[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

61
Aremani z niesmakiem skierowała oczy w stronę źródła brzmiącego głosu Dandre gdy ten zarzucił jej, że jest "ograniczona", ale nie siliło jej się już unosić głowy i zaszczycać barda swoim spojrzeniem. To, co nazywano tu poduszkami, było w tym momencie aż nadto przyciągające. Żuchwa mu się nie zamykała, co wprawiało Aremani w irytację, aczkolwiek w jego mowie dało się słyszeć pewne znużenie. No i w sumie teraz, gdy byli w chwili odpoczynku i nie działo się nic poważnego, to gadanina Biriana z słowa na słowo znów wydawała jej się intrygująca, a nawet zabawna. Przypomniało jej to ich pierwszą rozmowę, podczas nocnej warty. To miłe uczucie wiedzieć, że barda czasem miło słuchać.
"Szkoda tylko, że nie umie zamknąć tej użytecznej jadaczki gdy trzeba. Na przykład zanim się ktoś wykrwawi."

Shiran odezwał się na chwilę, co było, o dziwo, miłą odmianą, bo pomimo swej kąśliwości jego głosu nie miała już dość. Nawet pozwoliła sobie zamknąć oczy i tak... bezwładnie odpływać w stronę krainy snów... Dopóki Shiran nie wspomniał o Kerwinie. Młoda zerwała się nagle ze swojej leżącej pozycji a jej wzrok spiorunował wręcz półelfa z wyraźną żądzą mordu.
- Przytkaj gębę, gównomordy. -w sumie nie wie, czemu to powiedziała. Próbowała na szybko przywołać bądź wymyślić jakąś obelgę, no ale skutek był widoczny. - Spróbuj dzisiaj zasnąć a przysięgam, że się nie obudzisz.
Aremani ostentacyjnie runęła plecami z powrotem na koję i w obrażonym geście (na ile użytecznym, skoro nikt jej tam na górze nie widział?) skrzyżowała ręce. W tym czasie Shiran zdążył dokończyć swój wywód detektywistyczny.
- Opatrzyłam mu ranę, nic więcej! Mięśniak, gbur i ciołek jak ich mało... A z resztą na chuj ja Ci się tłumaczę?! Pewnie żeś sam coś chędożył w tej kajucie z której jebało gorzelnią, ale patrząc na Ciebie to najwyżej były to szczury pokładowe.

Jej humor i panującą atmosferę wywróciło jedno słowo Neeli. "Uciekłam" wystarczyło, by Aremani przestała odczuwać gniew na półelfa, a jej głowę wypełniło kilka obrazów. Z nocy, w której sama zresztą uciekła. Wraz z tym gdzieś pojawiły się z dawna odrzucane myśli i emocje temu towarzyszące. Sama nie wiedziała, jak określić to co czuje, ale było w tym na pewno trochę smutku. Oddychała sobie głęboko słuchając reszty historii Neeli, a ręce na jej brzuchu unosiły się wraz z przeponą, przez co czuła każdy wdech i wydech. Jej nazwisko jej nic nie mówiło, ale wspólny motyw ucieczki przed narzeczonym był dobitnym zbiegiem okoliczności.
Aremani zmusiła się ostatni raz, by zerwać się z pozycji leżącej i schyliła się w stronę dolnej pryczy, a wraz z jej głową poleciała cała kaskada jej włosów.
- Hej, spokojnie. Jesteś teraz z nami. Wiesz, przynajmniej na czymś stoisz. Jeszcze będzie czas, by przemyśleć co dalej, ale teraz możesz oderwać się od przeszłości i... skupić się na teraźniejszości.- dziewczyna uśmiechnęła się ciepło. - Będzie dobrze.
Aremani wróciła do leżenia, jednak położyła się na bok i dała obie dłonie pod głowę.
- Dobranoc, wypocznijmy wszyscy. Zasłużyliśmy. - Jeśli kontynuowaliby rozmowę to Aremani nie zamierzała w niej już uczestniczyć, tylko naprawdę zyskać kilka chociaż godzin snu. Nie przejmowała się nawet tym, czy będzie chrapać.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

62
Nowa znała się na rzeczy... I nie chodziło o to, że sama dziewczyna była śliczniutka jak łąka podczas przesilenia wiosennego. Wiedziałem to po tym, gdy tylko uśmiechnięta spojrzała się na mnie, podczas słowotoku Gryzipiórka. Jak widać, nie tylko mnie nudziły kwieciste przemowy i inne mądre określenia. No i ta ilość! Więcej niż rumu, który bym w siebie wlewał... Ciekawe, czy Bardziątko dało radę zadławić się własnymi słowami? Musiałoby to wyglądać dość komicznie.

No, ale... Dla równowagi była za to Aremani, która nie była bardzo rozmowa. Przynajmniej do momentu, gdzie usłyszała imię marynarza. Chyba troszkę się przejęła, bo wiązanka jaka wyszła z jej ślicznej buźki, była prawie że zatrważająca moje serduszko. Szlag by to, w myślach zamieniam się w drętwego Grajka. W każdym razie uśmiechnięty od ucha do ucha ległem wygodniej na posłaniu, słuchając wszystkich tych gróźb w moim kierunku, po udanej sesji detektywistycznej.
- Może się nie obudzę... A może obudzę... Albo jakaś piękna dama spróbuje mnie zbudzić pocałunkiem... - Gdybałem sobie, nie kryjąc nieco złośliwego tonu. Byłem prawie, że pewny, że to ponownie obruszy naszego Rudaska. Spojrzałem też chwilowo na reakcję Gryzipiórka i Neeli? Chyba tak miała na imię ta nowa. A że zauważyłem zaskoczone spojrzenie i potrząśnięcie głową, to puściłem do niej jeszcze oczko, gdy kolejny raz na mnie spoglądała.

Chwilę jednak potem cały beztroski czar prysł. Czy to dobrze, czy nie - nie wiem. Usłyszeliśmy za to dość interesującą historię dotyczącą kobiety, która po prostu broniła swego... No siebie, w każdym razie. Po czym uciekła...

Wtedy to wspomnienia uderzyły jak z bicza. Ojciec, który z niezadowoleniem kręci głową. Łzy matki spływające po policzkach. No i ja, skarcona sierota, która kolejny raz wymknęła się z domu poszlajać się po ulicach miasta. Tamtego wieczoru powiedzieli wprost, że mam wypierdalać, jeśli nie chcę się zmienić. No to wypierdoliłem... Potrząsnąłem głową by pozbyć się nieprzyjemnych myśli i przeanalizowałem na spokojnie pozostałą część historii. Zabawne, jak bardzo była do mnie podobna...

- A na moje, to skoro był kutas, to mu się należało i nie ma się czym przejmować. - Powiedziałem spokojnie, nieco zaspanym tonem, zaraz po kochanych zapewnieniach Zielarki. - Kewina nie znam, ale jakby ktoś mnie zaatakował, to też bym się bronił... No i nikt Cię tu oceniać nie będzie, chyba że ubiegasz się o względy tego tam ze słowotokiem. Nie moja broszka, ale zły wybór... - Przekrzywiłem głowę w jej kierunku i uśmiechnąłem się słabo. - A teraz słuchać naszego Kwiatuszka i do spania, bo nie wiem jak wy, ale ja padam na pysk.

W dłuższe dyskusje wdawać się nie zamierzałem... Chciałem tylko, by przyśniła mi się Iskierka.

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

63
Bard wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się półgębkiem, słysząc wtrącenie Neeli.
- A więc byłem twoim pierwszym! Kiedyś musi przyjść chwila, gdy zdaje się sobie sprawę z faktu, iż prawdziwe potyczki faktycznie nie mają wiele wspólnego z tym, czego uczono nas w bezpiecznym domowym zaciszu. Chociaż mam szczerą nadzieję, że nie będziesz miała na nie zbyt wielu okazji. - mruknął, ciągle głęboko zasmucony brakiem swojej manierki z winem. Musiał przyznać, że szkoda by było, gdyby takie dziewczę zmarnowało się gdzieś na głupim wywijaniu mieczem. Imponowała mu swoimi umiejętnościami, miała bez wątpienia talent do szatkowania ludzi, nawet jeśli wciąż zbyt sztywno trzymała się zasad, ale... Bogowie, za śliczna jest i, zapewne, zbyt mądra, by dać się gdzieś pochlastać. Chłopa jakoś nigdy tak nie szkoda.
Próbował sobie przypomnieć moment podobnej rewelacji z przeszłości. Fakt faktem, ojciec zapewnił mu świetnego instruktora, który po wpojeniu młodemu Birianowi podstaw szermierki, zaczął prędko wytykać podręcznikom pewne niedociągnięcia. Praca nóg więc poza wypadami i odskokami, poszerzyła swój asortyment o wachlarz kopniaków, wolna ręka zaś nie musiała wcale opierać się na biodrze, czy stanowić dla szermierza przeciwwagi dla zbrojnego ramienia, a raczej dawała przeciwnikowi w pysk, gdy miecze ścierały się i zastawały w impasie.
Bynajmniej nie dało się jednak przygotować na wszystko, co może spotkać człowieka na trakcie i poza nim. Pan bard nosił na ciele całkiem pokaźną ilość pamiątek po niespodziankach i błędach, które popełnił w czasie walk. Fortuna jednak ciagle się do niego uśmiechała, bo, mimo wszystko, stąpał wciąż po ziemi i miał się dobrze. Może i ona uległa niegdyś jego urokowi?


Z lekkim rozbawieniem przysłuchiwał się wymianie zdań między rudowłosą, a Shiranem, nie angażował się w nią jednak wcale, ziewając jedynie cichutko w międzyczasie. Łóżko kusiło teraz bardziej niż roznegliżowana kobieta, było ziszczeniem wszelkich jego marzeń i pragnień, jednak wiedział, że nie mógł się temu poddać. Nie, dopóki nie dostanie swojej opowieści.

Jedno słowo. Wystarczyło, by momentalnie nieco się rozbudził. Spojrzenie Dandre ponownie nabrało wyrazu, z uwagą patrząc teraz na gapowiczkę.
Ucieczka. I on tak zaczął, kiedy krew brata na rękach sprawiła, że nie mógł sobie pozwolić na dalsze przebywanie w okolicy rodzinnego domu. Wyrzuty sumienia tak ogromne, że nie zatopi ich żadna rozpusta, strumienie alkoholu, czy nawet sam najwyższy wybawiciel; czas. Od feralnego wypadku, tej koszmarnej pomyłki, minęła już przeszło dekada. A on nadal widział Lornana, blednącego z każdą sekundą, gdy przemykali bocznymi ulicami do rodzinnej rezydencji. Wystarczy, że zamknie na moment oczy, by znów zobaczyć swojego brata, barwiącego cały świat szkarłatem... I ludzi wokół, którzy odwracali głowy. Nawet Ujście i jego okropieństwa nie nękały go tak bardzo, jak ten incydent.
Zresztą, czyż nie uciekał przez całe życie? Od odpowiedzialności, od zobowiązań, od rutyny? Od rodziny, której nie mógł już spojrzeć w oczy? I od Svenji uciekł, gdy zdał sobie sprawę, że prędzej, czy później ją zrani. Jedno słowo nowopoznanej wystarczyło, by zdał sobie sprawę, że tak naprawdę jest i zawsze był tchórzem.


Cisza była straszna, więziła go pośród własnych myśli, które zazwyczaj tak bardzo starał się tłumić. Dziewczyna wreszcie ją przerwała, kontynuując swoją historię, a bard niemal padł przed nią na kolana i wycałował ziemię, po której stąpała, za przyniesienie mu chwilowego wybawienia.
Twarz mężczyzny stężała, zastygając w masce gniewu i oburzenia. Nie mógł sobie nawet wyobrazić, jaką bestią trzeba być, by chcieć tak skrzywdzić jakąkolwiek kobietę. Gniew na moment zniknął, gdy wspomniała o siostrze, grożącej jej strykiem. Zrobiło mu się jeszcze bardziej żal biednej Neeli.
- Takie świnie winny być bez pardonu wypatroszone. Dobrze zrobiłaś... I wykazałaś się ogromną odwagą, Bogowie niech będą mi na to świadkami. - wyrzekł w końcu, gdy nieco się uspokoił. Patrzył na nią z głębokim smutkiem, myśląc nad jej utraconą niewinnością i krwią na rękach, o której pewnie nigdy nie zapomni. Spróbował się jednak uśmiechnąć, acz był to uśmiech inny od tych, które słał jej wcześniej. Bardziej ponury, ale kryjący w sobie zrozumienie. - Nic nie myślimy. Panno Cardaillet, jesteś z nami bezpieczna. - ponownie w jego głosie pojawiła się pewna hardość, choć oczy nadal pogrążone były w melancholii - Żaden Kerwin i żaden stryk cię tu nie dosięgnie. Młoda dobrze mówi; spróbuj o tym nie myśleć, nie ważne, jak trudne by się to nie wydawało. Starą Neelę zostaw w porcie. - opadł na posłanie i podłożył sobie ręce pod głowę, w zamyśleniu unosząc wzrok na deski.
- Przed nami nowy, wspaniały świat. Czysta karta... A teraz śpij, śpij spokojnie. I wy też, moja droga bando o niewyparzonych gębach. - - uśmiechnął się nieznacznie. Oczy zamknęły się same, a on tylko modlił się w duchu, by poprowadziły go do zbawczej ciemności, pozbawionej niepotrzebnych myśli.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Starej Suki"

64
Dziewczyna przez długi czas leżała jeszcze z otwartymi oczami, wpatrując się gdzieś w górę, na wylot przez koję Aremani. Jej twarz była nieprzenikniona, choć wyraźnie targało nią mnóstwo emocji - nie wiedzieli tylko jakich. Na pewno obawiała się ich reakcji, te jednak nie okazały się wcale tak wrogie, jak mogła podejrzewać, gdy zdecydowała się wyznać im prawdę.
- Nikt jeszcze nie powiedział mi, że dobrze zrobiłam - odezwała się po kilku długich minutach milczenia. Możliwe, że niektórzy, jak nie wszyscy, zdążyli już zasnąć, wykończeni obfitującą w zdarzenia nocą, a jej słowa nie dotarły do nikogo. Może niektórzy usłyszeli ją w półśnie, nawet nie do końca rejestrując, że miała coś do dodania. Ale zabrzmiała, jakby mówiła bardziej do siebie, niż do nich. Długo jeszcze leżała na plecach, zatopiona w rozmyślaniach, by w końcu też pójść śladem pozostałych, przekręcić na bok i zasnąć, tym razem na czymś wygodniejszym, niż twarda podłoga ładowni.

Obudził ich młody marynarz, którego imię kojarzył tylko Shiran. Taron poinformował ich, że kazano im się przenieść do namiotu na plaży, zjeść coś, a potem zgłosić się do pani kapitan i pół-orczej oficer po rozkazy. Grupy ekspedycyjne ruszają w głąb wyspy, powiedział i nie mając nic więcej do dodania, zmył się, zostawiając ich w poprzednim składzie.
Teoretycznie mieli to zrobić sprawnie, ale nikt ich nie poganiał. Mogli się jednak domyślać, że jeśli będą zwlekać, ich przełożone nie będą zadowolone. Gdy doprowadzili się do porządku i przygotowali do opuszczenia statku, mogli wyjść na zewnątrz. Pokład przywitał ich gorącymi promieniami słońca, które tylko przypomniały Neeli, że założenie płaszcza było głupim pomysłem. Ściągnęła go i wcisnęła w plecak, zostając w kolejnej eleganckiej bluzce, tym razem bez rękawów, z dekoltem obszytym zdobioną taśmą. No nie wpasowywała się tutaj w towarzystwo, zdecydowanie. Mogła być inwestorem, nie uczestnikiem wyprawy.
Statek zakotwiczył w zatoce, nie jako jedyny. Z daleka widzieli już plażę, na której rozstawione były namioty, a między nimi krzątały się załogi wszystkich trzech wysłanych na Kattok okrętów. Z łatwością rozpoznali z oddali rude włosy ich kapitan i wyższą od niej o głowę panią oficer. Kobiety rozmawiały z krasnoludem, który, według ich wiedzy, był kapitanem "Złotej Rzeki", trzeciego ze statków. Według plotek krążących po pokładzie, jedyna osoba, która była w stanie bezpośrednio wpłynąć na decyzje Nellrien Maver. Towarzyszyło im jeszcze dwóch mężczyzn, ale ich trudno było rozpoznać z oddali.
Shiran usłyszał znajomy łopot skrzydeł i na jego ramieniu zacisnęły się szpony. Czarny dziób szturchnął go lekko w bok głowy w geście powitania, a w głowie usłyszał głos, którego przez ostatnią noc tak mu brakowało.
Durne mewy.

Na dole czekała na nich szalupa. Zejście do niej i przepłynięcie na brzeg zajęło im niecały kwadrans, ale wkrótce ich buty zagłębiły się w złocistym piasku plaży wyspy Kattok. Drobinki lśniły w przedpołudniowym słońcu, obmywane przez przejrzyste fale, a zieleń palm i porośniętych klifów intensywnie odcinała się od błękitu nieba. Raj, a nie wyspa.
Nie licząc kilku zarąbanych przez marynarzy mew, leżących przy jednym z dużych głazów.
Ktoś wskazał im przeznaczony dla nich namiot, znajdujący się w trzecim rzędzie po lewej stronie. Nie był niczym niezwykłym, ale w środku znaleźli gotowe do rozłożenia posłania i skrzynię na swoje rzeczy. W dodatku był dość przestronny - na pewno większy, niż wydzielona dla nich na Starej Suce kajuta. Przez ostatnie kilka godzin prace musiały trwać nieprzerwanie. W sumie mieli sporo szczęścia, że ich to ominęło i ktoś inny w tym ukropie odpowiedzialny był za rozładunek. Jeśli chcieli coś zjeść, ich okrętowy kucharz rozdawał póki co suche racje i rozlewał wodę z beczki tym, którzy o to poprosili.
Na środku obozu zbierały się już grupy. Widzieli, że kilkuosobowe drużyny zbroją się i pakują, by wyruszyć w dżunglę. Nadzorowało ich parę osób, zapisując coś w papierach. Nieopodal, przy prowizorycznym stole, osłoniętym białym dachem z materiału, stała Nellrien, krasnolud i wysoki, opalony mężczyzna, omawiając sobie tylko wiadome kwestie.
Gdy spostrzegła ich Shayane, będąca jedną z osób nadzorujących wysyłanie grup w las, machnęła do nich ręką, by podeszli bliżej. Miała na sobie szerokie, bufiaste spodnie i jasną bluzkę, idealną na tę pogodę.
- Dobrze się spało? Została dla was wschodnia część południowej ćwiartki północnej części wyspy - poinformowała ich, uśmiechając się z zadowoleniem, gdy spostrzegła zmieszanie w ich oczach. - Wybierzcie tego z was, kto poradzi sobie z nawigacją w terenie i wyślijcie go do kapitan, żeby spojrzał na mapę. Będziecie iść wzdłuż rzeki. Macie wszystko, czego potrzebujecie? - gestem wskazała wysokiego elfa, grzebiącego w skrzyniach nieopodal. - Jeśli wam czegoś brakuje, Zaos was zaopatrzy.

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”