POST BARDA
Gdy w końcu udało się mu wyrwać Arę z otępienia, Kerwin pomógł z wyciągnięciem kła z szyi rannego i dopilnowaniem, żeby do otwartej rany nie dostał się piach. Obrażenia Zaosa były poważne, nawet bardzo, więc trudno było stwierdzić, czy faktycznie pomagają mu teraz, czy ich działania nie przynoszą żadnych wymiernych korzyści. W końcu dotarły do nich dwie osoby z prowizorycznymi noszami, na które przenieśli elfa i zabrali do namiotu medycznego, zostawiając tę trójkę samą, z poplamionymi od krwi rękami, ubraniami i nie tylko. Kerwin poklepał Arę pocieszająco po ramieniu i pomógł wstać obu dziewczynom, by poprowadzić je do beczki z wodą, w której mogły się obmyć. Nie mówił wiele; właściwie nie odzywał się wcale, bo najwyraźniej wykorzystał już swój limit bycia rozmownym.
Ich namiot nie ucierpiał podczas ataku, znajdując się wystarczająco daleko od wody, by nie paść ofiarą wężów wodnych. Wcześniej czy później wszyscy się w nim znaleźli, choćby po to, żeby się przebrać, nie wspominając o odpoczynku. Pogrążony w różowawym półmroku, pozwalał zapomnieć o szalejącym na zewnątrz zaćmieniu, chociaż na moment. Neela skuliła się z brzegu posłania Aremani, bo ostatecznie zorientowała się, że nie ma swojego. Przez następne kilkanaście minut w milczeniu, z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w zdobione sprzączki własnego plecaka, zastanawiając się pewnie, czy którykolwiek z jej ostatnich wyborów życiowych można było nazwać słusznym. W końcu przebrała się w czyste, niepokrwawione rzeczy, w otępieniu nie przejmując się nawet tym, czy wypada się rozbierać w towarzystwie. Odwróciła się do nich tyłem i powoli, automatycznie zmieniła koszulę i spodnie na nowe, a potem ponownie zajęła swoje miejsce i otoczyła kolana rękami, w tej pozycji zostając już na kolejne długie kilkadziesiąt minut - chyba, że ktoś ją zagadał i skutecznie wyciągnął z ciemnych zakamarków umysłu, w które wpadła.
Wieczorem driada czekała na Aremani, zgodnie z obietnicą, o ile dziewczyna w ogóle o tym pamiętała. Posłusznie zapozowała do rysunku, ostatecznie prosząc, żeby dziewczyna wykonała go dwukrotnie i dała jeden jej na pamiątkę, a potem na dobre zniknęła w lesie, obiecując uprzednio, że wyśle kogoś, kto będzie pilnował, żeby nic się zielarce nie stało.
Dandre i Shiran nie dostali zbyt wiele czasu na odpoczynek - niespełna godzinę po krwawych wydarzeniach została zorganizowana duża grupa, odpowiedzialna za wycięcie kilkudziesięciu drzew i zbudowanie prowizorycznej palisady, odgradzającej obóz zarówno od morza, jak i od lasu. Zadanie było czasochłonne i męczące, ale marynarzy i najemników było wystarczająco wielu, by do zachodu słońca skończyć. I nawet jeśli palisada nie stanowiła idealnego zabezpieczenia, to wciąż dawała złudne poczucie spokoju. Wyznaczono warty, porozpalano ogniska i gdy zapadła noc, większość obozowiska mogła spokojnie pójść spać - w tym Aremani, Dandre i Shiran, o ile w ogóle byli w stanie zmrużyć oczy. Nikt im nie przeszkadzał, nikt od nich już niczego nie wymagał, a przynajmniej nie tej pierwszej, pechowej nocy na wyspie.
Kolejne dwa dni nie mogły być tak obfite w działania, jak ekspedycja planowała na początku. Zaćmienie skutecznie utrudniało, a wręcz uniemożliwiało wysyłanie grup w dżunglę. Zdarzyło się kilka ataków dzikich zwierząt i kolejne stado morskich potworów, ale zarówno jedno i drugie nie było już zaskoczeniem dla trzech załóg i na szczęście obyło się bez ofiar. Pojedynczy uczestnicy ekspedycji czuli się równie tragicznie, co Ara i Shiran, a nie mieli dostępu do magicznych jagódek, zapewnionych przez zielone mieszkanki lasu. Dopóki zaćmienie się nie skończyło, wszystkie działania zostały wstrzymane - choć z pewnością wszyscy liczyli na to, że ewenement pogodowy potrwa maksymalnie jeden dzień, nie trzy.
Dandre, poza pomocą w pracach zabezpieczających obóz i kilkoma przydzielonymi wartami, nie miał dużo do roboty. Początkowo przybita Neela była kiepskim towarzystwem, ale wyraźnie wodziła za nim oczami, podświadomie już wiedząc, że właściwie tylko on jest w stanie wyciągnąć ją ze stanu obezwładniającej paniki i bezradności. Ostatecznie, tego trzeciego dnia, bez skrępowania już szukała jego towarzystwa, bo choć nie widać było, by łączyły ich jakieś większe, romantyczne uczucia, to wyraźnie polubiła rozmowy z nim i sposób, w jaki potrafił odwrócić jej uwagę od tego, co nieprzyjemne i niepokojące... nawet jeśli gadał odrobinę za dużo i niektórych przytyków Shirana względem barda nie potrafiła nie skwitować śmiechem.
Shiranowi zlecono mniej-więcej tyle samo obowiązków, więc jak widać, prace były przydzielane po równo między wszystkich. Podczas przemieszczania się po obozie czasem widywał Nellrien, która choć teoretycznie była mu już zupełnie obojętna, to wciąż przyciągała jego spojrzenie. Miała zabandażowaną rękę i brzuch, czasem odkryte przez krótkie bluzki - mimo zaćmienia, na Kattok wciąż było gorąco - a także, prawdopodobnie, nogę, choć tego nie było widać. Utykała lekko, gdy wydawało się jej, że nikt na nią nie patrzy. Drugiej nocy zdecydowała się wyjść ze swojego namiotu i podejść do skupionego na warcie półelfa, tylko po to, żeby podziękować mu za pomoc w walce z wężem, a po dłuższym milczeniu dodać:
-
Przepraszam za to, co powiedziałam przedwczoraj. Sam widzisz, że nie jestem osobą, z którą da się normalnie funkcjonować. Wkurwiają mnie obietnice bez pokrycia i nie radzę sobie z... niewyjaśnioną sympatią, jaką mnie najwyraźniej obdarzyliście. Jaką obdarzyłeś mnie ty - wbiła wzrok w gęstwinę, do której nie docierało słabe światło pochodni. -
Jedyne, co jest jasne, to łańcuch dowodzenia. To są relacje, z którymi mimo wszystko sobie radzę. Mam spierdolone życie i sama też jestem spierdolona.
Zamilkła, nie wiedząc wyraźnie jak ubrać w słowa resztę tego, co miała do powiedzenia. Ostatecznie przeprosiła jeszcze raz, zmęczonym gestem opierając dłoń na ramieniu półelfa i odeszła, na resztę zaćmienia znikając w cieniu własnego namiotu.
Aremani został przyporządkowany strażnik, wysłany przez driady, choć brak możliwości zobaczenia, kim był, przyprawiał ją o narastającą frustrację. Widziała tylko błyszczący punkt, mieniący się nocą lekkim blaskiem, wciąż pozostający poza jej polem widzenia. Czasem migał jej on gdzieś między liśćmi, czasem miała wrażenie że widzi go w poszyciu namiotu, ale gdy próbowała się zbliżyć, ten znikał. Pozostali też czasami go zauważali, ale nikt nie był w stanie schwytać i zobaczyć co takiego latało w tę i z powrotem za zielarką; a przynajmniej jeszcze nie teraz.
Dziewczyna nie musiała zajmować się palisadą i wartami, bo szybko została zauważona przez Hastrona, krasnoludzkiego medyka. Poprosił ją, żeby go odwiedziła, jak tylko będzie miała taką możliwość, a potem zaangażował ją w opiekę nad rannymi, których było zdecydowanie zbyt wielu na jego jednego. Ratowany przez nią Zaos przeżył, choć przez pierwsze dwa dni był nieprzytomny - może to i dobrze, ominął go ból amputowanej nogi i doprowadzania kikuta ręki do względnego porządku. Kiedy się w końcu obudził i dotarło do niego, w jakim stanie jest jego ciało, bardzo długo nie potrafił dojść do siebie, burkliwie odpowiadając na wszystkie pytania i nie chcąc, by ktokolwiek go dotykał, nawet po to, żeby zmienić opatrunki. Ostatecznie zgodził się na pomoc Aremani, która w przeciwieństwie do Hastrona nie obrzucała go inwektywami od góry do dołu.
Trzeci poranek przyniósł błękitne niebo i jasne światło słońca. I być może byłby nareszcie czymś spokojnym i radosnym, gdyby nie widok Neeli i Biriana po przebudzeniu. Krótkie włosy dziewczyny zupełnie posiwiały, a spomiędzy nich wyrastały krótkie, przypominające gałęzie rogi, prawie takie same, jak te, które miała Tilia. Jej pełen przerażenia krzyk obudził pozostałych, gdy zerwała się z posłania i usiłowała drżącymi dłońmi wyczuć co miała na głowie. Z jej wzrokiem chyba wszystko było w porządku, ale choć nie mogła tego wiedzieć, jej oczy pozbawione były źrenic i tęczówek, zupełnie jak oczy driady, która obdarzyła ją pocałunkiem trzy dni temu.
Kolejny okrzyk zaskoczenia wyrwał się z jej ust, gdy Dandre zwlókł się ze swojego posłania, a ona na niego spojrzała: mężczyzna nie przypominał siebie. A przynajmniej nie przypominał tego siebie, którego znali. W jego miejscu siedział na oko dwudziestoletni młodzik, o długich, gęstych włosach i twarzy pozbawionej zarostu. Zupełnie jakby... odmłodniał o dziesięć lat. Z kącików jego oczu i czoła zniknęły zmarszczki, a plecy nie bolały po nocy spędzonej na ziemi. Neela wyciągnęła palec w jego kierunku, drugą rękę wciąż trzymając zaciśniętą na swoim nowym, lewym rogu, nieruchomiejąc w tej pozycji na kolejne kilka minut.
Podarki od zielonych, odezwał się Auth, a jego krakanie zabrzmiało jak śmiech.
Mówiłem, że nie lubię driad. Durne dzieciaki.
Niestety, nikt poza Shiranem już go nie zrozumiał. Zaćmienie się skończyło, a jego wpływ na ptaka również. Nie zdawał sobie z tego jeszcze sprawy - w przeciwieństwie do półelfa i zielarki, którzy z powrotem poczuli znajomą moc przepływającą przez ich ciało, w spokojny, kontrolowany sposób, za którym tak bardzo tęsknili.