Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

1
Wschodnia część Archipelagu to najbardziej tajemnicze i egzotyczne rejony wyspiarskiego królestwa, a kto wie, może nawet i całej Herbii... Żyje tu przede wszystkim rasa znakomitych żeglarzy - Wschodnich Elfów, ale do dziś pośród nieprzebytej dżungli da się trafić również na pozostałości starożytnej kultury Trolli...

Właściwie to niewiele atrakcji można tu znaleźć. Trochę rybackich chałup, kilka bogatszych domostw, zwłaszcza elfich handlarzy. Targowisko. Jest też mała, lecz bardzo dobrze utrzymana świątynia Sulona, boga wiatru i natury. Wschodnie Elfy czczą go bardzo gorliwie, choć nie jest on oczywiście jedynym bóstwem, jakie wyznają. Ul, syn Sulona, patron rybaków i morskich głębin, także cieszy się tu szerokim uznaniem - tak jak w każdym kraju, który żyje na łasce morza. Z drugiej strony kwitnie też kult Krinn - hedonistycznej bogini rozkoszy i wszelkich uciech cielesnych. Nazywa się ją w tych rejonach Królową Syren, a elfie legendy mówią... zresztą, przypłyńcie tu sami, to się dowiecie!

Niewiele statków tutaj przypływa, bo i po co? Jednak raz w miesiącu - choć bywa, że i rzadziej - do brzegów wyspy bez nazwy przybija okręt... pełen dzieci. I wierutnym kłamstwem są te wszystkie legendy, jakoby na wyspie mieszkał straszny smok, troll wielki jak góra, czy też król morskich demonów, który każe sobie sprowadzać młode mięso i niewinne dusze. Nie nie, te dzieci przybywają z najodleglejszych zakątków Herbii wyłącznie dla własnego dobra.

Bo to właśnie tu, na wysepce tak małej i dalekiej, że żaden z kartografów nie umieścił jej nawet na mapie, o nadaniu nazwy nie wspominając, mieści się Dom Oczyszczonych. Prawdopodobnie jedyne takie miejsce w znanym świecie - przytułek dla opętanych, dręczonych przez demony, duchy i inne koszmary dzieci.

Nie wiadomo dokładnie, jak długo istnieje to miejsce, ale faktem jest, że od czasu Wieży liczba małych pacjentów znacząco wzrosła. Nic zaskakującego.

Dom Oczyszczonych prowadzi Ereion Yanga z Taj`cah, elfi czarodziej. Poza nim progu przytułku nie ma prawa przekroczyć nikt, kto ukończył piętnasty rok życia. Dzieci przebywają tu aż do wyleczenia, a co dokładnie dzieje się za murami Domu, tego nie może z całą pewnością orzec nikt, kto tam nie był...

Miejsce to chyba nie jest tak ponure, jak głoszą plotki. Leży wprawdzie na uboczu, na wysokim klifie, z jednej strony odcięte od świata skalistym urwiskiem, z drugiej zaś łączące się z tajemniczą dżunglą, rozświergotaną ptasimi głosami. Z zewnątrz przytułek wygląda przepięknie. To bardzo rozległy budynek z labiryntem dziesiątek komnat i korytarzy, tajemnych przejść i wewnętrznych dziedzińców. Wzniesiono go z białego marmuru, a liczne ornamenty architektoniczne, znamienne dla kultury elfów znad morza, naprawdę cieszą oko. Otacza go wysoki mur, także kunsztownie rzeźbiony i zarośnięty wielobarwnie kwitnącymi pnączami - jak gdyby dżungla chciała go pomału wchłonąć.

A co było w środku?



- Halo! Ellarion! Lari, pobudka! - chłopiec usłyszał znajomy głos czarodzieja Ereiona. Ten sam, który budził go każdego ranka od... hm, ile to już było dni? A może raczej tygodni? - No, chłopcze, zbudź się wreszcie! Nie będziesz się wylegiwać do południa! Co ci się śniło? Opowiadaj!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

2
Ryba miała zielone skrzydła.
~ Zielone? To jest żółty... - rzucił On. - No chyba, że spojrzysz od góry. Wtedy jest żółty.
- Czym się różni żółty od żółtego?
- Ellarion nie mógł do końca zrozumieć tej sytuacji. Krowa miała zielone skrzydła, a On oszukuje.
~ Wcale nie! Po prostu nie widzisz tego, z tej strony, z której widzę ją ja. I nie zadawaj pytań, na które odpowiedź jest oczywista lub jej w ogóle nie ma. - Jego irytacja była tak widoczna, że chłopak przymrużył oczy. I w tym momencie księżyc wybuchł krwistą czerwienią, a do morza zaczęły spadać meteory w kształcie łez. Również czerwonych.[/i]

- ...udnia! Co ci się śniło? Opowiadaj! - głos Ereiona w uszach Ellariona zabrzmiał jak trzask bicza. Elf otworzył oczy, zamrugał parę razy i próbował skupić wzrok na mężczyźnie. Co mu się śniło? Gdyby chociaż raz mógł to zapamiętać...
- Dlaczego o ty pytasz? - rzucił spokojnie. Denerwowały go pytania, na które nie znał odpowiedzi. Mimo, że bardzo by chciał.

Szybkim ruchem zgarnął koszule, nałożył ją siebie, a potem sięgnął także po spodnie.
- Czy dziś będę miał spokój?

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

3
- Spokój? Spokój?! - zdenerwował się stojący nad chłopcem czarodziej. Ellarion otworzył wreszcie oczy i ujrzał szatę Ereiona, błękitną jak pogodne niebo nad Archipelagiem, a także jego gładkie i pociągłe oblicze pośród długich, niemal białych, lecz w żadnym razie nie siwych włosów. - Spokój to będziesz miał, jak wyzdrowiejesz, smarkaczu. A im chętniej będziesz współpracował, tym szybciej to nastąpi! Czy ja wam wszystkim muszę to powtarzać codziennie? Utrapienie z tą dzieciarnią! Ja rozumiem, ludzkie bachory to co innego... - zniżył głos. - Ale, na litość Sulona, naszego stwórcy, jesteś elfem, to chyba zobowiązuje...

Zarzut czarodzieja o wylegiwaniu się do południa dzisiaj wyglądał na nawet dosyć trafiony - Ereion otworzył okiennice i przez nieduże okienko widać było, że słońce jest już wysoko, wysoko na niebie, że wisi już spory kawałek ponad białym murem przytułku, na tle absolutnie czystego błękitu. Do sypialni młodego elfa wdzierały się trele, świergoty, skrzeczenia, pokrzykiwania i inne, trudniejsze do nazwania odgłosy dżungli, która byłaby tuż-tuż, na wyciągnięcie ręki, gdyby nie ogrodzenie.

Złota plama światła padała na kremowe, malowane w niebieskie gwiazdki ściany pokoju Ellariona i na małą półeczkę ponad jego łóżkiem, gdzie leżało parę osobistych przedmiotów, w tym jakieś dwie książki i kilka niedużych butelek z kolorowego szkła, gdzie były lekarstwa. Zarówno półeczka, jak i nocny stolik, łóżko, nieduża komódka pod przeciwległą ścianą pokoju oraz biureczko i dwa krzesła - wszystko to wykonane było z lokalnego rodzaju drewna, zwanego linluin, które było o tyle ciekawe, że miało prześliczny wzór beżowo-czarnych pasków. Linluin bardzo ceniono na przykład w Keronie czy w dalekim Salu, gdzie wykonane zeń meble osiągały wielkie ceny - lecz tu, na Archipelagu, było to tworzywo dość pospolite.

W pokoju Ellariona - a zasadniczo podobnie wyglądały też pokoje innych dzieci z Domu Oczyszczonych - można było znaleźć też malowaną kolorowo skrzynię, mały dywanik-matę, wypleciony z suchych źdźbeł lokalnej trzciny, a także cieniutką moskitierę ponad łóżkiem, którą trzeba było opuszczać w te bardziej upalne i wilgotne noce, gdy hordy komarów nie pozwalały spać.

Nie było tu tak źle. Wiele dzieci przybywało tu z lękiem, iż będzie się je trzymać w ciemnych celach o chlebie i wodzie, tymczasem... niekiedy miały tu lepiej, niż w domu. Choć oczywiście pośród pacjentów tego osobliwego przytułku krążyły powtarzane szeptem opowieści o ciągnących się pod zwykłymi zabudowaniami podziemiach, pełnych lochów i czarnej magii, gdzie mieszkają wszystkie wypędzone z dzieciaków demony i duchy, wszystkie koszmary z ich snów... Oczywiście Ellarion już pierwszego dnia swojego pobytu został tą historią nastraszony - ale póki co nic nie wskazywało na to, by miał się o jej zasadności przekonać osobiście.

- No! Więc jak będzie z tym snem, Lari? - Ereion usiadł na łóżku koło chłopca, obserwując jak ten się ubiera, i niecierpliwie zabębnił palcami o nocny stolik. - Przecież wiesz, że to ważne... - westchnął. - Mam ci to wytłumaczyć po raz kolejny?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

4
- Tak, tak, wiem... - mruknął Ellarion cicho i ruszył w stronę okna. Gdy opowiadał Ereionowi o swoich snach, nie lubił patrzeć mu w oczy. Zawsze wtedy wydawało mu się, że stary czarodziej prześwietla go wzrokiem, wyczuwając każde najdrobniejsze kłamstwo czy pominięcie szczegółu. Pierwsza rzecz, która uderzyła go po przebudzeniu (właściwie to uderzała go codziennie), to niesamowita kakofonia dźwięków. Wydawało się, że pochodzą one znikąd, mają swe źródła wszędzie - pod Domem, nad nim, z każdej jego strony. Na początku mocno denerwowało to chłopaka i czasami budził się w nocy, klnąc na jakiegoś ptaka lub innego stwora, ale po paru spędzonych tu dniach (tygodniach?) zdołał się do tego przyzwyczaić.

~ Powiedz wszystko. - W myśli Ellariona wdarł się cichy, acz stanowczy głos Jego. ~ Chyba czas skończyć to zmyślanie, że nic nie pamiętasz. Chcesz się mnie pozbyć, czyż nie? - Szyderstwo w ostatnim zdaniu było aż nadto wyczuwalne. W co ty sobie pogrywasz? Ale sam chłopak miał już dość. W końcu, to tylko sny, tak? Co złego może z nich wyniknąć. Westchnął więc krótko i, wpatrując się w oślepiający błękit nieba, zaczął mówić:
- W każdym śnie rozmawiam z Nim. Noc nie przynosi mi tyle odpoczynku, o ile się modlę. jest wtedy cicho, a moje myśli mogą się skupić tylko i wyłącznie na rozmowie. On lubi zagadki. I pytania. Pytam Go o wiele rzeczy. On zawsze tworzy dziwne sny, czasami straszne, czasami piękne tak bardzo, że nie mam ochoty się budzić. On chyba próbuje mi coś pokazać, ale chce, żebym sam do tego doszedł. Bawi się ze mną. A ja ciągle nie mogę Go rozgryźć. To jest w pewien sposób... fascynujące. - Z ust chłopaka wylewały się urywane zdania, nad którymi nawet się nie zastanawiał. Długo czekał, żeby komuś o tym opowiedzieć. - A gdy już się budzę, umieram. Bo nie znalazłem odpowiedzi...- Ellarion obrócił się i w końcu zebrał się na odwagę, by zajrzeć w oczy Ereiona. Widział w nich mądrość.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

5
Elf z wielką powagą słuchał słów dziecka. Jednocześnie patrzył na Ellariona uważnie, jakby nie chciał przegapić żadnego, najdrobniejszego nawet gestu, który mógłby ukazać mu obecność demona.

- O czym rozmawialiście tej nocy? O co go pytałeś? Czym kusił twój umysł? Pamiętasz?

Szczupłe dłonie czarodzieja sięgnęły do białej sakiewki, którą miał dziś, tak jak zwykle, przywieszoną u pasa. Ereion na chwilę opuścił wzrok i rozsupłał znane już chłopcu, jak i wszystkim innym dzieciom, zawiniątko z cienkiej skórki. Oko. Mysie Oko. Dziwny, niepokojący talizman, którym pan Domu Oczyszczonych leczył swoich pensjonariuszy. Niewiele większy od paznokcia dorosłego mężczyzny, szary, miękki kawałek futerka wykończony licznymi frędzelkami-ogonkami, z oprawionym na środku purpurowym kamieniem. Kamień przypominał oko i zapewne stąd wzięła się nazwa tego przedmiotu. Jedna dziewczynka z Domu Oczyszczonych, której tato był złotnikiem w dalekim Saran Dun, poinformowała kiedyś Lariego, że ten kamyk to na pewno czarci granat - drogocenny i rzadki klejnot, występujący wyłącznie w Czarcich Górach. Jakakolwiek nie byłaby prawda w tej kwestii, dla dzieciaków z przytułku elfa raczej nie miało to żadnego znaczenia. Liczyło się to, co Mysie Oko umiało zrobić. A umiało wiele.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

6
Purpurowy kamień był mały, ale bardzo piękny. W słonecznym świetle migotał i błyszczał różnymi odcieniami, jakby mrugając do Ellariona. Kryła się jednak w nim moc, która niepokoiła, czasami wręcz przerażała chłopca. On nie lubił Mysiego Oka - ale przynajmniej po takiej "sesji" z nim wycofywał się i przez jakiś czas Lari mógł mieć spokój. Jak miło...
- Nie pamiętam zbyt wiele. - zaczął powoli Ellarion, odsuwając się od okna i siadając z cichym ech na łóżku. - Na pewno pokazywał mi jakąś krainę Północy. Było tam strasznie dużo śniegu i lodu. I ciemność. Czy naprawdę gdzieś istnieją takie krainy, gdzie cały czas jest noc, a ludzie umierają z zimna? - Chłopiec nie mógł sobie wyobrazić życia w takim miejscu. To było okropne. Nie, nie sen. Sen był w porządku. Tylko ta Północ... Zadrżał, jakby poczuł na własnej skórze ten chłód. - Później się bawiliśmy. Kolorami. Kształtami. Perspektywami. To jest dobre, bo uczy mnie to patrzeć na świat z każdej możliwej strony. A później był wybuch... - dodał, już mniej entuzjastycznie. Te czerwone łezki wcale mu nie pomagały. A On upierał się, że ich nie tworzy. Czyli Lari sam sobie miałby w kółko przypominać o przeszłości?
Ellarion jeszcze raz spojrzał na Mysie Oko. Jedna dziewczynka powiedziała mu, że zawsze, gdy jej kładą ten kamień na język, wymiotuje. Inny chłopiec zarzekał się, że ten mały talizman wysysa złe duchy z ciała, a potem Ereion uwalnia je w piwnicy i robi na nich eksperymenty. Wszyscy jednak zgadzali się, że ta rzecz, cokolwiek robi, działa.
- To jak? - rzucił Lari, starając się zabrzmieć wesoło. - Zaczynamy

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

7
Ereion przytaknął i zaczęło się.

Młodziutki elf poczuł w ustach cierpki smak, kiedy na jego języku spoczął talizman, a potem ogarnęła go senna błogość i bezsilność. Jego ciemne włosy uniosły się lekko, jak gdyby poruszone nieistniejącym podmuchem wiatru... I chłopak odpłynął.

Zawsze w takich chwilach jego więź z demonem słabła. A On, jak nietrudno zgadnąć, bardzo tego nie lubił... Ale w tej chwili niewiele mógł mu zrobić. Lari zobaczył i przeżył swój sen ponownie, tym razem z o wiele mniejszym wpływem mamiącej jego umysł istoty. Dzięki temu przypomniał sobie jeszcze jedną rzecz, do tej pory skrzętnie tłumioną przez jego przerażoną duszę...

Do wybuchu w jego śnie doprowadziła potężna, niepojęta siła, będąca chyba uosobieniem samej Przyrody. Silny wicher w jednej chwili zerwał liście ze wszystkich drzew w całej puszczy. Nawet tych, które były wiecznie i nieustająco zielone od setek, a może tysięcy lat, od zarania świata. Ten sam wicher przepędził wszystkie elfy z ich domów. Nawet te, które umarły i spoczywały od dawna pod korzeniami drzew nand'caleen, potężna siła wyrwała teraz z ziemi i rozbiła resztki ich szkieletów w proch. Nagle zapadła noc - i to czarniejsza, niż nów obu księżyców, bo do tego z nieba spadły wszystkie gwiazdy i utonęły w morzu. Niezdrowa łuna zstąpiła nad puszczę i miała płonąć tam już po kres dni Herbii.

Ellarion przez krótką chwilę pojmował doskonale wolę istoty, która spowodowała to wszystko - Fenistea przestała być ojczyzną elfów. Tam nie ma już powrotu. Zamiast nich zamieszka tam teraz ktoś inny. Lepszy. Kto nie zapomni o swoim stwórcy i nie zdradzi...

Chłopca ogarnęło przerażające uczucie... Był przecież elfem, leśnym elfem... a ta straszna wizja odbierała jemu i wszystkim mu podobnym dom - nawet jeśli do domu rodzinnego nie miał szans wrócić, to jednak wciąż do tej pory elfia puszcza zdawała się jedynym miejscem, które naprawdę znał i to tam, a nie gdziekolwiek indziej, miał się skierować po zakończeniu leczenia w Domu Oczyszczonych... niezależnie, ile lat miałoby ono trwać. A teraz? Czy wszelka przeszłość, wszelkie dziedzictwo jego rasy miało zostać utracone?

- Lari. - W spokojnym głosie Ereiona dało się wyczuć bardzo delikatne drgnięcie. - Widziałem część tego, co ty... Nie mówiłeś o tym przedtem. Czy to On zaćmił twoje myśli, spychając te obrazy w głębiny nieświadomości?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

8
- Ja nie...nie wiem. Nie wiem. Naprawdę... - Ellarion był zbyt roztrzęsiony, by powiedzieć... właściwie cokolwiek. Te obrazy przeraziły chłopaka tak mocno, że zaczął tracić nad sobą kontrolę. Poczuł falę ciepła zalewającą jego duszę, wypełniającą mięśnie i kości. Elf zaczął dygotać, jakby dostał jakiegoś ataku. Musisz się powstrzymać! - krzyczał sam do siebie. Musisz - wypowiadał to słowo jakby było modlitwą. Modlitwą opętanego. Tym razem jednak zadziałała. Wszechobecne ciepło zaczęło słabnąć, a oczy Ellariona ujrzały rzeczywistość i skupiły się na starym czarodzieju. Spuścił tylko wzrok i wydukał krótkie "przepraszam".

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

9
- Czekaj, tylko oddaj Oko, bo jeszcze je połkniesz i nieszczęście gotowe! - zawołał czarodziej, widząc jak chłopiec próbuje mówić z talizmanem w ustach, a potem jak dostaje drgawek. Prędko, nie patyczkując się z dzieckiem specjalnie, wyciągnął mu z buzi Mysie Oko, przetarł je szmatką i schował z powrotem do sakiewki. Ellariona aż zabolała szczęka, ale rozumiał przecież, że to dla jego dobra.

Przez parę chwil w pokoju było cicho, słychać było tylko te ptasie trele zza okna i przytłumione głosy innych dzieci gdzieś z daleka, z innej części budynku.

- Nie martw się, chłopcze - zaczął wreszcie dziarskim tonem starszy elf. - To nie twoja wina. Porozmawiamy o tym później, jeżeli teraz nie czujesz się na siłach. Jeśli nie masz już nic więcej do powiedzenia, możesz iść na śniadanie.

Głos Ereiona stał się ciepły, pełen współczucia i sympatii. Czarodziej położył chłopcu dłoń na ramieniu, a na jego urodziwej, elfiej twarzy zakwitł krzepiący uśmiech... Lecz bystry Lari dostrzegał, że za tą fasadą wymuszonego spokoju krył się autentyczny, niekłamany lęk.

- Aha, jeszcze jedno, Lari, zanim pójdziesz. Mam prośbę. Chciałbym, abyś najbliższej nocy nie kładł się spać. Nawet na chwilę. Rozumiesz? - Opiekun Domu Oczyszczonych znów popatrzył mu w oczy z powagą. - Łaskawy Sulon... - dodał już mniej pewnie - ...na pewno pomoże ci się uporać z tym, co cię dręczy... No, leć już!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

10
Zanim Ellarion zdążył spytać o powód tak dziwnej prośby, Ereion zniknął chłopakowi z oczu. Młody elf wzruszył tylko ramionami; do jego głowy zaś nasunęły się setki pytań, z których tym najważniejszym było "co dzisiaj robić"?
Ranek był pogodny (jak każdy tutaj, na wyspie), a Ellarion podejrzewał, że około pory obiadowej zacznie padać, więc zdecydował, że zrobi sobie krótki spacerek, odwiedzi jeden czy dwa dziedzińce, a później dołączy do reszty dzieci.
Marmurowy posąg uskrzydlonego lwa już dawno stracił swój kolor. Teraz mienił się wszystkimi odcieniami zieleni, choć głównie była to zgniła barwa. Mogłoby się wydawać, że śniedź to jakaś zaraza, dotykała ona już bowiem inne cokoły pozbawione postawionych postaci, jak i kolumn podtrzymujących ciężki strop Domu Oczyszczonych. Ellarion przysiadł na schodku, wpatrując się w otoczeniu. Zastanawiał się, jak stare to wszystko musi być. Kto i po co to zbudował w tak nieprzyjemnym miejscu. Jakiś lord? A może był to zakon jakiejś sekty? Elf postanowił, że poprosi Ereiona o jakąś książkę, która zawierałaby dogłębny opis historii tego miejsca.
Popołudnie minęło mu dość szybko. Porozmawiał z innymi dziećmi (większość była niestety młodsza, a w dodatku Ellarion miał wrażenie, że zdecydowanie głupsza), próbował też odnaleźć starego czarodzieja, ale widocznie był on zbyt zajęty.
I dopiero wieczorem elf zdał sobie sprawę, że przez cały dzień On nic nie powiedział. Nic. Chłopak ledwo wyczuwał jego obecność, jakby stłumiony cień w środku organizmu. Lari w jednym momencie poczuł strach i zadowolenie. Podejrzewał, że demon jest taki cichy po wcześniejszych wydarzeniach, ale wydawało mu się to dziwne. On by tak łatwo nie odpuszczał...
Pochłonięty dręczącymi go myślami, całkowicie zapomniało o nakazie Ereiona. Sen otoczył go szybko, a "dobranoc" powiedział mu jedynie rajski ptak, lecąc gdzieś ponad drzewami.
Spoiler:

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

11
Spoiler:
Noc, co dziwne, minęła mu zupełnie bez snów. On nie odezwał się ani słowem. Czy to sprawka Mysiego Oka? A może się obraził? Tym razem młody elf obudził się wcześnie rano. A właściwie - został obudzony. Ale nie przez Ereiona.

- Laaari! Lari-rari-rari-tararari-la! - wybełkotał nieskładnie cienki głosik tuż koło ucha chłopca. Po chwili dołączył do niego brzękliwy akompaniament dwóch uderzających o siebie łyżek. - Tari-lari-la! La! La! - Oho. Najbardziej męczące dziecko w Domu Oczyszczonych. Pięcioletnia Dula. Dulcia.

Dula była niezbyt urodziwym stworzeniem. Śniada, pulchniutka, z małymi oczkami, brzydkimi jak dwie tłuste muchy. Miała buzię trochę jak małpka - jedna z tych, które czasem przeskakiwały przez biały mur przytułku Ereiona i hasały po dziedzińcu, wywracając wiadra z wodą, kradnąc owoce z koszyków i zabawki z rąk zapłakanych dzieci. Zachowywała się zresztą podobnie. Ogólnie przypuszczano, że Dulcia musi mieć w sobie coś z goblina. Jej niezbyt kształtną główkę porastały czarne jak węgiel, skołtunione loczki, w które uparcie wpychała sobie resztki jedzenia, liście i wygrzebane z ziemi robaki. Ellarion nie był pewien, na czym polegało jej przekleństwo, za które przysłano ją na tę wyspę. Bardzo prawdopodobne, że rodzice mieli jej po prostu dość.

- Rarirari, Lari, wstawaj, baw Dulcię! Bawmy się! - dziewuszka wrzasnęła do ucha rozespanemu jeszcze koledze. - Wstawaj, bo zjem robala!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

12
Brzdęk łyżek połączony z jazgotem wydostającym się z ust tego dziecka wystarczył, by całkowicie zepsuć poranek Ellarionowi. Być może nawet i dzień. Chłopak wolał nie otwierać oczu i udawać, że śpi, ale Dula nie odpuści. Nie jemu. Elf dał sobie zbyt łatwo wejść na głowę. Teraz musi się jakoś uporać z tym diabelstwem.
Otworzył oczy i sięgnął na oślep przed siebie, mając nadzieję, że złapie łyżki i je wyrzuci. Niestety, dzieciak był szybki i Lari poczuł tylko uderzenie zimnego metalu o rękę. Syknął i cofnął dłoń.
- Au! Nie możesz iść do kogoś innego? - Jednak Dula nawet nie zareagowała. Patrzyła tylko na chłopaka swoimi świńskimi oczkami, jakby mówił on w zupełnie innym języku. Wyglądała jak pies, który usilnie próbuje zrozumieć swojego pana. - Jedz sobie co chcesz... - rzucił. - Mogą to być nawet kamienie. Byleby cię tu nie było. Zrozumiałaś? - Choć ostatnie słowo było pytaniem, to Ellarion mógłby się założyć, że doskonale zna odpowiedź. - Nie mam ochoty się dziś bawić. Jestem już prawie dorosły. Widziałaś kiedyś dorosłych grających z dziećmi w berka albo w kamienie?

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

13
Dziewczynka, mimo protestów elfa, objęła go swoimi pulchniutkimi rączkami i wycisnęła na jego policzku tłusty pocałunek. Trudno powiedzieć, co to dziecko jadło (oby nie był to wspomniany robal, fuj!), ale jedno było pewne - po jedzeniu nie wytarło buzi.

- Widziałam! - odparła rezolutnie Dula, jak małpka wskakując na łóżko Ellariona i wymachując łyżkami zupełnie bez ładu i bez sensu. Jakaś książka zleciała z półeczki i uderzyła elfa w głowę, po czym smętnie grzmotnęła o podłogę, gubiąc w locie parę luźnych kartek. - Aaaaaa! Widziałam, widziałam! Wujo Ereion jest stary, a się baaawi! Aaaaaa! Wujo Ereion cię woła i mówi, że masz przyjść! Teraaaz! A potem się ze mną bawić!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

14
- Odczep się ode mnie głupi dzieciaku! - Krzyk Ellariona rozniósł się po korytarzach, usłyszała go zapewne inne dzieciaki. Oko elfa drgało. Nic nie wkurzało go bardziej niż uparte, brudne bachory. Znów poczuł jak przez jego ciało przelewa się fala gorąca. To chyba głupi powód, by wybuchnąć - Ellarion usłyszał znajomy głos. Wziął głęboki oddech i wyszedł ze swojego pokoju, stanowczo odpychając dziewczynkę na bok. Mogło to brzmieć głupio, ale nic nie ucieszyło go chyba bardziej w życiu, niż powrót Jego. - Już się bałem, że mnie zostawisz... - rzucił chłopak w otchłań swoich myśli i choć nie doczekał się odpowiedzi, to doskonale wiedział, że tamten ją usłyszał... i być może uśmiechnął się na swój demoniczny sposób.

Re: Bezimienna wysepka - Dom Oczyszczonych i okolice

15
On nie tylko się uśmiechnął, ale i zaśmiał. Nie jakoś złośliwie czy złowieszczo, demonicznie. Ot tak po prostu, jakby przyjaciel powiedział mu coś zabawnego. A zaraz potem... znów zniknął, pozostawiając po sobie bolesną pustkę.

Wtedy Lari poczuł, jak gdzieś bardzo, bardzo głęboko kiełkuje w nim lęk... Bo co będzie, jeśli bez Jego pomocy nie zdoła teraz zapanować nad sobą? Co stanie się z tą dziewczynką, która - dobrze to słyszał - poskakała jeszcze chwilę po jego łóżku, a potem wybiegła z pokoju na swoich krótkich nóżkach w ślad za nim, rycząc i śmiejąc się na przemian...? Co będzie z biedną, głupiutką Dulą, kiedy za tych parę sekund dogoni go tu, w tym korytarzu, obejmie go tłustymi łapkami i znów wysepleni coś irytującego? Kto posprząta jej zwęglone ciałko? Kto odmaluje osmolone ściany?

Na szczęście Ellarion nie zdążył się o tym przekonać. Jeszcze nie dziś. Dula bowiem wypatrzyła - na swoje szczęście - kolejną ofiarę, a o Larim póki co zapomniała, z wrzaskiem wbiegając jakiemuś innemu dziecku do pokoju.


Komnata opiekuna przytułku znajdowała się w drugim skrzydle domu - jej okna nie wychodziły, jak w pokoju Lariego, na dżunglę, lecz na morze, które srebrzyło się dziś spokojnie i łagodnie u stóp klifu.

Aby tam dotrzeć, należało przemierzyć długi korytarz, pocięty cieniutkimi kolumienkami o głowicach w kształcie kwiatowych pąków, które podtrzymywały rzeźbione misternie łuki o barwie kości słoniowej - w jakiś zadziwiający sposób masywne i lekkie jednocześnie.

Z półmroku korytarza wychodziło się do wewnętrznego ogródka, zalanego słonecznym blaskiem. Tu należało przejść wzdłuż podłużnej, prostokątnej sadzawki, starając się omijać łodyżki pochylających się nad kamiennym chodniczkiem kwiatów. Zwłaszcza pomarańczowych i żółtych nasturcji. Ereion bardzo dbał o nasturcje i pozwalał im rosnąć swobodnie, nie przejmując się tym, że niedługo rozplenią się tak bardzo, że nie będzie dało się przez ich gąszcz przedostać. Złote eszlocje o czterech płatkach, ciężkie, kłosowate kwiatostany łubinu i lewkonii i krzewy różowych klarkii z kwiatami wytwornie i wymyślnie pomarszczonymi, niczym szaty dziewcząt z Eroli czy Taj`cah... Cały ten gąszcz, pachnący, rozbrzęczany i roztrzepotany chmarami pszczół i motyli, trzeba było ominąć nad wyraz ostrożnie i z szacunkiem. Ereion zawsze mógł wynurzyć się niespodziewanie zza pomarańczowego drzewka i srodze pogonić dzieciaka, który deptał jego ukochane rośliny.

Jeśli jednak elfiego opiekuna przytułku nie wypatrzyło się w ogrodzie, nie było rady - należało ominąć jakoś tłustego białego kota, wygrzewającego się na środku ścieżki, potem wreszcie dobrnąć z najwyższą ostrożnością do ażurowego ganeczka, zarośniętego milinem, i zapukać w czarne drzwiczki. Za nimi, w wielkim i jasnym pokoju Ereiona, nie bywało się często i bez powodu. Lari nie miał okazji się tam znaleźć jeszcze ani razu, choć drogę dobrze znał. Dziś jednak został wezwany - o ile można wierzyć słowom głupiutkiej Duli...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”