Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

31
– Póki Leela nie wróci… – powtórzył zamyślony Ha Vaswani, przenosząc powoli spojrzenie z nieistniejącego punktu w przestrzeni na Yatt; na jego twarzy zaczął pojawiać się cień uśmiechu. – Dobrze, Yatt. Jesteś… – pokręcił głową, już jawnie uśmiechnięty – …jesteś kochana. Chodźmy.

Szli szybko ścieżką łączącą domostwo Ha Vaswaniego z dróżką, po której już poruszali się mieszkańcy. Kobiety z koszami owoców, dzieciaki, psy – życie lądowe, o tyle oczywistsze niż podwodne, gdy się o tym pomyślało z perspektywy obecnych trosk i tajemnic.
– Tak, mówi się, że mają swoje podwodne miasta – podjął Vaswani, maszerując u boku Yattmur, a w głosie jego słychać było nutkę wątpliwości, a przynajmniej dystansu wobec podobnych rewelacji. – Oraz że rządzi nimi jakaś istota, niekoniecznie syrena, nie wiem… Ale oczywiste jest, że żeglarze i rybacy muszą mieć swoje niesamowite opowieści. Każdy ich potrzebuje. I oczywiście ci, co mówią o podwodnych miastach, mówią także o przetrzymywaniu w nich brańców z lądu, ale… jak to niby miałoby działać? Godziny, dni, miesiące pod wodą bez tonięcia? – spojrzał na nią z wyrazem mówiącym „No powiedz sama”. – Ja sam uwierzyłem w syreny tak do konca tylko dzięki twoim wizjom, Yatt. Tak czy owak opowieści, mity, legendy i cuda muszą być, to jasne. Każdy ma swoją wersję, tak samo daleką od jakiejkolwiek prawdy. Rybacy z atolów pewnie też. Nie wiem tak dokładnie, czym różnią się ich metody połowów, ale na pewno wypływają głębiej w morze, większymi łodziami i liczniejszymi grupami. Podobno łowią nie tylko zwykłe ryby, ale i wieloryby i delfiny. Wiesz: każda społeczność ma swoje tradycje, normalna rzecz. Mówi się też, że "syreny" to nie jest jeden rodzaj stworzeń, tylko... Ach, zresztą: nie wiem. Czasami handlujemy z Leelą z rybakami z atoli i oni gadają jakieś naprawdę... głupoty. Wybacz. Chyba jeszcze nigdy nie wysłuchałem żadnego do końca... – westchnął, kręcąc głową. – Naprawdę. I masz rację, tak: jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć od nich, to z nimi musisz gadać.

Tak rozmawiając dotarli do domu Yattmur. Naprzeciw wybiegła im mała Poyly, natychmiast gotowa wskoczyć na Ha Vaswaniego, żeby narzucić mu jakąś gimnastyczną rozrywkę: fikołka, wężowidło oplatające Poyly wokół Vaswaniego spiralnym śmigłem, „na barana” – sprawa naturalna dla pięciolatki. Jej gładziusieńka opalona skóra, głębokie oczy i fale celowo nieścinanych włosów czyniły ją czasami – i właśnie teraz – podobną do jakiegoś półmitycznego duszka.
Za nią na drogę wyjrzała Oy’lea, uniosła brwi i zniknęła z powrotem.
Czasem doprawdy nie wiadomo, czy nie porwał cię ten ocean… – rzuciła przez ramię, stojąc tyłem, gdy Yatt oraz obwieszony Poylą Ha Vaswani weszli w cień rzucany przez matę, rozpiętą w funkcji dachu między palmą centralizującą podwórko, a ciasnymi budynkami zagrody Yattmur i jej „rodziny”. Oy’lea kroiła owoce, podjadając pomniejsze kawałki. – Może siądziecie? A jeśli siądziecie, to musicie obiecać, że będziecie tak siedzieć dłużej niż dwa oddechy. – Odwrócila się z misą pełną perłowego kokosowego miąższu w strzępkach i kostkach, zmieszanego z orzechami i’iko i paskami trawy morskiej tikala, namaczanej w cudownie odświeżających sokach wyciskanych z szyszek lo, endemicznej tropikalnej pinii. Wiklinowy stolik zatrzeszczał pod ciężarem misy. – Mam nadzieję, że ani ty, Yatt, ani kochany Ha Vaswani, nigdzie się w najbliższych dniach nie wybieracie…
Czekając, czy Yattmur coś na to zechce odrzec, Ha zrobił tajemniczo-sztubacką minę w stylu „Ja? Ja nic nie wiem. Pytaj… ją! Ją pytaj!” i zaczął zaplatać warkoczyk ze sterczących ze stolika kosmków wikliny, wyskubanych pewnie przez Poyly. Ta zaś nie wiedziała, czy ładować się „wujkowi” na kolana, czy wskoczyć jakimś sposobem do miski z pyszną drugośniadaniową mieszanką, czy iść do koleżanki bawić się w „córki bogów”, jak nazywały jakąś swoją chwilową igrę z podziałem na role.
– Wiesz, Oy’lea, że… – zaczął.
– Wiem – przerwała mu kobieta, siadając na wiklinowym fotelu z pękiem wystruganych własnoręcznie widelców. – I to jest powód, żeby się po lądach i morzach nie wałęsać – odparła niemal surowo, a łapiąc spojrzenie Yattmur zinterpretowała je jako poszukujące Itu Paery: – Poszła na targ. Powinna zaraz być. Wracając do tematu – są sprawy domowe do zrobienia. Nie zanosi się na tajfun, ale mamy kompletnie porozplatane ściany, trzeba by to jakoś umocnić, połatać…
Patrzyła na Yatt z uśmiechniętą surowością osoby, która z konieczności wzięła na siebie ważniejsze obowiązki, choć co do ich podziału między tworzącymi niemal-rodzinę przyjaciółkami bodaj nigdy nie było niesnasek. Ale też we wzroku Oy’lei była faktycznie nadzieja, że Yattmur nie planuje większych eskapad i głębszych śledztw. Problem ze znikającym trupem na plaży to była górna granica akceptacji Oy’lei dla niewyjaśnionych elementów życia. Chciała coś jeszcze powiedzieć, prawdopodobnie poświadczającego taką teraz jej wewnętrzną misję i postawę, ale szybszy był Ha Vaswani:
– No więc Yattmur mówi, że być może Leela żyje i że została… zabrana, i czeka, i chyba rozumiesz, że skoro można ją odzyskać, sprawić, by wróciła – może i ona, i inni, którzy w ost-
– Vaswani… – Oy’lea spojrzała na niego smętnie. Nie miała nic więcej do powiedzenia, po prostu chciała mu przerwać, żeby niepewne rojenia nie wyrysowały mu nieoczekiwanie nowej rzeczywistości, w którą uwierzy, a potem, jeśli się zawiedzie, trafi w najczarniejszą rozpacz. Nabrała powietrza, gotowa mowić dalej, ale szelest na ścieżce oderwał jej wzrok i uwagę ku wejściu do domostwa.
W wejściu tym stanęła Itu Paera, objuczona plecionymi siatkami, z koszem na głowie, trzymanym lewą ręką.
– O! Goście! – oznajmiła ucieszona od progu, a ujęcie Yatt jako "gościa" zostało wraz z uśmiechem potwierdzone znaczącym i jednocześnie pytającym spojrzeniem. – A ja mam coś, co powinno nam wszystim pomóc. Ale to na wieczór i… I nie jest dla dzieci! – dodała udając surowość, gdy Poyly, właśnie wybrawszy cel ataku, przylepiła się do niej, by zobaczyć, co też pojawiło się w zasięgu łapki tak cennego, co na pewno jest dla niej, najlepsze, najfajniejsze i za raz sobie to weźmie. Łapka, grzebiąc w lądującym na ziemi koszu, trafiła na niewielką zakorkowaną amforę, którą Itu Paera zaraz jej wydarła: – E-e-ee, nie dla kurczaków! Sio! Psik! Ha Vaswani, Yatt – dawno się nie widzieliśmy… – dodała obdarzając gościa spojrzeniem życzliwym, a współmieszkankę – niby-ironicznym, i capnąwszy wystrugany widelczyk nabiła sobie perłowo-seledynowo-różowy szaszłyk pyszności z wielkiej misy, mającej moc grawitacji serc i żołądków.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

32
— Naprawię te ściany, jak wrócimy z... jak wrócimy, słowo. Albo nie! — zmieniła nagle zdanie, przełykając porcję wybornego dania tak raptownie, że prawie się zakrztusiła. — Nie. Zrobię to teraz, nie ma co czekać. Natychmiast. Zanim pójdę spać, ileż to roboty, skończę raz dwa.

Yatt zerwała się z miejsca z rozpalonym wzrokiem i nie zważając na późną porę złapała za pierwszy lepszy kawałek wypadającej ze ścian trzciny, żeby poprawić splot. Co w tę dziewczynę wstąpiło, jaki morski diabeł? Sama do końca nie umiałaby powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, ale ostatnio coraz częściej zdarzały jej się takie nagłe zrywy, jakby... jakby nieświadomie chciała czym prędzej dokończyć wszystkie ważne sprawy, rozwiązać wszelkie bieżące problemy, zabezpieczyć swój dom i swoją rodzinę.

I móc zniknąć?

Nie, nie planowała tego. Nie na poziomie rozumowym, to na pewno. Ale jak kropla wody potrafi powolutku drążyć skałę, jak fala morska podmywa pomału wysoki brzeg, aż ten nagle runie i jest już za późno, tak też woda zdawała się po kawałeczku, po maleńkiej odrobince zabierać duszę Yattmur. Niezauważalnie na razie, lecz jednak nieuchronnie rozpuszczać ją w swoim ogromie. Elfka jeszcze nic o tym nie wiedziała, za wcześnie było, aby mogła to odczuć, ale z każdą doświadczoną w oceanie wizją oddalała się o włos od życia lądu. Paradoksalnie, no bo przecież to na rzecz sióstr i braci z wyspy patrzyła w wodę.

— Ej, młoda, pomożesz mi z tym? Sama nie dam rady. No chodź... Trzymaj tutaj te słomki. W co wy się tam ostatnio bawicie z tą całą Ate? Opowiedz mi, bo chyba nie jestem już na bieżąco! Hmm?

Poyly zawsze lubiła pomagać we wszystkich dorosłych zajęciach i nawet jeżeli czasem więcej było z tego bałaganu niż pożytku, to Yattmur chciała się nacieszyć jej obecnością. Napatrzeć się na nią. Nacieszyć się uściskiem jej małej łapki. Bo tak naprawdę to przeczuwała, że wyprawa do rybaków z atolu – a potem, kto wie, może do syrenich miast w głębokich odmętach, jeśli ich istnienie to nie bajka – może się przeciągnąć i że zdąży się stęsknić. A okropnie nie lubiła tęsknić za tą małą rybką.

Ale gdziekolwiek trzeba będzie się udać, by znaleźć Leelę i rozwikłać zagadkę znikających pobratymców, tam właśnie Yattmur zamierzała bez gadania ruszyć, bo kto, jak nie ona? Od czasu cudu na Wyspie Drzewa wszyscy jakoś się rozleniwili, uwierzyli bezkrytycznie w sulońskie błogosławieństwo i stracili czujność.

— Co tam masz w tej flaszce, hę? A przy okazji — przypomniała sobie coś ważnego — dziewczyny, macie na zbyciu jakieś długie korale? Byle jakie, tylko jak najdłuższe. Posiałam gdzieś te srebrne, no wiecie które, a potrzebuję.

Czy Oy'lea i Itu Paera wiedziały, na jaką cholerę ich przyjaciółce te cholernie długie sznury koralików, które wyłudzała od nich średnio raz w tygodniu, a jeszcze częściej gubiła? Być może kiedyś się wygadała. Chodziło o to, by przesuwając błyskotki między palcami móc łatwo liczyć wydarte zaklęciem oddechy pod powierzchnią wody. Jeśli miało dojść do wizyty w podwodnym kraju, Yatt wolała być przygotowana i orientować się, na ile czasu w głębinie może sobie pozwolić, zanim czar pryśnie, a woda zaleje jej płuca. Nie mówiła o tym głośno, bo nie lubiła, jak dziewczyny denerwowały się jej eksperymentami. Ale pewnie miały świadomość, że coś kombinuje. Wszak znały się nie od dziś.

— Słuchajcie, ja nie obiecuję, że Leela żyje i że ją znajdę. Nie obiecuję, nie mogę być tego pewna. Vaswani, wiesz o tym, prawda? Nie ukrywam tego. Ale wiem, że jest taka szansa, i to całkiem spora szansa, więc zrobię co możliwe, bo jak inaczej mogłabym spojrzeć sobie w twarz?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

33
Kiedy Yattmur zerwała się, aby ni z tego, ni z owego zacząć naprawy chaty, gromada przy stole popatrzyła się na nią z mieszanką reakcji - od zaskoczenia Vaswaniego, przez śmiech Poyly, którą najwyraźniej zryw Yatt rozbawił więc wyskoczyła, aby pomóc przy "dorosłej" pracy, aż po nieco niemal idealnie zsynchronizowany przewrót oczami Oy'lei i Itu Paery. Kiedy zabrały się do pracy przy splotach, od razu można było zauważyć, że chociaż pobieżne naprawy faktycznie Yattmur będzie w stanie zrobić w ciągu dwóch-trzech godzin, to te poważniejsze mogą wymagać zaangażowania w cały proces piły i w zasadzie wymiany jednej z podpór, która zawsze wystawiona była na najwięcej czynników pogodowych. Tutaj jednak w sukurs przyszedł Vaswani, który chyba też zauważył główny problem.

- Ekhm... ja też chętnie pomogę. Jesteście dla mnie naprawdę bardzo dobre, więc przynajmniej tyle mogę zrobić w zamian. - stwierdził, odkładając talerz, jednak zatrzymała go Oy'lea.

- Siedź, jesteś naszym gościem. A jej nie zaszkodzi trochę ruchu na rzecz domu. -

Vaswani usiadł, niepewnie spoglądając to na ciebie i Poyly (która szczebiotała coś o najnowszej przygodzie na plaży przeżytej dzisiejszego dnia z Ate), to na Oy'leę. Widać było, że świerzbią go ręce do jakiegoś działania. Itu Paera tymczasem zajadała ze smakiem kolację, najwyraźniej nie zważając na drobne iskry, jakie leciały między tobą a blondwłosą przyjaciółką.

- A jak skończycie z tą ścianą, to sama się przekonasz, co przyniosłam. Korale dla ciebie też mam, jakoś nie oczekiwałam, że wytrzymasz dłużej niż trzy dni z ostatnimi. - mruknęła Itu Paera, zjadając kolejne kąski kolacji. Rozmowa na moment umilkła, aż Yattmur ponownie przerwała ciszę. Vaswani uśmiechnął się nieco melancholijnie, za to Oy'lea... Oy'lea najwyraźniej się wściekła. Wydawało się, że coś powie, ale zamiast tego obróciła się na pięcie i wyszła, znikając w kuchni, skąd dało się słyszeć stukot garnków.

- Tak, Yatt... wiem, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy. Tylko nie przesadzaj z tym, dobrze? Żadna z nas nie chce, żeby coś ci się stało. - poprosiła cicho, spoglądając z powagą na Yatt. Nawet Poyly przerwała splatanie, z niezrozumieniem spoglądając na obie mamy, a następnie podnosząc się i rzucając do kuchni w pogoni za trzecią.
KP

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

34
POST POSTACI
Yattmur
Minęło pięć lat.

*

NIE PŁACZĘ! Przestań, oczywiście, że nie płaczę – prychnęła do swojej przybranej córki wschodnia elfka Yattmur, by po chwili, wbrew swoim słowom, po raz kolejny wytrzeć wierzchem wolnej dłoni czerwone od łez oczy. Kobieta zagryzła mocno zęby i z wymuszonym uśmiechem obejrzała się na swoje lewe ramię, na którym ośmioletnia Poyly przy użyciu kościanej igły, maleńkiego młoteczka i białej pasty ze sproszkowanego koralowca tworzyła właśnie swoje pierwsze w życiu dzieło sztuki tatuatorskiej. Na czarnej skórze poniżej równego, dawno już zagojonego tatuażu w formie okręgu stopniowo ukazywała się postać zgeometryzowanego, trochę krzywego i niezupełnie gustownego... delfinka. – Rób rób, bardzo dobrze ci idzie...

Nasza kochana mała rybka gotowa podjąć się rodzinnego fachu! Kiedy ten czas tak zleciał? A przecież dopiero co się pojawiła, dopiero co... pamiętam... pamiętam jak... – Nie, nie pamiętała. Myśl elfki nagle się urwała, rozpłynęła i zasnuła mgłą, jak zawsze wtedy, kiedy próbowała sobie przypomnieć okoliczności pojawienia się Poyly w ich domu. – Noo, w każdym razie to jest po prostu piękna, ajj... doniosła, ała... wzruszająca chwila, stąd te łzy – tłumaczyła sobie samej w myślach Yattmur. – A w ogóle to znowu jakaś cholerna rzęsa wpadła mi do oka i dlatego...

Jeszcze jeden rzut oka na skupioną dziewczynkę i na maltretowane igłą ramię.

Uch, cholera, jest dopiero w połowie.

Trwało upalne popołudnie. Nieruchome, bezwietrzne, ciche. Ptaki w pobliskim buszu milczały, a daszek z palmowych liści ponad głowami Poyly i Yattmur nie wydawał nawet najdrobniejszego szelestu. Jednak niebo naładowane ciężkimi chmurami z każdą chwilą wisiało coraz niżej, w oczywisty sposób zapowiadając rychłą burzę. I wszystkim zdawało się, że w powietrzu oprócz tej burzy wisi coś jeszcze. Tylko jeszcze nie było wiadomo co.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

35
POST BARDA
Poyly w pełnym skupieniu, podkreślonym przez lekko przygryziony język i zmarszczone brwi, raz po raz wbijała kościaną igłę w ciemną skórę elfki. Gdy ta znów drgnęła pod kolejnym uderzeniem młoteczka, dziewczynka westchnęła i podniosła na nią zirytowane spojrzenie, którego nie mogła nauczyć się od nikogo innego, jak od A'huaiti.
- Jak będziesz się tak ruszać, to będę musiała zrobić mu drugą płetwę - ostrzegła. - Pierwsza już jest krzywa.
Yattmur dużo ryzykowała, pozwalając młodej testować umiejętności na własnej skórze, ale hej, od czegoś przecież trzeba było zacząć. Nawet jeśli był to koślawy delfin z dwiema płetwami. Rysowany kredą na deskach tarasu wychodził on Poyly całkiem ładnie, ale przedstawienie go na skórze okazywało się wcale nie takim prostym zadaniem.
- Widzę, że płaczesz, nie oszukuj - pochyliła się z powrotem, nabierając na czubek igły jasnego tuszu. - Chcesz, żebyśmy zrobiły przerwę? Jak nie chcesz płakać, to musisz myśleć o czymś innym. Ja tak robię. Myślę o tym drzewie, na które wchodzę zawsze rano, z którego widać statki i wtedy nie płaczę.
Porada niewiele dawała, gdy rozorana skóra zdawała się piec żywym ogniem. Dziewczynka poprawiła się w miejscu, krzyżując nogi. Z jej szyi zwisały cztery sznury korali, które zrobiła sobie sama ze zdobyczy znalezionych na plaży: muszli, kamyków, wysuszonych kawałków drewna. Nie były one najwyższej jakości, ale Poyly była z nich bardzo dumna i uparcie nosiła je do absolutnie wszystkiego, zdejmując je tylko do pływania i do snu.
- Dziś rano widziałam nowy statek, wiesz? - napuchnięta skóra ramienia Yattmur zaprotestowała przy kolejnych kilku ukłuciach. - Był jakiś inny, niż wszystkie, które tu przypływają. Mały taki, ale miał duży żagiel. To znaczy, kilka żagli, ale na jednym maszcie. Oj... ojej...
Zamilkła na moment, na chwilę przestając też tatuować. Nie mogło to świadczyć o niczym dobrym, ale dziecko ostatecznie wzruszyło nieznacznie ramionami i kontynuowało, zarówno jedno, jak i drugie.
- No więc pewnie przyjdą nowi, żeby u nas spać znowu. Chcesz, żebym potem pobiegła i powiedziała im, że macie miejsca? Mogę im powiedzieć. Jak skończymy, to niedługo będzie wieczór. Będą musieli gdzieś spać. Może będą chcieli zejść ze statku, żeby ich nie bujało. Wiesz, że na statku ciągle buja? I niektórym się robi od tego niedobrze!
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

36
POST POSTACI
Yattmur
– Na statku ciągle buja? – Yattmur udała zdziwioną do granic możliwości i teatralnie wytrzeszczyła oczy. – No niemożliwe, chyba ty mnie teraz bujasz, co, młoda? Fale są, to jak ma nie bujać. Taka jest woda, a jak ktoś nie potrafi się dostosować, to może statek nie jest miejscem dla niego. Na wodzie trzeba być jak woda. Wiesz, moim zdaniem wielu z tych tak zwanych "żeglarzy" spoza naszych wysp po prostu nie rozumie wody. Nie rozumie i nie szanuje. Nie potrafią się do niej dostroić, a zamiast tego próbują z nią walczyć, coś jej narzucić... Opanować ją. Myślą sobie, że pływanie po morzu to prawie to samo, co, nie wiem, jeżdżenie wozem po lądzie, tylko nawierzchnia trochę bardziej kłopotliwa. – Rozgorączkowana przez swoją własną przemowę elfka prychnęła z oburzeniem. – Dużo w tym pychy jak na moje oko, wiesz? Za dużo pychy, za mało zrozumienia... Dobra, wkurzyłam się, ale rób swoje, rybko, już nie narzekam. Przepraszam, już się nie ruszam, naprawdę. Skończmy, zanim przyjdzie burza, to rzeczywiście możesz tam do nich pobiec i ich tu do nas zgarnąć. Dowiemy się, co to za dziwny statek mają. Kilka żagli na jednym maszcie? Nie widziałam tu jeszcze chyba takiego wynalazku...

Samozwańcza obrończyni morza zamilkła i zadumana wpatrzyła się w ciemniejące na horyzoncie chmury. Zamarła w kompletnym bezruchu (co musiało być na rękę młodej adeptce tatuażu) i dopiero po kilku chwilach zorientowała się, że dzieje się z nią coś dziwnego. Ból w miejscu wkłuwania igły nie zniknął, nie zmalał, ale zmienił swój charakter. Uczucie palenia zostało zastąpione przez charakterystyczne mrowienie. Doznanie zataczało coraz szersze kręgi dookoła tatuowanego miejsca, by w pewnej chwili ogarnąć całe ciało i umysł elfki w krótkotrwałym wrażeniu paradoksalnie podobnym do paraliżu, ale jednak dającym jej na mgnienie oka nieporównywalną z niczym kontrolę nad każdym najdrobniejszym elementem własnego jestestwa i poczucie połączenia z całym wielkim niewypowiedzianym wszechświatem magii. Do przytomności przywołało ją lekkie i stopniowo zanikające kąsanie, jakby dziesiątki niewidzialnych małych zwierzątek zatapiały szczęki w skórze jej ramienia. Jasny promień słońca, który przebił się na moment przez ciemne zadaszenie chmur, elfka ujrzała jako rozwarstwione, zwielokrotnione i wyginające się wężowo linie w tylu kolorach, że nawet elfi język przez tysiąclecia nie znalazłby nazwy dla każdego z nich. Kilku spośród tych barw śmiertelne oko na co dzień nawet nie było w stanie dostrzec.

Kolory spłynęły z nieba po liściach palm i wsiąkły w piasek w opalizujących kałużach. Yattmur aż zabrakło tchu.

– Poyly, co ty robisz?!

Rzecz w tym, że starsza tatuażystka doskonale wiedziała, co właśnie się stało. Wiedziała, bo przecież sama niejednokrotnie nasycała swoje tatuaże magią.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

37
POST BARDA
- Pewnie dlatego, że pływają nad wodą, a nie w niej. Tak jak wóz jeździ po lądzie, a nie kopie w ziemi - podzieliła się Poyly swoimi domysłami, zaskakująco trafnymi jak na swój wiek. Ale Yattmur powinna być już do tego przyzwyczajona, dziewczynce niejednokrotnie zdarzało się powiedzieć coś, co miało więcej sensu, niż niejedne słowa opuszczające usta dorosłego. Poprawiła się w miejscu, a jej korale zagrzechotały. - To potem pobiegnę. Już kończę. Jest prawie gotowy.
Koniuszek języka wynurzył się z kącika jej ust, gdy ze zmarszczonymi brwiami raz po raz wbijała kościaną igłę w skórę jednej ze swoich opiekunek. Wydawała się nie zwracać uwagi na fakt, że dzieje się coś nadzwyczajnego, jakby nasycanie swojego pokracznego dzieła magią było najbardziej oczywistą z rzeczy. Ot, kanciasty delfin, wykonany ręką dziecka, wypełniony mocą tak samo, jak inne tatuaże, z którymi do czynienia miała elfka. Ciemne, długie już loki pochylonej nad ramieniem dziewczynki zasłaniały przed Yattmur jej twarz, ale gdy padło zdziwione pytanie, Poyly podniosła na kobietę równie zaskoczone spojrzenie. Zamrugała niepewnie. Jej oczy, choć z natury bardzo jasne, w tej chwili wracając do swojego koloru stały się ciemniejsze, jakby przed chwilą wypełniało je światło.
- Jak to co? To co ty - odpowiedziała dziewczynka, ewidentnie nie rozumiejąc pytania. - Ty takie robisz! Zrobiłam taki sam. Poczekaj, jeszcze muszę poprawić przy ogonie i będziesz mogła sobie iść.
Nasycenie tatuażu magią nie było prostym zadaniem, a jednak jej przyszło zupełnie naturalnie. Rozciągnęła usta w rozbrajającym, szczerbatym uśmiechu, tak niewinnym, jak tylko wydawało się możliwe. Elfka czuła jednak, jak przez jej ciało przebiega coś nowego, nowa siła, coś, czym dziecko ją obdarowało - a czego przecież nie powinno potrafić, czego Yattmur uczyła się przez wiele lat. W końcu dziewczynka wyprostowała się gwałtownie, wypuszczając powietrze z płuc, jakby wstrzymywała je przez ostatnie dwie godziny.
- No! Zrobiłam! Ma dwie płetwy, ale poza tym jest bardzo ładny. Jak ma dwie płetwy, to pewnie szybciej pływa, więc nie martw się, to nawet lepiej - ostrożnie odłożyła igłę do drewnianego pojemnika z czystymi ściereczkami i tuszem. - Jak będziesz chciała następny, to powiedz. Ja poćwiczę na pomarańczach. Oy'lea mówiła, że można tak robić. Ty masz ładniejszą skórę, niż pomarańcze, bo one są pomarszczone i mają takie małe fałdy, ale nie mogę na tobie ćwiczyć za dużo. Wszystkie fajne miejsca masz zajęte.
Wstała, w zamyśleniu spoglądając w stronę domu.
- Może Oy'lea się zgodzi, żebym jej też zrobiła takiego delfina. Podoba ci się, Yattmur? Obejrzyj dokładnie! Zobacz jaką ma ładną głowę, i jest uśmiechnięty! Będziesz mogła myśleć o mnie, jak będziesz na niego spoglądać, jak mnie nie będzie.
Ciężko było się elfce skupić na tym, jak wyglądało dzieło jej przybranej córki, gdy wciąż czuła nowe fale magii, pulsujące w jej ciele. Oczy Poyly miały już swój normalny, błękitny kolor i łatwo było zakładać, że poprzednie wrażenie było wywołane tylko przez zabłąkany promień słońca, ale doświadczona w sztuce kobieta dobrze wiedziała, że było zgoła inaczej. Poyly posiadała dar, do którego nie przyznawała się dotąd, uznając go za coś zupełnie zwyczajnego, a może z którego sama nie zdawała sobie sprawy?
- Czy jak odniosę narzędzia do domu to mogę biec do portu? - spytała i podskoczyła w miejscu, zbyt pełna energii po tak długim skupieniu w bezruchu, by wytrzymać choćby chwilę dłużej.

Spoiler:
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

38
POST POSTACI
Yattmur
Co...? Myślałam, że mi się dwoi w oczach. Nie gadaj, że jednak ZROBIŁAŚ mu dwie płetwy! POYLY!!!

Gwałtownie otrzeźwiała z niezapowiedzianego magicznego pół-transu elfka zerknęła na swoje ramię i wybałuszyła oczy. Zdawało się, że wygląd ukończonego tatuażu wstrząsnął nią jeszcze bardziej niż to, co dziecko spontanicznie zdziałało z nim na poziomie energetycznym. Wesoła abominacja o dwóch płetwach grzbietowych prawdopodobnie rzeczywiście będzie jej już zawsze przypominać kochaną córeczkę - nawet ten grymas na pyszczku był jakoś podobny do uśmiechu Poyly. Estetycznie całość była koszmarkiem, który w dodatku kompletnie nie komponował się z resztą zdobiących ciało Yatt wzorów. Ale wartość sentymentalną miał nieocenioną.

No i magiczną. Niewiarygodne, zupełnie absurdalne. Ale wyczuwalnie potężne.

Głuptaku mały, nie wytrzymam z tobą – zaśmiała się Yattmur, kręcąc głową. – Ooo, jestem pewna, że jak Oy'lea zobaczy mojego delfinka, to też będzie takiego chciała. Itu Paera tak samo. Nie żartuję, musisz im takie zrobić! – Naprawdę nie żartowała. Tak zwane tatuaże przyjaźni , identyczne wzory na ciałach bliskich sobie osób, były na wyspie dość nową, ale chwytliwą modą, która przemawiała do serca Yatt. – Dobra, daj mi te narzędzia, już ja odniosę, a ty leć. A, tylko zjedz coś przedtem! Cokolwiek!

Tatuaż pulsował bólem, ale też energią, którą koniecznie trzeba było zbadać, przemyśleć, zrozumieć, włączyć w całość.

Białowłosa elfka sprzątnęła bałagan pozostawiony po tatuowaniu i skierowała się na tyły domu, spodziewając się znaleźć Oy'leę gdzieś w ogrodzie. Chciała porozmawiać z nią o tym, co przed chwilą zaszło.

Oy'lea! Oy'lea, jesteś tu?

Mocne słońce wyjrzało zza ciemnych chmur i roziskrzyło dziki, zlewający się z dżunglą przydomowy ogród, oślepiając na chwilę Yattmur, która zatrzepotała rzęsami kilka razy, po czym potarła swędzące oko.

Pazurku. Weź moje cierpienie pod swoje korzenie – wymruczała kobieta i machinalnie splunęła pod kępę rośliny zwanej kocimi pazurkami. Była to kwitnąca błękitno bylina, która rosła tuż przy progu chaty i według popularnego przesądu łagodziła ból, kiedy się go jej powierzyło.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

39
POST BARDA
- Pierwsza mi nie wyszła tak jak chciałam - wyjaśniła Poyly z przekonaniem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Yattmur nie zostało nic innego, jak pogodzić się z tą zaskakującą wersją delfina, na zawsze uwiecznioną na jej skórze. Dobrze przynajmniej, że w kontekście jej wielu tatuaży nie rzucał się on w oczy tak bardzo; nie zwracał na siebie szczególnie uwagi, a na pewno zwracać jej nie będzie gdy skóra już zagoi się i zniknie otaczająca arcydzieło opuchlizna. Chyba, że ktoś będzie miał okazję badać jej skórę z bliska.
- Zjem ciastko! - poinformowała dziewczynka, już w połowie drogi do domu. Nie dała elfce czasu, by ta mogła zaprotestować i przypomnieć jej o alternatywnych opcjach zdrowszego posiłku; a nawet jeśli usłyszała cokolwiek, odbiegając w swoją stronę, nie wyglądała, jakby przyjęła upomnienie do wiadomości.

Ogród przywitał Yattmur znajomym spokojem. Wysokie drzewa zapewniały przyjemny cień, a równo posadzone kwiaty i niskie krzewy pokrywały przestrzeń barwnym dywanem. Kobiety dbały o to miejsce, wiedząc, że lubią je odwiedzać zarówno goście ich przybytku, jak i one same. Spędzanie tam wspólnych wieczorów przy świetle równo rozstawionych lamp stanowiło już pewien rytuał, który lubiły organizować sobie raz na kilka dni, niezależnie od tego, czy ktoś u nich nocował, czy były same. Teraz wciąż jeszcze było jasno, ale Yattmur z łatwością spostrzegła Oy'leę, uzupełniającą lampy oliwą na wieczór. Słysząc swoje imię, wyprostowała się i obróciła w stronę, z której nadchodziła ciemnoskóra elfka.
- Skończyłyście? - zagadnęła. - Trochę wam zeszło. Jak jej poszło?
Poczekała, aż przyjaciółka podejdzie bliżej, by pochylić się nad jej ramieniem i uważnym spojrzeniem zmierzyć dzieło Poyly. Nigdy nie była dobra w ukrywaniu swoich emocji i nie inaczej było teraz; jej usta zacisnęły się w wąską kreskę, gdy z ogromnym trudem usiłowała się nie roześmiać, a w oczach rozbłysły jej iskierki rozbawienia. Odchrząknęła i pokiwała głową z uznaniem, którego nawet przy skrajnej naiwności nie dałoby się uznać za wiarygodne.
- Jest... imponujący - podsumowała, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Bransoletki na jej przedramionach zagrzechotały. - Z całą pewnością stanowi coś... nowego, wśród wszystkich twoich tatuaży.
W końcu nie wytrzymała, a jej śmiech poniósł się po ogrodzie.
- Poyly zadowolona? Jeśli chodzi o technikę wykonania, to poszło jej nie najgorzej, prawdę mówiąc, jak na pierwszy raz. Gdzie teraz jest? - spytała, unosząc wzrok znad ramienia Yattmur i rozglądając się wokół, jakby spodziewała się, że ośmiolatka też tutaj przyszła i ukrywa się gdzieś w krzakach.
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

40
POST POSTACI
Yattmur
Trwało to dłużej niż się spodziewałam, ale wreszcie go skończyła. Mnie się podoba! No co, sama przyznałaś, że jak na pierwszy raz jest naprawdę ładny... Nie śmiej się, durna babo! – Yattmur żartobliwie szturchnęła towarzyszkę w bok i postępując wbrew własnym słowom sama także zaniosła się histerycznym śmiechem, takim niepowstrzymanym i płynącym z głębi trzewi.

Trwały tak razem dobrych parę chwil, opętane przez demona dławiącego każde słowo, które usiłowały wypowiedzieć, i zalewającego ich policzki kaskadami łez. Pszczoły brzęczące ponad różowymi kwiatami floksów jakby zamarły w konsternacji.

– Już! No-już... U-us... uspo... – Zgięta w pół elfka wytarła mokre oczy wierzchem dłoni, raz po raz ponownie wybuchając rechotem. Wsparła się na ramieniu przyjaciółki usiłując po raz kolejny złapać dech. Tym razem skutecznie. – Uspokój się już, no! A wy obie też powinnyście dać sobie takie delfinki zrobić. Pomyśl sama: na znak naszej wiecznej i głębokiej... przyjaźni. Poyly bardzo by chciała. Nie, mówię poważnie! Proszę, proszę, zgódź się!

Kiedy kobiety przestały w końcu zataczać się ze śmiechu, przysiadły razem na rozgrzanym kamieniu. Ciemna twarz Yattmur spoważniała.

– Mały szczerbulec pobiegł do portu, podobno jakiś nowy statek przypłynął i może nagoni nam kogoś na nocleg. Nieważne – machnęła ręką. – Ważne jest co innego. Przyjrzyj się jeszcze raz temu tatuażowi. Tym razem bez żartów. Dotknij go. Czujesz? On... nie jest zwykły. Ma w sobie dokładnie to samo co te, których używam do rzucania czarów. Powiem ci jeszcze więcej: sama wiesz, że od czasu Zaćmienia moja moc stała słabsza i bardziej chwiejna. Nieprzewidywalna. Czuję, że to, co Poyly mi teraz zrobiła, łączy mnie jakoś na nowo z tym... nie wiem... z tą jasną polaną, do której ścieżka zniknęła mi wtedy z oczu zarośnięta gęstwiną paproci. Czuję, że łatwiej mi będzie sięgać po perły na dnie, bo wzbudzony muł nie zniekształca mi już widoku, podwodny las się rozstępuje, a moja dłoń jest pewniejsza. Rozumiesz, o co mi chodzi? Owoce palmy rosną niżej, lina trzyma mnie stabilniej, a koszyka nawet nie muszę trzymać. Jeszcze nie próbowałam, ale wiem to, jestem pewna. To jest coś... coś naprawdę wielkiego!

Serce łomotało jej teraz jak oszalałe, pot płynął po je plecach, w głowie szumiało od wyrywającej się zrozumieniu ekscytacji i tylko szorstka dłoń przyjaciółki, wodząca badawczo po jej świeżym tatuażu, była kotwicą, która przytrzymywała Yattmur w granicach rzeczywistości.

– Oy'lea, jak jej się to udało? To jest tylko dziecko. Powiedziała, że zrobiła po prostu to co ja, no i tak, uczucie było to samo, te same dźwięki w uszach, te same rozbite kolory, to wszystko bardzo charakterystyczne... ale to przecież nie mogła, przecież to zupełnie tak nie działa, to wymaga lat nauki... I w oczach miała takie światło, jakby słońce wpadło do wody i utonęło. Trochę mnie to przestraszyło, wiesz? Cieszę się, że jest zdolna, ale czy myślałaś kiedyś... – Yatt poczuła, jak do jej umysłu napływa ta sama wilgotna mgła, która zwykła zasnuwać go zawsze wtedy, gdy próbowało się rozmawiać lub choćby myśleć na ten temat – ...czy, czy oczy... czy z-myślałaś, kim... czym... kim-kim-okiem ona... błona... kona... właś-nie... ciwie? to było jest? I... i dokąd... skąd... skądże znowu... przyniosła... przybłagała? Akuratnie-właściwie pudło naszego... lasu? Szałasu? Pałacu? Dobrała? GO ROZUMIESZ?

Z każdą chwilą język elfki w większym stopniu odmawiał posłuszeństwa, plącząc się, niemal fizycznie sztywniejąc, myląc słowa i utrudniając wyrażenie bardziej złożonych myśli. Wątpliwości. Pytań. To było tak, jakby głowę ściskała od wewnątrz obręcz z wyślizganego przez fale drewna i trzeba było skupić się na rozpaczliwej walce z nią, żeby nie dać się ścisnąć na śmierć, a nie na szukaniu właściwych wyrazów. I na usta cisnęły się te coraz bardziej przypadkowe.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

41
POST BARDA
- Tylko mój będzie miał trzy płetwy grzbietowe, a Itu cztery? - spytała Oy'lea ze śmiechem. - Dobrze, że nie ma nas tu więcej!
Skóra wokół świeżego tatuażu wciąż lekko piekła, ale nie było to uczucie bardzo nieprzyjemne. Choć delfinkowi można było zarzucić tworzenie nienaturalnych standardów piękna dla innych przedstawicieli jego gatunku, to technicznie Poyly poradziła sobie bardzo dobrze, jak na pierwszy raz. Towarzyszka Yattmur też to zauważyła, bo w jej oczach widać było dumę z przybranej córeczki - nawet jeśli przez większość czasu przesłaniało ją rozbawienie.
- Zastanowię się - obiecała, przysiadając na rozgrzanym kamieniu obok Yattmur. Rozsunęła materiał rozciętych po bokach spodni z lekkiego materiału, by odsłonić całe nogi i wyciągnąć je przed siebie. Dzień był dość gorący; dobrze, że zbliżał się już wieczór, będzie można pootwierać okna w domu i wpuścić do niego trochę świeżego powietrza.

Gdy pojawił się temat magicznego nasycenia tatuażu, Oy'lea powoli spoważniała, aż skupiła się na tym, o czym słuchała. Jej dłoń powędrowała w okolice omawianego dzieła, by wyczuć wyraźne fale pulsującej mocy, a strapienie sprawiło, że jej czoło przecięła pojedyncza zmarszczka. Choć Yattmur była podekscytowana, ona wydawała się zaniepokojona. Poyly była wciąż mała, nie powinna mieć takich umiejętności, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nigdy się niczego takiego nie uczyła. Nikt nie pokazał jej, jak nasycić tatuaż magią, nikt nie powiedział jej, jak osiągnąć efekt, który osiągnęła. Ciemne oczy Oy'lei wpatrywały się w przyjaciółkę i choć początkowo się nie odzywała, wydawała się doskonale wiedzieć, co druga elfka ma na myśli.
- Ja wiem - odpowiedziała w końcu, gdy słowa Yattmur zaczęły się mieszać i zatraciły resztki sensu, jak za każdym razem, gdy próbowały rozmawiać o małej. - Wiem, gdzie ona... skąd... bogła... bogieła... biegła? Nie. Nie pamiętam. Wiem, ale nie wiem. Niem. Rozumiem. Yatt... nie da się powiedzieć. Napisać. Nie da się. Ona jest zaspana, słana, zasłana. Musi.
Oy'lea sfrustrowała się wyraźnie, więc wstała i zrobiła kilka zirytowanych kroków w tę i z powrotem.
- Po co zaczynasz znowu? Do niczego to nie prowadzi. Poyly jest u nas od lala... talara. Odprzyszła. Odniosła. Jest i odniosła. Nie mów.
Machnęła rękami z rezygnacją i usiadła z powrotem, wzdychając ciężko. Dziewczynka była pod ich opieką na pewno od wielu lat, ale sam moment jej pojawienia się w domu jakoś umykał ich świadomości. Pamiętały ją, jak była maleńka, jak jeszcze trzeba było nosić ją na rękach, bo daleko jej było do umiejętności chodzenia, a co dopiero tak prędkiego biegania, jak teraz. Ale sam początek? Krył się gdzieś za mgłą.
- Jak wróci, spróbuję wypytać ją, jak to zrobiła, tak dokładnie. Może jeśli będzie tatuować kolejnego delfinka, tego na mojej skórze, mogłabyś skupić się na niej? Wyczuć, co się dzieje? Myślisz, że to trochę rozjaśniłoby sytuację? Mogłybyśmy też pójść z nią do A'huaiti, jeśli uważasz, że to dobry pomysł - zaproponowała, czubkiem plecionego buta przesuwając jakiś leżący przed nią, samotny kamyk. - Tak czy inaczej, dziś już jest na to zbyt późno. Możemy się tym zająć jutro, od samego rana. Jeśli faktycznie przyciągnie kogoś na nocleg, Itu musi przygotować większa kolację na dzisiaj. Chcesz jej pomóc, czy jesteś zajęta?
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

42
POST POSTACI
Yattmur
Zaspana! Zasłana! Zeznana! – Tym razem Yattmur już prawie-prawie zrozumiała ową plątaninę tak bardzo przecież niewłaściwych słów. Sens był kamyczkiem toczonym w tę i z powrotem przez falę obmywającą brzeg. Zbliżał się na tyle, że już niemal miała go w dłoni, ale w ostatnim momencie znowu jej się wymykał. Traciła skupienie, bo zrywał się silny nadmorski wiatr i złośliwie wpychał jej włosy do oczu, nosa i ust. – W garze? W dali? Może nawet od... Od... masowanego słonia? Znaczy... glona? – Mgła w głowie elfki zgęstniała gwałtownie i zasłoniła już wszystko. Nawet te błędne słowa i myśli. – Argh!

Yattmur dała wyraz swojej irytacji, kopiąc wściekle piętą w piachu i wznosząc w ten sposób tuman paskudnego pyłu. Potem dołączyła do przyjaciółki w geście rezygnacji i położyła się na plecach z oczami wbitymi w ciemniejące niebo.

– Jutro. Jutro z samego rana, dobrze. Ona będzie na tobie ćwiczyć, ja będę obserwować. Może coś z tego wywnioskuję. Zobaczymy. Jak nie, to najwyżej na trzecie tatuowanie... bo Itu się zgodzi, prawda? Na trzecie tatuowanie zaprosimy starą. Czy tam pójdziemy z tym do niej, to się już zobaczy.

Mówienie o wiekowej ciotce w tak - zdawałoby się - pozbawiony szacunku sposób było dla Yattmur tylko kiepsko skleconą maską nonszalancji, pod którą skrywała się obawa. Co powie A'huaiti? Sama staruszka wprawdzie nie zajmowała się nigdy wplataniem w tatuaże magicznych mocy, ale wiedziała wiele na właściwie każdy temat - zarówno z racji wieku, jak i bujnego, obfitującego niegdyś w podróże, przygody i niecodzienne znajomości życiorysu. A jeśli... jeśli uzna, że z Poyly coś jest nie tak? Jeśli uzna tę sprawę za niebezpieczną - dla siebie, dla nich, dla całej niewielkiej społeczności wyspy - i każe ją wygnać? Albo... gorzej? A'huaiti wprawdzie zdawała się jak dotąd akceptować dziewczynkę, ale też nigdy nie była dla niej tak ciepłą, kochaną i troskliwą babcią jak choćby ta, o której opowiadała z rozrzewnieniem Oy'lea, wspominając własne dziecięce dni.

Tak, Oy'lea miała w ogóle zdecydowanie najlepszą rodzinę spośród trzech przyjaciółek. Itu Paera i Yattmur od zawsze jej tego zazdrościły.

– ...mam nadzieję, że nie będzie jednak potrzeby, żeby ją w to angażować – wyjąkała elfka, trochę już bojąc się tego wszystkiego na zapas. I mając zarazem już niemal pewność, że owszem, taka potrzeba będzie. – A co do kolacji... wiem, że powinnam się bardziej angażować w domowe obowiązki, ale... – na jej ciemne policzki wypłynął purpurowy rumieniec – ...przepraszam, teraz nie mogę. Muszę jeszcze dzisiaj iść nad morze i sama poprzyglądać się na spokojnie temu – wskazała wesołego delfinka i zerwała się z miejsca. – Właściwie to najlepiej teraz. Natychmiast. Przepraszam, muszę.

Nie kłamała, naprawdę czuła, że musi natychmiast się tym zająć. Usiąść na odosobnionej plaży. W milczeniu wpatrzeć się w fale. Poczekać na deszcz i poczuć, jak jego krople w sobie tylko znanym rytmie uderzają w każdy znak na jej ciele. Przepisać magię na nowo, jak przy każdym nowym tatuażu. Odnowić sekwencję. Poczuć się wodą.

Pobiegła.

– Obiecuję, że od ju...! – krzyknęła jeszcze, ale Oy'lea nie mogła usłyszeć treści obietnicy, bo zagłuszył ją szelest wiatru wśród palmowych liści.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

43
POST BARDA
- Nie to, że taki miałam plan na jutrzejszy dzień - mruknęła Oy'lea z odrobiną niezadowolenia w głosie. - Nadstawianie skóry na testowanie umiejętności Poyly, czy to manualnych, czy to magicznych. Teraz to mnie zestresowałaś. Nie będę mogła spać w nocy.
Uśmiechnęła się jednak, jakby jej słowa były tylko żartem. A może faktycznie nim były? Czy nie? Choć Yattmur znała ją dobrze, nie była w stanie tego jednoznacznie stwierdzić. Krótkowłosa elfka skinęła głową, zgadzając się na plan przyjaciółki i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, słuchając jej wymówek dotyczących przygotowywania kolacji. Wydęła usta z niezadowoleniem i pokręciła głową, jakby była jej rozczarowaną matką, a nie mniej-więcej rówieśniczką.
- Kiedyś będziesz musiała w końcu nauczyć się gotować! - usłyszała jeszcze zza pleców, gdy uciekała przed obowiązkami w celu przetestowania swoich własnych umiejętności i zjednoczenia się z wodą.

Czas, który spędziła na plaży i w morzu, zdecydowanie nie był czasem straconym. Wyraźnie czuła, jak dzięki czemuś, co zrobiła Poyly, magia z większą łatwością przepływa przez jej ciało. Jakby nie musiała już po nią uważnie sięgać, a miała ją tuż pod palcami. Jakby to, co dotąd wymagało skupienia i świadomej kontroli, teraz stało się całkowicie naturalne. Przez te szokujące zmiany Yattmur nie zauważyła, kiedy słońce zaszło już całkowicie, a róż wczesnego wieczoru przeszedł w ciemny granat głębokiej nocy. Pokrywające jej ciało tatuaże jarzyły się nieznacznie, rzucając błękitny blask na piasek i powierzchnię wody, gdy z niej w końcu wyszła.
I wtedy też zorientowała się, że nie jest sama.
Na plaży ktoś siedział. W niewielkim oddaleniu, jakieś pięćdziesiąt metrów od niej, dostrzegała sylwetkę osoby, która na jej widok przerwała grzebanie długim patykiem w ziemi i najpierw zamarła w zaskoczeniu, a potem podniosła się do pozycji stojącej. Na pierwszy rzut oka był to mężczyzna, ale światło księżyca było zbyt słabe, by Yattmur była w stanie to stwierdzić z tak daleka. Ona też musiała być dość intrygującą postacią, bo obcy po chwili wahania odrzucił patyk i ostrożnie ruszył w jej stronę, unosząc dłonie w pokojowym geście, jakby obawiał się, że odbierze go jako agresora.
- Hej - odezwał się. Głos był melodyjny i zdecydowanie należał do mężczyzny. - Nic ci nie zrobię. Ty też... może... nic mi nie rób, co?
Dla kogoś, kto jej nie znał, musiała wyglądać niepokojąco. Wynurzyła się z wody, w której przed momentem nie było niczego, a już na pewno nie było nie kobiecej sylwetki, a kształt jej ciała w ciemności był zarysowany wyłącznie przez lśniące linie. Równie dobrze mogła według niego być bliżej nieokreślonym magicznym stworzeniem, z jakim nigdy nie miał do czynienia.
- R o z u m i e s z m n i e? - spytał, powoli i wyraźnie, potwierdzając te przypuszczenia.
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

44
POST POSTACI
Yattmur
R o z u m i e m. – Yattmur, w duchu rozbawiona tym, że wzięto ją chyba za jakieś magiczne morskie stworzenie, przybrała taki sam ton, jakim powitał ją nieznajomy. – Nic ci nie zamierzałam zrobić, spokojnie... – Podeszła bliżej i, niespeszona swoją nagością, bardzo intensywnie popatrzyła nocnemu spacerowiczowi w oczy. – A może jednak? Bu! – huknęła na niego dla hecy, po czym minęła go ze śmiechem i spod płaskiego kamienia nieopodal wyciągnęła swoje ubrania, które schowała tam wcześniej przed nadciągającym deszczem i ewentualnymi złodziejaszkami-żartownisiami.

Miękka biała tkanina, która zwykle służyła kobiecie za turban, teraz przydała się jej do wytarcia ciała i włosów z morskiej wody. Przez kilka kolejnych chwil wypełnionych gęstą ciszą mężczyzna mógł obserwować, jak rozjarzone tatuaże pomału bledną, a większość z nich znika pod zwiewnymi jasnymi spodniami, którymi wiatr łopotał niby żaglem i pod gęsto plecioną z rzemieni bluzką, która kończyła się trochę nad pępkiem.

O, jeszcze tu jesteś? – Elfka uniosła wzrok znad guziczków na piersi, nad którymi trudziła się nieco po ciemku i w efekcie pozapinała je strasznie krzywo. Następnie zarzuciła włosami, schylona wycisnęła z nich resztkę wody i owinęła je w mokrą już tkaninę, formując dość niedbały zawój. – Powiedz mi, padało w końcu? Zanosiło się na burzę całe popołudnie, ale nie wydaje mi się, żeby piasek był mokry. Długo pływałam i nawet nie zwróciłam uwagi...

Do ciemnego czoła dziewczyny przykleił się zaplątany we włosy kosmyk morskiej trawy. Pod jej dolną wargą połyskiwał kolczyk z białej perły, którym teraz bawiła się bezwiednie. Wysoka, wyprostowana, ciemnoskóra postać o ruchach pełnych sprężystości i siły sprawiałaby może nawet imponujące wrażenie, gdyby byle jak zawinięta na głowie mokra szmata nie odkręciła się jej właśnie i nie spadła prosto w piach.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

45
POST BARDA
Mężczyzna wydał z siebie tylko jeden, bliżej nieokreślony dźwięk i cofnął się o krok, gdy znalazła się bardzo blisko. Był wysoki i szczupły, długie włosy miał zaplecione w jakiś warkocz i Yattmur wydawało się, że widzi zarys spiczastych uszu, ale mogło to być tylko wrażenie - w mrokach nocy jej oczy nie potrafiły dokładnie ocenić wyglądu drugiej, obcej jej osoby. Jego oczy jeszcze przez chwilę odbijały światło jej tatuaży, by zgasnąć razem z nimi.
- Wybacz... myślałem... siedzę tu już z godzinę, nie słyszałem, żeby ktoś...
Zamilkł i niepewnie podrapał się po głowie, grzecznie odwracając się, gdy elfka go wyminęła i zaczęła się ubierać. Stanął bokiem do niej, a przodem do morza, wsuwając ręce do kieszeni. Jej obecność nie przepędziła go, wręcz przeciwnie - nawet jeśli rozważał opuszczenie niedługo plaży, tajemnicza kobieta wynurzająca się z głębin i twierdząca jakby nigdy nic, że sobie pływała, nie było czymś, co można było tak po prostu zignorować i pójść w swoją stronę. Dopiero gdy Yattmur się odezwała, nieznajomy najpierw zerknął na nią niepewnie przez ramię, by dopiero upewniwszy się, że nie rozmawia z nim już nago, ponownie obrócić się w jej stronę. Podszedł bliżej i uczynnie podał jej mokry kawałek płótna, który zsunął się jej z głowy.
- Wiesz, jak zrobić wejście - w jego głosie zabrzmiało rozbawienie. - Jestem Elion. Przepraszam, jeśli zakłóciłem twój spokój. Naprawdę sądziłem, że nikogo tu nie ma. Musisz pływać bardzo cicho i nie mącąc tafli wody. Potrzebowałem odpocząć od ludzi i śpiewających dzieci.
Śpiewające dzieci? Pierwszym, co przychodziło Yattmur do głowy, była Poyly, która nauczyła się ostatnio nowej piosenki od jednej z podróżniczek i teraz wyśpiewywała ją w każdej wolnej chwili, czasem na takiej wysokości dźwięków, że słyszały ją tylko psy. Czyżby mężczyzna natrafił na jej przybraną córeczkę?
- Gdybym wiedział, że tu jesteś... nie, pewnie nadal bym tu siedział. Ten widok nie był czymś, co dałoby się łatwo zapomnieć - błysnął zębami w ciemności. - I chyba... chyba masz coś na czole.
Wsunął ręce z powrotem do kieszeni. Jego luźna koszula załopotała cicho wraz z silniejszym powiewem wiatru.
- A, deszcz. Nie. Nie padało. Jak ci na imię? Jesteś stąd?
Gdy Yattmur była ubrana, nieznajomy miał dużo więcej pewności siebie. Kto wie, może nie był przyzwyczajony do takiej bezpośredniości, jaką zaprezentowała. Z drugiej strony, kto był?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”