Czarne Wody - Wyspy Toja

1
. [img]https://i.imgur.com/uaUJE5J.jpg[/img] Próżno szukać na mapach kartografów konglomeratu kilku niewielkich wysepek za Czarnymi Wodami. Nikt bowiem z żyjących nie pofatygował się odszukać miejsca, o którym usłyszysz wyłącznie na Archipelagu. W zabitej deskami knajpie od niebezpiecznego pirata czy sędziwego rybaka usłyszysz zaś o wyspach Toja. Wedle miejskich legend wyspy skrywają się za zimnym prądem, który na powierzchni wody wyróżnia się głęboko ciemną tonacją morskiej akwareli. Czarne wody, bo o nich tu mowa, są nie do przepłynięcia. Każdy statek czy łódka, jaka na nie wpływa, znika bezpowrotnie. Nikt żywy stamtąd nie wraca, a mówi się, że na podróż w poszukiwaniu legendarnych wysp Toja decydują się wyłącznie samobójcy.

Istnieją prymitywne mapy stworzone przez opływających Czarne wody żeglarzy, jacy pokusili się o zarysowanie, mniej lub bardziej dokładnie, wysp Toja i otaczającego je prądu morskiego.
*** Ilsevel lubowała się w szemranym towarzystwie. Z nimi głównie prowadziła interesy, omijając cło i podatki królewskie na wyspach Wielkiego Archipelagu. Kilkanaście dni temu jeden z reprezentantów pirackiej szajki złożył ekscentrycznej elfce bardzo lukratywną propozycję. Ilsevel miała udać się swym statkiem handlowym na najbardziej wysunięte na południe wody. Tam odszukać wyspy Toja i złapać jednego z najdziwaczniejszych gadów jakiego widział świat. Wielkiego jaszczura, który potrafi przemierzyć morza i zdobywać góry. Lekka zwinna bestia ni to o płetwach, ni to o skrzydłach. Na niej zależało piratowi. I za nią Ilsevel miała otrzymać w zamian szybki transporter elfickiego rzemiosła.

Kilkanaście dni temu, Isevel ze swą towarzyszką - Isrie - wypłynęły z Taj`cah. Wyposażone w konfidencjonalną mapę oraz zapas entuzjazmu, postawiły żagle pod południowy wiatr. Początkowo prądy im sprzyjały, a pogoda i otoczenie zdawały się malować obraz sielankowego żeglarstwa po ciepłych wodach za archipelagiem.

Siódmego lub ósmego dnia, morze nagle utonęło w mroku. Rozjaśnione tylko igłami słonecznego blasku, wciskającego się przez szpary między wielkimi chmurami. Szare kolosy najeżdżały na siebie, zlewając w coraz to potężniejsze i można rzecz mroczniejsze kłęby na nieboskłonie. Z jednolitej masy poleciało kilka kropel. A potem ulewny deszcz, prawdziwe oberwanie chmury. Deszcz był zimny i aromatyczny, pachniał świeżością rozrywanego przez błyskawicę powietrza. Wiatr tłukł w żagiel i prawie go zerwał. Morze bryznęło na pokład zalewając skrzynie. Przerażona Isrie uciekła do kajuty, gdzie skryła się pod łóżkiem. Wicher zatłukł i zatrzepotał w żagiel ponownie. Popchnął statek tak mocno, że ten wjechał na wysoką jak skała falę i przekoziołkował. Ilsevel usłyszała grzmot. Obróciła wtem głowę, a top masztu runął na nią. Zemdlała.
[img]https://i.imgur.com/83hUdfK.jpg[/img] - Nic ci nie jest? - usłyszała znajomy głos.

Następnym co zauważyła był brzeg morza, strome urwisko, z którego widzieli rozbijające się o skały pale o dziwacznych kształtach. Pachniał morski wiatr, wrzeszczały ogromne rybitwy, mewy śmieszki i petrele, białą i ruchliwą warstwą pokrywające skaliste wybrzeże, od razu przechodzące w wzrastające na sobie skały. Brakowało tu plaży czy portu. Tylko góry, a na nich zielona gęstwina. Gdzieniegdzie wodne stróżki odchodzące od głównego pasa z morza, który infiltrował wyspę. Pas ten sięgał daleko wgłąb. Za plecami wezbrał się zaś horyzont z ciemnymi chmurami, ale to było już za nimi. Dalej, na kamienistej plaży, Ilsevel dostrzegła nagle częściowo zagrzebany w żwirze i pokryty glonami wrak statku. Potwornie zdewastowany. Leżał w pół zakopany, pokryty wszystkim czym się dało. Zajęty przez kraby wielkości stopy rosłego mężczyzny. Elfka nie była pewna, czy w jej świecie istniały takie gigantyczne kraby. Żwirowa plaża w głębi wyspy, głęboko pośród skał i wodnych stróżek, szybko ustępowała zieleni dżungli. Isevel podbijając do brzegu widziała skąpane w słońcu korony drzew, tak wielkie jak wielkie były wieże zbudowane ludzkimi rękoma. Grube pnie, wystające ponad trawę i zielone liście korzenie. Zwisające liany w tonacji od brązu po szary szafir. Czyżby były to wyspy Toja?

Re: Czarne Wody - Wyspy Toja

2
Po wielkiej burzy w uszach Ilsevel słychać już tylko szum wody i krzyki pobliskich ptaków. To była ciężka podróż, choć nie wiadomo, ile godzin, bądź dni nieprzytomna byłą dziewczyna wraz z Isrie. Z bólem głowy wstała z mokrego piachu i pierwsze na kogo spojrzała to jej towarzyszka.
- U mnie dobrze, a u Ciebie? Wszystko w porządku?! Nic Ci nie jest? - krzyknęła, sprawdzając dziewczynę pod każdym kątem. Nie interesował ją jej własny stan, martwiła się jednak o to, czy elfka nie ma żadnych obrażeń.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? Ostatnie co pamiętam to trzask i lecącą w moją stronę belkę... Co z naszym statkiem?! - nerwowa czarnowłosa rozejrzała się dookoła siebie. Kamienista wyspa, wyglądająca niczym z raju objawiła się przed jej oczami. Skaliste wzgórza, kamieniste plaże i gęste lasy, wynurzające się z nad gór mogły zrobić wrażenie na zwykłych podróżnikach. Pół-elfka otrzepała się z brudu, który został na jej skórze i pancerzu, po czym złapała się za głowę, krzycząc przeraźliwie:
- Gdzie przepadł mój Uru! .
Jej (już martwy) towarzysz zawsze spoczywał na głowie dziewczyny. Bez niego, dziewczyna czuła się... pusta? Pewnie leży gdzieś w wodzie, bądź upadł gdzieś nieopodal. Czarnowłosa upadła na kolana i zaczęła płakać. To częsty widok, wśród tych, którzy podróżują z tą ekscentryczną osobą. Jest zbyt wrażliwa na porażki a jedyną osobą, która jest w stanie ją uspokoić jest jej młoda towarzyszka.
- Trzeba znaleźć Uru i zapasy... Nawet jeżeli gdzieś się tu rozbiliśmy, może znajdziemy choć fragment naszego statku z zapasami... Potrzebujemy jedzenia, narzędzi i broni... Isrie... Pomóż mi wstać. - wyszeptała pół-elfka i wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny, jednocześnie przecierając twarz z łez. Może i miała rację? Najpierw znaleźć trzeba jakiekolwiek zapasy i broń, aby później przejmować się gdzie się rozbiły. Panika i szybkie rozwiązanie sprawy nie wchodzi w grę, więc pozostaje tylko zaznajomienie się z okolicą i próba znalezienia czegokolwiek, co pozwoli im przetrwać w tych trudnych warunkach.

Re: Czarne Wody - Wyspy Toja

3
Myśl o utracie ukochanego uru napawała pół-elfkę dozą przerażenia. Mocno uderzyła się w głowę, bo bez powodu runęła na kolana, skrzecząc straszliwie. Była w szoku, przerażona utratą wszystkich dóbr. Wtem szturchnęła ją młodsza kobieta.

- Jestem cała - odparła cichutkim głosikiem, zza pleców wyciągając nakrycie głowy w kształcie niedźwiedziego łba. Niewiele się zastanawiając, wyciągnęła dłoń z podarkiem i wręczyła go Ilsevel.
- Spadł na ciebie maszt - oparła malutką rączkę o jej muskularne jak na kobietę ramie. - Spójrz - naprowadziła pół-elfkę subtelnym ruchem głowy.

Ich mały aczkolwiek pojemny statek towarowy był prawie nienaruszony. Jedna, może dwie skrzynki z mniej znaczącym towarem wylądowały za burtą, gdzieś na Czarnych Wodach podczas sztormu. Mogły nad tym lamentować, lecz nic nie zmieni faktu, iż ładunek skończył na morza dnie. Pozostałe ładunki zdawały się względnie zgadzać ze stanem sprzed wyprawy. Jedna skrzynia dryfowała przy brzegu. Inne spadły pod pokład lub były tak zmoczone, że się rozpadły. Mimo to większość ładunku pozostała w nienaruszonym stanie. Tak jakby jakaś opatrzność trzymała nad kobietami pieczę. Wszakże sam okręt nie ucierpiał wielce na morzu. W połowie wysokości złamał się maszt. Materiałowa osłona była podarta w trzech miejscach. Deska na dziobie wymagała wzmocnienia. Poza tym, wojownicza elfka nie dostrzegła poważnego uszczerbku.

Szok, w który wprowadził ją widok zakopanego do połowy okrętu musiał wywołać tenże niespotykany deszcz łez. A przecież okręt ten nie należał do elfek. Był obcy, tak jak ta wyspa. Komuś udało się dotrzeć na nieznane ziemie przed nimi. Czy aby na pewno? Stan statku budził wątpliwości. Mało kto był w stanie przeżyć taką katastrofę.

- Te kraby są okropne - jęknęła Isrie, chwytając pod ramię towarzyszkę. Podniosła ją jednym wartkim pociągnięciem. Teraz obie oglądały wrak obcego okrętu. Zrujnowany, przykryty piachem i grzebiącymi w spróchniałym drewnie skorupiakach.

W osadzonym na płyciźnie statku leżał kompozytowy łuk oraz pozostały oręż. Ostała i beczka w winem oraz mniejsza skrzynka z racją żywnościową, chociaż ta była skromna.

- Czy to nie są te wyspy Toja, na które płynęłyśmy? - spytała podekscytowana. Ilsevel dostała mapę, na której zaznaczono zaginiony obszar. Zdawało się, że pokonały niebezpieczne Czarne Wody i - chwilowo - były bezpieczne. Ledwo uszły z życiem. Nic dziwnego, że nikt wcześniej nie dotarł lub nie powrócił żyw z tego zapomnianego przez wielki świat przyczółka. Gdyby tylko zlecenie dotyczyło odnalezienia wyspy. Ilsevel miała ponadto przywieźć legendarnego jaszczura, którego zażyczył sobie pirat. Niewiele o nim wiedziała, poza tym, że żyję na tych wyspach. Gdzieś głęboko w dżungli. Jest wielki, ale bardzo zwinny. A jego masywne cztery łapy zaopatrzone są w pazury i rozkładane błony na przedramionach, dzięki którym pływa w wodzie i szybuje w powietrzu.

Re: Czarne Wody - Wyspy Toja

4
- Tak się cieszę - krzyknęła ze łzami w oczach kobieta, tuląc młodą elfkę aż za mocno. Po chwili na wytchnienie, ubranie swojego kaptura, za co podziękowała i... ogarnięcie, co tak naprawdę się dzieję, Ilsevel spojrzała na swój statek.
- To bardzo dobrze, że jakimś cudem nasz statek przetrwał... Wymaga trochę naprawy, ale nie jest najgorzej - stwierdziła czarnowłosa, oglądając statek od środka. Znalazła w nim swoją broń, kołczan ze strzałami i sztylet. Wszystko o dziwo było sprawne, a łuk działał tak samo dobrze, jak przed katastrofą. Uwagę kobiety przykuł ten dziwny, opustoszały statek z wielkimi krabami w środku. Wyglądał nie najlepiej, a gigantyczne kraby przerażały nie tylko młodą, siedemnastoletnią elfkę, ale i Ilsevel, która ma doświadczenie w walce.

Czarnowłosa złapała więc swoją młodą towarzyszkę za rękę i powiedziała do niej:
-Trzymaj się blisko mnie Isrie, nie tylko Ciebie ciekawi ten statek, a tam może być niebezpiecznie. - przytuliła ją ponownie i prowadząc za sobą, powoli podchodziła do statku. Jej głównym celem, była ocena sytuacji, nie walka. W końcu nie wiadomo, czy te gigantyczne kraby, będą w jakikolwiek sposób agresywne do ludzi. Może zobaczy tam coś, co przykuje jej uwagę na dłużej. Może jakaś skrzynia, broń, mapa? A może... wskazówki przebywania tutaj wspomnianej przez pirata kreatury?! Kobieta jest już na tyle blisko statku, aby ukryć się przy jakimś wystającym kamieniu albo przy innym większym obiekcie i obserwować zachowanie krabów.
- Mała, jak zobaczysz cokolwiek wartego uwagi, mów mi to od razu, tylko nie wychylaj się zbytnio - nie chcę, żebyś ucierpiała podczas tej wyprawy - kobieta zacisnęła dłoń jeszcze mocniej, upewniając się, że elfka jest cały czas przy niej.

W końcu, taki statek, w takim miejscu? Zdecydowanie coś tu jest nie tak...

Re: Czarne Wody - Wyspy Toja

5
Słońce dawało się we znaki. Niebo za plecami płonęło łuną pożarów. Słoneczne igły blasku jakby wciskały się w kark i wszelkie odsłonięte części ciała. Upalne plaże nie były właściwym miejscem.

Podeszły skrajem piasku, gdzie wznoszące się delikatnie fale od czasu do czasu podmywały im stopy. Na kamienistej plaży mewy i albatrosy nie płoszyły się wcale, niechętnie ustępowały z drogi, ba, usiłowały dziobać i szczypać pęciny Ilsevel oraz kruczowłosej Isrie. Na szczęście ostry, wyjący wiatr szybko wysuszył łzy na jej policzku, dlatego Ilsevel niczego nie spostrzegła. Isrie była delikatną istotą, aż nadto jak na elfkę z Archipelagu.

Wicher dalej świstał i wył, a uwaga kobiet skupiła się na krabach zalewających wrak okrętu. Te - ku zdziwieniu - podobnie jak mewy czy albatrosy wcale a wcale nie płoszyły się. W przeciwieństwie do ptactwa nie wykazywały żadnego zainteresowania dwiema parami kończyn. Można by przypuszczać, że właśnie wielkie skorupiaki zaatakują. Na wyspach Toja stało się inaczej. Ptactwo kąsało, a kraby...

- One coś jedzą! - wrzasnęła przerażona Isrie, wskazując palcem na coś nad czym sześć krabów prowadziło ucztę. Wielkimi szczypcami wyciągały fragmenty białego - zdawałoby się - mięsa.

Ilseve przypatrzyła się dokładniej. Wtem dostrzegła fragmenty ubrań. Szarą postrzępioną koszulę. Dziurawy but. Pęknięty pasek do spodni. No i ciało...

Zamilkły na chwilę.

Znad podmywanego morską wodą ciała uniósł się fetor. Kwaśny, żrący, gęsty i kleisty smród. Nie dający się jednoznacznie określić. Smród rozkładu, trupi cuch ostatecznej degradacji ciała. Odór rozpadu i niszczenia. Gazy z wnętrza rozszarpanych przez kraby bebechów. Isrie zgięła się w wymiotnym odruchu.

Pod deskami, kawałek dalej, leżały kolejne zwłoki. Nieco lepiej zakonserwowane. Uprażone lekko na słoneczku, gdzie zasięg fal nie sięgał. Nimi zajmowały się te mniejsze z chodzących bokiem skorupiaków. Wszakże wyłącznie one przedzierały się pod stertą desek czy belek. Nagle Ilseve spostrzegła, iż przy dziurawym bucie spoczywa dobrej jakości sztylet. A raczej szpikulec. Łamacz kolczug. Ten twardy pozbawiony klingi szpic był zdolny przebić ciężki pancerz, powodując zabójcze obrażenia krytyczne. Wymierzony dokładnie podczas ataku długim wypadem w przód, przełamywał kolczugę przeciwnika i ranił bezpośrednio. Z kolei Isrie, jak tylko ochłonęła, nie wiadomo skąd, podniosła wisiorek. Szturchnęła towarzyszkę, żeby go pokazać. Wisiorek w kształcie łzy, będącej fragmentem ususzonego soku na długim sznurku. Bujał się na wietrze. Był ciepły w dotyku i tak samo blady jak wschodzący księżyc.

Niczego więcej nie zauważyły. No może poza kolejnymi ciałami. Mniej lub bardziej rozprutymi przez wielkie kraby. Dookoła unosił się nieprzyjemny, żrący zapach. Kuł w nos i szczypał w oczy. Brzęczące muchy nie ułatwiały także życia. Wrak jak wrak, zniszczony. Jeśli ktoś przeżył, na pewno nie pozostał na plaży. Nie była bowiem odpowiednim miejscem. Słońce paliło niemiłosiernie. Otuchy dodawał cień. Rzucany wyłącznie przez podarty żagiel, a także drzewa z głębi wyspy - z dżungli.

Re: Czarne Wody - Wyspy Toja

6
"Łamacz kolczug"
Z jakiegoś powodu, Ilsevel rozpoznała kawałek czegoś, co przypomina sztylet. Niby wyglądał przydatnie, jednak warunki, jakie znajdowały się na kamiennej plaży nie były zbyt przyjemne. Podbieganie do ciała i szybkie zabranie być może użytecznego przedmiotu byłoby równie głupim pomysłem, co tańczenie kankana przy stadzie wielkich krabów. Nie na to pora, czas skryć się przed palącym słońcem, który smaży nie tylko same dziewczyny, ale i ciała, leżące pod i obok tajemniczego statku.

- Zatrzymaj ten naszyjnik, później się nim zajmiemy, mała, to zbyt niebezpieczne iść tam o tej porze, zobacz jak mocno praży słońce, znajdźmy schronienie w tamtym lesie i obmyślmy plan działania - powiedziała po cichu czarnowłosa i cały czas trzymając spoconą rękę dziewczyny ruszyła w stronę lasu. Tam rozbiły tymczasowy obóz, który zbudowany był z kilku patyków, starych pni drzew i liści. Cień i wiatr rozprowadzany przez okoliczne drzewa dawał otuchy, a cisza i szum fal zdawał się uspokajać obie dziewczyny. Leżały tak obie obok siebie w cieniu, łapiąc trochę oddechu i korzystając z kojącego cienia, który swą temperaturą umilał im dzień. Po kilkuminutowym odpoczynku, Islevel podeszła do swojej towarzyszki i spojrzała na tajemniczy naszyjnik.

- Lepiej nie zakładaj tego od razu. Nie znamy tej wyspy, nie znamy bogów, którzy tą wyspę chronią, ten wisiorek i ta łezka... może być zwiastunem czegoś niedobrego... Chyba, że jesteś w stanie zidentyfikować ten symbol, materiał, albo chociaż znasz jakąś legendę? Nie wiem... To nie ja studiowałam magię... - złapała się za głowę czarnowłosa, wiedząc o tym, że magia ją przerasta. Ta położyła się tylko w cieniu i z odległości obserwowała te wielkie, tajemnicze kraby.
- Jestem ciekawa, jak zachowują się w nocy. Może będą choć odrobinę mniej aktywne, albo mniej agresywne. Mała! Plan jest taki, odpoczywamy w tym miejscu do następnego wschodu słońca, jeżeli nic nie da się zrobić w tym miejscu, musimy skupić się na naszej podstawowej misji - znalezieniu tej jaszczurki, czy czego tam szukamy. Bez niej nie ruszymy się z tej wyspy, a ja... pragnę alkoholu i nocy w ciepłym łóżku z kimś obok - walnęła bez zastanowienia dziewczyna, po chwili uświadamiając sobie, że nie jest sama i wróciła do obserwacji krabów, przy okazji czekając - może młoda magiczka zdoła zidentyfikować ten dziwny artefakt...

Re: Czarne Wody - Wyspy Toja

7
Postawiwszy pierwszy krok na zielonym dywanie dżungli nad morzem, Ilsevel od razu poczuła przyjemny chłód jak bił od ziemi. Nie godziły go lekkie trzewiki, bo chociaż było tutaj parno, dobrotliwy cień zdawał rzucać taką osłonę, iż w porównaniu do rozżarzonego piasku wybrzeża, runo było najzwyczajniej zimne. Naturalnie podeszwy stóp w mgnieniu oka przyzwyczaiły się do panującej temperatury. Trawiaste podłoże okazało się jednak ciepłe, mimo to było to odczucie przyjemne, kojące w przeciwieństwie do plaży.

Niewątpliwie las ten pełen jest piękna i ciekawostek w rodzaju drzew ogromnych niczym wieże. Lecz jego ogrom wzbudzać mógł swego rodzaju niepokój, że śmiałkowie, którzy nieostrożnie zapuszczają się zbyt głęboko, nigdy nie wracają.

- To żaden ze znanych symboli - odparła Isrie, odgarniając spocone włosy z karku. - Ot co, zwykła łza na sznurku. Bije od niej jednak pewien spokój. Wytłumia mnie... Poprawia nastrój. - elfka przyłożyła medalion do policzka, jakoby okazując mu uczucie lub przytulając.

Mijały kolejne pory dnia. Na nieboskłonie wzniosły się przerzedzone chmury, podczas gdy czerwony kolos wielkimi krokami zmierzał do zajścia za horyzontem. Obserwowane z doskoku kraby nie zmieniały pozycji. Nawet jeśli część wracała z powrotem do morza, na ich miejsce przybywały kolejne. Większe i o ciemniejszym umaszczeniu grubej skorupy.

Nadszedł wieczór. Isrie wtuliła się w czarnowłosą piękność. W jej objęciach przespała całą noc.

Nad ranem hałas wybudził Ilsevel z płytkiego snu, natomiast Isrie wciąż spała jak zabita. Pękające pod nieuważnie stawianą stopą gałązki dały o sobie znać, niosąc się echem trzaskanego drewienka. Nie był to zwierz, tego była pewna. Te stawiały kroki subtelnie, niemalże niezauważalnie. Czuła, że z głębi dżungli ktoś ich obserwuje.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”