[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

46
POST POSTACI
Yattmur
A daj spokój, niczego mi nie zakłóciłeś. – Elfka machnęła ręką i zaśmiała się głośno, jednocześnie stanowczo i ostentacyjnie przemilczając temat swojego cichego, niezauważalnego pływania. – Dzięki – dodała, przewieszając je sobie przez ramię tkaninę - teraz nie tylko mokrą, ale i zapiaszczoną - którą uczynnie podał jej nowy znajomy. – I to ja przepraszam, jeśli wśród tych śpiewających dzieciaków była moja córka... Wiem, że potrafi swoim zawodzeniem dać w kość. Taka mała... – pokazała dłonią wzrost dziewczynki – ...kudłata, ciemna, w czerwonej sukience z muszelkami? Głos wysoki jak u syreny? Hm?

Yattmur zamilkła na chwilę, mrużąc oczy i wsłuchując się w odgłosy nocy, aby spróbować wychwycić śpiew albo wołanie Poyly wśród szumu fal, grania cykad i skrzeczenia nocnych ptaków. Ciekawe, czy dziewczynka przyprowadziła w końcu do domu gości na nocleg. A może Elion był właśnie jednym z nich? Całkiem prawdopodobne.

Miło mi cię poznać, Elyon. Masz na imię tak samo jak moja matka. – Znowu śmiech poniósł się po plaży. Tym razem trochę nerwowy. – Ja jestem Yattmur. I tak, zgadłeś, jestem stąd. O, stąd dokładnie, tam stoi mój dom. – Pokryta tatuażami dłoń wskazała pokaźną kępę starych bananowców i drzew chlebowych, między którymi przycupnęła duża chata z trzcinowym dachem. – Trudno mi się dobrze przyjrzeć po ciemku, ale jestem prawie pewna, że nie znam cię nawet z widzenia, a kojarzę na tej wyspie każdą twarz. Zakładam więc, że ty z kolei jesteś przybyszem? Co cię sprowadza? Pielgrzymujesz do Drzewa?

Yattmur z przechyloną głową i przymrużonymi oczami usiłowała przyjrzeć się Elionowi i zgadnąć, co z niego za bestia. Ale blade światło gwiazd nie było zbyt pomocne, tylko mnożyło pytania i domysły.

Co? Na czole? – Dziewczyna zamrugała szybko. – Co niby na nim mam?

Sprawdziła czoło dłonią, ale tak pobieżnie, jakby naprawdę wcale nie próbowała nic tam znaleźć. Na błyszczące w ciemności zęby odpowiedziała łobuzerską iskrą w oczach. Przysunęła się pół kroku i jej twarz znalazła się znacznie bliżej twarzy Eliona, niż przewidywałyby to niepisane zasady międzyludzkich - międzyelfich - relacji. Nawet wśród wylewnych i otwartych mieszkańców Archipelagu.

Możesz? – poprosiła gestem, by doprowadził ją do porządku. Znaczy - jej czoło z przylepionym pasmem wodorostów, ma się rozumieć.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

47
POST BARDA
- Twoja... córka? - zdziwił się nieznajomy i nerwowo podrapał się po karku. - No tak. Tak. Śpiewała coś o słońcu, żeby się rozchmurzyło.
Z miejsca, w którym się znajdowali, Yattmur nie słyszała już śpiewającej córeczki, ale trudno było się dziwić - był środek nocy, zapewne któraś z kobiet położyła ją już spać. Dziewczynka lubiła towarzyszyć gościom, ale to nie znaczyło, że będzie przesiadywać z nimi do bladego świtu. Za to zza gęstej ściany zieleni docierały już co głośniejsze śmiechy i urywki rozmów.
- No tego to się nie spodziewałem usłyszeć - mruknął, nieszczególnie zadowolony z faktu, że jego imię nosiła też kobieta. Pokiwał głową. - Tak. Przypłynęliśmy dzisiaj. Mała przybiegła do przystani i podskakiwała w miejscu, krzycząc coś o noclegach. Większość została na statku, ale nasza czwórka uznała, że w sumie czemu nie. No i poszliśmy za nią. Do twojego domu, najwyraźniej.
Gestem wskazał trzcinowy dach, który w świetle księżyca dało się wypatrzeć wśród dużych, palmowych liści. I zanim się zorientował, zanim zdążył zrobić coś więcej, twarz elfki znalazła się centymetry od jego własnej. Cała pewność siebie, jaka wróciła mu, gdy Yattmur założyła na siebie ubrania, teraz zniknęła z powrotem, zastąpiona konsternacją. Mimowolnie zrobił krok w tył, przestraszony jej nagłą bliskością. Z tej odległości kobieta była nawet w stanie zauważyć tatuaże, zdobiące jego twarz, choć poza liniami odcinającymi się od nosa, czoła i boków żuchwy nie widziała nic więcej - ani w jakim były kolorze, ani co konkretnie przedstawiały. Za to kolczyki w jego spiczastych uszach przyciągnęły jej uwagę, odbijając blask tak samo, jak szeroko otwarte w zaskoczeniu oczy mężczyzny. Po chwili wahania uniósł dłoń i ściągnął zabłąkany kawałek trawy z jej czoła, by odrzucić go za siebie i zrobić jeszcze jeden krok w bok, tak dla bezpieczeństwa. Jak na kogoś tak na pierwszy rzut oka wygadanego, zaskakująco onieśmielała go bezpośredniość.
- Proszę - uśmiechnął się znów, gdy znalazł się już w normalnej odległości od Yattmur. - Odprowadzić cię do domu? Tak się składa, że też tam idę. Niesamowity zbieg okoliczności, hm?
Ruszył w stronę drzew, upewniając się tylko, że nowopoznana towarzyszka idzie obok niego.
- Więc... jesteś stąd. I lubisz pływać... tak... jak natura stworzyła. Świecąc wzorami na skórze i... nie wydając żadnych dźwięków - podsumował w zamyśleniu. - Niewiele to ma sensu, ale cóż. W każdym razie, Yattmur, co tu robisz poza tym? Prowadzisz ten dom? Nie macie innych klientów poza naszą czwórką, przynajmniej teraz - zauważył.
Im głębiej wchodzili pomiędzy drzewa, tym jaśniej się robiło. Wkrótce znaleźli się w zasięgu lamp, jakie Oy'lea porozstawiała po ogrodzie i elfka w końcu mogła ujrzeć szczupłą twarz Eliona, ozdobioną czerwonym tatuażem i jego długie włosy, w które wplecione było zdecydowanie zbyt wiele ozdób, jak na typowego żeglarza. Pióra, metalowe kółka i kolorowe sznurki wyraziście się od nich odcinały, tworząc w sumie całkiem ładną kompozycję. On sam też rzucił jej zaciekawione spojrzenie, wreszcie widząc coś więcej, niż jej jasne włosy, ale szybko odwrócił wzrok, obawiając się zapewne kolejnej konfrontacji, na jaką nie był gotowy.
- Dużo was odwiedza osób, które przypływają, żeby zobaczyć Drzewo? - zagadnął. - Pewnie nie mają innych powodów, żeby się tu wybierać. Jesteście trochę... daleko. Od wszystkiego. Całej cywilizacji.
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

48
POST POSTACI
Yattmur
Elfka bez słowa komentarza ruszyła razem z nowo poznanym towarzyszem w stronę domu. Długo milczała i na zewnątrz w ogóle nie było widać tego, co w niej narastało. Tej niewytłumaczalnej i niespecjalnie adekwatnej do sytuacji złości. Dopiero przy ostatnim komentarzu Eliona - tym na temat rzekomego oddalenia wyspy od wszystkiego - kobieta nie wytrzymała.

– Daleko od wszystkiego? Od CYWILIZACJI? Znaczy co mi teraz próbujesz powiedzieć? Że my tu jesteśmy niecywilizowani? Bo co, bo pływamy nago w morzu? Przepraszam, może tam, gdzie panuje CYWILIZACJA, kąpiecie się w ubraniach, a nam tutaj nikt nie powiedział, że tak trzeba!

Jeszcze przed momentem nic tego nie zapowiadało, ale teraz Yattmur naskoczyła na Eliona, a jej ton stał się dużo bardziej napastliwy niż potrzeba. Rozdrażniła ją jego płochliwość, ale to nie było wszystko. Chodziło o coś więcej.

– Odczepiłbyś się wreszcie od tego pływania! – warknęła, zupełnie niepotrzebnie zresztą, bo przecież właśnie już dobrych parę chwil temu się odczepił i sam zmienił temat.

W niej jednak ciągle to wrzało. Przez to, że tak ją wypytywał, teraz sama za dużo o nim - o pływaniu - myślała.

A to źle, bardzo źle, bo jeszcze tylko jedna chwila i rzuci wszystko, pobiegnie tam znowu, ponownie rozpłynie się wśród słonej wody i tym razem nigdy już nie wróci. Ktoś, kto nie doznał nigdy tego oszałamiającego zjednoczenia z przepastną przestrzenią morza, nie mógł nawet podejrzewać, jak przerażająco wspaniale to uczucie uzależnia i jak bardzo boli konieczność przerwania owej niepodobnej do niczego więzi. Jak potwornie ciąży to ulepione z mięsa i przyziemnych spraw ciało, które przed chwilą dosłownie nie istniało, będąc tylko lekką i przejrzystą falą.

I o jeszcze jednym jej nieświadomie przypominał, jeszcze jeden rozpalony nóż wbijał w serce, nie mając przecież o tym pojęcia. O tym mianowicie, że od pięciu lat bez skutku próbuje w tym przepastnym morzu odnaleźć jedną jedyną szczególną istotę. Beznadziejnie i bezsensownie ponad wszystko pragnąc spłynąć chłodną kroplą po jej karku, przesączyć się przez jej podobne do ukwiału włosy i tysiącem drobnych strumyczków wniknąć głęboko pod każdą ze srebrzystych łusek, jakie pokrywają jej ciało. Myśląc o pięknookiej syrenie, Neritei, która mimo obietnicy nie przypłynęła do niej nigdy po raz drugi, Yattmur za każdym razem powoli i nieodwołalnie gdzieś w głębi serca przemieniała jakiś kawałek swojego jestestwa w ciężką, ciemną kroplę wody.

Znała na te bolączki tylko jedno lekarstwo. Płatek. Chlebek. Cienki opłatek nie większy od paznokcia, który rozpuszczony pod językiem potrafił przywołać stan najbardziej ze wszystkich zbliżony do rozpuszczenia w potężnej świadomości morza i odebrać gryzące poczucie upływu czasu.

Pięć lat. Pięć lat. Zapomnij o tym.

Płatek. Chlebek. Czy w przyczepionej do paska sakiewce pozostał choćby jeden kawałek? Yattmur zamarła i nie zwracając uwagi na całą resztę świata zaczęła szukać dającej ukojenie substancji tak gwałtownie i gorączkowo, jakby nie liczyło się w tej chwili kompletnie nic innego. Po kilkunastu sekundach zdała sobie dopiero sprawę z tego, jak to wygląda, i popatrzyła znowu na elfa, nie bez wysiłku podejmując na nowo rozmowę.

Jesteśmy cywilizowani. I tak, owszem, dużo osób nas odwiedza – W jej głosie brzmiała duma. Rozbiegane palce, w panice ciągle gniotące wyszywany rybią łuską woreczek w poszukiwaniu działki narkotyku, trochę psuły efekt. – A ja robię różne rzeczy, to zależy, co akurat TRZEBA zrobić – dodała wymijająco.

Proszę, Płatku, bądź tam.

Ładne masz kolczyki – rzuciła jeszcze, nie wiadomo dlaczego. Niby szorstko, ale też jakby na zgodę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

49
POST BARDA
Jeśli mężczyzna był onieśmielony, tak teraz już nawet zakłopotany i toz przekonaniem, że jego słowa trafiły chyba w czułe miejsce. Powiedzieć idzie łatwo, gorzej już ponieść cenę kiepsko dobranych słów. Zarówno jak wcześniej nie spodziewał się spotkać Yattmur w pełni swej okazałości, tak teraz reakcji tubylczej niezwykłej osobowości. No nic, jak słoń w składzie porcelany, rzekłby w myślach ktoś "bardziej cywilizowany".
Jego oczy rozszerzyły się, postawę przyjął wycofaną, trochę obronną, obserwując kompulsywne postępowanie kobiety wobec wydobycia czegoś z mieszka. W tym całym ambarasie komplement na zgodę przyjął nijako, niby wiatr obił mu uszy, a on zaś nie wiedział czemu. Zaś sam płatek wdzięcznie wpasował się pod kciuk poszukiwaczki, ale całe te nerwy sprawiły, że wyślizgnął się mimo woli i upadł gdzieś w kępę wysokiej trawy.
— Wszystko w porządku? — Zapytał trochę nieśmiało, zaniepokojony momentalnym zatrzymaniem się wszelkich ruchów jego towarzyszki, jakby ta mogła jeszcze usłyszeć echo gdzie dokładnie spadła potrzebna jej drobina "chlebka". Nic z tego, drań nawet nie pisnął, lądując gdzieś w mroku pośród długich liści wydmowej trawy.

Ta chwila ciszy pozwoliła jednak uchwycić nie tak całkiem odległe chichotanie, odbiegające nieco od domku, dalej w kierunku plaży, gdzie w przeciągu ostatnich minionych godzin nie była. Kilka donośnych śmiechów, czy raczej rechotów. Brzmieli jakby się złośliwie nabijali z Yattmur i jej nieszczęśliwego wypadku. Choć to raczej było niemożliwe, ale czy na pewno? Zbieg okoliczności? Zbyt dobrze znała te głosy, aby nie domyślić się co to za ancymonki były. Taye, Ure, Saalewang, Aabira'h. Wszyscy razem, albo kilku z nich. Na pewno dwóch i na pewno Ure, który śmiał się z nich najdonośniej i nie szło go nie rozpoznać.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

50
POST POSTACI
Yattmur
– Ta, w porządku. – Było to oczywiste kłamstwo. – Wiesz co, Elion, idź już lepiej, ja cię dogonię, muszę coś tu...

Elion przestał w tej chwili mieć dla elfki na razie jakiekolwiek znaczenie. I to do tego stopnia, że nawet nie chciało jej się dokończyć zdania. Jeszcze niedawno wydawał jej się nawet intrygującą, wartą poznania osobą, ale teraz już nie patrzyła w jego stronę, bo jej oczy - mocno zaczerwienione, co było dostrzegalne dopiero tutaj, gdzie padało na nią nieco światła lamp - były zanadto zaaferowane gorączkowym przeczesywaniem piasku i trawy w poszukiwaniu Płatka. Za wzrokiem podążyły dłonie, z takim samym przejęciem przeczesujące podłoże w czysto dosłownym sensie. Wyczuwając, że elf jeszcze sobie nie poszedł, kobieta jedynie machnęła niecierpliwie ręką w stronę domu, jakby odganiała natrętnego moskita.

Wtem nowa pożywka dla lekko przygasającej już złości, jak garść patyków wrzuconych do ogniska. Znajome głosy. Za daleko, żeby dobrze zrozumieć, a za blisko, żeby zignorować. Szydercze? Złośliwe?

– A tym co znowu tak wesoło? – warknęła do siebie pod nosem Yattmur. Ure, który spośród wszystkich śmiał się najgłośniej i prawie pewne, że najzłośliwiej, bez wątpienia zasłużył, żeby dać mu w pysk. Pochwyciwszy najbardziej obiecującą garść piasku, w której niemal bez wątpienia musiał znajdować się zagubiony okruch narkotyku, elfka wyprostowała się i donośnym głosem zawołała:

– EJ, DURNIE! Z czego tam tak rechoczecie?!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

51
POST BARDA
Odgoniony insekt wciąż jednak stał, gdzie stał, przyglądając się pośród mroku ruchów kobiety. Dotychczas opanowanej, pełnej wdzięku i o mistycznej aurze, teraz zaś przypominającej burkliwego psa, któremu dosłownie ktoś kość z miski zabrał i z tego tytułu miał bardzo paskudny humor. Insekt zaś przybrał formę tła, tyle że nawet nie bzyczał, ale i nie zrozumiał pośpiesznego gestu i ogólnie całej sytuacji. Yattmur zaś sięgnęła po garść piachu, niechybnie z obiecującą zawartością... oby nie ściskaną za mocno, aby nie rozkruszyć i wymieszać przypadkiem z piaskiem.

Wtem i poniósł się jej okrzyk z prostym pytaniem i odbił się echem od drzew przeciwległych do linii brzegu. Pewien efekt osiągnęła. Przestali się śmiać, choćby na moment — Yatti?! ... ... ... YATTMUR CO ZAMIAST TWARZY MA DREWNIANY MUR!!! — Zawył Ure i zarechotał ze swojego żartu, jakiś głos mu zawtórował.
— JAKI MUR?! YATTMUR KROWA ROBI MUUUUUUU!!! TYLE ŻE NIE JEST W ŁATY, A W PASKI, KOŁA I KWADRATY!!! — Zaryczał drugi. Tutaj rozpoznała głos Taye i znów śmiech trzeciego, jakby ten już boki zrywał i długo miał już nie wyrobić z takim tempem ubawu.
— Nie mamy bydła na wyspie cymbale i sam jesteś krowaaa~ YATTI! YATTI MUR! — Ure widocznie miał swoje wyjątkowe zdanie na ten temat, acz dało się uchwycić nutkę upojenia alkoholowego w tym oto okrzyku.
— W mur to przyrżnęła mamusia, jak miała ciebie w brzuszku i patrz jaki głupol wyszedł! ... — Taye ewidentnie nie zgadzał się z Ure, a trzeci już zaczął chyba się dusić ze śmiechu, kiedy tamci... cóż wyglądało na to, że zajęli się sobą w wyniku krótkiej wymiany obelg, bo żaden okrzyk kolejny z ich strony nie został posłany.

W tym wszystkim insekt wciąż stał, obserwując co też elfka poznana na plaży miała dalej uczynić. Tak dla swojego bezpieczeństwa uczynił jednak krok do tyłu od Yattmur z garścią pełną piachu, bojąc się że mógłby nią oberwać.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

52
POST POSTACI
Yattmur
– Jeszcze tu stoisz? – Yattmur przewróciła oczami, chociaż trzeba jej przyznać, że zrobiła to tak spokojnie, jak tylko potrafiła. Prawie uprzejmie. – Powiedziałam, żebyś poszedł przodem, a ja zaraz do ciebie dołączę – powtórzyła z cierpliwością samej Kariili. – Nie słyszałeś? Muszę coś tu załatwić z kolegami. – Tu z wymowną miną wskazała Elionowi majaczące niewyraźnie za krzakami sylwetki.

Wbrew temu, czego zdawał się obawiać jej przygodny towarzysz, elfka w podniesionej garści piachu zamierzała jedynie znaleźć swoją zgubę, a nie rzucać tym syfem w kogokolwiek. Choć z drugiej strony nie było pewne, czy zaraz nie weźmie drugiej, już w bardziej bojowym celu. Jednak na razie dziewczyna skupiła się na ostrożnym wyłuskaniu cienkiego opłatka spośród pokruszonych muszelek i poczerniałych kawałeczków drewna. Kiedy wreszcie jej się to udało, podmuchała triumfalnie na Chlebek z obu stron, aby go w miarę możliwości oczyścić, potem jeszcze polizała, żeby się ostatecznie upewnić, czy to na pewno to - i Płatek zniknął na zawsze, bezpiecznie schowany pod jej językiem.

Nim narkotyk zdążył się rozpuścić i otulić Yattmur swoją kojącą, wielobarwną miękkością, elfka zdecydowanym krokiem skierowała się ku trójce wesołków. Raz, dwa, trzy - i już była przy nich. Z mocnym postanowieniem przywalenia przynajmniej jednemu w gębę. Taye, Ure... i kto? Kto był tym trzecim?

Nieważne.

– O chuj wam tu chodzi, kretyni? Taye, wiesz co, nie spodziewałam się tego po tobie... Ure, zaraz zobaczymy, co TY będziesz miał zamiast twarzy, jak się nie uspokoisz – zagroziła, wściekła jak murena.

Jednocześnie, by udowodnić, że nie rzuca słów na wiatr, popchnęła rozwrzeszczanego chłopaka obiema dłońmi w środek piersi, ze szczerą nadzieją (choć tak naprawdę to nieprzesadnie popartą wysiłkiem), że ten się przewróci i sobie ten głupi ryj rozwali.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

53
POST BARDA
- Tak. Zdecydowanie... pójdę - mruknął Elion, unosząc dłonie w pokojowym geście i wycofując się krok za krokiem pomiędzy drzewa, dzielące ich od ogrodów, w których właśnie zapewne jedzona była kolacja. Towarzystwo tajemniczej nieznajomej okazało się mniej przyjemne, niż początkowo zakładał, więc bezpieczniej było się zmyć, zwłaszcza, że niechcący ją sprowokował i teraz musiał ponosić tego przykre konsekwencje. Zerknął w kierunku dobiegających z niedaleka głosów, ale doszedł chyba do wniosku, że nie chce się w to angażować. Zmierzył tylko spojrzeniem Yattmur wyjadającą coś z garści piachu, uniósł brwi, potrząsnął głową z niedowierzaniem i już go nie było. Nowa znajomość, choć zaczęła się całkiem intrygująco, bardzo szybko stała się dość problematyczna. Zapewne będzie dane im się jeszcze zobaczyć, skoro wraz ze swoimi towarzyszami nocował w domu elfki.

Tymczasem docierając do braci, Yattmur zastała Taye i Urego szarpiących się między sobą. Żaden z nich nie spodziewał się, że kobieta, którą przed chwilą usłyszeli, teraz do nich przyjdzie, a im się oberwie za zupełnie niewinne żarty. Wyjątkowo łatwo było powalić młodego elfa, gdy ten pochłonięty był szamotaniną z bratem i nie zauważył, że ktoś się zbliża. Może Saalewanga mógłby go ostrzec, gdyby nie pokładał się ze śmiechu kilka metrów dalej.
Uderzony w klatkę piersiową Ure zachwiał się zaskakująco mocno, ale utrzymał go na nogach chwyt drugiego mężczyzny, zaciśnięty na jego luźnej koszuli. Obaj przenieśli na Yattmur nieprzytomne spojrzenia, by zaraz roześmiać się, jakby jej widok był najzabawniejszą rzeczą, jaka mogła przytrafić się im na wyspie. Taye puścił brata, by chwycić kobietę i przyciągnąć ją do siebie w nagłej potrzebie przytulenia jej z całej siły. Zanim zdążyła zareagować, została unieruchomiona w kleszczowym uścisku jego ramion, czując pachnący winem oddech w swoich mokrych włosach.
- Paski, koła i kwadraty - powtórzył swój fantastyczny żart i złożył na jej czole mokry pocałunek. - Fuj. Jesteś słona.
Trudno, żeby nie była, biorąc pod uwagę, że kilkanaście minut temu wyszła z morza. To nie przeszkodziło elfowi jednak uparcie trzymać jej w uścisku. Ure w tym czasie wyprostował się i wygładził koszulę na klatce piersiowej, robiąc kilka nieskoordynowanych kroków w bok, bo patrzenie w dół przerosło jego zaburzone przez upojenie poczucie równowagi.
- Przyszła i bije od razu - pożalił się. - Yatti Mur. Yatti. Yatti tatti. Gdzie byłaś? Chcesz wina? Możemy ci przynieść! Dziś jest święto! Świętujemy! Światowy Dzień Doceniania Przyjaciela, Który Przynosi Ci Wino - wyrecytował z przekonaniem i rozejrzał się, jakby owa butelka wina miała iść za nimi. Nigdzie jej jednak nie było.
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

54
POST POSTACI
Yattmur
Pieprzeni pijacy. Nie, nie chcę żadnego wina. Co was obchodzi, gdzie byłam? Spójrzcie na siebie... Mam was już dosyć. Dosyć was wszystkich. Dosyć, Taye! – Elfka gwałtownie wyrwała się z uścisku chłopaka i trzasnęła go w twarz na otrzeźwienie. – DOSYĆ, rozumiesz? Ile razy ci mówiłam, że masz mnie nie lizać po czole?

Ile razy? Zdaje się, że około osiemnastu - a to tylko w tym miesiącu. Taye był miły i słodki, ale zawsze za bardzo się kleił do dziewczyn.

Przyznam szczerze, że bardziej doceniłabym przyjaciela, który za moimi plecami nie nazywa mnie krową i nie mówi, że, eee, zamiast twarzy mam mur? Kiedy mamy święto takiego przyjaciela, hę? Zaproście mnie, jak będziecie je obchodzić. Co to w ogóle miało być? Jaki mur, do cholery? Nie wiem, mam niby płaską twarz? Czy nie okazuję emocji? A może to był tylko prymitywny rym do mojego imienia? Świetny dowcip, gratuluję wybitnego poczucia humoru. Może płyńcie szukać szczęścia jako stado błaznów na dworze królewskim w Taj`cah? Przynajmniej nie będę musiała was więcej oglądać!

Wielkie łzy nie wiadomo kiedy zaczęły ściekać strumieniami z oczu Yattmur. Kiedy indziej może gadanina tych idiotów wywarłaby na niej mniejsze wrażenie, ale teraz, dzisiaj, kiedy i tak już była tak rozchwiana, nie potrzeba było jej wiele, by się rozpłakać. Bo naprawdę poczuła się okropnie, kiedy słuchała ich drwin.

Znowu zapragnęła zapaść się głęboko w wodę i zniknąć. Nie musieć nigdy więcej słuchać żadnych bzdur, nie musieć nic robić. Koniec wszystkich zmagań, koniec myślenia. Nic, słodkie nic. Wokoło byłaby tylko ciemność, cichnący z każdą chwilą szum, bezwładne zapadanie się w głębiny i utrata zbyt ciężkiego, zbyt gęstego, zbyt zwartego ciała na rzecz nieskończoności oceanu. Łagodne zanikanie ostatnich fal świadomości... A potem już tylko parowanie i skraplanie, wieczny bezmyślny cykl.

Dziewczyna sama nawet nie zauważyła, jak to się stało, że leży z twarzą w piasku i ryczy, jak tratwy ratunkowej wyczekując momentu, w którym rozpuszczony Płatek dopłynie do jej myśli i wsączy do nich upragniony kolorowy spokój.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

55
POST BARDA
Spoliczkowany Taye zamilkł, zdezorientowany, przykładając dłoń do twarzy, która nagle zaczęła piec żywym ogniem. Utkwił w Yattmur oburzone spojrzenie, przekonany, że wcale nie zasługiwał na takie traktowanie. Bo czy naprawdę zrobił coś tak oburzającego? Słuchając jej tyrady, cała trójka zamilkła. Nawet Saalewanga przestał się śmiać. Na plaży zapadła cisza, zakłócana już tylko przez szum fal i wiatr, poruszający liśćmi okolicznych palm.
- Tylko rym, Yattmur - odezwał się w końcu Ure, siląc się na mówienie wyraźnie. - Przepraszam.
- Ja też przepraszam - dołączył się Taye, pochylając się nad nią. - Nie złość się. Z twoją twarzą jest wszystko w porządku. Jesteś piękna, Yatti Tatti. Te paski, koła i kwadraty są... ugh... najładniejsze. Nie płacz.
Pozostawanie w pozycji wiszącej okazało się dla niego zbyt trudne, więc przed ostatnimi słowami ze stęknięciem upadł na piach obok niej. Ona tymczasem powoli zaczynała czuć wpływ narkotyku, stopniowo zmieniającego jej postrzeganie świata. Doskonale czuła zapach leżącego obok mężczyzny, będący obecnie głównie zapachem wina; widziała też kolor jego skóry i oczu, choć tego nie mogła widzieć - nie w nocy. Stopniowo zalewał ją spokój i obojętność względem głupich żartów braci. Wydawało się jej, że minęła wieczność, zanim z oddali dotarł do niej głos Saalewangi.
- Idę po więcej - zadecydował, zapewne mając na myśli alkohol. Złapał po drodze Urego i pociągnął go za tęczową, pulsującą barwami koszulę w stronę, z której przyszli.
Z nią został Taye, leżący obok ze spojrzeniem utkwionym w rozgwieżdżonym niebie. Albo nie zwracał na nią uwagi, albo postanowił, że lepiej będzie dać jej dojść do siebie i pozwolić jej na własną rękę uspokoić emocje. Nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, że właśnie zalewa ją działanie narkotyku. Miała wrażenie, że czuje pod skórą dotyk każdego pojedynczego ziarenka piasku, choć przecież nie było to możliwe. Jedną z dłoni elf wciąż przykładał do twarzy, usiłując załagodzić ból, jaki czuł po ciosie, który mu zadała.
- Nie złość się - powtórzył, wciąż zapatrzony w niebo. Z każdym jego oddechem w górę wznosiła się garść jasnych drobinek, która rozpływała się w powietrzu i znikała. - Możesz o mnie wymyślić wierszyk, jak chcesz. Taye, Taye, któremu nie... hm, nie, ten byłby całkowicie niezgodny z prawdą. Taye... twarz mu... odstaje...
Zamilkł, nie potrafiąc wymyślić nic sensownego. Jego język plątał się już nieco.
- Odprowadzę cię - zaoferował w nagłym zrywie szarmanckości, choć nie wyglądał, jakby nadawał się do odprowadzania gdziekolwiek choćby i samego siebie. Nawet nie drgnął, pozostając w miejscu. - Tylko odpocznę chwilkę. Co robiłaś? Pływałaś znowu, co? Jesteś słona, więc pływałaś.
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

56
POST POSTACI
Yattmur
Nigdzie mnie nie będziesz odprowadzał – rozbrzmiał kolejną wieczność później głos Yattmur, już pozbawiony histerycznego rozedrgania, zupełnie ukojony. Spokojny jak bezmiar oceanu w głęboką noc, ale też nadzwyczaj pewny, absolutnie zdecydowany. – Nie chcę słuchać o tym, co ci staje. Absolutnie. Ani słowa o tym.

Patrzyła na jego świetliste oddechy i celowo synchronizowała z nimi swoje własne. Te z kolei rozlewały się na niebie jak wielkie bąble wpuszczane do olbrzymiego zbiornika jakiejś gęstej cieczy. Formowały się powoli, miękko transformowały przed osiągnięciem idealnie kulistych kształtów. Każde ziarenko piasku dotykające ciała Yattmur miało zyskać swój odpowiednik w formie fruwającego bąbelka. Kiedy do tego dojdzie, prawdopodobnie skończy się świat.

A twarz... twarz odstaje każdemu. – Elfka zadumała się na kilka naprawdę długich chwil nad tym zagadnieniem, które wydało jej się teraz godnym poruszenia przez jakiegoś mędrca w przynajmniej kilkusetstronnicowym tomie. Jak to się stało, że na przestrzeni wieków żaden z elfickich filozofów nie zajął się tak kluczowym aspektem rzeczywistości? Straszne przeoczenie. – Tak! Przecież tak działają twarze. Odstają. Taye, myślałeś o tym kiedyś? Dokładnie o to chodzi z twarzami. One jakby... leżą na naszych głowach i odstają. Dzięki nim ostrzej wbijamy się w przestrzeń, ona inaczej nas opływa niż gdybyśmy mieli takie... takie całkiem gładkie głowy. Wyobrażasz to sobie? Myślisz, że wtedy czas płynąłby szybciej czy wolniej?

Kobieta przez kilka intensywnych sekund była kompletnie zafascynowana tą myślą. Później o niej zapomniała.

Pływałam, co w tym dziwnego? Przestań powtarzać, że jestem słona. Niedobrze mi na myśl, że mnie polizałeś. Pływałam, bo... bo jej szukałam, rozumiesz? Kogo? M-magii, którą musiałam sobie na nowo ułożyć. Młoda zrobiła mi tatuaż... – Nagle przepełniony dumą i radością z własnego istnienia delfin o nadmiarowej liczbie płetw błysnął w ciemności i znalazł się tuż pod nosem elfiego młodzieńca. – Widzisz? Zrobiła mi go po południu, to jej pierwsza próba, a wsadziła w niego magię, rozumiesz? Nikt jej tego nie uczył. Nikt. Co to jest za dzieciak, skąd jej to przyszło? Rozumiesz coś z tego? Musiałam zjednoczyć się z morzem, uporządkować to sobie w głowie. Delfinom też odstają twarze, myślałeś o tym?

Cisza, cisza, cisza, powolna wędrówka gwiazd po ich świetlistych ścieżkach i rozrysowane na niebie wszystkie możliwości. Dwa oddechy mieszające się ponad wilgotnym piaskiem. Snop lśniących drobinek i falująca bańka.

No dobrze, trochę kłamię, Taye, trochę kłamię. Nie, nie, to wszystko prawda, co powiedziałam, ale też nie mówię ci całej prawdy. Szukałam też kogoś tam w morzu. Kobiety, rozumiesz? Nie mogę przez nią spać ani oddychać, a to już trwa tyle czasu i nie jest lepiej, nigdy nie jest lepiej, tylko gorzej. Odbiera mi to rozum, Taye, i przysięgam, że utopię się, jeśli nie zobaczę jej jeszcze raz. Ale powiedz o tym komuś – ostrzegła najspokojniejszym, najłagodniejszym, najserdeczniejszym tonem na świecie – powiedz komukolwiek, a cię zabiję i zakopię tam, gdzie cię nie znajdą. Rozumiesz? ROZUMIESZ MNIE?

Oczy elfki były teraz czarne i straszne jak najgłębsze oceaniczne doliny, do których nie miało przystępu ani światło słońca, ani najpewniej panowanie żadnego ze znanych na Herbii bogów. I powstał z tego przedziwny kontrast: te oczy i ten spokój. Ten nienaturalny, nienormalny spokój, z którym kobieta - przypadkowo, nie chcąc tego do końca, ale też nie mając siły dręczyć się tym dłużej w pojedynkę - wyznała komuś po raz pierwszy swoją najgłębiej skrywaną tajemnicę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

57
POST BARDA
Taye roześmiał się.
- Nic takiego nie powiedziałem! Masz brudne myśli, Yatti - powiedział, choć mało wiarygodne było, by nie miał na myśli tego, co elfka dokończyła za niego.
Słuchając wywodu na temat odstającej twarzy, mężczyzna zmarszczył brwi i przez chwilę przyglądał się leżącej obok Yattmur, jakby z czoła wyrosła jej trzecia ręka i do niego pomachała. Chyba jej przemyślenia do niego nie do końca trafiały, głównie przez fakt, że on był pod wpływem alkoholu, ona - narkotyku, więc ich postrzeganie rzeczywistości rozmijało się o całe wieki.
- Wolniej? - odparł niepewnie, jakby spodziewał się zaraz usłyszeć, czy podał prawidłową odpowiedź, czy też nie.
Po kolejnym upomnieniu za polizanie jej po czole, prychnął z oburzeniem i podniósł się do pozycji siedzącej, by spoglądać na nią z góry. W świetle księżyców miał bardzo jasne oczy, takie, które zdawały się świecić własnym blaskiem. A może było to tylko wrażenie, wywołane przez płatek? Ciężko stwierdzić.
- Nie polizałem cię, dostałaś całusa w czółko. Nie wiem, dlaczego ci niedobrze, ale to niemiłe. Ja byłem dla ciebie bardzo miły - obruszył się, zapominając już najwyraźniej o wierszykach, jakie o niej recytował. Pochylił się nad nowym tatuażem, nad delfinkiem z dwiema płetwami i zmrużył oczy, usiłując przyjrzeć mu się w ciemności. - A to nie jest tak, że magia się w pewnym momencie po prostu objawia, tylko musi mieć właściwie... właściwe te... no... warunki? Że jeśli się spełnią, to wypływa na wierzch to, co się miało ukryte w środku? Ja tam nie wiem. Przez całe życie nic nie wypłynęło ani mi, ani żadnemu z chłopaków. Nie możesz spytać o to... hm.
Nie było na wyspie za bardzo nikogo, kto mógłby udzielić elfce odpowiedzi na nurtujące ją pytania i Taye niestety zdawał sobie z tego sprawę. Zerknął w kierunku zachodniej strony wyspy, jakby zastanawiał się, czy jakiś wykształcony i doświadczony mag kiedyś do nich przypłynie. Yattmur niemal była w stanie wyczytać myśli z jego ciemnowłosej głowy, a przynajmniej tak się jej wydawało.
Gdy zaczęła mówić o kobiecie z morza, oparł łokcie na kolanach i przez chwilę spoglądał na nią w milczeniu, zanim obrócił się na piachu tak, by siedzieć przodem do niej.
- Nikomu nie powiem - obiecał. - Ale... Wiesz, my piliśmy teraz z tymi, którzy przypłynęli dziś. Z załogą tego statku. Oni mówili, że widzieli syreny.
To była rewelacja, która nieco ją otrzeźwiła. Zniknęły srebrzyste bąbelki, oczy Taye'go przestały świecić, poczuła tylko nagłe uderzenie słodkiego smaku na końcu języka.
- Ale nie mówili o nich, jako o... kobietach z morza. Bardziej jak o potworach. Mówili, że ich zaatakowały. Że śpiewały swoją pieśń. Wielu zginęło - złapał garść piachu i przesypał ją sobie przez palce. - Myślisz, że te ich syreny i ta twoja kobieta są... tym samym?
Był tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć - jeśli Yattmur chciała, mogła poruszyć ten temat ze swoim nowym znajomym, ale ten uciekł przed jej furią i nie miała pewności, czy teraz będzie zainteresowany rozmową z nią, skoro mógł zakładać, że jest nie tylko magiczna, ale i odrobinę szalona.
Obrazek

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

58
POST POSTACI
Yattmur
– Nie, to nie jest takie proste, że się objawia i już. Tak, tak, jakaś tam magia i moc może się objawić i wypłynąć spontanicznie, oczywiście. Ale to są raczej jakieś chaotyczne jej przejawy. Coś dzikiego i chaotycznego nawet by mnie nie zdziwiło tak bardzo. Tymczasem to... – pokazała palcem swój nowy tatuaż – to już są rzeczy, których trzeba się dopiero nauczyć, opanować je porządnie metodą wielu prób... Posiąść odpowiednią wiedzę. Opanować narzędzie. I nie mówię tu o igle z farbą, tylko o tym niewidzialnym narzędziu, które ma się w środku. Rozumiesz? Tak, tak, wiem, nie musisz mi podpowiadać, mogę spytać o to moją ciotkę. Pewnie to zrobię. Ją albo którąś z jej przyjaciółek, tych jej szalonych wiedźm. Albo, pfu, starego Robaka...

Dziewczyna aż splunęła na wspomnienie wiekowego czarownika i kapłana z tutejszej świątyni boga rybaków, nauczyciela wielu pokoleń wyspiarskich podrostków, siwowłosego Ruihiego zwanego Robakiem. I ona sama, i Oy'lea, i Itu Paera, i sam Taye ze wszystkimi swoimi braćmi przeszli swego czasu przez jego szkółkę – z lepszym lub gorszym efektem, ale wszyscy. Właściwie niedługo nadejdzie pora, aby i Poyly także zaczęła zaglądać do niego na nauki. Yattmur, choć za swoich szczenięcych lat interesowała się głównie wszczynaniem awantur i bójek oraz zbieraniem muszelek na plaży, może i coś tam pożytecznego zdołała sobie jako dziecko do głowy nakłaść, ale na poważnie – i w pełni dobrowolnie – z nauk Ruihiego skorzystała dopiero lata później. Prowadziła z nim długie dyskusje o naturze i działaniu magii, dzięki którym rozgryzła wreszcie dokładnie to, co dzisiaj z kolei spontanicznie zaprezentowała Poyly. Zaklinanie magii w tatuażu. Tak! Czarownik Robak był dokładnie tą osobą, z którą należało o tym wszystkim porozmawiać. Nawet jeśli sam nie do końca rozumiał ten temat, mógł naprowadzić ją na właściwy trop.

Problem w tym, że Yattmur była ze starcem skłócona już od kilku lat. O co? No właśnie tego już nawet nie pamiętała.

Myśl o Ruihim na moment zatonęła łagodnie w ruchomych piaskach niespokojnych myśli elfki – jednak nie na tyle, by zupełnie odejść. Ta idea musiała po prostu przez chwilę dojrzeć gdzieś pod powierzchnią, zanim zdoła przerodzić się w czyn.

– Syreny, syreny. Co? Nie, nie sądzę – roześmiała się Yattmur i machnęła beztrosko ręką. – W morzu żyją setki różnych istot, które nazywamy syrenami. To byłby bardzo, BARDZO dziwny i niespotykany zbieg okoliczności, gdyby akurat ONA okazała się jedną z NICH. Tych potworów. Ee, daj spokój. Nie martw się tym w ogóle. Nic w twoim opisie nie wskazuje na podobieństwo, więc nie s... Ej! Słuchaj, miałeś rację, Taye! – nagle urwała poprzedni temat i znów wbiła w niego te przerażająco ciemne i przerażająco spokojne oczy. – Miałeś rację, miałeś absolutną rację muszę porozmawiać ze starym Ruihim. Muszę... MUSIMY natychmiast do niego iść. Nie, nie obchodzą mnie twoje protesty. Opowiesz mi po drodze, co tam jeszcze ten dureń z jego kolegami opowiadali o syrenach. A teraz musimy ruszać. Wstawaj. Przestań się chwiać, proszę. – Jak gdyby "proszę" wpłynęło kiedyś jakkolwiek na skutki alkoholu. – No już! TAYE, NIE MAMY CZASU!

Aby zapobiec trwonieniu tegoż cennego zasobu, którego z jakiegoś powodu podobno nie mieli, Yattmur sama zerwała się na równe nogi. Nie bacząc na późną porę, bez zastanowienia złapała przyjaciela za kark i obrała kurs na chatę starego czarownika. Skromny domek sąsiadował z niemal równie skromną świątynią Ula - również przy plaży, ale w zupełnie innym miejscu wyspy. Prawdę mówiąc, był to spory kawał drogi stąd, ale w żyłach elfki krążyła teraz spokojnymi falami ciepła mieszanina życzliwości, pokory, gotowości do przebaczenia i przede wszystkim determinacji, aby wszelkie zamierzenia spełnić NATYCHMIAST. Słodycz, która osiadła na jej języku, rozpełzła się po jej skórze jak malutkie zwinne jaszczurki i zamigotała różowym blaskiem przed oczami. Nocny wiatr załopotał białym żaglem jej włosów, gdy oznajmiła uroczyście:

– Pora pojednać się z Robakiem.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

[Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

59
POST BARDA
Taye leżał obok, mniej lub bardziej zaangażowany w monologi Yattmur. Na pierwszy, ten dotyczący magii, nie miał już nic więcej do powiedzenia. Nie znał się na tym, jedyne co wiedział to to, co usłyszał głównie od niej, więc raczej nie mógł zaskoczyć jej jakąś rewelacją, która obróci jej postrzeganie Poyly do góry nogami. Mruknął więc coś twierdzącego i wydał z siebie dźwięk, przypominający stłumione czknięcie i odchrząknął, by dodatkowo je ukryć.
- Co? W czym miałem rację? - zdziwił się, podnosząc się na łokciach, gdy elfka kazała mu wstać. - Gdzie... Yatti, co ty...
Ale stanął chwiejnie na nogach i zaśmiał się cicho, słysząc, że ma przestać się chybotać. Starał się jak mógł, ale chyba nie było to do końca wykonalne. Wyprostował się dumnie i odgarnął włosy z czoła, nie przejmując się zupełnie faktem, że pełne są piachu. Spróbował wydusić z siebie jakąś odpowiedź, ale ciężko było wcisnąć ją w potok słów elfki, więc na rozpaczliwych próbach początkowo się skończyło.
- Ała! Yattmur! - oburzył się, złapany za kark i to był chyba dla niego przełomowy moment w dyskusji, bo wywinął się z uścisku kobiecej dłoni, pochylił i... chwycił ją w pasie, podnosząc z ziemi! Bezceremonialnie przerzucił ją sobie przez ramię, jak worek ziemniaków i chwycił tak, by nie mogła mu się wyrwać. Mogła być nie wiadomo jak dumna i przekonana o słuszności swoich decyzji, ale on wciąż był od niej silniejszy, została więc unieruchomiona w pozycji, w której mogła co najwyżej przyjrzeć się miejscu, w którym jego plecy traciły szlachetną nazwę. Elfie dłonie za to trafiły w okolice, w którym zdecydowanie nie wypadało im się znajdować. Biały żagiel jej włosów, przedtem łopoczący na wietrze, teraz zawisł smętnie, znów prawie sięgając piachu. Mężczyzna zachwiał się na moment, przyzwyczajając się do nowego ciężaru, ale nie stracił równowagi i chwilę później już ruszył w stronę domu Yattmur i jej przyjaciółek.
- Jest środek nocy, nawet ja wiem że to zły pomysł - powiedział, poklepując ją po biodrze. - Poje...dnywać, to ty będziesz się jutro, jak wstanie słońce, a dziadek nie będzie spać. Nie wiem o czym mówisz do końca, ale jestem absolutnie pewien, że jak go obudzisz, to nie będzie chciał z tobą gadać. A ty jesteś naćpana i mokra. Nie wierć się, bo się oboje wywalimy.
Poprawił chwyt, przyciskając ją do siebie mocniej, w razie gdyby się nadal szarpała i próbowała wywinąć.
- A co opowiadali, no nie wiem... że śpiewały pieśń, a właściwie to oni ją śpiewali, kiedy one znalazły się w zasięgu. Że część załogi zginęła, ale potem odpłynęły nagle, z jakiegoś powodu. Ja tam nie wiem, może się już najadły? Ta twoja nie była taka krwiożercza, co? Raczej byś jej tak wtedy nie szukała. No i wspomniałabyś pewnie, że wyglądała jak potwór. Tamci mówili, że miały paskudne gęby, zębiska od ucha do ucha, długie szpony i kolce na ogonach. Ale tułów wciąż, kobiecy.
Jakiś nocny ptak zaszeleścił liśćmi nad ich głowami, gdy Taye wszedł między drzewa, zostawiając plażę za plecami. Gdzieś tam też został ręcznik, zupełnie zapomniany przez ich oboje.
- A co do małej, to pewnie powinnaś wziąć ją do Robaka ze sobą - zasugerował. - Od razu ci odpowie na pytania, hm? I wiesz, jak potrafi zmiękczać serca. To strarter... ee... strategiczne posunięcie, Yatti.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”