Inne zakończenie

1
http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=53 ... &start=180

Televan zdążył się jedynie cicho zaśmiać, gdy Elernai z przekonaniem mówił o ostatnim, który umrze z Syndykatu. Grupa poruszała się do przodu biegiem przez długie korytarze, a wokół panował szczęk stali, okrzyki i dziwne trzaski. Gdzieś z tyłu dało się słychać jeszcze głośniejszy trzask łamanego drewna i wyginanej stali zgrzyt - Nadchodzą! Uciekajcie! Uciekajcie! - krzyczał ktoś panicznie gdzieś z tyłu, jakby daleko za plecami, chociaż korytarz wypełnił się hałasem zbyt blisko, by czuć się bezkarnie i bezpiecznie.

Słońce wręcz oślepiało Elernaia, gdy leżał - morska woda uderzała go po twarzy. Musiał stracić przytomność, gdy uciekali, bo znajdowali się już na wybrzeżach Eroli - Dzień dobry słoneczko. Chyba dość spania? - twarz Anny dobrze odrysowywała się na jasnym, błękitnym niebie.

Twarz jej jednak była inna, niż ją zapamiętał wcześniej. Warga była spuchnięta i zakryta zakrzepłą krwią, a nad lewym łukiem brwiowym miała niedawno zszytą ranę. Gdy Elernai rozejrzał się dalej, zobaczył kilka płaskich łodzi, wbitych w piaszczysty brzeg. Wokół niego krzątało się powoli kilkanaście, może nawet więcej osób - trudno było określić. Większość siedziała, bądź leżała w bezruchu - kilka osób spacerowało. Małe zgrupowanie otaczało Televana, który prawie cały obandażowany siedział na podłużnym kamieniu. Nad nim dało się rozpoznać Loga i Rolfiego, obu w pancerzach ze stalowymi kirysami i naramiennikami, a przy bokach mieli jednoręczne miecze. Niemniej, obaj wyglądali na pokiereszowanych - kilka opatrunków i ran. Obok stał dziwny, nieznajomy jegomość - niezwykle wysoki i chudy, o ciemnej skórze i kilku kolorowych piórach wetkniętych w opaskę na głowie.

- Televan stwierdził, że będziesz chciał płynąć, więc zabraliśmy Cię ze sobą. Część została. Jak chcesz, zawsze możesz zmienić zdanie, na razie łodzie nam nie potrzebne - wzruszyła ramionami Anna, a wzrok diabelstwa przyzwyczajał się do ostrego światła. Czuł ból w całym swoim ciele. No i nie mógł ruszać kończynami.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

2
Elernai nieobecnym wzrokiem rozejrzał się się wokół. Z widocznie wymuszonym uśmiechem na ustach spojrzał na Annę i odpowiedział - Spania mi nigdy nie dość, gdy śnie o Tobie. - Po tym głowa ciężko opadła mu na ziemię. Wpatrywał się w niebo w tej pozycji dłuższą chwilę. Przypominał sobie ostatnie wydarzenia. Wpakował się w niezłe gówn. zabił członka Ligi najlepszych zabójców całej Herbii, a ponoć będą chcieli zemsty, Przyjął na siebie kolejną klątwę, co diametralnie zmieniło jego wygląd i dodało nowych mocy, oraz wziął udział w otwartej bitwie z władzami archipelagu. Mimo wszystko nie żałował swoich decyzji, gdyż niektóre z nich były zgodne z jego poglądami i ideałami, a niektóre wręcz uratowały mu życie. W myśleniu przeszkadzał mu wszechobecnym ból, ale po ostatnich kilku tygodniach można by wręcz rzec, że się do niego przyzwyczaił. - Nawet jakbym chciał to sprawną mam tylko rękę i głowę. Nie znam się na żegludze, ale przypuszczam, że to za mało by obsługiwać łódź, czyż nie? No i poza tym nie mam gdzie się udać, jesteście obecnie prawdopodobnie jedynymi nastawionymi do mnie przyjaźnie osobami na całym Archipelagu, a Televan obiecał mi pomóc w poszukiwaniach pewnej osoby. - Zakrztusił się i ponownie opadł głową na piasek. Czuł się paskudnie, więc odpuścił sobie patrzenie na Annę podczas mówienia do niej. Z przymkniętymi oczami wpatrującymi się nieobecnym wzrokiem w chmury pływające po niebie zaczął pytać. - A jaki będziecie mieli pożytek z kaleki? Swoją drogą, gdzie jesteśmy i co się stało?
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

3
Parsknęła tylko śmiechem, uderzając Elernaia drobną piąstką w ramię - prawe, więc w sumie prawie w ogóle nie zabolało. Niemniej, ból napływał do jego ciała powoli, drobnymi falami, jak te fale, które u jego stóp z bezkresu błękitu, poprzecinanego małymi wysepkami, wlewały się na piasek. Trudno było stwierdzić, czy nie mógł się poruszyć, bo jego ciało nie było praktycznie w stanie tego zrobić, oprócz prawej ręki, czy może jego ciało automatycznie wzbraniało się przed takim ruchem, zapobiegając bólowi. Po chwili zrozumiał też, że jego lewe oko jest całkowicie zamknięte, a prawe pulsuje delikatnym bólem.

- Przestań tak mówić... Przecież jesteśmy jak rodzina, prawda? W sensie, my nie... Znaczy. Chodzi mi o Krąg i tak dalej. Ci, którzy tu są to Ci, którzy uciekli z Eroli, a obecnie jesteśmy na Kattok. Tutaj jest najbezpieczniej, bo najmniej tu ludzi króla i jego zwolenników. Pewnie, są niebezpieczeństwa, ale musieliśmy uciekać gdziekolwiek - Anna próbowała wpaść w swój monolog by jak najdłużej móc się delektować tym, że ktoś jej słucha. Być może potrzebowała tego, by komuś zwierzyć się z tego, co się działo, bo ogólna atmosfera była bardzo poniżej normy.

- Elernai! - ruda czupryna pojawiła się wyżej, nad Anną, a uśmiechnięty Rolfi przez przypadek, bądź specjalnie odkrył dwa wybite z boku zęby, a twarz miał całą w nie do końca zmytej krwi. Tak szczęśliwego nigdy go Elernai nie widział - Miło widzieć Cię wybudzonego pan... pan-apapapa-patrz na tą zbroję, na ten miecz. Ekstra, co nie!? - Rolfi zapewne już zapomniał o tym, że nie miał się do niego zwracać "panie".

- Dasz radę wstać? Televan musi z Tobą porozmawiać. Potrzebujemy Cię. Jesteśmy teraz jak jacyś pieprzeni uchodźcy. Kiedyś byśmy nigdy się tak nie zniżyli - powiedział Rolfi, ściągając brwi, spoglądając w kierunku Televana i wysokiego jegomościa. Obaj spoglądali teraz na Elernaia. Dowódcy Kręgu widać było tylko jedno oko i usta spod bandaży. Obszary wokół nich były lekko zaczerwienione. Na myśl od razu przychodzili magowie rzucający ogniem w Eroli.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

4
Na słowa Anny, Elernai uniósł na chwile brew w geście zdumienia po czym przymknął na chwilę swoje jedyne sprawne oko i skinął głową na znak, że rozumie o co jej chodzi. - Ale pamiętaj, że rodziną jest siostra jak i żona... - Powiedział dosyć cicho. Jednak by uniknąć niezręcznej ciszy, bądź wymuszonego komentarza kobiety mówił dalej patrząc twardo w niebo. - Kattok, tak? Jako malec marzyłem, by zwiedzić te okolice, ale nigdy bym się nie spodziewał, że będzie to w takich okolicznościach. Ale jaki mieliśmy wybór, prawda? W moim rodzinnym mieście, Ujściu ponoć też zrobiło się gorąco. - W jego głosie można było usłyszeć lekki żal. Przeżył tam piekło, ale i wychował się na tamtejszych ulicach. To sprawiało, że gdzieś w głębi serca zawsze był przywiązany emocjonalnie do tego brudnego miasta.

- Rolfi! Dobrze widzieć, że nic Ci nie jest. - W tym momencie przyjrzał się dokładnie uzbrojeniu chłopaka. - No no... Kawał dobrej roboty! Na pewno się przyda. - Elernai starał się jak mógł, by ukryć zmęczenie i obojętność w głosie. Chciał sprawić chłopakowi przyjemność chwaląc go, bo już dawno zauważył, że ten uważa go za swego rodzaju autorytet. Sam wiedział, że nic tak nie podnosi na duchu jak pochwała od mistrza. - Uchodźcy? A to źle? Większość życia spędziłem jako uchodźca i włóczęga. Jak dotąd uważam, że całkiem nieźle na tym wychodzę, także nie ma co się martwić, to po prostu kolejny etap w życiu Kręgu. - Tym starał się pocieszyć Anne i Rolfiego, a jednocześnie pochwalić się swoim wędrownym życiem. W cyrku wyrobił sobie zamiłowanie do przechwałek i jakoś nigdy się tego nie wyzbył. Na prośbę pójścia do Televana skrzywił się lekko. - Wybaczcie, w trakcie tamtej akcji wystarczył jeden niewłaściwy ruch, a już trzy bełty przeszyły mi kończyny. Sprawną mam jedynie prawą rękę i głowę, także na razie nie ma mowy o jakimkolwiek przemieszczaniu się.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

5
Od strony dziewczyny również na chwilę zapanowała cisza, więc można by powiedzieć, że potok słów uratował sytuację. Po niebie wtedy przemknęły mewy, odwracając także uwagę Anny - gdy ptaki przelatywały, wznosząc w powietrze swój nieznośny krzyk, wyciągnęła przestraszona dwa noże gdzieś z tyłu pleców, z pasa - Co? Ah, tak... Tak, tak. Ujście. Mieliśmy tam wielu przyjaciół, ale odkąd zaczęła się wojna, wszystko ucichło. Kilku tutaj trafiło. Podobno teraz wszyscy Ci, którzy kradli i zabijali, wybrali strony. Jedni organizują ruchy oporu, a drudzy na nich polują. Przesrana sprawa. Chociaż u nas też jest nieźle pojebanie - Anna opanowana już trochę po pojawieniu się mew rozglądała się nerwowo - jej oczy były jakieś inne, rozkojarzone i bardzo skupione na każdym szczególe. Podczas snu Elernai wiele musiało się wydarzyć.

Dobrze zgadując, co do intencji Rolfiego, wywołał na twarzy chłopaka niezwykle szeroki uśmiech, ukazujący jego wybite zęby - Świetnie! Wiedziałem, że Ci się spodoba. Nie chcę się przechwalać, ale razem z Anną i Logiem wielu pozbawiliśmy życia, by zachować Twoje. Chciałem ich liczyć, ale straciłem rachubę. Byłoby fajnie, gdyby tylko oni ginęli - brwi rudzielca na chwilę opadły w smutku, na chwilę tylko gasząc jego entuzjazm. Widać było, że walka sprawiła mu całkiem sporą zabawę, jakby nie do końca rozumiał, co się działo.

- Nie martw się. Jakoś się odbudujemy. Po prostu teraz musimy zostać najemnikami - skrzywiła się Anna, po czym spojrzała wymownie na Rolfiego. Oboje bez pytania chwycili Cię i podnieśli siłą - Nie możemy zwlekać. Wybacz - Anna pochyliła się lekko i pocałowała Elernaia w policzek, prawie w tym samym momencie, gdy przez ciało przeszedł ogromny impuls bólu, zaczynając się u palców u stóp, a kończąc w oku, na którym ból się skupił. Był on tak duży że wywołał głośny jęk, na który chyba nikt nie zwrócił uwagi, bo Elernai dostał dwie drewniane, długie laski do podparcia pod pachy, a jego samego Anna i Rolfi wręcz nieśli. Lewą nogę dawało się stawiać na ziemi, chociaż to bolało.

- Jesteśmy w komplecie, Televanie - powiedziała Anna, a w jej głosie dało się słyszeć ostrą nutę. Może gniew. Lewe oko, chociaż spuchnięte i zamknięte, to nadal dawało tą samą moc. Gniew był w powietrzu. Gdyby przestrzeń mogłaby przybrać barwę, byłby to fiolet. Smutek, gniew, zniechęcenie. Nikłe iskierki nadziei i ponurej akceptacji.

- To on. To on ma spojrzenie Hut'huta - przemówił bardzo gardłowo, zdławienie wręcz Televan, gdy grupka ludzi wokół rozstąpiła się, by dać miejsce dla Elernaia i jego dwóch pomocników, bez których prawdopodobnie by się przewrócił. Chwiał się i wszystko go bolało, ale musiał ustać - Udowodnij - powiedział wysoki mężczyzna, po czym zmarszczył czoło i pochylił się w kierunku Elernaia, zbliżając swoją, pomarszczoną, koloru jakby pomarańczowego twarz w kierunku twarzy diabelstwa - Pokaż, że to prawda.

- To prawda, przecież bym nie kłamał - zaskrzeczał Televan, ledwo co wymawiając te słowa, a wkrótce po nim wysoki nieznajomy rzucił bez zastanowienia - Zamilcz, Televanie z Eroli. Niech pokaże, że to prawda. Udowodnijcie - z dziwnym akcentem wycedził. Na ręce Elernaia zacisnęły się mocniej palce Rolfiego. Czerwień jakby uderzyła do głowy - gniew.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

6
Ludzie z Ujścia są wśród nas? Kto by pomyślał... - Zamyślił się chwilę Elernai. Przez swoje oko i wieloletnią działalność był dosyć rozpoznawalny w kręgach przestępczych. Przez to wielu go szanowało, ale równie dużo go nienawidziło. Teraz zaczynał czuć się dosyć niepewnie wśród członków kręgu, gdyż obawiał się, że lojalność wobec Tygrysów nie powstrzyma ich przed pomszczeniem swojego dawno majątku, godności lub członka rodziny. Miał jednak nadzieję, że jak już to natrafi na swoich zwolenników.

Widząc entuzjazm Rolfiego jak ten opowiadał o tym ile zabił, diabelstwo spojrzało na niego z przerażeniem. On sam nie miał nic przeciwko zabijaniu, ale nigdy nie czerpał z tego takiej radości jak młody chłopak. - Dobrze wiedzieć. Dziękuję za ratunek. - Nie chciał jednak go zniechęcać do takiego podejścia. Obecnie Tygrysy mają wielu wrogów, więc to nawet lepiej, że jest tak podekscytowany myśląc o zabijaniu ich.

Bycie najemnikiem nie jest takie złe... - Kontynuacje przerwała mu Anna, która zabrała się do podniesienia jego. - Nie, nie, nie... Nie tak pochopnieee~aaa! - Zaczął szybko, a skończył bolesnym jękiem Elernai, który właśnie został w dosyć brutalny sposób postawiony do pionu. Zacisnął zęby i nawet nie próbował już prosić o więcej delikatności, bo widział, że naprawdę im się śpieszy.

Spojrzenie Hut'huta? No tak, musieli mieć konkretny powód, by nosić mnie nieprzytomnego przez większość akcji... ~ Uśmiechnął się z zawadiacko sam do siebie Elernai. Do końca jednak nie rozumiał co Televan miał przez to na myśli. Jednak szybko zaczął kojarzyć fakty. Przed zabójstwem Hut'huta nie potrafił wydawać poleceń innym istotom, kontrola ich umysłów ograniczała się do odczytywania i ewentualnie wywoływania emocji. Myślał, że nabył tą moc razem z klątwą Rogatego, ale mógł się mylić. Szczególnie, że sam pamięta jak ręka sama zaczęła mu się ruszać, kiedy to troll spojrzał mu w oczy. Ale jakim sposobem to miałoby przejść na niego? Tego już nie wiedział, jego własne oko nadal pozostaje dla niego jedną wielką zagadką.

Młodzieniec rozejrzał się niepewnie wokół starając się unikać wzroku wysokiego mężczyzny. Patrząc w dół powiedział. - Ból i wycieńczenie to osłabiają, ale skoro nalegasz... - Stwierdził, że sytuacja jest na tyle poważna, że musi zaryzykować i dać z siebie wszystko. Wiedział, że może to się skończyć krwotokiem z oczodołu, lub co gorsza czasowym straceniem nad sobą kontroli, ale skoro może to pomóc Tygrysom, to warto. Gwałtownie poderwał głowę i spojrzał mężczyźnie głęboko w oczy. Minę miał grobowo poważna, widać było, że się stara bardzo skupić. ~ Faktycznie mam spojrzenie Hut'huta. Przeproś teraz Televana. Grzecznie. ~ Starał się wydać mu rozkaz, ale nie wiedział czy to zadziała na niego. Opuścił głowę i czekał na efekt.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

7
Wysoki mężczyzna tylko prychnął, słysząc, że Elernai mówi o osłabieniu jego wzroku, szemrząc - Ktoś taki, Televanie? Ktoś, kto posiłkuje się wymówkami - zaśmiał się na sam koniec nieznajomy i rozwarł oczy szerzej, ponownie zbliżając się do twarzy chłopaka. Jego oczy były ciemne, bardzo brązowe i głębokie, ale pływały w nich jakby małe, zielone iskierki, składające się w jeden, pojedynczy, zielony pierścień wokół źrenicy na brązowej tęczówce. Wyglądał jak ktoś, kto widział i zrobił wiele rzeczy, a o czym wszystkim pamięta. Mądrość była nieposkromiona, zanim jeszcze diabelstwo postanowiło użyć swojej mocy, coś dziwnego się w nim zagnieździło, tylko na chwilę. Ogromny niepokój - oczy zaszły mu na może sekundę czerwienią, sprawiając, że wszystko, co widział, było ciemne, bordowe, jakby sporządzone z krwi i ciemności. To zaś, co widział, napełniło go strachem, gdy czuł, jakby małego guza, który wędruje z jego ciała w kierunku jego oka - fizycznie odczuwalna chęć użycia swojego spojrzenia, brnąca w górę jakby wyciągana siłą.

To, co widział powodowało ten strach. Przed nim zamiast wysokiego mężczyzny, stał ogromny niedźwiedź, a w miejscu zabandażowanego Televana, Rolfiego, Loga i kilku innych osób stali albo nic nie zmienieni ludzie, albo niezwykle zmienione istoty - rozpoznawał je. Televan, w swojej demonicznej, rozrośniętej formie, Log, chociaż smukły, to z ciemną skórą i zniekształceniami. Rolfi okazywał się najbardziej dziwnym z tej gromady - w czerwonej wersji tego świata, gdzie wszystko mogło być tylko iluzją, czarem rzuconym przez smukłego mężczyznę, czy czymkolwiek w sumie, Rolfi stał jako ktoś, kogo trudno opisać. Wyższy znacznie, o długich, czerwonych włosach, spiczastych uszach, dwóch rogach wyrastających z czoła i zakręcających się do tyłu, w kierunku wielkich, czerwonych, pierzastych skrzydeł. Spoglądał on z wyczekiwaniem na Elernaia, tak jak reszta, lecz gdy nadeszła czerwień, zatroskane oczekiwanie zmieniło się w szeroki uśmiech pełen wąskich zębów. Niebo zaś, tak jak i woda, były równie czerwone. Morze krwi zalewało czarny jak proch piasek, a niebo, pełne obłoków sadzy i promieni słońca, które wyglądało jak zaćmienie, skryte było przez ogromną postać, stojącą gdzieś daleko, która przez tą jedną, jedyną sekundę, która dana była Elernaiowi, odwróciła się - płaszcz zakrył olbrzyma, czerwone, wielkie oczy, gęstą brodę i jelenie rogi, wyrastające z głowy - Upomnij się - dało się słyszeć wszędzie, jakby na całym świecie.

Wtedy też, Elernai otworzył oko szerzej, a sekunda minęła tak szybko, jak przybyła. Czerwień spojrzenia zderzyła się z twardym brązem - diabelstwo poczuło, że w głowie ma jakby blokadę, by wedrzeć się w umysł wysokiego mężczyzny. Gdy mówił te słowa istotnie poczuł, jakby trafiały one do celu, ale w odpowiedzi zagrzmiał w nim śpiew tysiąca ptaków, ryk niedźwiedzi i tygrysów, a w tyle głowy wyły wilki. Uderzony tym gromem musiał zamknąć oko, z którego popłynęła mała, cienka strużka krwi, by od razu zatamować swój napływ - On może zastąpić mojego brata. Dostaniecie schronienie - powiedział wysoki mężczyzna, prostując się i mrużąc przy tym oczy. Trudno było stwierdzić, czy słowa Elernaia do niego dotarły, czy wydał walkę, czy może powitał kogoś specjalnego równie specjalnie. Ryk zniknął tak szybko, jak się pojawił, a mężczyzna kiwnął głową Televanowi i szybko oddalił się między drzewa, a za nim dwójka Tygrysów - ubranych w drewniane maski i zielone stroje zbudowane głównie z trawy, teraz trochę uschłej i pożółkłej.

- Dziękuję Ci, Tut'Amanie! Dziękuję! - krzyknął gardłowo Televan, zdzierając głos, a potem zaczął kasłać, gdy dopadł do niego Log, spoglądając, czy wszystko jest w porządku. Anna, która nadal podtrzymywała Elernaia, spytała - Wszystko w porządku? Dziwnie wyglądasz, jakoś blado

- Widzisz, że nie najlepiej się czuje. Nosi w sobie wielką odpowiedzialność, czego my nie możemy zrozumieć z powodu swojego braku wiedzy. Ciekawe, czy dane nam będzie spotkać jeszcze jakiegoś czarnego człowieka. Nieźle nas oblegli na Wielkiej Rzece - Rolfi wzruszył początkowo ramionami, a potem z zamysłem spojrzał gdzieś w kierunku dżungli, gdzie po dwóch pierwszych zwiadowcach ruszyła powolnie reszta tych, co przeżyli. Może jakieś dwadzieścia, trzydzieści osób - niektórzy kuleli, podtrzymywani, inni szli zgięci w pół. Każdy miał jakieś rany, bandaże, czy otarcia. Najpewniej szli Log i Rolfi, którzy szli po bokach Televana, niesionego przez jakiegoś rosłego mężczyznę na ramionach, jak dziecko, które trzeba położyć spać.

- Elernai! Sądzisz, że niedługo dasz radę używać Oka sprawnie? - krzyknął Log do tyłu, w kierunku Elernaia i Anny, wcześniej nachylając się przy Televanie, którego ledwo co było widać - tylko białe od bandaży nogi i ręka, zwisająca bezwładnie.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

8
Elernai po wizjach spuścił głowę, by twarz zakryły mu włosy. Krople krwi powoli kapały na piasek niczym łzy. Oczy miał szeroko otwarte, wargi mu się trzęsły. Nie chciał by ktokolwiek zauważył jak bardzo jest chwilowo roztrzęsiony. Ta wizja go przeraziła. Przypomniał sobie wizje które były na nim wymuszane przez okultystów, ale te się sporo różniły. Wtedy widział różne obrazy, słyszał głosy, wszystko nie miało zupełnego sensu, a tutaj? Czuł się jakby na chwilę zawędrował do wymiaru bogów, i swoim demonicznym okiem zobaczył co nadprzyrodzonego siedzi w każdym z nich. Diabelstwo spotykało już wcześniej osoby, których nie potrafił rozczytać, ale ten mężczyzna to zupełnie inna kategoria. Czuł się przez niego przytłoczony, zupełnie zdominowany. Był pod wrażeniem, że on swoją mocą potrafił osiągnąć więcej niż kultyści, którzy używali psychodelików przez wiele lat. Czuł strach, szacunek ale i niepohamowaną ciekawość wobec tajemniczego mężczyzny.

Głos Anny wyrwał go z zadumy. Ponurym i zmęczonym wzrokiem spojrzał na nią powoli, ale ostatecznie nie odpowiedział na pytanie. Jak Rolfi zaczął mówić wpatrywał się w niego z niemałym zdumieniem. Dopiero jak skończył powiedział cicho. - Wszystko w porządku, dojdę do siebie... - Mimo to nie odrywał wzroku od rudzielca. W wizji widział wszystkich w ich demonicznych formach. Był co do tego przekonany, bo chociażby Loga i Televana widział w nich osobiście. Dlatego był zaniepokojony postacią, którą przybrał Rolfi. Nigdy wcześniej nie widział ani nie słyszał o tym, żeby ten mógł się przemieniać, a jednak zobaczył go jako demoniczne monstrum. Obawiał się, że to co widział może dopiero się przebudzić, dlatego w najbliższym czasie ma zamiar się upewnić, czy chłopak również jest przeklęty.

Kiedy wyruszyli, Elernai nieobecnym wzrokiem podpierał się o Annę i patrzył pod nogi. W jego stanie zwykły upadek może się źle skończyć. Był jednak dosyć rozkojarzony, bo nadal próbował poukładać sobie w głowie wszystko co widział i czuł. W końcu podniósł na chwilę głowę i powiedział zniżonym głosem do kobiety. - Anna, wiesz może czy Rolfi potrafi się również przemieniać i jaka przybiera wtedy postać? - Po chwili usłyszał z przodu głos Loga, więc w oczekiwaniu na odpowiedź kobiety z lekkim trudem odkrzyknął Logowi - Nie wiem, ale myślę, że po odpoczynku powinno być już dobrze.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

9
- Co? Rolfi? Niee, skądże. Co prawda jest częścią Kręgu, ale tak jak u mnie, krew Rolfiego po zmieszaniu z demonicznym darem Rogatego nie działa. Nie ma w nim ani krzty tego, co jest w Tobie, bądź w Televanie. Co prawda ma, jak to Televan mówi, zwiększoną wrodzenie regenerację, ale nie przemienia się - Anna wydawała się niezbyt zaskoczona pytaniem, dała po prostu rzeczową, treściwą, spokojną odpowiedź. Elernai poczuł podświadomie, że jak skupiał się teraz na jej twarzy, jedynie domyślał się jej uczuć, więc nie potrafił stwierdzić, czy Anna mówi prawdę. Nie znał powodów, by kłamała, ale przecież widział. Widział to na własne oczy, że Rolfi nie jest do końca tym, za kogo może się podawać. Być może Televan wiedział. Tutaj jednak pojawiał się pewien szczegół - Elernai, może kwestią zmęczonego, zamkniętego teraz oka, nie wyczuwał w powietrzu zbyt wielu emocji. Nie więcej, niż zwykły człowiek, którego intuicja sugerowałaby, że jest tu gniew i nadzieja.

- Dobrze, bo będziesz go potrzebował - dodał Log po krótkiej chwili, w nielicznym tyle za plecami rozpoczęły się rozmowy, gdzie niektórzy poruszali się wolniej, niż Elernai. Z przodu również niektórzy dzielili się wrażeniami i komentarzami. Chociaż Archipelag, a dokładniej Erola, znacząco różniła się od Ujścia, to Kattok znacząco różniła się od Eroli. Było tutaj więcej dzikich drzew, nieprzeniknionych zarośli, krzewów i niezidentyfikowanych roślin. Gdy wszyscy poruszali się już po ledwie widocznej ścieżce, wydeptanej przez nieznajomych, Elernaiowi zrobiło się ciężej - duszniej i wilgotniej, pomimo cienia i skrycia przed słońcem. Miał na sobie płaszcz i własne ubrania, które, chociaż w ciepłej Eroli jeszcze dawały radę, tutaj sprawiały, że był cały spocony.

Widząc krople potu na czole Elernaia Anna spojrzała na jego strój i nachylając się ku niemu wyszeptała - Televan specjalnie dał Ci ten płaszcz. Jest identyczny, jak jego własny, ale w kolorze płaszcza Seona. Nieźle go tym wkurzył, ha! Znam tylko trzy osoby, które miały, bądź mają podobne. Brat Televana, Log i taki jeden, nie znam imienia, co był kiedyś uczniem Televana. Jego pierwszym i ostatnim, jak dobrze wiem. Chyba, że czegoś nie wiem - uśmiechając się uniosła jedną brew, badawczo przyglądając się diabelstwu.

Brnąc przez zarośla niebywale się zmęczył, ale wyglądało na to, że zbliżają się do jakiegoś celu - ludzie z przodu ożywili się, słychać było jakieś głośniejsze, podniecone głosy, a wśród drzew widać było prześwity, więc dżungla na chwilę ustępowała. Może polanie, może skałom - trudno było stwierdzić zza ściany krzaków. Gdzieś z tyłu i po bokach rozległy się nerwowe okrzyki, należące chyba do jakichś zwierząt - A, a, a! - dało się słyszeć. Niektórzy z niepokojem się rozglądali, lecz Log krzyknął tylko - W porządku! Idziemy dalej, nie zatrzymywać się!

- A Ty? W czyim imieniu przychodzisz? Co Cię tutaj sprowadza? Czyim avatarem możesz być? Kim jesteś? Czemu tutaj przybyłeś? To jest nasza wyspa, nie Wasza - Elernai usłyszał w swojej głowie, gdy nasiliły się okrzyki z drzew, a nad nimi przemknęło kilka cieni. Wtedy zrozumiał - słyszał o nich już w Eroli. Wokół nich skakały wysoko stada niezbyt dużych małp, szarych, o czerwonych pyskach, całkiem szerokich. Nikt nie wydawał się słyszeć tego głosu, ale Elernai czuł w sobie jad gniewu, syczący w tych słowach jak najgorszy z węży. Poczuł tą siłę, gdy wtedy, na plaży, próbował wedrzeć się do umysłu wysokiego mężczyzny, którego nigdzie tutaj nie widział.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

10
Odpowiedź Anny sprawiła, że jeszcze bardziej zaczął się zastanawiać nad osobą Rolfiego. Starając się nie ujawnić swojej ciekawości, przytaknął tylko powoli głową i wlókł się dalej. Miał nadzieję, że jeśli specjalnie coś przed nim ukrywa to ma do tego dobry powód, no i nie będzie to tragiczne w skutkach.

Słysząc, że w bliskim czasie będzie znowu potrzebował swojej mocy, Elernai westchnął cicho. Po części już przywykł do pulsującego bólu i cieknącej krwi z oka w skutek nadużycia jej, ale był zirytowany i zaskoczony ile to już razy w przeciągu ostatnich tygodni musiał jej używać. Chociaż nienawidził klątwy, to uważał ją za bardzo pożyteczną, gdyż już wiele razy uratowała mu życie. Liczył jednak na to, że dadzą mu chwilę odpoczynku zanim będzie mu moc potrzebna. Próba użycia oka, gdy już i tak jest zamknięte może być fatalna w skutkach.

Diabelstwo ciężko znosiło gorące, tropikalne klimaty. Szczególnie teraz, gdy nowe przekleństwo uwrażliwiło go na słońce. Już od dłuższego czasu chciał się rozebrać, ale miałby jak trzymać płaszcza, gdyż jedyną sprawną ręką podpierał się o Annę podczas chodzenia. Jej wypowiedź sprawiła, że poczuł się trochę lepiej. - No no, nie pamiętam, by oficjalnie przyjmował mnie na ucznia, ale niemniej jednak czuję się zaszczycony. - Odpowiedział z zadowoleniem w głosie. Cieszył się, że zdobył szacunek i zaufanie nowych ludzi tak szybko, a ten płaszcz był na to dowodem.

Zatrzymywanie pochodu przez Loga nie zdziwiło go za bardzo. W miejscu takim jak to uważał za normę wstrzymywanie ludzi, by zbadać na szybko teren. Powody mogły być oczywiście inne, ale Elernai nie miał czasu, by o tym myśleć. Skupił się na głosach, które przechodziły przez jego głowę. Był ciekaw czy to małpy były wstanie się z nim w ten sposób komunikować, czy to ktoś ukryty w zaroślach. Był ciekaw czy Log wspominał właśnie o tej sytuacji. Teraz jednak nie miał siły używać oka, by odpowiedzieć telepatycznie komukolwiek, więc liczył na to, że jak ktoś umie przemawiać do kogoś przez umysł, to również potrafi jego myśli czytać. Otworzył swój umysł, by ułatwić głosom zadanie i udowodnić, że nie ma nic do ukrycia ani żadnych złych zamiarów. ~ Jestem Elernai, dziecko elfki i demona. Nożownik, akrobata, drobny złodziej, zabójca na wynajem, przeklęty. Nic mi nie wiadomo o żadnych avatarach, przykro mi. Przychodzę w imieniu Tygrysów Eroli, ale i własnym, bo chcę poznać prawdę o sobie i bliskich. Cel mam ten sam co każdy z nas. Chcę uciec od wrogów z Eroli i znaleźć u was schronienie i liczyć na współpracę. Doskonale rozumiem, że wyspa należy do was, postaram się jak najbardziej to uszanować. Nie jestem wrogiem. ~ Otwarcie umysłu było wręcz relaksujące, więc mógł sobie pozwolić na "rozgadanie się" w myślach. Nie wiedział, czy to na pewno zadziała, ale nawet jeśli nie, to sam sobie właśnie w tym momencie przypomniał i utwierdził w tym co i dlaczego on tu robi.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

11
Tak jak i się spodziewał, otworzenie umysłu faktycznie było relaksujące i pozwoliło na tą jedną, drogocenną chwilę odpoczynku i zapomnienia o tym wszystkim. Był Tygrysem i był tutaj tylko ze względu na Tygrysy, na żaden inny. Pomimo jego "otwarcia umysłu" głosy ze ścian lasu nadal były gniewne. Albo więc ktoś nie umie czytać w umyśle, albo zignorował to, co wyczytał w umyśle Elernaia, bo pokrzykiwania małp były coraz to głośniejsze - Mów to! Mów no! Czyim gladiatorem jesteś!? Kto przybył na arenę! Zabić ludzi, wszystkich ludzi! - z zarośli i koron drzew posypały się pociski - na kolumnę Televana spadł grad wielu przedmiotów, którymi dostali również Anna i Elernai. Chociaż uderzenia były bolesne, nie sprawiały na razie śmiertelnego zagrożenia, bo to latały owoce, pestki, orzechy i czasami małe kamienie, przedzierając się przez liście.

- Pierdolone małpy! Straż przednia, po tubylców! Kto potrafi niech walczy! - krzyczał Log, unosząc w górę swój miecz. Televan został położony skryty koło jakiegoś większego kamienia bardziej z przodu zatłoczonej ścieżki, gdzie ledwo co mieścili się na niej wszerz trzej mężczyźni. Po wysokich gałęziach małe zwierzęta rzucały w przybyszów pociskami, szydząc z nich i żartując - Głupi ludzie! Pierdoleni ludzie! Straż przednia, po tubylców! Kto potrafi niech walczy! Tylko małpy, królowie wyspy!

- Czego one chcą, do cholery! - krzyknęła także i Anna, rozglądając się ze strachem na pohukujące zwierzęta. Gdzieś z boku, z dżungli, dało się słyszeć dziwny tętent, jakby koni, ale wsłuchując się w ten dźwięk, bardziej brzmiało to jak odległa szarża piechoty - albo bardzo licznej, albo bardzo... Wielkiej.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

12
- Upierdliwe cholerstwa... - Powiedział ze zrezygnowaniem Elernai. Był nieco rozdrażniony, gdyż wyzwiska małp wyrwały go z relaksu i rytmu marszu, a właściwie utykania. Nie uważał ciskanych w nich przedmiotów za zagrożenie, jednak zawsze to lepiej, żeby nic nie leciało na głowę. Ponadto miał złe przeczucia co do tętnu z dżungli. - Szybko, chodźmy do Televana. - Stanowczo powiedział w stronę Anny. W jego obecnym stanie byłby w stanie rzucać nożami w małpy, ale szkoda marnować noże, bo jest duża szansa, że są na tyle zwinne by je unikać. Niestety, rzucanie to jedyna rzecz do której się chwilowo nadaje. Gdyby jego obawy co dźwięków okazały się nie bezpodstawne, to nie chciałby się znaleźć w samym centrum zamieszania. Miejsce koło Televana zdawało się najrozsądniejsze. No i koniec końców wraz z Anną nadal byli jego drużyną, a teraz jak dowiedziało się o wyróżnieniu z jakim wiąże się płaszcz, diabelstwo tym bardziej czuło się do niego przywiązane i było w stanie go chronić za wszelką cenę.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

13
- Dobrze! Chodźmy! - krzyknęła, a gdy podrywała Elernaia w górę, coś świsnęło w powietrzu i trafiło ją w żebra, wywołując głośny, pełny boleści jęk. Brzmiało to jak uderzenie noża o drewno, z czym spotykał się często - twarde części ciała zostały przez coś przebite z otarciem się o kości. Tak właśnie najłatwiej byłoby to opisać. Mimo tego, Anna ruszyła do przodu w kierunku Televana i tuż przed nim upadła na ziemię wraz z diabelstwem. Z dziwnym jękiem chwyciła się za żebra, z których wolno sączyła się krew, chociaż nikt poza Elernaiem tego nie widział.

Televan, oparty o kamień, stał w rozkroku i ruszając tylko przedramieniem rzucał złotymi okręgami przypominającymi monety gdzieś po drzewach. Kto miał coś, to rzucał, to strzelał - niektórzy strzelali z łuków bądź z kuszy, bardzo nieliczni rzucali nożami, częściej tym, co wcześniej rzucały małpy. Pocisków było takie mrowie, że pobliskie kamienie i krzaki cały czas stukały i szumiały od wszystkich tych na pozór niegroźnych pocisków. Kiedy jednak Elernai dostał w głowę kamieniem, a w uszach mu zaszumiało, to zrozumiał, że to wcale nie takie nieszkodliwe. Deszcz padający pod różnymi kątami powalał niektóre osoby, zmuszając je do szukania osłony - chociaż nie zapowiadało się, że ktoś miał zginąć, to wszyscy chowali się pod krzewy, obok głazów, bądź skupiali wyłącznie uwagę na wysokich gałęziach, próbując walczyć z małpami. Kilka z nich spadło ze skrzekiem na ziemię - były raczej małe, wielkości może do kolan wysokością, włochate, szare, z czerwonymi pyskami.

- Nadchodzi! Uhu! Ha-ha! Król! Nadchodzi król dżungli! Radujcie się! Król zgładzi ciemiężycieli! - ryczały zwierzęta, a tętent powoli się zbliżał, łącząc się z grzmotem podobnym do spadającej wody wodospadu. Był coraz bliżej, ale nikt sobie z tego nic nie robił. Rolfi gdzieś zniknął, wskakując w dalszą gęstwinę z obnażonym mieczem. Niemniej, z przodu nadbiegł jeden ze zwiadowców, wysłany wcześniej, by sprowadzić pomoc, krzycząc raczej do Loga, niż do Televana, który był teraz pochłonięty nieudolną walką - na tyle, ile pozwalały mu bandaże i rany pod nimi - Tubylcy idą z pomocą! Pięć Niedźwiedzi prowadzi dwie wioski!
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Inne zakończenie

14
- Anna! - Krzyknęło zmartwione diabelstwo widzące ranę kobiety. W tym samym momencie sięgnął ręką do swojej torby w poszukiwaniu bandaży, które zawsze na wszelki wypadek nosił. Nie miał pojęcia, czy mu przypadkiem nie wypadły, ale musiał znaleźć coś, co zatamowałoby krwawienie. W razie gdyby je znalazł, poda je Annie, gdyż sam nie jest w stanie ją opatrzyć. - To dudnienie do król dżungli?! Jak wielkie jest to bydle? - Zapytał szybko Televana, jednak nie patrząc na niego, gdyż był już zajęty szukaniem czegoś na ziemi, co mógłby odrzucić w stronę małp. Miał nadzieję, że tubylcy faktycznie pomogą, bo teraz nie miałby nawet jak uciekać. Cały czas celując w wredne stworzenia w koronach drzew, Elernai zastanawiał się skąd mogły one mieć coś tak ostrego, by zadać poważną ranę Annie. Obawiał się, że to nie były one, także rozejrzał się, czy nie ma kogoś z widocznie złymi zamiarami wokół nich.
Imperare sibi maximum est imperium.

Re: Inne zakończenie

15
Annie przydały się bandaże - sięgnęła ręką do żeber i z głośnym jękiem wyjęła coś, co przypominało brązowy, kamienny grot strzały bez drzewca - długi, cały zakrwawiony i ciemny. Próbowała się bandażować - ktoś Elernaiowi nieznajomy podszedł do niej i zaczął gmerać przy jej ranie, otwierając jakiś skórzany pokrowiec z małymi, srebrnymi narzędziami. Diabelstwo jednak pamiętało skądś tą twarz - niemniej, Televan nie zwracał uwagi na jęki Anny, gdy rana była rozszerzana, sprawdzana i poddawana oględzinom.

- Jaki do cholery król dżungli?! Połóż się i schowaj, majaczysz! - odkrzyknął Televan marszcząc twarz z bólu, gdy ponownie czymś rzucał, podnosząc z ziemi jakiś płaski kamień. Na drodze widać było kilkanaście już małp, które strąciła grupa z Eroli - z przodu słychać było odległe piszczałki i gwizdy, zapewne zwiastujące tubylców, a z prawej coraz głośniej narastał tętent i głuchy łomot, prawie, że ogłuszający - Naprzód! ŁAAA! Zwiadowcy! - ryczał ktoś z dżungli, zbliżając się. Wtedy dopiero Televan zapytał - Co to za dudnienie? - wtedy też spośród liści wypadło zwierzę - dziwne, którego Elernai nie znał, ale po chwili zrozumiał, że musiała to być małpa. Po niej druga i kolejna. Kilka goryli wypadło z gąszczu, wpadając w kilka osób z drużyny, a diabelstwo słyszało, jak w lesie nadciąga ich o wiele, wiele więcej, słysząc dyszenie, nerwowe ryki i uderzające o ziemię, potężne łapy.

Czwórka goryli dopadła cztery najbliżej stojące osoby, przewracając je i zaczynając je okładać pięściami, zabijając je na miejscu, miażdżąc z furią kości, żebra i rozłupując czaszki. Kilka strzał i bełtów trafiło w goryle, miecze zaświstały w powietrzu - dwa ranne goryle odskoczyły na chwile, gryzione pociskami i ostrzami, krwawiąc obficie, a dwa upadły ciężko na ziemię, masywne i potężne. W górze buchnął znikąd płomień, który pokrył kilkanaście gałęzi, a małpy zaczęły spadać z sykiem, całe czarne i spalone. Skąd ogień? Nie wiadomo. Tubylcy nadchodzili, byli daleko - To tylko małpy! Zabić je i zebrać rannych! - krzyknął Televan siadając zmęczony na kamieniu, wpatrując się w korony drzew, jakby próbując zgadnąć, skąd ten ogień. Kilkanaście osób zbiło się w dwie grupki, by przegonić dwa goryle wgłąb dżungli.

- Do ataku - słyszał Elernai w swojej głowie.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Archiwum”