[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

1

Arkadia jest nowiutkim żaglowcem, prosto ze stoczni, jeszcze pachnącym świeżym lakierem i z jasnymi żaglami, nietkniętymi zębem czasu. Zbudowana według nowatorskiego projektu Agnes Reimann, obiecującej młodej inżynier z Keronu, wraz z Utopią - siostrzanym okrętem - wystawiony jest przez Syndykat Tygrysa jako część floty płynącej na Kattok w celu ponownego zasiedlenia wyspy.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

2
Nowy, wspaniały świat

Nie minęła godzina, jak statek po raz pierwszy w całym swoim istnieniu odbił od brzegu. Pokrzykiwania żeglarzy i pożegnalne zawołania od strony nabrzeża towarzyszyły skrzypieniu lin i przyjemnemu dźwiękowi fal, rozbijających się o boki Arkadii. Tutaj jeszcze nie kołysało prawie wcale - nie tak, jak kołysać miało na otwartym morzu - ale młoda inżynier już teraz odczuwała konsekwencje wejścia na pokład. Choć może to nie to było przyczyną faktu, że żołądek zwijał się jej nieprzyjemnie, wywołując nieprzerwane mdłości? Przeszło jej przez myśl, że powinna coś zjeść. Sonia spakowała jej trochę prowiantu do bagażu podręcznego, zakładając, że bez jej bułek i drożdżowego ciasta z brzoskwiniami Agnes nie będzie w stanie przetrwać kilku dni rejsu. Kiedy więc Taj'cah zostało na granicy horyzontu, a kobieta znalazła się z powrotem w swojej kajucie i otworzyła pierwszą walizkę, świeże, maślane bułki prawie wysypały się z jasnej ścierki, w którą były owinięte.
Zajęty swoimi sprawami Victor dołączył do niej godzinę, może dwie później - zjedzenie czegoś pomogło na cierpiący żołądek i rudowłosa mogła zająć się projektem bez niczego, co by ją rozpraszało, przez co straciła też rachubę czasu. Otwierające się drzwi zaskoczyły ją, ale fakt, że pojawił się w nich jej ukochany, już nie tak bardzo. Najemnik uśmiechnął się do niej krótko.
- Nie przeszkadzaj sobie, jak jesteś zajęta.
Jeśli faktycznie potrzebowała więcej czasu dla siebie, LeGuiness zamierzał to uszanować, siadając na brzegu ich podwójnej koi z notatnikiem w ręku i zatapiając się w swoich własnych sprawach. Kiedy jednak skończyła, albo postanowiła zrobić sobie przerwę na omówienie pewnych kwestii, mężczyzna odłożył wszystko na bok i oparł łokcie na kolanach, przyglądając się jej. Z kucyka, w jaki miał zebrane włosy, wiatr wyciągnął kilka kosmyków, które teraz Victor odgarnął dłonią. Zza okna docierały do nich krzyki mew, zainteresowanych pędzącym po falach statkiem. Sielanka, o której marzyli już zbyt długo.
- Wspominałaś o portrecie - przypomniał i zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. - Nadal nie wierzę, że go wtedy znalazłaś. Liczyłem na to, że pozostaniesz w nieświadomości, dopóki nie uznam, że moje umiejętności są wystarczające, albo do momentu, w którym stwierdzę, że jest mi wszystko jedno, jakie masz o mnie zdanie. Chociaż do tego drugiego nigdy chyba nie dojdzie.
Odwrócił spojrzenie od jej twarzy, by przesunąć nim po pergaminach, jakimi zdążyła już zarzucić jedyne biurko w pomieszczeniu.
- W każdym razie, będziesz musiała pożyczyć mi papier. I rysik. Nie wziąłem żadnego. Nie miałem rysowania w planach.
Czy specjalnie unikał tematu nagłych oświadczyn, jakimi uraczyła go rudowłosa po wejściu na statek, czy czekał na lepszy moment, robił to bardzo naturalnie i nie wyglądał, jakby czuł się niezręcznie. Może więc wcale go tak bardzo nie wystraszyła tą niespodziewaną propozycją? Prawdopodobnie będzie miała jeszcze dużo czasu, żeby się tego dowiedzieć.
- Myślałaś już, co będzie pierwszą rzeczą, jaką się zajmiesz po dopłynięciu na Kattok? - spytał, podnosząc się i podchodząc do biurka, by przesunąć wzrokiem po rozrysowanym przez nią projekcie. Może zrozumiał jej techniczny rysunek, a może po prostu poszedł drogą dedukcji, ale po kilku chwilach zastanowienia zgadł: - Tartak?
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

3
POST POSTACI
Agnes Reimann
Kolejna godzina zeszła kobiecie na obserwacji marynarzy krzątających się po pokładzie i przygotowujących statek do wypłynięcia. Było to całkiem odświeżające i zajmujące myśli, gdy obserwowała w jej perspektywie mrówki uwijające się przy swojej pracy, w akompaniamencie donośnych wrzasków mew okazjonalnie przelatujących jej nad głową. W końcu jednak rampa została podniesiona i Arkadia powoli ruszyła w podróż z portu do Kattok, razem z resztą okrętów, prosto w stronę nowego, wspaniałego świata. Agnes wydawało się nawet przez chwilę, że w tłumie stojącym w porcie ujrzała część swojej służby towarzyszącej ojcu.

Gdy już upewniła się, że wszystko działa zgodnie z jej oczekiwaniami, poszła na rufę, gdzie umieszczone zostały kajuty. Znalazłszy się w swojej, zmęczona chybotaniem się okrętu usiadła na pryczy i z podręcznej walizki wyciągnęła jedzenie, które zapakowała jej gosposia. Wyciągnęła dwie bułki, które przeżuwała przez pewien czas, trochę zmuszając się do zapełnienia żołądka. Nie było to łatwe ze względu na powracające mdłości, ale gdy już pochłonęła posiłek, poczuła się na tyle dobrze, aby zasiąść do przerwanego projektu.

Przestała liczyć czas, podczas którego kreśliła szkice urządzeń i samego budynku. Była tym zbyt pochłonięta, poza tym odczuwając niekontrolowaną przyjemność z powrotu do pracy. Mogła w końcu otworzyć swój zeszyt i tam spisywać wszystkie uwagi i spostrzeżenia, a także wstępne plany wymagające od niej inspekcji na lądzie. Dopiero gdy usłyszała pukanie do drzwi i skrzypnięcie drewna, uniosła lekko zdezorientowana wzrok, by napotkać w progu Victora. Mruknęła przy tym coś mało zrozumiałego i wskazała niedbale na jedyne siedzisko w pomieszczeniu, zanim wróciła do skończenia jednego szkicu, zanim oderwała się od planów i odwróciła na swoim miejscu z pytającym spojrzeniem.

Z drugiej strony nigdy bym tego nie znalazła, gdyby nie twoje zniknięcie. Uznałabym to raczej za niefortunne zdarzenie, chociaż nie jest to takie złe, jak to malujesz — odparła, przeciągając się głośno i przecierając oczy. Zerknęła przez pojedyncze okno, by zobaczyć mniej więcej porę dnia. Pomimo upływającego czasu przy biurku, podróż będzie się jej dłużyła i wiedziała o tym już teraz.

Oczywiście, że tak. Nie wiem za kogo mnie uważasz, skoro sądzisz, że nie zrobiłam wprzód planów — mruknęła, obserwując jak Victor podchodzi do niej i zagląda na jej pracę. W tym czasie przesunęła dłońmi po swoich materiałach, przekazując mężczyźnie czysty skrawek papieru i nietknięty jeszcze węgielek. — Tak, tartak. Nie miałam co prawda za wiele czasu na dokończenie jego projektu, więc mam nadzieję, że uwinę się z tym przed dobiciem do brzegu. Przede wszystkim na wyspie trzeba usprawnić wydobycie i przeróbkę drewna, jeśli chcemy postawić tam osadę. Będę też musiała znaleźć dobre miejsce do wydobycia kamienia. Mam już parę wstępnych szkiców na ulepszenie takiego gabarytu, ale pierw potrzebuję konsultacji z pozostałymi projektantami — odparła, odkładając na bok swoje przyrządy i zwijając szkielet tartaku w rulon. Przewiązawszy go sznurkiem, ułożyła zwinięty papier w oddelegowane do tego miejsce, resztę chowając po szufladach. Biurko może i było przytwierdzone do podłogi, ale księgi i papier już nie. Tragedią byłoby rozrzucenie wszystkiego po kajucie podczas silniejszej fali.

Pozostaje też kwestia zasobów naturalnych wyspy, które mogą się prezentować całkiem ciekawie, zważywszy na jej gwałtowny rozwój. Zdecydowanie będę chciała na wczesnym etapie zbadać lokalną florę, być może w poszukiwaniu przydatnych surowców. Szkoda byłoby wyciąć w pień coś, co można w kontrolowanych warunkach kultywować. To jednak jest moim pobocznym projektem i muszę na ten temat porozmawiać z paroma osobami — dorzuciła, wstając i prawie się potykając o własne nogi. Nie była przyzwyczajona do podróży morskiej i jej błędnik okazjonalnie jeszcze szalał.

Zerknęła zaraz na mężczyznę, nawet nie zdając sobie sprawy, że to, co zasugerowała mogło w jego zdaniu być skrajnie niebezpieczne w jej stanie, uśmiechając się przy tym delikatnie. — Skoro mamy to zrobić, wyjątkowo oddaję się w twoje ręce. Mów mi, co mam robić.

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

4
POST BARDA
Zgodnie z jej przewidywaniami, Victor zmarszczył lekko brwi, oczami wyobraźni zapewne widząc już swoją ukochaną rozszarpywaną przez dzikie zwierzęta w środku dżungli, tylko dlatego, że postanowiła zbadać lokalną florę. Mimo to, ufał chyba w jej rozsądek na tyle, by nie podejrzewać jej jednak o tak całkowitą beztroskę i nieostrożność. Podniósł się nieco, chcąc ją złapać, gdy na moment straciła pion, ale jako że ostatecznie wcale nie musiał tego robić, to tylko westchnął.
- Kilka osób z twojej listy jest na Arkadii. Nie wszyscy dostali własną kajutę, jak twórczyni okrętu i jej partner, który najwyraźniej doskonale wiedział, jak się ustawić, ale myślę, że niektóre kwestie będziesz mogła omówić jeszcze przed przybiciem do brzegu. Jeśli chcesz, popytam o nich później i poproszę, żeby przyszli się tu z tobą spotkać.
Odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech, wyciągając do niej dłoń i zachęcając, by podeszła bliżej.
- Usiąść koło mnie.
Nie miał papieru, rysika, ani żadnej podkładki, więc mogło się to wydawać odrobinę podejrzane, ale byli ze sobą chyba już na tyle blisko, by na rudowłosej nie robiło to żadnego wrażenia, prawda? Sama zresztą zaproponowała mu uprawomocnienie związku, którego do tej pory żadne z nich chyba nie traktowało do końca jako planu na tę ostateczną stabilizację życiową. Oboje skupiali się na karierze i choć może kariera najemnika nie była szczególnie prestiżowa, to praca dla LeGuinessa zawsze była ważna, a podobne podejście Agnes sprawiało, że doskonale się pod tym względem dopasowywali. Teraz może los, a może zwykła ludzka nieostrożność sprawiły, że inżynier nosiła jego dziecko i, najwyraźniej, zamierzała prawnie przypieczętować ten dość długi już romans.
I wyglądało na to, że mężczyzna wcale nie zamierzał zabierać się za rysunek, a raczej poruszyć teraz właśnie ten temat. Otworzył nawet usta, by coś już powiedzieć, ale od razu zrezygnował. Potem spróbował ponownie, by ostatecznie tylko westchnąć.
- Nie potrafię ubierać takich rzeczy w słowa - mruknął, przesuwając palcem po kostkach trzymanej przez siebie, kobiecej dłoni. Wyjrzał przez okno. - Cholera, nie wiem nawet...
Znów odgarnął kilka luźnych, ciemnych kosmyków z czoła.
- Zawsze sądziłem, że małżeństwo nie jest dla mnie, tak samo jak wychowywanie dziecka. Ale jeśli na całym tym świecie jest ktokolwiek, z kim mógłbym doświadczyć jednego i drugiego, to jesteś to ty. Więc jeśli naprawdę chcesz wkurzyć swojego ojca, to możemy wziąć ten ślub - uśmiechnął się niepewnie. - Nie wiem, czy wiesz, ale kapitan ma prawo nam go udzielić. Gdybyś na przykład wolała noc poślubną spędzić na pokładzie pięknego, nowego żaglowca, zamiast w szałasie w dziczy.
Uniósł wolną rękę i przesunął kciukiem po jej jasnym policzku. Po chwili namysłu sięgnął do kieszeni spodni i zupełnie zaskakując Agnes, wyciągnął z niej pierścionek. Jako córka jubilera od razu dostrzegła niedoskonałości i kiepską jakość błyskotki, ale hej, skądś go musiał wziąć! Pytanie tylko - skąd? Z całą pewnością nie wniósł go ze sobą na pokład, bo ostatnią rzeczą, jaką planował w związku z tą ekspedycją, były oświadczyny. Niewielki, choć dobrze oszlifowany zielony kamień osadzony był w nierówno wymodelowanym oczku złotego pierścionka. Czy Victor go kupił, ukradł, czy wymienił za coś z jedną z pasażerek?
- Gdybyś zaproponowała to jeszcze na Taj'cah, miałbym więcej możliwości - usprawiedliwił się, dobrze wiedząc, że nie była to biżuteria najwyższych lotów.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

5
POST POSTACI
Agnes Reimann
Informacja na temat niektórych z jej przyszłych współpracowników przebywających na tym samym pokładzie co ona wyjątkowo ją zainteresowała. Kobieta zamierzała faktycznie zapoznać się z częścią jej drużyny jak najszybciej, aby wyrobić sobie o nich zdanie i wiedzieć, z którymi należy się liczyć, a którymi nie; którzy będą jej przydatni, a którymi nawet się nie przejmować. Dlatego też zanotowała w głowie, aby w trakcie rejsu jeszcze przejść się między nimi. — Wiesz może, kto dokładnie? — zapytała mężczyzny, jeszcze szukając przyrządów do rysowania.

Usiadła wedle jego prośby, zauważając jednak że ten nie bierze ze sobą żadnych przyrządów, ani nawet nie mości się przy jej biurku. Zmarszczyła brwi, widząc także jego konsternację i zakłopotanie, na co jej organizm zareagował przyśpieszonym biciem serca. Spojrzała na mężczyznę biorącego jej dłonie w swoje własne, na jego zmieszanie i kolejne próby wypowiedzenia jakichkolwiek słów, w końcu nawet na wytłumaczenie, które z siebie wyrzucił. Wtedy też jej twarz rozjaśniła się w zrozumieniu, a na ustach zabłąkał delikatny uśmiech. Może i wcześniej zepsuła swoją próbę, ale jak widać, nie do końca, szczególnie gdy później doszło do szczególnego wyznania.

Słuchała jego kolejnych słów, spoglądając ciągle z głupkowatym uśmiechem, zastanawiając się nad dziwną gamą emocji tłoczącą się w jej sercu. Jej pragmatyczna strona oczywiście krzyczała, że to jest doskonałe rozwiązanie; dzięki formalizacji związku nie dość, że dziecko w jej łonie nie będzie wytykane od bękartów, to na dodatek ona sama będzie traktowana przez Syndykat i ogólnie mieszkańców Archipelagu z większą dozą zaufania, a przecież o to jej chodziło – o wkupienie się w łaski Tygrysów i zostanie pełnoprawnym członkiem.

Z drugiej strony zaś odczuwała gamę odczuć, które do tej pory skutecznie od siebie odsuwała, skupiając się tylko i wyłącznie na swojej pracy. Emocje, będące ludzką naturą, docierały do niej pod postacią krwi docierającej do twarzy, dłoni, klasycznego ściśnięcia żołądka. Ciepło rozlewające się po jej ciele. Ostatnie tygodnie mocno zbliżyły ją do Victora, nawet jeśli nie zdawała sobie z tego sprawy; tak przyziemna sytuacja, jak ciąża, jedynie scementowała tę więź i ani się obejrzała, a siedziała właśnie, wpatrując się w niego uśmiechnięta.

W takim razie dzisiaj wieczorem? — zapytała, przyjmując pierścionek, co do którego jej oko wychwyciło mnóstwo drobnych szczegółów, które można byłoby poprawić. Oczywiście chciała wytknąć te błędy; mieszkając pół życia nad pracownią jubilerską potrafiła rozpoznać spartaczoną robotę, ale siłą swojej woli powstrzymała się.

Nachyliła się do najemnika, biorąc jego twarz w swoje dłonie i ucałowała go delikatnie, następnie opierając się o jego czoło i wzdychając cichutko. Gładząc szorstkie policzki, wymamrotała z nutą rozbawienia w głosie: — Nie miałeś mnie czasem rysować?

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

6
POST BARDA
- Na pewno cała trójka planistów i Zaron, geolog, czy tam inny botanik - odparł Victor na jej pytanie. - Nie pamiętam, kto dokładnie jest na twojej liście, ale o nich słyszałem.
Kwestia spotkań z załogą organizującą rozbudowę na wyspie musiała jednak zostać póki co odsunięta na dalszy plan, bo mieli inną sprawę do omówienia; bardziej naglącą i mocniej ich w tej chwili interesującą. Choć najemnik wiedział, że Agnes zgodzi się za niego wyjść, bo ta propozycja pojawiła się najpierw z jej strony, to wciąż nie było łatwo oświadczyć się w okolicznościach, które pozostawiały dużo do życzenia. Jej reakcja była jednak wszystkim, czego w tej chwili potrzebował. Gdy przyjęła od niego pierścionek, uśmiechnął się do niej ciepło i złapał jej drobną dłoń, by przyjrzeć się jak wyglądała, ozdobiona średniej jakości biżuterią. Nie był z tego zadowolony, ale to nie psuło nastroju żadnemu z nich.
- Dziś wieczorem? - uniósł brwi, zaskoczony. Przeniósł wzrok za okno, rozważając propozycję. - To nie taki zły pomysł. Porozmawiam z Kieranem. Ty powinnaś dać znać Flavii. Dziewczyna zejdzie na zawał, jak dotrze do niej, co chcesz zrobić bez żadnych większych przygotowań.
Odwzajemnił delikatny pocałunek, ale nie pozwolił się jej odsunąć. Jego usta powędrowały na jasną szyję Agnes, kiedy wciągał ją sobie na kolana, a ciepłe dłonie szukały drogi pod jej koszulę.
- Nic mi o tym nie wiadomo - wymamrotał w zagłębienie przy jej obojczyku, wywołując w tym miejscu gęsią skórkę. W końcu byli sami, bez służby, gości i Sehleana dyszącego im w karki. I nawet jeśli ostatnie tygodnie były ciężkie dla nich obojga, to teraz zaczynali nowe, lepsze życie.
Szkoda tylko, że nawet na pokładzie Arkadii znalazł się ktoś, kto miał coś niezwykle ważnego do powiedzenia im natychmiast, w tej chwili. Do drzwi kajuty rozległo się łomotanie, które LeGuiness najpierw całkowicie zignorował, wreszcie docierając palcami do gładkiej skóry jej pleców, ale przy trzecim razie westchnął ciężko i oderwał się od swojej świeżo upieczonej narzeczonej, z miną tak niezadowoloną, jakiej Agnes dawno u niego nie widziała.
- Pani Reimann! Proszę otworzyć - darł się ktoś na zewnątrz. - To ważne, proszę otworzyć!
- Proszę otworzyć, proszę otworzyć
- powtórzył najemnik z niesmakiem i podniósł się z koi, by odblokować zamek w drzwiach i wpuścić do kajuty tego, kto tak uparcie się do nich dobijał.
W progu stał jeden z marynarzy - rozpoznała go po charakterystycznej koszuli w poziome pasy, jaka rzuciła się jej w oczy już przy wypływaniu z portu. Miał ciemną skórę i jeszcze ciemniejsze oczy, które teraz padły na rudowłosą w rozchełstanej koszuli i odwróciły się w wyrazie lekkiego zażenowania.
- Eee... no. Proszę mi wybaczyć. Chodzi o tego gówniarza. Mówi, że jest od pani, ale nie zgłaszaliście go przy zaokrętowaniu.
Podniósł za kołnierz młodego chłopaka, którego przywlókł tu ze sobą. Nie był to Blaise, ani nikt, kogo kiedykolwiek widziała wcześniej. Całkiem nieźle ubrany, maksymalnie dwudziestoletni młodzieniec o czarnych, krótkich, kręconych włosach i chuderlawej posturze zaciskał dłonie na nadgarstku trzymającego go żeglarza, jakby miało go to przed czymś uchronić. Zerknął na Agnes, chyba w zamieszaniu zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że ewidentnie w czymś przeszkodzili.
- Tak... tak! Pani Agnes Reimann. Jestem z nią. Jestem z wami, prawda? - wyciągnął rękę w jej stronę, uśmiechając się do niej desperacko. - Od początku byłem.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

7
POST POSTACI
Agnes Reimann
Teraz tak naprawdę nieważne, czy zrobimy to dzisiaj, czy jutro, więc równie dobrze może być i dzisiaj — odparła Agnes na zaskoczone pytanie Victora, po chwili parskając na słowa mężczyzny o panikującej służce. — Nie wątpię, że została tak przeszkolona przez Sonię, że i tak z niczego zrobi nagle wystawne ozdoby. Chociaż szczerze powiedziawszy, wolałabym zrobić to cicho i bez sukni, wianków i pompy.

Na myśl o tym, że służąca będzie chciała przystrajać ją w jakieś zwiewne szaty i wymyślne ozdoby, podczas gdy w jej głowie będzie kręciło się od fal uderzających o statek, niemal się zniechęciła. Oczywiście ostateczne zdanie należało do niej i potrafiła doskonale ukrócić jej zapędy zwykłym powiedzeniem nie. Nadal jednak wyperswadowanie tego z młodej głowy było uciążliwym zajęciem.

Nie zdążyła dobrze odsunąć się od najemnika, gdy poczuła jak jego dłonie przesuwają się w jej stronę i mocnym chwytem sadzaj ą na swoich kolanach. Odchyliła delikatnie głowę i włosy, pozwalając mu dotrzeć do swojej szyi, przymykając przy tym oczy i wzdychając cichutko. Jej własna dłoń powędrowała w stronę karku Victora, przytrzymując go tam dłużej i pozwalając jego szorstkim dłoniom zbłądzić na jej plecy. W całej przyjemnej ciszy usłyszała jednak łomotanie o drzwi, które celowo zignorowała, skupiając się na tym, aby w najmniej inwazyjny sposób ściągnąć koszulę z mężczyzny. Pukanie jednak nie ustawało i w Agnes narastało poirytowanie.

Z niezadowolonym jękiem inżynier zsunęła się z kolan narzeczonego, poprawiając naprędce podwiniętą koszulę i obserwując, jak w otworzonych drzwiach stanął marynarz i jakiś chłopak. Jej wściekłe spojrzenie spotkało to, które właśnie zrozumiało, w czym jej przeszkodziło, a następnie kolejne, desperackie. Młodzieniec twierdził, że ją zna i wyraźnie był pasażerem na gapę, który próbował wkręcić się na jej nazwisko.

Szkoda tylko, że trafił na najgorszy możliwy moment, w którym się tutaj pojawił.

Agnes zsunęła się z koi, wstając i podchodząc do drzwi. Oparła jedną dłoń na ramieniu Victora, drugą ciągle poprawiając koszulę, po czym spojrzała beznamiętnie na marynarza. — Pierwszy raz w życiu go widzę. Znajdźcie mojego ochroniarza Jacoba i oddajcie mu go do przesłuchania. I tak nie ma co z nim zrobić na pełnym morzu, więc równie dobrze może się dowiemy, czemu próbuje się na moje nazwisko powoływać — powiedziała sucho, zanim bezceremonialnie zamknęła tamtej dwójce przed nosem drzwi, zasuwając rygiel. Westchnęła, przymykając na sekundę oczy i próbując zrzucić z siebie irytację spowodowaną niespodziewanym gościem.

Uporawszy się z emocjami, przyciągnęła do siebie z powrotem Victora, przystając na palcach i wsuwając jedną dłoń na jego kark, całując go mocno. Drugą chciała w końcu pozbyć się jego koszuli i dokończyć to, co wcześniej zaczęli... czyli przedwczesną noc poślubną.

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

8
POST BARDA
Oczy młodzieńca otworzyły się szeroko, gdy Agnes zaprotestowała, jakoby kiedykolwiek go widziała na oczy. Zacisnął obie dłonie z powrotem na przedramieniu marynarza, który chyba ścisnął go za kołnierz mocniej, wywołując chwilowy atak paniki.
- Co, nie nie nie nie nie! - wyrzucił z siebie z zawrotną prędkością chłopak. - Proszę mnie posłuchać, ja...
- Już się ciebie nasłuchali
- odwarknął mu żeglarz prosto w twarz. - Ciesz się, że cię pani Reimann do ochroniarza odsyła, bo gdybym ja decydował, to byś już płynął wpław do portu. Na wieczór byś może był na miejscu, jeśli nic by cię nie zeżarło po drodze.
Młody człowiek zapowietrzył się i zerknął na Agnes w wyrazie rozpaczy, ale będąc główną przyczyną jej obecnego niezadowolenia, miał raczej mierne szanse na współczucie. Przeniósł wzrok na Victora, ale u tego próżno było szukać choćby krzty empatii. Jego twarz wyrażała wyłącznie frustrację, nic więcej. Gdyby nie było to wyjątkowo nie na miejscu, wykopałby z kajuty zarówno gapowicza, jak i tego, który go tu przyprowadził.
- I jak go Jacob przesłucha, to niech na nas z nim czeka na dole - podkreślił najemnik, by uniknąć kolejnych niemile widzianych gości. Prywatna kajuta była luksusem, na które nie wszystkich tutaj było stać. Wypadało skorzystać z niej jak należy, zwłaszcza, że sam rejs nie miał trwać długo, ot, kilka dni, zanim przybiją do brzegu Kattok.
Kiedy marynarz wyciągnął opierającego się gapowicza na zewnątrz, a rudowłosa zatrzasnęła za nimi drzwi i zasunęła rygiel, dotarło do nich jeszcze tylko rozpaczliwych słów, wykrzyczanych przez mężczyznę, zanim został on zaciągnięty na dolny pokład.
- Nie, nie, ja mam bardzo ważne informacje, ja muszę je przekazać pani Reimann, nie szarp mnie tak, ty prostaku morski...
Reszty już nie usłyszeli, a przynajmniej nie zrozumieli. Victor westchnął ciężko i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie zdążył, zanim kobieta odwróciła się i przyciągnęła go z powrotem do siebie. Nie trzeba było go dłużej przekonywać, by natychmiast zapomniał o nieprzyjemnej wizycie i skupił się na plączącej się pod swoją koszulą kobiecej dłoni. Przesunął ustami po jasnym policzku i szyi, zanim chwycił swoją świeżo upieczoną narzeczoną pod uda i bezceremonialnie przeniósł ją na ładnie uporządkowane biurko, z którego dopiero co zostały posprzątane narzędzia piśmiennicze. I albo nikt im już w niczym nie przeszkadzał, albo zatopieni we własnych objęciach nie słyszeli, by ktokolwiek znowu tak desperacko potrzebował ich uwagi.

Bardzo łatwo było zapomnieć o złym samopoczuciu, jakie wywoływało kołysanie się statku, gdy miało się tak absorbujące zajęcie. Agnes nie wiedziała, ile czasu minęło, ale mogła być pewna, że biedne biurko zostało wykorzystane w celu, w jakim nie było stworzone. Było coś nowego w tym, co właśnie się wydarzyło; emocje towarzyszące nawet tak spontanicznym zaręczynom zostawiły swój ślad w nich obojgu, nawet jeśli kobieta nigdy nie spodziewała się po sobie podobnej uczuciowości. Mimo to, jakoś trudno było im odsunąć się potem od siebie, a krótkie dwa słowa wyznania, jakie najemnik wyszeptał w zgięcie jej szyi, nigdy nie wydawały się być tak bardzo na miejscu.
Wcześniej czy później jednak trzeba było się pozbierać i wziąć za to, co trzeba. Ustalić kwestię zaślubin z Kieranem, ewentualnie porozmawiać z planistami... no i chyba spotkać się z młodzieńcem, który tak bardzo zirytował ich przedtem, a któremu tak bardzo zależało na rozmowie.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

9
POST POSTACI
Agnes
Zamykając za niechcianym gościem drzwi, Agnes westchnęła poirytowana. Chłopak jeszcze darł się na korytarzu, ale jego słowa średnio docierały do niej; przez chwilę co prawda zastanawiała się, czy zrezygnować z chwili przyjemności, aby dowiedzieć się co też takiego ważnego ma jej do przekazania młodzik, ale wystarczyła chwilka kontemplacji, by stwierdzić, że jednak nie warto. Jacob zajmie się nim doskonale.

Owa chwila przyjemności nie trwała w nieskończoność, a samo biurko także pewnie dłużej by nie wytrzymało tego... nacisku. Po udanej celebracji zaręczyn kobieta zaczęła się więc przygotowywać do wyjścia do ludzi; poprawiła koszulę, zapinając ją i wkładając do spodni, zakładając na siebie także kamizelkę i układając włosy w niskiego koka, niesforne kosmyki spinając wsuwkami. Napiła się wody, chcąc zamoczyć suche gardło, po czym westchnęła przeciągle. Obowiązki wzywały.

Idę przesłuchać tego chłopaka. Jeśli chcesz, możesz iść porozmawiać z kapitanem — powiedziała do narzeczonego; faktycznie zamierzała dotrzeć na dolny pokład, gdzie zapewne jej ochroniarz zdołał już przemaglować porządnie pasażera na gapę. Później może zająć się przygotowaniami do ślubu i rozmową z planistami, o których właściwie chciała wiedzieć jak najwięcej.

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

10
POST BARDA
Wciągając na siebie po kolei ubrania, Victor mruknął coś twierdząco. Obowiązki może i wzywały, ale i tak nie udało się jej tak po prostu i bez przeszkód opuścić kajuty, bo w połowie wpinania wsuwek we włosy została z powrotem przyciągnięta do mężczyzny i obdarzona długim, pełnym pasji pocałunkiem. Co by nie mówić, temperament najemnika, tak samo jak odcień jego skóry i upodobanie do kolorowych koszul, były typowe dla mieszkańców Archipelagu.
- Idź - zgodził się, wypuszczając ją w końcu niechętnie, zarówno ze swoich objęć, jak i z kajuty, gdy sam zajął się ponownym wiązaniem butów.

Na zewnątrz nie zmieniło się wiele, poza faktem, że Taj'cah w oddali było już tylko ledwie majaczącym na horyzoncie skrawkiem lądu. Miasto, w którym Agnes spędziła ostatnie lata swojego życia, zostawało za jej plecami, a przed nią otwierał się zupełnie nowy horyzont. Dziób statku rozcinał fale, uparcie mknąc w stronę Kattok, wraz ze swoją towarzyszką Utopią, płynącą niewiele za nimi. Po pokładzie kręciło się kilkanaście osób, z których większość była załogantami, co dało się rozpoznać po obowiązkach, jakie pełnili. Ich stroje też mówiły same za siebie; ci mężczyźni i dwie kobiety wyraźnie odróżniali się od dwóch grupek odzianych w kolorowe szaty i biżuterię podróżnych. Czy gdzieś akurat wśród nich znajdowali się planiści? Tego Agnes nie była w stanie wywnioskować po samym ich wyglądzie.
Po zejściu po znajdujących się na środku statku schodach, kobieta dotarła w końcu na pokład, na jakim czekał na nią Jacob i cała reszta wesołej gromadki. Chłopak, którego wcześniej jeden z marynarzy przyciągnął do jej kajuty, siedział teraz na skrzyni jej ochroniarza, przywiązany za nadgarstek do jednej z jej metalowych rączek. Nie wiadomo po co tak właściwie, bo dokąd miałby uciec? Bawić się w chowanego na statku, czy wbiec desperacko do kajuty Agnes, skoro już wiedział, gdzie się ona znajduje? A może po prostu załoga kazała go pilnować i unieruchomić, z obawy o ewentualne utrudnianie żeglugi pracującym marynarzom?
- Pani Reimann - przywitał ją Jacob, gdy na pojawienie się kobiety zwrócił jego uwagę zrywający się z hamaku Blaise. Chłopak czytał książkę, którą mu dała, więc wyglądało na to, że od razu posłusznie wziął się do roboty, albo Agnes akurat trafiła na moment, kiedy się nie obijał.
Nieznajomy jej młodzieniec, który utrzymywał, że jest tutaj razem z nią, też spróbował wstać, ale węzeł skutecznie przytrzymał go w dole, więc gwałtowna próba podniesienia się do pozycji pionowej skończyła się równie gwałtownym powrotem na skrzynię. Jego twarz zaczerwieniła się, gdy ewidentnie przypomniały mu się okoliczności ich pierwszego spotkania, ale w żaden sposób o nich nie wspomniał.
- Nie chce nic mówić, poza tym, że ma dla pani jakieś papiery - Jacob wyciągnął w stronę rudowłosej miedzianą tubę na dokumenty. Zamknięta była nietypową blokadą, składającą się z trzech obręczy z cyferkami, które trzeba było ustawić w odpowiednią kombinację, żeby wieko się odblokowało. Ochroniarz z pewnością próbował otworzyć tubę na własną rękę, ale jak widać, próby te zakończyły się niepowodzeniem.
- Pani powiem, pani Reimann - zaoferował młody mężczyzna, z przekonaniem kiwając głową. - Jak zgodzi się pani ze mną porozmawiać. Proszę. To bardzo ważne. Na... na osobności najlepiej - zerknął w stronę Jacoba. - Nie z nim.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

11
POST POSTACI
Agnes Reimann
Taj'cah oddalało się coraz bardziej, stając się z minuty na minutę odległą plamą na horyzoncie; plamą, którą kobieta opuszczała z ulgą wymalowaną na twarzy. Chociaż ostatnie dwa, czy nawet trzy lata były dla niej obfite w nowe obowiązki, wspomnienia i przyjemności, tak ostatni tydzień zdecydowanie zbyt mocno dał się jej we znaki i zostawił rysę na gładkiej powierzchni, skutecznie zniechęcając ją do ciasnych uliczek stolicy wyspy. I chociaż, o ironio, nie była wielką fanką podróży morskich, odczuwając to teraz, na górnym pokładzie dwa razy mocniej niż zwykle, to zdecydowanie wolała otwarte morze i skrzypiące, chyboczące deski jej statku od tamtego lądu.

Zanim zdecydowała się na przejście do ładowni, gdzie siedziała jej służba, Agnes podeszła na dziób statku. Wiatr burzył jej ledwo co zebraną do porządku fryzurę, zostawiając na ustach i w oczach kropelki słonej wody. Stojąc dosyć blisko burty, inżynier widziała taflę wody wzburzoną od przecinającego ją kadłuba; widziała także odbijające się w spienionych falach promienie słoneczne i tknięta deja vu, podeszła do barierki.

Oczami wyobraźni widziała drogę rozświetloną przez jeden z księżyców i srebrzystą ścieżkę wytyczoną na idealnie spokojnym morzu. W dłoniach, teraz zaciśniętych na obręczy, czuła ciężar inżynieryjnych symboli, zaś z tyłu głowy pojawiała się myśl, aby przejść i kroczyć drogą światła, by raz jeszcze poczuć to, co czuła kilka dni temu – szaleńczy smak wiedzy, poczucie władzy poprzez świadomość rzeczywistości... odkryte tajemnice wymiarów. Chciała igrać ze zdrowym rozsądkiem i ponownie zanurzyć się w odmętach szaleństwa wywołanego przez przytłaczające poczucie wiedzy.

Ocknięta z marazmu, w jaki popadła, przetarła mokrą od wody twarz, czując w ustach słony posmak i coś jeszcze, co przyprawiało ją o szaleństwo – poczucie, że coś ważnego jej umyka. Chcąc uwolnić się od natrętnych i niepokojących myśli, zeszła pod pokład, aby spotkać się z utrzymującym, iż ją zna chłopcem. Wchodząc do pomieszczenia, widziała zrywającego się ze swojego miejsca Blaise'a; machnęła na niego dłonią, każąc mu tym samym wrócić do swojego zajęcia, którym było czytanie danej przezeń książki. Zerkając na swojego nowego asystenta, mogla ujrzeć w jego oczach ewidentne znudzenie i podkrążenie oczu. Zdawała sobie sprawę, że jest to normalne uczucie; znużenie czytaniem technicznych, zawiłych zdań było naturalną konsekwencją nauki, ale jednocześnie nieuniknioną. — Rób sobie krótkie przerwy, jeśli złapiesz się na czytaniu tego samego zdania po dziesięć razy — rzuciła do nastolatka, resztę swojej uwagi skupiając na pojmanym młodzieńcu.

Zdecydowanie go nie kojarzyła. Pierwszy raz w życiu go widziała, dlatego tym bardziej niepokoił ją fakt, że wiedział, iż to jej powinien szukać, znał ją z nazwiska i coś od niej chciał. Jeszcze Jacob podarował jej tubę na dokumenty przypominającą do złudzenia jej własną, z tą różnicą, że był na niej skomplikowany mechanizm. Agnes obróciła walec w dłoniach, skupiając się chwilowo na zamku i ignorując kolejne wypowiadane przez jej jeńca zdania. Dotknęła pokręteł, zainteresowana sposobem działania takiego zamka.

Nie — odparła za chwilę krótko, nawet nie racząc spoglądać na więźnia. Poruszyła jedną obręczą, powoli rozumiejąc mechanizmy działające za tym. Odpowiednie ustawienie koralików odblokowywało wieko. Oczywiście nie było to coś, czego nie dałaby rady rozbroić i rozłożyć na części pierwsze. — Jakkolwiek nie uważam, że jesteś dla mnie fizycznym zagrożeniem, tak musisz mi wybaczyć, aczkolwiek zwyczajniej czuję się bezpiecznie w towarzystwie mego ochroniarza. Jest to najzwyklejsza w świecie kwestia bezpieczeństwa – nie widzi mi się zostawać sam na sam z kimś, kto zna moje nazwisko i utrzymuje, że chce przekazać mi coś niezmiernie ważnego — zerknęła znad tuby na chłopaka i oparła się o jakąś skrzynię, wyjątkowo spokojna. Fasada zimnej, wyrachowanej inżynier powróciła na swoje miejsce. — Ufam swemu ochroniarzowi, więc możesz równie dobrze uznać, że go tutaj nie ma. A teraz możesz wyjaśnić mi, cóż to za pilna sprawa, skoro śmiałeś mi przeszkodzić w intymnym momencie.

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

12
POST BARDA
Słysząc krótkie "nie", młody mężczyzna zapadł się w sobie i rzucił błagalne spojrzenie w kierunku Jacoba, ale zostało one całkowicie zignorowane. Może ochroniarz nie miał siły autorytetu swojej pracodawczyni, ale niejednego się już od niej zdążył nauczyć, w tym obojętności względem tych, których jego zdaniem nie warto było zaszczycać uwagą. Młodzieniec wolną ręką ściągnął turban z głowy, odkrywając plątaninę kręconych włosów i nerwowo podrapał się po potylicy.
- Tutaj... tutaj jest strasznie dużo ludzi - zauważył zgodnie z prawdą.
Znajdowali się pod pokładem, gdzie nie było wydzielonych kajut, a jedynie niewielkie przestrzenie, czasem przedzielone deską, a czasem grubą tkaniną, zawieszoną pionowo by dać podróżującym namiastkę prywatności. Nie dało się jednak ukryć, że zamieszanie związane z chłopakiem cieszyło się raczej sporym zainteresowaniem. Każdy, kto przechodził obok, z zaciekawieniem zerkał na to, co się dzieje, zwłaszcza teraz, gdy znana wszystkim Reimann znalazła się pod pokładem. Jej ruda głowa była na tyle charakterystyczna, że nie dało się jej nie rozpoznać - co też mogło tłumaczyć, dlaczego młodzieniec wybrał sobie akurat ją. Mogło, ale nie musiało.
- Ja... rozumiem, ale... to... to może ja się przedstawię, nazywam się Luca Oroco - zmiął swój leżący na jego kolanach, bordowy turban w dłoni. - Jestem... byłem, właściwie, bo pracowałem do tej pory dla... naszego wspólnego znajomego. Widywałem panią czasem. W ogrodach.
Gdy Agnes się zastanawiała, tylko jedne ogrody przychodziły jej do głowy. A przynajmniej jedne, w których mogła być widywana częściej, niż raz. Gdy Luca zobaczył zrozumienie w jej oczach, pokiwał tylko nieznacznie głową, jakby chciał potwierdzić jej przypuszczenia. Rumieniec oblał jego kark i policzki, gdy wytknęła mu najście ją w dość nieodpowiednich okolicznościach, ale jakimś cudem zachował rezon, może zbyt zdeterminowany, by tak łatwo dać się onieśmielić.
- Z całym szacunkiem, pani Reimann, to nie ja przeszkodziłem, tylko ten marynarz - zaprotestował, w sumie zgodnie z prawdą. On tylko wisiał w uścisku załoganta Arkadii, to tamten tak uporczywie się dobijał. Sam Luca prawdopodobnie poczekałby na okazję, w której spotkałby Agnes na statku przypadkiem i wtedy poprosiłby o rozmowę, gdyby tylko nie został złapany wcześniej.
- W każdym razie, nie pracuję już. Jak widać, w sumie, bo... jestem tutaj. Uciekłem. Ja...
Zamilkł nagle, strzelając spojrzeniem gdzieś za ramię rudowłosej. Gdy się obejrzała, zobaczyła przysadzistą kobietę i młodą dziewczynę, które nagle stały się wyjątkowo zafascynowane skrawkiem tkaniny, przedzielającej podpokładzie obok nich.
- No dobrze, nie mam nic przeciwko obecności pani ochroniarza. Ani pani... eee... męż... koch... partnera. Mimo to, myślę, że lepiej będzie, jak udamy się w bardziej odosobnione miejsce. Obiecuję wszystko pani powiedzieć. Wszystko co wiem. Tylko po to zakradłem się na ten pokład, właściwie. Myślę... myślę, że będzie pani chciała wysłuchać tego, co mam do powiedzenia. Możecie mnie nawet związać całego, jak poczujecie się z tym lepiej - uniósł lekko zirytowane spojrzenie na Jacoba.
Obrazek

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

13
POST POSTACI
Agnes Reimann
Ruda głowa obróciła się po okolicy; faktycznie, wszędzie tłoczyło się od ludzi i innych ras, którzy zaciekawieni pojawieniem się takiej persony pod pokładem statku nadstawiali ucha do jej konwersacji. Wyraz niezadowolenia przemknął przez jej lico, kiedy poprawiając się na skrzyni, zerknęła na chłopaka przedstawiającego się jako Luca. — Ogrody? — zapytała kobieta, pozornie spokojnym głosem, jednak w jej oczach błysnął chłód. Tylko jedna osoba, jeden wspólny znajomy kojarzył się jej z tym słowem i nie była to przyjemna myśl. Zaciskając dłonie na tubie, aż jej kłykcie zbielały, Agnes świdrowała ciągle młodzieńca spojrzeniem, walcząc z pokusą wyrzucenia go za burtę, póki mogła.

Nie pracujesz, albo zostałeś wysłany pod tym pretekstem — rzuciła, przekręcając głowę i uśmiechając się zjadliwie. Nie ufała nikomu, kto był z otoczenia Sehleana; może i elf nie zrobił jej nic faktycznie złego, ale sama jego obecność była niepokojąca, jak i fakt braku możliwości rozpoznania jego emocji. Och, oczywiście wszystko, co złe, działo się od chwili jego zaproszenia. Dlatego zdradzenie swojej przynależności Reimann zbyt ciepło nie przyjęła.

Na dalsze słowa i zapewnienia Luki Agnes nie zareagowała, zamiast tego zwracając się do Jacoba. — Zwiąż go mocno i zaprowadź do mojej kajuty — następnie odbijając się od oparcia, inżynier wyszła z pomieszczenia, ciągle zafascynowana tubą. Minęła kilka osób, przypominając sobie o planach porozmawiania z innymi tęgimi głowami oraz kapitanem... a następnie przemknęło jej przez myśl, czy nie ściągnąć do tej rozmowy LeGuinessa. Stwierdziła przy tym, że nie będzie go odciągać od obowiązków, poza tym samej oczywiście da sobie radę.

Znajdując się we własnej kajucie, Agnes położyła tubę na łóżku i usiadła obok niej, cierpliwie czekając, aż jej ochroniarz przyprowadzi jeńca. W międzyczasie wyciągnęła fajkę i nabiła ją tytoniem, odpalając i wyciągając nogi na prosto. Nadal chybotanie pod jej nogami nieco wybijało ją z równowagi, ale było znacznie lepiej, niż teraz.

Kiedy tylko Jacob i Luca znaleźli się u niej w pokoju, skinieniem głowy Agnes kazała ochroniarzowi zamknąć za nimi drzwi na rygiel i posadzić na krześle młodzieńca. Wbiła w niego spojrzenie i zapytała spokojnie: — Słucham więc, co też ma mi do przekazania ogrodnik Sehleana?

[Wschodnie Wody] Pokład "Arkadii"

14
POST BARDA
Gorące powietrze przyjemnie zagościło w płucach, sprowadzając nieznaczne rozluźnienie ciału strudzonej podróżniczki. Gorzki smak komponował się z gorejącymi myślami wyniesionej, kojąc surową perspektywę wobec świata jaki ją otaczał. Wtem zza wypuszczonej chmurki dymu widziała, jak jej ochroniarz wprowadza młodzieńca, czy też wnosi za kołnierz, jak worek jabłek. Solidnie związany worek jabłek. Młodzieniec wcale taki mały nie był, żeby go nieść jak szczenię, acz Jacobowi widać nie robiło to różnicy. Biorąc pod uwagę okoliczności sprzed wybycia w rejs, ochroniarz widać czuł się zobowiązany upewnić się, że niechciany gość nie będzie stanowił żadnego zagrożenia.
— Miał przy sobie jeszcze tylko mieszek i kozik. Taki do obierania warzyw. W ustach też nic nie trzymał, ani między zębami — Wyjaśnił ochroniarz po czym posadził skrępowanego delikwenta na krzesło i stanął bezpośrednio za nim z założonymi rękoma. Ten zaś uśmiechnął się niewinnie, jakby chciał rozbroić ich wrogość wobec niego, kiedy w końcu padło pytanie od osoby, którą chciał tak bardzo spotkać i podzielić się przecież czymś niebywale ważnym.

— Tak jak mówiłem nasz wspólny znajomy... Bo widzisz jesteś jedną z tych, jak to nazywają po waszemu w Keronie, jesteś kurą znoszącą złote jaja. Wspólny znajomy narobił wielu krzywd. I dobrze żebyś wiedziała o nich, oj tak. Abyś nie znosiła mu więcej złotych jaj, bo to istota przebrzydła i pozbawiona skrupułów. — Wysunął niemałe oskarżenie i poradę z równie niemałym przekonaniem w głosie, niemalże teatralnie. Acz mówił cicho, jakby się bał, że pod deskami łajby czaił się podsłuchiwacz — W tubie znajdują się dowody. Znajomy ma haniebne hobby, a tutaj masz dostateczną ewidencję, aby wszcząć śledztwo i zgodnie z prawem Syndykatu usadzić drania— Spróbował spojrzeć za siebie w stronę Jacoba, ale więzy mu nie pozwoliły — Szyfr to... zagadka. Trzy liczby następują po sobie, a razem tworzą trójkąt piękny. Dwie z nich są pierwsze, acz stoi pomiędzy nimi trzecia. Mechanizm odpuści, jak utworzysz kąt niezbędny. Ten służy nam przez stulecia. — Wyrecytował — Nie wiem jaki jest szyfr, ale ten który kazał mi ciebie ostrzec i dostarczyć tubę, mówił, że zrozumiesz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kattok”