Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

16
Duchota i zaniepokojenie nie dawały spokoju Ellarionowi, na jego twarzy widniał grymas, jakby chłopak dopiero co zjadł cytrynę. Mijał kolumny, jedna za drugą, cały czas zastanawiając się, co też ten On znów wymyślił. Przecież wystarczyłaby tylko chwila, jeden głupi impuls, a wszystko, co do tej pory elf budował, ległoby w gruzach (lub raczej w popiołach). Lari się bał. Bał się zarówno Jego jaki i tego, co będzie czekało na niego w gabinecie Ereiona.

Ell dotarł do ogrodu i zalała go feeria barw: złoto, żółć, czerwień i szkarłat, pomarańcz, a nade wszystko zieleń. Chłopak starał się stąpać delikatnie, omijając miejsca, gdzie kwiaty rosną, wiedział bowiem, że stary czarodziej jest nieco przewrażliwiony na ich punkcie. Punkt kulminacyjny w tej ogrodowej gimnastyce osiągnął, gdy na jego drodze pojawił się kot - nigdy nie mógł zapamiętać, jak się owo zwierzę miewa, nigdy też nie widział, żeby robiło coś innego poza spaniem idealnie na środku ścieżki. Dlatego elf musiał podnieść nogę i przestąpić nad małym (no dobra, nie takim małym) drapieżnikiem, nie chciał bowiem nagle poczuć pazura wbijającego się w jego łydkę lub stopę.

Gdy chłopak w końcu dotarł do czarnych drzwi, zawahał się. Co też Ereion mógł od niego chcieć? Czy coś przeskrobał? Pamiętałby... A może to tylko ta mała ropucha go nabrała? Wtedy by jej nie darował. Zdecydował się jednak ostatecznie zapukać w drzwiczki, aczkolwiek to pukanie było niezwykle nieśmiałe.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

17
Ellarion nie musiał czekać nawet sekundy. Drzwi otworzyły się natychmiast, jakby opiekun czekał już tam na niego. A więc Dula nie kłamała.

- Dzień dobry, Lari - powitał go Ereion zachrypniętym, lecz przyjaznym głosem. - Wchodź, nie bój się, moje dziecko...

Głos elfiego czarodzieja świadczył o zmęczeniu, tak jak i jego zszarzała twarz oraz przygarbiona sylwetka, a nawet ubiór - chłopiec dostrzegł bowiem, że opiekun przytułku założył dziś swoją błękitną szatę... lewą stroną na wierzch. I najwyraźniej nie miał o tym pojęcia. Był to widok jeszcze dziwniejszy z tego powodu, że Ereiona Lari zawsze miał za naprawdę statecznego, poważnego elfa. Zarządzał on samodzielnie Domem Oczyszczonych, miał pod opieką całą gromadkę pokręconych, zwariowanych dzieciaków, a jednak zawsze radził sobie z tym wszystkim doskonale. Nigdy dotąd nie zdradzał oznak roztargnienia czy przemęczenia, jak w tym momencie. Czyżby coś szczególnego go martwiło? Czyżby miał jakiś problem?

Niecodzienny wygląd czarodzieja tak bardzo zaabsorbował młodego elfa, że ten prawie wcale nie zwrócił uwagi na miejsce, w którym się znalazł. Zorientował się tylko, że jest tu dużo światła i przestrzeni. I że opiekun usadził go na jakimś miękkim fotelu, a sam chodził nerwowo w tę i z powrotem.

- Jak ci minęła noc bez snu? - zainteresował się wreszcie Ereion, starając się skupić wzrok na chłopcu. Coś jednak wyraźnie mąciło jego udawany, wymuszony spokój. Oczy miał potwornie podkrążone. - Było trudno? Jak dałeś radę?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

18
- D-dobrze... - wyjąkał chłopak. Nie podobał mu się widok czarodzieja. Wyglądał, jakby zaraz miał paść nieżywy na podłogę. A przecież Ellarion nie znał się na pierwszej pomocy. I co byłoby potem? Bez pomocy starego maga nie potrafiłby nad sobą zapanować. - Księżyc to miły towarzysz, prawda? - głupkowaty uśmiech pojawił się na twarzy elfa. - No dobrze, chciałbym jednak wiedzieć, dlaczego zostałem tu wezwany?

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

19
- Księżyc... miły... miły towarzysz? - wychrypiał nieprzytomnie czarodziej. - Czyżby, chłopcze? A który, który z nich jest ci taki miły? Pewnie Mimbra różowiutki, co? Czy może ty z tych, co kochają modrego Zarula? Ty z tych biednych dzieci śmierci? No, powiedz! - Ereion bełkotał i bełkotał, nie przypominając zupełnie siebie samego. Nawet powiedzieć, że wyglądał jak własny cień, byłoby nieprawdą. Cień Ereiona był wszak zawsze dostojny i tchnący spokojem. A teraz ten mądry elf dygotał, bladł i czerwieniał na zmianę. - Zresztą! Szanujmy i ceńmy oba, oba księżyce, bo teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, by je stracić!

Ostatnie słowa, wykrzyczane dramatycznie, zabrzęczały ostro w srebrnych i szklanych naczyniach, którymi zastawione były półki pod sufitem. Mężczyzna wciąż miotał się po pokoju, przemierzając go od jednej ściany do drugiej z rosnącym napięciem. Przypominał tłukącego się w klatce ptaka albo schwytanego w pułapkę dziecięcych dłoni motyla. Wciąż był piękny swoim przyrodzonym, elfim pięknem, zarazem jednak wydawał się żałosny.

- Straciliśmy gwiazdy nad Fenisteą. Wszystkie spadły z nieba i zabrały to, co było nam drogie. Czy ty, chłopcze, pamiętasz Fenisteę? - wykrzyknął z rozpaczą. - Nasze odwieczne gniazdo. Dom naszych przodków. Dom całej naszej rasy... Nie wrócisz już tam. Nikt z nas tam nie wróci. Rozumiesz?! Rozumiesz to?! Nasz Ojciec odwrócił od nas swoje wichrowe oblicze, a przyroda nas znienawidziła. Hahaha! Czy widzisz, jaki to absurd? Spójrz tylko!

Ereion wyciągnął drżącą dłoń ku oknu, kierując w tę stronę wzrok swojego wychowanka. Choć okno było zatrzaśnięte - co samo już było dziwne, bo przecież dzień był piękny i nie padał deszcz - przez szczeliny wciskały się do środka pędy trującego pnącza o czarnych liściach w kształcie grotów strzał. Czepne korzenie, długie wici i pędy rozsadzały pomału parapet.

- Ch-chcę ci tylko powiedzieć, moje dziecko... - elf usiłował się uspokoić - ...że kiedy będziesz musiał odejść, a wiesz, że to niedługo nastąpi... wraz z dniem twoich piętnastych urodzin, niezależnie, czy wyleczę cię do tego czasu, czy nie... będziesz musiał odejść, a wtedy za nic, za nic w świecie nie wybieraj się w tamte rejony. Zapomnij o Fenistei, zapomnij o puszczy. Na zawsze, rozumiesz?! Albo znajdź kogoś, kto nam ją przywróci.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”