[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

31
Pani kapitan była naprawdę wyjątkowa... I cholernie nie dawało mi spokoju, dlaczego aż tak bardzo się od nas odgraniczała. Siedziała tu sama i z tego co rozumiem, odwiedzana była tylko przez tego całego Tarona - kimkolwiek ten szczęśliwiec był... A co z naszą brzydką Żabcią? Podejrzane to wszystko... Odprowadzając kobietę do łóżka, starałem się rozpracować tę jakże ciekawą intrygę. Czy była tu przetrzymywana, czy po prostu zapijała strach, bo... BAŁA SIĘ WYSPY? Wydało mi się to na tyle mało prawdopodobne i absurdalne, że podobną możliwość odrzuciłem prawie od razu... Co jak co, ale ona? Nieeee... Prędzej po prostu się nudziła. Albo... No myśli i tak nie dokończyłem, bo z zamyślenia wyrwał mnie głos pani kapitan i jednocześnie ten jakże charakterystyczny zapach rumu, przez który skutecznie odechciewało mi się pić.
- A jednak tu jestem. - Uśmiechnąłem się lekko. - Dlaczego niby nie powinno mnie tu być i dlaczego nie mogłem poznać tak interesującej kobiety, co? - Przekrzywiłem lekko głowę, próbując wymyślić jakiś powód.


No i nie wygoniła mnie jeszcze, a to dość dobrze zwiastowało. Nie wiem na co liczyłem, ale dawno nie poznałem tak ciekawej osobistości. No i skłamałbym, gdybym nie przyznał się do tego, że jej ręka na moim kolanie była bardzo przyjemnym gestem.
- Puste - wypaliłem, obserwując jej zmagania z butelką, gdy prawie że w komiczny sposób używała butelki jako lunety. - No i może chwilowo wystarczy, co? - zapytałem, unosząc rękę, którą dotknąłem jej barku, lekko go gładząc. Hola, hola, czy ja się za mocno nie spoufalam? Phy... Dobre sobie... Ciekawe kogo to obchodziło.


- Nellrien. - Posmakowałem jej imienia, które brzmiało dziwnie znajomo. Podobało mi się... Nellrien...
- Nie wiem więc, czy mogę się nazwać Twoim najbliższym, Nellrien. - Miło się to wypowiadało. - I wiem, że pracuję pod Tobą. Jesteś chyba najwyżej, jeśli chodzi o tą łajbę. No chyba, że mówisz mi to, bo lubisz bawić się w kapitana i zagubionego majtka. - Obserwowałem jak położyła się na łóżku, a jej luźna koszula układa się w coraz to nowe kształty.
- No dobrze... Nie cuchniesz... Po prostu pachniesz, jakbyś brała kąpiel w rumie, albo przelizała się z pijakiem z rynsztoku. Lepiej? - Wyszczerzyłem zęby, ale chwilę później spochmurniałem. - I nie nazwałbym tego: męskim ego... Raczej po prostu czystą ciekawością. - Wzruszyłem ramionami, patrząc się przed siebie... Ile było w tym prawdy? Sam już nie wiedziałem. Pozornie miałem gdzieś to co się działo dookoła, ale ta tutaj kobieta jako jedna z nielicznych umiała się zaśmiać i obrócić w żart to co powiedziałem. Idiotyczne, ale naprawdę mi tego brakowało w świecie, gdzie każda paniusia chodziła z kijem w rzyci i brała wszystko do siebie. Kto wie, może w innych okolicznościach, to właśnie na statku bym zatrzymał się na dłużej? Wielkie fale, beczki rumu... No, ale był chyba jeden problem...
- Z żadnym chłopem? Czyli nawet nie mam co liczyć na rumowego buziaka przy wyjściu? - Odwróciłem głowę w jej stronę, a uśmiech od razu pojawił się na moich ustach.


- A wyspa? - Przeciągnąłem lekko, obserwując zachowanie pani kapitan. - Z daleka wygląda jak nadchodząca fala, chociaż wydaje mi się, że można byłoby dostrzec tam cielsko wielkiego węża. - Wstałem, rozglądając się za wodą pitną, którą miałem zamiar postawić na stoliku obok łóżka. Jeśli ją znajdę... - Jest tam zielono... Tak bardzo zielono, że ma się wrażenie, że przed Tobą otwiera się drugie morze, w całkowicie innym i nienaturalnym kolorze. Masywny kawałek lądu, więc przepowiadam, że będziemy klęli jak chorzy przy sprawach logistycznych. Może być ciekawie, chociaż cholera wie co tam znajdziemy... - Zakończyłem opowieść, siadając ponownie na łóżku. No bo w sumie to nie wiadomo czego tam się spodziewać... No może braku zjebów, którzy chcą zrobić z Twoich uszu wisiorek.

Opadłem również na plecy, kładąc się obok Nellrien i gapiąc się bezmyślnie w sufit. Słyszałem jej dość głośny, pijacki oddech. Przez chwilę nawet miałem wrażenie, że przez opary rumu przedziera się prawdziwy zapach pani kapitan... Albo to już majaki i sam się upiłem od stężenia alkoholu w powietrzu...
- Masz jeszcze jakąś butelkę? Przecież pijana z trzeźwym nie będziesz siedzieć... - Wyjaśniłem co mam na myśli.
- No i ten Taron... Kim on jest, co?

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

32
Dandre i Aremani

Ranny mężczyzna stopniowo wyglądał na coraz mniej skorego do rozmowy. Kto wie, może Dandre zagadywał go właśnie na śmierć. Powieki Kerwina stawały się coraz cięższe i z każdą chwilą podniesienie ich z powrotem robiło się wyraźnie trudniejsze. Dłonie oparte o zakrwawiony kawałek materiału nie miały już siły, by nawet podtrzymywać go przy ranie zadanej przez sztylet. Żeglarz westchnął ciężko i nie wytłumaczył swojego zachowania. Nie wyjaśnił kto zaatakował pierwszy, nie rzucił więcej oskarżeń w kierunku nieznajomej, którą podduszał, nie usprawiedliwił się. Ciężkie stęknięcie było ostatnim dźwiękiem jaki wydał i choć raczej jeszcze nie umarł, to jeśli nikt względnie profesjonalnie go nie opatrzy, wcześniej czy później śmierć będzie dla niego nieunikniona. Czerwona plama na podłodze pod nim stawała się coraz większa.
- Ten łom - jasnowłosa odchrząknęła, zerkając w stronę wspomnianego przez Biriana narzędzia. - On tam już był, kiedy przyszłam i postanowiłam sprawdzić, po co ktoś go użył i co... cennego jest w tej skrzyni. Żeby wiedzieć, po co ktoś go użył.
Wystarczyło lekkie naciśnięcie, by wieko skrzyni odskoczyło. Gdy Aremani zajrzała do środka, niestety nic cennego nie znalazła. Ot, pół skrzyni suszonego mięsa w materiałowych workach i kandyzowanych owoców. Jeśli dziewczyna faktycznie teraz kręciła, to po prostu kradła jedzenie. To przynajmniej dało się wywnioskować z zawartości pudła i zawoalowanej, kwiecistej i zdecydowanie zbyt długiej opowieści barda.
- Nie chciałam go zranić - odezwała się jasnowłosa cicho. - Przestraszył mnie. Zaszedł mnie od tyłu. To był odruch.
Uspokoiła się już po ciężkich przejściach, a jej oddech wyrównał się. Wpatrywała się teraz w Kerwina szeroko otwartymi oczami, przeskakując spojrzeniem na zmianę z niego na pochylającą się obok Aremani i z powrotem.
- A potem... potem powalił mnie na ziemię i zaczął... - przełknęła nerwowo ślinę. Na jej szyi zaczęły powoli wykwitać ślady po starciu, z chwili na chwilę coraz bardziej intensywne. - Nie prowadźcie mnie do oficer. Proszę.
Uniosła błagalne spojrzenie na Biriana.
- No dobrze. Tak naprawdę to tego łomu tu nie było. Ja chciałam wyjąć jedzenie. Zawsze z tej skrzyni wyjmowałam. To znaczy... odkąd ruszyliśmy. Potem zamykałam ją z powrotem. Tam... - odkaszlnęła i skinęła głową głębiej w stronę magazynu. - Tam są moje rzeczy. On miał rację, nie jestem z załogi, ale nie jestem też niczemu winna, to wszystko jest nieporozumienie, a on jest ranny przypadkiem i na pewno nie chciałam nikogo zabijać, proszę, nie zabierajcie mnie do żadnego oficera. Zejdę ze statku gdziekolwiek zacumujemy i pójdę w swoją stronę. Mogę zapłacić za to, co zjadłam. Proszę, Aremani - powtórzyła błagalnie imię, które usłyszała.

Shiran

- Bo to jest kajuta kapitańska, a ty jesteś... - Nellrien przesunęła spojrzeniem po sylwetce Shirana tak, jakby to miało wszystko wyjaśniać. Po prostu, to nie było miejsce dla żadnego z załogantów, a już na pewno nie dla nowych, dopiero co wynajętych, których pani kapitan pewnie raz omiotła spojrzeniem i więcej z nimi nie zamierzała mieć do czynienia. Przynajmniej na trzeźwo. Może jednak nudziło się jej tutaj w samotności na tyle, że nie chciała rezygnować z odrobiny rozrywki, która w dodatku sama do niej przyszła.
- Trzymaj rączki przy sobie, Płomyszku, chyba że chcesz sprawdzić, czy przypadkiem nie trzymam przy łóżku drugiej, tym razem naładowanej kuszy - rzuciła zaskakująco trzeźwo, gdy dłoń pół-elfa przesunęła się niemal czule po jej ramieniu. Kącik jej ust uniósł się w rozbawieniu, ale po spojrzeniu kobiety Shiran dobrze wiedział, że mówi poważnie. Ta chwila trzeźwości jednak minęła tak szybko jak się pojawiła i już chwilę później kapitan leżała na łóżku, mamrocząc coś pod nosem i kreśląc nad sobą bliżej nieokreślone kształty dłonią w powietrzu. Światło świecy nadawało jej rysom miękkości, której zapewne mało kto miał okazję doświadczyć.
Roześmiała się głośno, słysząc podsunięte przez gościa potencjalne przyczyny jej obecnego zapachu. Zdecydowanie nie miała kija w rzyci i nie obrażała się o takie komentarze, choć Shiran nie wiedział, czy wynika to z jej charakteru, czy z alkoholu krążącego w jej krwi.
- Aż tak źle, hm? - rzuciła retoryczne pytanie i westchnęła ciężko. - Będzie trzeba się przebrać.
Słysząc propozycję rumowego buziaka znów tylko się roześmiała, nie mówiąc nic więcej. Cóż, wyglądało na to, że niektóre pytania półelfa miały pozostać bez odpowiedzi, czy to mu się podobało, czy nie. Tak czy inaczej, kobieta wydawała się być teraz w lepszym nastroju, niż wtedy, kiedy wchodził do jej kajuty. Przynajmniej nie rzucała butelkami po ścianach.
Dopiero gdy zaczął opowiadać o wyspie, spoważniała nieco, choć lekki uśmiech wciąż błąkał się po jej ustach. W końcu też obróciła głowę, by patrzeć na Shirana, gdy mówił. Jej oczy błyszczały w świetle świecy szczerym zainteresowaniem i chyba zdawała się nie zwracać uwagi na fakt, że jej gość bardziej był teraz skupiony na tym, jak układa się jej koszula. A ta rozsznurowała się niedbale i gdy rudowłosa podniosła się, by przyjąć wodę, znów zjechała z jej ramienia, odsłaniając jasną skórę i chyba odcinającą się od niej jakąś małą bliznę. Poprawiła ją, gdy się zorientowała.
- Może będzie jedna dobra rzecz w tym wszystkim - stwierdziła cicho. Półelf mógł się tylko domyślać, o czym mówiła.
Uniosła napełniony wodą kubek do ust, ale powstrzymała się przed wypiciem podanej wody. Przez chwilę posiedziała tak, w milczeniu, wpatrując się w jej powierzchnię, by w końcu westchnąć ciężko i pochylić się do niewielkiej skrzynki, wyciągniętej sprawnie spod łóżka. W niej znalazła jakieś zioła, z których wybrała kilka liści i skruszyła je do naczynia. Dopiero po wymieszaniu ich z płynem, duszkiem wypiła zawartość.
- Poszukaj sobie - machnęła ręką w stronę zastawionego butelkami stołu i z powrotem opadła na łóżko. - Taron? - parsknęła śmiechem i rzuciła Shiranowi spojrzenie z ukosa. - Mężczyzna dos... - czknęła cicho. - Doskonały. Wysoki, przystojny, ma taki niski głos, mógłby złamać wiosło w rękach i sam podnieść kotwicę. Śpiewa stare pieśni i zawsze przynosi mi... przynosi... - zamyśliła się, przenosząc wzrok z powrotem na sufit. - Świeże kwiaty, to mi przynosi.
Obróciła głowę w stronę półelfa, żeby zobaczyć jego reakcję, a potem znów się roześmiała. Chyba nie mówiła poważnie.
- To opowiedz coś o sobie, Płomyszku. Czemu jeszcze cię nie wyjebałam stąd na zbity pysk, na przykład.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

33
Dandre westchnął ciężko i przejechał dłonią po twarzy, a zadziwiająco zadbany jak na obecne warunki, równo przycięty zarost przyjemnie połaskotał go po dłoni. Z żalem spoglądał ku marynarzowi, który najwyraźniej właśnie stracił przytomność. Rosnąca pod nim plama krwi nie napawała Biriana optymizmem. Owszem, był mocno sceptyczny w stosunku do mężczyzny, ale mimo wszystko nie życzył mu śmierci. Bard był człowiekiem uczonym, światłym i oczytanym, jednak jego obycie z medycyną było co najwyżej zadowalające; wiedział, że jak ktoś krwawi, to nie dobrze, a jak ręka wygina się w złą stronę, to jeszcze gorzej. Wolał jednak nie rzucać się na głęboką wodę i próbować pomóc marynarzowi, bo jeszcze tylko pogorszyłby sprawę.
- Aremani... Zerkniesz na niego? Jeśli się tu wykrwawi, to będzie tragedia. - westchnął raz jeszcze. Chwilę temu mówił, że nie widzi powodu, by ktokolwiek miał dziś umierać i przy swym zdaniu obstawał. Zerknął na rudowłosą, dopiero teraz dostrzegając rozcięcie na jej ramieniu. Uniósł wysoko brew. - A tobie co się stało, dziecino? - zapytał, nie kryjąc przejęcia w głosie - Też się w bójkę wdałaś? - pokręcił głową z niedowierzaniem i ponownie obrócił się w stronę nieznajomej.


- Już tam był? - ugryzł się w język, nim zdążył dodać jakiś kpiący komentarz na temat łomów i ich naturalnego środowiska. Nie wierzył jej, ale nie był to czas na żarty i kpiny.
Zacisnął usta w kreskę i usiadł przed dziewczyną, blisko, prawie że w zasięgu ręki. Teraz byli na tym samym poziomie, nijak nad nią nie górował. Starał się stworzyć dla niej jak najlepsze warunki, by uspokoiła sie i otworzyła na nich choć trochę. Noża jednak oddawać jej bynajmniej nie miał na razie zamiaru.
- Rozumiem. Robimy różne rzeczy, gdy czujemy, że jesteśmy zagrożeni. - uniósł nieznacznie kąciki ust, próbując dodać jej otuchy. Nie broniła się, to ona była... agresorką. Wystraszoną, małą agresorką ze sporym, ostrym nożem. Kerwin źle trafił, chociaż i tak zadusiłby ją tu, gdyby nie interwencja Dandre. - To jego nóż jest wbity w ścianę korytarza? - głową wskazał w stronę, z której przyszedł.
Uniósł lekko dłonie, słysząc jej kolejne słowa i powoli, delikatnie opuścił jedną z nich na jej kolano, drugą pozostawiając w powietrzu.
- Wiem, wiem. Nie musisz mówić. Spokojnie, młoda damo, teraz jesteś bezpieczna. - uśmiechnął się do niej, chociaż kłamstwo aż zakłuło go w sercu. Atak na członka załogi to nie byle co, jeśli sprawy potoczą się w najgorszym dla niej kierunku, to spokojnie mogłaby zawisnąć na bukszprycie, czego bard jej szczerze nie życzył i miał zamiar zrobić, co w jego mocy, by do tego nie dopuścić.
Zsunął dłoń z kolana dziewczyny i wrócił do poprzedniej pozycji, siedząc blisko, ale nie przekraczając jej strefy osobistej.
- Nie mam zamiaru tego robić... - uniosła na niego swoje błagalne spojrzenie, a powietrze momentalnie uleciało mu z płuc, zabierając ze sobą "ale", które miało się zaraz pojawić w wypowiedzi pana barda. Stłumione westchnienie było jedynym dopełnieniem zdania, później zamienił się w słuch.


Dziewka podróżowała z nimi na gapę i faktycznie podkradała jedzenie. Nie było to wielką zbrodnią, choć rzeczą, oczywiście, skrajnie głupią i nieodpowiedzialną. Sam mógłby tak postąpić dekadę temu... Z tego też powodu, zrobiło mu się jej jeszcze bardziej żal, a jego serce ociepliła pewna doza sympatii. Oczywiście, zostało jedno, ważne pytanie. Czemu?
- Dziękuję za waćpanny szczerość, bardzo to sobie w ludziach cenię. - rzekł, uśmiechając się do niej ciepło. - Wierzę, że nie chciałaś nikogo zabijać, naprawdę też nie życzę ci źle... Ale musisz zrozumieć, że w obecnej sytuacji nie będziesz mogła się dalej ukrywać. Jeśli ten mężczyzna przeżyje, a mam szczerą nadzieję, że tak się stanie... - darował sobie tłumaczenie dlaczego. Nie chciał rysować przed nia przyszłości w jeszcze ciemniejszych barwach niż trzeba. - ... to najpewniej nie dam rady przekonać go, by nie mówił o tobie naszym przełożonym. - wypluł ostatnie słowo, nie kryjąc nawet przez sekundę swej niechęci do idei podlegania komuś w czymkolwiek - Obawiam się, że dźgnięci ludzie mają tendencję do chowania urazy. - uśmiechnął się smutno, a jego wzrok na chwilę umknął gdzieś w bok. Zastanawiał się jak ugryźć ten problem.
- Jestem Dandre. - odezwał się po krótkiej przerwie, wyciągając w jej stronę dłoń. Nienachalnie zawiesił ją w powietrzu w połowie drogi między nimi. Zechce, to uściśnie, nie zechce, to powoli opuści ją do pozycji wyjściowej.
- Obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, by nic złego cię tu nie spotkało. Powiedz mi jeszcze, czemu tu jesteś? Co skłoniło cię zadomowienia się na tym okręcie? Wiesz dokąd płyniemy?
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

34
Aremani przekręciła oczami gdy tylko zrozumiała, że gadanina Dandre stała się iście poetyckim wywodem, czego w głębi duszy się obawiała. Na początku uznała to za "escentryczne" i chodź z ździebka irytujące, to śmieszne. Jednak jej odczucia zmieniły się, gdy po sprawdzeniu rozpieczętowanej skrzyni z zapasami ujrzała, jak z marynarza odpływa życie.
- Ja pierdolę... - skwitowała krótko po czym ruszyła, by uklęknąć przy wykrwawiającym się. Rana, choć wyglądała na zdatną do wyleczenie, to ciekła niemiłosiernie, a kolor posoki z pewnością świadczył o dziabnięciu jakiejś tętnicy.
Aremani lubiła studiować anatomię - pomagało jej to przy tworzeniu lepszych szkiców, ludzkich czy zwierzęcych, a umysł dociekliwy raz na jakiś czas wyłapał coś z procesów fizjologicznych. Jednak bez zbędnych ceregieli położyła swoją sakwę na podłodze by szybko wyjąć jeszcze nie tak dawno ucinany bandaż jak i jedną z mikstur leczniczych. Oblała ranę miksturą a następnie uciskając ranę zaczęła owijać. Przy pierwszych warstwach pokusiła się o dodatkowe nasączenie bandaża specyfikiem, jednak potem zaczęła po prostu owijać, nie żałując z bandaża ani centymetra.

- Ty jesteś naprawdę w stanie zagadać ludzi na śmierć. - powiedziała do Dandre, jednak minę miała nieszczególnie skorą do śmiechu a ton jej głosu był dość poważny, a nawet powiedzieć można - agresywny.
- A ty nie Aremaniuj mi tutaj, łajzo.- rzuciła gniewnie w stronę dziewczyny. - Nie dość, że kosztujesz nas strat w zapasach to jeszcze w ludziach! Wolałabym, żebyś poszła w cholerę na dno morza.
Aremani jej własne słowa przebrzmiały chwilę w głowie i w lekkim echu magazynu. Poczuła drobny niesmak. Przełknęła ślinę i wzięła głęboki oddech. Czuła, że była na granicy tego, by emocje wzięły górę, co dość często jej się zdarzało, jednak teraz... nie było to wskazane. Musiała się skupić na ranie a kobieta... była przestraszona, głodna, w szoku. Wybuchy emocji nie pomogą załagodzić sytuacji. Tego doświadczenia nabrała z domu, choć w jej wypadku odpowiedzą zazwyczaj była ucieczka do lasu.

- Słuchaj... Nie życzę Ci źle, ale... Lepiej dla Ciebie będzie, jak się zgłosisz do oficer. Jesteśmy z dala od cywilizacji, na lądzie sama nie przetrwasz ani chwili. Zaufaj mi, prawie zabiła mnie mewa. - zielarka pokazała dziewczynie swój bandaż po dziobnięciu i nawet pozwoliła sobie na lekki, przepełniony ironią, rozładowujący atmosferę uśmiech. - Jestem w stanie pójść z Tobą i starać się, by oficer okazała Ci trochę łaski, ale muszę zająć się Kerwinem, bo inaczej jego krew będzie na Twoich rękach. Więc z łaski swojej przemyśl to i zaczekaj.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

35
Taaa, taaaa... A ja jestem nikim. Nie musiała kończyć, bym zrozumiał przekaz. Ludzie na jej poziomie i pozycji, po prostu nie zadają się z takimi zabijakami jak ja. Istoty mojego pokroju nadawały się do prania po mordzie i trzeba było trzymać je krótko, by na za wiele sobie nie pozwalały. Ot, cała tajemnica. Dlatego przyznaję, takie sprowadzenie mnie do parteru nieco zabolało... Ale nie ma co chować urazy - wiele osób tak myśli. Szkoda, że błędnie.

Czuły gest, który mi się wymsknął, również został źle odebrany. Niby na poły wesoły tekst, nie pasował wcale do poważnego wyrazu oczu, który utrzymywał się mimo upojnego stanu. Nieprzyjemna przeszłość? Jakaś drama, czy może inne problemy związane z facetami? Gwałt? Chyba i tak się nie dowiem, więc jedynie co mogłem zrobić to wzruszyć mentalnie ramionami. Akurat w momencie, gdy opadła z powrotem na łóżko, jak gdyby nigdy nic podobnego nie zaszło. Ciekawa iluzja...

Jednakże jedno zdanie nie dawało mi spokoju: co miała na myśli, mówiąc że to może to jedno być może na dobre wyjdzie? Chodziło jej o wyspę? Miała wobec niej jakieś plany? Syndykat był w to zamieszany, ale o co tu chodziło? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi... A pani Kapitan nawet pijana nie chciała odpowiadać na żadne z zadanych jej pytań. Czułem się nieco jak jej osobista małpka, która to miała ją zabawiać. Jeśli odczuwałem jakieś współczucie wobec pijanej i bezbronnej kobiety, powoli ono wyparowywało. A może po prostu też musiałem się napić?

Wstałem więc z łóżka, w nadziei, że uda mi się dorwać niepustą butelkę, akurat w momencie, gdy Nellrien zaczęła przygotowywać sobie swoje ziółkowe cuda. Nie znam się na tym. Nie miałem zamiaru też o to pytać. Teraz skupiony byłem na poszukiwaniach i to mnie głównie obchodziło. Na szczęście długo mi to nie zajęło, ale prosto nie było. Zielona butelka, wypełniona była tylko w ćwierci, choć jej zawartość pachniała obiecująco. Przyłożyłem szyjkę do ust i pociągnąłem porządniejszego łyka. Lekkie nuty wanilii rozlały się po moim podniebieniu, by chwilę później przerodzić się w mocny i piekący ogień rozlewający się po mojej klatce piersiowej. Przed atakiem podłego alkoholu, zdołałem jeszcze wyczuć lekkie dębowe nuty, które pozostawiły dość przyjemny posmak. Bywało gorzej...

Odwróciłem się w stronę Nellrien, akurat w momencie, gdy zaczęła mówić o Taronie. Cała ta historyjka wydała się nieprawdopodobna i mocno naciągana. Ale nawet jeśli, to skoro taki jest jej idealny mężczyzna, to proszę bardzo... Choć szczerze w to wątpiłem, co pewnie szło poznać, po mojej uniesionej brwi.
- Nie wyglądasz na kobietę, która gustowałaby w takim typie. Pomijając fakt, że brzmi to jak opis wyjęty z podrzędnego pisadła jakieś gospodyni wiejskiej, chcącej przeżyć przygodę życia. - Skwitowałem, jako że nie omieszkałem zostawić tego bez komentarza. - A z kwiatów, chyba gustujesz jedynie w szklanych tulipanach. - Ponownie lekki uśmiech sam wpełzł na moją twarz... Cóż... Niektóre rzeczy po prostu się nie zmieniają. - Ale z chęcią się dowiem... Jaki jest ten Twój ideał, tego Twojego faceta, czy tam kobity? - Usiadłem ponownie przy pani kapitan, tym razem nie kładąc się, a pociągając kolejny raz z butelki, którą trzymałem w prawej dłoni.


"Opowiedz coś o sobie", toś wymyśliła...
- A tak sobie wędruję... Szukam... Sam w sumie nie wiem czego. O Nerioanderach pewnie nie słyszałaś. Jak więc widzisz jestem zwykłym szaraczkiem, który lubi sobie pomachać ostrzem i porobić parę innych rzeczy. Najemnik to wynajęcia, czy jakoś tak. - Podsumowałem, kreśląc rękoma w powietrzu bliżej nieokreślony kształt. - A dlaczego mnie jeszcze nie wypierdoliłaś? To jest dobre pytanie. Nie wiem... Może uznałaś, że jestem niesamowicie szarmancki i inteligentny? Albo zakochałaś się od pierwszego wejrzenia na zabój, jak to w tych romansidłach dla kobiet w gospodzie? Albo po prostu się nudzisz i cenisz sobie szczerość, więc jestem całkiem niezłą małpką. - Bo podobno szczerość jest najważniejsza.
- Nie wiem... Ale z chęcią się dowiem, Płomyszku. - Przedrzeźniłem ją. - Dlaczego to mnie jeszcze nie wypierdoliłaś na zbity pysk?

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

36
Aremani i Dandre

Dziewczyna skuliła się w sobie, gdy Dandre kucnął przed nią. Dłoń, którą opierał o jej własny nóż, nie zapowiadała niczego dobrego. Spoglądała na zmianę to na jego twarz, to na sztylet. Choć, równie dobrze, mogła właśnie rozważać jak mu go wyrwać i uniknąć dalszej dyskusji z którymkolwiek z tej dwójki. Nie wiadomo. Mimo to, Birianowi nawet przez myśl nie przeszło, że jej bezradność mogła być udawana.
Pokiwała głową, zerkając na wbity w ścianę nóż. Ona raczej nie sięgnęłaby tak wysoko i musiałaby mieć naprawdę dużo siły, żeby przebić zaimpregnowaną deskę. Co najmniej tyle siły, co wykrwawiający się właśnie przy skrzyniach mężczyzna, nad którym obecnie desperacko pracowała Aremani.
Żeby dostać się do rany, musiała rozsznurować koszulę, którą miał na sobie. Szybsze to było, niż odklejanie warstw materiału, które przesiąkły posoką i stanowiły teraz jedną, spójną krwawą bryłę. Po przetarciu skóry czystą szmatką z łatwością spostrzegła, że cięcie było zbyt głębokie, by Kerwin przeżył to bez niczyjej pomocy. Płaska rana, niewiele dłuższa od szerokości noża, zdekapitowała wytatuowaną tam, uśmiechniętą syrenę. Aż trudno było uwierzyć, że dziewczyna trafiła tak idealnie zupełnym przypadkiem. Żeglarz jęknął i otworzył oczy, unosząc wzrok na swoją wybawicielkę. Przez moment wydawało się, że chce coś powiedzieć, ale oblanie rany miksturą sprawiło tylko, że skrzywił się i zacisnął dłoń na swoim poprzednim, prowizorycznym opatrunku. Trzeba było jednak przyznać, że efekt był widoczny od razu. Może dwie sekundy później krew przestała wypływać z rany i choć dziura w skórze nie zasklepiła się magicznie, to po owinięciu wszystkiego bandażem Kerwinowi z pewnością nie groziła już śmierć. I chyba nawet wymamrotał jakieś podziękowanie!
Za to jasnowłosa dziewczyna zdecydowanie nie była zadowolona z dłoni, która wylądowała na jej kolanie. Słowa "jesteś bezpieczna" w towarzystwie tego gestu brzmiały co najmniej... mało wiarygodnie. Gdy Aremani na nią krzyknęła, a potem zapadło zdecydowanie zbyt długie (i zbyt zaskakujące, biorąc pod uwagę obecnego tu barda) milczenie, zdecydowała się w końcu przerwać je słowami:
- Zapłacę za siebie...
Słuchała potem przedstawionej jej argumentacji, chyba rozumiejąc powagę swojej obecnej sytuacji. Zacisnęła nerwowo zęby, by w końcu opuścić głowę i ukryć twarz w dłoniach. Nie płakała, bardziej wyglądała na załamaną.
- Neela - rzuciła, nie podnosząc głowy. Prawdopodobnie było to jej imię. - Nie wiem dokąd płyniecie, wszystko mi jedno, na północ pewnie.
Kiedy jednak usłyszała o braku cywilizacji i marnych szansach przetrwania na lądzie, uniosła spojrzenie szeroko otwartych oczu na zielarkę.
- Co? - syknęła. - To dokąd płyniemy?
- Kattok - padła odpowiedź od strony Kerwina, który podnosił się właśnie do pozycji bardziej siedzącej. A potem usłyszeli od niego coś, co brzmiało jak suche parsknięcie śmiechem, połączone z kaszlnięciem.
Przez krótką chwilę niemal widzieli, jak w głowie dziewczyny łączyły się wątki. Po początkowym uzmysłowieniu sobie w jak głębokie bagno właśnie wpadła i przerażeniu, jakie odmalowało się na jej twarzy, przyszła kolej na absolutną rezygnację. Przestała już zwijać się w sobie i zastanawiać się jak uniknąć konsekwencji. Tutaj ich uniknąć nie mogła. Odrzuciła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i zaśmiała się żałośnie.
- Co za pieprzona ironia losu. Ze wszystkich statków w porcie, musiałam wsiąść akurat na ten - ogarnęła krótkie włosy z twarzy. - Myślałam, że będziecie płynąć na kontynent. Myślałam, że... - pokręciła głową i zamilkła na długą chwilę, by w końcu westchnąć. - Co za gówno. Pójdę do kogo tam chcecie.

Shiran

Szklane tulipany rozbawiły panią kapitan na tyle, żeby znów się roześmiała.
- Czasem żałuję, że taką nie jestem - stwierdziła.
Życie gospodyni wiejskiej zdecydowanie do niej nie pasowało, choć sam fakt, że wydawało się dla niej kuszące, już coś o niej mówił. Może właśnie przez to zapijała się w samotności w kajucie - przez to, że inaczej wyobrażała sobie swoje życie. Kto wie, czy wypasanie bydła na trawiastych stokach i śpiewanie ludowych pieśni w małej, drewnianej chatce, w towarzystwie mężczyzny, który potrafi własnymi rękami złamać wiosło, nie było właśnie jej największym, skrytym marzeniem?
Gdy zadał pytanie odnośnie jej ideału, zamilkła na dłuższy moment, przyglądając mu się bez słowa.
- Taki, co się mnie nie boi - odparła w końcu. - Ani nie traktuje mnie jak... zwywz... wyzwanie. I nie wie kim jestem - westchnęła. - Co za różnica. Nieważne to jest.
Pokręciła lekko głową, kiedy wspomniał o Nerioanderach, a potem obróciła się na bok, by podeprzeć tę głowę na ręce i lepiej go widzieć, gdy mówił. Wydawała się lubić go słuchać, bo nie przerywała mu. Uśmiechnęła się tylko, słysząc o jego szarmanckości i inteligencji i mógłby niemal przysiąc, że w tym uśmiechu było jakaś zamierzona dwuznaczność. O ile kobieta w ogóle kontrolowała swoją mimikę.
- A nie wiem. Krótko tu siedzisz, ale polubiłam cię - przyznała. - Nie miej mi za złe... tego... - wyciągnęła wolną rękę w jego stronę i zgięła palec wskazujący, klikając językiem w dźwięku naśladującym kliknięcie kuszy sprzed kilkunastu minut. - Miał tu nikt nie wchodzić. A ty wchodzisz jak do siebie i nie czołgasz się przede mną, udając że nie widzisz - machnęła niedbale dłonią w stronę zastawionego butelkami stołu. - Jak mnie to wkurwia. Łeb obciąć umie krótkim nożem, ale przede mną to jak... przed potworem. Tchórze pierdolone.
Skrzywiła się w nagłym ukłuciu bólu i podniosła do pozycji siedzącej, przyciskając ręce do brzucha. Potem stęknęła i zmusiła się do wzięcia głębokiego oddechu.
- Syndykat - rzuciła i choć zabrzmiało to jak wyjaśnienie, to nie wyjaśniło to Shiranowi nic. - Jeszcze z kwadrans bezs...troski. Dbają o swoich, wiesz, Shiran? Dają im różne rzeczy, jak wysyłają ich na śmierć do dupy świata. Wyremontowany statek. Nowych członków załogi. Skrzynie zapasów. Broń - zakasłała. - Zioła usuwające toksyny. Pierdoli mnie to, że pewnie nie po to, żebym sobie mogła trzeźwieć kiedy chcę - zaśmiała się. - Nie wiem co to, ale działa. Daj mi kwadrans i wrócę do bycia wredną suką, której nikt nie lubi.
Kiedy jej żołądek już się uspokoił, wróciła do wygodnej pozycji leżącej.
- Nie lubię małp - stwierdziła jeszcze.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

37
Długie westchnięcie wydobyło się z płuc Aremani. Sytuacja zdawała się być opanowana - Kerwin przeżyje dziabnięcie a dziewczyna, której imię niestety nie zapadło jej w pamięć, chyba ogarnęła i zdała sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia. Niemniej ćwierćelfka nie była przekonana co do losu złodzieja - obiecała wstawić się za nią by kara była najmniej surowa, ale nie znała aż tak dobrze temperamentu oficer. Nie wiedziała, jak zareaguje ich przełożona i na ile jej próby złagodzenia czegokolwiek przyniosłyby jakiś efekt. Spodziewała się, że autorytety raczej nie będą jej brały na poważnie ze względu na jej młody wiek i krótki staż w tej "załodze". Na szczęście sprzeciwianie się autorytetom to moja specjalność.
- Panie Birian, skoro już się tak Pan raczył skonsolidować z naszą gapowiczką - z przyjacielską złośliwością zaczęła Aremani, parodiując sposób mówienia barda - to może odeskortuje ją Pan do naszej pani oficer? Ostatnio jak ją widziałam zmierzała na pokład, by kazać łucznikom ostrzelać te latające białe szczury. - Pomogła marynarzowi usiąść, by nie naruszył opatrunku.
- Ja zostanę z Kerwinem jeszcze chwilkę. Przypilnuję go na wypadek, jakby znów odpłynął tam gdzie nie trzeba. -

Aremani siedziała przy mężczyźnie, doglądając czy bandaże dobrze przylegają do rany. Starała się nie zwracać uwagi na to, że siedzi przed nią dobrze zbudowany facet w rozsznurowanej koszuli... Ale tatuaże miał imponujące.
- Hej, moje kondolencje. - powiedziała żartobliwie. - Twoja syrenia małżonka straciła dla Ciebie głowę.
- Daj znać jak będziesz o siłach wstać. Dźwignąć Cię nie dźwignę, ale chociaż nie będziesz sam iść.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

38
Położenie dłoni na kolanie kobiety okazało się być swego rodzaju faux pas i miast przynieść jej namiastkę ciepła, sprawiło tylko, że jeszcze bardziej się spięła. Birian uznał swój błąd i odsunął się, wracając do bardziej neutralnej pozycji. Zamyślił się na krótką chwilę, próbując dojść do jednoznacznej konkluzji dotyczącej przyszłości gapowiczki. Pół-orcza oficer, która prowadziła ich nocną odprawę, bynajmniej nie sprawiała wrażenie zbyt wyrozumiałej osoby, a już na pewno nie na tyle wyrozumiałej, by przymknąć oko na niedoszłe zabójstwo jednego z członków załogi, nieważne czy to w ramach samoobrony, czy nie, bo przecież jasnowłosej w ogóle nie powinno tutaj być. Dandre jej nie znał, nie miał pojęcia jaki cel przyświecał jej, gdy wsiadała na ten statek i kryła się w magazynie, nie wiedział kim była i jaka była, ale... Nie chciał widzieć jej zwisającej smętnie z jakiegoś masztu i powiewającej na wietrze niczym kolejny żagiel, czy flaga. Nie zasługiwała na to, był o tym święcie przekonany.

- Myślę, że bardziej niż twoje pieniądze, przyda się tutaj kolejna para rąk do pracy. - stwierdził w końcu, drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.
Bard uniósł lekko brew i pokręcił powoli głową, gdy kobieta stwierdziła, że najpewniej płyną gdzieś na północ. Musiał przyznać, że wdepnęła w o wiele głębsze bagno, niż mogła to sobie wyobrazić i było mu jej szczerze żal... Ale z żalu nigdy nikomu nic nie przyszło.
- Neelo... Witamy na pokładzie "Starej Suki", łajbie tak podłej i ponurej jak twarz najwyższego inkwizytora. - uśmiechnął się półgębkiem i przejechał rękoma po spodniach, szykując się do wstania - Postaramy się sprawić, byś i ty miała okazję dożyć starości. - jednym płynnym ruchem podniósł się z podłogi i wysunął w jej stronę dłoń, tym razem bez typowej dla siebie teatralnej wręcz kurtuazji. Możliwe, że przygniotła go powaga sytuacji... Bądź najzwyczajniej w świecie się znudził.


Obrócił głowę w kierunku Aremani, parsknąwszy w rozbawieniu.
- Ay, ay, panienko Aremani. - wykonał parodię marynarskiego salutu - Winszuję dobrze wykonanej roboty, niezmiernie się cieszę, że skierowałaś swe kroki w akurat tę stronę i pomogłaś Kerwinowi... Boję się, że gdyby nie ty, to mogłoby się to paskudnie skończyć. - przeniósł wzrok na mężczyznę, szukając przy nim swojej manierki z winem.
- Napij się. - rzekł do marynarza z pewnym ociąganiem - To świetne wino, drugiego takiego smaku w Keronie ze świecą szukać, a mocne na tyle, że człowiek prędko zapomni o doczesnych bolączkach. Może i ciężko wyrzucić z głowy świadomość posiadania dziury w boku, ale będzie ci lepiej. - mruknął, po czym ponownie skupił swą atencję na Neelii.


- Chodź, poszukamy naszej drogiej pani oficer. - dłonią wskazał wyjście z magazynu, postępując jednocześnie pół kroku w bok. - Nóż oddam ci później, gdy już uda nam się załagodzić sytuację. - zakładając oczywiście, że ta cała farsa zakończy się dla niej dobrze, w co sam bard szczerze wierzył. Szedł o pół kroku przed nią, ciągle lustrując ją kątem oka. Nie mógł się powstrzymać przed otworzeniem ust w sekundę po tym, jak wyszli z magazynu i skręcili ku schodom, wiodącym na górny pokład.
- Powiedz mi... Czemu? Czemu się tu zaszyłaś? Uciekałaś przed czymś, czy może przyczyna tej strasznej farsy jest bardziej błaha? Co jest taką ironią losu?
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

39
Pewne rzeczy w głowie się nie mieszczą... A niektóre bardzo łatwo przewidzieć. Jest jeszcze ta kategoria, która sprawia, że nie wiem co o tym wszystkim myśleć, co wprowadza pewną dozę dezorientacji do życia. Tak jak informacja o tym, że pani kapitan czasami żałowała, że nie jest zwykłą wiejską dziewką...
- Próbuję to sobie wyobrazić - powiedziałem, nieco zamyślony, spoglądając na Nellrien i próbując dodać jej wałek do ręki.
- Ał... - Wyborażenie obrywania tym wałkiem było jednak zbyt rzeczywiste. Chyba miałem zbyt bójną wyobraźnię... Uśmiechnąłem się więc czarująco i słuchałem dalej. Ideał nie był wcale taki straszny jak się spodziewałem. Co więcej nawet chyba spełniałem wszystkie punkty, ha!


- Wyzwanie - Prychnąłem na dźwięk tego słowa. - Ciężkie miałaś przeżycia z facetami, co? No, ale przed sobą masz okaz doskonały, spełniający każdy wymieniony punkt - wyjaśniłem z uśmiechem, mówiąc w sumie na pół poważnie. No co? Im dłużej z nią rozmawiałem, tym bardziej wydawała mi się... Normalna... Taka, która byłaby w stanie ze mną funkcjonować? Nie ważne, głupie to... Te myśli... Alkohol... Phy, niczym romantyczny rycerzyk na biały rumaku. Sam sobą gardzę. No, ale nie mogłem nie zauważyć tego jej uśmiechu. O ile w ogóle był to jej uśmiech, a nie pijackie miny.

Niemniej, bardzo przyjemnie słuchało się o tym dlaczego mnie jeszcze nie wywaliła.
- Nawet gdybyś trafiła, nie miałbym Ci tego za złe... Pewnie dlatego, że bym zdechł tutaj pod nogami Twojego łóżka, czy coś - burknąłem, nieco spuszczając głowę. - No i mówią o tym, że jestem chamski, że jestem złamanym chujem, że nie mam kręgosłupa... No gdybym go nie miał, to nie umiałbym stać prosto - I znowu uśmiech i uniesiona głowa. - Pewnie dlatego tak bezpardonowo tu wparowałem. Plotki też robią swoje... Ale nie żałuję... - Mogła się tylko domyślać o czym mówię. Spojrzałem jej w oczy, ale nie umiałem nic z nich wyczytać. Przyglądałem się jej jeszcze chwilę w milczeniu. Szczególnie, gdy opowiadała o Taronie... Po słowach o Potworze jednak spoważniałem. Ludzie tak niesprawiedliwie nazywają innych Potworami. Nawet gdy na to nie zasługują... Ona szczególnie na to nie zasługiwała. Ani na to, ani na odszczepieńca. Też nie byłem odszczepieńcem... Nikt nie miał prawa kogoś tak nazywać.


Zmarszczyłem nieco brwi, walcząc z sobą... Poprzednie wątpliwości co do bycia jej małpką powoli się rozwiewały. Wydawała się mówić szczerze, ale nie wiedziałem na ile to zasługa alkoholu, a na ile samej pani kapitan. Przegrywałem... Głupie dwa łyki alkoholu. Stanowczo zbyt mocnego alkoholu. Nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem mówić:
- Nie jesteś potworem. Daleko Ci do niego. I tak, ludzie są tchórzami, bo nie rozumieją wielu rzeczy... - powiedziałem cicho, acz z mocą. Chyba zbyt poważnie. - Ale kogo to obchodzi... Tak samo jak mnie nie obchodzi burdel w kajucie, czy to że właśnie rozmawiam z kimś, z kim nie powinienem rozmawiać. Po prostu to robię, bo mam taką ochotę... I też Cię lubię, Nellrien. Stanowczo zbyt mocno niż powinienem, patrząc na czas jaki się znamy... - dokończyłem. Po tym jednak moje oczy ponownie się roześmiały, a usta rozciągnęły, jak gdyby ostatnie słowa nigdy nie padły.


- I co najwyżej nazwałbym Cię wredną Wiedźmą, która lubi sprowadzać ludzi do parteru i straszyć swoją kuszą - oznajmiłem jej prosto w twarz. - A ja tchórzem pierdolonym nie jestem - Ba! A co będzie sobie myśleć. Odłożyłem butelkę, którą trzymałem w dłoni, na podłogę przy łóżku. Chciałem poczuć alkohol, ale z racji tego, że pani kapitan zaczynała trzeźwieć, a raczej zażyła swoje magiczne ziółka, stwierdziłem że byłaby to lekka głupota. Szczególnie, że dopływaliśmy do brzegu. Nie wiadomo co tam było. W decyzji utwierdziły mnie słowa o "śmierci na dupie świata". Swoją drogą ciekawe sformułowanie, może pan Gryzipiórek mógłby co nieco się od niej nauczyć?
- No nie będziemy przecież wymieniać się teraz rolami - wyjaśniłem, gdy obserwowała co robię. - Zobaczymy więc, czy ta wredna suka wpierdoli mnie na zbity pysk ze swojej kajuty i czy faktycznie nie da się tak lubić jak reklamujesz. - Puściłem jej oczko, obserwując jak zareaguje.


Ach, ta ciekawość...

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

40
Aremani i Dandre

Dziewczyna przez chwilę przyglądała się bardowi z rezygnacją w oczach. Cały jej piękny plan runął właśnie w gruzach, a do tego wylądowała w miejscu i towarzystwie takim jak to. Raczej nie miała teraz w głowie szczególnie optymistycznej wizji przyszłości. Wyciągnęła w końcu rękę i chwyciła go za dłoń, by wstać korzystając z oferowanej pomocy.
Teraz oboje mogli się jej przyjrzeć dokładniej. Faktycznie wyglądała jak ktoś, kto twierdząc, że za siebie zapłaci, naprawdę to zrobi. No i daleko jej było do przeciętnej złodziejki, plączącej się po portach i innych ciemnych zakamarkach miasta. Spod jej płaszcza wyzierały ubrania dobrej jakości, porządne, skórzane buty, ozdobne sprzączki, sakiewki z wzorzyście tłoczonej skóry. Może nie świeciła biżuterią i kolorowymi barwami tkanin, ale wyróżniała się. I to całkiem mocno. Jakby nie wystarczyło, że była tu nieproszonym gościem i raniła jednego z członków załogi...
- Zabiorę tylko swoje rzeczy - westchnęła i ruszyła w stronę magazynu. Jeśli Dandre chciał iść tam z nią, by jej przypilnować, nie protestowała. Ale nie miała już powodów, by uciekać i usiłować ukrywać się dalej, więc chwilę później wyszła stamtąd z dużym, skórzanym, zdobionym plecakiem przerzuconym przez ramię, mniej lub bardziej gotowa do stawienia czoła konsekwencjom.
- Spierdalaj - warknął Kerwin, gdy Birian odezwał się do niego, ale sięgnął po wskazaną manierkę i pociągnął z niej z przekonaniem. Cóż, trudno było się po nim spodziewać przyjacielskiego nastawienia względem człowieka, który zrzucił go ze złodziejki kopniakiem tak celnym, że prawie pozbawił go przytomności. Mimo to, ból już chyba przechodził. Choć wykrwawił się dość poważnie, to lecznicze działania Aremani robiły swoje.

Kerwin odprowadził Biriana i Neelę spojrzeniem, by przenieść je potem na siedzącą obok niego zielarkę. W gorącym klimacie archipelagu żeglarze rzadko kiedy przejmowali się tym, by porządnie sznurować koszule. Miało to swoje plusy, Aremani musiała przyznać, że przyjemnie czasem było na nich popatrzeć, nawet jeśli nie byli skłonni do rozmów. Ten jednak siedział tak blisko niej, że mogła bardzo szczegółowo przyjrzeć się wszystkim mniej lub bardziej starannie wykonanym tatuażom na jego skórze. Niektóre wyglądały, jak zrobione przez profesjonalistów. Inne, jakby tatuował go pijany w sztok kolega z załogi, na pokładzie, podczas sztormu. Syrena, na jego nieszczęście, była jednym z tych lepszych.
- Sam iść też dam radę - mruknął. - But waszego śpiewaka za dobrze trafił. Nic mi nie będzie.
Milczał przez dłuższą chwilę. Dandre wspominał o tym, jak ponura i podła była to łajba i Kerwin idealnie wpasowywał się w ten klimat. Aremani chyba nie widziała, żeby kiedykolwiek się uśmiechał i teraz raczej też nie miała tego ujrzeć.
- Twoje... działania... są skuteczne - stwierdził jeszcze. - Jednak nie jesteś bezużyteczna.
Zorientował się chyba, że mogło to nie zabrzmieć zbyt uprzejmie względem kobiety, która właśnie uratowała go przed wykrwawieniem się na śmierć. Skrzywił się i napił ponownie.
- Masz moją wdzięczność.
Wyciągnął długie nogi przed siebie, rozsiadając się trochę wygodniej. Ewidentnie nie spieszyło mu się nigdzie. Jego spojrzenie powędrowało wzdłuż sylwetki siedzącej obok kobiety, ale nie padły żadne słowa. Względem rozgadanego barda nie mógłby chyba stanowić większego kontrastu. Po chwili wyciągnął manierkę w jej stronę, unosząc brwi zachęcająco, jeśli nie zareagowała.
- Mówiłaś, że zaatakowała cię mewa? - spytał, zerkając na jej zakrwawiony rękaw. - Na lądzie pewnie będzie jeszcze gorzej. Więcej zwierząt, które chcą nas zeżreć. O ile nie coś jeszcze gorszego. Przydasz się. I twoje mikstury też. Nie daj się zabić na dzień dobry.

Wchodząc po schodach na górny pokład, Dandre słyszał już znajome okrzyki marynarzy. Rzadko były one słyszalne tak wcześnie rano, ale ten poranek był nieco inny. Słońce dopiero zbierało się do wzejścia, a oni już musieli szykować się do opuszczenia statku. Neela szła obok niego z ponurym wyrazem twarzy.
- Jeśli to, co mówiliście, to prawda, to ten nóż będzie mi potrzebny - odparła.
Deski trzeszczały pod ich butami, a zza uchylonych drzwi do środka wpadał już delikatny poblask powoli rozpoczynającego się dnia. Kobieta zerknęła z ukosa na swojego towarzysza.
- Umówmy się, że wszystko ci powiem, jak przeżyję następne pół godziny, hm? - wsunęła ręce do kieszeni płaszcza. - Inaczej nie będzie to i tak miało żadnego znaczenia.
Gdy wyszli na górny pokład Starej Suki, ich oczom ukazał się widok potwierdzający to, o czym wspominała Aremani. Na deskach leżało kilka przeszytych strzałami lub bełtami biało-szarych mew, znacznie większych, niż przeciętnie. Kilka osób stało z bronią gotową do strzału, gdyby nadleciały kolejne. Na wprost, za dziobem statku widoczna była wyspa - cel ich podróży, teraz wyraźnie odcinająca się od wschodniego nieba. Półorcza pani oficer wydawała właśnie jakieś polecenia jednemu ze swoich podwładnych, ale gdy kątem oka spostrzegła nadchodzącą dwójkę, odwróciła się do nich.
Początkowo pewnie sądziła, że towarzyszy mu Aremani, ale szybko zorientowała się, że w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Rzuciła przez ramię dwa imiona i machnęła dłonią. Dwa naciągnięte łuki skierowały się w stronę nieznajomej jej kobiety. Dopiero wtedy podeszła bliżej. Górując zarówno nad Neelą, jak i nad Birianem, oparła dłoń o głowicę przypiętej do pasa broni. Przesunęła spojrzeniem po sylwetce złodziejki, w milczeniu - i dość szybko - dochodząc do własnych wniosków.
- No proszę - warknęła. - A ja się zastanawiałam, kogo z załogi poświęcić jako przynętę dla tych pierdolonych mew. Jak widać, już nie muszę się martwić. Skąd ją wziąłeś, Birian?

Shiran

- Oszywiście - mruknęła Nellrien, lustrując go wzrokiem od stóp do głów. Prawdopodobnie słyszała już takie deklaracje i nie robiły one na niej wrażenia. Każdy mógł powiedzieć to samo, co teraz mówił jej nieproszony gość.
- Plotki? - powtórzyła, marszcząc brwi. - Aaa, o tym, że jestem wampirem. Może jestem.
Syknęła złowrogo, wystawiając kły w jego kierunku. Nie były one niestety w żaden sposób imponujące. Ot, zwyczajne, ludzkie zęby, z których kły wyróżniały się wyłącznie kształtem. Jej udawanie wampira mało było przekonujące - może działałoby to lepiej, gdyby nie była kompletnie pijana. Teraz bardziej przypominała zaspanego kota. Najwyraźniej ziółka na wytrzeźwienie nie zaczęły jeszcze działać.
- Może jestem faktycznie. Tym potworem. Nie wiesz tego. Robię różne potworne rzeczy.
Uniosła dłonie do góry, jedną z nich ustawiając płasko, a drugą przesuwając po niej, udając spacerującego po czymś człowieka. Wydała z siebie dźwięk prawdopodobnie mający oznaczać protest, a potem spacerowicz z cichym krzykiem spadł z płaskiej ręki i uderzył w zmięty koc, na którym leżeli. Z ust rudowłosej rozległ się dźwięk przypominający plusk fal. Przygryzła lekko wargę, zerkając na Shirana z rozbawieniem, zupełnie jakby wyrzucanie kogoś za burtę na oczywistą śmierć w morskiej toni było iście komediowym wydarzeniem. Wzruszyła ramionami.
- Pewnie bym się nie pierdoliła i zastrzeliła cię od razu, gdybym była trzeźwa - przyznała bezceremonialnie. - Masz szczęście.
Przez kolejne minuty niezobowiązującej pogawędki niemal widział, jak z chwili na chwilę jej uśmiech blednie, a z oczu znika ta błogość, którą przynosił rum, czy co tam innego wypiła. Gdzieś w międzyczasie uniosła nogi, by oprzeć je o stół, ale to skończyło się tylko przypadkowym zrzuceniem z niego jakiejś butelki i parszywym przekleństwem. Milczała potem długo, opierając dłonie najpierw na brzuchu, a potem na głowie, z zamkniętymi oczami. I kiedy odwróciła znów głowę do Shirana, długie kilka minut później, z łatwością zrozumiał, że - tak, jak zapowiadała - beztroska się właśnie skończyła. Spojrzenie było już w stu procentach obecne, nastrój dużo mniej radosny, ale mimo to kącik jej ust nadal unosił się w półuśmiechu.
- Zrobi to, bo wyjście stąd razem z tobą zniszczy mi reputację - stwierdziła, znacznie bardziej przytomnie niż przedtem. I wyraźniej, przede wszystkim. - Ale nie bierz tego do siebie. Po prostu nie może teraz każdy wparowywać tu jak do siebie. I ty też nie możesz. Mam nadzieję, że to jasne. Sądziłam, że postawienie człowieka przed drzwiami wystarczy, ale najwyraźniej miał lepsze rzeczy do roboty, niż wypełnianie prostych rozkazów.
Usiadła z powrotem i przetarła twarz dłońmi, a potem odgarnęła z niej splątane włosy. Westchnęła, gdy zorientowała się, że nie jest w stanie nawet przeczesać ich palcami, ale skończyło się to tylko na zebraniu ich i niedbałym związaniu z tyłu głowy.
- Wspaniały to był poranek, nie zapomnę go nigdy, a teraz zbieraj się, Płomyczku - sama też wstała, by podejść do skrzyni w kącie kajuty. Pochyliła się, by wyciągnąć z niej świeże ubrania. Takie, które nie cuchnęły alkoholem. - Mówiłeś, że dopływamy do wyspy. Muszę się spotkać z Orghostem i Morthonem. Trzeba zaplanować działania, dopilnować ludzi, opierdolić kogo trzeba że cię tu wpuścił. No i muszę się przebrać. Nie będę tego robić przy tobie.
Obróciła się z powrotem do półelfa, a wyraz jej twarzy złagodniał. Patrzyła na niego przez chwilę przez dzielący ich półmrok kajuty. Płomień świecy chybotał lekko, rzucając ruchomy cień jej smukłej sylwetki na przeciwległą ścianę. Po chwili namysłu podeszła bliżej, zatrzymując się nad nim - lub tuż obok, jeśli też wstał.
- Dziękuję - powiedziała cicho, a na jej usta jeszcze na moment wypełzła namiastka uśmiechu. Przez chwilę wydawało się, że chce dodać coś jeszcze, ale zrezygnowała. Pokręciła głową, zmieniając zdanie. - I uprzedzam, że jak poza tą kajutą nazwiesz mnie inaczej, niż panią kapitan, to na kontynent będziesz wracać wpław.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

41
Aremani wypuściła w akcie drobnego śmiechu powietrze przez nos, gdy jej "pacjent" warknął inwektywą w stronę barda. Zaskakujące, ileż mogło wyrazić jedno słowo i jak bardzo poprawiło jej to humor. "Moją rozrywką mogłoby być oglądanie jak ktoś okłada Biriana, gdy ten próbuje recytować poezję miłosną."
Rana Kerwina nie wyglądała już tak źle a opatrunek wydawał się solidny, więc na pewno spełni swoją rolę jeśli go zostawi. Niemniej... dalej coś tam poprawiała, by mieć wymówkę, by jeszcze popatrzeć na z lekka roznegliżowanego mężczyznę. Gdy ten odprowadzał Dandre i Neelę wzrokiem przyjrzała się dokładniej jego tatuażom, wyobrażając sobie, że każdy z nich niósł ze sobą jakąś ciekawą historię. Zarówno dotyczącą jego znaczenia jak i okoliczności wykonania. Ale gdy tylko ten znów spojrzał na nią zielarka przeniosła pospiesznie wzrok na bandaż. "Tylko się nie zarumień, idiotko... czy coś."
Kerwin wspomniał coś o bucie, na co Aremani zdawała się mieć przebłysk eureki, gdy połączyła fakty. "Czyli tamta go dziabnęła a Birian powalił kopniakiem... Musiał to zrobić z zaskoczenia, inaczej nie dałby rady takiemu bykowi. A skoro zaatakował Kerwina... No tak, typowy rycerzyk. Musiał ratować damę w opałach. Ach, Ci romantycy." Jej "niedoszły" narzeczony też był romantykiem. To znaczy, podobno. Tak jej powiedziano, ale na oczy gościa nie widziała, bo zdążyła uciec z tej porypanej wyspy. "I chyba dobrze, bo takie typy najwidoczniej nie umieją myśleć logicznie." Jednak na głos nic nie skomentowała.

Chwila milczenia wróciła statkowi jego nieprzyjemny klimat, na co Aremani przeszły ździebka ciarki. Nie wiedziała, czy bardziej nie podobało jej się to czy rodzinna wyspa gdzie wszyscy mieli kij w dupie... Widocznie nie dane jest jej obracać się w przyjaznych atmosferach. Gdy Kerwin przerwał milczenie swoim pierwszym zdaniem Aremani uśmiechnęła się. Ta sentencja brzmiała jej tak zabawnie. Jakby ktoś oceniał ją na jakimś teście teoretycznym, a nie dziękował za uratowanie życia. Już otworzyła usta by to skomentować, ale Kerwin powiedział drugie zdanie, które kompletnie wybiło dziewczynę z dobrego humoru. "Jednak nie jesteś bezużyteczna? No jasne, wiadomo, jak zobaczył mnie pierwszy raz to pewnie ledwo śmiech powstrzymał!" Emocje wzbudzały się w Aremani. Odsunęła dłonie od na domiar oglądanej rany. Już nie miała ochoty go dotykać ni na niego patrzeć. Wróciły jej poprzednie przemyślenia, wspomnienie tego jak bardzo męczyła się z durną mewą... "Po chuj mnie w takim razie brali jak na pierwszy rzut oka uznają, że bezużyteczna gówniara? Może na mięso armatnie, jakiś potwór zeżre i będzie chwila z głowy. To na chuj wtedy te szkolenia, na chuj to wszystko?!" Zauważyła jednak, że Kerwin skrzywił się lekko i pociągną z manierki. Może zdał sobie sprawę, że kiepsko to zabrzmiało?Najwidoczniej, skoro dodał po tym inne zdanie.
- Chyba rzadko zdarza Ci się dziękować, nie? Bo słabo Ci to wychodzi. - powiedziała, aczkolwiek tak pół żalem a pół żartem.

Marynarz rozluźnił się, co dobrze w sumie świadczyło o jego samopoczuciu. Aremani poczuła trochę bardziej jego wzrok na sobie, ale nic nie powiedziała. Normalnie pewnie by rzuciła jakimś tekstem o "oglądaniu towaru" czy coś w tym stylu, ale jakoś nie miała ochoty. Co raz ciężej było jej rozgryźć tego gościa. Zaproponował jej gula z bardowskiej manierki, ale odmówiła.
- Niee, dzięki. Może w innych warunkach. Ale wezmę to, dobrze? Oddam od razu Birianowi. - Dziewczyna wzięła naczynie od Kerwina, chowając je do leżącej na ziemi sakwy i zarzucając ją znów na plecy.

Wysłuchała jeszcze "przestrogi" Kerwina kiwając twierdząco głową.
- Oj przydam się, jak widać na załączonym obrazku. - powiedziała, trochę dziwiąc się samej sobie, gdy jeszcze przed chwilą myślała o sobie w najgorszych kategoriach.
- Spokojnie, mam do zaoferowania znacznie więcej niż kawałek płótna i kolorowe soczki. Oj, zdecydowanie znacznie więcej... - rzuciła, chcąc zabrzmieć tak trochę bardziej tajemniczo i... ponętnie? "A może bardziej głupio? Tak, zdecydowanie zabrzmiałam głupio."
- To ja yyy... Pójdę już tam na pokład. Ktoś musi pomóc bardowi. bo na razie mam obawę, czy Jego Złotoustość nie wywoła jakieś afery. No i ten, ech... Obiecałam. Także... - Aremani wykonała żołnierskie pożegnanie, odwodząc dwa palce od skroni. - Trzymaj się. Do zobaczenia na lądzie. Albo... gdziekolwiek. - wyszła pospiesznie, a Kerwin zdecydowanie zdołałby jeszcze dostrzec, jak się zarumieniła.


Ćwierćelfka wyszła w pośpiechu z magazynu i znaną już jej drogą poleciała w stronę wyjścia.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

42
No rozbawiła mnie. Po raz kolejny. To jej udawanie wampira, co w sumie wyszło jej dość uroczo, nawet jeśli była w pijaczym amoku. Podobnie było z pokazywaniem straceńca. Wiadomo, trzeba mieć na statku jaja, szczególnie gdy jest się śliczną buźką. Nie dziwnym więc było, gdy zakomunikowała mi, że jestem szczęściarzem, bo na trzeźwo by pewnie mnie odstrzeliła. Byłem szczęściarzem - nie ma co ukrywać. Pokiwałem więc tylko głową, ale oczy nic nie zdradzały. Nie czułem strachu, nie czułem ekscytacji, a adrenalina już dawno wyparowała, niczym rozlany alkohol... Czułem obojętność - mogła równie dobrze strzelić.

To nie jest jednak czas na dywagacje o życiu, śmierci, odchodach, czy innych baaardzo przyjemnych rzeczach. Teraz był czas trzeźwienia! Dwa porządne łyki powoli odpuszczały, czego nieco żałowałem, bo miałem ochotę naprawdę mocno się nagrzmocić. Łeb w łeb szła też ze mną sama Nellrien, która z minut na minutę poważniała coraz mocniej. Doszło nawet do chwili milczenia, po której się odezwała. Totalna zmiana, ale czy na gorsze? Nie powiedziałbym. Dalej ją lubiłem.

- Rozumiem - odpowiedziałem. Było jak mówiła, bo nie mogła sobie pozwolić na zniszczenie takiej reputacji.
- Czyli nigdy więcej nie chcesz mnie tu widzieć? - zapytałem, przekrzywiając głowę. Proste nie od kobiety jej rangi, znaczyło proste nie. Trzeba było wtedy zniknąć i nigdy więcej się nie pojawiać. Miałem nadzieję, że usłyszę coś innego, bo... Nie... To głupie. Nie chciałem dopuścić niektórych myśli do świadomości, więc musiałem znaleźć sobie inne zajęcie. Dla przykładu obserwowanie samej pani kapitan. Tego jak się porusza w pełni trzeźwa. Jak przeczesuje poplątane włosy i jak... Zadaje się żałować sytuacji, w której się znajduje. Wstała, podeszła do skrzyni, ale podsunęła mi też tym całkiem szalony pomysł, który bardzo mi się spodobał.


- Ojoj, ktoś tu się wstyda. - Puściłem jej oczko. - Dobrze, wyjdę. A co do opierdalania tego, kto miał pilnować drzwi, to nie bądź zbyt surowa. Inaczej byśmy się nie poznali. - W moim głosie pobrzmiewała dziwna... czułość? A może raczej utęsknienie? Prawdą jest, że nie żałowałem ani trochę poznania Nellrien i liczyłem, że to nie będzie nasza ostatnia rozmowa. Chciałem więcej... Szczególnie, gdy zbliżyła się do mnie i podziękowała. Czułem jej przesiąknięty rumem zapach, ale też widziałem jej uśmiech w kącikach ust. Nie mogłem się nie uśmiechnąć.
- Czyli bez rumowego buziaczka - zapytałem, udając smutek. Znałem jednak odpowiedź. - I nie rób ze mnie idioty, Iskierko. - Trzeba było znaleźć jej nowe przezwisko. - Nie będę podważać Twojego autorytetu poza kajutą. Nie po dzisiaj... - dokończyłem tajemniczo.


Westchnąłem ciężko, obracając się i zmierzając powoli, w kierunku drzwi. W końcu teraz albo nigdy:
- Niekompetencja jest koszmarna - zacząłem. - Gdybyś miała jej dość, Nellrien, to może całkiem niezły moment do zwerbowania osobistego kmiota. Kogoś kto jest szczery, nie boi się spojrzeć Ci w oczy, doradzić, krytycznie ocenić Twojej decyzji, czy chociażby załatwić brudną robotę. Takie wydłużenie ręki... - Nieco kuriozalnie wyciągnąłem przedramię, po którym przeszedł ludzik z palców, który spadł na samym końcu dłoni. Spojrzałem jej w oczy, ale nie czekałem na żadną reakcję. - Chętnego już masz - powiedziałem cicho. Głupia nie była, powinna domyślić się od razu, że mówię o sobie i że proponuję jej właśnie swoją lojalność - Ale decyzja jest Twoja, bo wiem, że niełatwo jest komukolwiek zaufać. Szczególnie nowo poznanej osobie...


Powoli zacząłem iść w kierunku wcześniej obranym - znaczy w kierunku drzwi.
- Nie śpiesz się... Ale mam nadzieję, że to nie była nasza ostatnia nieoficjalna rozmowa i że jeszcze się zobaczymy, pani kapitan - mrugnąłem do niej okiem.

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

43
Rozumiał rezygnację, która biła z jej spojrzenia i choć starał się robić jak najlepszą minę do złej gry, to obawiał się, że jakiekolwiek próby podniesienia kobiety na duchu najpewniej spełzną na niczym. Patrzył na nią i z każdą sekundą w jego umyśle pączkowały nowe pytania, prosząc się o to, by wypluł je z siebie najszybciej, jak tylko się da, Birian jednak uparcie gryzł się w język, wierząc, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to jeszcze będzie miał na to okazję. Pomógł kobiecie wstać i dopiero teraz jego wzrok uciekł poza obszar jej twarzy. Z pewnością nie wyglądała jak zwykła złodziejka, czy pierwsza lepsza włóczęga z ulicy. Ubiór Neeli wręcz bił po oczach jakością wykonania, a sprzączki przy nim, ba, nawet sakwy, były w przyjemny dla oka sposób ozdobione. Nie uświadczyło się u niej niczego burżujsko ekstrawaganckiego, nie biła po oczach biżuterią wysadzaną klejnotami, jednak czuć było od niej klasę i pieniądze… Co jeszcze bardziej zbijało barda z tropu. Skoro nie narzekała na brak złota w sakiewce, to czemu, u licha, wkręcała się na krzywy ryj na pierwszy lepszy statek w porcie? Zew przygody, czy coś więcej?
- Dobrze, zaczekam. – odpowiedział, skinąwszy jej głową. Zdecydował nie iść za nią między skrzynie, nie widział ku temu najmniejszego powodu, gdyż ciekawość tym razem dała mu chwilę wytchnienia. Neela wróciła po chwili ze sporym, rzucającym się w oczy plecakiem przerzuconym przez ramię. Dandre pokręcił głową, a lekki uśmieszek sam wpełzł mu na usta.
- Zaprawdę, zadziwiająca z ciebie persona. Prowokujesz wiele pytań. – rzekł, mrużąc lekko oczy, ale nie ciągnął dalej tematu. Wyglądała jak panna z dobrego domu, która nigdy wcześniej nie została wystawiona na cuda wielkiego świata. Jej ubiór, a właściwie ekwipunek podróżny, krzyczał o naiwności; nikt o zdrowych zmysłach na trakcie nie chciał sprawiać wrażenia jakoby miał czym wypchać sakiewkę, chyba, że podróżował ze świtą… A jednak sama panienka nieomal zabiła dwa razy większego od niej mężczyznę, który zaszedł ją od tyłu.


Na komentarz Kerwina jedynie parsknął rozbawiony. Nie był typem osoby, która chowała urazę, a mężczyźnie dał bardzo dobry powód do niechęci. Miał tylko nadzieję, że biedakowi chociaż wino zasmakuje. Pamiętał jak przed laty na jednym z balów pewien szlachcic wyzwał go na pojedynek. Jak to często w życiu bywa, poszło o kobietę, lecz tym razem sumienie muzyka było czyste jak łza, gdyż dama była jedynie elementem westchnień arystokraty, nie zaś mężatką. Birian, lekko podchmielony i ośmielony niepozornym wyglądem otyłego mężczyzny przyjął wyzwanie bez wahania, wierząc, że wszystko szybko się rozwiąże. Nie przewidział jednak, że arystokrata bynajmniej nie miał zamiaru brudzić sobie rąk i przyprowadził ze sobą najemnika z południa. Nie pamiętał, czy mieli bić się do pierwszej krwi, czy na śmierć, ale sama walka wypaliła mu się w pamięci. Czuł, że prawie tam zginął, jeden desperacki manewr sprawił, że wyszedł z potyczki zwycięsko, samego najemnika zaś uczynił kaleką. Dandre robił w życiu wiele rzeczy, które później dręczyły go, gdy spoglądał w przeszłość, ale z jakiegoś powodu tego mężczyzny było mu naprawdę niezmiernie żal. Był w tym jakiś wyższy bezsens, bezsens nieomal wojennego kalibru; nie było między nimi wrogości, jeno konflikt interesów.
Jak było z Kerwinem? Kerwina niemal zabił romantyzm.


Zatopiony w myślach Dandre prowadził kobietę na spotkanie, które mogło być jednym z jej ostatnich. Okrzyki marynarzy zlewały się z szumem morza, a pogodny uśmiech z twarzy muzyka spłynął jak łza z policzka dziewczęcia o złamanym sercu, zastąpiony posępną zadumą. Jak przez mgłę słyszał słowa Neelii.
- Zobaczymy jak przywita nas nowy świat… Ale jeśli jest taki jak nasz, to raczej nie lubi obcych. Spokojnie, niedługo go odzyskasz, nikt nie puści cię tam bezbronnej. – powiedział, aktorsko wysilając się, by włożyć w swe słowa coś, co mogło brzmieć jak szczere przekonanie.
- Będę cię trzymał za słowo, Neelio. A muszę cię ostrzec, że paskudnie pamiętliwa ze mnie osoba. I ciekawska, jak każdy śmieszny poeta. – posłał jej ostatni uśmiech, nim oparł rękę o drzwi.
- Przeżyjesz. – rzekł z naciskiem, wkraczając na górny pokład.


Napotkał tam zaś widok zgoła niecodzienny, podziurawione strzałami i bełtami mewy, walające się po deskach i kilkoro ludzi z bronią gotową do strzału.
A więc tak witasz obcych, Wyspo. Ostrymi dziobami i krwią. Czyżbyś nie lubiła wizyt? A może wiesz już, co przyniesie Ci cywilizacja?


Pewnym krokiem ruszył ku pani oficer, wykrzykującej akurat jakieś rozkazy. Zobaczyła ich i już w parę sekund później dwa łuki były wycelowane w ich tajemniczą pasażerkę.
- Okazało się, że mieliśmy pasażerkę na gapę, pomieszkiwała w magazynie. – stanął w miejscu, wyprostowany i spokojny. Patrzył w oczy pani oficer, nie odwracając wzroku nawet na chwilę. – Doszło tam do pewnego brutalnego incydentu z… – zmarszczył czoło, próbując przypomnieć sobie imię marynarza – …z Kerwinem, który nakrył ją na próbie zdobycia jedzenia, ale wszystko jest już pod kontrolą. Zareagowałem, słysząc szamotaninę i prawie biedaka zabiłem, myśląc, że próbuje zgwałcić tę kobietę. Błędnie oceniłem sytuację, ale młoda Aremani stanęła na wysokości zadania i posklejała go do kupy. Jestem gotowy przyjąć ewentualne konsekwencje tego czynu. – przerwał na moment i ruchem głowy wskazał na Nelię.
- Jeśli zaś chodzi o tę kobietę, twierdzi, że jest w stanie zapłacić za podróż. Tak pieniądzem jak i pracą własnych rąk. Myślę, że jak najbardziej może okazać się przydatna, szczególnie, że nie wiemy, co tam na nas czeka. Przyda nam się każda para rąk.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

44
Aremani

Zatopiona w swoich rozmyślaniach, w tych lawinach słów niewypowiedzianych, mogła nie zauważyć, że Kerwin przez cały ten czas intensywnie ją obserwuje. Jego brwi powędrowały w górę z jemu tylko znanego powodu, ale dopóki sama zielarka się nie odezwała, on także nie dopowiadał nic więcej. Dopiero gdy spytała o jego doświadczenie w dziękowaniu ludziom, parsknął suchym śmiechem.
- Następnym razem postaram się bardziej - obiecał. - Tobie też niektóre rzeczy nie najlepiej wychodzą. Twoja twarz jest jak powierzchnia wody przy plażach Taj'cah. Widać wszystko, co dzieje się pod spodem.
Postukał się palcem w skroń. Prawdopodobnie nie miał na celu zawstydzenia jej, po prostu zauważał fakt. Ciężko było stwierdzić, czy to on miał naturalny talent do domyślania się, co może dziać się w jej głowie, czy na jej twarzy naprawdę wszystkie emocje odbijały się jak w lustrze. Jej było ciężko rozgryźć Kerwina, on jednak twierdził, że nie ma tego problemu, jeśli o nią chodzi.
- Nie wiem dlaczego was wzięli, nie pytałem o wasze doświadczenie i umiejętności, to nie moja sprawa - wytłumaczył się jeszcze, widząc jej minę. - Jesteś młoda, raczej niezbyt silna, chociaż wysoka... - wzruszył ramionami. - Ale okazuje się, że bardziej się przydasz, niż ten poeta pierdolony. Może nawet bardziej, niż niektórzy z nas. To, co powiedziałem wcześniej, miało być... uprzejme.
Cóż, nie wyszło i mężczyzna zdawał sobie z tego sprawę, więc machnął ręką i postanowił nie rozwlekać tego tematu. Za to skinął głową i zakręcił manierkę Biriana, by rzucić ją do Aremani zgodnie z jej prośbą.
Gdy usłyszał jej kolejne słowa, jego brwi powędrowały jeszcze wyżej. Gdyby było tam trochę jaśniej, mogłaby przysiąc, że w jego oczach błysnęły iskierki rozbawienia, poza dość oczywistym i nieszczególnie ukrywanym zainteresowaniem. Zarzucił łokieć na wieko skrzyni, o którą się opierał i przekrzywił nieco głowę, a jego spojrzenie mało subtelnie przesunęło się po sylwetce stojącej przed nim zielarki.
- Nie mogę się doczekać - dotarło do niej jeszcze, gdy pośpiesznie odchodziła w kierunku schodów na pokład, usiłując ukryć rumieniec.
Jej uwagę szybko przyciągnęła sylwetka półelfa, który zniknął na dłuższy czas, ale teraz się odnalazł. Ktoś przebiegł obok Shirana i wbiegł na schody, ale jemu samemu chyba się tak nie spieszyło.

Shiran

- Nie dopowiadaj sobie rzeczy, których nie powiedziałam. Nigdy to duże słowo - odparła Nellrien, rzucając czyste ubrania na łóżko, w miejsce, które przed chwilą sama zajmowała. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, a kąciki jej ust znów uniosły się nieznacznie, gdy usłyszała oskarżenie. - Tak. Jestem bardzo cnotliwa i pruderyjna.
Westchnęła tylko i pokręciła głową, gestem dłoni wskazując mu drzwi wyjściowe z kajuty. Gdy ruszył w ich stronę, z jakiegoś powodu podążyła za nim, odprowadzając go, choć wcale nie miał daleko do wyjścia.
- Hm, czyżby? - mruknęła cicho, słuchając jego propozycji. Przygryzła policzek od środka, przyglądając mu się w milczeniu przez chwilę. Choć przetrzeźwiała już znacząco, tak nadal nie był w stanie niczego wyczytać z jej spojrzenia. Oparła dłonie na biodrach, na wysokości skórzanego paska, który mało już skutecznie przytrzymywał brzeg białej koszuli w spodniach.
- Masz niestety błędne wyobrażenie, że oczekuję krytycznych ocen moich decyzji, Shiran. Ręka robi to, co chcę, żeby robiła. I nie zadaje pytań, a już na pewno nie wyraża swojej opinii - podsumowała kategorycznie. Po tych słowach jednak w jej oczach pojawił się znajomy mu już błysk. - Są inne sposoby wpakowania się do kapitańskiego łoża, niż oferowanie mi swojej bezgranicznej lojalności na gruncie zawodowym. Może jakiś znajdziesz.
Przysunęła się bliżej. Teraz pachniała rumem i nieznanym mu ziołem, które wkruszyła do swojej wody. Światło świecy za jej plecami nadawało rudym włosom ciepłego poblasku. Wyciągnęła jedną rękę, jakby chciała go objąć, ale zamiast tego usłyszał kliknięcie naciskanej klamki i drzwi za jego plecami uchyliły się, otwarte przez panią kapitan.
- Też mam taką nadzieję - uśmiechnęła się nieco złośliwie i popchnęła lekko jego ramię, by odwrócić go do wyjścia. - A teraz żegnam.
Wylądował na korytarzu, naprzeciw młodego marynarza, przeżuwającego właśnie ostatnie kęsy jakiegoś owocu. Na widok otwierającej się kajuty kapitańskiej i wyrzucanego z niej nowego najemnika, znieruchomiał, a jego oczy otworzyły się szerzej w przerażeniu.
- Co do kurwy, Taron? - warknęła Nellrien zza pleców Shirana. - Tak trudno zrozumieć słowa "nikogo nie wpuszczaj"?
- J-ja... tylko na moment... teraz już...
- Teraz to już mi nie jesteś potrzebny. I zastanowię się czy w ogóle będziesz.
- Ten człowiek...
- Sama się tym już zajęłam - rudowłosa machnęła dłonią. - Na górę. Pomóż w przygotowaniach, jak nie chcesz, żebym cię potem zostawiła na Kattok na stałe.
Drzwi zatrzasnęły się z efektownym hukiem, a młody Taron, który ewidentnie nie był tym mężczyzną idealnym, o jakim opowiadała kobieta i który w życiu nie złamałby wiosła, wyprzedził Shirana i pobiegł po schodach na pokład.
Z naprzeciwka, z drugiej strony podpokładu, szła w jego stronę znajoma, wysoka postać - Aremani, zarumieniona i również bardzo się gdzieś spiesząca.

Dandre

Oficer skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, lustrując dodatkową pasażerkę od stóp do głów i jednocześnie słuchając opowieści Biriana. Gdy padły słowa o prawie zabiciu Kerwina, kobieta zaśmiała się tylko krótko, ale szczerze. Nie wyglądała, jakby uwierzyła w ten fragment historii, co mogło zarówno świadczyć o jej zaufaniu względem umiejętności swojego człowieka, jak i absolutnym jego braku w przypadku mężczyzny stojącego przed nią. Mogło to być nieco uwłaczające, trzeba przyznać. Słysząc, że ostatecznie Kerwinowi nic nie jest, skinęła tylko głową. Prawdopodobnie konsekwencje miały przyjść później, gdy Shayane zobaczy rannego żeglarza i dotrze do niej, że Dandre faktycznie nie kłamał.
- To prawda - potwierdziła jego ostatnie słowa Neela, profilaktycznie unosząc dłonie w górę, żeby przypadkiem nikt nie postanowił równie profilaktycznie jej zastrzelić. Była blada i przerażona, ale znalazła w sobie wystarczająco dużo siły woli, żeby mówić. - Jestem w stanie za siebie zapłacić.
- Świetnie, twoje gryfy będą dużo warte poza cywilizacją - prychnęła. - Tak samo jak ty. Wiesz, dokąd płyniemy?
- Tak, proszę pani.
Półorczyca stęknęła z zażenowaniem.
- I jak się niby chcesz tam przydać? Nikt nie będzie cię niańczył.
- Nie potrzebuję niańki. Potrafię o siebie zadbać.
Shayane uniosła brwi w wyrazie politowania i po chwili zastanowienia machnęła dłonią. Dwa wycelowane w dziewczynę łuki opuściły się, a ich cięciwy rozluźniły. Tak samo zresztą, jak ona sama. Wciąż jednak na wszelki wypadek trzymała dłonie w górze.
- Bardzo ciekawe, co panienka w stroju wartym więcej, niż miesiąc życia na pokładzie, jest w stanie dać od siebie. Co potrafisz?
- Znam historię i trzy języki. Potrafię też... kaligrafię... i... - zamilkła na moment, czerwieniejąc, gdy oficer wybuchnęła śmiechem, tak samo zresztą jak kilku stojących nieopodal marynarzy, którzy byli w stanie usłyszeć tę wymianę zdań. - Umiem też walczyć.
- O? - zdziwiła się Shayane, wciąż rozbawiona jak nigdy. - Walczyć, mówisz? Wiecie co, chętnie bym zobaczyła was oboje w akcji, może warto to sprawdzić? Pogromca Kerwina i waleczna bohaterka. Do pierwszego trafienia.
Pod nogami Neeli wylądował pałasz, rzucony przez któregoś z żeglarzy przy akompaniamencie zachęcających okrzyków. Dziewczyna po chwili wahania schyliła się po broń i chwyciła ją... o dziwo całkiem wprawnie, jakby... mówiła prawdę? Zrzuciła plecak i odsunęła go kopnięciem w bok, a potem przyjęła klasyczną szermierczą postawę, czekając, aż Dandre zrobi to samo. Utkwiła w nim przerażone, ale zdeterminowane spojrzenie, zdecydowana jednak udowodnić, że warto zachować ją przy życiu.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

45
Bard uniósł nieznacznie brew, słysząc śmiech pani oficer, gdy wspomniał o incydencie z Kerwinem, ale nie dostrzegał powodu, by próbować wyprowadzić ją z raczej błędnego rozumowania dotyczącego jego persony. Jeśli widziała w nim jedynie gogusia z mieczykiem przy pasie, to nie miał zamiaru wyprowadzać jej na razie z błędu. A może nawet miała trochę racji, kto wie?
Skoro najpewniej nie uwierzyła w tę część jego historii, to przynajmniej wizja ewentualnej kary nieco się oddalała. Bard miał tylko nadzieję, że gdy zobaczy później bladego Kerwina z krwawą dziurą w boku, to nie spadnie na niego nowa fala gniewu półorczycy.


Słuchał z zainteresowaniem wymiany zdań między Neelią a oficerką, uznawszy że najlepiej będzie jeśli samemu zamilknie, pozwalając młodej kobiecie zaprezentować się z jak najkorzystniejszej strony. Z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, słysząc umiejętności, którymi postanowiła się pochwalić. Gdyby spotkał ją na salonach najpewniej byłby zainteresowany rozmową z nią; znajomość historii sugerowała potencjał do prowadzenia ciekawych rozważań i analiz dotyczących czasów współczesnych, zaś znajomość kilku języków z powodów oczywistych imponowała, wskazując na doprawdy sprawny umysł... Jednak w obecnej chwili żadna z tych rzeczy nie miała najmniejszej wartości, podobnie zresztą jak sakiewka wypchana gryfami. Światło cywilizacji niosło się wszak na pochodniach i sztychach mieczy.
Brew barda ponownie nieco się uniosła, gdy dziewczę wspomniało, że potrafi walczyć. Owszem, widział, że potrafiła sprawnie dźgnąć kogoś nożem, ale czy kryło się za tym coś więcej? Odpowiedź oficerki sprawiła zaś, że do jednej uniesionej brwi zaraz dołączyła druga i szeroko otwartymi oczyma Dandre patrzył to na jedną kobietę, to na drugą. Prędko się jednak otrząsnął i wzruszył ramionami.
- Ay, ay, pani oficer. - odrzekł, cofając się o dwa kroki w tył. Zrolował rękawy koszuli, ściągając je za łokcie. Na prawym przedramieniu bielała jakaś stara blizna, odcinając się wyraźnie od karnacji pana Biriana.


Jeden z żeglarzy rzucił pod nogi dziewczyny pałasz, który ta zaraz podniosła. Dobrze leżał jej w dłoni, faktycznie sprawiała wrażenie osoby, która nie raz miała okazję posługiwać się długim ostrzem.
- Coraz bardziej mnie intrygujesz. - rzekł, samemu sięgając po miecz. Dobył go ruchem tak płynnym i naturalnym, jakby robił to wcześniej tysiące razy. Nakreślił w powietrzu mały łuk, nim sztych znalazł się mniej więcej na wysokości kobiecej piersi. Spojrzał jej w oczy, jak zawsze przed rozpoczęciem walki. Była wystraszona, nic dziwnego, ale płonęła w niej determinacja, wyraźnie chciała udowodnić swoją wartość. Uśmiechnął się do niej lekko. Miał zamiar dać jej ku temu okazję.


Postanowił dostosować się do jej gry i samemu przyjął dość klasyczną szermierczą postawę. Gdy tylko stanęli naprzeciw siebie i znieruchomieli na moment, skinął jej głową, po czym wykonał szybki wypad. Ciął od lewej na ukos w dół, mniej więcej na wysokości jej ramienia, chcąc sprowokować paradę. Był w pełni gotowy na ewentualną kontrę, spiął więc wszystkie mięśnie w gotowości do uskoku w tył, bądź przechwycenia uderzenia na swoje ostrze.
Zależało mu na tym, by poczuć jak walczy. Zawsze uznawał, że jeśli pojedynek nie może zakończyć się śmiercią jednej ze stron w jednym uderzeniu, to pierwszych kilka wymian ciosów służy za swoiste powitanie, wymianę imion, sprawdzanie odruchów i sposobu bycia przeciwnika. Dzięki specyfice broni miał nad nią przewagę kilkunastu centymetrów, jednak jeśli dziewczyna wiedziała co robiła, to mogła nadrobić to szybkością. Nie lekceważył jej w najmniejszym stopniu, w pełni skupiając się na śledzeniu każdego ruchu kobiety czy nawet drgnięcia mięśni pod ubraniem, które mogłoby sugerować początek wypadu z jej strony. Nie chciał robić jej krzywdy, ale nie miał również zamiaru dawać jej forów; zależało mu na tym, by mogła faktycznie się wykazać.


Po pierwszej wymianie ciosów odskoczył z powrotem do pozycji wyjściowej, oparł dłoń o biodro i ugiął lekko kolana, przyjmując pozycję defensywną. Sztych miecza bezbłędnie i bez ustanku mierzył w jej serce.
- Teraz ty mi się przedstaw, moja droga. Pokaż jak atakujesz. - mówiły jego piękne, niebieskie oczy, teraz zadziwiająco zimne i skupione, jakże inne od tych, które patrzyły na nią przed paroma minutami pod pokładem.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”