Re: Dżungla Tuk'kok

286
- My nie szkodzić dżungla. My użyć dżungla siła do atak ludzka, elfia i krasnoludzia zła. My odzyskać nasza Kattok i nie dać się zabijać przez zła wasza. Wy atakować Tuk'Kok, mordować natura. My pomóc natura. Nasza bracia się nie zgadzać z nami - wyjaśnił spokojnie troll, brakowało tylko, by wzruszył ramionami. - My mieć rozwiązanie. Ty iść i nie wracać, nie mówić twoja ludzia o nasza świątynia. My nie lubieć śmierć. My zabić tamta elfy, ona szpiegować, ingerować w nasza magia. My czuć ty silna, ty towarzyszyć Vaa'Shak Meruem. Ty odejść i nie wracać. My dać dobra rada, ty uciekać z Kattok. - Rozmówca spojrzał na moment na swojego towarzysza, a potem z powrotem na kobietę. - My dać ci tylko jedna szansa. My widzieć ty odejść, my kazać natura nie atakować Vaa'Shak Meruem. Ty nie skorzystać z szansa, ty i on umrzeć. My nie chcieć niepotrzebna śmierć. My bardzo prosić nie zmuszać do czynienia śmierć. - Troll nieco zmienił ton, który teraz przypominał błaganie, choć przez charakterystyczny, szorstki, głos i łamany wspólny ciężki było to wyczuć.
Otwarcie zmysłów magicznych dało Tessie wiele odpowiedzi. Chociaż nie była przyzwyczajona, a tym bardziej wyszkolona w tego typu rzeczach, emanująca, silna magia i jej efekt były wyczuwalne nawet dla amatora. Kula, rosnące źródło potężnej mocy, stanowiła filar póki co niematerialnej energii, który przypominał fontannę. Leciał wysoko w górę by rozpościerać się nad Tuk'Kok niczym bariera. Bo właśnie to zaczęły przypominać łączące się nitki many, kopułę, ale choć niewidzialną, z pewnością mającą efekt na istoty żyjące w dżungli.
Kula jaśniała coraz bardziej, a część jej blasku zaczęła delikatnie emanować w górę. Za plecami Tessa usłyszała odgłosy walki, krzyki Meruema, okropne wycia i ryki bestii, huk opadających murów i ścian.

Re: Dżungla Tuk'kok

287
- To nie jest rozwiązanie. Wy może mnie wypuścicie, ale twój brat nie. Już zaniósł mi głowę współtowarzysza jako ostrzeżenie. Przystając czy odmawiając wam i tak skazuję siebie i Meruema na śmierć. Sprzeciwiam się temu. Nie zamierzam grać według waszych zasad. - Zmrużyła oczy ani przez chwilę nie pokorniejąc czy okazując jakikolwiek strach. Duma i twardy sposób bycia przemawiał przez nią. - Wy nie chcecie zabijać, ja także. Nie lubuję się w tym, robię tak gdy trzeba, ale nikomu nie grożę. Nie bawię się w boga, bo ani do mnie, ani do was nie należy decydowanie kto zasługuje na śmierć. Osądzanie innych ras, bo wyrządzono wam niegdyś krzywdę to małostkowość. Świat zmienił się na zewnątrz, to, co było, dla nas zatarło się w pamięci. Pewnie macie rację w ogólnym osądzie naszej cywilizacji, ale to nie daje wam prawa mordować innych, bo widzicie w nich "zło". To za mało. Może i jesteście niezrównanymi czarnoksiężnikami, może i nie dorównuję wam w talencie, i bierzecie mnie za marną imitację maga, lecz nie możecie decydować o innych. Ilu przy tym zabijecie? Podobno wielu ludzi kryje się w dżungli. Ich też zabijecie w imię obrony Tuk'kok? Nikt was nie atakuje. My tylko szukamy historii, badamy i podziwiamy. Nikt nie przybył tu, aby niszczyć. To tylko wasze wyobrażenie. Gdyby tak miało się stać, wojsko podpaliłoby lasy i wszystko poszłoby z dymem.
Tessa nie wiedziała czy rozmowa coś z nimi da, lecz musiała spróbować. Czuła, że powinna najpierw to uczynić zanim dojdzie do dramatyczniejszych wydarzeń. Przez cały czas starała się nie spuszczać z oczu rozmówcy, czujnie wypatrując momentu, gdyby znudził się rozmową i zechciał usunąć ją z drogi. Zamierzała unikać pocisków i wykonać te same czynności, co wcześniej, tym bardziej pragnąc dostać się do kuli, którą powinna po prostu zniszczyć.
Obserwowała z rosnącym napięciem zmiany w źródle energii. Nie wiedziała, co oznacza ta bariera, lecz mogła domyślać się, że nic dobrego, skoro trolle chciały tego uniknąć. Miała na końcu języka kolejne słowa, lecz zniknęły, gdy tylko usłyszała odgłosy walki. Drgnęła, gdy Meruem krzyknął. Instynktownie spróbowała zrobić to samo, co wcześniej, uwalniając swoje emocje. Czułaby magię mrowiącą w palcach. Tym razem w jej działaniu nie byłoby wściekłości i żądzy mordu. Kierowałyby nią silne uczucia do Vaa'Shaka, poczucie obowiązku oraz sprawiedliwości. W jej aurze można byłoby wyczuć siłę, zdecydowanie, ogień rozpalający się coraz bardziej i bardziej, oraz ziemię, umiłowanie do natury, tego kim naprawdę była. Nie wiedziała jaki może być tego efekt, lecz liczyła na efekt zaskoczenia. Jeżeli to jej się uda, spróbuje to wszystko skierować w geście obronnym Meruema, odstraszając, może uspokajając atakujące bestie, choć wątpiła by dzielący ich dystans pozwolił jej na to. Jeśli to nie będzie możliwe, spróbuje przyciągnąć do siebie potwory, nie zważając na to czy zginie, czy też nie. Nie bała się śmierci i teraz jak najbardziej było to widoczne.
- Natura sama się obroni. Nie potrzebuje do tego ingerencji. Nawet jeżeli teraz ugnie się, to i tak zawsze odradza się z coraz większą siłą. Natury nie powinno się kontrolować. Wy nie powinniście bawić się w bogów. Pozwólcie Tuk'kok być tym czym jest, nie atakując nikogo. Jeżeli wam przyjdzie upaść, to tak się stanie. Jeżeli ludziom, to także. Natura zawsze przetrwa i sama bierze odwet na wybrańcach.
Tessa spokojnie czekała na odpowiedź, właściwie na wyśmianie. Próbowała jakoś przemówić do rozumu trollom, lecz zapewne przyjdzie jej stoczyć walkę. W tym wypadku jest gotowa w każdej chwili do ataku, mając nadzieję, że Meruem przeżyje i wybaczy jej takie ryzyko. Czasu też było coraz mniej...

Re: Dżungla Tuk'kok

288
- Nasza bracia cię nie zabić. My nie wiedzieć czemu bracia dać ci głowa twoje towarzyszy, ale nasza bracia gardzić śmierć niepotrzebna. Ty nam ufać i odejść, my bardzo prosić. My nie mieć wasza pieniądza i złote, ale zapewnić bezpieczna odejścia dla cię i Vaa'Shak Meruem, jeśli on wciąż żyć - odpowiedział szybko szaman.
Kolejne słowa Tessy musiały go zaboleć. I to bardzo. Grymas na jego twarzy zmienił się drastycznie i nie był to przyjemny widok, bowiem umalowana i charakterystyczna była teraz tak straszna, iż dziecko mogłaby przeprawić nie o płacz, a o utratę przytomności. Kobieta również odczuła silnie niepokojące uczucie, któremu towarzyszyła żądza mordu i zawahanie w energii emanującej od rozmówcy. Pokłady many były duże, a troll potrafił idealnie je ukazać. Choć nie wykonał żadnego zaklęcia czy innego wrogiego ruchu, zachowywał się teraz jak szczerzący kły pies.
- Ty być jak oni! Ignorantka! Twoja słowa do nas nie docierać, ty myśleć jak zła ludzia. Ty być zły ludzia? Ty zaprzeczyć i dać dowód, inaczej my uznać cię za wróg i zabić jak zła ludzia! - powiedział donośnym głosem, który odbił się od ruin, na moment zagłuszył nawet odgłosy toczącej się z tyłu walki. - Zła ludzia brać nasza doma, ostatnia doma. Brać do swoja pałacy. Oni spalić dżungla? Nigdy, Tuk'Kok dać im dużo trofea, duża zwierzyna. Dużo nasza ciała. Ty ślepa, nie mieszkać i nie widzieć. Ty odejść, w innym wypadku ja zabić. Ty ignorantka! Ja się zawieść na ciebie. Wy badać nasza martwa ciała, my to wiedzieć. Ty odejść i nie mówić o nasza świątynia! My od lat bronić Tuk'Kok przed zła ludzia, teraz my mieć spokój, natura po nasza strona!
Troll wyciągnął dłoń wierzchem do góry, a nad nią pojawiły się wyładowania elektryczne. Wijące się dziko i chaotycznie fioletowe błyskawice rosły coraz bardziej, przybierając postać kulistego gromu. To nie był atak, tylko ostrzeżenie na potwierdzenie wypowiedzianych słów. Przekaz był prosty: "Albo jesteś z nami i nam nie przeszkadzasz, albo przeciw nam i stajesz po stronie ludzi". Grymas gniewu na twarzy trolla nie zmieniał się wciąż. Kula jaśniała coraz mocniejszym światłem, płynącym w górę, a wycia bestii stawały się głośniejsze i częstsze. Tak samo jak krzyki Meruema.

Re: Dżungla Tuk'kok

289
Nawet nie drgnęła, gdy troll także zamanifestował swoją moc. Pomimo słów o niechęci do zabijania, wyczuła w nim żądzę mordu. Była ona inna od jej, szaman kontrolował to, co chciał pokazać. Tessa dostrzegła w nim drastyczną różnicę, jego domniemany brat zachowywał się inaczej. (Chyba że był to ktoś inny z rodziny, co jest bardzo możliwe.) Czyżby to był powód, dla którego chciano go zabić? Może nie tylko to, co chce zrobić, ale także to, że kierują nim negatywne emocje? Ten troll nie dostrzegał żadnej granicy, nagiął wszystko według swojej wizji jedynego słusznego rozwiązania. Tessa nie zgadzała się z nim.
- Natura nigdy nie stoi po czyjejś stronie - orzekła chłodno, nie wdając się więcej w dyskusje. Wiedziała, co powinna zrobić i wcale jej się to nie podobało. Nie spuszczała oka z szamana, widząc, jak ten wyczarował w dłoni ostrzegawczą kulę naładowaną energią. Samo spojrzenie na ten ładunek świadczył o tym, że jeśli oberwie tym, może nawet nie wstać.
Do tej pory myślała, że krzyki Meruema to było nic innego jak wrzaski bólu, które bestie mogły mu zadawać, lecz w miarę, jak kula coraz bardziej jaśniała, zaś dźwięki podniosły się, zwłaszcza ze strony bestii, poczuła, że w tym wszystkim jest coś nie tak. Miała przeczucie, że ich ból jest związany z magią. Gdyby Meruema dopadły bestie, w tej liczbie w jakiej zaatakowały, pewnie długo nie krzyczałby. Nie przetrwałby tak długo. Tessa z każdą milisekundą upewniała się w tym przeświadczeniu, aż była zupełnie pewna tego, co mniej więcej się dzieje.
Wycofała swoją magię, natychmiast owijając ją wokół siebie, szczelniej, jakby chciała wzmocnić zaklęcie Kamiennej skóry, aby przy następnym ciosie aż tak nie oberwała. Skoczyła do przodu, wystawiając metalowy grot do przodu, by atak oparty na elemencie błyskawicy spłynął po nim, najbliższym przewodniku. Jeżeli udałoby się i magia spłynęłaby na włócznię, będzie miała nadzieję, że drewno złagodzi impet. Tessa zamierzała doskoczyć do szamana albo przebijając go natychmiast grotem, albo pchając go do tyłu, napierając styliskiem. Jeżeli to nie będzie wchodzić w grę, spróbuje rzucić się w bok i równocześnie do przodu, próbując zajść szamana z boku. Z tej pozycji, jeśli nie da rady zaatakować włócznią, uderzy pięścią lub kopnie, byle zyskała nad nim przewagę.
Jeżeli zginie, Tessa nie będzie mogła sobie nigdy zarzucić, że podkuliła ogon i uciekła. Ryzyko to ryzyko, to dla takich chwil właśnie żyje.

Re: Dżungla Tuk'kok

290
Rozpoczęła się zacięta walka. W momencie, w którym Tessa postąpiła krok do przodu, jej przeciwnik nie wahał się zaatakować naładowaną wcześniej magią, jakby nie tylko był na to gotowy, ale wręcz tego wyczekiwał. Kulisty piorun z dziwnym, złowrogim sykiem, w dodatkowej eksplozji światła wystrzelił do przodu z ogromną prędkością, lecz zamiast trafić prosto w serce kobiety, uderzył w jej włócznię. Trwało to około sekundy. Wpierw istne morze iskier, które wystrzeliwszy z metalowego grotu włóczni przybrało kształt przepięknego kwiatu. Następnie kuliste wyładowanie ześlizgnęło się po drzewcu broni, nadpalając go, zabarwiając na czarno, po czym uderzyło wprost w prawą dłoń i część nadgarstka Tessy. Kamienna skóra, delikatnie wzmocniona dodatkową porcją many, nie była wystarczająca by zapewnić dokładną obronę. Błyskawice zatrzymały się na dłoni kobiety, przebijając się przez obronę zupełnie jak wcześniej, parząc ją oraz powodując drobne, krwawiące ranki na skórze. Nieznacznie ucierpiały również nerwy tego fragmentu kończyny, nieco utrudniając wszelkie poruszanie dłonią. Ból był nieznośny, a zapach spalonej skóry rozniósł się w powietrzu. Sama broń również zdawała się ucierpieć. Grot był lekko wykrzywiony, odrobinę powyginany i czerwonawy, choć wciąż ostry i niebezpieczny. Drzewiec włóczni był w gorszym stanie, bowiem stosunkowo liczne pęknięcia i poszarpania były widoczne na pierwszy rzut oka. Walka trwała jednak dalej i wyglądało na to, że dopiero się rozkręcała.
Tessa dalej próbowała nacierać, ale troll również nie miał zamiaru się ograniczać. Wyciągnąć przed siebie dłonie, a w stronę kobiety poleciały dziesiątki, może nawet setki cieniutkich nitek błyskawic. Troll częstował ją taką dawką mocy bez przerwy, a w końcu purpurowe wyładowania otoczyły dokładnie jej ciało. Chciała atakować dalej, ruszyć do przodu, bowiem od przeciwnika dzieliła ją naprawdę niedaleka odległość zaledwie paru metrów, ale w pewnym momencie nie mogła. Jej ciału nie działa się żadna widoczna krzywda, ale po kilku pierwszych krokach zaczął następować efekt na wzór paraliżu. Nitki elektryczności nie tylko bardzo powoli niszczyły kamienną skórę, ale przede wszystkim delikatnie przebijały się przez nią atakując układ nerwowy. Był to dość zaawansowany i specyficzny rodzaj magii, który tylko przyjmował formę błyskawic, korzystał z kwintesencji elektryczności, a jej efektu tylko w pewnych proporcjach.
Po chwili atak ustał. Tessa była cała naelektryzowana i poruszała się powoli, jej reakcje były mocno spowolnione. Troll złączył dłonie przed swoją klatką piersiową i powoli je rozwierał, a między nimi, z sykiem przypominającym tysiące owadów, szalały błyskawice. Kobieta powoli dochodziła do siebie, ale mogła już przewidzieć, co się zdarzy. Przygotowała się do skoku w bok, zrobiła to idealnie w momencie, kiedy szaman gwałtownie wystawił dłonie przed siebie. Krótki rozbłysk i purpurowa wstęga przecięła powietrze. Pół Elfka była zbyt wolna, wciąż lekko sparaliżowana, a ponadto atak był niebywale szybki. Wycelowany wprost w jej klatkę piersiową. Nie trafił prosto w cel, lecz obok, w lewy bark, niedaleko poprzedniej rany. Tessa poczuła ogromny ból. Wiązka energii przebiła się przed kamienną skórę, boleśnie uderzając w mięśnie, paląc je niemal do kości. Lewa ręka, w ogóle część lewej górnej strony ciała kobiety, porusza się wolniej, a każdy ruch sprawia dodatkowy, niewyobrażalny ból. Już z trzech miejsc jej ciała unosi się dym i smród palonego ciała, a całe jej ubranie było poszarpane, włosy przypalone w wielu miejscach, dymiące. Walka trwała dalej, bowiem Tessa po skoku w bok natychmiast ruszyła do przodu, do kolejnego ataku.
Troll wydawał się mocno zdezorientowany, nie zakładał, że jego przeciwniczka to przeżyje, a tym bardziej, że postanowi wciąż atakować. Miotał w nią błyskawicami z obu rąk, na przemian, prawie zawsze trafiając. Pociski przebijały się przez kamienną skórę, ale nie raniły ciała tak bardzo, jak trzy poprzednie ataki. Trzy dodatkowe rany na brzuchu, jedna na lewym udzie, prawej łydce, prawym ramieniu. Jedna błyskawica trafiła nawet w czoło, tuż nad lewym okiem, przypalając brew. Oparzenie, choć nie tak groźne, było dość rozległe i zmuszało kobietę do trzymania poparzonej powieki niemal ciągle zamkniętej. Ból pulsował teraz z wielu części ciała, mięśnie i nerwy odmawiały posłuszeństwa. Szaman atakował i cofał się jednocześnie. To, co wychodziło z jego dłoni przestało przypominać purpurowe błyskawice. Teraz wyglądało jak błękitne, jaskrawe wiązki czystej energii, jakby atakujący chciał wyrzucić z siebie całą destruktywną moc jak najszybciej. I miał ku temu dobry powód, bowiem grot włóczni wbił mu się prosto w lewe płuco. Wypuścił ostatni magiczny pocisk, który trafił kobietę poniżej szyi, po czym z niebywałą siłą wyszarpnął wbitą broń, złamał drzewiec, ułamaną część odrzucił na bok i ponownie częstując kobietę falą błyskawic, gwałtownie cofał się do tyłu, nie raz o mało co nie wywracając się. Oddychał głośno, wręcz sapał chrapliwie. Z ust kapała mu krew, której kropelki wylatywały przy każdym mimowolnym kaszlnięciu, a czerwona wstęga ciągnęła się za nim na kamiennej podłodze.
Tessa ponownie czuła, jak jej ruchy stają się wolniejsze. Całe ciało paliło, a zadane rany były niczym wulkany bólu, mniejsze i większe, nieprzerwanie eksplodujące. Okropny zapach palonego ciała, ubrania i włosów zdawał się zaćmiewać umysł. Mięśnie twardo odmawiały posłuszeństwa. Przez charczenie trolla, pisk pocisków magicznych i wibrujący dźwięk błyskawic, z trudem przebijały się wycia i ryki bestii, które mnożyły się z każdą sekundą. A gdzieś tam był Meruem. Albo jego kawałki.

Re: Dżungla Tuk'kok

291
Walczyła zaciekle. Ani myślała wycofywać się, wahać czy choć na sekundę odpuścić. Ignorowała liczne rany, prąc do przodu i wciąż atakując. W uszach huczała jej adrenalina, ból promieniował z wielu miejsc, powietrze co rusz przecinały wstęgi mocy. Tessa miała w dupie czy przeżyje. Miała w dupie każde poparzenie, które skruszyło jej kamienną powłokę. Miała także w dupie to, że będzie jeszcze brzydsza niż wcześniej. Przed sobą miała jeden cel - plującego krwią szamana. Nie zastanawiała się nad tym, czy nie powinna aby zainteresować się drugim trollem. Pole widzenia zawęziło się jedynie do tego przeciwnika. Jednym okiem czujnie obserwowała, gotowa w dalszym ciągu uskakiwać przed błyskawicami. Chwyciła pewniej sczerniałe stylisko, po raz kolejny zamierzając użyć go jako pałkę. Nie zamierzała dawać mu więcej czasu - pozwolenie mu na dalsze posyłanie skondensowanej mocy zamiast zwykłej energii mogło skończyć się zgonem. Tessa zignorowała fakt, że ponownie poruszała się wolniej. Nie mogła nic z tym zrobić. Siłą woli zmuszała się do większego wysiłku, do lepszej reakcji. Dusza buntowała się przed okazaniem się słabszą. Musiała iść dalej.
Ból był jej sprzymierzeńcem. Przypominał, że jeszcze żyje, że nie straciła gruntu z rzeczywistością, że należy dalej walczyć. Był ogniem w jej żyłach. Tessa tak łatwo nie da się zabić, będzie walczyć dopóki nie otrzyma ostatecznego ciosu. Pragnęła wygrać. Była prawdziwym wojownikiem.
W dalszym ciągu próbowała owijać się szczelnie magią, naginając ją do granic możliwości. Tessa czym prędzej skacze do przodu, ponownie w bok, lecz drugi, próbując zdzielić trolla pałką przez łeb. Jeżeli nie, to spróbuje uderzyć dłonią, generując w niej ogień (użyje zaklęcia Płomyka) i dalej uderzać, aż wykończy szamana. Jeżeli Tessa nie ma szans na ponowne zbliżenie się do przeciwnika ani uniknąć magicznego ataku, spontanicznie wyrzuca z siebie wiązkę energii, próbując zakrzywić tor lotu albo spowolnić, albo zniwelować. Zawsze także pozostaje jej rzucenie się na ziemię i próba dalszego unikania ciosów.

Re: Dżungla Tuk'kok

292
Troll wciąż cierpiał, z każdą sekundą grymas bólu na jego twarzy pogłębiał się coraz bardziej. Plucie krwią stało się częstsze, a jej ślad na ziemi jeszcze bardziej widoczny. Grot włóczni wszedł głęboko w płuco, a wyszarpniecie broni tylko pogorszyło sprawę. Nawet, jeśli trolle były gatunkiem silnym i wytrzymałym, tak poważne obrażenia wewnętrzne musiały zrobić swoje. Zwykły człowiek zapewne już by nie użył, a przeciwnik Tessy nie tylko stał na nogach, ale również nieprzerwanie cisnął magią, jakby posiadał nieskończone pokłady energii magicznej. Obojgu walczącym należały się pochwały, lecz tylko jedno z nich przeżyje i być może kiedyś je otrzyma.
Tessa zebrała wszystkie swoje siły by wykonać dość desperacki atak. Jej ciało było w opłakanym staniem, słabła z każdą chwilą, a natężenie bólu w jej ciele mogłoby nawet zabić słabszego mężczyznę. Ale Pół Elfka, prawdziwa wojowniczka, nie poddawała się. Nie przejmując się śmiercią, rzuciła się do przodu, zmniejszając dystans między nią a przeciwnikiem, po czym wykonała kolejny skok w bok, schodząc z linii ataku.
Ułamany drzewiec włóczni ponownie posłużył za pałkę. Kiedy tylko kobieta przestała być atakowana błyskawicami, poczuła się żwawsza, narastający paraliż ustał bardzo szybko. Szaman wydawał się być zaskoczony, lecz w ostatniej chwili zdołał zablokować atak prowizoryczną pałką za pomocą swojej ręki. Kolejnego już mu się nie udało. Choć ruchy Tessy były wolniejsze, słabsze i mniej zgrabne niż zazwyczaj, przeciwnik nie był w lepszym stanie, w skutek czego kij dosięgnął go nie raz i nie dwa. Nie wyglądało na to, by ataki raniły go jakoś bardziej, ale z pewnością uniemożliwiały używanie magii, a przebite płuco robiło swoje. Krótką chwilę później troll upadł na ziemię ciężko dysząc i plując wielką ilością krwi. Próbował się podnieść i wstać, ale jedyne co był w stanie zrobić to podparcie się na masywnych rękach. Z gniewem wpatrywał się w postać przeciwniczki.
Z Tessą nie było lepiej. Nie cierpiała w prawdzie na jakiś poważniejszy ubytek krwi, ale posiadała równie poważne obrażenia. Osunęła się na ziemię, blisko swojego wroga, upadła na tyłek, a jej ciało zesztywniało z bólu. Rany paliły żywym ogniem, adrenalina nie tłumiła eksplozji bólu. Mięśnie zesztywniały i piekły. Pojawiły się coraz większe problemy z oddychaniem, spowodowane nieregularną pracą płuc i, co gorsza, serca, które zaczynało bić jakby wytyczonym przez siebie rytmem. Osłabienie również uderzyło nagle, zarówno samo fizyczne jak i te sugerujące, że pokłady many kobiety są na wyczerpaniu. Oddychała coraz ciężej, przed piekącymi i bolącymi oczami mając mroczki. Ból głowy, jakby z każdej strony czaszki otrzymywała uderzenia buławą, zmuszaj mięśnie jej twarzy do tworzenia grymasów bólu, przez kamienną skórę nie widocznych tak bardzo.
- Ty być zła! - wycharczał nad wyraz energicznie cierpiący troll, wypluwając przy okazji sporo krwi. - Ty być taka jak zła ludzia! Ty zniszczyć dżungla, zniszczyć natura! Ja obronić Tuk'Kok przed wy! - Aura gniewu i żądzy mordu, która od niego uderzyła, mogła zwalić z nóg.
Troll, mimo ciężkiego stanu, w którym się znajdował, zebrał w sobie całą energię i zaczął wstawać. Robił to bardzo powoli, ale wyglądało na to, że mu się uda. Jego towarzysz, wciąż trwając przy tajemniczym przedmiocie, wykrzyknął coś. Pojedyncze, trudne do wymówienia słowo. Wydawał się być na rozdrożu, nie wiedząc, czy pomóc towarzyszowi czy wciąż wykonywać swoją robotę. Kula jaśniała coraz bardziej, zalewając teraz teren morzem fioletu. Świetlisty filar, tego samego koloru, dosięgnął już nieba. Zdawał się tworzyć coraz szerszą kopułę, która co jakiś czas przestawała być przejrzysta i migała na fioletowo.

Re: Dżungla Tuk'kok

293
Poczuła odpływ sił. W ślad za trollem ona także upadła. Spoglądała nieustannie na przeciwnika, próbując zaczerpnąć oddechu, uspokoić ciało, nabrać więcej sił przed kolejnym działaniem.
- Nie tobie to oceniać! Nic o mnie nie wiesz - wręcz krzyczała, dając ujść cierpieniu. Zesztywnienie mięśni to moment, gdy przekraczało się granice wytrzymałości. Tessa nie mogła poddawać się, nie mogła zrezygnować z jedynego czaru, który chronił ją choć trochę przed zaklęciami. Nie zamierzała siedzieć i czekać, aż troll wstanie. Gdy on zaczął się podnosić, ona już zmuszała się do kolejnego wysiłku. Kazała swym nogom wstać, rękom podeprzeć się i mocniej zacisnąć na drzewcu. Zaciskała zęby, nie przyjmując do siebie myśli, że może teraz poddać się. Prędzej ciemność ją pochłonie!
- To ty jesteś przesiąknięty żądzą mordu! Nie ja! Zgubiłeś się w swych osądach.
Tessa przeciwko tej intensywnej, złej, agresywnej aurze miała jedynie swój płomień. Nie wiedziała czy nadal istniał, czy w ogóle kiedykolwiek był, lecz chciała wierzyć, że stanowił jej dodatkową siłę i jest w stanie przeciwstawić się tym przytłaczającym emocjom. Kobieta wbrew słowom trolla chciała pomóc dżungli, lecz metoda, którą on wybrał, była nie do przyjęcia.
Jej uwagę przykuła fioletowa poświata, oderwała wzrok od swego celu, nieco trzeźwiejąc. To, co się działo nie pozostawiało wątpliwości, że jeszcze chwila, a powstanie jakaś dziwna kopuła. Tessie gdzieś tam mówiło jej, że to odetnie wszystkich od Tuk'kok, że to, co będzie się dalej działo, będzie rzezią, istnym horrorem. Wiedziała, że jeśli teraz czegoś nie zrobi, nie starczy jej sił na nic więcej. Dlatego niewiele myśląc postanowiła zaryzykować jeszcze bardziej. Jeżeli udało jej się wstać wcześniej niż szamanowi, pół-elfka rzuci się w stronę kuli. Spróbuje pałką zdzielić trolla po łapach, a następnie kopnąć, aby upadł dalej. Wtedy swoje zmysły magiczne wręcz wrzuci w środek kuli, próbując przerwać proces. Jeżeli udałoby się pobrać z tego siłę, zrobi to bez wahania. Jeżeli okaże się to błędem - nie będzie miała czasu żałować.
Jeżeli troll wcześniej wstanie niż ona, nie pozostanie jej nic innego, jak bronić się. Pchnie czystą energią w niego i spróbuje dobić, kopiąc lub uderzając w krtań bądź w lewe płuco. Zaraz potem rzuci się w stronę kuli.
Jeżeli troll oderwie się od kuli, by walczyć z nią, Tessa spróbuje unikać go, próbując jak najszybciej dotrzeć do źródła nieszczęścia. Jeżeli nie będzie mieć wyboru, uruchomi zaklęcie Płomyka, by zabić go zaskoczenia, przypalając ogniem w twarz, jeśli udałoby się taki kontakt nawiązać. W każdym wariancie kobieta wykorzystuje wszystko co ma: pałkę, pięści, kopniaki, resztki zasobów magicznych. Zaciekle walczy o swoje.

Re: Dżungla Tuk'kok

294
Wyścig o to, kto pierwszy wstanie i zaatakuje, był niebywale ekscytujący. Dwójka przeciwników poruszała się iście żółwim, a nawet ślimaczym tempem. Gdyby nie ich wykrzywione bólem twarze, poszarpane ciała oraz ubrania i krwawiące rany, wyglądaliby niczym dwójka staruszków. Może nawet mogłoby to być nieco zabawne, gdyby nie stan, w jakim się znajdowali i fakt, że oboje byli bliscy śmierci. Mimo jednej nogi w grobie, drugą twardo stąpali po ziemi. Dopóki nie padnie decydujący cios, walka wciąż trwała i wszystko było możliwe.
Pech chciał, że troll wstał pierwszy. Natychmiast przystąpił do ataku, a ponieważ był kilka kroków od przeciwniczki, szybko zmniejszył odległość jeszcze bardziej i wykonał silny cios pięścią. Tessa odruchowo się zasłoniła, przyjęła atak na przedramię, lecz ponownie upadła. Zasypał ją grad ciosów, szaman nie pozwalał jej przejąć inicjatywy nawet na sekundę. Atakował dziko i zaciekle, nie zwalniając tempa nawet wtedy, kiedy ataki kaszlu przyprawiały całe jego ciało o skurcze i drżenie. Większość ciosów nie robiła większej szkody Pół Elfce, przez kamienną skórę czuła ona jedynie silne uderzenia. Troll był słaby i zapewne tylko to ją uratowało. Mogła śmiało wywnioskować, że w normalnych okolicznościach nawet zaklęcie wiele by jej nie pomogło, a bez niego jej kości łamałyby się po jednym uderzeniu. Mimo to i tak oberwała w miejsca, w których nie miała skóry w skutek poprzednich ataków magicznych. Zabolało jeszcze mocniej, straciła oddech, kiedy ciężka pięść trolla wbiła jej się w brzuch i lewy bark. Chociaż jej siła woli była ogromna, siła ciała opuszczała ją w bardzo szybkim tempie. Spontaniczny wyrzut energii po prostu nie zadziałał, a sama mana wyczerpywała się z każdą sekundą. Było coraz gorzej. Złowroga, fioletowa poświata nie tylko powodowała odruchy wymiotne, ale również zaczęła ranić wzrok, który u Tessy i tak już mocno szwankował.
Sytuacja powoli zaczęła się zmieniać, kiedy ataki trolla stały się nie tylko słabsze i wolniejsze, ale również mniej trafne. Krew niemal buchała z jego rany, pod stopami utworzyła się ogromna kałuża. Tessa w końcu zauważyła szansę dla siebie. Zaczęła uderzać prowizoryczną pałką, a choć siła, szybkość i precyzja jej ataków pozostawiały wiele do życzenia, kilka ciosów trafiło prosto w krwawiące płuco szamana, który podczas ataków nachylał się coraz bardziej. W końcu jego ciosy przypominały pływanie w powietrzu, a wzrok stał się zamglony. Przeciwnik wycharczał coś w swoim języku w stronę Tessy i zamarł. Zdawało się, że krępe cielsko zwali się wprost na kobietę, w ostatnim jednak momencie przekrzywiło się i upadło tuż obok siedzącej. Troll nie wykazywał żadnych oznak życia, a z jego ust skapywała niemalże ciurkiem krew.
Tessa wstała, powoli i z trudem, ale w końcu utrzymała się, zgarbiona, na drżących i bolących nogach. Była półprzytomna, a ból, każdego możliwego rodzaju, szarpał jej ciałem niemal na wszystkie strony, przyćmiewając umysł. Walka o każdy oddech była teraz sprawą życia i śmierci. Można rzec, że Płomienna Włócznia trzymała się jedynie na cienkim włosku woli i swojego stanowczego, pokrętnego, wojowniczego charakteru. Powolnym krokiem, bo tylko na taki było ją stać, ruszyła w stronę drugiego trolla, który nie odrywał rąk i wzroku od kuli.
Pół Elfka była kilka kroków od przeciwnika, kiedy nagle ten zaczął się miotać w miejscu. Wiercił się, krzyczał głosem przepełnionym niewyobrażalnym dla człowieka bólem. Groza opanowała odważne i wojownicze serce kobiety, która poczuła właśnie coś, co po wielokroć przewyższało jej własne męki. Wszystkie odgłosy zostały zakłócone przez jeden długi krzyk. Powietrze aż zadrgało, a po chwili w jego ślad poszła magia. Tessa odczuła tak silne wibracja, że jej zmysły oszalały. Miała wrażenie, że to ona jest magią, oddycha nią, magia krąży w jej żyłach i wypełnia każdą komórkę ciała. Było to oczywiście złudzenie, ale nie powstało samo z siebie. Troll w końcu ucichł.
Nim kobieta w ogóle zdążyła go dotknąć pałką, zwalił się ciężko na ziemię, puszczając kulę. Całe światło jakby zebrało się w niej, a w końcu poleciało w górę i kuliście, jedną, wielką, potężną fioletową falą rozniosło się nad całym niebem, znikając dopiero po kilku dalekich milach. Światło słoneczne uderzyło w piekące, bolące i załzawione oczy Tessy. Kula skamieniała, popękała i rozsypała się na tysiące kawałków. Dopiero teraz, kiedy dwaj wrogowie Pół Elfki nie żyli, mogła dokładniej skupić się na otoczeniu.
Zamazany wzrok nie przeszkadzał w rozpoznaniu zapewne, a może tysięcy istot otaczających kamienny podest, które wyraźnie odznaczały się na tle szarawych ruin. Vaa'Shaki, inne bestie z rodziny kotów, ogromne pająki, duże ważko-podobne stwory, Bang'Nhym oraz dziesiątki innych najróżniejszych krzyżówek. Wszystkie były cicho, wpatrywały się w Tessę tyloma ślepiami, ile tylko miały. Dopiero po chwili wydały z siebie odgłosy. Było to zwalająca z nóg, przyprawiająca o ból uszu i głowy mieszanka wszystkich możliwych odgłosów: ryków, syków, charczeń i takich, które nie dało się nazwać. Powietrze zadrgało ponownie, ziemia zdawała się ruszać. Tessa mimo woli poczuła strach. To była deklaracja wojny, bojowe okrzyki bestii z Tuk'Kok, które właśnie szykowały się do ataku. Kilka setek szkaradnych i niebezpiecznych stworów, a przede wszystkim zgranych bardziej, niż jakikolwiek gatunek. Naturalni wrogowie stali obok siebie, łapa w łapę, odnóże w odnóże, skrzydło w skrzydło, wznosząc ku niebu zapowiedź rzezi.
A potem, jak gdyby nigdy nic, wszystkie stwory ruszyły w las. Labirynt ruin opustoszał momentalnie, a drzewa i gąszcz trzęsły się jeszcze długo, jakby przez dżunglę przeszło ogromne tornado, a nie wiał nawet leciutki wiaterek.
Zapadła cisza. Zimna, martwa, jakby życie nigdy tutaj nie istniało. Tessie dzwoniło w uszach. Przy niej leżał troll, a nieco dalej w kałuży krwi drugi, zabity bezpośrednio przez nią. Przeżyła, przetrwała, ale czuła się fatalnie. Była bliska utraty przytomności, wciąż na wpół świadoma. Adrenalina opadała powoli, a ból stawał się nie do wytrzymania, tępił zmysły, szarpał i paraliżował mięśnie. Kamienna Skóra zniknęła wraz z resztkami energii magicznej Tessy.

Re: Dżungla Tuk'kok

295
Nie wiedziała właściwie co się stało. W jednej chwili troll przy kuli zaczął wrzeszczeć, aby zaraz paść martwym zanim Tessa cokolwiek zrobiła. Oszołomiona wrażeniami zmysłów magicznych, dopiero po dłuższej chwili dostrzegła wokół siebie tysiące par oczu przeróżnej maści bestii. Mimowolnie poczuła dreszcz strachu.
Czy one przez cały czas nas obserwowały? Czy tkwiły tu czy może dopiero teraz nadeszły?, myślała gorączkowo, nie wiedząc, co zaraz nastąpi. Gdyby teraz zaatakowały, nie miałaby najmniejszych szans. Rozerwałyby ją na strzępy. Kiedy w powietrzu rozległy się ryki, była wręcz pewna, że jest już po niej. Stała ledwo żywo, czekając na następne koleje losu.
Nie wierzę.
Bestie odeszły, nie czyniąc jej krzywdy. Wyglądało to tak, jakby uznały ją i zamierzały kogoś innego zabić. Kogo? Nie miała pojęcia. Właściwie to nie do końca rozumiała, co właściwie się stało. Nie miała siły, by nad tym głębiej rozmyślać. Głowę zaprzątał jej odczuwany ból, świadomość, że zaraz upadnie, a także niepokój o los kochanka. Jeżeli jest ciężko ranny, będzie musiała mu pomóc, opatrzyć, cokolwiek. Sobą na razie nie przejmowała się.
Ruszyła powoli, z wysiłkiem w stronę schodów, by zejść z platformy. Upuściła gdzieś po drodze kij, wlokąc się w stronę, gdzie zostawiła wcześniej Meruema. Wołając jego imię cicho, ochryple, nie mając siły, by podnieść głos, będzie starała się odszukać mężczyznę. Zahaczy także o miejsce gdzie pozostawiła swój tobołek z miksturami leczniczymi. Zdecydowanie przydadzą się. Jeżeli upadnie po drodze, będzie starała się ponownie wstać dopóki nie przekona się na własne oczy, co stało się z Meruemem.

Re: Dżungla Tuk'kok

296
Tessa niemalże cudem nie spadła ze schodków. Dopiero po przebytych paru metrach zrozumiała, w jak ciężkim jest stanie. Nogi były ciężkie, jakby do każdej przyczepiono ciężarki o ogromnej wadze. Płuca pracowały ciężko, a mimo głębokich wdechów powietrza jakby brakło. Była na skraju wyczerpania, ból jeszcze bardziej wyciskał jej łzy z oczy i smarki z nosa. Ale parła naprzód, potykając się o kamienie i fragmenty ścian, upadając, ale zawsze jakoś wstając. Najbliżej była zostawionego tobołka, więc kiedy tylko go odnalazła, na szczęście nie zniszczonego i z pełną zawartością, ruszyła dalej szukać Meruema.
Wlokła się wśród ruin niczym trup, cicho wołając imię kochanka. Brak jakiegokolwiek odzewu, nigdzie też nie było widać jego ciała, być może było za fragmentem jakiejś ruiny. Promyczek nadziei pojawił się w dziko bijącym serduszku Tessy dopiero wtedy, kiedy spostrzegła zwłoki pierwszych bestii, będących w tym miejscu, gdzie mniej więcej był Meruem podczas walki. Spostrzegła martwe Vaa'Shaki, pająki, i inne kotowate.
Upadła. Tym razem nie mogła się podnieść, bowiem boleśnie uderzyła głową o kamień. Poczuła jeszcze większą dawkę bólu, który wstrząsnął całym jej ciałem, zdawał się rozszarpywać jej mózg. Z rozbitej głowy pociekła stróżka krwi, a obraz momentalnie zrobił się czarny, pełen migotliwych, różnokolorowych błysków. Tessa całkowicie straciła przytomność.


***

Wpierw obudził ją śmiech, a potem ból uderzył ponownie, jakby ze zwiększoną siłą. To ją nieco ocuciło. Ponownie otwierając oczy, które już nie bolały tak bardzo, mogła ujrzeć niemal bezchmurne, błękitne niebo. Słońce konsekwentnie zmierzało ku zachodowi. Nie potrafiła dokładnie wyliczyć, ile była nieprzytomna, ale czas wahał się od godziny do dwóch, a może nawet trzech. Pod głową miała swój tobołek. Leżała na miękkiej trawie, po prawej, kilka metrów dalej, mając gąszcz dżungli, a po lewej ruiny. Najwidoczniej została przeniesiona w inne miejsce. Głowa pulsowała bólem coraz bardziej, a krew zastygła na czole i twarzy kobiety. Piekące rany odezwały się błyskawicznie, ale było coś, co mogło przyćmić cały stan, w jakim Pół Elfka się znajdowała.
Była sparaliżowana. Każdy gwałtowniejszy ruch powodował natychmiastowy, spinający wszystkie mięśnie ból. Nagłe zerwanie się zapewne ponownie pozbawiłoby ją przytomności. Mogła się poruszać, ale jedynie bardzo powoli. Wstanie na nogi wydawało się w tej sytuacji niemożliwe.
Śmiech rozgorzał ponownie, gdzieś po jej lewej. Jeżeli zdecydowała się obrócić głowę w tamtą stronę mogła ujrzeć, znajdujący się jakieś trzy metry dalej, kamienny murek fragmentu jakiejś budowli trolli. Pod nim leżał Meruem, nagi, ciężko oddychający. Był cały blady i spocony, ponadto pokryty zakrzepłą krwią, która przypominała maskę. Prawą ręką podpierał się na ziemi, lewą dłonią natomiast naciskał na brzuch, konsekwentnie wciskając do jego wnętrza próbujące się wydostać na wolność organy wewnętrzne. Krew ciągle skapywała z rany, utworzyła sporą kałużę na zielonej trawie.
Właściciel śmiechu, czy raczej chichotu, stał obok i wpatrywał się w Tessę z szerokim uśmiechem białych i równych zębów. Ciężko było go rozpoznać po wyrazie twarzy, który przypominał niemal szaleńczy. Osobnik również był cały w zakrzepłej krwi, jakby kilka godzin temu wyszedł z wanny pełnej posoki. Jednak jego sylwetka, ubranie i spiczaste uszyły zezwoliły na dość szybką identyfikację.
Jinaraeth wypowiedział cicho imię Tessy i zaśmiał się ponownie. Meruem chciał coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle.

Re: Dżungla Tuk'kok

297
Otworzyła oczy. Wciąż żyła, na niebie nie widniała ani jedna fioletowa smuga, żadnych magicznych kopuł. Ból targnął jej ciałem. Tessa zdecydowanie żyła. Przez dłuższą chwilę spoglądała tępo w górę, powoli łącząc informacje napływające z zewnątrz. Ktoś ją przeniósł, głowę położył na tobołku, nie znalazła wcześniej Meruema, słyszała też z boku śmiech. Procesy myślowe wlokły się. Zanim zdecydowała się spojrzeć w bok, upłynęły kolejne sekundy. Gdy w końcu obróciła głowę w lewo, bardzo powoli i ostrożnie, czując, że przy raptownym ruchu może uczynić sobie jeszcze większą krzywdę. Niedostrzegalnie odetchnęła z ulgą, widząc żywego Meruema. Był ranny, bardzo poważnie, lecz wciąż żył. Tessa nie miała siły nawet uśmiechnąć się.
Po chwili zlokalizowała jeszcze kogoś. Zamrugała parokrotnie, przyglądając się elfowi. Nie spodziewała się tutaj Jinareatha, tym bardziej śmiejącego się jak szaleniec. Utkwiła w nim spojrzenie, próbując odpowiedzieć sobie na pytanie, co on tu właściwie robi.
- Oszalałeś czy ukrywałeś szaleństwo? - zapytała ledwo dosłyszalnie, poruszając wolno ustami. - Co zamierzasz zrobić?
Meruema trzeba zszyć, pomyślała jeszcze półprzytomnie. Poczuła pewną rezygnację.
- Jeżeli chcesz mnie zabić, to zrób to szybko.

Re: Dżungla Tuk'kok

298
- Tessa... - odpowiedział elf i powolnymi krokami ruszył w stronę dawnej towarzyszki.
Meruem wzdrygnął się. Rana niewątpliwie zadawała mu ból, który próbował ukryć. Dalej nic nie mówił, a jego oddechy stały się głębsze, jakby chciał zebrać więcej energii. Walczył również z utratą przytomności. Obserwował, jak Jinaraeth podchodzi do Tessy.
Mogła zauważyć, że w oczach jej byłego towarzysza pojawiają się łzy. Po paru sekundach skapywały grubymi kroplami na ziemię. Jego twarz nie wyrażała już szaleństwa, choć nie był to też smutek. Zaskoczenie, osłupienie. Otworzył szerzej oczy, jakby coś zauważył, lecz wzrok miał obcy i nieobecny. Upadł na kolana tuż przed kobietą i powoli wystawił dłoń w jej stronę. Położył ją na czerwonych włosach i pogłaskał czule.
- Tessa... Nigdy nie powinniśmy byli tutaj wchodzić... Teraz wszystko stracone - powiedział cicho, proroczo i tajemniczo, a serce Pół Elfki na moment zabiło mocniej, bowiem głos Jinaraetha wręcz mroził krew w żyłach.
- Tessa. - Teraz odezwał się Meruem, stęknął kilka razy i nabrał więcej powietrza, wiercąc się w niewygodnej pozycji. - Jak się czujesz? Wyglądasz okropnie, wiesz? Pokonałaś ich, jestem z ciebie dumny. Wyglądasz, jakbyś miała umrzeć, kto by pomyślał. - Próbował się zaśmiać, lecz zamiast tego zakaszlał mocno, wypluwając sporo krwi. - Wybacz Jinaraethowi, ale stracił całą energię utrzymując mnie przy życiu do twojego przebudzenia. Nie ruszaj się, szybko do siebie nie dojdziesz. To nasze ostatnie chwile. - Uśmiechnął się ciepło, jakby oczekując, że Tessa przytaknie i coś powie, gdyż on sam najwidoczniej nie potrafił znaleźć odpowiednich, pożegnalnych słów.

Re: Dżungla Tuk'kok

299
- Co masz na myśli? - spytała po kilku nieznośnych biciach serca. - Co się stało? Co jest stracone?
Nie wiedziała, jak zareagować. Właściwie nie miała zbyt wielu opcji do wyboru. Jedynie mogła leżeć, nawet poruszenie mięśniem na twarzy zdawało się być dla niej udręką. Jinareath wydawał się inny, odmieniony, jak ktoś zupełnie obcy, nie zaś jej byłym przewodnikiem. Czuły gest zbił ją z tropu. Od kiedy tak ją traktował?
- Tak, zapewne jestem jeszcze piękniejsza niż wcześniej - odpowiedziała z czarnym humorem, który nagle objawił się jej jako jedyne ujście dla przytłaczających emocji. Świadomość, że Meruem umrze, bolała ją. Jego ton nie pozostawiał wątpliwości - nie wyliże się z tego. Pod powiekami poczuła piekące łzy. - Jinareath, zostaw nas na jakiś czas samych - poprosiła, przymykając na kilka sekund oczy. Jeżeli tak uczyni, Tessa nie będzie dłużej się wstrzymywać. Pojedyncze łzy spłyną po policzkach.
- Czy żałujesz? - spyta po minucie ciszy, spoglądając na Meruema. Pragnęła wstać i przytulić go w tych ostatnich chwilach, jednak ciało paraliżowało ją. Czuła się strasznie, nie mogąc nic zrobić, jedynie patrzeć z dystansu trzech metrów. - Bo ja nie. Poszłabym tutaj znowu, choć nie wiem, co się stało. Były tutaj bestie, tysiące, i spoglądały na mnie. Nie wiem dlaczego poszły ani co to była za magia... Gdy tylko zniknęły, zaczęłam cię szukać. Gdzie byłeś? Co się działo?
Tessa spróbowała unieść dłoń, skierowawszy ją w stronę kochanka, jakby chciała go z tej odległości pochwycić, pocieszyć, po prostu dotknąć. Głos cichy, zachrypnięty, ledwo słyszalny, załamał się.
- Dziękuję ci za wszystko, co zrobiłeś dla mnie. Nigdy cię nie zapomnę. Dzięki tobie otworzyłam się nieco bardziej. Żałuję jedynie, że przypłaciłeś to życiem. Nie chcę, byś umierał w tak potwornych męczarniach. Meruem, proszę, nie umieraj tylko w nienawiści do samego siebie... Ja nie wiem, co mam jeszcze ci powiedzieć.
Urwała, czując, że dłużej nie może mówić. Głos uwiązł w gardle, wzrok zamazał się od kolejnych łez.

Re: Dżungla Tuk'kok

300
- Wszystko... - odpowiedział zdawkowo Jinaraeth.
Poproszony o zostawienie kochanków samych, bez słowa skinął głową i ciągle zalany łzami, ruszył na spacer wśród ruin, pod nosem mrucząc coś o byciu straconym, śmierci i rozpaczy.
Meruem w spokoju słuchał słów kochanki. Uśmiechnął się szerzej, a jego twarz nabrała kolorów. W oczach również pojawiły się łzy. Ból jakby zniknął, bądź co najmniej mocno się zmniejszył. Albo to mężczyzna bardziej się starał się stłumić cierpienie, by nie zostać zapamiętany jako umierający w mękach z rozprutym brzuchem.
- Nie żałuję ani sekundy spędzonej z tobą, nawet teraz. Byłbym gotowy umierać za ciebie w gorszych męczarniach tysiące razy. Kocham cię. Nie jako Meruem czy Jax, po prostu jako ja. - Uniósł brwi, a jego twarz rozpogodziła się jeszcze bardziej. - Wiem wszystko, Tessa, wiem czym jestem. Wiem, kim byłem, jak umarłem. Nie chcę szczędzić oddechu, opowiem ci wszystko, bo zasługujesz na to. - Wziął głęboki wdech i wykrzesał ostatnie resztki energii. Pojawiłem się tutaj z grupą, których wówczas było wiele. W końcu przeżyłem tylko ja, ale byłem ciężko ranny. Znalazła mnie Ardea i uleczyła. Jednak chciałem wracać. Do domu, do mojej córeczki i mojej żony... Amy. Wiesz, że ma podobne włosy jak ty? Znaczy, miała, już pewnie dawno zmarła ze starości. Kiedy umarłem po raz drugi, pierwsze znalazły mnie trolle. Eksperymentowały na mojej duszy przez lata, aż w pewnym momencie przeniosły ją do ciała Vaa'Shak. Tak powstałem w obecnej formie, pod imieniem Meruem. Nie wiedziałem nic, ale od zawsze czułem wrodzony wstręt do magii, już wiem dlaczego. Szybko zdobywałem wiedzę, uczyłem się czytać, a nawet pisać, ale Ardea z jakiegoś względu przerwała naukę. Już wiem dlaczego - nie chciała, abym odzyskał wspomnienia. Wiesz, dlaczego nie odszedłem do rodziny, kiedy tylko wyzdrowiałem? Podawała mi eliksiry miłosne, silne. Tym właśnie dla niej byłem, nie kochała mnie, chciała po prostu być zaspokajana, a trwało to lata. W końcu zapomniałem o rodzinie. - Zakaszlał kilka razy. Zapadła chwilo cisza, podczas której łapał oddech. Tak długa przemowa całkowicie go wyczerpała, ale jego wzrok mówił, że nie chce, aby mu przerywano. Kontynuował. - Za każdym razem, kiedy przeżywałem coś silnego, kiedy przeżywał to mój umysł i to moje ciało, wracała część dawnego mnie. Nie trwało to długo, przez parę sekund, po czym wszystko zapominałem, ale zawsze pozostawało dziwne wrażenie, wracała również część mojego charakteru, sposobu mówienia i myślenia. To wszystko dzięki chwilom spędzonym z tobą, dzięki temu w dniu śmierci znam prawdę. Ale uwielbiałem czas z tobą nie ze względu na to, że zdejmował blokadę z mej duszy, po prostu jesteś wspaniała i powtórzyłbym wszystko jeszcze raz, nawet jeśli nigdy nie miałbym dowiedzieć się, kim byłem. Jestem jest połączeniem dwóch osobowości... a nawet trzech, wliczając w to Vaa'Shak. Jednak pamiętaj - niemal wykrzyczał resztkami sił. - Dla ciebie zawsze będę Meruemem, śliczną bestią. A ty zawsze dla mnie będziesz Tessą, Płomienną Włócznią, moją ukochaną. - Mówił coraz wolniej i coraz ciężej. Ból zaczął powracać na jego twarz, choć uśmiech wciąż na niej widniał. - Proszę, obiecaj mi tylko, że będziesz na siebie uważasz. Obiecaj, że będziesz szczęśliwa i nawet, jeśli oznacza to dalsze, ryzykowne wyprawy, przysięgnij, że nie dasz się zabić. Tak jak zrobiłaś teraz. Przepraszam, ty dotrzymałaś obietnicy, ja, wygląda na to, że nie. Wspominaj mnie czasem. - Zakaszlał, z trudem utrzymując świadomość.

Wróć do „Kattok”