Re: Karmena - piracka wyspa

16
Słowo do słowa, łyczek do łyczka, i rum prawie zupełnie się skończył. Został już tylko jeden rubinowy łyczek na dnie butelki, wzbudzający tęsknotę za tym, co było i się skończyło - jak ostatnia czerwona smuga blasku tonącego w morzu słońca.

- A mnie to, cholera, intryguje! - wykrzyknęła trochę zbyt głośno i zbyt gwałtownie wszeteczna dziewka z Karmeny. - Powiem ci coś jeszcze. Cały cholerny łup z ostatniego w życiu wypadu Yeri, jak już mówiłam, rozkradli chłopcy z bandy Odona. Wiesz, co się z nimi stało? Z tymi, co zabrali te skarby? Wiesz?! - Shissi zrobiła dramatyczną pauzę. Policzki jej płonęły od krążącego we krwi alkoholu, ale język nie plątał się jej prawie wcale. - Nie wiesz! Już więc mówię!

Zaaferowana swoją opowieścią dziewczyna zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu i zdawała się już nawet nie zauważać, że Wilczy Kieł znów gapi się na jej cycki, zamiast poświęcić należytą uwagę tej dramatycznej historii.

- Odon utonął w płytkiej wodzie, dwa kroki od własnej chałupy. Imre zaciął się przy goleniu, wdało mu się zakażenie i ot, następnego dnia już nie żył. Erno wypłynął nocą na ryby i coś mu odgryzło ręce. Bence nieszczęśliwie nadział się w domu na własny miecz. Kalman zadławił się ością. Tiborowi bez powodu strop się zawalił tuż nad łóżkiem, kiedy spał. Mam wymieniać dalej? Same trupy, jeden po drugim. Malutko ich już zostało, a ci co jeszcze żyją, trzęsą teraz portkami że hej. Mówię ci, coś dziwnego. Nie, żebym ich bardzo żałowała, ale to cholernie podejrzana rzecz. Powiedziałabym, że to duch Yeri się mści... no ale przecież wybili jej zęby...

No tak. Czyżby Shissi też wierzyła w ten przesąd o wybijaniu zębów trupowi?

- Wiesz, co jeszcze ci powiem na dokładkę? Pamiętasz, jak obnosili się z tymi gratami? Z tymi dziwnymi szablami o perłowych rękojeściach? Ze szmaragdową biżuterią? Obwieszeni jak stragany w Eroli chodzili! A każdego trupa znaleziono nagusieńkiego. Bez niczego, zupełnie. Bez gaci nawet. Nie dziwne?

Jasnowłosa mieszkanka Karmeny usiłowała zachować poważny wyraz twarzy i nie zepsuć sobie budowanego z takim wysiłkiem klimatu zagadkowej i strasznej opowieści, ale Dragamirowi nie mogło umknąć, że w tym momencie podbródek jej drgnął od tłumionego chichotu.

- Jak z tym wszystkim łączy się ten kielich... - wzniosła naczynie i znów przypatrzyła mu się badawczo - ...oraz nasz gburowaty Josup... - zniżyła głos i kątem oka popatrzyła w stronę karczmarza - ...tego jeszcze nie wiem. Ale się dowiem, blady żeglarzu, dowiem się. Bo twoja teoria nic a nic mnie nie przekonuje! No, ale skoro nie podzielasz mojego zainteresowania, to... jakie masz plany na resztę wieczoru, hmm? Zamówisz kolejną butelkę rubinowego skarbu, a potem kolejną, a potem stoczysz się z właściwym sobie wdziękiem pod stół? Czy może masz jakiś bardziej oryginalny pomysł?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karmena - piracka wyspa

17
Dragamir nie był przesądny ani specjalnie religijny. Niby sądził, że mocami natury steruje jakieś bóstwo, bo kto byłby w stanie dąć tak mocno, by tworzyć falę na morzu? Poza tym zakładał, że i coś ponad tym wszystkim musiało stworzyć wszystko co naturalne poczynając od pierwszego człeka, elfa, orka, krasnoluda przez drzewa, krzewy i rośliny kończąc na górach i oceanach. Uważał, jednak że poza stworzeniem tego wszystkiego ich wkład w życie świata jest raczej nieznaczny. To jest przypisywał im dmuchanie wiatrem, falowanie morzem oraz zsyłanie kataklizmów gdy się zdenerwują. Zaś jeśli chodzi o duchy mszczące się na swych zabójcach czy ludzie opętani przez czarty, to by były to opowieści, które Wilczy Kieł na sam start wkładał między bajki o krakenach i hydrach. Mimo to oderwał na chwile swoją uwagę od cycków Shissi, by skupić się na jej opowieści. Fragment o tym, że budzili się ogoleni z wszelkich dóbr był ciekawy. Nie powiedział tego głośno, ale jak na jego gust ktoś tu ewidentnie próbował zrobić ich w konia. Jakaś osoba wpadła na genialny sposób, by wyręczyć się strasznym, mszczącym się duchem Shissi, by nie zwrócić uwagi na to, że zabija piratów na Karmenie i kradnie ich dobra co przecież było zakazane. Wilk południa zakładał, że ten ktoś albo raczej kilku ktosiów stoi za wszystkimi śmierciami w bandzie Odona. Poza tym podejrzewał, że niedługo prześlę jakoś wiadomość do reszty mającą na celu przekazanie im, by pozbyli się dóbr Yeri, bowiem są one przeklęte. Oni je gdzieś zakopią, a on cap.... i stanie się obrzydliwie bogaty. Zainteresowanie się czymś takim mogło być ciekawe z dwóch przyczyn. Po pierwsze mógł kogoś takiego przyłapać i albo zagarnąć skarb albo zaszantażować, że wyjawi prawdę w zamian za swe milczenie oferując połowę łupu przez co znacznie powiększyć swe dochody, a po drugie w pewien sposób oddać hołd Yeri, którą przecież lubił kończąc te sprawę.

Całe to rozmyślanie o tych dziwnych kradzieżach i mordach sprawiło, że z początku nie zrozumiał o co zapytała Shissi, lecz po krótkiej sekwencji niezrozumiałych zwrotów służących jako przerywnik wyłapał wreszcie o co jej chodziło. Podrapał się po brodzie i rzekł:
- Uwalenie się w trupa to zawsze dobry pomysł. przy czym uśmiechnął się szelmowsko, by tuż po tym dodać - Mam, jednak parę innych pomysłów. Planowałem kupić duży kawał mięcha i zanieść go Narwarowi, postawić troche kasy w jakiejś grze, a może i samemu rzucić kością lub posiłować się na rękę, pójść wykąpać się w morzu podczas odpływu, zedrzeć zębami z Ciebie te ubrania w ustronnym miejscu, kupić kolejną flachę, a może zapalić coś podejrzanego. wymieniał z wyrazem twarzy pomieszanego rozmarzenia i zadziornego uśmiechu. Podczas wymienienia zaczął powoli masować udo kobiety, na którym przed chwilą położył rękę. Po tym, jednak powiedział:

- Ale rozpoczęcie od zamówienia kolejnej flaszki zawsze się sprawdza. po czym wypił resztę rumu, który mu pozostał i zamówił drugi raz to samo. Gdy Josup przyniósł butelkę, Dragamir zapłacił ile trzeba było, po czym odkorkował trunek i nalał go najpierw do kielicha Shissi ponownie celując gdzieś do 3/4 pojemności. Tym razem, jednak postanowił skorzystać z tego, że ta trzymała naczynie nad sobą, a nie na stole toteż "przypadkiem" zadrżała mu ręka i rozlał trochę trunku na blondynkę po czym odłożył butelkę na stół i powiedział starając się ukryć rozbawienie, a przedstawić mieszankę zdziwienia oraz żalu mówiąc:
- Ojj, wybacz! Najmocniej przepraszam! po czym równie bezwstydnie jak wcześniej zrobiła to kobieta ocenił wielkość strat jakie uczynił przy pomocy alkoholu. Przy tym oczywiście pozwolił sobie na długie spojrzenie na biust jego towarzyszki do picia, a następnie chwycił ponownie butelkę, by pociągnąć konkretnie z jej gwinta. Po tym rozejrzał się krótko co dzieje się w lokalu i znowu wrócił oczyma do piersi kobiety. Po chwili, jednak wrócił do twarzy kobiety i zapytał:
- A co Ty, byś chciała robić tego wieczoru?

Re: Karmena - piracka wyspa

18
Życie goblina składało się z licznych wyborów, które nie zawsze mógł sam podejmować. Często - jak na złość - starała się wyręczać potomka, w tym jakże ciężkim zadaniu, najbliższa rodzina, a konkretnie sam papa, który najlepiej wiedział co, kiedy, gdzie i jak ma robić jego syn. Nie trzeba zaznaczać, że prowadziło to do licznych konfliktów pokoleniowych. Jednak zdarzały się chwile, kiedy Roten mógł sam zadecydować o swojej przyszłości. Taki właśnie moment nastał, kiedy to przysiągł sobie wyruszyć z Varulae w szeroki świat. Miał więc w zasadzie dwie ścieżki do wyboru. Trakt na północ w stronę Ujścia i dalej pędzić ślepo przed siebie lub wybrać się w stronę Archipelagu na zachód. Niestety ślepy los - w jego opinii - zawsze pchał go w stronę tych wyborów nietrafionych, złych. Trudno bowiem być zadowolonym, kiedy już na samym początku wielkiej wyprawy w świat, jaką sobie zaplanował, musiał się ratować spektakularną ewakuacją na pierwszy lepszy statek.
No, ale co?
Kto normalny by pomyślał, że Ujście - takie ładne miasteczko, z pięknymi sadami na obrzeżach, ze zwierzątkami, które nie spotka się na pustkowiach Urk-hun, z taką miłą atmosferą, może okazać się tak zdradzieckie?
Roten nigdy nie był dobry z geografii i nie interesował się innymi krainami, plotek trochę słyszał, to prawda, ale żeby tak w blady dzień porywać?
Nie było to dla niego zrozumiałe, ale musiał szybko przestawić swoje myślenie, że ten padół jest niezwykle niebezpieczny. O wiele bardziej niż teren za murami Akademii, gdzie spędził kilka ostatnich lat.
Wciąż jednak zastanawiał się dlaczego grupka rzezimieszków zasadziła się na jego marny żywot.
Jedna z hipotez zakładała, iż tato dostając list, który oznajmiał bardzo dosadnie, co Roten myśli o rodzicielu - postanowił przywlec syna przed jego oblicze, wymierzając surową karę. Na korzyść tej hipotezy świadczył fakt, iż zbiry nie przeszukiwały manatków zgniłka, a jedynie uderzyli obuchem w łeb, założyli cuchnący wór na twarz, związali i targali przez kilka dobrych kilometrów. Chociaż z drugiej strony "sława" papy sięgała daleko poza granicę Urk-hun, więc ktoś mógł rozpoznać jego syna i postanowił zaszantażować starego magnata. Ten jednak pomysł wydawał się Rotenowi strasznie głupi, bo ojciec na pewno nie wydałby na ratunek dla niego złamanego grosza. Może by nawet jeszcze dopłacił zbójom coby cicho i sprawnie pozbyli się pierworodnego.
Więc nic innego nie pozostało goblinowi, jak trzymać się pierwszej wersji, która motywowała go do ucieczki. Tak też się i stało już pierwszej nocy, kiedy porywacze zasnęli, upijając się wcześniej jakimś tanim trunkiem z ryneczku. A takiej okazji czarodziej nie zamierzał przegapić. Zręczne zielone palce stworzyły niewielki płomień, który przepalił więzy. Czasu nie miał zbyt wiele, wszak więc wrócił do najbliżej położonej osady - Ujścia. Musiał szybko znaleźć schronienie albo środek transportu, aby te parszywe najemne psy nie mogły go dogonić. I wtedy dotarł do dzielnicy portowej, gdzie jego szczególną uwagę przykuł niewielki statek. Nie myśląc już dłużej, schował się w jednej z beczek, które oczekiwały na załadunek. Trwało to jednak bardzo długo, w rezultacie czego goblin zasnął, niemniej trafił w końcu na pokład, realizując w pełni swój cel.
Niewielkie rozmiary zgniłka oraz wrodzona zwinność pozwalały poruszać się po statku niemal niepostrzeżenie, kradł rum, pożywienie z kuchni oraz inne specyfiki, które udało mu się znaleźć w ładowni. Tak przetrwał kilka dni, aż w końcu został nakryty przez jednego z marynarzy. Tak rozpoczęła się wielka draka i prawie nie utonął gdzieś na środku oceanu (tak stwierdził, że muszą być co najmniej gdzieś po środku wielkich wód, bo podróż dłużyła się goblinowi w nieskończoność i miał wrażenie, że trafił na okręt z misją opłynięcia globu dookoła, oczywiście na złość nieproszonemu gościowi).
Wyratować skórę czarodzieja zdała się umiejętność tworzenia magicznych zaklęć, która spodobała się kapitanowi łajby. Stwierdził on, brodaty skurczybyk, iż w przypadku jakiegoś niespodziewanego ataku piratów, można wykorzystać ogniste kule do zatapiania delikwentów, a przynajmniej opóźniania ich niecnych zapędów, bo jak tu gonić ofiarę z palącym się masztem?
No nie da się. Z taką właśnie zawartą "umową" dotarł do wyspy, której nazwa ni cholerę nic mu nie mówiła. Karmena. Cud, że wylądował na stałym lądzie, ale nie miał bladego pojęcia gdzie się udać i co ze sobą zrobić. Przeszukując swoje kieszenie natrafił na kilka zrabowanych monet, paczkę ziela, fajkę i czarną perłę. To wszystko udało się przemycić goblinowi jakimś fartem. Cały ten komplet rzeczy wręcz idealny wydawał się do spędzenia chociaż jednej przyjemnej nocy w jakimś przybytku, coby odbić sobie te wszystkie nieprzyjemne przygody, a kto wie, może przypadkiem podsłucha jakiego kupczyka i powrotnie zaciągnie się na ochroniarza? Grunt, że uwolnił się od porywaczy - tak przynajmniej myślał i z takim pozytywnym nastawieniem udał się do najbliższej karczmy.

- Hmmm... "Bury Kocioł". Piękne miano dla zacnego przybytku!

Roten wyszczerzył zębiska w uśmiechu i pchnął radośnie drzwi, już prawie witając się z gąską. O taaaak. Pyszny rum, nie te szczyny, co to transportował. Nieee. Za te złote cacuszka kupi sobie coś porządnego! A co!

- Kurza twarz, ale będzie fajnie.

Goblin zdawał się z chwili na chwilę coraz bardziej podekscytowany. Aczkolwiek każda dobra passa zdarzeń kiedyś się kończy. Pchnąwszy ktoś drzwi sprawił mu niezłego kuksańca w czoło, gdy się otrząsnął, mógł stwierdzić, iż został potrącony przez ogromnego dryblasa z kielichem w łapie, który najwidoczniej chciał udać się na zewnątrz za potrzebą, wprawdzie kij go tam wie co chciał psi syn, musiał akurat pojawić się w momencie, kiedy to czarodziej chciał wejść do środka? Niestety... dobry humor prysł jak bańka mydlana.

- I co żesz w mordę się pałętasz knypku pod nogami?

Ozwał się nieprzyjemny głos, a wrogie spojrzenie szarych tęczówek, wymieszane z sporą dawką pogardy zlustrowało sylwetkę zielonego przybysza.
Roten otrzepał tylko swoje wdzianko i postanowił zignorować ten incydent, nie dając po sobie poznać wewnętrznej irytacji, która w nim buzowała. Tylko pozornie stanowił oazę spokoju. Chciał dać sobie czas na wymyślenie słodkiej zemsty, ale w taki sposób, żeby dureń nie wiedział kto mu splatał figla. Miał dość być popychadłem wszystkiego i wszystkich! Co to to, to nie! Czas zadbać o swój zielony tyłek!

- Popamięta Rotenka, oj popamięta...

Nic to. Taka akcja wymagała czasu i energii, toteż popędził czym prędzej do kontuaru. Od Josupa w zamian za monety wysępił butlę złotego rumu i czekał. Czekał i obserwował. Owy dryblas kilkukrotnie kręcił się od swojego stolika, w stronę drzwi, co dawało do zrozumienia, że ma chyba problemy z pęcherzem albo inną dolegliwość, która uniemożliwia mu normalne siedzenie na dupie.
Jak by tu więc to wykorzystać... Podpalić portki, albo co dosypać do żarcia? Niee... to zbyt ryzykowne.
Szukał więc po pomieszczeniu inspiracji, rozglądał się i opracowywał plan. Gdy przyłapał się na gapieniu w podłogę, w końcu dostał olśnienia. Rum!
Tak! Rum! Wszędzie go pełno, pijane bydło często nie panowało nad swoimi ruchami i ciecz wręcz tworzyła małe kałuże na drewnianych deskach.
Wystarczyło więc poczekać, aż wredna ochlejmorda wyjdzie, by wyruszyć wdrożyć plan w życie. Musiał poświęcić połowę butelki trunku, ale obiecał sobie, że będzie warto. Udał potknięcie i za jednym zamachem wylał ciecz na podłogę, w miejscu którędy często się przeciskał dryblas. Nikt w zasadzie chyba nie zwrócił na niego uwagi, chociaż mógł się mylić. Nie ważne. Musiał działać, bo z pewnością niewiele czasu już mu pozostało. Przyłożył paluchy do rozlanego trunku i starał się zmrozić mokrą plamę, aby uzyskać ślizgawkę. Kiedy koleś wejdzie pijany na "lodową ścieżkę" wyrżnie takiego orła, że przy odrobinie szczęścia uwali się na stojący obok stolik, gdzie siedziała...
... jakaś złotowłosa cycata panienka, razem z jakimś gburowatym jegomościem. Ale będzie heca!
Zaśmiał się w duchu Rotenek i oddalił w bezpieczne miejsce, żeby zaobserwować efekt swojej ciężkiej pracy. Może w końcu odwróci się zła karta i goblin osiągnie to, co chce.

Re: Karmena - piracka wyspa

19
I zdarzyła się heca.

Wszystko poszło zgodnie z planem goblina. Ba, nawet nieco przeszło jego oczekiwania! Tak się rozgorączkował, tak rozentuzjazmował, że drzemiąca w jego zielonych rączkach magia rozhulała się bardziej, niż zamierzał - warstewka lodu pokryła nie tylko kałużę na podłodze, ale i... no właśnie, co jeszcze? Zapytajcie Dragamira, tego gbura, co nachylał się nad blondwłosą Shissi. Jemu było dane zobaczyć to z bliska, a, co więcej, nawet poczuć na własnej skórze... Ich ochlapane rumem ubrania, włosy, nagie torsy i głębokie dekolty stały się nagle szkliste i zimne... Zanim jednak ta rozochocona i wyraźnie zajęta sobą parka zdążyła się choćby zdziwić, ktoś znienacka runął między nich. Prosto na stół. Z hukiem i wrzaskiem.

Shissi z piskiem zleciała, a może raczej zeskoczyła z krzesła, w ostatniej chwili unikając połamania nóg. Krzesłu za to nie udało się tego uniknąć. Dziewczyna przetoczyła się po podłodze, a Dragamir, wprawiony w karczemnych bojach, odruchowo skrył się pomiędzy jej... ramionami, rezygnując z osłaniania butelki z resztką rumu na rzecz osłonięcia własnego łba.

- Wy...! - wydusił wściekły dryblas, wyczołgując się spomiędzy odłamków strzaskanego stolika, kawałków rozbitego szkła i resztek własnej godności. - Co to miało znaczyć?! Nogi mi podstawiacie, mam wam je urżnąć? Żartów wam się zachciewa?! - zapytał retorycznie... Co zresztą było głupie, bo kto normalny podstawiałby komuś nogę w taki sposób, by ten upadł prosto na niego, jego stolik, jego prawie upolowaną zdobycz, której właśnie proponował zdzieranie zębami odzienia, oraz flaszkę świeżo zakupionego rumu? Ofiara dowcipu nie mogła jednak wiedzieć, że prawdziwy żartowniś przycupnął sobie parę stolików dalej, gdzieś za jego plecami, szukała więc winnych w zasięgu wzroku.

To, czego dryblas nie zauważył, bo nie miał oczu na plecach, nie umknęło za to Dragamirowi. Tym czymś był goblin w spiczastej czapce, który z wielkim trudem powstrzymywał rechot. Bo przecież żarcik udał się wybornie.

A pod nogi Rotena - bo takim właśnie imieniem obdarzyła wspomnianego goblina jego kochająca matula - potoczył się srebrny kielich, z którego jeszcze parę chwil temu piła złotowłosa Shissi. Całkiem ciekawa, nietypowa błyskotka, tak swoją drogą - te zielone żyłki, oplatające go na kształt morskiej trawy...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karmena - piracka wyspa

20
Wszystko podziało się bardzo szybko. Nagle kątem oka Dragamir zobaczył lecącą w jego stronę kupę mięsa, uniknął, przed twarzą cycki, z jednej strony fajnie z drugiej nie, leży na ziemi, cycki nadal przed nim, ktoś się na niego drze, wstawać czy nie? Zdecydował, że wstanie w końcu nikt nie będzie psuł mu zabawy, flirtu, a przede wszystkim wylewał jego rumu bez konsekwencji. Wstał pomagając sobie najbliższym wolnym krzesłem i opierając się na nim. Następnie nadal nie zaszczycając uwagą dryblasa podał dłoń Shissi i pomógł jej wstać nie puszczając krzesła. Po tym dopiero odwrócił się do gościa pchany wściekłością spowodowaną zepsuciem jego planów oraz spotęgowaną przez stężenie alkoholu we krwi. Na tego zielonego kurdupla nie zwrócił uwagi. On też by się śmiał jakby ktoś się tak epicko wypierdzielił, chociaż może gdyby był tak niski robiłby to ciszej. Teraz przyszedł czas ukarać tego gnojka.

- Nauczyłbyś się kurwa chodzić, Ty jebana cioto! zawołał po czym dostawił drugą dłoń do pierwszej zaciśniętej na oparciu krzesła i wysadził mu nim prosto w łeb. Oczywiście zamachując się po tej stronie, po której nie stała blondyna.

Pirat nie miał teraz specjalnie czasu na przemyślenia, ani nie był w stanie adekwatnym do takowych, ale jeśli byłby i miałby czas to pewnie pomyślałby, że wreszcie coś się dzieje, choć osobiście liczył, że to kto inny będzie prał się po mordach, a on będzie tylko obstawiał zwycięstwo któregoś z nich. Na szczęście Wilczy Kieł posiadał doświadczenie w karczemnych bitkach i znał stalową zasadę: "jeśli przeciwnik jest większy od Ciebie to za pewne jest też silniejszy. Wtedy użyj krzesła". To nie było zakazane w takich bójkach. Nie było ani ostre, ani nie zawierało w sobie rumu zaś siła rażenia była nieporównywalnie większa od dłoni, zasięg też był znacznie większy. Do tego dryblas też wyglądał na pijanego toteż i element zaskoczenia winien należeć do Dragamira. Szczerze powiedziawszy Wilczy Kieł liczył, że znokautuje dryblasa i wróci do wątku zdejmowania łachmanów z Shissi przy pomocy zębów, które mimo, iż był piratem nadal miał w znacznej ilości.

Re: Karmena - piracka wyspa

21
W karczmie już zdążył się podnieść szum, już stado podekscytowanych bijatyką widzów poczęło odwracać głowy i gromadzić się dokoła, już nawet postawiono gdzieś po kątach pierwsze zakłady na to, kto kogo bardziej spierze... i nagle wszystko ucichło.

Bójka skończyła się szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Ba! Skończyła się, zanim jeszcze na dobre zdążyła się zacząć. Pijany Dragamir, uzbrojony w krzesło, okazał się dużo bardziej skuteczny, celny i szybki, niż sam przypuszczał. Niż chciał. Dryblas ze strasznie zdziwioną miną upadł na podłogę i po paru długich sekundach stało się jasne, że już nie wstanie. Nigdy.

Jeden niespodziewanie udany cios, którym pokierowały pokrętne wyroki przeznaczenia, i koniec, nie ma człowieka. Po sprawie.

Blady pirat czuł, jak pulsująca krew dudni mu pod pokrywą czaszki. Czuł także, jak twarde oparcie krzesła, które wciąż trzymał, poczyna wyślizgiwać mu się z wilgotniejącej od potu ręki. Shissi oddychała głośno i szeptała przekleństwa gdzieś parę kroków za nim. Śniady, łysy dryblas z pociętą starymi bliznami twarzą i z małym złotym kolczykiem w uchu - dopiero teraz Dragamir miał okazję przyjrzeć się mu bliżej - leżał spokojnie na brudnych deskach, z policzkiem przytulonym do lśniącej, szklistej i śliskiej kałuży. Krew wyciekająca powoli z jego ust zamarzała w zetknięciu z tą zeszkloną porcją rozlanego rumu, a po jego czarnej brodzie wspinały się białe igiełki szronu - coś, co poza Dragamirem pewnie mało kto z obecnych w życiu do tej pory oglądał.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karmena - piracka wyspa

22
Dragamir zamachnął się, uderzył krzesłem, gość padł na ziemie i nastąpiła cisza. No, a przynajmniej w głowie Wilczego Kła. Minęła chwila nim zrozumiał, że to już koniec i kolejna, by skapnął się czym ta sytuacja właściwie grozi. Mężczyzna właściwie nie kojarzył z jakiej bandy był leżący na posadzce gość, ale patrząc po jego posturze i bliznach na twarzy to raczej nie był nosiwodą. Skoro można było założyć, że jest piratem to szansa, że nie należy do jakiejś bandy była raczej mała. Niby była możliwość, że został wydalony z okrętu i czekał na Karmenie na nowe zatrudnienie, ale jak mówię jest ona dość nikła. To zaś oznaczało, że za krótką chwilę może mieć na karku kilku przeciwników żądnych zemsty. Trzeba było się stąd zwijać i to szybko.

- I to by było na tyle. rzekł odkładając krzesło. Następnie prawą ręką pociągnął delikatnie za nadgarstek Shisii mówiąc do niej tak, by możliwie jak najmniej osób to poza nimi usłyszało - Chodźmy stąd. Lewa ręka służyła naturalnie do przedzierania się przez tłum. Dragamir miał nadzieje, że uda im się ulotnić dopóki dopóty ktoś z tłumu nie zrozumie, że ktoś właśnie zabił jego kumpla. O owej kałuży mężczyzna w ogóle nie myślał. W tym momencie miał ważniejsze sprawy na głowie, jak ratowanie własnego i Shissowego tyłka. Gdy tylko wyszli z tawerny pirat skierował swe pospieszne kroki prosto do portu, jak najbliżej Skomlącej Wdowy. Tam na pewno była przynajmniej część załogi statku, a więc i jeśli jakaś banda próbowałaby ich obić korzystając z przewagi liczebnej, wsadzić do beczki i wrzucić do wody na głębokich morzach, by nie łamać prawa Karmeny to miałaby z tym spory problem z uwagi na niemal pewną odsiecz ze strony towarzyszy Dragamira.

Re: Karmena - piracka wyspa

23
Dragamir przecisnął się przez tłum tak zwinnie i prędko, jakby nic innego przez całe życie nie robił, tylko doskonalił umiejętność lawirowania pomiędzy pijanymi gapiami w karczmach. A Shissi bezwolnie dawała się ciągnąć za rękę i nie utrudniała. Przynajmniej do czasu.

Noc powitała ich ciepłym powiewem wiatru i niespokojnym rytmem bijących o nabrzeże fal. Dokładnie w tym samym rytmie tłukły się ich serca. Niebo było zalane różowym blaskiem Mimbry. Dragamir i Shissi również byli zalani - nie tylko blaskiem. Od strony Burego Kotła dało się słyszeć pierwsze wrzaski.

Przy "Skomlącej Wdowie" siedziało tylko dwóch przysypiających majtków. Z nieszczególnym zapałem rżnęli w karty. Reszta załogi raczej korzystała z uroków życia na Karmenie, ale kto wie... Zanim pirat i jego dziewka zdążyli dobiec na tyle blisko, by zapytać chłopaków o cokolwiek, Shissi nagle jakby oprzytomniała.

- Ty-ty...! Co ty mu zrobiłeś?! Zabiłeś gooo....! - wrzasnęła dziewczyna, nagle wyrywając nadgarstek z uścisku pirata. Stanęła w miejscu, rzuciła mu dzikie spojrzenie, ale zaraz zatoczyła się okropnie, chwyciła go za ramię, by nie upaść i ostatecznie oparła się plecami o jego tors. Kiedy złapała wreszcie dech, znowu zaczęła krzyczeć, jednocześnie nie będąc w stanie odkleić się od Wilczego Kła i stanąć stabilnie na własnych nogach. - Co ci odbiło?! Zostaw mnie, zostaw, puść, ja nie mam z tym nic wspólnego, nie mieszaj mnie w to! Już po tobie, nie mieszaj mnie w to! Rozumiesz? Rozumiesz?!

Shissi była roztrzęsiona, telepało nią jak małą łódką w czasie sztormu. Paciorki i dzwoneczki u jej spódnicy brzęczały irytująco, ale za to widok falującej piersi działał na pirata w tym wszystkim odrobinę kojąco. Zachowanie blond panny wydawało się nieco niespójne. Z jednej strony bowiem wrzeszczała, żeby ją zostawić, że to nie jej wina i nie jej sprawa, ale z drugiej strony wyjęczała po chwili:

- Oo-o, święta Krinn i dobry Ulu, co my z tym teraz zrobimy...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karmena - piracka wyspa

24
Udało im się wydostać z tawerny szybciej niż się spodziewał. Kto wie? Może nawet gapie nie zdążyli kapnąć się kto właściwie znokautował tamtego kretyna leżącego właśnie na ziemi bez życia. Byłoby to sporo bardziej prawdopodobne gdyby nie to, że Wilk Południa wyróżniał się nieco swą aparycją. Już większa szansa była, że chlejusy nie zorientują się, że opuścił lokal i urządzą tam konkretną rozpierduchę. Gdy bowiem polecą pierwsze krzesła piraci zapomną o dawnych przemyśleniach i skupią się na niepodzieleniu losu przeciwnika Dragamira. Gdy już wszystko zaczęło się na nowo układać Shissi odwaliło. Wpadła w jakąś dziwną histerię. Pirat też nie był spokojny. Adrenalina buzowała w jego krwi, ale wynikało to bardziej z ryzyka i lęku o własne życie, a nie kwestii, że przed chwilą zabił jakiegoś człowieka. To już dawno temu przestało go ruszać. Był piratem, a piraci specjalizowali się w walce z bezbronnymi, często zdarzało mu się strzelać w plecy uciekającego kupca. Można to uważać za znieczulicę. Dragamir miał, jednak inne zdanie. W jego mniemaniu taki był naturalny cykl natury. Wilk nigdy nie płakał po owcy, którą zjadł, by przetrwać. Tak i on specjalnie nie przejmował się ludźmi, których zabił. Jedni musieli zginąć, by inni mogli żyć dostatnio. Tak było, jest i będzie.

- Jak będziesz tak wrzeszczeć to na pewno Cię do sprawy przyłączą. rzekł starając się uciszyć kobietę. Alkohol podziałał na niego w taki sposób, że język mu się mocno rozwiązał toteż kontynuował mową, które rzadko mu się zdarzają - Musisz wiedzieć, że my piraci właśnie w taki sposób umieramy. Przez całe życie śmiejemy się losu prosto w twarz, lecz to przeznaczenie zawsze uśmiecha się jako ostatnio... i robi to szyderczo. My nie giniemy jak bohaterzy, lecz jak głupcy. Zadźgani przez wieśniaka, który nie miał mieć broni, ubici przez jakąś chorobę morską, pobici przez straż statku, który przecież jej nie miał mieć czy zachlewając się w trupa. Śmierć w karczemnej bójce nie jest dla nas niczym dziwnym.

Miał nadzieje, że tą oto przemową trochę ją uspokoi, acz te nadzieje dawał mu chyba wyłącznie stan upojenia alkoholowego. Wszakże zdawał sobie sprawę, że mówcą nie jest i nim nigdy nie był. Przekonywanie ludzi do swoich racji przy pomocy dyplomacji nie wychodziło mu zbyt dobrze. On wolał bazować na strachu, silę i autorytecie. Gdy blondyna zadała swoje pytanie ten siląc się o spokój, którym chciał kobietę zarazić rzekł:

- Ja? Nic. Ty najlepiej zrobisz gdy znikniesz gdzieś w wiosce, najlepiej z dala od speluny Josupa. Jeśli zrobi się nieprzyjemnie i zobaczą Cię obok mnie to na pewno Cię z tym skojarzą.

Re: Karmena - piracka wyspa

25
- Masz mnie za kretynkę? - wybełkotała rozwścieczona i kompletnie pijana dziewczyna, po czym zaczęła go przedrzeźniać. - "Musisz wiedzieć, droga Shissi, że my, piraci... blablabla!" Myślisz, że mieszkam na Karmenie od wczoraj? Nie, mieszkam tu od urodzenia, mój stary był piratem, stary mojego starego był piratem, wszyscy, tylko ja z tego wszystkiego skończyłam łatając gacie! Gacie piratów zresztą. Ree... raa... reaaasummując! - Dziewczyna użyła mądrego słowa, zarzuciła nieprzytomnie blond grzywą i uniosła z wdziękiem wskazujący paluszek. - Wszystko wiem! Zabijanie się na tej wyspie jest nienormalne, ty też wiesz o tym! To się nie powinno dziać.

Z tawerny Josupa wybiegło parę osób. Jedna z nich zdawała się zmierzać w kierunku Wilczego Kła i jego panienki. Z daleka ciężko było ocenić, czy ten ktoś wymachiwał bronią, czy tylko łapami. Czy warto było poczekać tu bezczynnie, aby naocznie się przekonać?

- ...nie! I nie będziesz mi mówił, co mam robić ani dokąd mam iść! - wdzięczny paluszek Shissi dźgnął teraz Dragamira w pierś. - Ależ ty jesteś głupi, ciebie nie można zostawić samego! Gdzie pójdziesz, co teraz zrobisz? Nie możemy się schować na twoim statku, w twojej kajucie...?

Ostatniego zdania córa Karmeny dla odmiany nie wykrzyczała już z wściekłością morskiej burzy, tylko wymruczała piratowi prosto do ucha.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karmena - piracka wyspa

26
Dragamir słuchał tyrady Shissi trochę przy tym telepiąc się to w prawo to w lewo. Wpływanie na nastroje ludzi poprzez słowa nigdy specjalnie mu nie wychodziło, więc czemu właściwie próbował? No tak, był pijany, a to dodawało pewności... i szczerości.

- Ohh nie marudź. rzucił po głośnym westchnięciu po czym dodał jeszcze - Przecież wiesz, że po prostu staram się Cię uspokoić. Następnie uśmiechnął się głupio i obserwował dalej co działo się w pobliżu karczmy, a działo się dla niego nieprzyjemnie. Zdaje się, że w karczmie nie wybuchła rozróba, a cała ta czereda nie rzuciła się sobie do gardeł. To szczerze mówiąc niespecjalnie ucieszyło wilczego pirata. Do tego, jeden zda się, że szedł prosto w ich stronę. Mężczyzna obawiał się, że będzie musiał zabić kolejnego pirata dzisiaj, a to przecież nie była rzecz, na której mu zależało.

- Chodźmy, więc na statek. powiedział i ruszył na pokład Skomlącej Wdowy, a potem do kajuty gdzie zwykł kimać. Tam powinien znajdować się jeszcze Narwar, jego miecze i łuk. Tego ostatniego nie wziął nawet. Strzelanie po pijaku było nieroztropne, nawet dla tak wprawnego łucznika jak on. Krótkie miecze były znacznie mądrzejsze, szczególnie, że gdyby doszło do walki w ciasnych pomieszczeniach statku ich długość byłaby atutem, a nie wadą.

- Schowaj się gdzieś i bądź cicho. polecił Shissi, a sam zaś schował się za rogiem tuż obok wyjścia. Liczył, że jeśli ktoś wbije to będzie na tyle nawalony, że nie będzie patrzył po bokach tylko zrobi to stanowczo czym pozwoli Dragamirowi zakończyć sprawę szybko.

Re: Karmena - piracka wyspa

27
Narwar spał spokojnie na środku kajuty, ich nadejście nawet go nie obudziło. Łuk i sztylety leżały tam, gdzie Dragamir je zostawił, udając się do karczmy - ot, na jego koi. Obok nich, na poduszce, spoczywało coś jeszcze - jakaś niewielka, mieszcząca się akurat w dłoni kulka z przejrzystego kryształu...

- Hej! Niby gdzie mam się schować? - zapytała z urazą Shissi, ale mężczyzna był zbyt skupiony na ukrywaniu się za rogiem i wyczekiwaniu ataku, żeby jej odpowiedzieć. Pijana dziewka postanowiła więc wgramolić się do wielkiej pustej beczki, która stała w rogu tego ciasnego i ciemnego pomieszczenia. Efekt nie był trudny do przewidzenia... Utrata i tak już chwiejnej równowagi, łoskot, wrzask, wiązanka przekleństw i ogólny harmider - tyle wyszło z tego "schowaj się gdzieś i bądź cicho".

- Ach, choleee...! - krzyknęła uwięziona w przewróconej beczce dziewczyna, ale zaraz się opamiętała i zamiast wrzeszczeć zniżyła głos do szeptu. - Cholera by to! Cholera! Chyba połamałam sobie nogę, jestem pewna! Aaaa!

Dzwoneczki u jej spódnicy dzwoniły... beczka, skrzypiąc żałośnie i dudniąc, toczyła się to tu, to tam... wystająca z niej stopa, obuta w ślicznie malowany sandał z rzemyków, wykonywała nieskoordynowane ruchy... a cała sytuacja robiła się coraz bardziej absurdalna. I może nawet dałoby się uznać ją za śmieszną, gdyby nie to, że ktoś właśnie wbiegł na pokład. Że, sądząc po odgłosach, biegał w furii po całym statku i zaglądał w każdy kąt...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karmena - piracka wyspa

28
*A chciała mnie pilnować, żebym nie zrobił nic głupiego...* Pomyślał z zażenowaniem Dragamir słysząc odgłosy z beczki wydawane przez Shissi. Zdecydowanie lepiej byłoby za równo dla niego jak i dla niej gdyby rzeczywiście się gdzieś zaszyła. No, ale niestety ludzie często nie słuchali Wilczego Kła przez jego brak umiejętności oratorskich. Mężczyzna uważał zresztą, że gdyby go częściej słuchano mu, a czasem i innym znacznie lepiej, by się żyło.

Niestety w tym momencie sytuacja poza tym, że była niebezpieczna była też żenująca. Blady pirat nie odezwał się ani słowem, bowiem uznał, że sama Shissi i tak narobiła za dużo hałasu, żeby on się wypowiadał. Kobieta zresztą w tym stanie mogłaby uznać jego słowa, w których by się starał ją uciszyć za obraźliwe i zacząć się na niego wydzierać co już w ogóle było w ich sytuacji niewskazane.

Z zewnątrz dobiegał hałas. Powstawało pytanie. Czy to, któryś z obecnych w karczmie ich dojrzał i wywęszył chcąc dopaść Dragamira czy też, któryś z załogi Skomlącej Wdowy zaalarmowany hałasem przestraszył się, że ktoś okrada okręt i przyszedł dopaść szubrawca. Wilczy Kieł postanowił to sprawdzić. Powoli uchylił lekko drzwi i wysunął głowę chcąc zobaczyć któż to z taką pasją przeszukuje każdy kąt okrętu. Pirat starał się pozostać nieusłyszany i niezauważony.

Re: Karmena - piracka wyspa

29
- Pomóż mi, aaach! Moja noga!

Przeciągły krzyk Shissi zwabił właśnie tego kogoś, kto przetrząsał z furią "Skomlącą Wdowę". Dokładnie w tym momencie, w którym Dragamir wychylił się z kajuty, człek ten doskoczył do niego wściekle i machnął żelazem przed twarzą... Ale był to tylko członek załogi, konkretniej mówiąc jeden z tych majtków, których minęli wchodząc na statek. Chłopak przespał ich nadejście, jednak teraz obudził go harmider, więc zdenerwowany pomknął sprawdzić, o co chodzi. Tego by brakowało, żeby na jego warcie ktoś się tu zakradł i coś zwinął... Kapitan osobiście przerobiłby go na gulasz dla rekinów.

- Och, to tylko ty... - Pełne ulgi westchnięcie. Długi sztylet, powoli wędrujący z powrotem w dół. Podejrzliwe spojrzenie na wywróconą beczkę. - Coś się stało? Hałas słyszałem... - Rzut oka na zgrabną damską nóżkę, wystającą z beczki. - A, dobra, to ja nie przeszkadzam, pójdę już... - Skrzypnięcie przymykanych ponownie drzwi.

Majtek wzruszył ramionami, machnął ręką i gotów był zostawić pirata i jego panienkę w spokoju - spokój okazał się jednak wyłącznie chwilowy. I to bardzo prędko. Za jego plecami stał już bowiem ktoś, kto do załogi "Wdowy" z całą pewnością nie należał. ktoś, kogo zdecydowanie nie powinno tu być.

Ogorzały mężczyzna w jedwabnej chuście na głowie i ze zdobiącym jedno ucho kolczykiem uśmiechał się bardzo serdecznie i łagodnie. Efekt popsuł jednak miecz, który nieznajomy wycelował w pierś spłoszonego majtka.

- Ten blady to od was, nie zaprzeczaj. Zabił innego pirata wbrew odwiecznemu prawu tej wyspy. Wydaj mi go albo wasza łajba nie przybije nigdy więcej do brzegów Karmeny. Zabierzemy go na głębokie morze, a wy nie będziecie mieli kłopotów. Będzie po sprawie.

Chłopak, w którego rękach leżał teraz los Dragamira, zadygotał jak wystraszona panienka i nagle zaczął się jąkać tak strasznie, że nie był w stanie powiedzieć żadnego zrozumiałego słowa.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karmena - piracka wyspa

30
Sytuacja stawała się już nie tylko bardzo niebezpieczna dla bladego pirata, ale też straszliwie wkurzająca. Mężczyzna nie potrafił przekonywać innych promiennymi mowami, słowami nie zjednywał sobie serc, ani nie zmuszał do posłuszeństwa. Tymczasem sytuacja byłaby naprawdę kiepska gdyby ten majtek postanowił dołączyć do grożącego mu miecznika. Dragamir musiał działać i to szybko. Gadanie nie miało sensu, teraz musiał jakoś inaczej przekonać gościa do stanięcia po jego stronie. Zawołał, więc:
- Ojj! Narwar! Wstawaj kurwa! Pobudka!

Wilczego Kła generalnie zaskakiwało, że wilk nie obudził się mimo całego harmidru jako spowodowała beczkowa Shissi. Miał, jednak nadzieje że dźwięk jego głosu obudzi bestie i ściągnie do jego boku. Dragamir zamierzał, bowiem odwołać się do jedynego prawa, do którego odwoływali się wszyscy piraci. Ci, bowiem już dawno zauważył rzadko kiedy okazywali specjalne przywiązanie do zasad nawet jeśli były one wymyślone przez nich samych. Była, jednak jedna taka reguła, do której odwoływali się bardzo często. Było to prawo siły i korzyści. Dobry pirat przyłączał się do silniejszego (a raczej głównie atakował słabszego) i stawał po stronie tego kto przyniesie mu więcej korzyści.

- Nie zabiłem pirata, tylko błazna. powiedział z nieudawaną odrazą i splunął na ziemie, po czym dodał: - a Skomląca Wdowa zawija tam gdzie ma na to ochotę jej kapitan.

Logika tego działania oraz tych słów była bardzo prosta. Przekonać faceta stojącego między nim, a obcym piratem, że to on jest silniejszy i przyniesie mu więcej korzyści. Oto, bowiem prosta matematyka jeśli stanie po jego stronie to będzie trzech na jednego i szansa na jakiekolwiek straty jest prawie niemożliwa. Jeśli się od niego odwróci to proporcje będą równe, więc i prawdopodobieństwo doznania obrażeń albo i śmierci była bardzo duża. Drugą kwestią były słowa. Oto mężczyzna mógł stanąć po stronie kogoś kto jest praworządny i nie zabije drugiego pirata lub po stronie kogoś kto już to zrobił i za pewne nie zawaha się zrobić tego po raz wtóry. Ryzyko, więc wzrastało, a to piraci nie za bardzo lubili podejmować jeśli nie liczyły się ich prywatne korzyści. Szczęśliwie się złożyło dla bladego pirata, że nie musiał on w jego krótkich kwestiach ani udawać ani kłamać. Jedyną prawdziwą emocją jaką okazał była odraza do człowieka, którego zabił, którą w rzeczywistości czuł. Dragamir lubił ludzi, którzy trzymali się życia, a ten awanturnik tyle kłapał dziobem, a padł po pierwszym ciosie narzędzia, które nawet nigdy nie myślało o zadawaniu śmierci. I teraz przez jego słabość Wilczy Kieł miał zepsuty wieczór... a i rum się zmarnował. Nie mniej Wilk południa spoglądał podczas tych działań na mężczyznę starając się odgadnąć co ten zrobi w następnej chwili. Przy tym poprawił chwyt na sztyletach przygotowując się do walki.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”