58
autor: Mua
Kolejny komentarz Aremani sprawił, że prawie parsknął śmiechem. Udał jednak wielkie oburzenie, wydając z siebie jakiś och i otwierając usta z niedowierzaniem.
- Kto panience nakładł do głowy takich niecnych kłamstw na mój temat? Cóż za potwarz! Cóż za tupet! Za kogóż mnie masz? Toć jam przykładem powściągliwości, na wszelkich polach! Znany na całym kontynencie z mego oddania czystości i niewątpliwej pokory! Zakonnicy nawet spoglądają na mnie z podziwem... Zaprawdę, powiadam ci, żadne oskarżenie jeszcze tak mnie nie ubodło, aż krew się we mnie gotuje! - perorował, z niemym śmiechem rozjaśniającym jego twarz, nim urwał równie nagle jak zaczął i zmarszczył brwi, faktycznie nad czymś rozmyślając.
- Muszę jednak przyznać, że to niespotykany wcześniej sposób na rozpoczęcie znajomości z tak powabną damą. Nie sądzę, bym kiedykolwiek miał okazję z jakową miecze skrzyżować. - w zamyśleniu podrapał się po bródce, próbując rozstrzygnąć, czy to faktycznie prawda. Zazwyczaj to mężczyźni wykazywali chęci do poszatkowania go na kawałeczki.
- Tego też panience życzę! Choć pierwsza "bitewna" blizna ma w sobie jakiś czar. Długo się ją pamięta. - uśmiechnął się ni to do dziewczyny, ni to do siebie, powoli zwracając się w stronę zejścia pod pokład.
Półśpiący dotarł do ich koi, gdzie w pierwszej kolejności odpiął pas z mieczem i ułożył go obok swojego plecaka i bezpiecznie zawiniętej lutni. Jego najukochańszy instrument nie znosił wszechobecnej wilgoci i bard czasem klął wieczorami pod nosem, strojąc tuzin strun, ale wiedział, że podróż bez niej byłaby o wiele smętniejsza, a nastrój podłej łajby zapewne bardziej by mu się udzielił. Usiadł na swojej pryczy, a jego prowadzona siłą przyzwyczajenia dłoń szukała po okolicy manierki z winem. Niestety nigdzie na nią nie natrafiła, co bard podsumował smętnym, ciężkim westchnieniem. Czy Kerwin był tego wart? Nie był. A teraz trzeba zasnąć o suchym pysku. Co za paskudny dzień.
Podniósł zmęczony wzrok na ich nową towarzyszkę, raz jeszcze dokładnie się jej przyglądając. Musiał przyznać, że robiła bardzo pozytywne wrażenie; zmysły estetyczne pana barda były w pełni zaspokojone. Nie był pewien, czy zainteresowałby się nią tak bardzo, gdyby wpadł nań na kerońskich salonach, ale po wszystkich wydarzeniach dnia dzisiejszego urosła w jego oczach do miana bardzo ciekawej persony. Cóż, na balu pewnie nie miałaby okazji tak błysnąć, chyba że faktycznie poszłaby z jakimś... innym gogusiem na szpady.
- I mnie waćpanienka zaskoczyła niesłychanie. Aczkolwiek bardzo pozytywnie, nie ukrywam. - mruknął, oparłszy się o ścianę. - Choć pewnie nie jestem aż tak zdziwiony jak biedny Kerwin. - zaśmiał się cicho, zamykając na moment oczy. Trwał tak przez moment, słuchając gadania Aremani. Machnął ze znużeniem ręką.
- Ech, jednak jesteś wciąż trochę ograniczona, mimo tego zapału do nauki, ostrego jak brzytwa umysłu i ciętego języka, którym z pewnością możesz dorównać naszemu drogiemu Shiranowi. - nie unosił powiek, mówiąc niemalże w półśnie - Aj, jakie ty masz o mnie mniemanie, jakie ty masz o mnie mniemanie, serce się człowiekowi kraja, zaprawdę! Nie o byle przygodę tu chodzi, młoda damo, a o Nowy Świat, który się tu przed nami otwiera. Należy go odpowiednio opisać, przedstawić w pełni kolorytu. Bez nudnych naukowych szkiełek i definicji, a pełnym czujności okiem poety. Liryki nowej ziemi, ballady o dzielnych kolonistach, sonety o utraconej wolności i czystości, zgniecionej butem postępu. Toć to fontanna artyzmu, nieskończenie płodne złoża historii. I brudu, zapewne, bo gdzie się czlowiek nie ruszy, tam przyniesie krew i cierpienie. O tym również trzeba mówić. Obiektywnie! - zapierał się, ale przecież wiedział, że dziewczyna miała rację. Nie o samą sztukę tu chodziło. Jakże zależało mu na pozbyciu się tej pustki, która towarzyszyla mu wśród wygód kontynentu, na pogoni za doświadczeniem absolutnym, transcendentalnym wręcz przeżyciem. Czy je tu znajdzie? Pewnie nie, ale fascynowała go możliwość wzięcia udziału w podróży do niezbadanych dotąd zakątków świata.
Aremani, reprezentująca tutaj dokładnie ten punkt widzenia, który przed chwilą określił mianem nudnego, sprawiła, że bard aż otworzył oczy i uniósł lekko brew. Raz jeszcze zmierzył ją wzrokiem, zastanawiając sie, czy faktycznie jest tak młoda, na jaką wygląda. Jakiej młodej duszy zależy na opisywaniu roślin? Może za bardzo patrzył przez pryzmat siebie, ale takie ambicje naukowe u takiego... podlotka, bawiły go niemal do łez. Nie dał tego po sobie poznać, uśmiechnął się tylko ciepło do dziewczyny i pokiwał głową.
- I niechaj gwiazdy ci w tym sprzyjają, a kaszojady jęczą w przyszłości nad twoimi opasłymi tomiszczami. - jego zmęczony wzrok prześlizgnął się z rudowłosej na na gapowiczkę, hacząc po drodze niechcący o jakieś nieciekawe przedmioty.
- Co tam będziemy robić...? Cóż, moja droga, nieść postęp i cywilizację w imię rozdmuchanych ambicji tych i owych, gniotąc wszystko to, czemu było bez nas bardzo dobrze. Tak mniemam. - wzruszył ramionami. Przegrał nierówną walkę ze zmęczeniem i zdecydował, że jednak legnie na pryczy. Nie rozpinał nawet koszuli, jeno obrócił się na bok i podparł głowę ramieniem, nadal patrząc mniej więcej w stronę Neeli, choć świat już mu się z lekka rozjeżdżał na boki.
- Mam do ciebie tysiąc pytań... I niemalże zerową zdolność do przyswojenia ewentualnych odpowiedzi, więc upiekło ci się, młoda damo. Jednak gdybyś była tak miła i powiedziała chociaż, czemu, na otchłań, postanowiłaś zadekować się w tutejszej ładowni, to byłbym zobowiązany. Obawiam się, że bez tego nie zasnę... I wypadnę później z szalupy i pójdę na dno, jak ten nieszczęsny kamień, a ty będziesz miała mój paskudny żywot na sumieniu. - wyszczerzył się, walcząc z coraz bardziej upartymi powiekami, którym niezmiernie zależało na pozbawieniu go wizji.