Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

46
Kiedy Tessa wypiła za ponowne spotkanie, jej towarzysz w zaciekawieniu uniósł brew. Może nie kojarzył dokładniejszych faktów, aczkolwiek w jego mniemaniu zachowanie kobiety zdawało się być coraz bardziej tajemnicze, w dość dziwny sposób. Niestety, niezbyt pociągający i podniecający, bowiem przez twarz Garena przebiegł grymas zwątpienia. Polowanie nie przebiegało tak skutecznie, jak planował, choć dalej walczył twardo, nieustępliwie. Kiedy Tessa również się nachyliła, on przybliżył twarz jeszcze bardziej, jakby oczekując, że kobieta zrobi to samo i się pocałują. Z pewnością miał na to ochotę, ale nie dał się sprowokować i nie wykonał pierwszego ruchu. Właściwie był pewien, że jeden stracony pocałunek to nic wobec tego, co jeszcze tej nocy będą wyrabiać. A przynajmniej tak myślał.
Uśmieszek zszedł z twarzy mężczyzny, kiedy Gahna'Lak ygh Tuk'Kok, Płomienna Włóczni z Tuk'Kok, wyznała całą prawdę. Rysy jego twarzy jakby się wyostrzyły, w oczach zatańczyły iskierki nie zwiastujące niczego dobra. Nalał sobie ponownie gorzałki, tym razem do połowy, a kiedy wypił wszystko za jednym razem, o mało się nie porzygał. Jego twarz wykrzywiła się niemalże w bólu. Odczekał chwilę, wpatrzony w dzbanuszek, po czym przeniósł swoją uwagę z powrotem na rozmówczynię. Z każdą sekundą wydawał się być coraz bardziej rozbawiony, jakby to wszystko było niedorzeczne. W końcu zaśmiał się wesoło, aż w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Śmiał się, przestawiając kubki i dzbanek na stole, jakby koniecznie musiał zająć czymś ręce. W końcu uniósł się nieco nad krzesłem i mocno pochylił do przodu. Naprawdę mocno, tak, jakby chciał pocałować Tessę w miejscu, w którym siedzi. Uśmiechną się czule.
Był cholernie szybki, szybszy niż się Tessa mogła kiedykolwiek spodziewać. Jego dłoń błyskawicznie zacisnęła się na jej szczęce i to z taką siłą, iż kobieta miała wrażenie, że zaraz ją złamie. Mięśnie Garena naprężyły się. Przybliżył twarz kobiety do siebie, stalowym uściskiem dając jej znać, że kiedy zrobi coś głupiego, będzie z nią bardzo źle.
- Słuchaj mnie uważnie, dziwko. - Jego szept był zimny i złowrogi, a szare oczy przypominały teraz rozgrzaną do białości stal. Twarz, w skąpo oświetlonym świecami pomieszczeniu, przypominała twarz demona. - Nie wiem, skąd znasz tego elfa. Nie wiem, skąd wiesz, co się działo w Tuk'Kok. Nie wiem, skąd znasz jej imię. To, że będę cię pierdolić całą noc i skończę w każdym twoim otworze, to jedno. Ale wiesz co? My, którzy przetrwaliśmy rzeź w Kattok, nie bardzo lubimy, kiedy ktoś wspomina o naszych towarzyszach. Tych martwych w szczególności. Mieliśmy już takich, co podawali się za innych, bo mieli w tym swoje własne cele. Wiesz, co się z nimi stało? Ich zmasakrowane szczątki zostały rozerwane przez psy, a to był tylko jeden z wielu sposobów. - Przejechał językiem po ustach, które nagle wyschły. - Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno? Nie będę cię pytał, skąd masz informacje, ale wiedz co się stanie z tobą, jeśli dalej będziesz się bawić. Nie zabiję cię, jesteś mi potrzebna żywa. A teraz, kiedy puszczę dłoń, uśmiechniesz się pięknie, wypijesz ile tylko wlezie, a potem pójdziemy do pokoju, gdzie będę cię pieprzył do samego rana.
Puścił twarz kobiety i spokojnie usiadł na krześle. Odchrząknął i przejechał wzrokiem po pozostałych klientach, którzy z niepokojem przyglądali się scenie. No, może nie wszyscy. Kilku wstawionych mężczyzn uśmiechało się z aprobatą, widząc, że ktoś w tych czasach wie, jak powinno się postępować z kobietami. Te z kolei, również obecne w sali, patrzyły na rozgrywaną się scenę ze strachem. A potem, z jeszcze większym, patrzyły na swoich mężów, najwidoczniej mocno podjaranych, a jak wiadomo powszechnie, mężczyźni nie lubią być gorsi. Garen wysoko podniósł poprzeczkę i bardzo niewykluczone, a wręcz pewne, że jeszcze tej nocy niejedna kobieta zarobi parę siniaków. Usługujące dziewki przyglądały się z ciekawością, kalkulując, czy i kiedy należałoby zawołać ochronę. Wszyscy stracili zainteresowanie, kiedy Garen uspokoił się, wypił kilka łyków gorzałki i uśmiechnął szeroko.
- Więc, Wiedźmo, czym się zajmujesz na co dzień? Aż dziw, że nie zauważyłem tutaj takiej piękności, ale bez obaw, nadrobimy stracony czas. Mieszkasz na Archipelagu od urodzenia? - Rozpoczął typową pogawędkę, jak gdyby nigdy nic.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

47
Nie zdążyła zareagować, gdy dłonią pochwycił jej szczękę, boleśnie dając do zrozumienia, że użyje siły, jeśli sprzeciwi mu się. Oczy Tessy zabłysły niebezpiecznie, jasna skóra z miejsca, instynktownie stwardniała, nie pozostawiając żadnych odcisków ani bólu. Kamienna skóra przyległa do niej, jakby już kobieta miała przystąpić do ataku. Wzrok mówił Garenowi, że ani trochę nie zlękła się. Spoglądał na nią niczym demon, lecz ona niejednokrotnie sama była nim nazywana. Czerwone włosy lekko zafalowały, gdy przez ułamek sekundy jej magia uniosła się w powietrzu. Ostrzegawcza, dobra, ale udekorowana jej emocjami. Zdecydowanie nie była kobietą, której grozi się. Nie zamierzała oddawać się ani Garenowi, ani tym bardziej pozwolić na takie zachowanie. Gdy tylko puścił ją i rozsiadł z powrotem jakby nic się nie wydarzyło, Tessa natychmiast wstała. Zmierzyła mężczyznę wściekłym spojrzeniem. Nie zważała na to, że inni mogą ich obserwować. Zamierzała trzymać odpowiednią odległość od niego, tak, aby znowu nie dać się zaskoczyć.
- Nie waż się choćby mnie dotknąć. Nie zamierzam ci nic od siebie dać ani tym bardziej pozwolić, abyś traktował mnie jak zabawkę. Grozić możesz sobie bezbronnym dziewczynkom. Podnieś tylko rękę, a pożałujesz tego. Szkoda, że nie mam przy sobie broni, może wtedy miałbyś swoją jedyną szansę, aby zobaczyć, jak macham patyczkiem. I nie wyzywaj mnie. Nigdy nie byłam dziwką i nigdy nią nie zostanę. Poszukaj gdzieś indziej, a jak nie, to biegnij do "Czyścioszka". Mam to w dupie. Nie pozwolę się tak traktować.
Nagle zaśmiała się z cynizmem, a równocześnie ze smutkiem. Ponownie zaczęła mówić, lecz zdecydowanie ciszej, tylko dla uszu Garena.
- Zgodziłam się tutaj z tobą usiąść, bo byłam ciekawa, co się z tobą stało. Dalej jesteś takim dupkiem jak wcześniej, a może choć trochę się zmieniłeś? Myślałam nawet, że może da się ciebie polubić, ale myliłam się. - Ponownie zmierzyła go wściekłym spojrzeniem, który zaraz potem został zastąpiony przez uśmiech, przez który zawsze zostawała rozpoznawana przez innych ocalałych z Kattok. Lekkie rozczarowanie mignęło przez twarz. - Mimo wszystko cieszę się, że przeżyłeś, Garen. Długo zarzucałam sobie, że nie byłam w stanie nikomu z was pomóc, ostrzec przed tym skurwysynem. Z moim doświadczeniem powinnam go przejrzeć. Gdy ktoś jest zbyt miły należy być podwójnie czujnym. Może wtedy wszyscy byście przeżyli.
Westchnęła, cofając się o kilka kroków. Nie miała już ochoty przebywać w towarzystwie Garena. Zranił jej dumę.
- Możesz wierzyć mi lub nie, to twoja sprawa. Zostaw mnie w spokoju i nie idź za mną. Poszukaj sobie jakiejś dziwki, ja idę do domu. Następnym razem, gdy spotkasz Jinareatha, spytaj go o prawdziwą wersję jego ucieczki. Wspomnij o Tessie i Krzywym Łokciu, może przy okazji usłyszysz moją łzawą historię. Tymczasem pierdol się, Garen.
Tessa zdecydowanie ruszyła w kierunku wyjścia, nie zamierzając pozwolić, aby mężczyzna dopadł ją i dalej gadał, że okłamuje go.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

48
Garen był zdziwiony reakcją Tessy. Bardzo zdziwiony. Otworzył szeroko oczy i usta. Można by przysiąc, że zbladł. Pozostali mężczyźni w pomieszczeniu byli zszokowani, a ich kobiety najwidoczniej odzyskały iskierkę nadziei, gdyż uśmiechnęły się leciutko pod nosem. Pół Elfka była twarda i stanowcza, a jej słowa niczym naostrzone miecze. Nikt nie spodziewałby się takiej przemowy od kobiety, pięknej i z pozoru nie skalanej niebezpieczeństwem czy trudami ciężkiego życia.
W sali zapadła cisza, nawet bardziej oddaleni goście przybliżyli się, by słyszeć co Tessa mówi. Kiedy skierowała swe słowa tylko do Garena, ten wydawał się wręcz sparaliżowany. Zmarszczył czoło i zmrużył oczy, nie wiedząc, jak zareagować. Głośno przełkną ślinę i ciągle słuchał, nie odrywając wzroku od twarzy kobiety. Jeśli wcześniej był choć trochę podniecony, teraz z pewnością nie pozostał ani ślad po podwyższonym ciśnieniu. Z mężczyzny wyparowała również hardość i pewność siebie. Został całkowicie zbity z tropu, a łatwe polowanie zamieniło się w prawdziwą batalię.
Tessa skończyła mówić i ruszyła twardo ku wyjściu. Garen, po chwili całkowitego paraliżu, drgnął, wstał i szybkim krokiem ruszył ku niej. Jego ruchy były nerwowe, niezgrabne, wręcz niezdarne, a przede wszystkim niezdecydowane. On sam wydawał się nie wiedzieć co robi, jakby to ktoś sterował jego ciałem. Błyskawicznym ruchem chwycił kobietę za ramię, jeszcze nim zdążyła opuścić izbę, w której się znajdowali. Chciał tylko, aby się zatrzymała, nie miał tym razem zamiaru chwytać ją w jakikolwiek sposób na dłużej, niż to było konieczne. Wszak i tak spodziewał się, że jego ręka zostanie odtrącona, a był nawet gotowy do obrony, gdyby Tessa postanowiła pójść o krok dalej i skatować go.
- C-czekaj! - wykrzyknął, kiedy znalazł się przy niej. Przełknął ślinę jeszcze raz i ze zmieszaniem widocznym na bladej twarzy, wpatrywał się w nią. Dopiero po parunastu sekundach zmusił się do jakichś słów, wypowiedzianych cichszym, niepewnym, nieco drżącym głosem. - Czekaj. Chcesz powiedzieć, że masz na imię Tessa? Ta sama Tessa, którą spotkałem na Kattok, podczas wyprawy do Tuk'Kok? Może masz podobne włosy do jej, wzrost chyba też, charakter również, ale co poza tym? Mówisz tak, jakbyś mnie znała. Ja chcę dowodu. Gdzie blizny? Tatuaże? - Brzmiał tak, jakby naprawdę zależało mu na dowiedzeniu się prawdy, a w jego głosie można było wyczuć nawet nutkę nadziei. Musiał jednak skonfrontować to co widzi z logiką i argumentami.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

49
Była strasznie wkurwiona. Czuła się też na pewien sposób upokorzona. Nie była żadną dziwką, aby w ten sposób ją traktować. Żadnej kobiety nie powinno. Gdy Garen chwycił ją za ramię u progu izby, zatrzymała się tak, jak tego chciał. Na całe szczęście puścił ją, inaczej odtrąciłaby jego dłoń.
- Tak, ta Tessa. Wiem, że wyglądam zupełnie inaczej, jednak to wciąż ta sama Tessa - powiedziała cicho, nie patrząc mu tym razem w oczy. Temat jej wyglądu, a raczej przemiany, nie był szczególnie miły, zwłaszcza gdy porównywało się dwie wersje. Nieco złagodniała, widząc jego zmieszanie.- Blizny i tatuaże usunęłam. Póki co mam dwa nowe, zupełnie inne. Właściwie to większości nie musiałam usuwać. Byłam tak poparzona, że w końcu wybrałam się do uzdrowiciela.
Wzruszyła ramionami, na pozór obojętnie. Niełatwo jej było o tym mówić.
- Uznałam, że czas najwyższy zrobić coś ze sobą, dlatego wróciłam do dawnego wyglądu. Chciałam coś zmienić na lepsze. W dalszą podróż także nie wyruszyłam. Mogę opowiedzieć ci wszystko, co działo się w Tuk'kok, gdy byliśmy drużyną, nie mam innych dowodów. Chyba że... - Zmarszczyła brwi, przypominając sobie nagle o czymś ważnym. Klepnęła się rękoma po paru kieszeniach w spodniach, a gdy odnalazła to, co chciała, westchnęła gorzko. Rozwinęła stary już, zmęczony ciągłym składaniem w kostkę papier. Podała go Garenowi. - Nie wiem dlaczego do tej pory go nie spaliłam. Zawsze go noszę przy sobie, choć także nie wiem dlaczego.
Był to dokument, który podpisała na samym początku przygody. Ten, który stwierdzał jej uczestnictwo. Nikt inny prócz Tessy nie mógł go mieć, chyba że specjalnie wybrał się do Tuk'kok i z powrotem, nie osiągając niczego.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

50
Mężczyzna bił się z myślami. Tessa mogła to dokładnie zobaczyć w jego oczach, pełnych zwątpienia i strachu. Wszak zobaczył ducha. Twarz, wciąż blada, zaczęła pokrywać się coraz większą ilością kropel płotu. Garen nerwowo nawilżał usta, które co chwilę robiły się suche. W gardle mu zaschło, ciężko połykał ślinę, odruchowo tęskniąc za gorzałką. Łatwo można było przewidzieć, że kiedy dorwie się do alkoholu, utopi w nim wszystkie negatywne i niezbyt przyjemne emocje, które nim teraz targają.
Słuchał w mocnym skupieniu, a kiedy kobieta mówić skończyła, przetarł twarz dłonią i zadrobił w miejscu. Odwrócił wzrok, który teraz nerwowo skakał po ścianach i zaciekawionej awanturą klienteli. Wyciągnięcie w jego stronę papierka, niezwykle ważnego dowodu, było dla niego zaskoczeniem. Nawet odsunął się o krok, jakby Tessa wyciągała w jego stronę nóż, a nie jedyny dowód tożsamości, który potwierdzał jej wersję. Garen wyciągnął lekko drżącą dłoń, chwycił papier i zaczął powoli czytać, niemo poruszając ustami, jakby ta czynność sprawiała mu problem. Przeczytał wszystko kilka razy, po czym oddał dowód kobiecie. Spojrzał jej prosto w oczy, jakby tam kryła się cała odpowiedź na jego pytania. A z pewnością miał ich wiele, gdyż otworzył szeroko usta, a z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Dopiero po krótkiej chwili wziął się w garść, przetarł dłońmi twarz i odchrząknął kilka razy. Powoli wracał do siebie. Wciąż był w szoku, ale jego wzrok był bardziej energiczny, a twarz nabrała kolorów.
- Tessa - powtórzył jej imię, jakby desperacko upewniając się, czy to na pewno ona. - Usiądźmy i porozmawiajmy. Proszę. - Powoli wystawił w jej stronę rękę, jakby chciał ją delikatnie dotknąć i zaprosić do stolika, lecz wycofał kończynę w połowie drogi.
Jeśli Tessa zdecyduje się ponownie usiąść, Garen natychmiast poprosi ją o opowiedzenie wszystkiego ze szczegółami. I zamówi jeszcze jeden dzban gorzałki, której również wychyli pół kubka zaraz po zasiądnięciu.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

51
Pomimo tego, że Garen uraził ją, wzrok łagodniał jej z każdą chwilą, gdy widziała, jak ten miota się w swoich emocjach. Schowała z powrotem papierek. Przez moment spoglądała na wyjście z izby, zastanawiając się czy jednak nie powinna pójść do domu. Mimo to zdecydowała się dać szansę byłemu towarzyszowi naprawić swój błąd. Skinęła, wracając z powrotem do stolika. Obserwowała, jak zaczyna pić szybciej niż powinien. Nie skomentowała tego ani słowem. Sama potrzebowała napić się, gdy ujrzała żywego Garena, choć jej pogodzenie się z prawdą przyszło łatwiej niż jemu.
Nie mając czym zająć dłoni, chwyciła swój kubeczek, to obracając, to znowu patrząc się w jej dno, jakby miało jej wywróżyć przyszłość.
- Ta historia nie jest odpowiednia do opowiadania w karczmie, dlatego pominę niektóre szczegóły - powiedziała, spuszczając wzrok. - Żebyś zrozumiał pewne fakty, muszę wyjaśnić, dlaczego na koniec chciałam was ciągnąć ze sobą mimo wszystko, pomimo tego, że wcześniej nagadałam wam, żebyście robili co chcecie. Trochę wtedy nakłamałam, ale nie miałam też zbytniego wyboru. Gdy poszłam szukać wody, spotkałam... pewne istoty. Najpierw pytali się mnie, co tu robimy i chcieli wygonić z dżungli, jednak ich przywódca zmienił zdanie, prosząc mnie o wykonanie pewnego zadania. Właściwie to wymógł to na mnie, dając jednoznaczny wybór. Oświadczył, że albo im pomogę, ciągnąc was ze sobą i wtedy da nam ich ruiny, albo nas zabije. Gdy wspomniałam, że muszę wam o tym powiedzieć, oznajmił, że nie mogę, że muszę trzymać to w sekrecie inaczej i tak was zabije, tak więc zostałam postawiona w dość patowej sytuacji, gdzie musiałam zdecydować, co z tym zrobić, a każde rozwiązanie było złe. Po tym odnalazł mnie Jinareath. Widział wcześniej te istoty, dlatego nie mogłam tego przed nim kryć. Uważał, że blefowały. Gdy okazało się, że zdecydowanie wynosicie się z Tuk'kok, zawierzyłam jego słowom. Sam wyglądał na przestraszonego, więc byłam pewna, że jak najszybciej was stamtąd zabierze. Nienawidzę odpowiedzialności za innych, więc z ulgą przerzuciłam ją na elfa, tak samo jak z ulgą przyjęłam fakt, że Denser nie idzie ze mną.
Westchnęła, po raz tysięczny wracając oczami wyobraźni do dawnych zdarzeń.
- Oni uhonorowali naszą umowę. Ja szłam dalej, oni w ukryciu mieli na was oko, odganiając inne bestie, chroniąc was, poświęcając swoich. Nie zdążyli zareagować, gdy... zaczęła się wyrzynka. Odratowali jedynie Jinareatha, który wpadł na nich. Densera zabili. Przez większość wyprawy zastanawiałam się czy słuszną podjęłam decyzję i dzisiaj wiem, że tak. Jeżeli miałabym coś wtedy zmienić, to tylko jedną rzecz: zastanowiłabym się nad charakterem zdrajcy. Po incydencie nocnym wiedziałam, że to skurwiel, ale gdybym pomyślała nad tym dłużej, przejrzałabym go. Jestem tego pewna, jednak lata zbieranych doświadczeń potrafią w pewnym momencie zwieść.
Tessa zerknęła tylko na chwilę na rozmówcę, oceniając w jakim jest stanie. To, co opowiadała nie było zbyt przyjemne dla żadnego z nich.
- Gdy rozstaliśmy się uszłam parę godzin do rozstaju dróg. Stał tam kamienny słup z czterema rysunkami. Jeden wskazywał trasę, którą przyszłam, reszta do jaskini Nocnych Bestii, ruin i do chatki staruszki Ardei. Przy tym miałam wcześniej potyczkę z jednym z Vaa'shaków, który uciekł. Spotkałam go później, gdy wybrałam tę pierwszą drogę. Było ciężko, straciłam włócznię i musiałam walczyć nią jak pałką, ale udało się. Co więcej Vaa'Shak okazał się być także człowiekiem, jedynym takim przypadkiem w dżungli. Został moim przewodnikiem. Dużo później spotkałam przez przypadek Jinareatha. Uciekał zalany krwią, oszalały, ledwo na mnie spojrzał i pobiegł dalej. Nie wiedziałam, co się stało, zaskoczył mnie. Nie złapałam go - musieliśmy uciekać przed oszalałymi bestiami, które goniły nas aż do bezpiecznej strefy, której nie mogły przejść. W ten sposób trafiłam w pobliże chatki Staruszki. To stara, osamotniona stara elfka. Nie wiedziałam, co tam robiła ani dlaczego, ale uświadomiła mnie, że w Tuk'kok kryje się wielu czarowników, że nie jest to tak nieprzystępny teren, jak mówi się. Niektórzy żyją tam od wielu lat, kryjąc się przed światem. Ardea dała mi strawę, naprawiła broń i rano wyruszyłam dalej. Mój... przewodnik okazał się najlepszym, na jakiego mogłam liczyć. Ominęliśmy większość niebezpieczeństw. Po drodze natknęliśmy się na rozszarpane trupy elfów, jedne z ruin, w których znowu przyszło mi rozmawiać z... tymi istotami. - Przełknęła głośno ślinę, zamykając oczy i milcząc aż nazbyt długo. - Przyniosły mi głowę Herlerisa, rzuciły pod nogi, mówiąc, że to moja motywacja. Jeśli wykonam zadanie, dowiem się, co właściwie stało się. Wkurzyłam się. Może nawet byłam na granicy stania się złym człowiekiem? Nie wiem, ale to wyglądało tak, jakby... specjalnie was wyrżnęły, aby mnie "zmotywować". To zdawało się tak... okrutne, bezsensowne, wyrachowane. Chciałam im pomóc ot tak, bo uważałam, że tak należy zrobić, ale to, co wtedy zobaczyłam, sprawiło, że zwątpiłam w to, czy powinnam iść dalej, czy nie olać tego wszystkiego. Mimo to poszłam dalej. Trafiliśmy do większego kompleksu budynków i tam rozegrał się finał mojej podroży.
Przez twarz Tessy przeszły przeróżne emocje, choć starała się maskować. Gorycz, ból, rozczarowanie, wszelkie słabostki. Dłonie zadrżały, właściwie zatelepały się.
- Spieprzyłam zadanie. Straciłam przytomność na parę godzin i tak ponownie spotkałam Jinareatha, który pilnował mnie i... Meruema. On umarł, mnie elf zmusił do wstania i chyba dzięki temu, że miałam mikstury lecznicze byłam do tego zdolna. Krzywy Łokieć wyprowadził nas stamtąd i tak uciekliśmy ostatnią łódką. Nie miałam z nim potem kontaktu, wróciłam do domu i tak dalej tutaj tkwię.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

52
Garen słuchał w skupieniu, z początku przybrawszy poważny, wręcz surowy wyraz twarzy. Całkowicie wyłączył się na otoczenie i pozostałych ludzi, którzy straciwszy zainteresowanie małą kłótnią dawnych towarzyszy broni, wrócili do swoich spraw i gwar ponownie rozgorzał w tej część budynku. Dla mężczyzny naprzeciwko Tessy istniała teraz tylko ona, jej słowa oraz dzbanek gorzałki, regularnie opróżniany pokaźnymi łykami, które wręcz groteskowo wykrzywiały twarz pijącego. Musiał nawalić się jak najszybciej i konsekwentnie do tego dążył, lecz każde kolejne zdanie wypowiadane przez Pół Elfkę zdawało się momentalnie go otrzeźwiać. Z czasem przez jego twarz również przewinęło się wiele emocji, zazwyczaj jednak były to niedowierzanie, szok, złość, a nawet coś na kształt smutku.
Kiedy Tessa skończyła opowiadać, Garen w ciszy wpatrywał się w stół. Wypił już tyle gorzały, że najwidoczniej zaczęło go powoli chwytać. Jego twarz rozluźniła się, choć nie wyrażała prawie żadnych emocji. Tylko zamyślony, zamglony wzrok dawał kobiecie znać, że jej rozmówca właśnie trawi informacje, rozmyśla nad wszystkim i koryguje to z własnymi przeżyciami. Dopiero po paru chwilach wziął głębszy wdech i powoli wypuścił powietrze. Przetarł twarz dłonią, przeczesał palcami włosy, psując fryzurę i nalał sobie jeszcze gorzały, tak na jeden, krótki łyk. Tym razem prawie się nie wykrzywił. Nie patrzył jednak Tessie w oczy, a raczej zdobywał się na krótkie, niemal odruchowo spojrzenia.
- Nie wiem co powiedzieć - oznajmił swobodnym tonem. - Przez chwilę myślałem, że byłaś w spisku z Denserem, skoro dałaś mu dupy, ale w rzeczywistości jakoś od początku nie chciałem w to wierzyć. Teraz jestem pewien, że tak nie było. - Oparł łokcie o stół, złączył dłonie i przyłożył je do ust. Ze zmrużonymi oczami wpatrywał się w jakiś punkt ponad ramieniem Tessy, tak, by kątem oka widzieć jej twarz, jednocześnie nie patrząc jej prosto w oczy. - Wygląda na to, że wiele przeszłaś. Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. To mnie trochę przerasta. Ale czuję, że to nie wszystko. No i ciekawią mnie szczegóły, o tym Vaa'Shaku i tych tajemniczych istotach. Zakładam, że Krzywy Łokieć to nazwa jednej z nich? Nie znam się na magii, ale jeśli mam ostatecznie zamknąć ten rozdział, muszę wiedzieć wszystko - mówił spokojnie, jakby rzeczywiście sprawa go przerastała, choć powodów mogło być wiele. Ciągle odnosiło się wrażenie, że chce coś powiedzieć, jakoś zareagować, ale nie może. Częściowo go zatkało, nie można się jednak temu dziwić, gdyż zwykły, luźny wypad do karczmy stał się ważnym wydarzeniem rozdrapującym rany. - Może pójdziemy w jakieś bardziej ustronne i prywatne miejsce? Do góry, do pokoju. Tam opowiesz mi więcej ze szczegółami, a ja pomyślę, co zrobię z Jinaraethem za to, że mi nie powiedział o twoim istnieniu. - Propozycja była szczera, bez ukrytych zamiarów. A przynajmniej taka się wydawała.
Jeśli Tessa się zgodzi, Garen chwyci dzban z gorzałą, kubki i zaprowadzi ją do jednego z pokoi na piętrze.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

53
- Że co?! - warknęła, a w oczach pojawiły się iskierki gniewu. - Za kogo ty mnie, kurwa, bierzesz? Ile razy mam powtarzać, że nie jestem żadną dziwką? Ja pierdolę. Pewnie wszyscy tak myśleliście? Że wskoczę pod kocyk, gdy tylko ktoś zawoła? Zaskoczę cię. Kobieta też ma swoją dumę i honor, i jebie mnie to, że z tamtym wyglądem mogłabym jedynie liczyć na litość. Mężczyźni. Ja pierdolę. Jak zobaczą babę na wyprawie, to myślą tylko o tym, kiedy da dupy. Rozpierdala mnie to za każdym razem. Nigdy nie pomyślicie, że mogło być inaczej. Dla twojej wiadomości: nie, nie dałam dupy Denserowi. Opierdoliłam go, gdy zasunął mi tekst o kocyku i poszłam na drugi koniec polany. Jeżeli sprzedał wam inną wersję, to wiedz, że to kłamstwo.
Prychnęła jak rozzłoszczona kotka.
- Pewnie dzięki temu zorientował się, że nic nie ugra, chyba że zastosuje siłę. A i tak bym sobie z nim poradziła.
Tessa wstała z nieco większą energicznością niż wcześniej. Kiwnęła głową.
- Tak, chodźmy i zakończmy to. Też chcę poznać twoją wersję historii.
Nie komentowała sprawy z Jinareathem. Mogła tylko domyślać się, dlaczego tak postąpił. Nawet nie dziwiła mu się. Poszła za Garenem. Jeśli w pokoju będzie można usiąść na czymś więcej niż jedno łóżko, usiądzie z dala od mężczyzny, zachowując bezpieczny dystans.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

54
Garen ponownie tego wieczoru był zaskoczony, zszokowany, zdziwiony i Bóg wie co jeszcze. Właściwie, kiedy Tessa ukazała swoje niezadowolenie, które przybrało postać ostrego wkurwu i konkretnego opierdolu, w oczach mężczyzny pojawił się cień strachu. Kiedy prychająca kotka aka Tessa skończyła swój wywód, jej rozmówca napił się znowu.
- Dobra dobra, uspokój się... - wybełkotał tylko tyle.
Pokój, w którym się znaleźli, był bardzo mały. Ot jedno łóżko, nawet wygodne i ładnie zaścielone, szafka oraz niewielki stół i krzesło. Ściany były białe, lecz nosiły znaki czasu, a gdzieniegdzie widniały niewielkie ubytki. Pomieszczenie było schludne, zadbane i przytulne. Drewniane drzwi były grube i miał żelazny zamek.
Garen postawił na stole dzban z gorzałą oraz kubki, po czym zapalił kilka świec i od razu zrobiło się bardziej nastrojowo. Tessa wybrała krzesło, natomiast on łóżko. Niestety, i tak byli blisko siebie, ich kolana praktycznie stykały się ze sobą. W prawdzie mężczyzna mógł przesunąć się nieco dalej, lecz nic nie wskazywało na to, żeby miał takie chęci. Nalał do obu kubków i jeden podał Tessie. Mimo poważnej rozmowy, którą odbyli i targających nimi emocji, wydawał się mieć dobry humor, a nawet można by odnieść wrażenie, że starał się tłumić wesołość.
- Wypijmy za nas. Za to, że przeżyliśmy. I może jeszcze za Elfa. - Stuknął swoim kubkiem o naczynie towarzyszki i wypił wszystko na raz. Odstawił przedmiot na stół i odważnie spojrzał Tessie prosto w oczy, nachylając się nieco do przodu, jakby bojąc się, że czegoś nie dosłyszy. - Zatem, opowiedz mi o wszystkim dokładnie. O tych istotach. O tym, czego dokładnie chciały. O staruszce i ludziach skrywających się w dżungli. O ruinach, które odkryłaś, a w końcu o tym Vaa'Shaku. Ostrzegam, że nie znam się na magii. - Uśmiechnął się lekko.
Zza zamkniętych drzwi dochodził mocno przytłumiony, niemal niesłyszalny gwar. Ściany również wydawały się grube, bowiem wchodząc na piętro z bocznych pomieszczeń dochodziły odgłosy świadczące o uprawianiu miłości, teraz natomiast panowała cisza.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

55
Nieszczególnie podobała jej się wizja stykania kolanami z Garenem, lecz nie miała innego wyboru, nie wychodząc przy tym na przewrażliwioną dziewicę. Zignorowała ten fakt, lecz nie to, że dostrzegała w mężczyźnie zbyt wiele wesołości. Nie musiała długo główkować, aby powiązać to, że znalazła się w jego pokoju i wcześniejsze zamiary wobec niej. Zdecydowanie nie zamierzała do tego dopuścić, lecz najpierw... napiła się.
- To były trolle. Za przywódcę mieli szamana, reszta to zwykli wojownicy, choć podobno nie tak silne, jak można przypuszczać. Zadanie miało polegać na zabiciu innych trolli, tych złych. Nie dostałam szczegółowych informacji, coś o bestiach, coś o zbrodni, którą chcą popełnić, nic więcej. Ich sposób mówienia, nawet jeżeli posługiwali się wspólnym, jest trudny w odbiorze, oględny. Musiałam sama domyślić się o co chodzi. Ponieważ trolle wzajemnie się wyczuwały, nie mogły wpłynąć bezpośrednio na swoje działania; potrzebowali kogoś z zewnątrz. Staruszka Ardea jest, a może była magiem. Niewiele o niej wiem prócz tego, że jej moc była na tyle silna, by stworzyć własny azyl, trzymać z daleka bestie i nie wchodzić w drogę trollom. W pewnym sensie była mentorką Meruema, mojego przewodnika. Opowiedziała mi, że nie tylko ona tam żyła. Wspominała o badaczach, czarodziejach, nawet o nekromancie. Nakłaniała mnie nawet, żebym została w Tuk'kok. Twierdziła, że pasuję do tamtego miejsca. - Uśmiechnęła się cierpko, wychylając kubek do końca. Podstawiła go Garenowi, aby nalał jej ponownie. Im dalej wchodziła w szczegóły, tym więcej potrzebowała gorzały. Nie tylko on musiał zapić pewne rzeczy. - Ruiny, które widziałam były dość spore, z pewnością dostałoby się za nie stokroć więcej niż za kolumnę. Nie było tam jednak żadnych napisów w języku trolli. Zwykłe, białe, stare ściany, zwalone mury i inne fragmenty. Jeżeli chodzi o Meruema to... - Spojrzała się w bok, znowu sięgając po alkohol. Starała się opanować. - Był wynikiem eksperymentu trolli. Kiedyś także był na wyprawie, jako jedyny przeżył, został omotany przez Ardeę, która serwowała mu eliksiry miłosne i wykorzystywała. Po jakimś czasie ponownie został ciężko ranny i tak go znaleźli ledwo żywego, zabierając jego duszę i bawiąc się nią. Podobno eksperymentowali latami, aż w końcu wszczepili ją ciężarnej samicy Vaa'Shaków. Można nietrudno domyślić się, co działo się później. Jako mały kot nie pamiętał niczego, dopiero po kilku latach nagle zmienił się w człowieka. Od tamtej pory mógł przybrać obie formy, lecz dalej nie pamiętał dlaczego. Staruszka go uczyła, a równocześnie dbała o to, by nie przypomniał sobie niczego. Straszny los go spotkał, każdy inny mógł być na jego miejscu. Na koniec przypomniał sobie wszystko. Okazało się także, że te złe trolle, które na koniec zabiłam, były za to odpowiedzialne. Co do tego, co właściwie zdarzyło się podczas walki na sam koniec... - Zacięła się, dochodząc do najgorszego. Spojrzała się w sufit, milcząc przez dobrą minutę. Czując, że kolejne słowa nie przejdą jej przez gardło, bez pytania sięgnęła po gorzałkę, lejąc do kubka. Tak wychyliła trzy pod rząd, gdzieś tam notując sobie, że będzie strasznie pijana, gdy przyjdzie jej wracać do domu. - Trolle zgromadziły złą magię, nakazywały bestiom atakować wszystkich z zewnątrz, lecz zawsze to było w granicach Tuk'kok. Tym razem miało być inaczej. Znajdowała się tam kula, naładowana energią. Przeprowadzano rytuał, gdy pojawiłam się tam. Zabiłam jednego z szamanów, lecz drugiego nie zdążyłam. Rytuał udał się, a ja po chwili stałam naprzeciwko tysięcy wygłodniałych i oszalałych bestii. Nie wiem dlaczego mnie oszczędziły. Nie powinny były. - Oparła łokcie o blat stołu, skrywając twarz w dłoniach, nie potrafiąc spojrzeć w oczy Garena. - Zabrakło mi paru sekund. Paru sekund, by zapobiec katastrofie. Gdyby mi się udało, nie zginęłoby tylu ludzi.
Choć pół-elfka zakrywała oczy, to nie mogła tego samego zrobić z policzkami, po których spływały pojedyncze łzy, skapując na brodę i niżej. Tessa próbowała jakoś opanować się. Tarła twarz dłonią, jakby odganiając własne nieszczęście. Chciała choć trochę zachować dumy, zwłaszcza, że rozmawiała z Garenem, człowiekiem, z którym tak czubiła się na wyprawie. Po chwili wyprostowała się, opierając głowę o ścianę za nią. Spojrzała się ponownie w sufit, jakby miał jej cokolwiek powiedzieć. Nie płakała już, choć gdyby powiedzieć jeszcze jakieś słowo, ponownie rozsypałaby się.
- Gdy widzę tych wszystkich ludzi, czuję, że powinnam wszystko powiedzieć, że powinni mnie w gniewie rozszarpać. Jednak to w niczym nikomu nie pomoże, zostanę tylko męczennicą. Spierdoliłam wszystko, co tylko było możliwe. Sobie życie i innym. I jakoś muszę z tym żyć. Powiedziałam ci to wszystko, bo byłeś tam ze mną na wyprawie, nawet jeśli ten jeden dzień. Nie lubiliśmy się, ale powinieneś ostatecznie wszystko wiedzieć. To tyle, jeśli chodzi o tę historię. Chcesz to mnie wyzywaj, możesz nawet pobić, masz do tego prawo jako jeden z nielicznych. Może choć trochę będę mieć zapomnienia.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

56
Garen nalewał rozmówczyni soczyście, kiedy ta tylko o to poprosiła. Przybrał poważny wyraz twarzy, więc istniało prawdopodobieństwo, że robił to nie z chęci upicia jej, lecz po prostu dlatego, by łatwiej rozwiązał się jej język. Sam również od czasu do czasu wziął sobie porządnego łyka. Nastrój Tessy zdawał mu się udzielać. Kiedy słuchał, jego oczy błyszczały. Z początku był to błysk ciekawości, następnie sugerujący bycie myślami w świecie mówiącej, a w końcu po prostu chodziło o łzy. Nie spływały mu po polikach jak kobiecie, ale trwały w oczach. Garen nic z tym nie robił, no może nie licząc picia. Od czasu do czasu odruchowo kiwał głową, a przez twarz przebiegały mu różne grymasy. Wyglądał, jakby dokładnie rozumiał kobietę i dzielił z nią uczucia. Nie dało się zaprzeczyć, że było to dziwne i niepodobne do dawnego Garena. Najłatwiej byłoby zwalić sprawę na alkohol, ale wtedy nie wyszłoby romantycznie i uczuciowo.
Kiedy Pół Elfka skończyła mówić, zapadła chwilowa cisza. Mężczyzna wpatrywał się w ziemię, a kiedy podniósł głowę, uśmiechał się lekko. Pewnie położył dłonie na ramionach Tessy i nachylił się ku niej, tak, że nie miała innego wyjścia jak patrzeć mu prosto w oczy.
- Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, ile przeszłaś. To wszystko co mówisz jest takie... nieprawdopodobne. Trolle, magia, zwierzęta przemieniające się w ludzi, staruszki pośrodku dżungli i wspaniałe ruiny. Kiedyś nie uwierzyłbym ci na słowo. Wyśmiałbym cię i machnął ręką. Ale wiesz co? Po tym, co sam widziałem i przeszedłem, wierzę ci. Nawet cię podziwiam. Jeśli to wszystko prawda, to przeszłaś więcej niż jakiekolwiek człowiek kiedykolwiek. Wiedziałem od początku, że jesteś silna i twarda, ale teraz zawstydziłaś największych wojaków. Przyznaję, że mnie również...
Uścisk na jej ramionach stał się czuły, delikatny. Lewa ręka mężczyzny powędrowała w górę, by dotknąć mokrego polika Tessy. Łzy już jej nie ciekły, aczkolwiek zostawiły mokry ślad, który właśnie był zmazywany przez Garena. Mężczyzna uśmiechał się ciepło, a to sprawiało, że był jeszcze bardziej przystojny. Biło od niego zrozumienie.
- Nie mam zamiaru cię wyzywać, a tym bardziej bić. Nie obwiniam cię o nic, bo po pierwsze nie było mnie tam, a po drugie dałaś z siebie wszystko. Jesteś najsilniejszą kobietą na świecie. - Jego dłoń wróciła na swoje miejsce na odsłoniętym ramieniu kobiety. Zaśmiał się lekko. - Wiesz, że żałuję, iż nie poznaliśmy się w dżungli lepiej? Może wtedy ruszyłbym z tobą i razem byśmy dali radę? Z resztą, to by wtedy pewnie nie wypaliło, no cóż. Opowiem ci teraz, co przydarzyło się mi.
Z lekką niechęcią puścił kobietę i nalał sobie gorzałki. W dzbanku nie zostało zbyt wiele, więc pozostałość wlał do kubka Tessy. Kiedy się napił, odchrząkną kilka razy i ułożył wygodniej, opierając plecy o ścianę. Przez chwilę nie wiedział jak zacząć, więc drapał się po głowie, brodzie i rękach. Jego wzrok wodził po całej ścianie, aż w końcu utkwił w twarzy kobiety. Garen, rezygnując z wydumanych zdań, wzruszył ramionami i przeszedł do rzeczy.
- Moja historia nie jest zbyt fascynująca, wręcz nudna. Owszem, Denser zamachnął się, żeby przepołowić mi głowę, ale w ostatnim momencie przytrzymałem jego rękę, tak, że zmniejszyłem siłę ataku. Mimo tego moja czaszka oberwała, a ja straciłem przytomność. Musiał pomyśleć, że umarłem, skoro zostawił mnie w spokoju. Obudziłem się długo później, z taki bólem głowy, że jeszcze nie raz zemdlałem, straciłem też wiele krwi. Pamiętam, że doczołgałem się do plecaka Raymonda. Wiedziałaś, że miał jeszcze jedną miksturkę? Szkoda mi go było, ostatecznie był w porządku, tylko musiał się otworzyć, nawet jego naukowe gadki nie irytowały, a były ciekawe. W każdym razie, odzyskałem tyle siły, by wstać i obandażować głowę. Szedłem ciągle przed siebie, bowiem z wcześniejszych słów Elfa wynikało, że taka prowadzi droga, a my byliśmy niedaleko. Łeb dalej mnie bolał i straciłem przytomność jeszcze parę razy, z wyczerpania, bowiem wówczas nie mieliśmy już zbyt wiele jedzenia. Na domiar złego nie raz coś mnie ukąsiło. Straciłem czucie w nodze i ręce, z nosa zaczęła mi lecieć krew, a dupy lał się czerwony wodospad. Kaszlałem i rzygałem krwią również. Sikałem też. Długo by wymieniać, ale coś było nie tak. Kiedy byłem pewien, że umrę, trafiłem na coś, co uratowało mi życie. Pamiętasz krasnoludy? Te, co nas zaatakowały? Nie wpadliśmy na to, że przeszukać teren w poszukiwaniu ich ekwipunku, a był skryty niedaleko, wśród drzew i liści. Mieli mikstury lecznicze, wzmacniające, antydotum, dobre opatrunki i sporo żarcia. Wiesz co jeszcze mieli? W chuj złota. I gorzałki. To wszystko mnie uratowało, przynajmniej dopóki nie wyszedłem z Tuk'Kok. - Zrobił chwilę przerwy, na kilka głębszych oddechów. Tempo jego mówienia robiło się dość wolne, niektóre wyrazy niewinnie przekręcał. Zaczynało go chwytać, ale przynajmniej się otwierał, mówił szczerze, a przez jego twarz przebiegały prawdziwe emocje. Nachylił się ku Tessie i uśmiechnął słabo. - Kiedy dotarłem do ludzi, uradowany, że być może przeżyję, nim zdążyłem odwiedzić karczmę i burdel zaatakowały nas stwory. Były ich setki. Spierdalałem co sił, bo nie miałem broni, nawet zasranego sztyletu. Jedna bestia mnie goniła, przypominała lwa z rogami, ale była brązowa. Rzucałem w nią ciężkim mieszkiem monet. Jakoś uciekłem, ale one były szybsze. Ludzie stawiali słaby opór, większość z pewnością nie umiałaby stwierdzić, co ich zabiło. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale się wkurwiłem. Jakiś wojownik dał mi miecz i włócznię, więc z zorganizowaną grupą doświadczonych wojów ruszyliśmy zatrzymać te ścierwa, by dać ludziom szansę na ucieczkę. Cóż, większość wojowników zginęła, a kiedy skapnęliśmy się, że mamy przejebane, sami spierdoliliśmy na statek. Byłem zmęczony, ale mikstura krasnoludów musiała jeszcze działać. Z drugiej strony kiedy znalazłem się na statku, straciłem przytomność. Obudziłem się dopiero na jakiejś wyspie, a jakiś dzieciak szturchał mnie kijem. Miał na nim gówno, ale niestety szybko biegał, a ja byłem wrakiem. - Zaśmiał się ponownie, szczerze, z rozbawieniem, jakby w całej jego historii było więcej wesołości niż smutku. - Dalej jakoś się potoczyło. Znalazłem pracę jako ochroniarz na statku, potem chroniłem szlachciców i innych bogaczy, byłem nawet w straży miejskiej. Obecnie wynajmuje mnie każdy, kto chce, a jak kończą mi się pieniądze, to idę do jednego handlarza, któremu uratowałem życie. Zatrudnia mnie za podwójną stawkę. - Chwycił Tessę za dłonie i spojrzał jej poważnie w oczy. - Jeszcze raz wiedz, że przykro mi z powodu wszystkiego tego, co cię spotkało. To z pewnością zmieniło nas oboje, lecz musimy żyć dalej i patrzeć przez siebie. Byłaś dzielna i cieszę się, że przetrwałaś. Cieszę się... że nie tylko ja przetrwałem rzeź.
Momentalnie przybliżył twarz i pocałował ją prosto w usta, długo i namiętnie.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

57
Tessa nigdy nie pomyślałaby, że znajdzie tyle wspólnego z Garenem. Tuk'kok stworzyło nierozerwalną więź, potrafili się zrozumieć, choć wcześniej zakrawało to o cud. Nie tylko ona zmieniła się na lepsze, wyglądało na to, że Garen także. Gdy słuchała go, kobieta miała mieszane uczucia. Doskonale wiedziała dokąd prowadzą to czułe gesty i słowa, lecz w przeciwieństwie do swojej bojowej postawy w karczemnej izbie, teraz nie była tego taka pewna, czy jednak zapowiedź mężczyzny nie spełni się. Gdy nagle pocałował ją, zamurowało ją. Zastygła ze wzrokiem wpatrzonym w niego, jakby oceniając czy to przypadkiem nie jakaś gierka.
- Rozumiem, że zamierzasz jednak postawić na swoim. Nigdy nie odpuszczasz, prawda?
Spojrzała w bok, a następnie w dół na ich dłonie. Jej wydawały się śmiesznie małe, wręcz dziecinne. Zabrała je delikatnie. Zaśmiała się sztucznie, usilnie próbując zmienić panujący nastrój. Czuła gorąco, jak rozlewa się po jej ciele; zapewne niemały wpływ miała wypita gorzałka, a także niespodziewany pocałunek. Nowy Garen był cholernie podniecający.
- Ależ z ciebie farciarz! Natrafić na tyle szczęśliwych zbiegów okoliczności, to trzeba mieć niebywałego fuksa. Nie podejrzewałam nawet, że wtedy chciałeś lepiej mnie poznać. Byłam przekonana, że nie cierpisz mnie i że ucieszyło cię, gdy w końcu pozbyliście się mnie. Zaskoczyłeś mnie - paplała, nie patrząc mu w oczy, właściwie to skutecznie unikając jego wzroku. Nie wiedziała, co by wtedy ujrzała. Drwinę, a może jakieś oczekiwania? - Widzę, że też jakoś sobie radzisz. Mi także jakoś idzie, choć nie jest to to samo, co otrzymywanie nagród z wypraw. Nie narzekam, póki co nie potrzeba mi więcej. Odpoczywam, relaksuję się i myślę, co zrobić ze swoim życiem. Pewnie za jakiś czas znowu mnie gdzieś poniesie na bardzo długo.
Ile ja tu już właściwie siedzę?, spytała samej siebie. O wiele za długo.
- Powinnam już pójść. Powiedzieliśmy już sobie chyba wszystko, co było do powiedzenia, więc czas na mnie - oznajmiła nagle tonem mało zdecydowanym, jakby samą siebie chciała przekonać. Także nie poruszyła się przez dobre parę chwil, w końcu utkwiwszy brązowo-zielone spojrzenie w Garenie. Przeklęła w duchu i wstała, czekając aż mężczyzna przesunie się, by mogła wyjść z pokoju. Niezręcznie mu poda dłoń na pożegnanie. - Dobrze było cię zobaczyć. Nie jesteś jednak aż takim dupkiem, jak się wydawałeś. Dziękuję ci też za te... miłe słowa. Czuję się nieco lepiej po tej rozmowie. Do zobaczenia. Kiedyś tam.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

58
- Przepraszam... nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nie powinienem był... - powiedział pospiesznie, kiedy tylko cofnął się od twarzy towarzyszki, a ta próbowała zmienić panujący nastrój.
Cofnął się i zamilkł na chwilę. Wydawał się czuć zmieszany i skrępowany, z utęsknieniem wbił wzrok w pusty dzbanek po gorzałce. Zamilkł na chwilę, patrząc na ścianę, lecz w końcu spojrzał Tessie prosto w oczy i uśmiechnął się.
- Wydawałaś... a raczej wciąż wydajesz się dość nietypowa. W dobrym znaczeniu. Interesująca, oryginalna. Rzadko kiedy widzi się kobietę z włócznią, migrującą od jednego niebezpiecznego miejsca do drugiego. Ciekawiło mnie, jak dobra jesteś. Właściwie dalej ciekawi i to bardzo. Może kiedyś zapolujemy na coś tylko we dwoje?
Przesunął się nieco, by przepuścić towarzyszkę. Wstał i uścisnął jej dłoń, bez skrępowania, a zrobił to czule i delikatnie. Nie puszczał, ciągle trzymał i z lekkim, pewnym uśmiechem patrzył Tessie w oczy.
- Heh, byłem aż takim dupkiem? Kto by pomyślał... - Zaśmiał się lekko. - Może odprowadzę cię? Wiem, ze jesteś twarda, ale nawet ty nie dasz sobie rady z grupą rabusiów, a po sytuacji na Kattok mamy tu takich wielu. Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Wynajmę ci pokój tutaj. Wolę nie ryzykować, że coś ci się stanie po drodze, zwłaszcza, że skoro teraz mieszkamy w tym samym mieście, powinniśmy się częściej wydawać. Nie mamy za wiele do wspominania, ale muszę cię nauczyć lepiej grać w kości. - Wciąż trzymał jej dłoń, którą miał zamiar puścić dopiero, gdy kobieta da mu ku temu wyraźny sygnał. - To jak, którą opcję wybierasz? Zawsze, jeśli ci się nie spieszy możesz jeszcze zostać, rzadko kiedy mam okazję rozmawiać z kimś całą noc.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

59
- Dość często chodzę na polowania. Czemu nie? Może być nawet ciekawie. - Gdy Tessa myślała, że już nieco ochłonęła, ten czule uścisnął jej dłoń. Jego szare, twarde, zadziorne spojrzenie podobało jej się. Uśmiechnęła się nieznacznie. - Myślę, że jednak dałabym sobie radę. Jinareath mieszka też w Eroli, a jakoś wcale go nie widuję. Nie wiem czy nawet chciałabym. Pewnie nadal mnie nie lubi. Jeżeli chodzi o grę w kości, to raczej kwestia szczęścia niż umiejętności. Zamiast tej nauki wolałabym parę lekcji machania mieczem. Podobno dobry jesteś? Jak pamiętam całkiem nieźle ci szło w Tuk'kok. Myślałam już parokrotnie nad tym, ale z kimkolwiek nie gadałam to dziwnie na mnie patrzył, jakbym co najmniej rozum straciła. Wiedziałam, że to stracony czas - rozczulaliby się jeszcze nade mną, a nie tego potrzebuję. Co o tym myślisz? Zapłaciłabym jak trzeba. Miałabym przy tym pewność, że nie cackałbyś się. Zastanów się nad tym.
Kobieta wiedziała, że już dawno powinna zabrać dłoń. W końcu wysunęła ją z uścisku, wzruszając zaraz potem ramionami.
- Dobrze, zostanę jeszcze trochę, ale muszę wtedy napić się czegoś mocnego. - Obrzuciła go nagle ostrym spojrzeniem. - I będziesz grzeczny.
Jeżeli Garen zgodzi się na to, Tessa dla odmiany usiądzie na wygodniejszym łóżku, lecz dalej z boku. Jeśli zapowiadała się dłuższa noc na gadaniu, to wolała nie czuć na tyłku twardego krzesła.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

60
Garen wydawał się być zaskoczony propozycją Tessy, ale uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zabłysły. Dumnie wypiął szeroką i wyrzeźbioną pierś, stukając się w nią pięścią.
- Zostaw to mnie! Wyszkolę cię tak, że pokonasz niejednego szermierza. Wiem już, jak twarda jesteś, więc dam ci taki wycisk, że znienawidzisz mnie bardzo szybko. A potem dam ci jeszcze bardziej w kość. A potem znowu. - Jego uśmiech stał się złowrogi, jakby sama wizja porządnego wyjechania Tessy sprawiła mu przyjemność. Myślami już zmuszał ją do ciężkich, wielogodzinnych ćwiczeń. - Nad zapłatą jeszcze pomyślimy. Nie potrafiłbym przyjąć pieniędzy od dawnej towarzyszki broni, a są inne, ciekawsze sposoby, jakimi można wyrazić szczerą wdzięczność. - Nie dał po sobie poznać, co miał na myśli, więc brzmiało to tak, jakby mogło to być dosłownie wszystko. - Zawsze jestem grzeczny! - oznajmił z udawanym oburzeniem, kładąc dłoń na piersi imitując gest przysięgi. Zniknął na dół po kolejny dzbanek gorzałki.
Wrócił bardzo szybko, ostrożnie niosąc pełne naczynie. Nogą zamknął za sobą drzwi i od razu rozlał po kolejce, podając kubek Tessie. Usiadł się obok niej. Blisko, bardzo blisko, tak, że delikatnie stykał się z nią ramieniem.
- Za co wypijemy tym razem? Może po prostu za nas? - Pozostawił wybór kobiecie, po czym stuknął w jej kubek i przechylił zawartość swojego. - Więc, Tessa... opowiedz mi coś o sobie, ale tak, żebym znowu nie poczuł się mały. Opowiedz mi o twojej rodzinie. Też są takimi wojownikami jak ty? Kiedy w ogóle pierwszy raz chwyciłaś za włócznię i czemu tak ci się spodobało? A jak to było z magią? Masz kogoś? - zadał kilka niewinnych pytanek i patrzył rozmówczyni prosto w twarz, chłonąc każde jej słowo.
Od czasu do czasu, bądź na prośbę Tessy, będzie nalewał gorzały. Czasem skromniej, czasem mniej skromnie.

Wróć do „Port Erola”