na wojennej zawierusze. Popędzili też gońcy, zimą z trudem przedzierający się przez lasy pełne śniegu i głodnych drapieżników, teraz zaś żwawi i samodzielni.

Oczy świata skupiły się w tych tygodniach na Keronie i Fenistei, na centralnej Herbii, która wielokrotnie już inicjowała istotne dla kontynentu wydarzenia. Gdy Thirongad i Salu dalej zmagały się z czartami – ten pierwszy w śmierdzącej desperacją defensywnie, ten drugi w ostrożnej, raczkującej ofensywie – Archipelag i Urk-hun szukały okazji do zarobku na toczącej się wojnie. Jedynie Krasnoludy, zamknięte w Turonie i pozbawione produktywnego źródła pożywienia, starały się jakoś załagodzić sytuację, bowiem przez toczącą się wojnę brakowało chętnych kupców, którzy większą ilość dóbr byliby w stanie przetransportować do Turońskiego portu. Krążyły plotki – jak się zdawało, rozpuszczane przez Krasnoludy właśnie – że tamtejsi przywódcy naciskają na wojujące ze sobą państwa, by te zawarły pokój lub chociaż ogłosiły zawieszenie broni. Opowiadane po lepszych i gorszych karczmach historie okraszane były dużą ilością wymysłów o Wieży widocznej ze strzelniczych okiennic Turonu, o demonach podchodzących tak blisko, że mocz mogły oddawać na potężną, niezdobytą dotąd bramę oraz wieloma, wieloma "kurwami" i "chędożonymi chciwcami" kierowanymi pod adresem kupieckich gildii w interesie których podobno toczyła się wojna, a dobiegającymi z na poły pustych kufli po piwie.

Języki pobudzały też inne wydarzenia – oto podobno nielubiany, niemal wyklęty Czarodziej, Otto von Smallhauzen, rozpracował działanie Bramy, którą jakimś cudem odnalazł na dnie jeziora Yanga, niemal pod samym nosem wściekłego z tego powodu Zakonu Sakira. W samym Zakonie natomiast poleciało parę głów, a do tego rozpalono kilka całkiem spektakularnych stosów w Irios oraz Qerel, gdzie – poza zwyczajowymi trucicielami studni obcego pochodzenia, spędzarkami płodów i goblinoidalnego pochodzenia poganami – życie postradało kilku szlachciców, którzy do tej pory zdawali się Sakirowcom sprzyjać.
W południowo-wschodniej części kontynentu działy się z kolei rzeczy, których nijak nie dało się powiązać, ale każde kolejne wypite piwo jakby odkrywało kolejną tajemnicę o ogólnoświatowym spisku, którego działania właśnie w tym rejonie można było dostrzec. W Ujściu coraz więcej osób było uzależnionych od różnych narkotyków, których dystrybucję przejęła lub w ogóle dopiero sama je wprowadziła Bogobojna Kali, stając się z każdym kolejnym miesiącem coraz szerzej nazywana Pierwszą Damą Podziemia. W Baronii Varulae w dość krótkim okresie czasu kilka osób stało się ofiarą niefortunnych wypadków, kilka dość znacząco awansowało, a kilka straciło swe wysokie urzędy; niewolników traktowano jakby nieco łagodniej, a gdy kto chciał coś jeszcze dodać, dodawał, że wzrosły ceny żelaza, strzał, bydła i oleju. W górach Daugon podobno widziano nawet Mrocznego Elfa.

Zdawało się więc, że coś wisiało w powietrzu, choć fakt, że paru żądnych władzy chciwców lub fanatyków knuło jakąś intrygę, nie dziwił nikogo. Niewiadomym było jednak, czy nadchodzące wydarzenia rozegrają się tak, jak rozegrać się mają i wygra bystrzejszy umysł, czy może jednak pojedynczy awanturnicy, wędrujący od miasta do miasta poszukiwacze przygód lub błędni rycerze nieoczekiwanie zainteresują się nie swoimi sprawami i przechylą szalę zwycięstwa na czyjąś korzyść... lub sami staną się nowymi graczami.

Re: Wieści ze świata

2
LATO 83 ROKU

Pełne słońca, gorące lato skupiło swą uwagę na wojnie toczonej przez Keron, lecz uwaga była chyba wszystkim, co większość obywateli była gotowa poświęcić dla Korony. Pospolite ruszenie zebrało część rycerstwa i ich poczty we Wschodniej Prowincji oraz grupę najemników pod przywództwem Rdzawego Nazira. Zdawało się jednak, że nie zrobili nic poza zniechęceniem do siebie miejscowej ludności, która odczuła, jak ciężką rękę, nieposkromioną chuć, głęboką kieszeń i pojemny brzuch mogą mieć zastępy mężczyzn pod bronią. Nie stało się jednak nic brawurowego: po bezowocnych, pełnych konfliktów naradach generalicji większość sił armii zostało rozlokowanych po zamkach na wschodzie, gdzie toczą się teraz okazjonalne wypady do Fenistei i próby schwytania przemykających przez góry Leśnych Elfów. Jedyne godne odnotowania starcie miało miejsce na morzu, gdzie w połowie lata cztery statki Keronu zatopiły trzy fenistejskie szkunery kosztem swych dwóch brygantyn. Zważywszy na kompletny brak poważnych inicjatyw podczas wojny, złośliwi twierdzą, że to pewnie jacyś lokalni rybacy posprzeczali się o perłopławy.

Najistotniejsze w przebiegu tej niezrozumiałej wojny jest stwierdzenie Krasnoludów, że kurwa, mają dość. Najwyraźniej lepiej radzą sobie ostatnio z demonami lub wręcz przeciwnie - są całkiem zdesperowane, ponieważ zamknęły swą przystań dla większości towarów z Keronu oraz Fenistei i mają swój port otworzyć dopiero, gdy państwa te zajmą rozejm i skupią się na prawdziwym, zdaniem Krasnoludów, zagrożeniu w postaci piekielnej plagi na Północy. Do tego czasu przyjmują jedynie egzotycznych kupców z Urk-hun oraz Archipelagu. Saran Dun oraz Fenistea zaczęły na siebie mniej warczeć i bardzo prawdopodobne, że jeszcze przed zimą usiądą do rozmów pokojowych.

Stolica Keronu miała poważne problemy - zarówno polityczne, związane z wojną, jak i zwyczajne, wynikające z przestępczości. W ciągu tych ciepłych miesięcy doszło do kilku ruchawek na tle rasowym i narodowym - zginęło kilkudziesięciu Elfów, kilkudziesięciu Uratai, kilku Krasnoludów i Gnomów. Pierwszy poważny incydent był bardzo niejasny, kiedy to nieopodal Bramy Książęcej wybuchł pożar, jak twierdzili świadkowie, wywołany przez poskromionego przez Wysokiego Elfa... ognistego smoka! Smok widziany był jednak jedynie przez niewielką grupę i nie widziano go nigdzie indziej, więc ludność przyjęła obwieszczane przez heroldów stanowisko Kolegium Czarodziejów, że smoków od dawna nie ma i musiał być to domorosły magik, który nie został włączony do grona Czarodziejów. Chętnie zasugerowano, że mogła to być sprawka Leśnych Elfów, co okazało się o tyle trafne, że śledztwo wskazało winnym pewnego Wysokiego Elfa, który gdzieś umknął władzom. Za głowę poszukiwanego, domniemanego podpalacza, wyznaczono okazałą nagrodę - władze Saran-Dun - i to nie byle rajcy, a nawet i sam król! - zachęcają jednak gorąco, aby schwytać go żywcem, by mógł posłużyć za przykład.

Podobno do Karlgardu wróciła znana z antyutopijnych wizji Maria Elena, która z jakiegoś powodu zatrzymała się w pałacu rodu Araputra. Musiała przybyć gdzieś ze wschodnich rubieży Keronu, ponieważ to stamtąd rozniosło się kolejne z jej ponurych proroctw. Każdy, kto słyszy kolejną jej wizję, pochmurnieje i rachuje grzechy na sumieniu; wieśniacy czym prędzej odnawiają kapliczki, a mieszczanie z lękiem i obawą opiekują się swymi córkami. W ciężkich czasach pewne jest jedno: Wieszczka z Karlgardu nigdy nie wróży niczego dobrego. I nigdy się nie myli.
Potworna, nieludzka miłość, zbudzona przez deszcz gwiazd, zrodziła wielki gniew. Usłyszałam ryk, który zatrząsł całym znanym światem, który przemieścił wyspy na morzach, a górami zatrząsł w posadach, który największe miasta wypruł z tkanki świata, a pustynie rozwiał na cztery jego strony.

A wielkie, niby trzystuletnie drzewo w ciągu jednej nocy wystrzeliło w środku nieznanej świątyni.

Śledziłam jego konary, sięgające świata Bogów, splątane jak losy nasze i ścieżki w tej nieszczęsnej krainie, którą przyszło nazywać nam domem.

Śledziłam jego korzenie, sięgające ku najgłębszym trzewiom ziemi, gdzie wije się smok potężny i legion sług jego, węży-krwiopijców. Kto zobaczy węża owego, powiadam, niech zniszczy go i zdepcze, głowę odetnie, niech zetrze go w proch, a proch spali w ogniu, lecz i tak wiele nie zdziała. Bo węży jest wiele.

A drzewo - to znak.

Lecz wiele innych drzew tej nocy uschło na zawsze. Tych, które piły krew elfów, co na zawsze pod nimi posnęły. To też znak. Piękni z Wielkiej Puszczy zgrzeszyli jako pierwsi i odwrócił się od nich Król Wichrów.

Tam nie ma już powrotu.

Ponure bagno. Ciemne i gęste błoto gotuje się gwałtownie, siejąc zarazę i niosąc śmierć roślinom oraz drobnym zwierzętom. Białobrzuche ryby pływają po powierzchni, wydry i bobry padają martwe w jednej chwili, owiane cuchnącym oparem, sosny czernieją i gubią igły, kłującym dywanem zaścielając ziemię wokoło.

Wrzące błoto wyrzuca w niebo stertę kości. Zmurszałe szczątki jak dziecinna układanka składają się w kompletny szkielet, ten zaś w poblasku trupiej zieleni obleka się ciałem. Ciało jest żywe, świeże, wonne i różowe. Oto piękna kobieta w koronie ze smoczej czaszki unosi się niczym duch nad ciemnymi wodami. Jej włosy falują niby żywy płomień, który, jak jej gniew, pożera świat.

Tej nocy, gdy z nieba pospadały wszystkie gwiazdy, na Herbię zstąpiły istoty, których nie można opisać w ludzkiej mowie. I nawet, gdyby mówić mi przyszło językami aniołów, czartów, pradawnych elfów i Bogów, nie znalazłabym dla nich słów.

Ich wola jednością, a choć ciał mogą mieć bez liku, to wciąż są jednym ciałem.

A od ich obecności samo niebo zajęło się ogniem, zapłonęło wielobarwną zorzą, dzikim płomieniem, którego nie ugaszą łzy nasze, choćbyśmy płakali aż po kres naszych dni. Niebo nie zgaśnie już nigdy i już nigdy spokojnie nie zaśniemy. Jego światło będzie powoli sączyć się w nasze dusze, a gdy wypełni je po brzegi, wszyscy zostaniemy rozniesieni w potężnym rozblasku, który na wieczność przesłoni księżyce i słońce.

Nie pozostanie nawet pył.
Ostatnio zmieniony 06 lut 2015, 16:27 przez Vasemir, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Wieści ze świata

3
JESIEŃ 83 ROKU

Jesień przeminęła w okamgnieniu, spędzona na ciężkiej pracy, gromadzeniu zapasów na zimę i dworskich intrygach. Reakcja Krasnoludów na przeciągającą się, niezrozumiałą wojnę ostudziła zapały obu królestw, a zręczni politycy zaczęli szykować sobie grunt nie do dzielenia władzy po podboju, a do zyskania na pokojowych negocjacjach. Negocjacje nadeszły.
Zabrakło tam może prawdziwych ludzi czynu, przez bardów zwanych bohaterami, którzy własną obecnością i eksperiencją świadczyliby o wojnie i jej bezsensie. Rozmowy pokojowe - czyli całe dnie spędzone na dezinformacji i próbach przekupstwa - odbyły się nagle, bez zapowiedzi: w zaledwie dwa tygodnie do Przystani zjechali królowe Keronu i Fenistei wraz ze swymi najbliższymi doradcami oraz jedynie gwardią honorową. Mało kto został do obrad dopuszczony, a ci, którzy się tam znaleźli, mieli dla większości obserwatorów niezbyt jasną pozycję.
Niedługo przed zimowym przesileniem, gdy wiatry duły nad pustymi, zmarzniętymi polami, a bogacze zaczęli przejadać pierwsze swe zimowe zapasy, gruchnęła wieść: pokój! Leniwa wojna skończyła się, generałowie nie mieli już wojny do toczenia, a wojewodowie mieli odprowadzić oddziały do swych prowincji. Niejeden rolnik i mieszczanin martwi się teraz, co też może stać się ze zwolnionymi ze służby Psami Fortuny...
Warunki pokoju były skomplikowane, mętne dla wszystkich poza nielicznym gronem wtajemniczonych. Jedyną pewną rzeczą było to, że Keron utrzymał silniejszą pozycję - do tego stopnia, że uzyskał nawet prawa do... wycinki części fenistejskiej puszczy!

Gdy na Archipelagu szalały sztormy posyłające na głębiny kupieckie statki, a o końcu wojny dopiero rozmawiano, na zamku w Gryfim Gnieździe miała miejsce prawdziwa rzeź. Nikczemni napastnicy w strojach sztukmistrzów wywołali pożar i zarżnęli większość - jeśli nie wszystkich - obecnych! Rzecz o tyle ważka, że kasztelanem zamku był sam marszałek - Galdor z Dor-Lominu...

Wszystko to było jednak niczym w porównaniu z nadchodzącymi dniami.

Przyroda już od jakiegoś czasu przestała sprzyjać Leśnym Elfom. Świadczyły o tym osobliwe incydenty, jakie miały miejsce w fenistejskiej puszczy, a także przerażające wizje, jakich w ostatnich miesiącach doświadczyła długoucha brać, porozrzucana po całej Herbii. Ptactwo płoszyło się na elfie kroki, ryby kryły w najgłębszych wodach, byleby tylko nie natrafić na żadnego długouchego, a same Dzieci Sulona i jego kapłani skarżyli się na narastające koszmary i lęki.

Elfy przestały szanować naturę - Sulon postanowił więc odwrócić od nich swoje boskie oblicze. Wyrzekł się ich. Wyrzekł się własnych dzieci. Wygnał na zawsze z ich odwiecznego domu. Leśne Elfy nie mają już wstępu do Puszczy. Ich miejsce ma zająć ktoś inny...

Noc, która zmieniła na zawsze obraz świata, była ciemniejsza od wszystkich innych nocy. Tylko raz w roku zdarza się, że gasną zupełnie obydwa księżyce - i ciepły Mimbra, i lodowaty Zarul. Wtedy, powiadają, dobry Hyurin-Stwórca ma zamknięte oczy i nie strzeże swojej krainy. Najgorsze zło hula bezkarnie po herbiowej ziemi, wydzierając dzieci z kołysek i rozkosznie przedłużając cierpienie umierających, śmiałków wypełniając chorym lękiem i zatruwając świąteczne jadło...

Tym razem nawet zło bało się hulać po Fenistei. Tej bowiem nocy wszystkie gwiazdy wiszące nad Puszczą jedna po drugiej spadły z ciemnego nieba. Nocny mrok rozjaśniło światło, które nikogo nie napawało otuchą. Świetliste punkty, symbole nadziei i doskonałości, runęły w dół, ciągnąc za sobą płonące barwami ogony przypominające krwawe ślady. Nie był to ciepły blask domowych ognisk, lecz nienaturalna, opalizująca łuna, a to, co ją emitowało, było dla tego świata tak bardzo obce, że w żadnym z języków Herbii nie znaleziono na to słów. Kule zimnego ognia, roztaczając wokół siebie dźwięczną ciszę osłupienia, zdewastowały każde miejsce, w którym spadły, deformując drzewa i wybuchając oślepiającym błyskiem.

Chore światło ponad wielkim lasem miało od teraz płonąć dzień i noc, bez ustanku - kto wie, czy nie aż do skończenia świata - nie dając usnąć i nie dając normalnie żyć. Nikt jeszcze nie wiedział, czym to naprawdę grozi ani czy da się z tym uporać.

Część zbiegów z elfiego lasu opowiadała o spaczonych druidzkich kręgach. O dziwnym świetle, które je opanowało, dzieląc się na wiele mniejszych źródeł blasku, a przy tym nadal pozostając jednością. Inni mówili o prastarych elfich posągach, rozsadzonych od wewnątrz, lecz związanych jasnymi smugami, jak gdyby najprawdziwsze błyskawice trzymały je w swoich objęciach. Posągi i światła ruszyły na nich, wypierając z domów i gospodarstw, bez cienia emocji wysysając życie z każdego, kto choć trochę się ociągał.

Część znów lamentowała, iż w ciągu jednej nocy uschły wszystkie kwitnące drzewa, pod którymi leśny lud chował swoich zmarłych. Dopóki okrywały się kwieciem, a potem owocowały, elficcy przodkowie pozostawali wciąż żywi, nie opuszczając zaklętego obiegu natury... Tak, jakby śmierć ich nie dotyczyła... A dziś? Dziś dopiero Elfy zaczęły rozumieć jej nieuchronny i nieodwołalny charakter. Przodkowie zmienili się w pył, który został rozwiany w cztery strony świata przez zastęp służących Sulonowi wichrów. Ich dzieci czekało to samo - a tymczasem zostawało jedynie poczucie odrzucenia i wypaczona zorza rozświetlająca czarną rozpacz.

Niebawem niektórzy poczęli przytaczać fragmenty ostatnich proroctw Marii Eleny, wspominając, że przewidziała przecież tę Noc Spadających Gwiazd - lecz jak zwykle zrozumiano jej słowa zbyt późno.
Ostatnio zmieniony 06 lut 2015, 16:28 przez Vasemir, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Wieści ze świata

4
JESIEŃ/ZIMA 83 ROKU
- Mam dla was wiadomość, złą wiadomość! I nie mamy wyboru! – zaczął drżącym głosem wójt. – Jakiegoś maga zwerbowali, żeby mi to przekazać, bo nikt nie chce przyjeżdżać do Szarzycy samodzielnie… - urwał. Lud zaczął szeptać między sobą, zaniepokojony. - Za pół godziny będziemy zamknięci pod barierą dwie mile w każdą stronę, żeby nikt chory stąd nie wyszedł. Trakt w tym miejscu zostaje odcięty…

Więcej Zuris nie usłyszał. Wrzawa wybuchła, oburzeni chłopi zaczęli przeklinać wyższe władze – skąd wziąć jedzenie? A ludzie? Handel? A nasi chorzy, skąd nadejdzie ratunek?
Ta zima okazała się jeszcze cięższa, niż podejrzewali mieszkańcy Szarzycy - wioski położonej na południe od Białego Fortu. Wskutek szalejącej tam epidemii władze postanowiły odciąć wieś od reszty świata, otoczyć ją zaklętą kopułą, przez którą nikt nie wejdzie i nie wyjdzie... Ludzie są załamani, ale niewiele mogą zrobić. Poczęły rodzić się pytania, czy to faktycznie zwykła grypa, czy może coś poważniejszego, o czym nie mówi się głośno, by nie siać paniki. Inaczej dlaczego miano by zastosować aż tak radykalne i kosztowne środki?
Przy okazji fragment traktu Północ-Południe stał się niemożliwy do przebycia - ewentualni podróżnicy muszą nadłożyć drogi i ominąć Szarzycę sporym łukiem.

* Natomiast jeszcze późną jesienią, nim spadły śniegi, wielkie nieszczęście miało miejsce wśród Gór Daugon. Nieszczęście, które miało nieść za sobą poważne konsekwencje, których nikt jeszcze się nie domyślał. Może poza Marią Eleną.
- Nieee!

Gdzieś w sferze czystego chaosu dryfował byt, którego ludzkie oko oblekło sobie w postać młodego, rudowłosego mężczyzny w czerwieni, podobnego chytremu i zdradliwemu lisowi. Jego jestestwo przepełniała furia, która narastając poza czasem i przestrzenią wreszcie osiągnęła apogeum. A więc snuta skrzętnie intryga, która miała w tak prosty i cudowny sposób zaszczepić kult Pana Chaosu w jednym z równoległych światów, legła w gruzach przez tych głupich śmiertelników! Przez durnego Smallhauzena, na którego tak bardzo liczył! Brama, za którą na Mantikorę ściągnęły takie tłumy, miała być jego przepustką do potęgi! Potęgi przewyższającej i ojca Garona, i jego braci, i samego nawet Hyurina-Stwórcę!

Garon, zakazany Patron-buntownik, był niezadowolony. A Patroni - w szczególności ci zbuntowani - zwykli okazywać swoje emocje nadzwyczaj... ostentacyjnie.

Gładka płyta z czarnego kamienia, osławiona Demoniczna Brama, zakończyła swe istnienie w potężnej eksplozji - a wraz z nią Zamek Mantikora, w którym głupi śmiertelnicy ją przetrzymywali. Z Bramy, zamku i jego mieszkańców nie pozostał nawet pył.

Góry Daugon zatrzęsły się w żałości i lęku, a rozdarła je głęboka wyrwa, sięgająca chyba aż do mitycznej Otchłani.
Potężne trzęsienie ziemi nawiedziło okolice Zaavral. Jego epicentrum stanowiła Mantikora. Nie przeżył nikt z obecnych na zamku. Co więcej - majątki wielu z okolicznych wielmożów zostały doszczętnie zniszczone. Przepadł między innymi piękny pałacyk rodu de Ragnarów wraz z dobytkiem gromadzonym przez całe pokolenia. A nie był to jeszcze koniec problemów...

Trzęsienie ziemi przebudziło bowiem pewną potężną istotę, drzemiącą od wieków w podziemiach Czarnego Zamku... Jej kajdany, splecione z korzeni samych gór, pękły, a podziemne więzienie otworzyło swe podwoje... Potężne, pełne grzmotów i piorunów nawałnice poczęły przetaczać się nad górami, nie chcąc ustać nawet pomimo nadejścia zimy.

Niektórzy mówili jeszcze, że głęboka wyrwa wśród daugońskich szczytów odsłoniła starożytne skarby i podziemne grobowce Wysokich Elfów. Nikt nie miał jednak jeszcze dość odwagi, aby zobaczyć to na własne oczy...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wieści ze świata

5
ZIMA, POCZĄTEK 84 ROKU

Ponurzy wieszcze w końcu się nie mylili, zima nadeszła, zapadła... została. Kerońskie trakty i dukty toną pod zaspami, zbocza dolin smagają zawieje, a zimno chwyta tylko coraz zacieklej. Mijają księżyce, z nimi pora, gdy śnieg z dawna powinien był zacząć topnieć, odsłaniać znów przejezdne gościńce oraz zielony matecznik. Zamiast tego, wypełnia lasy po brzegi. Nad Keronem i Fenisteą zawisły ciemne chmury. Uczeni oraz czarodziejskie eminencje w królewskich grodach rozkładają niewiedząco ręce, lud drży przed niechybnym gniewem bogów, wszyscy zaś, bez wyjątku, z trwogą obserwują pustoszejące spichlerze. Głód i zimno ścigają się w siołach ze śmiercią. Czy chłopi oraz pastuchy w chałupach, czy możni w kamiennych kasztelach, czy awanturnicy na zaśnieżonych bezdrożach — wszyscy wkrótce mogą być zmuszeni spojrzeć losowi w oko, jeżeli źródło nieprzemijającej zimy nie zostanie czym prędzej odkryte i zażegnane...
* Wraz z pierwszym dniem zimy Prowincję Wschodnią nawiedziła nieznana choroba powoli wyniszczająca ludność. Pojawiła się w kilku miejscach i jej cechy, w zależności od poszczególnych ognisk, są nieco różne, lecz każda z wersji jest ucieleśnieniem gnuśności. Ofiary robią się ospałe i niechętne do jakiejkolwiek aktywności, odechciewa się im pracować, chodzić, jeść... A nawet oddychać. Choć medycy w stołecznym mieście prowincji, Meriandos, nie byli w stanie podołać zapobiegnięciu rozprzestrzeniania się choroby, to odkryli oni silnie magiczne pochodzenie choroby sugerujące jej nienaturalne pochodzenie.

Lekarze z Prowincji Wschodniej zgłosili się z prośbą o pomoc w opracowaniu leku do mistrzów sztuk medycznych na Uniwersytecie w Oros.
W tym samym czasie lokalna komturia Zakonu Sakira zareagowała na informację o nienaturalnym pochodzeniu zarazy i wysłała raport do kancelarii Zakonu w Srebrnym Forcie, informując o potrzebie interwencji zbrojnej w celu ochrony ludności cywilnej przed nekromantą.
Tymczasem wielu widziało zaropiałą postać w czarnym płaszczu przechadzającą się ulicami zarażonych miejscowości. Ponoć po latach od ostatniej wielkiej zarazy Anioł Śmierci znów kroczy między śmiertelnymi...
Kalkstein pisze:Za tym oddziałkiem podążała inna postać. Jechała na pokrytym sączącymi żółcią ranami koniu białej barwy. Twarz miała ukrytą w kapturze czarnego, choć zapleśniałego płaszcza. Cztery dekady minęły od kiedy ostatni raz pojawiła się na tym świecie. Czterdzieści lat dzieliło te czasy od wielkiej zarazy pustoszącej Port Erola. Teraz znowu była potrzebna, by wszystko działo się tak, jak dziać się powinno. Ropiejące dłonie chwyciły lejce i popędziły konia, a powiewający w pędzie płaszcz falował niczym czarne skrzydła.
*
Egon pisze:WOJSKO IDZIE!! UCIEKAĆ DO MIASTA, ARMIA VARLUAE IDZIE NA NAAAAS!!!
Zima w tym roku bardzo mocno zatopiła swe kły w całym Keronie i ani myślała puścić. Od mroźnego Białego Fortu po uchodzącą do morza rzekę Sashu, nigdzie nie było widać śladu wiosny. Prosty lud zaczął doszukiwać się w tym wszystkim pomsty z niebios i kar za grzechy, jak zwykł to zawsze czynić, kiedy cokolwiek odbiegało od normy. W Królestwie panował marazm, stagnacja i ciągłe utyskiwanie. Do czasu.

Pewnego deszczowego dnia gońcy królewscy z pośpiechem wskoczyli na swe wierzchowce i ruszyli na wszystkie trakty i drogi, nie szczędząc koni, albowiem wieści, które nieśli, były przerażające. "Wojna, wojna, wojna!". Wojska Varulae bez ostrzeżenie i wypowiedzenia wojny przekroczyły granicę i uderzyły na królestwo Keronu, bez walki zdobywając przygraniczne forty, równając z ziemią okoliczne wioski. Następnie ruszyły na Ujście.
Egon pisze:- Mieszkańcy Ujścia! Dnia dzisiejszego, tuż po wschodzie słońca, armia Varulae przekroczyła granice naszego królestwa bez podania powodu! - Część mieszkańców krzyknęła oburzona, kobiety poczęły szlochać i zawodzić, dzieciaki dłubały w nosach, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Żołdacy kolejny raz użyli tarcz, aby zapanował spokój. - Posłano już gońca do króla naszego, którym niebawem przyjdzie nam z pomocą! Do tego czasu nie martwcie się, gdyś mury nasze są mocne, a wojsko dzielne i bitne!
Początkowo wszyscy myśleli, że jest to zwykła agresja i chęć przejęcie Ujścia, które w historii wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk. Prawda wyszła jednak szybko wyszła na jaw. Goblini oskarżyli Keron o morderstwo Zummala al`Rasate, barona Varulae. Wniosek ów wyciągnęli po złapaniu zamachowca, człowieka właśnie, który na przesłuchaniu wydał wszystkich swoich mocodawców z imienia i nazwiska, Aidana Augustyńskiego stawiając na czele tej listy.

Obecnie po całym Keronie rozsyłane są wici, wzywające szlachtę i rycerstwo do wystawienia jak najliczniejszej liczby wojsk, jednakże, z powodu zakończenia niedawnej wojny z Fenisteą, wiele rodzin szlacheckich ociąga się lub wręcz ignoruje rozkaz, przez co kontratak opóźnia się, zostawiając południe królestwa na łasce gobliński-orkowej armii.
*
Aishele pisze:Chociaż lód wciąż jeszcze skuwał kerońskie ziemie, chociaż przez zasypane śniegiem trakty od paru miesięcy nie mogły przejechać karawany kupieckie, pewnego dnia do królewskiego pałacu w Saran Dun przybyli jakimś cudem niespodziewani goście. Goście z bardzo daleka. Delegacja z Archipelagu, z samego gorącego Taj`cah!
Erriz pisze:W dniu tym król Aidan przyjął na audiencji poczet z Taj’cah. Poczet ów, złożony z najsłynniejszych mędrców oraz osobistości Archipelagu, przybył do Wielkiego Zamku, by wręczyć miłościwie nam panującemu wspaniałe wschodnie dary. Głównym prezentem było jajo, co zaskoczyło wszystkich znajdujących się na sali tronowej arystokratów, począwszy od samego Króla, na pomniejszych paziach skończywszy. Osobliwy prezent wyglądał jak malowany – miał jasnoczerwoną skorupkę przetykaną złotymi, niemal świecącymi w świetle świec nićmi, migotającą przy każdym ruchu płomieni oświetlających komnatę. Z wnętrza biło ciepło, na co mogę się zarzec, jako że ja sam jajo te dotykałem, równie urzeczony jak Król. Przyjął on podarunek od dworu Archipelagu, po czym zapytał, cóż to za istota wykluje się swego czasu. Odpowiedziano, iż jest to feniks – po zbadaniu płci określono, że urodzi się samiec i postanowiono przywieść go do Saran Dun, gdzie pod wielką kopułą, wśród drzew żyła samiczka. Wyrażono przy tym chęć zacieśnienia więzów między państwami. Miejmy nadzieję, iż owocną.
Ni zarazy, ni wojny, ni groźba klęski głodowej oraz nieprzemijającej zimy nie są w stanie zatrzymać szlachetnej politycznej maszyny, trzymającej krainy w ryzach i w całości. Oraz jej absurdów. Ptasi mezalians na dworze króla Aidana Augustyńskiego wywołał niemałe poruszenie po obu stronach symbolicznego zaciśniania więzów pomiędzy Keronem a państwami Archipelagu i całą zgraję zdenerwowanych dygnitarzy, biegających po ulicach Saran Dun oraz Taj’cah. Podarowany królewskiemu dworowi przez delegację feniks okazał się pierw być podmienionym strusiem, zaś po bezzwłocznym zadośćuczynieniu pomyłce... sodomitą. Scena polityczno-dyplomatyczna Keronu zarzeka się nie znieść tego skandalicznego incydentu lekko.

Re: Wieści ze świata

6
KALENDARZOWA WIOSNA/LATO 84 ROKU
- Zima nie opuszcza Keronu, choć powinno już nadejść lato. Noc Podwójnej Pełni nadal nie nastąpiła... Gniew bogów? Zaburzenia magiczne? Jaki jest powód tej klęski?

Biały puch na koronach drzew, jeziora skute grubą warstwą lodu oraz brudne ulice zalane śnieżną breją. Keroński krajobraz nie zmienia się już od paru miesięcy, przysparzając wszystkim mnóstwa problemów. Pozbawieni nadziei na lepsze jutro chłopi chowają się w swoich chatach i wznoszą modły o to, aby pokryte strzechą dachy wytrzymały ciężar zwałów śniegu. Uprawy już dawno pomarły, choć o tej porze roku powinny puszczać w ziemię pierwsze zielone pędy. Zmrożona gleba nie rodzi nic oprócz głodu oraz zmartwień. Szlachta siedzi na we dworach, przeklinając na głos i w duchu zdradliwą pogodę. Wędrowni kupcy oraz handlarze wspólnie rozpaczają - zasypane trakty są w większości nieprzejezdne. Po bezdrożach hula zimny wiatr, rozwiewając białość na wszystkie strony. Ziemie Keronu nigdy tak długo nie leżały pod śniegiem, który dawno już powinien był stopnieć. Czas ucieka, ludzie mrą jak muchy, a zima trwa w najlepsze. Astronomiczne lato powinno przejąć panowanie w Królestwie - ale chłód wciąż nie odpuszcza i stawia opór naturalnemu porządkowi rzeczy.
Białe zaspy leżą na przemarzniętych do ostatku polach. Śmierć kroczy między ludźmi, wymachując na boki swoją groźną kosą. Twarda ziemia nie pozwala chować zmarłych, którzy pozostawiani są we własnych domach, gdzie czekać mają na odwilż. Choć pora jest już letnia, to lata jakoś nie widać nigdzie za winklem.
Noc Podwójnej Pełni - najkrótsza noc na Herbii - nie nadchodzi. Ogromny Mimbra powinien oświetlać kraj swoim ciepłym blaskiem, ale to Zarul króluje teraz na niebie i okrasza wszystko niebieską poświatą. W tym roku dwa księżyce nie chcą spotkać się na nieboskłonie, by razem cieszyć wszystkich mocą pełni swoich tarcz.
Zima dawno powinna się już skończyć, ale mróz nadal zbiera swe krwawe żniwo. Noc Podwójnej Pełni jest za pasem, kiedy śnieg wciąż zalega na drogach. Zarul świeci swoim jasnym okiem, podczas gdy Mimbra wcale nie chce osiągnąć pełni i pokazuje się tylko jako ledwie widoczny sierp na szarawym niebie.
Mróz ściga podróżnych, rysuje misterne wzory na okiennicach i ani myśli ustępować. Uczeni stają na głowie, żeby odnaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy. Magowie z Oros są w tej kwestii podzieleni - chyba każdy z nich ma na ten temat swą własną teorię. Największą popularnością cieszy się stwierdzenie, że anomalie pogodowe zostały wywołane przez silne wahania magiczne, do jakich doszło w ostatnim czasie. Kolejna z rozpowszechnionych wersji wydarzeń mówi otwarcie, że odpowiedzialni za katastrofę pogodową są druidzi, którzy w ten sposób mszczą się na kerończykach za krzywdy wyrządzone elfom podczas niedawnej wojny.
Wygląda na to, że każdy spekulant ma wyrobione własne zdanie na ten temat. Co gorsza - każdy z nich oczekuje, że inni ludzie będą podzielali jego punkt widzenia.



- Wojska Varulae szturmują Ujście...

Mury Ujścia kruszeją z każdą chwilą. Wojska Varulae doszczętnie spaliły już wioski otaczające miasto i wybiły do nogi tych mieszkańców podgrodzia, którzy nie zdołali umknąć przed grotami ich strzał lub ostrzami krzywych mieczy. Niewielu uszło od śmierci z rąk zielonoskórych oprawców. W mieście zarządzono natychmiastowy nabór w szeregi wojska. Poczet obrońców wzbogacił się dzięki temu o setki niedoświadczonych, wystraszonych mężczyzn i chłopców, którzy pewniej trzymają w dłoniach miotły niż broń. Przygotowania do odparcia ataku odbywały się wewnątrz murów - nikt nie dawał nadziei tym, którzy podczas inwazji znaleźli się po ich zewnętrznej stronie.
- Zginą. Któryś z zagonów dopadnie ich i wyrżnie w pień. Dlaczego, do cholery, nie weszli do miasta?! - Gdzieś blisko zagrał róg wojenny. Mężczyzna miał rację sądząc, że woda ich zmyli, armia Varulae musiała być bliżej, niż przypuszczali. Zapewne okrąży miasto przed zmrokiem.

Rozległ się krzyk i jeden z uciekających z końca kolumny padł na ziemię. Zaraz po nim zrobił to następny, ale ten próbował dalej biec. Okazało się, że przeszkadza mu bełt w nodze. Nie widzieli ich wcześniej, zasłaniały im drzewa. Teraz jednak ich oczom ukazała się grupa dwunastu goblińskich jeźdźców na szaszarathach, wielkich jaszczurach. Zapewne byli to zwiadowcy, ale teraz, miast wypatrywać zagrożenia, podjeżdżali kawałek, mierzyli i strzelali z kusz w spłoszoną grupę. Chyba się przy tym śmieli, ale ciężko było to stwierdzić z tej odległości.
Mieszkańcy Ujścia od samego początku rozumieli, że są zdani tylko na siebie. Choć gońcy ruszyli w głąb kraju, choć listy zostały rozesłane, to tylko niektóre z nich dotarły do właściwych adresatów. Specjalne oddziały goblińskich wojowników skutecznie przechwyciły znaczną część spisanych próśb o ratunek. Wieść o pospolitym ruszeniu wolno obiegała Królestwo, więc pomoc mogła nie nadejść na czas. Jedynie okolicznej szlachcie udało się zorganizować marne w skutkach wypady przeciw agresorom. Wszystkie szarże zostały rozbite, a próby podjazdów za każdym razem kończyły się tragicznie. Ciała kerońskich rycerzy zaległy śród śniegu. Powyginane blachy zbroi przykryła biała tkanina.
Spójrz tam - wskazał wciąż widoczny początek kolumny. Licho widziała coś, co mogło uchodzić za sztandar. - Piechota z Karlgardu maszeruje na czele, będą czyścić teren. Będzie z osiem tysięcy zielonych. Za nimi kusznicy z Varulae, potem jeźdźcy szaszarathach. Dalej wozy z zapasami i machinami oblężniczymi do złożenia. Łącznie jakieś dwadzieścia tysięcy wojska plus trochę cywilów. - Zmarszczył lekko brwi, jakby zdziwiony własnymi obliczeniami. - W sumie mało, liczyłem na więcej. Chyba, że... Chyba, że to jest tylko skrzydło. Jedno ze skrzydeł. Cholera, jeżeli to prawda, to drugie tyle parszywców może właśnie atakować zupełnie inny punkt, a my nie mamy o tym pojęcia!
Bez wsparcia królewskich żołnierzy Ujście nie będzie w stanie dłużej stawiać oporu najeźdźcom z południa. Miasto to stanowi pierwszy bastion na granicy środkowego Królestwa. Jeśli upadnie pod ciosami orkowych taranów, to zielonoskóre wojska będą miały otwartą drogę w głąb kraju, który zmęczony już jest niekończącą się zimą.

[tekst autorstwa Hontharona]
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wieści ze świata

7
KALENDARZOWA JESIEŃ 84 ROKU


Spragnieni wiedzy złodzieje?

Oros aż huczy od plotek mniejszej wagi, jakby mróz i wojna to było za mało. Mimo okrutnego zimna, wśród znudzonych ludzi na moment zapanowała gorąca atmosfera sąsiadująca raczej z rozbawieniem i podziwem dla wyjątkowej głupoty, bezczelności, odwagi, a wśród młodszych osobników ekscytacji. Wydarzenie, które miało miejsce, na tle innych może nie wypadło specjalnie widowiskowo i wciąż nie zostało potwierdzone oficjalnie, ale ludzie mający dostęp do źródła nie potrafili trzymać ust na kłódkę, a informacje szybko przerodziły się w plotki, mniej lub bardziej koloryzowane.
Cała sprawa polegała na tym, iż grupa wyjątkowo bezczelnych złodziei postanowiła obrabować bibliotekę Akademii Magów w Oros. Inne plotki twierdzą, iż zostali wystawienia, ale to nie ma większego znaczenia. W każdym razie magowie czekali na złodziejaszków i, jak można się domyśleć, powitanie było bardzo ciepłe. Tak bardzo, że służba szorowały ściany dniem i nocą. Nieznane jest dokładnie miejsce, w którym doszło do masakry, lecz według plotek niedoszłych złodziei można było znaleźć rozmazanych po całych korytarzach, wliczając to w ściany i sufit, a w dodatku na różnych piętrach.
Jak widać zima dała się również we znaki organizacjom przestępczym, które zdesperowane muszą szukać zysku tam, gdzie rządzą sprawy wykraczające poza umysł przeciętnego człowieka. Kryjówki marginesów społecznych już dawno przesiąkły zimnem, pieniądze z poprzednich rabunków się skończyły, a żywność nie tanieje. Drastycznie zmniejszyła się liczba ludzi kroczących po ulicach, więc kieszonkowcy nie mając co robić. Bogaci ludzie pozamykali swoje posiadłości, by zachować ciepło, a ponieważ we wszystkich domach w jednym pomieszczeniu może się tłoczyć nawet kilku ludzi, włamania są wręcz niemożliwe.
Przestępczość w miastach spada, jednocześnie wzrastając. Ci, którzy zaryzykowali akcję i przegrali, zastępowani są przez zdesperowanych, biednych ludzi, w obliczu wszechobecnej biedy i zimna nie mających już nic do stracenia.







Kattok zawładnięte przez naturę!

Pewien upalny dzień okazał się być dla wielu mieszkańców Kattok ostatnim. Słońce niemal całkowicie skryło się za horyzontem, oblewając całą wyspę intensywnie pomarańczowymi promieniami. Ciemność zbliżała się nieubłaganie, a pojawiające na bezchmurnym niebie gwiazdy dawały znak na położeni dzieci do łóżek i rozpoczęcie nocnego życia. Zapłonęły ogniska i pochodnie, mniejsze lub większe, a najliczniejsze w Da’kattok, gdzie rozpoczęto huczne tańce, zabawy i pijatyki. Chłodny, morski wiatr roznosił głośne śpiewy zmieszane z dźwiękami muzyki. Grano na bębnach, fletach, harfach i piszczałkach wszelkiego rodzaju. Zabawa bardzo szybko rozgorzała na dobre, a ludzie zapomnieli o całym świecie skupiając się na przyjemnościach. Działo się tak niemal każdego dnia, zatem nie mogli przewidzieć, że dla większości z nich ten będzie ostatnim. Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały na to, iż tej feralnej nocy dźwięki instrumentów i pieśni śpiewaków zostaną zagłuszone przez krzyki rozszarpywanych kobiet, dzieci, starców i mężczyzn, bezskutecznie próbujących walczyć przeciwko bezwzględnym siłom natury.
W jednej sekundzie z gęstej dżungli wyskoczyły setki bestii. Wszystkie możliwe istoty zamieszkujące Tuk’Kok, począwszy od zwykłych, wielkich kotów i tradycyjnych zwierząt, poprzez rzadko spotykane monstra, aż w końcu kończąc na okropnych plugastwach, atakowały każdego w zasięgu wzroku. Ryki, syki i inne wydawane przez nie odgłosy bardzo szybko przebiły dźwięki zabawy, lecz nim ludzie w centrum i na nabrzeżu zdążyli zorientować się w sytuacji, całe obrzeża, teren graniczący z gęstą dżunglą został przejęty. Do gamy dominujących w powietrzu dźwięków dołączył jeszcze jeden – krzyk umierających w mękach ludzi. Zorganizowano statki ratunkowe oraz siły obronne tak szybko, jak tylko to było możliwe. Regularne gwardie odpowiedzialne za porządek na wyspie, najemnicy, podróżnicy i poszukiwacze przygód, a nawet zwykli ludzie próbowali bronić uciekających w popłochu kobiet i dzieci. Starcy, którzy nie widzieli dla siebie żadnej nadziej, starali się zrobić ile tylko mogli. Niestety, wszystkie wysiłki spełzły na niczym. Na miejsce każdej ubitej bestii pojawiały się trzy kolejne, jeszcze bardziej zaciekłe i zajadłe. Nie działała na nie magia kontrolująca oraz inne rytuały. Stare baby zawodziły, że wyspa jest przeklęta, a ludzie płacą karę za wszystkie uczynione zbrodnie i ignorancję. Szaleńcy wymyślali coraz to nowe spełniające się proroctwa. Ludzie, którzy już od jakiegoś czasu wyczuwali w dżungli dziwną magią, w milczeniu żałowali zignorowania niebezpieczeństwa, które właśnie wyżynało ludność Kattok dziesiątkami. Ostatecznie wszyscy rzucili się do panicznej ucieczki na ostatnie odbijające od brzegu szalupy.
Uchodźcy uciekli na pozostałe trzy wyspy, a ich życie nie było łatwe. Mieszkańcy nie rzucili się z natychmiastową pomocą, zamiast tego potrojono patrole, a uciekinierzy musieli żebrać o jedzenie i środki niezbędne do życia. Spali na gołej ziemi poza terenem miast. Narastały niepokoje, drastycznie wzrosła przestępczość, wielu ludzi zginęło podczas próby kradzieży chcąc zapewnić rodzinie chociaż kilka kawałków chleba. Wielu z tych, którzy postanowili ugościć uchodźców w swoim domu, zostało zamordowanych, a ich dobytek skradziony. Powstały osobne dystrykty dla biednych ludzi, którzy nie byli mile widziani w mieście, a wielu z nich nazywano przeklętymi. Niektórym udało się znaleźć pracę i stanąć na równych nogach, ale jeszcze więcej zginęło z głodu, chorób bądź od stalowych grotów włóczni strażników miejskich.
Król nie wyglądał na specjalnie zainteresowanego całą sprawą, a przynajmniej nie w tym sensie, co powinien. W prawdzie przeznaczył na pomoc pewną sumę pieniędzy wprost z pękającego w szwach skarbca, lecz w rzeczywistości niewiele z tego dotarło do naprawdę potrzebujących. Większość zrabowali urzędnicy, a łapówkom nie było końca. Handlarze i producenci, którym zlecono dostarczenie towarów do potrzebujących, liczyli sobie niewyobrażalne sumy nawet za niewielkie pakunki prostej odzieży czy podstawowej żywności. Szeptano natomiast o czymś bardziej interesującym niż pomoc biednym uchodźcom z jakiej przeklętej wyspy. Podobno sam król w sekrecie tworzył dekrety, w tajemnicy planując rekrutację do ekspedycji karnej mającej odbić Kattok z rąk bestii. Wysłane jednostki zwiadowcze albo nie wróciły wcale, albo te, których stopa nie stanęła nawet na brzegu, nie zebrały żadnych konkretnych informacji.
Ludzie sprzedawali ostatni dobytek zabrany w pośpiechu, byleby tylko nie spać na ulicach. Inne, tańsze karczmy i burdele były przepełnione, tak samo jak pola za miastem, pełne namiotów zbudowanych ze szmat i patyków. Ludzie w Porcie Erola, żyjący w przepychu i bogactwie, zamknęli swe domy, schowali dobytek. Wciąż byli ludźmi, a to znaczy, że panowała nad nimi chciwość, a nie dobroczynność. Zdarzały się jednostki, które częstowały jedzeniem, rozdawały koce i lekarstwa, lecz i oni szybko odwrócili się od uchodźców z Kattok, których napływało coraz więcej, a przy każdym przejawie dobroci zlatywali się niczym muchy do gówna. Król nie zrobił sobie z tego wiele. Tłumacząc się ciężką sytuacją finansową spowodowaną utrudnieniami w handlu z Ujściem, obleganym przez wojska Baroni Varulae, Keronem, w którym panuje dziwna, wieczna zima oraz Turonem, ciągle odpierającym hordy demonów, który również stracił ważnego partnera handlowego. Tak więc gwardziści i urzędnicy króla spisali zeznania i odeszli, zostawiając głodnych, zrozpaczonych oraz pozbawionych wszelkich perspektyw ludzi samych sobie. Istnieją nawet plotki mówiące, że króla, bardziej niż pomoc poddanym, interesuje ciche zbieranie ochotników do ekspedycji karnej mającej dokładnie zbadać sytuację i odzyskać Kattok, bowiem wysłane statki zwiadowcze nie zebrały zbyt wielu informacji będąc na morzu, a wysłani na brzeg zwiadowcy szybko zginęli.
W całej sprawie niezwykle interesująca jest jeszcze kwestia sprawców. Główne podejrzenia zrzucane są na rasę trolli, gdyż w całym zgiełku nikt nie widział, by ich przedstawiciele byli atakowani, a ponadto żaden nie wsiadł na jakikolwiek statek. Oficjalna wersja krążąca w śród krasnoludów, elfów oraz ludzi i przez nich podawana, bez żadnego potwierdzenia ze strony urzędu króla mówi, iż za wszystko odpowiedzialni były trolle i ich magia, a cały atak był planowaną przez lata zemstą. W drugim kręgu podejrzanych znajdują się pojedyncze jednostki, jednak wśród uchodźców bardzo często pojawia się opis elfki, a może pół elfki, o intensywnie czerwonych włosach oraz tatuażach i bliznach na twarzy.
Kattok już nigdy nie będzie takie samo, a Tuk'Kok wykonało swój pierwszy ruch, który z pewnością nie zostanie pozostawiony bez odzewu ze strony rodzin tych, których krzyki jeszcze długie godziny będą rozdzierały nocne niebo, rozświetlone ogniem dziesiątek płonących chat.






Wojna z Varulae! Ujście w rękach napastników!

Sytuacja w Ujściu była tragiczna. Morale obrońców, widząc potężną, wielotysięczną armię Varulae, spadły tak bardzo, iż dochodziło do regularnych dezercji i pomniejszych buntów wśród ludności. Władze miasta pozamykały się w swych domach i pałacykach, wystawiając opancerzoną straż mającą bronić ich przed rozzłoszczonymi tłumami wywierającymi presję oraz żądającymi podjęcia natychmiastowej decyzji. Problem polegał na tym, iż była on tak trudna, że rozmyślania zajmowały zbyt wiele czasu. W wyniku tego Ujście podzieliło się na dwa obozy: tych, którzy chcieli wpuścić Zielonych do miasta licząc w zamian na ich litość oraz tych, pragnących walki do samego końca i w żadną litość nie wierząc. Przestępstwa były na porządku dziennym. Kradzieże, morderstwa, gwałty. Strażnicy miejscy oddelegowani do pilnowania porządku i łapania dezerterów, ścinali głowy dniami i nocami, choć samemu często nadużywali prawa dla własnych korzyści.
Ujście zaczęło płonąć również od wewnątrz, a armia Varulae złożyła swe machiny oblężnicze. Niedoświadczeni dowódcy rozstawili obrońców na murach i przed wejściem, druga, mniejsza część sił obronnych broniła portu, w którym udało się odeprzeć siły dwóch goblińskich statków, jakie do niego przybiły, lecz na horyzoncie malowała się cała flota. Dlatego szybko zrozumiano, iż ucieczka drogą morską również odpada, a poza tym najlepsze i najszybsze statki zostały zarezerwowane dla najbogatszych mieszkańców miasta.
Wieść o wydarzeniu na granicy w końcu dotarła do każdego zakątku Keronu. Reakcja była szybka – Wojna! Kuźnie pracowały dniami i nocami, obozy rekrutacyjne zapełnione były rekrutami, którzy woleli zaciągnąć się do wojska i zginąć pod orkowym toporem niż z głodu i zimna. Rozpoczęto szkolenie na szeroką skalę. Miasta i wioski niemal opustoszały, a z placów treningowych nieprzerwanie dobiegały odgłosy ćwiczeń setek niedoświadczonych rekrutów. Była to również okazja dla bandytów wszelkiej maści. Król nie był głupi i wolał wykorzystać ich niż zostawiać na posterunku sporej części wojsk mających chronić ludność przed grasującymi zbójcami. Każdemu, kto podpisał odpowiedni papier i z własnej woli zaciągnął się do wojska, obiecano amnestię. Naturalnie tych co groźniejszych wyłapano i skazywano na miejscu, ale pozostali otrzymali przydział, dzięki czemu wojska Keronu urosły o kilka setek niemających nic do stracenia morderców, rozbójników i gwałcicieli, a wszyscy, dokładnie pilnowani przesz resztę wojska, stanowili pierwszą linię. Innymi słowy byli zwykłym mięsem armatnim, lecz obiecano im sporą część łupów, a nawet ziemię na własność za wybitne osiągnięcia, dzięki czemu dezercje spadły do minimum. Ludności zabrano spore ilości jedzenie, futra, koce i inne rzeczy niezbędne do przetrwania nieznaną ilość czasu w mrozie.
Alfohld Eckard, Wielki Mistrz Zakonu Sakira, był jedną z pierwszych osób w Keronie, które otrzymały specjalisty list od króla. Wszyscy wiedzieli co było w nim zawarte i niedługo po tym Keron przemierzyły setki opancerzonych wojowników, wysyłanych na front. Zakon nigdy nie darzył przyjaźnią mieszkańców południa, więc zyskał idealny pretekst do ponownego wszczęcia zatargów i ukazanie heretykom świetności samego Sakira. Wytargował przy tym od króla dodatkowe prawa, przywileje i obietnice, samemu zobowiązując się do dosłania posiłków w razie potrzeby.
Główną bazę wypadową postanowiono utworzyć w Oros, do którego dążyły wszystkie wojska. Zdecydowano nie atakować wojsk Varulae, tylko skupić siły między Górami Daugon a Zatoką Keronu. Przodem ruszyły wojska utworzone z bandytów i najemników. Tuż za nimi znajdowało się regularne wojsko, które mogło wyruszyć natychmiast, składające się głównie z lekkiej piechoty. Całkiem z tyłu, na ten moment, zebrali się Rycerze Zakonu, wraz z oddziałami szlachty, kupców i ciężką piechotą oraz konnicą. Tylni ogon czekał na posiłki i to on miał stanowić główną siłę uderzeniową.
Wciąż nie wykonywano żadnych wrogich ruchów. Miały miejsce jedynie drobne potyczki między zwiadowcami, kiedy każda ze stron chciała wybadać liczebność wojsk drugiej strony. Keron powoli parł do przodu, nie prowokując jednak zielonoskórych wrogów.
Do wojsk Varulae w różnych odstępach czasowych wysłano kilku posłańców. Żaden nie wrócił.

Władze Ujścia wiedząc, iż wojska Keronu nie zaatakują, postanowiły oddać miasto. Wywieszono białe flagi, odłożono broń, wysłano posłańca i przygotowano się na to, co miało nadejść. Nie obyło się bez bratobójczej walki, ale w końcu wrota miasta stały otworem. Na początku wdarły się wojska pacyfikujące wszelkie ruchy oporu, upewniające się w zamiarach mieszkańców Ujścia oraz oczyszczające teren. Obrońców pozbawiono broni i zaganiano w niewielkie, łatwe do pilnowania grupy, gdzie wszelkie opory i bunty karano natychmiastową śmiercią. Wyganiano ludzi z chat i bogatych domów, które miały zostać przeznaczone dla ważnych oficerów; jedynie władzom Ujścia, po uprzednim zrabowaniu dobytku, pozwolono zachować dach nad głową. Natychmiast po tym wjechały wozy z zaopatrzeniem, które szybko przesunięto do przodu w obawie przed wojskami Keronu, mogącymi odciąć wojska Varulae od zapasów.

Goblinie i orkowe wojska wdzierają się do miasta. Na razie nie dochodzi do żadnych walk, aczkolwiek ludzie wyrzucani są z domów, a ich dobytek oraz żywność zabierane. Oddziela się kobiety, dzieci i starców od mężczyzn zdolnych do trzymania broni, gdzie ci drudzy są dokładnie pilnowani. Zapasy broni i żywności również są solidnie chronione. Cześć ludzi zostaje przeznaczonych na niewolników. Kowale, zielarze, alchemicy zmuszani są do niewolniczej pracy, otrzymują jednak większy przydział żywności, a za świetnie wykonaną robotę nawet odrobinę złota. Wojska Varulae starają się nie robić z ludności Ujścia niepotrzebnych wrogów wiedząc, że w ciemnych zaułkach kryją się członkowie ruchów oporu, a poza tym wolą zachować jak najwięcej niewolników.

Re: Wieści ze świata

8
KONIEC ROKU 84

Rok 84 ery III zmierza już ku końcowi, jednak prawie nikomu nie jest śpieszno do świętowania.
W Keronie śmierć.
Na wyspach śmierć.
Na północy także śmierć.
Wszyscy umierają wszędzie.
A dlaczego? O tym możecie przeczytać poniżej.

PROGNOZA POGODY
Wciąż zimno! W Keronie śnieg nie odpuszcza, stanowiąc w dalszym ciągu poważny problem dla wszystkich mieszkańców Królestwa. Zima trwa tak długo, że znaczna część kerończyków dawno już straciła nadzieję na odmianę sytuacji. Ludzie zaczynają żyć w przekonaniu, że wieczne mrozy będą towarzyszyły im po wsze czasy. Ofiary głodu oraz chłodu są tak liczne, że już dawno przestano zastanawiać się nad ich ogromem. Wszystkie wiadomości dotyczące źródła pogodowych aberracji ograniczają się do mówionych szeptem plotek - żadne z nich nie zostały potwierdzone. Magowie z Oros, prowadzący nieznanej natury badania na zlecenie Króla, są przekonani co do tego, że geneza wiecznej zimy znajduje się gdzieś na terenie Keronu. Swoje zdanie argumentują tym, że zastosowanie odpowiednich sposobów magicznych zapewniło im możność wyczucia dużych pokładów nieznanej mocy właśnie na królewskich ziemiach. Mało kto zdaje się jednak wierzyć w zapewnienia uczonych. Zachodnia Prowincja rządzi się jakoby własnymi prawami. Choć zima nie jest tam traktowana jako główne zmartwienie - w końcu obecność nieumarłych też niesie za sobą pewne zagrożenia - to członkowie Zakonu Sakira, mając wsparcie miejscowej ludności, urządzają polowania na druidów z tamtych stron. Rycerze oskarżają strażników lasu o celowe przywołanie śniegów, które nie chcą wcale stopnieć...

ZWIERZĘTA I POTWORY
Da'kattok niedostępne, zagrożone, przejęte przez bestie z lasów! We wcześniejszym wydaniu Wieści... mówiono o nieszczęściu, które spadło na mieszkańców jednej z wysp Królestwa Archipelagu. Kattok zostało zaatakowane przez bestie, które do tej pory skrywała w swych zakamarkach podmokła dżungla. Zza ogromnych drzew wyskoczyła na żer cała masa różnorakich stworów. Mieszkańcy wyspy w trosce o własne bezpieczeństwo przenieśli się do innych przystani. Od tamtej pory minęło już trochę czasu. Finansowane przez króla Fehmiego II Madana wyprawy, mające na celu oczyszczenie Kattok ze zwierzów, nie przyniosły do tej pory żadnych rezultatów. Zrzeszone grupy ochotników, żołnierzy i osób postronnych, chcących odzyskać utracone dobra, wielokrotnie już wypływały na Wschodnie Wody. Niewielu z nich udało się dobić do niebezpiecznych brzegów. Okazało się, że również morskie stworzenia są wobec nich agresywne. Łuskowate stwory bronią dostępu do plaż pokrytych piaskiem oraz krwią wielu ras. Bestie panoszą się na lądzie i między falami. Podróże po wodach otaczających Archipelag nagle przestały się kupcom opłacać. Handel z całym Konglomeratem Wysp stał się bardzo ryzykowny, co stoi solą w oku wielu handlarzom z różnych części kontynentu. Dochodowa wymiana handlowa została w pewnym stopniu ograniczona strachem oraz zębiskami morskich potworów. Wobec tego wszystkiego rosną na wyspach niepokoje. Buntownicy próbują nieustannie podważać królewskie kompetencje oraz monarszą władzę. Czują się przy tym bezkarnie, ponieważ wydarzenia ostatnich miesięcy dają im usprawiedliwienie dla takich zachowań. Co dziwne, mało kto próbuje wchodzić im w paradę. Nawet Syndykat Tygrysa pozostaje w stosunku do nich bierny. To, co stało się na Da'kattok, wywołało wewnętrzną, polityczną burzę.

UJŚCIE W STRACHU POGRĄŻONE
Co się dzieje w Ujściu? Ano, dzieje się dużo! Zielonoskóre władze są zdesperowane. Armia Królestwa nareszcie ruszyła do ataku i przełamała defensywę pierwszych szeregów wroga. Do tej pory kerończycy gromadzili się w okolicach pasma gór Aron i opodal miasta Oros, czekając na... No właśnie, na co? Okazało się, że żołnierze nie chcieli ruszać do boju bez pomocy magów bojowych. Czarodzieje z Uniwersytetu nie chcieli za to ruszać do boju - w ogóle, pod żadnym pretekstem. Na nic zdały się prośby oraz groźby monarchy. Wielka Rada postanowiła, że w interesie Uniwersytetu nie leży mieszanie się w konflikt o Ujście. Ostateczną decyzję podjęto dopiero po długich rozmowach i pertraktacjach. Król zapewnił magom pewne przywileje w zamian za ich udział w walkach o miasto. Przede wszystkim - od tej pory każdy działający z ramienia Oros mag nie musi płacić corocznych podatków. To oraz parę pomniejszych ułatwień wystarczyło, żeby przekonać czarodziejów do powzięcia walki. Okupowane miasto nie doczekało się pomocy ze strony Aidana Augustyńskiego wcześniej - gdy było w potrzebie, skazane na siebie. Teraz jednak sytuacja się odwróciła. Armia Keronu, wspierana przez rzucających czary adeptów Akademii, odniosła same sukcesy. Przedarła się pod same mury Ujścia, wypierając gobliny z ich dawnych stanowisk. Obozowiska zielonoskórych zostały rozbite w perzynę, a bramy miasta zamknięte przed ludźmi próbującymi wedrzeć się do środka. Nie brano jeńców. Na reakcję ze strony ciemiężców nie trzeba było wcale długo czekać. W odwecie za poniesione straty nowe władze Ujścia urządziły masakrę tamtejszej ludności. Mieszkańców zaczęto ścigać i mordować. Wzmożono wymagania wobec tych, którym udało się przeżyć. Chorzy, starzy, kobiety, dzieci - wszyscy zaprzęgnięci zostali do przymusowej, katorżniczej pracy. Ciała tych, którzy umarli na ulicach, zostały nabite na pale. Utworzono z nich ostrokół dookoła głównego placu - tak ku przestrodze. Do tego czasu w mieście zdążyło wytworzyć się dobrze skonstruowane społeczeństwo podziemne. Dawne organizacje przestępcze, którym nie w smak była nagła zmiana władzy na terytorium ich nielegalnych działań, zorganizowały ruch oporu, zrzeszając się pod sztandarem niejakiej Bogobojnej Kali. Paru goblińskich oficerów straciło przez nich głowy i parę oddziałów zniknęło bezpowrotnie podczas nocnego patrolu. Akcje sabotażowe miały osłabić wojska z Varulae przed decydującą bitwą. Choć zielonoskórzy za wszelką cenę próbują wyłapać głównych dywersantów, to ich starania na niewiele się zadają.

MAŁE ZWYCIĘSTWA
Z Północy dochodzą niepewne informacje o tym, że Salurowie - wspierani przez garstkę nekromantów - odnoszą w walkach z demonami szereg następujących po sobie zwycięstw. Są to, co prawda, nieznaczące potyczki z grupami czartów, ale po raz pierwszy od lat żołnierzom z Portu udało się przełamać ofensywę stworów spod Wieży. Wieści są to niesłychane. Czyżby los nas wszystkich miał się przez to odmienić?
Zza linii obrony posypały się strzały, ogień wybuchł w kilku innych w miarę odległych od tej pozycji miejscach, a bojowe okrzyki obrońców zmieszały się z barbarzyńskimi rykami nacierających. Chwyciwszy miecz Perian ruszył ku palącemu się rogaczowi, który jednym, wściekłym ruchem, gdy halabarda z brzękiem uderzyła o kamienie, uderzył w wojownika. Twarda niczym głaz czaszka skierowana na klatkę piersiową człowieka posłała go kilka metrów w tył. Lecąc widział, jak kawałki jego ubrań zajmują się ogniem, a rogacz obrywa czymś długimi. Upadając poczuł, jak posłuszeństwa odmawia mu lewa ręka, bezboleśnie i bez żadnego dźwięku bezwiednie tracąc solidność - niczym żelazo, które roztopiono tak, że gięło się bez większego problemu. Ciemne kształty pojawiać się zaczęły za zaporą pni, głazów i prowizorycznych pali.
Nie wiadomo, niestety, jak ma się sytuacja w innych miejscach ziem północnych. Ponura aura zniszczenia wisi nad Morlis tak jak wcześniej. Z Thirongadu wiadomości brak, co może oznaczać, że uratai wciąż zmagają się z nieprzerwanym naporem demonów. Choć nikt, oprócz mieszkańców Salu, nie czuje w związku z tym przemożnego szczęścia - bo nic jeszcze nie zostało przesądzone - to w wielu osobach pojawiło się światło nadziei. Nadziei na lepsze jutro...
- Saalu! - krzyknął ktoś z gęstwiny leśnej. Głos Kapitana Hodgarda był słyszalny bardzo dobrze, gdy jego gardło aż zdzierało się podczas tego krzyku. Perian słyszał w nim jednak strach, nie męstwo i odwagę. Rozgadany wychylił się zza pnia, lądując za jego drugą stroną, pozbawiony głowy przez coś, co przypominało długi kilof. Zakonnik ruszył ku zasłonie, gdy jednooki powalił rogacza. Wyskoczył zza pnia, skupiając na sobie na chwilę wzrok broniących. Gdy tylko znalazł się wyżej zobaczył coś, co nie polepszyło mu humoru. Co prawda demony lekko rozproszyły się, ale nadal nacierały w kierunku linii obronnych.

Re: Wieści ze świata

9
CZAS BIAŁEGO ZIMNA? BASTA! – LATO 85 ROKU

Powiadam, że trudno dać temu wiarę. Po prawdzie, mało kto zawierza widokom, które od niedawna można zobaczyć za oknem. Nawet zasłużona Maria Elena nie przewidziała tego, co zaszło. A raczej tego, co obecnie w Keronie zachodzi. Jeszcze wczoraj spora część Królestwa, tak jak zawsze, oprócz narzekania na bogów oraz możnowładców, narzekała także na śnieg oraz szalejące z wiatrem zamiecie. Mieszkańcom Keronu po trosze weszło to już w krew. A teraz stało się niespodziewane. Śniegu ani zamieci za oknem już nie ma. Choć zielona trawa jeszcze nie rozkwita, to wiele wskazuje na to, że wkrótce zacznie. Wieczne - mogło by się zdawać - prześcieradło zimowego mrozu zaczęło nagle opadać z dróg, przemieniając skute lodem gościńce w niedostępne grzęzawiska. Mroźna aura zaczęła odchodzić. Z tego, co donoszą wieści, jest jej bardzo śpieszno. W ciągu zaledwie paru dni chłodna, niosąca śmierć i odmrożenia zgroza została przepędzona z Królestwa. Dlaczego tak się stało? Za sprawą czego promieniom słońca z powrotem nadano właściwą im temperaturę oraz grzewczą moc? Różne teorie, jak zawsze w takich kwestiach, mnożą się na pęczkach. Jednakowoż, nie ważne jaka wersja okaże się dla nas bardziej prawdopodobna, uderzająca większość tropów prowadzi wprost na zachód. Ponoć to właśnie tam śnieg zaczął topnieć wcześnie, ponoć to stamtąd dotarła do uniwersyteckich czarowników wiadomość o aberracjach w strukturze magicznej. Podobno w Srebrnym Forcie parę dni temu zatrzęsła się ziemia, a Irios zatrzęsło się całe - w posadach. Ludzie oraz nieludzie zmierzają po rozmoczonych traktach w stronę zachodniego brzegu, nie mogąc doczekać się, aż ciepło nawiedzi ich domostwa lub chcąc na własną rękę zbadać powód pogodowego zamieszania. Wśród podróżników nie brak ci ani awanturników, ani naukowców. Spragnionego wrażeń maga, brodzącego po kolana w błocku, także można tam napotkać. Oprócz tego, że na ścieżkach zrobiło się gęsto od znudzonych postojem wędrowców, to w morowym powietrzu wiszą teraz całe armie much, komarów i wirusów, które są gotowe nieść niewidzialną śmierć oraz powtórnie zasiać strach w sercach kerończyków. Przedtem zmagano się z chłodem, ciężarem zasp oraz brakiem żarcia - obecnie problem stanowią powodzie, rosnące zagrożenie zarazą oraz, no cóż, brak żarcia. Grunt po torturze niekończącej się zimy wciąż nie nadaje się pod uprawę, a ludzie, krasnale i cała reszta - oni bezustannie głodują, nie mogąc nic na to poradzić. Jako, że jedna katastrofa przeszła konsekwentnie w drugą - może nawet gorszą - Keron znów musi stawić czoła niebezpieczeństwom oraz opanować chaos rodzący się wewnątrz malowanych cienką kreską granic. Królestwu nadal potrzeba bohaterów, zapotrzebowanie na ich pomoc bezustannie wzrasta...

Podziękowania dla Callisto za odwalenie świetnej roboty oraz dla Hunmara, Mordreda, Valceriona za zaangażowanie w los Królestwa. Rzecz się stała tutaj.

Re: Wieści ze świata

10
85. ROK III ERY Pogodowa katastrofa: odsłona druga (http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=58&t=346)
Przeszła niekończąca się zima. Stęsknione ciepła ziemie pozbyły się wreszcie śniegowego płaszcza, a w jego miejsce z radością powitały brudne błoto. Choć koniec mrozów powinien napawać każde stworzenie wesołością, to mieszkańcom Keronu wciąż nie jest do śmiechu. Zamiast chłodu mają parność - a ta powoduje choróbska oraz paskudne samopoczucie. Zamiast śniegu mają rozmokłe ścieżki oraz szlam na brukach miast. Zamiast zawieruch mają śmiercionośne powodzie. Nie mają za to z czego się radować. Zmrożona wcześniej ziemia wciąż jeszcze nie nadaje się po uprawę. Większość plonów przepada w strugach rozmoczonego piachu abo rodzi się skarłowaciała. Przeprawa ze wsi na targ wiąże się z koniecznością dźwigania towarów na barkach, bo większość dróg jest nie do przejechania. Rzeki Sara oraz Śnieżka - w swoich górnych partiach - co rusz zalewają oba swe brzegi. Każda ulewa zwiastuje gwałtowne podniesienie się poziomu wody w jeziorach, stawach i rzekach właśnie. Każda deszczowa kropla niesie ze sobą zniszczenie. Każda burzowa chmura napawa mieszkańców Królestwa strachem. Stach wśród ludu rozsiewają również grasanci. Sprowokowani głodem lub chęcią wzbogacenia się na nieszczęściu obcego sobie człowieka - rabusie różnego rodzaju panoszą się po drogach. Na traktach dezerterów, szabrowników oraz przestępców ukazało się mnóstwo. Jak grzybów po deszczu. A deszcz pada prawie bezustannie. Jeno słońce coraz pewniej świeci na niebie, niosąc pocieszenie i szansę na poprawę nieciekawego kazusu.

Oros się bogaci, ale za to jakim kosztem! (http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=25&t=2090)
Południowa Prowincja, zbiedzona i zniszczona przemocą srogiego mrozu, obecnie zmaga się z równie poważnymi problemami, co za czasów niekończącej się zimy. Granicząca z Księstwem Ujścia - ta część Królestwa narażona jest na atak armii Varulae. A wielu gada, że zielonoskóra horda ma zamiar wrócić na kerońskie ziemie ze zdwojoną mocą. Starcie o miasto spowodowało konsekwencje, które widoczne są w każdej z dziedzin społecznego życia. Moralne straty oraz straty w żołnierzach to jedna strona pordzewiałego medalu. Choć Ujście zostało ostatecznie w szponach napastników - wielka szarża przeprowadzona przez wojska Keronu nie zdołała wedrzeć się za mury obronne - to ludzie mrą również poza bitwą. Umierają w swoich domach i na bruku. Nie od toporów i strzał, ale z brak jedzenia oraz nieodpowiedniego zarządzania zasobami sanitarnymi w mieście. Bitewna aura otoczyła nadmorską miejscowość jak szczelna bańka, która odcina ją od towarów z zewnątrz. Handlarze nie kierują się w stronę tego naznaczonego krwią miejsca - boją się zachodzić za jego mury, nie czują się też bezpiecznie na podgrodziu, gdzie oprócz samotnego oddziału zwiadowców z Południa napaść mogą ich grasanci lub wieśniacy bez dachu nad głową. W rezultacie tego wszystkiego - Ujście marnieje z dnia na dzień. Za to Oros bogaci się jego kosztem i rośnie w potęgę, Towar - mający pierwotnie trafić do oblężonego Ujścia - wędruje teraz wprost do miasta uniwersyteckiego. Po okrutnej zimie rynek zbytu jest tam bardzo przychylny farmerom oraz temu, co mają na wozach. Sprzedaż towarów jest więc tam znacznie bardziej opłacalna. Oros jako pierwsze miasto Keronu zdołało podnieść się po zimowej katastrofie. Chociaż trochę. Również Wschodnia Prowincja, zwana spichlerzem królestwa, dopiero odgrzebuje się spod śniegu, a każda ocalała marchewka, każda garść zboża dostaje się stamtąd prosto do Oros - bo tam dostać można za to krocie, a ludzka natura taka już jest, że obok srebra nie pozwala przejść bez zainteresowania.

Zuchwałość czarta. (http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=11&t=1831&start=15)
Zarządzeniem bogów północna część znanego nam świata od zawsze pozostawała zimną i niegościnną - ale po 52. roku III ery niegościnność tych ziem osiągnęła poziom zenitu. Okupowana przez demoniczną nację, zawalona śniegiem kraina częstowała bólem oraz cierpieniem każde stworzenie, które wbrew ostrzeżeniom udało się drogą przez jedno z jej górskich pasm. Na terenach wiecznego śniegu, w okolicach Jeziora Pływającego Lodu, zaszła jednak pewna zmiana, która może zwiastować pogorszenie się stanu, w jakim znalazła się Północna kultura. Zdaniem świadków aktywność czartów na północno-wschodnich terenach wzrosła znacznie, co można traktować jako paskudną wieszczbę. Wzrosła również ich zuchwałość, jako że zachodzą coraz dalej na ziemie krasnoludów. Choć dawniej stosunek demonów do istot niedemonicznych ograniczał się do wzajemnego mordowania, to teraz ta relacja zdaje się właśnie ewoluować. Jak mówią wieści - zamiast atakować przechodniów jak zawsze, demony zagadują ich i uskuteczniają rozmowę. Konsekwencją takiego gadania jest przeważnie mroczna klątwa rzucona przez czarta bądź śmierć jednego z rozmówców. Jednakowoż, taka nieoczekiwana zmiana nastawienia może poświadczać o nadchodzącej nowej epoce w kontaktach z demonami.

Wschodnia Ściana cała w wężach! (http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=75&t=2047&start=15)
Umiejscowione na wschodzie pasmo górskie, znaczone na mapach jako Wschodnia Ściana, od zawsze stanowi naturalną granicę między Królestwem Keronu a Fenisteą, jednak to nie z tego powodu nazwa ta jest ostatnio tak często powtarzana, zwłaszcza w kręgach podróżników oraz badaczy. Jak wieść niesie, strome wzniesienia aż huczą od nieustającego syku różnego rodzaju gadów oraz wężo-podobnych stworów. Ponoć w grotach na zboczach można spotkać przerażające wężogońce, obleśne bloedzuigery oraz przerośnięte dżdżownice. Ponoć widziano tam nawet stugłową hydrę Niedoświadczonym awanturnikom i poszukiwaczom wrażeń stanowczo odradza się wędrówek na wschód...

Nasilenie antagonizmów wewnętrznych w Keronie. (http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?p=18127#p18127)
Słusznie powiada się, że pewne rany nie zabliźniają się wcale. Jeszcze nigdy od zakończenia wojny domowej dawny spór między rojalistami a jakobinami nie nabrał takiej intensywności. Wojna z Fenisteą, teraz z Varulae, do tego wieczny głód i bieda sprzyjają niepopularności króla Aidana, która wzrasta wprost proporcjonalnie do poparcia dla księcia Jakuba. Wiele zakątków Keronu z zazdrością spogląda na prosperitę książęcej prowincji, którą dzięki morskim zasobom i sprawnemu zarządowi omija klęska głodu. Zwolennicy Jakuba są tak pewni siebie, że nawet nie kryją się w podziemiu, zaś wierna panującemu władcy szlachta z Qerel w obliczu jakobińskiego terroru zaczyna obawiać się o swoje życia. Kulminacją napięcia było przysłanie na dwór króla Aidana w Saran Dun zmasakrowanego, poćwiartowanego ciała młodego mężczyzny, co przeleciało przez zamek echem skandalu. I choć sprawę starano się zbagatelizować, chodzą pogłoski, że owym kadawerem był szpieg Aidana w jakobińskich szeregach, co czyni dla wszystkich przekaz owej przesyłki oczywistym. Najwięksi defetyści głoszą, że jakobini mają swoje wpływy nawet w Saran Dun, jednak w opinii większości wspomniani fataliści uznawani są jedynie za siewców taniej sensacji...

Problemom na zamku królewskim końca nie widać. (http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?p=22332#p22332)
Ostatnimi czasy bogowie nie sprzyjają Małej Radzie Królewskiej. Najpierw zmarł sędziwy już hrabia Rhaetyr, w niedługim czasie później królewska doradczyni Yuraya została podstępnie otruta, a jakby tego było mało, ponury cień podejrzenia w związku z owym zajściem padł na kolejnego członka - hrabiego Aravatha D'arzula. Śledztwo w tej sprawie trwa, acz bez wątpienia incydent ten ujawnił słabość pałacowej straży, w której powinno polecieć kilka głów. Wiadomo natomiast, że aktualnie Mała Rada zajmowała się rozwiązaniem problemu klęski głodu w Keronie, co w obecnej sytuacji będzie dość utrudnione. Komu zależało na tym, by Kerończycy dalej cierpieli głód?

Qerel zagrożone chorobą. (http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=46&t=2023)
Wieść z Ksiażęcej Prowincji niesie, że w Qerel również nie dzieje się dobrze. Nędzarze drżą na brukach w obawie przed śmiercią, która pod postacią nieznanego choróbska przetacza się przez dzielnice pauperów. Nocą wnoszą głos do bogów o przetrwanie do rana, a z rana proszą o dotrwanie do wieczora. Groza miesza się tam ze strachem i prowokuje społeczne rozważania. Spora część oddanego Jakubowi mieszczaństwa uważa bowiem, że owe paskudztwo, które zagania biedaków do grobu, sprowadzone zostało przez zwolenników obecnego króla Aidana w odpowiedzi na zuchwałe działania jakobinów. Cierpienie każdego proszalnego dziada stało się więc powodem prowadzenia ideowego starcia oraz chrustem na płonące do dawna ognisko sporu między rojalistami a stronnikami księcia.

Re: Wieści ze świata

11
Wieści ze świata, sezon jesień/zima roku 85/86 III ery

Wschodnia Prowincja, Jezioro Gwiazd: wyprawa leśnych elfów CZYTAJ

Sytuacja leśnych elfów po Nocy Spadających Gwiazd była dramatyczna. Nawet między niziołkami w Meriandos i u wysokich elfów w Nowym Hollar dawało się odczuć niechęć do fenistejskich uchodźców, co dopiero pośród ludzi. Druga rocznica wygnania z Fenistei minęła pod znakiem wielkiego zgromadzenia nad jeziorem. Pozostałe przy życiu niedobitki leśnych elfów postanowiły podnieść się z kolan i poszukać sobie nowego miejsca do życia.

Podczas spotkania wyłoniono dwójkę przywódców, którzy obiecali poprowadzić zabiedzony lud ku lepszej przyszłości - wiekowego Olinusa i młodą, dziarską Mariden z rodu Isírielów. Niespodziewaną pomoc zaoferował niejaki Guede Mancinella, ich rodak przebywający od pewnego czasu na Archipelagu i mający odpowiednie znajomości i środki, by zapewnić elfom możliwość podróży na wschodnie wyspy. Bez niego całe szalone przedsięwzięcie pewnikiem nie doszłoby do skutku.

Okręty z portu w Heliar mają wyruszyć lada dzień. A w elfim obozowisku, jak szepczą niektórzy, podobno dzieją się cuda. Zwierzęta przemawiają ludzkim - albo raczej elfim - głosem. Choć niewykluczone, że plotkarze wszystko pokręcili i prawda jest taka, że to elfy bełkoczą jak zwierzęta. Przynajmniej niektórzy z nich. Na przykład ten cały Mancinella. Nadzieja Leśnych Elfów...


Meriandos: Klątwa niemowląt. CZYTAJ

W głównym mieście Wschodniej Prowincji Keronu od miesiąca krąży nieszczęście. Co którąś noc nowo narodzone dzieci znikają z domów w niewytłumaczalnych okolicznościach.

Rodziny nic nie pamiętają. Matki twierdzą, że były w ciężkim śnie lub nie potrafią sobie niczego przypomnieć, jakby były pod wpływem uroku. Scenariusz zawsze jest ten sam: wielki wiatr na dworze, zero świadków i pozostawione okno otwarte na oścież. Zaginęło już pięcioro dzieci. Liczba ofiar zbrodni rośnie.

Oskarżenia padły na grupę elfów, które wyznają kult Krwawej Krinn, ale uchodźcy w ostatnim czasie opuścili miasto, a tajemnicze zdarzenia nie ustały. Rosnący niepokój doprowadził do dwóch samosądów. Nestorka kupieckiego rodu Andersonów została obrzucona kamieniami i zmarła w wyniku poniesionych obrażeń. Sprawcami byli od dawna skłóceni sąsiedzi. Najbardziej znaczącym zdarzeniem było spalenie na rynku miasta przez gawiedź starej elfickiej zielarki. Kobieta mieszkała na uboczu miasta i zajmowała się leczeniem mieszkańców oraz usuwaniem niechcianych ciąż młodym pannicom. O pomoc w rozwiązaniu „klątwy niemowląt” władze zwróciły się do Zakonu Sakira.


Książęca Prowincja: nowa wizja Marii Eleny CZYTAJ

Drogami i bezdrożami Książęcej Prowincji przy dźwięku dzwoneczków i paciorków snuje się ona, Maria Elena. Wędruje ku zachodniemu wybrzeżu i ostrzega. Znowu.
"Kiedy On zgasł, ze smutku zgasła i Ona. Wiem, bo byłam nią wczorajszej nocy. Zapomnieliście.

Wtedy ogień, wiatr i lód zamknęły oczy ze wstydu i nie przemówiły już nigdy do nikogo, jak zwykły mawiać dawniej.

Płakałam tak długo, że wreszcie zanurzyłam się w morzu swoich łez aż po szyję. Zatonęła także duża część kontynentu. Złote słońce ze smutku poszło na dno, gdzie śpi i strzegą go dziś ryby o kobiecych twarzach. To one były naszymi matkami w wodach bezkresnych.

Ponad wodami zaś krąży Orzeł! Tam, gdzie spogląda Orzeł, stanie się to, o czym mówię.

Kiedy dwaj bracia splotą się w czułym uścisku, kiedy wezmą się w ramiona, kiedy wymienią pocałunki występne, nie będzie to oznaczać zgody, więc nie dajcie się zwieść i uciekajcie, póki czas. Bo dotknie was los miasta bez imienia, które wymieciono z tego świata i z pamięci."
W kwestii interpretacji wizji nie było wśród słyszących ją ludzi zgody, każdy tłumaczył ją po swojemu.

Wersja najpopularniejsza w wiosce zwanej Rozłogą łączyła słowa o czułym uścisku i pocałunku z niesławnymi już i tak osobami Arkaila i Alfrika, wioskowych braci-głupków, których teraz na domiar złego zaczęto podejrzewać o występne ciągoty w kierunku kazirodczego mężołóstwa. Nie wiadomo już, kto pierwszy zakrzyknął, jakoby bogowie obrażeni owymi domniemanymi stosunkami braterskimi mieli niebawem pokarać ich rodzinną wioskę, zamiarując zetrzeć ją z powierzchni ziemi, ale ludność chyżo podchwyciła myśl i w mig zapanowało ogromne wzburzenie. Skończyło się na dotkliwym pobiciu Alfrika i wrzuceniu go w stertę gnoju. Świniopas i tak miał szczęście, że guślarz Hamon, ostatni rozsądny w Rozłodze człek, zdążył przemówić motłochowi do rozumu i zapobiec utopieniu go w pobliskim bajorze, co miało stanowić ukoronowanie samosądu.

Wracając do kwestii proroctwa, inni interpretatorzy źródła lęku wróżbitki upatrywali wyżej. Ponoć król Aidan zamiarował przybyć niedługo w te okolice, by pojednać się wreszcie z księciem Jakubem. Prywatnie – swoim bratem. Wielu osobom nie w smak były te – niepotwierdzone swoją drogą – plany monarchy i wielu snuło intrygi, by zapobiec spotkaniu. Przepowiednia zaś zdawała się tylko potwierdzać ich obawy.

Kolejni zerkali jeszcze wyżej, na boskich braci. Nie było jednak zgody, którzy dwaj mieliby się uściskać i dlaczego, niemniej możliwość taką zgodnie uznano za złowieszczą.

Mało kto jednak patrzył wystarczająco wysoko, by zobaczyć prawdę.


Thirongad - nadejście Κυριάκου [czyt. kirjoku] CZYTAJ

W ostatnim czasie wśród barbarzyńskiego ludu Uratai nastąpiło niezwykłe ożywienie religijne. Pielgrzymki z okolicznych wiosek zmierzają w stronę Thirongadu, gdzie ponoć pojawił się zapowiedziany w pradawnych pismach Κυριάκου - wybraniec, Klucz, który niebawem otworzy drzwi z czarnej skały, by utorować drogę dla zbliżającego się bóstwa. Tylko czy w całą sprawę nie są uwikłane demony?

Κυριάκου, zupełnie jak na obrazku w świętej księdze, ma śmiercionośne ostrze zamiast dłoni. I gdyby nazywać go wedle wyglądu, to pewnie nie miałby ładnego przezwiska.


Wschodnie Wody: dziwna katastrofa morska CZYTAJ

Nieliczni, acz wyjątkowo przerażeni świadkowie mówią o przedziwnej katastrofie na morzu w okolicach Eroli - otóż z nieba spadł statek i roztrzaskał dwa inne. Tak, statek spadł z nieba. Było dużo trupów.


Saran Dun: pałacowe skandale CZYTAJ

Hrabia Aravath D'arzul, dyplomata i zaufany doradca Króla Aidana, został wtrącony do lochu, podejrzany o próbę trucicielstwa. Czy jego zacny wąs pomoże mu wykaraskać się z opresji - będącej ponad wszelką wątpliwość jedynie okropnym nieporozumieniem - i dowieść swej niewinności?


AKTUALNIE POSZUKIWANI:
Miano: Sigrid
Zbrodnia: podstępne morderstwo kerońskiego oficera w czasie wojny, szpiegostwo, herezja, piractwo
Ostatnio widziana: Archipelag
Nagroda:
Królestwo Keronu: martwa-200, żywa-600
Zakon Sakira: martwa-100, żywa-750

Miano: Crux
Zbrodnia: morderstwo, wampiryzm
Ostatnio widziany: Zachodnia Prowincja, między Irios a Srebrnym Fortem
Nagroda:

Miano: Aishele Lainara
Zbrodnia: Mężobójstwo, rzucanie przekleństw, wiarołomstwo, bezbożność.
Ostatnio widziana: Wschodnia Ściana, Klasztor Kedesz.
Nagroda: 500 gryfów od przedstawiciela rodu Lainara; martwej nie chcą.

Miano: Kooriki
Zbrodnia: Terroryzm, ruchy rewolucyjne, podburzanie, spiskowanie, diabelstwo, demonologia, wielokrotne morderstwa, zabójstwa wysoko położonych wojskowych.
Ostatnio widziany: Port Erola, Archipelag
Nagroda:
- Żywy: 2000 gryfów od Kolegium Czarodziejów; 2000 koron wschodnich od przedstawiciela Królestwa Archipelagu i stanowisko oficerskie Srebrnej Ręki.
- Martwy: 2000 koron wschodnich od przedstawiciela Królestwa Archipelagu; 1500 gryfów od Kolegium Czarodziejów.

Miano: Bogobojna Kali
Zbrodnia: Morderstwo, trucicielstwo, sodomia, spiskowanie, wichrzycielstwo
Ostatnio widziana: Księstwo Ujścia
Nagroda: 2000 gryfów od władz Ujścia lub konkurencyjnego gangu

Miano: Hrabia Aravath D'arzul
Zbrodnia: trucicielstwo
Ostatnio widziany: zamek królewski w Saran Dun
Właściwie to już został aresztowany. Ale gdyby ośmielił się uciec, to nagroda za schwytanie go na pewno będzie nielicha.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wieści ze świata

12
BURZA NAD OROS – JESIEŃ 86 ROKU
Obrazek
Gdzie magia, tam i kłopot, zaś perswadować tego nie trza nikomu krom samych czarodziejów oczywista. Jakoż los przewrotny często bywa, to i sami guślarze podłej sztuki rychło mogli się przekonać, gdy prawdziwy dopust Sakira spadł na ich wolny od lustracji uniwersytet. Obchody 500-lecia powstania Almae Matris miały się ku końcowi i żadne znaki na niebie nie wskazywały, że ostatni dzień gaudium stanie się sądnym dies irae. Swawola sięgała zenitu, a w ostatkach hucznej biesiady żacy i bakałarze na pohybel własnym kiesom pili już na borg, błogo nieświadomi przemijających chwil złotej wolności. Niedoczekanie! Krwistą czerwienią zawisło periculum nad Oros, grzmot zwiastował nadchodzącą na kartach historii burzę.
[...] stało się coś, co odebrało i aranżerom, i studentom, i osobom z zewnątrz ochotę do uciech, co starło im uśmiech z buziek, zaś dużą część zabudowań uczelnianego Archiwum starło w kurz. Leżąca na dnie schowka, w ciemności, zawalona stertami klasówek, artefaktów i stelażami do szczot – mała, czarna, kwadratowa tablica zaczęła drżeć. Jasne niebo nad Oros zmieniło barwę na krwistoczerwoną. Śnieżnobiała wrona usiadła na dachu Archiwum, zakrakała, rzuciła coś w narzeczu orków i odleciała na wschód, w stronę Fenistei. Słońce sczerniało na moment i wnet wróciło do normalności. Rozbrzmiała sucha burza. Grzmot trzasnął w samo serce tłumu, raniąc wiele osób. Ciżba zaczęła wrzeszczeć, ale zaraz ucichała w strachu.

Coś się zmieniło.

Uśmiechnął się. Stara Brama okazała się nieszczelna, zleżała i nieco zniszczona. No, ale udało mu się truchło uruchomić, a to zawsze coś. Mała, zaniedbana, ale to wciąż Brama, równie nieokiełznana i śmiercionośna, co każda inna, a wszak na Herbii rozsiano ich wiele. Siedząc na tronie zastanawiał się: Gdzie też ich zaniosła?
Ceremonię natychmiast przerwano i w nagłym przypływie paniki ledwo cudem zdołano przewieźć przypadkowe ofiary zdarzenia do pobliskiego lazaretu. Bogowie, których uczeni zwykli lekce sobie ważyć, nie pofortunili losowi wszechnicy – okazało się bowiem, iże potężna, chaotyczna magia wciągnęła także akcydentalnych Herbian z całego kontynentu do inszego, nieznanego dotąd wymiaru. Szczęściarze, którzy powrócili, nierzadko skarżą się na pomieszanie zmysłów, amnezję tudzież towarzyszące im fluktuacje energii, natomiast znaczna część Herbian wciąż pozostaje zaginiona. Na frukta takowego popisu bezmyślności nie trzeba było długo czekać – wobec niebezpiecznych cyrkumstancji, przy pełnej aprobacie wściekłej tłuszczy, na uczelnię wkroczyli przedstawiciele Zakonu Sakira, tym samym pogwałcając odwieczną autonomię tak magów, jak i ichniego uniwersytetu. Na nic zdał się rankor rektorki Iris z Oros, nie pomogły listy słane do Saran Dun – w obliczu spadku zaufania do czarodziejów oraz realnego zagrożenia niepokojami społecznymi król Aidan nie dość, że przymknął oko na wejście Inkwizycji na teren uniwersytetu, to na dodatek pozbawił czarodziejów prerogatyw uzyskanych w zamian za zaangażowanie się w konflikt o Ujście. W responsie na ten despekt Lwica z Oros wydała dekret o wycofaniu się magów z wojny na południu, lecz cóż z tego, skoro tymczasem Sakirowcy zdążyli już aresztować wielu profesorów i żaków, wziąć ich na brutalne przesłuchania i obwarować znaczną część uniwersytetu antymagicznym polem. Pod pretekstem śledztwa zaczęto cenzurować biblioteczne zbiory i wprowadzono godzinę zakonną, która ustanowiła bezwzględny zakaz opuszczania budynków kwartału uniwersyteckiego od zmierzchu do świtu. W związku z represjami w trybie pilnym zebrała się Rada Czarodziejów, wystosowała nawet orację potępiającą niebezpieczny precedens ze strony Zakonu Sakira, próbowała dowieść swej własnej innocencji... Obarczając winą za zdarzenia swych kamratów, magów-nieludzi. Tedy konsylium – miast wespół kontrować – w waśniach utonęło, wewnętrzna discordia haniebną szramą je przecięła, i nikt ani nic już nie mogło powstrzymać sług Sakira.

Jakby nie dość było turbacji dla wszechnicy, w samym mieście nastroje społeczne również okazały się nie lepsze, bowiem prosty lud żądał kontentacji, a wśród hałastry znalazło się wielu samozwańczych apologetów nawołujących do zamknięcia uniwersytetu i zakazania magii. Oliwy do ognia przyszłych stosów dolało zarządzenie burmistrza Oros, ażeby zwiększyć wysokość podatków celem odbudowania zniszczonego skrzydła uczelni. Tym samym na dobre skończyła się pacjencja mieszkańców, w Oros spontanicznie wybuchł tumult i na ulice wyszła nieprzebrana masa ludzi żądna pomsty za horrendum, którego doświadczyła. Machina propagandy nakręcana przez władze uniwersyteckie, jakoby za incydent z Bramą odpowiadali magowie-nieludzie, trafiła na podatny grunt. Najprzód wściekły tłum ruszył na domostwo poważanego niegdyś elfiego rodu znanego ze swych magicznych tradycji – budynek rychło zatlono, uciekającą zeń rodzinę złapano, do naga rozebrano i żywcem spalono na stosie naprędce skleconym przez wzburzoną gawiedź. W inszej części miasta dokonano samosądu na dziesięciu krasnoludach, których wywleczono z karczmy, okrutnie pokaleczono i powieszono na miejskiej szubienicy. Krwawym pogromom nie byłoby końca, gdyby nie zakonnicy, którzy przyszli w sukurs strażnikom miejskim i żelazną ręką rozpędzili szalejące tałatajstwo.

Osiemdziesiąty szósty Trzeciej Ery stał się początkiem końca złotych czasów magów i jeno bogowie raczą wiedzieć, co wkrótce przyniesie dla nich przyszłość.
Obrazek

Re: Wieści ze świata

13
Wieści ze świata - od zimy 86 roku do pierwszych dni lata 87 Cała Herbia: nowe gwiazdy na nocnym niebie CZYTAJ

Szokiem dla wszystkich mieszkańców Herbii (może poza jednym) było pojawienie się na sklepieniu niebieskim nowego gwiazdozbioru. Interpretacjom tego zjawiska nie ma końca. Podobno gwiazdy te zjawiły się na znak przymierza elfickich uciekinierów z boginią Krinn.

Konstelację nazwano Poinsecją, na cześć czerwonego jak krew kwiatu z Archipelagu, który, aby zakwitnąć, musi przez klika miesięcy przebywać po kilkanaście godzin dziennie w ciemności.

Niektórzy z Wyznawców Ścieżki uznali Poinsecję także za nowy znak, bez wątpienia związany z atrybutami Pani Pokusy.

Rozkwitające na niebie gwiazdy zmyliły wielu żeglarzy i doprowadziły do licznych katastrof na herbiańskich morzach, w szczególności że, wedle doniesień, ich pojawieniu się towarzyszyły w wielu miejscach chóry śpiewających syren. A te, jak wiadomo, potrafią namącić człowiekowi w głowie.


Oros, Uniwersytet Magiczny: Oświadczenie Ludzkich Magów z Oros CZYTAJ
My, Ludzcy Czarodzieje, zjednoczeni w obliczu zdrady, jaka spadła na nas i na całe Oros, pragniemy oświadczyć, iż stanowczo odżegnujemy się od zbrodniczych działań elfów. Działania te doprowadziły do tragedii, która przyniosła wiele śmierci i cierpienia, a ponadto splamiła dobre imię naszego Uniwersytetu, i to w najpiękniejszej, najjaśniejszej jego godzinie. W godzinie jego pięćsetnej rocznicy! To straszliwe wydarzenie wynika z celowych działań naszych tak zwanych konfratrów, to jest magów ras innych niż ludzka, które to rasy w naszym królestwie od zawsze były gośćmi, zaś dziś naruszyły święte prawo gościnności. Zbrodnie tych, którzy od lat udawali, że stoją z nami ramię w ramię w walce o dobro Magii, owych elfich czarowników, zgodnie uznajemy za zbrodnie przeciwko naszemu Królowi i całemu Państwu Kerońskiemu.

W obliczu katastrofalnego spisku naszych wrogów, my, Ludzcy Czarodzieje, obiecujemy lojalnie współpracować ze wszystkimi siłami, powołanymi ku pojmaniu i słusznemu ukaraniu winowajców.

Doktor Alchemii Finarfin Thonam
Doktor Transmutacji Gabor z Ujścia
Doktor Historii Kultury Herbii Rovin Złoty
Doktor Teorii Rytuałów Matylda z Irios
Profesor Alchemii Adelajda Bloom
Profesor Historii Ogólnej Vincent Egyed
Profesor Historii Magii Ghor O'Min
Profesor Magii Ziemi Tathar
Profesor Magii Płomienia Łazarz Viggo...
Oświadczenie, podpisane jesienią 86 roku przez znaczną większość pedagogów-ludzi, pracowników-ludzi i studentów-ludzi Uniwersytetu Magicznego w Oros, to obietnica lojalnej współpracy z Zakonem Sakira w kwestii pojmania i ukarania sprawców tragedii. Elfich sprawców, ma się rozumieć.

Niedługo później miejsca w Wielkiej Radzie Uniwersytetu zostały obsadzone na nowo. Nieludzi nie wyrzucono oficjalnie. Odebrano im stypendia i dziesięciokrotnie podniesiono czesne. Zresztą ludzcy studenci też musieli się liczyć z podwyżką kosztów kształcenia, ale nie aż tak drastyczną – w przypadku nieludzi największą kwotę stanowiła nowo wprowadzona, niebotyczna „opłata na rzecz integracji kulturowej”. Oczywiście była to czysta fikcja – dzieciaki elfich czy krasnoludzkich rodzin, od pokoleń żyjących w Keronie, były przecież zintegrowane kulturowo daleko lepiej od chociażby bananowej młodzieży z Archipelagu – potomstwa ludzkich magnatów.

Wszystko to doprowadziło do stanu, w którym istotnie mało kto z nie-ludzkich studentów pozostał w szkole. Ci najbardziej zdeterminowani musieli znaleźć jakieś solidne źródła dochodów i albo twardo opłacać edukację w Oros, albo zbierać na wyjazd do Akademii Magicznej w Nowym Hollar, której rektorka z otwartymi ramionami przyjmuje prześladowanych studentów i pedagogów.


Oros, Uniwersytet Magiczny: tragiczny w skutkach wybuch gmachu biblioteki CZYTAJ

Zachodzące słońce barwiło obłok ponad bibliotecznym dachem na fantastyczne odcienie purpury, bladej zieleni i różu, ach, takie jasne, migotliwe, opadające i wznoszące się zarazem, takie jasne, ach, takie jasne! Zaraz, chwila, przecież słońce jeszcze nie zachodziło, a jeśli nawet, to przecież nie z tamtej strony! Coś się stanie, ach, na pewno się stanie, coś takiego, że świat się zatrzęsie!

Rzeczywiście, zatrząsł się. Nie tylko obłok na niebie migotał. Migotały też szacowne stare mury biblioteki, migotały solidne drzwi, okiennice, kraty, kolumny, dachówki i kominy. Dużo było tego migotania, za dużo, złowieszcze to jakieś.

Ktoś przechodzący obok też się zdziwił, zapatrzył.

Wtem wszystko zniknęło w ogromnej jasności. Najpierw był gwizd eksplozji, potem wielki rumor, łomot i huk. Oto waliły się stare mury biblioteki w Oros! Oto tysiące płonących ksiąg wyleciały w powietrze, rozniesione w jednej chwili – uwierzyłby każdy, kto to zobaczył – po całym wielkim świecie, po całej Herbii. Stosy antycznych pergaminów jak spłoszone ptactwo pofrunęły ponad dachami okolicznych budynków, a w ślad za nimi, równie lekko, kamienie, cegły, belki i dachówki. Krzesła, stoły. Marzenia, plany, ambicje. Ciała. Czarodzieje, sakirowcy, zwyczajni mieszczanie. Tego dnia było wiele ofiar.


Oros: smok! CZYTAJ

Nie tak dawno po oroskich ulicach z szybkością błyskawicy rozniosła się wieść — ktoś w Oros widział smoka! I to takiego prawdziwego, nie podrabianego! Chociaż świadkowie nie należeli do zaufanego źródła, a także uparcie twierdzili, iż monstrum sięgało głową nieba, ryk brzmiał niczym grom, a zionął on ogniem stapiającym stal w sekundę, szybko znalazło się innych gapiów, którzy potwierdzali prawdziwość plotek. Wersji szybko narobiło się tyle, ile grzybów rośnie po deszczu. Jedni twierdzili, że bestia żyje w kanałach i wychodzi w nocy, przypomina głową krokodyla, a tułowiem jaszczura, jeszcze inni nadal upierali się przy wspomnianym smoku, a trzeci gadali, że to jakiś krasnolud jest, co w każdą pełń księżyca zamienia się w takiego potwora, niby taki wilkołak. I tak też w Oros szybko zaczęto straszyć dzieci Smokiem z Oros, pokraczną bestią, która przyjdzie i zje niesforne brzdące, jeśli te nie będą słuchać rodziców. Tajemnicze stworzenie stało się miejską legendą, baśnią, która w zaskakująco szybkim tempie przyjęła się wśród społeczeństwa.


Wyspa na Wschodnich Wodach: nowa stolica Archipelagu? CZYTAJ

Wyspa Drzewa, położony na najdalszych rubieżach Archipelagu ośrodek wschodnich elfów, rośnie w siłę i zaczyna mówić się o tym, że niebawem stanie się nową stolicą. Ciągną do niego liczne pielgrzymki, a elfy Wschodu wyraźnie cieszą się łaską Sulona. Nic dziwnego, skoro to ostatnie z jego elfich dzieci, które nie przyniosły mu jeszcze rozczarowania. Warto przypomnieć, że w tym samym czasie, kiedy Fenisteę dotknęła klątwa Spadających Gwiazd, na wspomnianej wyspie wyrosło przez noc gigantyczne drzewo, które rozsadziło stojącą tam starą świątynię patrona wiatru. Od tego czasu kult Sulona kwitnie tam z każdym dniem coraz bujniej. Drzewo też kwitnie.


Heliar: losy elfich uchodźców z Fenistei CZYTAJ

Zastępy leśnych elfów pod wodzą Trójki - Olinusa, Mancinelli i Mariden - oraz prawowitego następcy elfiego tronu wciąż obozują pod Heliar, a władze miasta skutecznie uniemożliwiają im dostęp do portu i wyruszenie w dalszą drogę. Dlaczego? Jaki w tym mają interes? Jak długo to jeszcze potrwa i czy aby nie skończy się krwawo? Pierwsza zbrodnia miała już miejsce - zdradziecko omotana przez kapłana Olinusa Helena z Heliar zamordowała własnego męża i opuściła dom, by zamieszkać w namiocie razem z elfami... Nawet same niebiosa zdają się marszczyć w gniewie i zniecierpliwieniu...


Okolice Zaavral, Czarny Zamek: znów jacyś bohaterowie CZYTAJ

W okolicach Zaavral widziano nową grupę śmiałków, która postanowiła stawić czoła legendzie Czarnego Zamku. Stamtąd jednak nikt jeszcze nigdy nie wrócił żywy... W ogóle nikt nie wrócił.


Północ, południowe Kareliny: udane starcia z demonami CZYTAJ

Kompania Wyzwolenia Północy odnosi zwycięstwa w walce z demonami, a Salu ma nowych bohaterów.
(...) Poprosili na wejście na górę kilka osób. Na samym początku pojawił się „Adbert zwany Żercą”, ale zaraz po nim Nedar i Kedar.

- Dzisiaj mam zaszczyt założyć na piersi naszych bohaterów Złote Ordery Północy w imieniu Władcy Błogosławionego Królestwa Morza i Lądu Salu za zasługi na rzecz walki z demonami na Północy i wsparcie Kompanii Wyzwolenia Północy – powiedział dostojnie i zaczął przypinać po stronie serca złote medale każdemu z wyczytanych osób. – Tego dnia złożę również w grobie Belana Nawod Pośmiertny Złoty Order Północy i Nieśmiertelną Gwiazdę Salu za poświęcenie dla Królestwa.
Saran Dun, zamek królewski: hrabia D’arzul uwolniony i inne sensacje CZYTAJ

Hrabia Aravath D’arzul opuścił wreszcie więzienie, a na Zamku Królewskim huczy od plotek na ten - i nie tylko ten - temat. Wśród nowin na saranduńskich salonach wciąż przewijają się historie o nieudanym zamachu na króla z rąk niejakiego Toma Crestlanda, o śmierci dwojga członków Małej Rady Królewskiej, o szykowanej przez króla wielkiej wystawie skarbów przywiezionych z Fenistei, o skradzionej biżuterii królowej Edwiny, z pierścionkiem zaręczynowym włącznie, a także o domniemanym błogosławionym stanie tejże (eh, doczekałby się wreszcie Keron prawowitego dziedzica!)

Siły króla Aidana walczą nadal o Ujście, natomiast niektórzy powiadają, że Jakub potajemnie zbiera swoich ludzi przeciwko osłabionemu aktualnie bratu. Z drugiej strony to żadna nowość, plotkuje się przecież o tym właściwie od czasu zakończenia wojny domowej. Intensywne umacnianie, naprawa i budowa nowych traktów między Qerel a Saran Dun ma być jednak dowodem na to, że książę w istocie coś planuje...

Qerel: śmiertelna zaraza wciąż zbiera żniwo CZYTAJ

Qerel zdaje się mieć własne poważne problemy, odkąd jeszcze w zeszłym roku podejrzany statek, zwany „Perłą Eroli”, zacumował u jego brzegów i przywiózł śmiertelną zarazę... Choroba zbiera obfity plon, alchemicy szukają lekarstwa, a stronnicy Jakuba (przebywającego aktualnie poza miastem) otwarcie oskarżają króla Aidana o jej celowe sprowadzenie.


Wschodnia Baronia Urk-hun, wioska Urd - Shaen: radość i żałoba CZYTAJ

Młody ork Tar'ur pokonał wiwernę, dręczącą wioskę we Wschodniej Baronii Urk-Hun, jednak sam nie przeżył starcia i zginął od jadu bestii. Pamięć o jego dzielnym czynie na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wieści ze świata

14
Wieści ze świata - lato 87 roku

Wschodnia Baronia Urk-hun: wielkie trzęsienie ziemi i starożytna świątynia w gruzach CZYTAJ

Niewykluczone, że kataklizm miał podłoże magiczne. Przy okazji: zaginął elf Auriel z rodu Ao. Zdaje się, że z jakiegoś powodu nikt go nie poszukuje.


Nowe Hollar: koniec pięknej Pogody CZYTAJ

Rektorka Akademii Sztuk Magicznych w Nowym Hollar, Fildaerae Lyari zwana Pogodą Szklaną Perłą, śle do króla Aidana utrzymany w ostrym tonie list o odwołanie rektorki Iris z Uniwersytetu w Oros, zakwestionowanie działań Zakonu Sakira i przywrócenie dawnego porządku na oroskiej uczelni. Od samej Lwicy z Oros domaga się natomiast zakończenia prześladowań nieludzi i przeproszenia za swoje karygodne czyny. Wszystko jednak na próżno.

Niedługo później Pogoda ginie, bestialsko zamordowana podczas wizyty w willi Morganisterów. Oprócz niej z życiem żegna się także cała rodzina gospodarzy, za wyjątkiem najmłodszego syna, Jana. Jego losy są nieznane.

Podobno napastnicy mieli na sobie charakterystyczne insygnia członków Zakonu Sakira. Wtargnęli do willi przez tajemne przejście, dlatego mówi się, że musiał pomóc im ktoś, kto dobrze znał to miejsce. Winnych na razie nie ujęto. Dom rodzinny zajmuje powracająca po latach, zrozpaczona córa Morganisterów, Callisto.

Nowy rektor Akademii, Apatyt, wprowadza obowiązkowe zajęcia "przysposobienia wojskowego", podobno gotując się do wojny z królem i Zakonem, przeciwko czemu ogromna część studentów i nauczających ostro się buntuje. Wysokie Elfy, zainteresowane głównie zgłębianiem sztuki magicznej, nie są chętne do angażowania się w konflikty polityczne. Głośno mówi się o prowokacji i podstępie. Akademia w Nowym Hollar to szkoła artystyczna, nie wojskowa! Niemniej rosnący odsetek uciekinierów z Uniwersytetu w Oros niesie w sobie głębokie pragnienie zemsty na Zakonie Sakira za to, co zrobił z ich macierzystą uczelnią, dlatego w nich Apatyt (wraz z popierającym ponoć to całe zamieszanie burmistrzem Oros) całkiem prawdopodobnie będzie mógł upatrywać sprzymierzeńców. Słane do księcia Jakuba listy z prośbą o wsparcie pozostają bez odpowiedzi.


Północ: narodziny Księstwa Petram CZYTAJ

Powstało nowe, zarządzane wedle myśli Magokracji Wolne Księstwo Petram na Północy, rządzone przez Księcia Emperela - Czarownika Bez Twarzy i Księżną Hazad. Enklawa diabelstw. Mówi się o planach założenia tam akademii magicznej.
Nikt już nie był w stanie zatrzymać procesu powołania nowego Księstwa na północy. Jego mieszkańcy czuli się jedną autonomiczną społecznością, połączeni symbolem wyszytym na sztandarze i jednym wspólnym celem. Wieści zaś pofrunęły na czarnych skrzydłach zaklętych kruków, prowadzonych wolą Emperela. Listy, które miały dotrzeć na ręce znanych, potężnych i szanowanych czarodziejów z całej Herbii. I każdy się teraz dowie o istnieniu enklawy diabelstw, rządzonej według myśli Magokracji.

Thirongad: cichy bohater i jego najwyższa ofiara CZYTAJ

Morholt, obiecany ludowi Thirongadu w starożytnej przepowiedni Κυριάκου, ginie bohatersko w starciu z demonicą Ate, powstrzymując tym samym nową inwazję kreatur spoza Herbii. Jego śmiertelne ciało wrasta na wieki w czarny kamień demonicznej Bramy. Jego nieśmiertelne imię wrasta zaś na wieki w pamięć wdzięcznego ludu Północy.


Heliar: elfi uchodźcy wypływają, a miasto przestaje istnieć CZYTAJ

W ciągu jednej tragicznej nocy ma miejsce kosmiczny kataklizm, którego patrzącym w niebo astronomom nie udało się na czas przewidzieć. Dwa księżyce zderzają się ze sobą, na Heliar spada szklany deszcz i jeszcze przed świtem portowe miasto zostaje w całości pogrzebane pod gigantyczną górą lśniących odłamków. To koniec.

Tuż przed katastrofą w obozowisku uchodźców dochodzi do brutalnego pogromu. Namioty płoną, a odurzone winem elfy giną, ponabijane na widły i kosy. Zarzewie nocnego ataku heliarskich mieszczan nie jest znane, podobno zaczęło się od jakiejś pięknej kobiety imieniem Helena.

Mimo to znaczącej części wyklętych dzieci Sulona udaje się wykorzystać powstałe zamieszanie, przedostać się przez bramy w strugach szklanego deszczu i w końcu opuścić kontynent na czekających w porcie od dawna statkach. Może rzeczywiście dotrą do swojej obiecanej krainy na Archipelagu?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Wieści ze świata

15
Wieści ze świata – od jesieni 87 roku do pierwszych dni lata 88
Qerel: Brat przeciw bratu CZYTAJ

Choć zaraza została zażegnana dzięki staraniom znamienitego alchemika Sylviusa Aurinugeta, Qerel nie spoczęło na laurach. Wojska Księcia Jakuba wprowadzone zostały w stan najwyższej gotowości. Wojna domowa nie była już tylko odległą, niepewną perspektywą. Oskarżenia przeciwko koronie, jakoby dopuściła się próby sabotażu na ludności Książęcej Prowincji, a także pojmanie poplecznika korony – Cartera Stradforda, tylko zaostrzyły konflikt pomiędzy zwaśnionymi braćmi. Niepokojące nastroje w Keronie wypłynęły na ulice. By załagodzić napiętą sytuację w królestwie Aidan Augustyński wystosował orędzie, które rozwieszano w miastach Keronu oraz głoszono poprzez rozesłanych po państwie wysłanników.
Do uszu naszych doszły wieści straszliwe, jakoby brat nasz spisek knował przeciw władzy i porządkowi w królestwie. Czyni to ponoć poprzez rozprzestrzenianie plotek fałszywych i obłudnych oraz gromadząc armię mogącą zagrozić porządkowi ziem naszych. O ile jednak jesteśmy ufni, iż poddani nasi nie dadzą się zmamić jego podstępnym słowom, to jego jawna agresja względem dobra i sprawiedliwości naszego królestwa ujść płazem nie może. Nieprawe zaś aresztowanie przyjaciela naszego Lorda Cartera Stradforda i obarczenie jego i naszej osoby fikcyjnym zbrodniami zostanie w niedługim czasie wyjaśnione w królewskim sądzie przed którego oblicze wzywam Namiestnika Jakuba. Do was zaś, poddani, ślę słowa uspokojenia i rozwagi. Wstrzymajcie się od pochopnych działań i nie lękajcie się o swoje życie. Mocą władzy, jaka spoczywa w naszych ramionach, gwarantuje wam bezpieczeństwo, jak również to, iż zrobimy co w naszej mocy, by ów jawny akt obrazy Korony rozwikłać w możliwie bezkrwawy sposób.

Saran Dun: Pożar w stolicy CZYTAJ

Wystawne przyjęcie w Rezydencji Gerarda Vicentiego w jednej chwili zamieniło się w piekło. Pożar, prawdopodobnie wywołany przez nieuważnego służącego, pochłonął przepiękną willę i siedzibę wymierającego szlacheckiego rodu. Zginęło kilku pracowników, a wśród szlachty ucierpiała jedynie Hermiona Vicenti, bohatersko uratowana, przez nieznanego mężczyznę, przed pewną śmiercią w zapadającym się domu.


Ujście: Bunt więzienny! Opozycjoniści wychodzą na ulice! CZYTAJ

Okupowane miasto portowe doświadczyło wielkiego zrywu, który znacząco podniósł szanse na wyrwanie się z rąk Varulae. Członek ruchu oporu, Queran z Ujścia, wraz ze swoją skromną drużyną, dokonuje przełomu. W pilnej akcji ratunkowej, mającej miejsce w lochach podmiejskich, podejmuje się uwolnienia przetrzymywanych w celach więźniów. Potężna fala opozycjonistów, przedzierając się przez goblińskie straże, przejęła zbrojownię i wybiegła na ulice Ujścia.
Jesień była krwawa. Ulewne deszcze obmywały ubrudzone posoką ulice. Krótka, acz gwałtowna zima obfitowała w śmierć, lecz nie od walki, a zimna, jakiego Ujście nie doświadczyło od dziesiątek lat. Zdziesiątkowało ono armię Varulae nieprzyzwyczajoną do siarczystego chłodu. Na wiosnę walki rozpętały się na nowo, chwilowo przechylając szalę zwycięstwa na stronę opozycji, która gniewnie reagując na bierność korony, zaczęła odnosić sukcesy i wierzyć w samodzielne odzyskanie wolności.

Nowe Hollar: Tragedia pod Sanktuarium. Miasto w rękach czarownicy Callisto CZYTAJ

Callisto Morganister, znana dawniej jako wiedźma ze slumsów, podczas "pokojowych rozmów" mających miejsce pod gmachem Sanktuarium stała się ofiarą spisku. Desperacko rzucone przez nią zaklęcie otworzyło Bramę Mroku, z której wychynęły macki potwornych istot, mordujące wpływowych elfów, dużą część szlachty, czarodziejów z Akademii, burmistrza Nowego Hollar i niedawno mianowanego rektora Akademii Sztuk Magicznych – Apatyta.

Czarne chmury napłynęły nad Nowe Hollar. Zbuntowani przeciwko Callisto mieszkańcy wszczęli protesty, osądzając ją o czyny haniebne i absolutnie niewybaczalne. Czarownica, wykorzystując osłabioną pozycję szlachty oraz pusty stołek burmistrza, przejęła władzę nad miastem, otrzymując wcześniej przychylność miejskiej straży. Nadeszła nowa era tego wiekowego miasta i to w pięćsetlecie jego istnienia. Pretendentka do korony Nowego Hollar (miasto zmierzało do osiągnięcia niepodległości) postawiła swych popleczników na istotnych pozycjach oraz zarządziła wiele gruntownych zmian, również w stosunku do Akademii Sztuk Magicznych.


Królewska prowincja: Klątwa nieurodzaju CZYTAJ

W studni, w okolicach wioski na północ od Nowego Hollar, jeden z popleczników elfiej czarownicy umieścił śmiercionośne źródło zarazy. Nie jest to choroba, lecz niegodziwa magia w najczystszej postaci, efekt rytuału, który sprowadza nieurodzaj. Zainfekowana ziemia czernieje, roślinność gnije, a woda zmienia się w toksynę. Niewielki obszar zepsucia z dnia na dzień powiększa tereny swoich wpływów. Niosąca się klątwa dotyka także zwierząt i ludzi. Objawy bywają przeróżne, zależnie od zarażonego organizmu – od gorączki, przez pęcherze z sączącą się wydzieliną, aż po krwioplucia, martwice i szeroko pojęte niewydolności prowadzące do śmierci.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wieści ze świata”