Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

16
Młoda elfka nie zajęła miejsca we wskazanym przez ciotkę fotelu. Za bardzo rozpierała ją energia, żeby teraz się rozsiadać. Oparła się tylko na chwilę o ścianę i splotła ramiona, wysłuchując A'huaiti z połowiczną tylko uwagą. Jej myśli nadal uciekały ku Neritei.

— Co ja mam zrobić, staruszko? Nie ma już na tej wyspie nikogo mądrzejszego ode mnie? — Yattmur pytająco uniosła brwi i zrobiła pauzę. W końcu westchnęła głęboko. — Kto zniknął? Opowiedz mi dokładnie o tych osobach. Albo powiedz, do kogo mam iść i rozpytywać o szczegóły. Skąd w ogóle o tym wiesz?

Na stole, w płaskim koszu plecionym z trzciny, leżały przejrzałe owoce, nad którymi zaczynały już krążyć muchy. Dziewczyna bez pytania sięgnęła po kawałek melona i pochłonęła go w dwie chwile, lepkim sokiem brudząc sobie podbródek, szyję, dekolt i obie ręce aż po łokcie.

— Widziałam przy brzegu syrenę. Myślisz, że to może mieć coś do rzeczy? Nie wydawała się szczególnie agresywna, ale chyba przestraszona. W sumie mogłaby zrobić komuś krzywdę.

Nowinę obwieściła dość obojętnym tonem. Czyżby Neritea albo któraś z jej wodnych sióstr była winna zniknięciom rybaków? Nie wydałoby się to elfce ani trochę dziwne. Mieszkańcy wyspy narazili się syrenom, a te teraz się mszczą, normalna rzecz. Kto z wyspiarzy – na dowolnej wyspie świata – nie znał podobnej historii?

— Ej, a co to niby za stary zgred, o którym wspomniałaś? — zagadnęła jeszcze, przypominając sobie dziwne sformułowanie ciotki. Z jej gardła dobył się uszczypliwy rechot. — Chcesz przez to powiedzieć, że ktokolwiek na tej wyspie jest starszy od ciebie? Chyba tylko piach na plaży!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

17
- Mądrzejsi może i są, ale niestety dla nich śmierć paru rybaków nie jest powodem do niepokojów. W końcu to normalne, bo morze jest nieprzewidywalne. - Westchnęła ciężko i zaczęła się zastanawiać nad dalszą wypowiedzią. Nie mogła sobie przypomnieć imion i nazwisk tych ludzi, ale to głównie przez to, że byli to nowy na wyspie.
- Z rybaków nie był to nikt, kogo powinnaś znać. Sami młodzi, nowi na wyspie. Przybyli tu przeszło pół roku temu i tak skończyli. Co do reszty to jakaś dziewczyna, podobno zajmowała się handlem ryb. Brała je od wspomnianej trójki. Kolejna osoba to jakiś bezrobotny. Ludzie znali go tylko z tego, że pił. Co do ostatniego zaginionego to Leela. - Ostatnie imię ledwo przeszło jej przez gardło. W końcu co innego słyszeć, że zaginął ktoś obcy, a co innego, gdy spotyka to osobę, którą dobrze się zna. Jednakże prawdę było trzeba poznać i nie dało się tego zmienić w żaden sposób.
- Syrena mówisz? - Kobieta przymknęła oczy i gorączkowo nad czymś myślała. Można było usłyszeć, że coś mruczy pod nosem, aż w końcu spojrzała na swą podopieczną. - Obym nie miała racji. Jednak jeśli mam to nie skończy się na tych zniknięciach. Jak zapewne wiesz trudno o spotkanie syreny, tym bardziej tak blisko lądu. Nie chcę zapeszać, ale wodne istoty mogły popaść w samowolę. - Spojrzała w dal i pokręciła głową z rezygnacją. - Czekają nas ciężkie czasy, jeśli nikt z tym nic nie zrobi. Chciałabym, abyś spróbowała porozmawiać z tą syreną, którą spotkałaś. Powinna wiedzieć, co się dzieje, ale nie ufaj jej za bardzo. - Na tym chciała zakończyć i wrócić do swojego domku, aby móc w spokoju odpocząć, ale niestety młoda elfka zadała jeszcze jedno pytanie, na które A'huaiti skrzywiła się lekko.
- Jak to o kogo mi chodzi? Oczywiście, że mówię o Maoire. Nie ważne co by się działo on i tak ma to gdzieś i dalej wybywa na połowy. W zamian zbija teraz niezłą kasę, bo tylko on dostarcza ryby. - Pokręciła głową zdegustowana, ale jednocześnie można było ujrzeć delikatny uśmieszek na jej ustach. Możliwe, że ten mężczyzna jakoś imponował elfce, ale ta zapewne nigdy się do tego nie przyzna. Jednak druga część wypowiedzi podopiecznej zepsuła jej charakter, ale nie zrobiła nic oprócz trzaśnięcia za sobą drzwiami.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

18
— No bo jest. — Yattmur wzruszyła ramionami na słowa o tym, jakoby morze miało być nieprzewidywalne. — Co, nieprawda to? Dobra, ale czemu nikogo ci rybacy nie obchodzą? Wszyscy tu jesteśmy jak rodzina. Może coś z nimi nie tak... A, nowi. No dobra. Ale co, rodziny żadnej nie mają, z którą dałoby się pogadać? A ta od ryb? A ten pijaczyna? A... Leela? LEELA? Co? Bez jaj. Ona też przepadła? Cholera! Porozmawiam z Ha Vaswanim, może od niego czegoś się dowiem...

Ha Vaswani i Leela byli parą dość młodych handlarzy, ludzi, dla których Yattmur kiedyś często łowiła perły. Odkąd popsuły im się ceny, robiła to mniej chętnie, ale mimo wszystko nadal darzyła ich pewną dozą sympatii. No i rzeczywiście – co innego usłyszeć o zniknięciu kogoś obcego, a co innego, kiedy w grę wchodzi bliska znajoma. To już elfką trochę wstrząsnęło.

— Dobra. Z Neriteą też ostrożnie spróbuję, Neritea to ta syrena. Ale nie jest wcale powiedziane, że to koniecznie jej sprawka. Nie wysnuwajmy pochopnych wniosków.

Za częste i za długie połowy, naruszanie syrenich domostw i ich spokoju, brak odpowiednich zabiegów magicznych wokół rybackich łódek... Nowi przybysze, którzy nie znają lokalnego obyczaju i równowagi ustanowionej przed wieki z morskimi istotami... Wszystko jak gdyby układało jej się już w głowie. Ale im dłużej Yatt nad tym myślała, tym bardziej była zdania, że to zbyt oczywisty trop, żeby nie stało za nim coś więcej.

— Haha, Maoire, że jest łajdak, to zgoda. Ale stary? Przecież on mógłby być twoim prawnukiem! — Yattmur znowu zaśmiała się głośno, choć nawet drobna myśl o wrednym sąsiedzie budziła w niej odruchową złość. — A w ogóle to kij mu w oko, albo lepiej rybi oszczep, niech sobie zarabia ile chce, ja mu nie żałuję! Żałować nie będę również, jak coś go przypadkowo zeżre. Pfu. No co? Gdzie twoje słynne na całą wyspę poczucie humoru? Obraziłaś się? Gadam do drzwi? Aha. Świetnie, cioteczko! Miło było cię zobaczyć, jak zawsze! Pa!

Nie zastanawiając się długo, Yattmur zdecydowała pójść, a najlepiej pobiec, pierwszym tropem, który wyłonił jej się z morza możliwości. Mianowicie – ruszyć do chaty Leeli, gdzie elfka spodziewała się zastać jej męża i wypytać go o szczegóły jej zniknięcia. A przy okazji potrzymać na duchu i pocieszyć, tak po ludzku – czy tam po elfiemu.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

19
Widać jej ciotka nie miała tego dnia humoru na żarty, a wszystko to za sprawą obecnej sytuacji na wyspie i na morzu. Możliwe, że to coś więcej niż Yattmur może sobie wyobrazić, ale to wypłynie na dniach. Jako że posiadała wiele pytań, ale na żadne z nich odpowiedzi wyruszyła do jedynej osoby, która może opowiedzieć jej coś więcej. Chodziło oczywiście o męża zaginionej Leeli, Ha Vaswanima. Przy okazji planowała go wesprzeć w tej jakże trudnej sytuacji.
Dosyć szybko dotarła do straganu małżeństwa i co ciekawe mężczyzna stał tam i dalej próbował handlować. Nie udało mu się jednak ukryć opuchniętych oczu i cienia rezygnacji wymalowanej na twarzy. Zniknięcie małżonki musiało go dotknąć i to bardzo. Natomiast pracą próbuje może zagłuszyć ten ból i skupić się na czymś innym oczekując wyniku poszukiwań. W końcu może zniknięcie nowo przybyłych można przemilczeć i zbagatelizować problem, ale nie można zrobić tego samego ze znaną handlarką. Przy okazji Yattmur mogła zauważyć, że ceny na straganie powiększyły się i to dwukrotnie. Widocznie brak rybaków przełożył się także na handel rybami i perłami. Tylko czy mieszkańcy wyspy są w stanie przetrwać bez pomocy morza? Czy nie czeka ich klęska głodowa?

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

20
— Ha Vaswani! Bracie!

Zdyszana Yattmur przybiegła dzikim pędem do straganu, który mąż zaginionej – zupełnie tak samo, jak każdego najzwyczajniejszego dnia – rozstawił przed domem. Próbował handlować, ale jego przepełniona rozpaczą, poznaczona ścieżkami obeschniętych łez twarz zdawała się odstraszać wszystko, co żywe. Do takiego jak on lgnęłyby tylko złe duchy i umarli. I chociaż w ostatnim czasie stosunki Yattmur z Leelą i Ha Vaswanim uległy pewnemu ochłodzeniu, to teraz elfka czuła najprawdziwszy i najszczerszy smutek. Zresztą o czym tu gadać, solidarność w nieszczęściu była dla wyspiarzy oczywistością. Wszyscy byli sobie bliscy jak rodzina.

— Słyszałam o Leeli, ciotka mi właśnie powiedziała. To straszne. — Uściskała mężczyznę mocno i serdecznie, po czym usiadła na piasku obok jego stoiska. — Jak się czujesz?

A jak miał się czuć, kiedy żona mu nagle przepadła bez wieści? Kiedy Yattmur zdała sobie sprawę, że nie ma co liczyć na odpowiedź, zdecydowała zadać kilka mądrzejszych pytań:

— Co się w ogóle stało? Opowiedz mi wszystko po kolei, proszę. Kiedy zniknęła? Gdzie to się stało? Co robiła? Byłeś z nią wtedy? Widziałeś coś? Wszystko, wszystko mi powiedz, bardzo cię proszę. Znajdziemy ją.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

21
Ha Vaswani spojrzał na Yatt, kiedy tylko się pojawiła, ale było to spojrzenie niezbyt obecne, wyzute ze światła, jakie naturalnie łyska zazwyczaj w oczach mieszkańców Archipelagu. Dał się uścinąć, ale Yattmur wyraźnie poczuła zupełny brak napięcia w jego ciele – gdyby chciała, mogłaby ułożyć sobie kończyny Ha Vaswaniego w dowolnej pozycji i dowolnie skręcić jego tułów. Wyściskany wrócił do swojej poprzedniej pozycji i przez dłuższą chwilę milczał, wpatrzony bezmyślnie w rząd przedmiotów na swoim kramie.
– Nie ma tu żadnego "po kolei", Yatt – odparł bezbarwnym głosem, znów pomilczał chwilę, westchnął, po czym jednak mówił dalej: – Mamy przy brzegu... mieliśmy... Nieważne. Wygrodzone płycizny przy kamieniach. Do zbierania skrzypłoczy, wiesz... – pociągnął nosem i przestawił kilka muszli na straganie. Popatrzył na efekt, przestawił z powrotem. Nieważne. – W każdym razie Leela poszła o świcie zobaczyć, znaczy zebrać je... Nieważne. – Znów zamknął się w sobie na moment, by nagle ożyć: spojrzał na Yattmur wnikliwie, może z odrobiną szaleństwa, a przynajmniej nowonarodzonej determinacji: – Yatt...Ty potrafisz... WIesz, że rybacy znikają. I inni. Kto wie, czy to nie będzie coraz częstsze, prawda? Przecież możesz pomóc. Wszystkim, którym zniknęli bliscy! Ustalić coś, nie wiem... usłyszeć. Ty potrafisz, prawda? – łza pociekła mu po policzku. – Rozmawiasz z oceanem – dowiedz się. Niedługo te zniknięcia przestaną być stratą kilku osób, staną się grozą tej okolicy. Pomyśl... Pomóż... Yatt? Mówi się, że Ure znalazł syrenę. Trupa. Do mnie trafiła wczoraj kobieta z innej wioski, opłakująca męża, mówiła bez składu, a gdy nieopatrznie drążyłem – poryczała się i wyszlochała, że od jakiegoś czasu dziwnie się zachowywał, gadał jakieś niestworzone rzeczy, że kogoś szuka, że po kogoś idzie, a w końcu zniknął! Zniknął... Coś... – pokręcił głową, nagle znów zadumany nad własnymi obrazami – ...coś dziwnego. Coś dziwnego...

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

22
— Usłyszeć, ustalić, pomóc. Tak, potrafię. I to właśnie zamierzam zrobić, bracie. Taki mam plan. Nie musisz mnie namawiać, to już postanowione, obiecuję. Mówisz, że Leela poszła tam o świcie. Ale kiedy? Dzisiaj, wczoraj? Pokażesz mi, gdzie dokładnie łowiliście? Ogrodzenie nadal jest na swoim miejscu czy zostało zniszczone? Są jakieś ślady walki?

Jeśli Yattmur miała znowu wypytywać ocean, to ważne było, jak dawno zniknęła Leela. Jeśli na przykład trzy dni temu, to przyjdzie jej spędzić na wpatrywaniu się w wodę cały dzień. To długo.

— Kolejna sprawa. Ta kobieta z innej wioski. Wiesz, gdzie ją znajdę? Jak ma na imię? Jak wygląda? Porozmawiam z nią, jak mi się uda. Znasz jeszcze kogoś, kto ucierpiał w podobny sposób? Kto może coś wiedzieć?

Elfka energicznie podniosła się z ziemi, sprawiając przy tym wrażenie, jakoby była gotowa w dowolnej chwili, choćby zaraz, zerwać się jak wichura i pobiec rozwiązywać wszystkie problemy świata.

— Przepraszam, że tak cię zasypuję pytaniami, bracie. — Yattmur łagodnie złapała mężczyznę za ramię. — Ale naprawdę chcę pomóc. A każde słowo może okazać się cenne. Postaraj się skupić i powiedzieć mi wszystko, co jesteś w stanie, dobrze? Najlepiej zrób to po drodze na tę waszą płyciznę z kamieniami. Masz kogo zostawić na chwilę przy stoisku? Albo nie, wiesz co, lepiej pomogę ci je zwinąć, zanim pójdziemy. Nie oszukuj się, i tak nic póki co nie sprzedasz. Masz twarz jak topielec, ludzie boją się tu dzisiaj podchodzić — oznajmiła i zaczęła delikatnie, ale zarazem pospiesznie składać muszelki do stojącego pod straganem kosza. — Chodź. Aha, weźmiesz z domu jakąś długą linkę?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

23
Już kiedy zaczęła pytać, Ha Vaswani jął kręcić głową na boki, jak osoba chcąca odegnać złe skojarzenie. I kęcił coraz szybciej, gdy tak pytała i pytała, aż wreszcie widać było, że doznał niejakiego przeciążenia, że ciężar ostatnich dramatów nadwątlił jego gotowość do rzeczowej konwersacji, że nawet wśród życzliwych mu osób jest mu chyba ciężko...
– Yatt... Yatt...! Proszę cię... Nie tyle pytań. Nie... Nie. – wstał, tu miala rację: nie przehandluje już dziś nawet ziarenka piasku; ani nikt nie chciał kupić, ani on nie chciał sprzedać. Nie wiedział teraz tego, ale właśnie Yatt i jej deszcz pytań pomógł mu nie osunąć się w dół hałdy złych myśli i wielkiego żalu po Leeli.
– Żyłkę...? – zdziwił się i wnet, schylony pod straganem, jął czegoś szukać, by wreszcie podnieść się i wręczyć jej kłębek linki. – Oczywiście. Proszę. I, Yattmur... nie miej mi za złe; nie o wszystkim potrafię jeszcze klarownie myśleć i zrozumiale mówić. Po prostu – chodźmy. Pokażę ci, skoro chcesz zobaczyć, gdzie poszła Leela. A co do tej kobiety...

I nie tylko dał się elfce prowadzić, lecz wziąwszy zrównał z nią krok, bo mówienie o szczegółach pozwalało maskować ogólny jego dramat osoby ograbionej z najbliższych.
Z opisu Ha Vaswaniego dowiedziała się Yattmur, że kobieta przybyła z sjednej z pobliskich małych wysp, Ha Vaswani nie poznał jej z nazwy, ale wydaje się, że była atolem, a sama płacząca nie wyróżniała się niczym, może poza opaską z małych muszelek, na którą Ha Vaswani zwrócił uwagę, rozmawiając z kobietą, z powodów (– rozumiesz, Yatt –) zawodowych.

Nie ociągali się, idąc do domostwa jej znajomego, więc ścieżką wśód pokrytych pąklami skał, prowadzącą do nadmorskiego przysiółka Ha Vaswaniego, dotarli na miejsce w czasie lepszym, niż zwykle.
– Proszę, Yatt... Czuj się jak u siebie. Możesz patrzeć, gdzie chcesz, i pytać o wszystko... Przecież Leela... – cóż, wspomnienie żony, czekające tuż za progiem, aż entuzjazm działania na chwilę ustąpi, znów wycisnęło z oczu Ha Vaswaniego łzy. Chciał dokończyć, ale zrezygnował, smutnym uśmiechem dając Yattmur znać, że ona przecież wie, co robić. Usiadł obok na jednym z kamieni u nasady skalnej ostrogi, ciągnęcej się w ocean na dobre kilkadziesiąt metrów od końca gospodarstwa. Yatt stojąc twarą do oceanu miała tę ostrogę po swej prawej, przed sobą zaś swoistą farmę skrzypłoczy, którą Ha Vaswani z Leelą prowadzili najwyraźniej w stopniu bardziej zaawansowanym, niż inni mogli o tym sądzić.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

24
Czuj się jak u siebie.

Nagle elfka przelękła się o swoją małą rodzinę, o dziewczyny, o małą. Nie widziała ich od... od wczorajszego poranka? Albo i dłużej? A co jeśli któraś z nich też zniknie? Nagle zapragnęła być z nimi, rzucić w diabły Ha Vaswaniego i wszystko i pobiec do nich. Ale zwalczyła to w sobie i została, przysięgając sobie w duchu zajrzeć do domu najprędzej jak będzie mogła.

Tymczasem skupiła się na oglądaniu miejsca zdarzenia, wypatrując rzeczy, które mogłyby jakkolwiek świadczyć o tym, co tutaj zaszło. Uszkodzonego ogrodzenia, jakichś szczątków wyrzuconych na brzeg, śladów

— Nieźle się tutaj urządziliście — zauważyła z uznaniem i weszła do wody, aby przyjrzeć się bliżej stworzeniom, licząc na to, że nie gryzą. — Długo macie tę farmę? Ile ich dziennie pozyskujecie? Hm, i co się w ogóle z nimi robi?

Chociaż Yattmur akurat na skrzypłoczach i ich zastosowaniach nie bardzo się znała, to rozmach przedsięwzięcia dawał jej do myślenia. Czy mogło być tak, że morze widziało w tym zbytnią chciwość mieszkańców lądu? Że widziało ją tak samo u tych wszystkich innych, którzy przepadli, i postanowiło ich ukarać? Słyszało się czasem o takich rzeczach. Zachowanie równowagi od zawsze było tutaj podstawą, a od kiedy zjawiło się tylu nowych, tylu pielgrzymów, siłą rzeczy zaczęto czerpać z darów morza coraz pełniejszymi garściami.

I może przesadziliśmy?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

25
Oględziny okolic skrzypłoczowej minifarmy nie przyniosły raczej żadnych wskazówek czy nawet sugestii, a pytania Yattmur tylko odrobinkę odciągnęły myśli Ha Vaswaniego od ponurych tematów, a oczy od świetlistego horyzontu.
– Hm? – zainteresował się na jej uwagę. - A. No... ja wiem, czy nieźle. Teraz to bez znaczenia... – nie wyglądał na takiego, co chce dużo gadać. Na jej pytania odpowiadał z rezerwą: – Od początku w sumie. Nie w tym rzecz, ile dziennie... Co się robi? Suszy na mączkę. A skorupy wytrawiamy i sprzedajemy. Tylko nie tutaj, a na dalszych wyspach, dokąd się wybieraliśmy raz na... – wpatrzył się w wodę plującą pianą u jego stóp – ... dwa tygodnie. Ostatnio rzadziej, bo Leela się trochę bała... – Ha Vaswani wpatrył się w Yattmur, nagle skupiony, jakby czegoś słuchał. – Bała się... Wspominła, że kiedy bywała sama nad morzem, miała wrażenie że ktoś ją obserwuje. Wiesz... ja też raz to widziałem – to znaczy nie, nie, niewidziałem tego że ktoś ją obserwuje, tylko Leelę... Wtedy zastanowiło mnie to, ale nie wiedziałem co o tym myśleć, więc zapomniałem. Ale widziałem – wstał sprawnie, zszedł po głazach na plażę, wpatrzony w morze, jakby sam teraz miał tam na co patrzeć – widziałem Leelę. Zbierała skrzypłocze – kucała – nagle wstała, wyprostowana – nieruchomo wpatrzona w ocean – pewnie nieświadomie sam teraz przyjął tę samą postawę, odgrywając ciałem myśli – stała nieruchomo dłuższą chwilę, wtedy nie pomyślałem, że ona patrzy, rozumiesz: na coś. Czy kogoś. Myślałem, że tylko chciała wyprostować grzbiet, ale wiesz, Yatt... – oderwał wzrok od wody, przenosząc na elfkę – ...teraz to sobie uświadomiłem. Może to miało związek? Na pewno! Że też tego wtedy nie połączyłem! Zignorowalem, machnąłem ręką: "Leela, daj spokój: jak to "patrzy ktoś". Topielec, wystawia głowę z wody i ci się przygląda?" – zbyłem to śmiechem, ona zresztą też, bo chyba nie była całkiem przekonana? Tak, a teraz...
I znów się zadumał, ale już nie jako elf nieobecny, pochłonięty myślami, lecz próbując rozwikłać problem, połączyć fakty.
– Yatt, nie jestem pewien, czy więcej się tu czegoś dowiesz. Choć jeśłi chcesz, oczywiście możesz rozejrzeć się po naszym domu... Ale – czy możesz jakoś zobaczyć ocean? W niedalekiej przeszłości? – zapytał z nadzieją, zaraz jednak machnął ręką, pokręcił głową. – Nieeee, to głupie. Wybacz. Głupota moja... Jak zobaczyć ocean w przesłości? Bzdura... Wybacz.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

26
— Mogę, mogę, spokojnie. Przecież wiesz, że mogę, bracie. I zaraz to zrobię. Chciałam tylko dowiedzieć się od ciebie paru rzeczy, zanim się za to zabiorę, ale chyba już nic więcej z ciebie nie wyciągnę, prawda? Dobra, słuchaj, zrobimy tak...

Kiedy Yattmur pokrótce wprowadziła Ha Vaswaniego w proces przygotowywania rytuału, zaprzęgła go do pomocy przy obciążaniu linki kamieniami. Następnie rozciągnęli ją wokoło farmy i upewnili się, że jest na tyle porządnie umocowana, że łatwo nie odpłynie, bo stanowiła ważne zabezpieczenie magiczne. Elfka raz po raz wymyślała mężczyźnie jakieś drobne zadania – tu coś jeszcze przynieść, tu odnieść, tu coś poprawić. Była zdania, że człowiekowi w jego stanie dobrze dać jakieś zajęcie, żeby oderwał się trochę od swojej rozpaczy.

— Dobra. Słuchaj, co robimy dalej — zarządziła wreszcie rzeczowym tonem. — Teraz ściągnę bluzkę, ale nie ekscytuj się za bardzo, to tylko po to, żeby odsłonić tatuaże. Potrzebuję ich do czarowania. Potem wejdę do wody po kolana, a ty pomożesz mi przywiązać do nóg końce tej twojej linki, czy tam żyłki. Niczego się nie bój. W pewnym momencie moje oczy błysną, a potem powinny zacząć przypominać wodę. Moje tatuaże też mogą zacząć świecić. Nie stchórz, dobra? Nic do mnie nie mów i nie rozpraszaj mnie, ja też nic nie będę mogła mówić, bo wtedy wszystko szlag trafi. Jak dam ci znak ręką, złap mnie za nią i nie opieraj się niczemu, wtedy będę mogła pokazać ci, co widzę. Nie wiem, ile to potrwa, możemy spędzić tu trochę czasu. Bądź na to gotowy, dobrze? Nie zaśnij, nie pójdź sobie, nawet jak ci się znudzi. A może się znudzić, ostrzegam. Raczej nie będzie zbyt efektownie. Aha, przypilnuj, żeby mnie nic nie zeżarło, dobra? Muszki, rekiny, morskie potwory, no wiesz. Będę wdzięczna.

Grev’yre ilphas qi ilbryn u’r’ijor — zaczęła inkantację, kiedy wszystko już było gotowe, oznajmiając morzu swoją siostrzaną więź z żywiołem wody i jego wszelkimi postaciami, od ulewy po wartki strumień.

Małymi palcami obu dłoni dotknęła kolejno tatuaży zdobiących jej prawą pierś, później tych na dużych palcach u stóp (nie zapominając skrzyżować przy tym rąk), następnie – misternych kół na szczycie ramion (tym razem ich nie krzyżując) i skończyła sekwencję gestów w najwyższym punkcie biegnącej wzdłuż karku linii.

Aalas fadan e’stelar reycaryn — wyszeptała drugi wers, przypominając wodzie, jaką przyjaźnią darzy każde z żywych stworzeń, które ją zamieszkują. Inaczej morze jak troskliwa matka mogłoby ukryć przed nią sekrety swoich mieszkańców. Ale Yattmur przecież nie chciała im zaszkodzić.

Skomplikowana seria ruchów została powtórzona.

Y’rlissa holacynne enleth y — wyznała morskiej toni swoją wiarę w to, że są z sobą nierozerwalnie połączone. Bo były.

I znowu powtórzyła te wszystkie gesty, mając nadzieję, że się nie pomyli.

Paery’ss amerya kuornos y kos — zakończyła inkantację słowami o cyklicznej naturze życia i siłach, które ją napędzają, po raz kolejny dotykając w odpowiedniej kolejności swoich tatuaży. Jeśli płynąca rzeka czasu zatacza koło, wówczas można wrócić do każdego miejsca, do każdej chwili, i obejrzeć je sobie uważnie.

Na przykład żeby odkryć, co się stało z Leelą.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

27
Na jej swobodne zapewnienie Ha Vaswani ożywił się nieco, i taki ożywiony słuchał piętrzących się instrukcji, co jakiś czas to kiwając głową, to znów unosząc brwi w niemym potwierdzeniu zrozumienia (lub starań zrozumienia). Zgadzał się na wszystko (przeciwko ściągnięciu bluzki przez Yattmur w takim razie też nic nie miał), dostarczył jej linkę, pomógł elfce przywiązać ją do jej kostek, chyba starając się skupić wzrok tylko na tej wysokości, już od tego momentu zachowując usłużne milczenie.
Kiedy Yattmur zaczęła inkantację – stanął w wodzie na wyciągnięcie ramion i zawiesił wzrok na falach delikatnych w tej chwili pływów zatoczki, mając sylwetkę elfki na marginesie pola widzenia.

Inkantacja płynęła z jej ust śpiewnie i pewnie, ale słowa, choć słyszane elfim i ludzkim uchem jako melodia głosek, opadając na powierzchnię wody swój wymiar foniczny przemieniały w tajemniczy język drgań i ciągów wibracji. Te jakości woda przekazywała wiernie, ulegając im – jak ogród, mimo tego że pleni się w nim potężne z natury życie, może ulec czynnościom i woli ogrodnika. Grev’yre ilphas qi ilbryn u’r’ijor Woda, na której istnieniu Yattmur wymuszała transgresję ze stanu ciekłego w semantyczny, jęła z zainteresowaniem żywej istoty gęstnieć wokół jej stóp i myśli. Aalas fadan e’stelar reycaryn Ożywiona na poziomie mentalnym – przyjęła zaproszenie Yattmur, przekonana jej deklaracją przyjaźni Y’rlissa holacynne enleth y
Paery’ss amerya kuornos y kos
i otworzyła przed jej umysłem ową "pamięć wody", zbiorową świadomość nieskończoności kropel, przekaujących sobie informacje z trwałością przekraczającą granice czasu i przestrzeni. Wystarczył elfce dzień trwania w tym stanie złączenia, by dać się na tym nieuczęszczanym poziomie świadomości przeniknąć wodnej pamięci z ostatnich trzech dób, z obszaru wyznaczonego linkami (i niewielkiego marginesu za nimi).

Drobne, wytatuowane cienkimi liniami kropek dłonie Leeli nurkują w rozświetlonej wodzie przybrzeża. Zbierają skrzypłocze. Podnoszą bezradne, powolne wieloraki, przekręcają spodem ku oczom posiadaczki dłoni, niektóre odkładają z powrotem na kamieniste dno, inne przenoszą gdzieś poza kadr, pewnie do kosza.
Rutynowe ruchy wśród przeciągających się nieco (o niemierzalnej długości) interwałów wypełnionych jedynie kołyszącą się błyszczącą wodą. Potem znów dłonie. Rutynowe czynności. Skrzypłocze, ich powolne poruszanie odnóżami. I świetlista nieskończoność braku bodźców w czystej wodzie, migającej zsoczewkowaną sumą świtów, zenitów, zachodów i nocy, i znów świt, i znów skrzypłocze, i znów dłonie

nagle zastygające na tle wody ciemniejszej – dlaczego? Z dłoni pamięć wody przenosi jej powierzchnią ku horyzontowi. Pochmurno, lekki wiatr. Pzremieszane poziomy znad i spod linii wody. Wszechwiedza nie na elfie umysły, wymaga tłumaczenia bodźców, ale widać postać, przecinającą liniowodny horyzont niczym pachołek cumowniczy. Posiadaczka dłoni nie jest już punktem grawitacji danych – punkt zamienia się w obszar, jest nim wszystkość wody, próbująca poradzić sobie z kontekstem przy ograniczeniu linką do obszaru tak niewielkiego, że nie może objąć pozostającej daleko poza nim postaci, wynurzonej z wody – z wody niosącej posmak niepokoju, rozpiętego między biegunami przekazu: Leelą i sylwetką pod horyzontem.
Smugi w wodzie. Ciemne, zbełtane. W kipieli.
Niemożliwe, żeby z ostatnich trzech dni i z tego obszaru Yattmur wyciągnęła tę informację – ta wizja nie pochodzi z tej wody i tego czasu. Ta wizja ciemnymi smugami płynie od postaci. Pamięć jest siłą powszechną, dzielą ją i uczestniczą w niej wszystkie elementy, woda je spaja, tłumaczy miliardy przeżyć i sytuacji na jeden język oceanicznej prawdy.
Zbełtana kipiel, splątane ciemne smugi, tumult plusków i głosów. Nie pamięć trzech dni – pamięć dawniejsza, lecz w ciągu najdalszego z trzech dni wylana do wody ze świadomości obserwującej Leelę postaci. Agresywny chaos kipieli. Tumult głosów stłumionych przez ciecz – głosów sponad powierzchni. Dłonie – męskie. Wiele par. Błysk żelaza, szamotanie sieci. Ciemne smugi w rozdzierającym uszy pisku...
...Leela cofa się, dłonie migają przed oczyma Yattmur, wzrok przyśpiesza, coś płynie, dłoń z tatuażami kropkowanych linii zasłania twarz – za późno, coś sięga, coś jest silniejsze, złe oko, smagnięcie wzrokiem po horyzoncie – i smak przerażonego zdziwienia, bo ta postać dalej tam trwa, to nie ona, nie jej śliskie dłonie chwytają za nogi, Nie chodzi o ciebie, w głębiny, Chodzi o was, głębiny pulsują uczuciami, chodzi nie o was, lecz... jest w nich złość i łaknienie zemsty, zaburzenie i ciemne smugi na dowód przedarcia granicy, ...o nas głębiny pamiętają, głębiny kochają, dają, cierpią i przerażają, głębiny rozumują i prawierozumieją, w głębinach jest... jest... nie tylko woda i to, co ją zamieszkuje, głębiny coś przenika, coś też przenika do głębin – do głębin świadomości, do głębin pływy zła i dobra, do głębin stąd tak blisko, skrzypłocze lubią kamieniste plaże, a kamieniste plaże są tu wąskie i szybko opadają gwałtownym progiem głęboko w dół. Wciągany pod wodę wzrok wyznacza ścieżkę pamięci – zaraz się ona rwie i rozpływa, traci porządek czasu, lecz zyskuje porządek sumy z innymi pamięciami, Leela przez ułamek podwodnej sekundy rozumie, uczestniczy w bezczasie, lecz tego za dużo, za dużo dla jednego wyjątkowego elfiego zmysłu – suma pamięci to koszmar, z czerni wyrzygują się strzępy obrazów – twarz Leeli – straszne zęby w prawie ludzkiej-nieludzkiej twarzy – pęd w głębinę – błyski żelaza w kipieli – ciemne smugi – męskie dłonie, wiele męskich dłoni – i sieć – sieć! – zbełtana mieszanina wydarzeń ostatnich i poprzednich – postać spod horyzontu znika, nurkuje, rozpływa się, ale nie przestaje istnieć – płynie ku poprzerywanym kręgom, ku sznurkom lądu ułożonym w okręgi korali, w korale okręgów, tam jest coś do zrobienia – albo tam było coś do zrobienia, tam się coś stało – ale co? – za daleko; woda pamięta wszystko, nie z trzech dni, lecz ze wszystkich dni – to nie woda nie może więcej pokazać, to Yattmur nie może trwać w tym stanie myślą i w tej zatoczce stopami dłużej niż dobę, półtorej – zaczyna się chwiać, kiedy na świat schodzi błyskawiczny wieczór i upada – plusk! – w płyciznę skrzypłoczowej zatoczki, bez przytomności i świadomości.
* * * * Najpierw: odgłosy – kakofoniczny jazgot cykad, dalekie tęskne skargi mew, krótkie kuliste zaśpiewy szerokskrzydłych naa'oane, tajemnicze pohukiwania lelków, szurgot ciem – ze zbełtanej symfonicznej sumy zaczynają się rozdzielać na odróżnialne głosy, plany i warstwy i są już rozpoznawalną strukturą fonosfery, kiedy Yattmur wraca samoświadomość, a wraz z nią –

– potem: dotyk trzcinowej maty pod nagimi plecami, dotyk cienkiej tkaniny troskliwie okrywającej nagość jej piersi i nóg, wreszcie spokojny oddech gdzieś przy ramieniu, nagle przyśpieszony:

– Yatt... Yatt! Yattmur, och, no... Bałem się, że... Bałem się. Nieważne... To trwało cały dzień... do głębokiej nocy... – głos Ha Vaswaniego. – Masz, pij... Pij, moja droga. – kubek naparu przy ustach.
Z dalszych słów płynęło wahanie – czy wypada mu tak od razu prosić o opisanie sensów, w których częściowo uczestniczył, ale od zewnątrz, podczas gdy przecież ty, Yattmur, byłaś tam jakby w środku...? Ale teraz wykończona, Ha Vaswani to rozumiał, tak – ale nie potrafił powstrzymać łaknienia wiedzy, przecież chodziło o Leelę, chodziło o odpowiedź: co się stało mojej Leeli, Yattmur? Czy żyje – gdzie jest? Czym... to wszystko było?
– Yattmur?

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

28
— Co? Co jest? — zapytała nieprzytomnie Yattmur, krztusząc się gwałtownie, bo zrywanie się z posłania i łapczywe sięganie po wodę w tym samym momencie to dość ryzykowne połączenie. — Ha Vaswani! Co się dzieje? Jeszcze noc czy już rano?

Długą chwilę zajęło jej dojście do siebie. Czuła zmęczenie, potworne zmęczenie, szczególnie w nogach. I zdychała z głodu.

— Kiedy ja ostatnio jadłam obiad... — wyszeptała do siebie pod nosem, przez moment naprawdę zaprzątając sobie myśli jedynie tym jednym kluczowym zagadnieniem.

Czy to było dwa dni temu, kiedy zrobiły z dziewczynami wędzoną rybę w mleczku z kokosa z czerwonymi bananami i maniokiem, a Poyly pół dnia ryczała, że nie będzie tego jadła, aż pozbawiona skrupułów Yattmur pochłonęła w końcu jej porcję? Dwa dni temu? Czy trzy? Jakie to było pyszne... Elfka tak bardzo nie chciała przejść do tych ważniejszych i trudniejszych spraw, nad którymi trzeba było się poważnie natrudzić, żeby je zrozumieć, że obracała w głowie kwestię jedzenia dłużej niż wypadało. A on, udręczony mąż Leeli, czekał, czekał i dyszał jej nad uchem, cholera. Ha Vaswani, flądra jego mać.

— Dobrze, już! — burknęła wreszcie elfka. Trochę zbyt oschle. Ale była wycieńczona, to wyłącznie dlatego. Znalazła swoją bluzkę i niespiesznie ją założyła, z rozmysłem opóźniając moment, w którym zacznie rozmowę na właściwy temat. — Wydaje mi się, że nie ona była celem, nie o nią chodziło. Stała się ofiarą zemsty podwodnego ludu na nas, mieszkańcach lądu, ale za co? Nie wiem. Za coś z bardzo odległej przeszłości, tak myślę. Tak to zrozumiałam. Za jakąś dawną wojnę? Za polowania naszych przodków na syreny? Ha Vaswani, słyszałeś kiedyś o czymś podobnym? Działy się tu takie rzeczy? To może być klucz. Aha, i jeszcze atol. Ta kobieta z sąsiedniej wyspy, która u ciebie była. Z atolu. Muszę ją odnaleźć. Tak, muszę opłynąć pobliskie atole, na jednym z nich działo się coś ważnego, co ma związek z tą sprawą. Może tamta kobieta będzie coś wiedzieć. Tak, zrobię to! Muszę tam popłynąć. Pójdę tylko do domu po moją łódkę...

Zerwała się na równe nogi, zapominając o zmęczeniu. Przez nagły wyrzut emocji, wywołany grzebaniem we wspomnieniach doświadczonej niedawno wizji, Yattmur naprawdę przestała być wyczerpana. Nie była wcale pewna, czy słusznie interpretuje to, co pokazała jej woda, ale chciała znowu biec. Wskoczyć do swojej łódki z papirusu, odepchnąć się od dna jednym zgrabnym ruchem i pognać tam, dokąd udała się istota z wizji. Rozwiązać wszystkie zagadki, rozwikłać tajemnice, ocalić elfy, syreny, ludzi, morze i ląd. Zaprowadzić pokój. Odnaleźć źródło problemu i wszystko wyprostować.

Ale przedtem jak najprędzej pójść do domu, utulić Oy'leę, Itu Paerę i małą Poyly, może przespać się chwilę we własnym hamaku, przebrać się i coś zjeść. Jak nie prawdziwy obiad, to chociaż kawałek chlebka.

I zobaczyć się z Neriteą, oczywiście. Tak jak obiecała.

— Nie wiem, bracie. — Yattmur uświadomiła sobie, że nie powiedziała przyjacielowi właściwie nic na temat tego, co było dla niego najważniejsze. Zdawało jej się, że Leela nie żyje, ale nie miała odwagi o tym mówić, póki nie sprawdziła. — Nie mam pewności, co się z nią stało. Została porwana pod wodę, tak to zrozumiałam. Ale to jeszcze nic nie znaczy. Im nie chodziło o nią, więc raczej nie mieli powodu, żeby ją... żeby... no wiesz. Znajdziemy ją, nic się nie martw. Jesteśmy na dobrej drodze.

Chyba.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

29
– Późny wieczór – odparł odruchowo, wciąż z dłonią gotową przechwycić kubek po wypiciu naparu. – Obiad! Obiad... Głodna jesteś... – przetłumaczył sobie tonem oczywistości, powstając. – Coś się znajdzie, tak. – Planował coś przynieść do łoża wyczerpanej znajomej, ale nie zdążył – Yattmur poderwała się, jakby miała w kieszeni fiolkę z dodatkowymi siłami, którą wychyliła duszkiem, kiedy on nie widział. Zamarł w pół kroku, słuchając oczekiwanego przecież, choć nie aż tak od razu, wyniku mistycznych oględzin. Z wrażenia powtarzał za nią ostatnie ważne wyrazy, konotując w świadomości wiedzę, której tak prgnął: – Nie o nią... zemsty podwodnego ludu...? Polowanie na syreny... Polowanie na syreny? – skupił się na to hasło, zwłaszcza gdy skierowała do niego pytanie. – Zdarzało się, ale sporadycznie. Ostatnio słyszałem tylko o incydencie... niedawno. Niedawno – wzruszył ramionami – jakieś dwa tygodnie temu? Rybacy z łańcucha ato-
Tutaj urwał. Właśnie samodzielnie stworzył rezonans pojęciowy – przecież właśnie Yatt powiedziała coś, co wiedział z innego źródła, zatem coś, co nie tylko potwierdzało prawdziwość wizji, lecz tworzyło wskazówkę...
– Słuchaj... Tak. Pamiętam, była taka sytuacja... Rybacy z atolów łowią inaczej, niż tutaj. Oni wypływają... no, nieważne. W każdym razie ponoć złapali w sieć dziwne stworzenie i razem z rybami wyciągnęłi na łódź. Przerażające stworzenie, jak potem mówili, choć nie wiadomo, czy to prawda, czy oni tak to zobaczyli a potem zapamiętali... Od razu zaczęłi je tłuc bosakami, i da się to zrozumieć w imię samoobrony, bo poczwara ponoć nie tylko nie uciekła, lecz natychmiast zaczęła atakować. Wiem tylko z opowieści, że walczyli, żeby przeżyć, wygrali, wrócili do domów, choć chyba nie wszyscy... Więcej nie wiem. A w przeszłości? Nie, Yatt. Nikt chyba nigdy nie polował na syreny. Bo chyba nikt tak do końca nie miał powodu wierzyć w ich istnienie. Nie widzimy ich; jeśli są, to istnieją w innym świecie. Rybacy rozumieją, że ocean to inny świat. Różnie tylko u nich z pokorą; ja wiem, bo handluję z nimi. Sprzedaję im krew skrzypłoczy i lekarstwa z niej. Nic tak nie pomaga w gojeniu, a ma też inne ciekawe właściwości. Leela mówiła – i tu się zaciął. Leela... – Powiedz mi, Yatt... uważasz, że Leela może żyć – ale gdzie? Skoro porwano ją w głąb wody...?
Zasępił się, znów zdjęty boleścią tęsknoty. Słuchał Yattmur i ciszy wczesnej nocy krzątając się po kuchni, nakładając na misę papaje i banany, żeby trochę podjadła, nawet jeśłi nagle przestała czuć głód. Nie zatrzymywał elfki – widać było, że wstąpił w nią duch działania. Gotów albo pościelić jej w innym łóżku, albo dać lampkę na drogę, gdyby chciała teraz wracać, patrzył na zdecydowane ruchy jej smukłej sylwetki z nadzieją i zadumą.
Wypłyniesz i tak dopiero jutro. Pierwsze atole są niedaleko: jak ruszysz o świcie – wieczorem, albo i późnym popołudniem, zobaczysz najpierw ciemną kreskę zieleni, potem pod nią białą kreskę piachu. Z tego punktu jest niecała godzinka wiosłowania.
Rozumiałby, gdyby chciała wrócić jeszcze do swoich. Mieć bliskich... Pamiętał, jak to jest. Buziak w czoło, muśnięcie ramienia podczas mijania, uśmiech za nic – te proste sygnały współnoty, którą mu odebrano... i za co? Dlaczego? Czym zawiniła akurat Leela?... Gniew tych myśli dał się prześledzić na jego twarzy, w oczach i stwardniałych rysach.

Re: [Kresy Wschodnie] Wyspa Drzewa

30
— Ci z atolów... poczekaj, pomału, powiedz jeszcze raz. Łowią inaczej niż my? Gdzie wypływają? O co chodzi, skąd te polowania? — dopytywała się Yatt, ze zwierzęcym apetytem pochłaniając jedzenie, którym ją poczęstował. — Jakoś mi się nie chce wierzyć, że syreny przypadkowo zaplątują im się w sieci.

Elfka kręciła głową z niedowierzaniem i złością, które łagodził jednak z każdym kęsem smak posiłku. Na szczęście, bo przecież wiadomo, że jak człowiek głodny, to zły – a elfów dotyczy to zupełnie tak samo, jeśli nie bardziej. Rozzłoszczona Yattmur potrafiła być naprawdę paskudna. Jeśli rybakom z atolów coś odbiło i naruszyli równowagę oceanu, to wkrótce będą mieli nieprzyjemność się o tym osobiście przekonać.

— Mówią, że syreny mają na dnie swoje podwodne miasta i że nas, mieszkańców lądu, mogą tam czasem trzymać bez żadnej szkody. Może z Leelą tak właśnie się stało? Myślę, że właśnie tak jest. Ona tam żyje i czeka, aż ją zabierzemy.

Wstała, rozprostowała kości. Ból i zmęczenie w nogach pomału zaczynały wracać, trzeba było się spieszyć.

— Słuchaj, muszę iść teraz do domu. Chodź ze mną, nie powinieneś tak siedzieć sam w pustej chacie. Nie jesteś do tego przyzwyczajony. Kiedy ostatnio byłeś sam? No właśnie. Jeszcze coś głupiego ci strzeli do łba. Widzę, w jakim jesteś stanie, Ha Vaswani. Chodź. U mnie jest dużo miejsca, dziewczyny się tobą zaopiekują, póki Leela nie wróci. Mówię poważnie, zbieraj się i idziemy, nie zostawię cię tak.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”