4
autor: Gilles
Niestety, wszyscy olali słowa Glaciera. Jego chęć współpracy, połączenia sił w celu odnalezienia poszukiwanej osoby, równie dobrze mogła zostać rzucona prosto w niebo lub morze, a i tak efekt spotkałby się z lepszym odzewem. Ktoś nawet splunął w stronę mężczyzny, dając mu wyraźnie do zrozumienia, by wypierdalał. Tak więc młody kryminalista musiał sobie radzić sam. W tym celu przekroczył wał ziemny i ruszył prosto między namioty, wśród skupiska ludzi. Przyglądało mu się wiele oczu, oceniając każdy najmniejszych ruch.
Krążył bez celu wśród namiotów, pałętając się pod nogami niczym żebrzący rybę kot. Co chwilę zderzał się z kimś ramieniem, bądź słyszał bluzgi nakazujące mu zejść z drogi. Groźne lub podejrzliwe spojrzenia nie odstępowały go na krok. Dopiero teraz mógł zauważyć, że teren usłany namiotami jest o wiele żywszy niż się z początku wydawało. Przypominał małe miasteczko. Większość ludzi, których mijał, przypominała prawdziwych zabijaków i z pewnością nimi byli. Posiadali różne, niekiedy dość dziwaczne bronie. Olbrzymi mężczyźni, nadzy do pasy, wytatuowani, uzbrojeni jedynie w ogromne topory, budzili istny strach. Nie zabrakło charakterystycznych prostych mieczy, kolczug i tarcz najemników z Keronu. Do licznej grupy należeli również myśliwi. Z wielkimi łukami na plecach, kołczanami pełnymi strzał, odziani w zieleń i brąz, z twarzami wymalowanymi zieloną farbą wyglądali iście profesjonalnie. Znaleźli się w tym miejscu również ubrani w luźne szaty, wątli i wynieśli magowie, dzierżąc w dłoniach długie kostury. Sprzedawcy przekrzykiwali się nawzajem. W pojedynczych namiotach można było kupić jedzenie, świeżą wodę, gorzałę, oręż oraz zioła i mikstury, a wszystko "tak tanio, że jak sprzedałem matkę, to mi na rok starczyło". Czerwone, zdecydowanie wyróżniające się namioty pełniły funkcję przenośnych burdelów, gdzie konkurencja prześcigała się w obniżaniu cen, najwidoczniej wpadłszy na ten sam pomysł na kolor swych domów uciech, lecz chętnych nie brakowało. Znaczna większość oblegających plażę Kattok należała do przedstawicieli płci męskiej. Wielcy, silni, napaleni, chodzące puszki testosteronu.
Glacier miał takiego pecha, iż trafił na podobnego osobnika. W pewnym momencie, idąc, otrzymał takie uderzenie z barku, że prawie się wywrócił.
- Masz jakiś, kurwa, problem? Pozbawić cię ząbków, chuju? - Nieznajomy natychmiast zbliżył twarz do twarzy Glaciera i napiął się.
Wzrostem dorównywał młodemu kryminaliście, miał jednak o wiele bardziej agresywne usposobienie. Przy pasie miał miecz oraz kilka sztyletów. Również był człowiekiem, jego karnacja dopiero zmieniała się na ciemniejszą, więc musiał przybyć na Archipelag jakiś czas temu. Miał sięgające do ramion, ciemne-blond włosy i krótką, czarną bródkę. Robił groźne miny, ale musiał być niewiele starszy od Glaciera.
Przechodnie, zainteresowani ciekawą sytuacją, powoli zaczęli się schodzić i tworzyć prowizoryczny okrąg.