Re: Bursztynowa Winnica

31
Ardran mógł sobie wmawiać, że nie chce krzywdzić bezbronnych istot, że brzydzi go zadawanie cierpienia i powodowanie śmierci. Prawda była jednak inna - w tym śnie chciał mordować, krzywdzić, niszczyć, można było wręcz powiedzieć, iż cała materia owego snu przesiąknięta była idącym gdzieś ze środka pragnieniem rozlewu krwi i destrukcji. Śniącym Ardranem kierowały bardzo pierwotne instynkty, które na co dzień, na jawie tłumił - a przecież od zawsze w nim były, tak jak są i w każdym z nas. I choć chłopak zwykle zachowywał się przyjaźnie, niewinnie i naiwnie, to płynąca w nim krew demonów była faktem, z którym nie można było dyskutować. I w każdej chwili mogła zawładnąć jego zmysłami, budząc pragnienia i reakcje, o których ten niewinny młodzieniec dziś jeszcze bałby się nawet pomyśleć...

Głowa pierwszego z kociąt, odgryziona szybkim ruchem, potoczyła się w dół zbocza, podskakując na wystających z ziemi korzeniach i głazach. Wreszcie zniknęła Ardranowi z oczu, pozostawiając jedynie jasnoczerwony ślad, bezgłowe ciałko oraz nieco mdły, lecz zarazem cudownie słodki posmak ciepłej krwi na języku.

Przeprosiny i łzy nie spodobały się tym, którzy go otaczali. Poczuł to wszystkimi tkankami swojego kociego ciała, nim jeszcze usłyszał ich gniewne, choć spokojne słowa. Ten ton mógłby kojarzyć się z dobrym, lecz surowym i zawiedzionym ojcem - lecz Ardran nie mógł tego wiedzieć. Nigdy nie miał ojca.

- Jesteś słaby.
- Nie wolno ci być słabym.
- Nigdy nie przepraszaj.
- Masz w sobie słone morze, każdy z nas ma. Kiedy płaczesz, wylewasz je z siebie z każdą łzą. Nie wolno ci tego robić.

Drugie kocię leżało na ziemi, kawałek od tamtego trupka. Takie małe, bezbronne... Nie uciekało. Stanęło tylko na czterech łapkach bezbronnym, bezsilnym ruchem... Bezsilnym? Nie. Wyzywającym.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bursztynowa Winnica

32
Wysłuchałem tych wszystkich słów, robiąc wszystko, by tłumic te nowe... te obce uczucia.

Słaby? Nie jestem słaby. Mam litośc. To nie tylko słabośc, to także broń.

Nie wolno? Nie można się było z tym zgodzic. Każdy mógł byc słaby. Słabośc budzi słabośc, w tym litośc, w innych. Związek oparty o tego typu słabości był jednym z silniejszych...

I nie mogę się z tym zgodzic. Nie przepraszac? Przeprosiny są potrzebne. Brak przeprosin budzi gniew w innych. Brak przeprosin to brak ujścia dla samego siebie...

A potem ujrzałem dziecko. Wyzywało mnie? Nie.

- Nie. - powiedziałem.
- Nie jestem taki jak inni. Nigdy nikogo nie zabiłem. Kiedy mogłem, podejmowałem dobre decyzje, pomagałem innym. To jest to, kim jestem. Częściowo jednym z was. Częściowo kim innym.

Kiedy mówiłem to, uświadomiłem sobie wreszcie to, co wcześniej wypierałem. To były demony... Ja też? Nie.

- Nie chcę się zmienic. Przywykłem do mojego obecnego ciała, i nie chcę zranic nikogo, na kim mi zależy. Nie wiem, czemu miałem te wizje, ale wiedzcie, że zrobię wszystko, by się nie spełniły. Jeśli chcecie zrobic coś takiego, wybierzcie kogo innego. Mój ojciec nie powinien zgodzic się na stosunek z matką. Jak już się stało... zostawcie mnie z boku. Pozwólcie byc choc trochę człowiekiem. Wolałbym byc zwykłym domowym zwierzęciem, niż kimś kto sprawiłby cierpienie tam, na świecie.

Wypowiedziałem to z przekonaniem, choc pewnie brzmiało to jak młodzieńczy bunt. Miałem nadzieję jednak, że zrozumieją mnie, i będę mógł jednak pozostac w tej samej formie, z tym samym umysłem kontrolującym ją. Tylko w ten sposób mogłem tam osiągnąc szczęście. Właśnie, było jeszcze jedno.

- Zabawa. Przyjaźń. Miłośc. Nie rozumiecie tych uczuc? W księgach mówią, że jesteście przybyszami z innych światów. Jeżeli jedyne, co uznajecie, to prawo siły... Wolę nie byc takim jak wy.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Bursztynowa Winnica

33
- Litość cię nie obroni, słabość nie jest siłą. Nie w tym świecie. Im wcześniej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie.

Rozczarowany i poważny głos dobiegał jednocześnie ze wszystkich stron, a jego natężenie narastało z każdą chwilą - jak gdyby niewidzialna klatka zbudowana z dźwięków otaczała Ardrana i zbliżała się do niego. Jak gdyby zaciskała się, chcąc go zmiażdżyć.

- Słabość budzi litość? Powiedz to kobiecie, którą na oczach dzieci gwałci legion kerońskiego wojska. Powiedz to zabitemu przez własną matkę niemowlęciu. Powiedz sobie samemu za kilka lat!

Po tych słowach, wykrzyczanych przerażająco rozedrganym, rozpadającym się chwilami na wiele innych głosem, Ardran przestał cokolwiek rozumieć. Mowa otaczających go istot stała się mu obca i nie umiał wyłuskać już nawet kropli sensu w rozszalałym oceanie krzyków, pisków i ryków dzikich zwierząt.

Dokładnie w tej chwili, w której chłopak zdał sobie sprawę z tego,że nic już nie rozumie, tamto drugie kocię, to którego nie zabił, przeszło koszmarną transformację. Straciło całą sierść, a wyglądało to tak, jakby jego ciało wciągnęło ją z powrotem do środka - jak gdyby oglądać proces wyrastania włosów odwrócony w czasie. Łyse, czerwone i ohydne stworzonko załkało boleśnie i rozrosło się w coś o licznych, wydłużonych członkach, bez otworu gębowego, z oczodołami pełnymi jakiejś żółtej cieczy. W jednej chwili doskoczyło do Ardrana, otoczyło ściśle tymi swoimi ni to łapami, ni to mackami, które przylgnęły do jego kociego tułowia, obrzydliwie śliskie i dziwnie miękkie, plastyczne... a potem razem z nim dało susa do strumienia. Popłynęli z jego prądem w górę zbocza.

Woda była gorąca niemal jak wrzątek, nieznośna. Moczyła sierść, co było już dość odrażającym uczuciem, parzyła wrażliwą skórę i oczy, a jakby tego było mało, to jeszcze powoli zaczynała zalewać chłopakowi płuca. Stwór trzymał jego głowę tuż-tuż nad powierzchnią, pozwalając falom podtapiać go co kilka chwil. Walcząc o swoje życie Ardran usłyszał, jak woda do niego szepcze. W bulgotaniu brudnej piany, w szmerze rzecznego prądu, szorującego po przydennych kamieniach, dawało się rozróżnić słowa.

- Możesz wypierać się tego, kim jesteś... ale im dłużej będziesz się oszukiwać, tym bardziej bolesne będzie przebudzenie. Jest w tobie coś, czego jeszcze nie znasz, bo nie chciałeś nigdy poznać... ale nie znając tego, nie obronisz się przed tym, kiedy przyjdzie czas... nie będziesz mógł się tego zawczasu wyzbyć... nie obronisz się przed samym sobą. Bo to jesteś ty, a każda próba zaprzeczenia temu jest kłamstwem. Cały ten sen to ty, tylko ty, twoje własne myśli. Tu nie ma nic obcego, tylko ty sam.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bursztynowa Winnica

34
Co się...

Nie jestem w stanie opisac tego, co stało się z tym małym kocięciem... nagle zamieniło się w jakiegoś potwora z koszmarów...

Woda mnie parzyła. Dlaczego? Nie rozumiałem... coś mi się przypomniało o tym, że zmienia się w gaz i leci ku górze, ale tu... nieważne. To tylko kolejny element...

No właśnie, czego? To wszystko to mój umysł? Jak to? Przecież ja nie jestem taki...

Jestem demonem? Może... Może... ale jestem też człowiekiem! I tego nikomu nie oddam...

Przypomniałem sobie, jak w wizji użyłem własnej magii. A więc może...

- DOŚĆ! - krzyknąłbym, gdyby nie fakt, że to, co jeszcze chwilkę temu było kociakiem mnie przytapiało, po czym... zrobiłem dokładnie tak, jak kilka lat temu, kiedy rozwijałem swój talent... Włożyłem całą wolę w trzy ogniki rozmieszczone dookoła tego stworzenia-niestworzenia, po czym postarałem się uwolnic całą moją energię... Jednocześnie szarpałem się, próbując zrzucic z siebie tą bestię... nie, tego demona, żadna bestia nie wygląda jak to coś. Nawet gryzłem... więcej niż raz.

I jednocześnie myślałem.

Demon. Ja. Jedno? Może. Ale trzeba to poskromic. W tych bardziej naukowych książkach była mowa o tym, że one szukają domu... Nie wiedzą jak wrócic do własnego świata. Ja nie mam tego problemu, prawda? Jestem we własnym świecie... Będzie łatwiej. Tylko... trzeba się skupic. Więcej dyscypliny. Jeśli nie jestem w stanie zatrzymac sekretu przed pierwszą miłą, ładną kobietą jaką spotkałem, to nie będę w stanie powstrzymac demona.

Coś w tym jest, z tym przebudzeniem. To trzeba zbadac... Zrozumiec. Może najlepiej utrzymac to w półśnie? Oczywiście jak już się upewnię, że ta cała demoniczna natura nikomu nie zagrozi. Wtedy będzie można przekuc to w broń... Pytanie tylko, jak skuteczną. Biorąc pod uwagę jak wyglądam, to jestem owocem tego, co moja matka robiła ze zwierzętami w świątyni... tak więc mój ojciec stanowczo nie stanowił zagrożenia dla kogokolwiek...

Tak. Zdobyc wiedzę. Utrzymac kontrolę... to będzie najważniejsze... Patrząc na to, jak rosnę, mam na to cały czas świata...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Bursztynowa Winnica

35
- Wcale nie masz tak dużo czasu, jak myślisz - zabulgotała woda, odpowiadając na jego monolog wewnętrzny. - To nieważne, że wyglądasz jak dziecko. Nie jesteś nim i dobrze to wiesz. Czy jesteś pewien, że to twój świat? Nie ciągnie cię gdzie indziej? Ty nic nie wiesz o tym świecie. Nie jesteś tu bezpieczny. Nie jesteś w pełni stąd. Dla tego świata jesteś obcy, ohydny i groźny. A on dla ciebie nie? Nie chciałeś nigdy znaleźć swojego ojca? Przekonać się, kim... czym jest? Czym ty jesteś?

Seria błyskawicznie zmieniających się obrazów wdarła się w jaźń młodego diabelstwa. Obrazów obcych - lecz bliskich. Odrażających - lecz kuszących. Zbyt krótkich, by je zapamiętać - a zbyt wyraźnych, by zapomnieć. Kamienne schody donikąd, schowane w głębi dżungli. Olbrzymia głowa wystająca z ziemi. Wyspa płynąca po morzu jak wielki statek, większy niż można sobie wyobrazić. Płonące domy na plaży. Płonące księgi. Olbrzymie stado smukłych zwierząt. Dół z setką trupów. Świątynia z białych kości. I wiele innych rzeczy, których nie dało się nazwać, a które zagnieździły się tylko gdzieś z tyłu głowy, wzbudzając niejasny niepokój.

Szarpanina z potworną istotą poskutkowała wyłącznie tym, że jej odnóża jeszcze silniej przywarły do ciała Ardrana i w jakimś dziwnym skurczu pociągnęły go w dół. Ich choć strumień wydawał się stosunkowo płytki, a dno bliskie na wyciągnięcie ręki, teraz w głąb zaczęła otwierać się niesamowita przestrzeń. Pionowe sznury srebrnych bąbli płynęły to w górę, to w dół - kompletne szaleństwo. Woda była nieznośnie gorąca. Potwornie piekły rany, które Adran sam sobie zadał. I bolały również ugryzienia zadane temu potworowi, który niedawno jeszcze był kocim dzieckiem. Tak, właśnie tak - chłopak jakimś cudem odczuwał je w taki sposób, jak gdyby zęby zatopił znów w swoim własnym, a nie w jego ciele.

Wyczarowane ogniki rozrosły się w potężne ognie i doprowadziły wodę do wrzenia. W następnej sekundzie stłumiła je szara, sztywna i gęsta piana, w którą przeistoczyła się gorąca ciecz. Istota wydała z siebie nieludzki kwik. Ardran wrzasnął i zachłysnął się ukropem, a potem zalało go białe światło, zaś spieniony wrzątek ukołysał do snu. Do snu? Przecież to był sen. Więc raczej - przebudzenia.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bursztynowa Winnica

36
Wyglądam jak dziecko... nie jestem dzieckiem, jednak tak wyglądam. Moje ciało praktycznie się nie starzeje, w teorii, gdybym znalazł sposób na życie bez pożywienia, mógłbym samotnie życ wiecznie...

Ale mniejsza z tym. Przerażające, lecz kuszące - pomyślałem o tych obrazach. A po chwili pomyślałem o tym inaczej - kuszące, lecz przerażające. To w tą stronę działało, ten niepokój niwelował całe dobro w tamtych wizjach.

Zaś co do ojca... owszem, chciałbym go poznac. A jednak boję się, że nie mógłbym wtedy życ tak, jak teraz... przecież to nie było takie złe życie. Jeśli ograniczyłbym się z pokazami na zewnątrz, i dawał je, na przykład, cioci Emesan, równie dobrze mógłbym sobie miło życ i uczyc się tego, czego uczyc się muszę...

To wszystko przychodziło mi do głowy jakby równolegle z tym bólem, który czułem... A jednak w końcu ból znikał, zaczynałem czuc tylko sennośc, widziałem światło... sen? Nie, pobudka...

Postanowiłem więc oddac się tym uczuciom, i zasnąc... a raczej się przebudzic... Tak zanim znowu zniknąłem pomyślałem jeszcze, trochę głupio, że chciałbym by ktoś tam po drugiej stronie mnie po prostu pogłaskał, uspokoił, powiedział że to tylko sen... Choc wiedziałem że to było coś więcej.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Bursztynowa Winnica

37
Jako pierwsze dotarły do niego głosy. Wzrok tkwił jeszcze w nieprzebranej światłości, a ciało było ciężkie, niechętne jakimkolwiek ruchom. Słuch jednak już działał. Emasan rozmawiała ze swoim bratem.

- Patrz, ruszył się.
- Ehe, widzę. Zapisałaś? Czternaście i dwa.
- Zapisałam. A u niej?
- Osiem. Nie... sześć.
- A w poprzednim ile było?
- U niej siedem i pół. Stabilnie. U niego półtora. Niezły skok.
- Po oparach miał dwadzieścia, a po stalowym occie dwadzieścia dwa... Kamah, to było nieludzkie, nie powinniśmy byli...
- ...a u niej brak reakcji.
- Ale porównaj dawki.
- Przestań.

Emasan posłusznie zamilkła. Ardranowi udało się zamrugać parę razy i wreszcie na dobre otworzyć oczy. Pośród oślepiającej jasności pomału wyłaniały i klarowały się jakieś kształty, na razie jeszcze trudne do określenia, lecz z każdą chwilą coraz wyraźniejsze.

- Mały chyba się budzi.
- Nie.
- Owszem, popatrz.
- Czyli to by było na tyle. Bez sensu to wszystko!

Coś huknęło o podłogę, Kamah najwyraźniej rzucił z wściekłością to, co akurat trzymał.

Ardran widział już na tyle wyraźnie, aby wiedzieć, że nie znajduje się w żadnym wnętrzu, które by znał. Wcale nie było tu jasno. Panował półmrok, rozświetlany nieco dwiema czy trzema pochodniami. Kamienne ściany i podłoga, półkoliste sklepienie, beczki olbrzymie jak filary, mnóstwo szklanych naczyń o dziwnych kształtach...

Chłopak leżał na stole przykrytym kocem. Wprawdzie pod głowę podłożyli mu poduszkę, ale i tak coraz wyraźniej czuł, jak okropnie mu twardo i niewygodnie. Jego obolałe kości dały mu właśnie znać, że musiał leżeć tu tak przez parę dni. Ale tak przecież było w planie.

Po jego prawej stronie, na stole obok, leżała jakaś młoda kobieta. Jej posłanie przygotowano z dużo większą troską. Nie było trzeba nawet tam się kłaść, żeby wiedzieć, jak jest tam miękko, ciepło i dobrze. Niewiasta spała z beznamiętnym wyrazem twarzy i tylko unosząca się z lekka pierś świadczyła o tym, że żyje.

- Uspokój się, Kam... zawsze coś już wiemy...
- Wiemy? Póki co, to wiem, że ten bachor jest jakimś cholernym pomiotem...
- Ciszej!
- ...pomiotem demonów, tak tak, nie bójmy się tego powiedzieć!
- Przymknij się, powiedziałam! - syknęła Emasan. - Nie przesadzaj - dodała po chwili spokojniej. - Nie przesadzaj, to tylko dziecko.
- Dobra dobra, trochę słyszałem o takich, jak on. Powinniśmy go od razu oddać temu całemu...
- Nie. Kamah! Przestań! Straciłeś rozum już do końca?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bursztynowa Winnica

38
Rozglądając się i słuchając rozmowy, zachowałem ciszę... Zacząłem przyglądac się śpiącej dziewczynie... nie mogłem sobie przypomniec jej imienia.

- Więc się nie obudziła... to na marne... - wyszeptałem, po czym przeniosłem wzrok tam, gdzie spodziewałem się spotkac Kamaha, i dodałem:
- Przepraszam... właśnie dlatego nie chciałem przeprowadzać tej próby, by w razie porażki nie przysporzyć ci więcej bólu... Ale...

Dotarło do mnie wreszcie, o czym rozmawiali na sam koniec. Wiadomo, osoba tuż po obudzeniu nie przetwarza tego od razu... Poczułem strach.

- Demon? - zapytałem cicho, z cieniem tego strachu w głosie.
- Demon, demon, demon... demon. Demon... Nie. Nie... - każde słowo zdawało się byc coraz słabsze... Powoli zaczynałem znów zatracac wzrok, ale nie ze względu na jakiś czynnik, a na, że tak to ujmę, pochłonięcie sprawą. Zwinąłem się w miejscu i praktycznie nieświadom obecności Cioci i Kamaha - a może wyszli? - szeptałem do siebie, próbując wszystko uporządkowac.
- Wiedza. Wiedza. Wiedza. - powtarzałem, jakby coraz wyraźniej, chwytając się tego wyrazu... - Bezpieczeństwo. Kontrola... Wiedza. - chyba mówiłem to coraz szybciej. Podciągnąłem ogon do siebie...
- Tak. Wiedza. Kontrola. Demon... nie. Kontrola. Bezpieczeństwo... Wiedza... Książki. Księgi. O demonach...
Przed oczami stanął mi obraz samego siebie, przykulonego i czytającego te potrzebne księgi... To było jedyne, co widziałem. To tak jakbym wkładał wszystko w ten wyśniony obraz...
- Tak... Rok. Może dwa. Może pięc. Mam czas... Wiedza. Więcej wiedzy...
I tak mamrotałem w kółko...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Bursztynowa Winnica

39
Ciocia Emasan, nie zważając na mamrotanie chłopaka, odłożyła na bok stertę pergaminów i czarne pióro, klasnęła w dłonie - dzięki czemu ten natychmiast otrzeźwiał - i oświadczyła raźnym głosem:

- Ardran! Obudziłeś się! Doskonale, bo jest dla ciebie zadanie! Wstawaj! No już już! Tu leży twoje ubranie, wyprałam ci je w międzyczasie...

Rzeczywiście, jego odzienie leżało złożone na krześle. Tym razem była to nie tylko szata, ale i cała reszta... Teraz dopiero diabelstwo zorientowało się, że jedyne co na sobie ma, to jakaś luźna biała koszula do kolan z długimi rękawami. Ale przecież chyba nie przypuszczał, że pogrążony we śnie, pozostając na łasce tej dwójki, ukryje swoją diablą tożsamość przed Kamahem - czy też kimkolwiek innym, kto mógł tu być przez ostatnie dni.

- Trochę nieładnie pachniało, sam rozumiesz... - dodała kobieta, mrugając doń jednym okiem i pobrzękując swymi licznymi kolczykami, jak gdyby nic się nie stało.

Podłoga była zasłana mnóstwem pergaminów - niektóre z nich były podarte, niektóre nie, za to prawie wszystkie zapisane dużym, niezgrabnym pismem. Część z nich zalała się zielonym atramentem z rozbitego kałamarza i była już nieczytelna. Emasan z westchnięciem uklękła i zabrała się za sprzątanie tego bałaganu.

Kobieta na tamtym stole wciąż leżała i śniła swoje tajemnicze sny, z których nie chciała się przebudzić - milcząca i piękna jak anioł, z tymi drobnymi czarnymi loczkami, rozsypanymi na adamaszkowej poduszce, z tymi ustami jak czereśnie i drobnymi dłońmi... Dopiero po jakiejś chwili Ardran dostrzegł jeszcze jeden szczegół... Szczegół, ładne słowo! Okrąglutki brzuch ciężarnej to nie taka znowu drobnostka! Coś jednak w wyglądzie tej niewiasty sprawiało, że nie od razu zwracało się na ten jej stan uwagę - może to, że cała jej postać była taka drobna, dziewczęca i śliczna...

W tym czasie Kamah podreptał gdzieś do innej części pomieszczenia, tak że chłopak stracił go z oczu i mówiąc do niego miał wrażenie, iż woła tylko w pustkę. A kiedy okazało się, że mężczyzna wciąż gdzieś tam jest, Ardran wcale nie poczuł się pocieszony. Słowa młodego mężczyzny były bowiem pełne rozpaczliwej determinacji i brzmiały mniej więcej:

- Ja mam tego dość, niech go zabiorą.

Na twarzy Emasan Ugafy odmalowało się coś w rodzaju strachu, kiedy dotarły do niej przytłumione słowa brata zza drzwi albo, kto wiem, może zza tych wielkich beczek.

- Nie wygłupiaj się. Przecież badania sporo nam dały, a zresztą on nam jeszcze pomoże...
- Idę po nich, a ty go pilnuj! I ani mi się waż...
- ...Kamah!
- Ani się waż, siostro!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bursztynowa Winnica

40
Kiwnąłem lekko głową słysząc o wypraniu ubrań... bo zauważyłem że ta kobieta jest w ciąży!
- Biedny Kamah... - powiedziałem cicho, patrząc na śniącą żonę mężczyzny. A po chwili dotarły do mnie jego słowa.

- Zaraz... kto zabierze? Gdzie zabiorą? O co chodzi? Przecież... chciałem pomóc...
Nie rozumiałem, co się dzieje... Praktycznie sam się zgłosiłem na królika doświadczalnego by komuś pomóc, a w efekcie ten ktoś chciał, by ktoś mnie zabrał... to nie brzmiało dobrze...

- Ciociu... co mam robic... cały czas robię wszystko, by móc spokojnie życ... Co Kamah chce mi zrobic? I dlaczego teraz... Teraz... - powiedziałem, po czym cicho, niemal niesłyszalnie dodałem - mam inny problem do rozwiązania... - po czym już normalnym, choc nadal zalęknionym tonem - Potrzebuję czasu...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Bursztynowa Winnica

41
- Czasu?! - Emasan zaśmiała się histerycznie. - Nie masz czasu! Oni zaraz tu będą, a węszą za tobą w mieście już od paru dni... Uciekaj! Nie, ten szaleniec zamknął drzwi od zewnątrz...! - jęknęła, kiedy nacisnęła na klamkę, a ta nie ustąpiła. Kobieta zaniosła się szlochem. - O mój biedny, biedny brat... Słuchaj, dziecko! Chowaj się gdzieś! Ja im powiem, że zniknąłeś dzięki swoim diabelskim sztuczkom, otumaniając mnie uprzednio... Właź do tej beczki albo, albo... Potem cię wypuszczę... chowaj się... gdzieś...

Pomieszczenie nie było bardzo wielkie, ale dałoby się znaleźć w nim parę kryjówek. Niestety nie aż tyle, by szybkie przetrząśnięcie ich wszystkich stanowiło wielki problem dla poszukujących... Były tam w każdym razie wielkie beczki, wszystkie wysokie niemal pod sam sufit, Ardran naliczył ich osiem - cztery pod ścianą po prawej, cztery po lewej. O jedną stała oparta drabina.
Oprócz tego stały trzy stoły - dwa nakryte tkaniną aż po podłogę, na jednym z nich leżała żona Kamaha, na drugim siedział sam Ardran; trzeci stół nie był niczym przykryty, zasłany tylko papierami i różnymi badawczymi sprzętami. Można było tu jeszcze znaleźć sporą, solidną, drewnianą szafę - pytanie tylko, co w niej było i czy zmieści się jeszcze jeden, mały uciekinier.
Do tego jeszcze jedna rzecz, którą chłopak dostrzegł pomimo zdenerwowania i strachu - pod tamtym trzecim stołem leżał dywanik. A że leżał on trochę krzywo (pewnie miotający się wściekle Kamah go niechcący przesunął), dało się pod nim dostrzec metalowy uchwyt - jakby w podłodze była klapa, jakieś tajne przejście.

Możliwości było więc kilka, a z decyzją nie należało zwlekać. Brat "cioci" mógł wrócić w każdej chwili - i to nie sam.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bursztynowa Winnica

42
Nie ma czasu? Jak to nie... Ale stop. Niebezpieczeństwo, trzeba działać szybko.

Stół za łatwo sprawdzić. Klapa wyglądała obiecująco, ale było za mało czasu...

Szafa może mnie nie zmieścić.

Pozostaje beczka!

Przy jednej stoi drabina, i ta jest zbyt oczywista...

Tak sobie myślałem, i już wiedziałem co zrobić.

Najpierw wspiąłem się szybko na drabinę.

Kiedy byłem na górze, podszedłem do beczki najbardziej oddalonej od drabiny, i odsunąłem pokrywę.

Następnie tylko myślałem "niech nie będzie mocne wino, niech nie będzie mocne wino" wskakując i zasuwając pokrywę...

Ciocia była w stanie poświęcić zawartość beczki, by mi pomóc... Aż chciałoby się wtedy mieć te demony mówiące o braku dobra.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Bursztynowa Winnica

43
Ardran wlazł na sam szczyt drabiny opartej o jedną z beczek i tu jego plan zaczął nieco szwankować. Bo o ile zajrzeć i nawet wejść właśnie do tej beczki spokojnie mógł, o tyle kolejne z nich stały zbyt daleko, żeby na nie przeskoczyć czy przejść. Chcąc nie chcąc pozostało mu jedynie schować się właśnie w tej. Jednak i tym razem z pomocą przyszła chłopakowi Emasan, która - pojmując w lot jego zamiar - gdy tylko znalazł się wewnątrz, zabrała drabinę i gdzieś ją odstawiła. Ale Ardran już tego nie widział, jedynie słyszał, zamknięty w ciemnym naczyniu.

Przy zamykaniu za sobą pokrywy chłopak nieopatrznie przyciął sobie palce. Zabolało. Po ciemku tego nie widział, ale zdawało mu się, że skaleczył się całkiem porządnie, do krwi. Potwierdzenie tego podejrzenia nadeszło szybko - dotknięcie zawartości beczki poskutkowało potwornym szczypaniem trzech palców prawej ręki.
Ardran nie miał też pewności, czy zasunął wieczko dość szczelnie i dokładnie, czy ewentualna niechlujność go nie zdradzi - niestety i w środku, i na zewnątrz, tam pod sufitem, nie było prawie wcale światła, więc ciężko było mu to osądzić. Mógł się tylko pocieszać, że ewentualny pościg w takim razie też wiele tam nie zobaczy.

No właśnie, a co to była za zawartość? Cóż, po pierwsze - szczęście, że w ogóle coś tam było, bo wskoczenie do pustej beczki tej wysokości niechybnie skończyłoby się bardzo bolesnym i głośnym upadkiem... Ardran spodziewał się wina, lecz nie miał racji. Nie musiał nurkować, upadł na coś miękkiego, mokrego i intensywnie pachnącego - lecz w tym zapachu nie było znać alkoholu, lecz świeże, słodkie owoce. I chyba to właśnie na owocach - najpewniej winogronach, macerujących się w tym wielkim naczyniu - wylądował młodzieniec. Ich miękkość, która tak przyjemnie złagodziła upadek, mogła okazać się zdradliwa - parę niewłaściwych ruchów i można było zapaść się na dno, po czym zginąć uduszonym przez ich kilkumetrową górę.

Swoją drogą to też szczęście, że chłopak nie założył swojego ubrania i wciąż był tylko w tej koszuli, w którą ciocia z Kamahem go odziali - inaczej całe pranie diabli by wzięli!

Minęło trochę czasu. W nerwowym oczekiwaniu, bólu, ciemności i ciszy chwile dłużyły się Ardranowi i już nie wiedział, czy siedzi tu minutę, kwadrans, godzinę czy cały dzień. Oczekiwanie na nie wiadomo co poczęło go już nużyć, kiedy ze swojej beczki posłyszał kroki kilku osób i huk kilku kolejnych, otwieranych i zamykanych drzwi. Zbliżali się - kimkolwiek byli.

- Piśnij choćby słowo, a oboje będziemy mieć problem - syknęła Emasan. - Kiedy powiem "noc się skończyła", możesz wyjść. Nie prędzej.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Bursztynowa Winnica

44
No i nie udało się przejść po beczkach... Cóż, przynajmniej będzie dobrze...

Tak sobie myślałem, zanim moje palce zaczęły krwawić. A po chwili poczułem szczypanie, gdy natrafiły na coś...

Winogrona, lub inne owoce. Najwyraźniej wydzieliło się trochę kwasu, albo jest już alkohol... Nie, kwas. W każdym razie to nie było przyjemne uczucie. Wsadziłem więc szybko palce do buzi, by krew nie zanieczyściła mieszanki... Głupie z mojej strony, może i dobrze że sok nie miał kontaktu z moją krwią, ale nadal mamy tu moje ciało, a nie sądzę by mnie też "uprano", oraz koszulę... Kto wie ile łącznie tak leżałem, może nawet cztery dni.

Czas mijał powoli, ale na szczęście mijał - i w końcu usłyszałem drzwi. Dokładniej trzaski i huki. Otwórz, zamknij, otwórz, zamknij... To teraz trzeba było być cicho, jak mówiła ciocia...

Tak więc jedyne co zjadłem to kilka sztuk zanim ustały drzwi, bo nawet konsumpcja mogłaby być za głośna... siedziałem i nasłuchiwałem...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Bursztynowa Winnica

45
Słodycz owocowego soku zmieszała się w ustach Ardrana z oszałamiającą słodyczą krwi. Zanim jednak ten przedziwny smak zdążył zawrócić chłopakowi w głowie do reszty, otrzeźwiły go krzyki.

- Gdzie ten cholerny diabeł? Dawać mi go tutaj! Hehhe! Zabawimy się już z nim po naszemu, co nie, Ryv?
- Pewno, Myk! Jak kto ma diabła za skórą, to można mu ją porządnie przetrzepać, ponoć pomaga!
- Dość gadania, szukajcie go, kretyni. Jeden w prawo, drugi w lewo, szukać, wio! Panienko! Gdzie to wasze utrapienie, diabelstwo przeklęte, co się podszywa pod dobre dziecko, a krzywdę wam czyni?

Emasan nic nie odpowiedziała. Ryv i Myk posłusznie poczęli przetrząsać obie strony pomieszczenia - sądząc po odgłosach jeden zerwał serwetę z któregoś stołu, a drugi gwałtownie rozwarł skrzypiące drzwi szafy. Kamaha nie było wśród nich słychać, ale trudno było osądzić, czy nie wszedł tu razem z tym nieprzyjemnym towarzystwem, czy po prostu się nie odzywał.

- Wyłaź! Kici kici, maleństwo!
- Koteczku, chodź do pańcia...! A tfuuu, przeklęty!
- Panienko! Pytałem o coś! Pytałem, do cholery! - zawołał tymczasem ten trzeci z narastającą irytacją w głosie. Emasan nadal milczała. Zaczynało się to robić podejrzane. Czyżby coś jej się stało? Coś, co nie zostało zaplanowane?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”