Tawerna „Pod Żaglami Ula”

1
Tawerna w Porcie Erola zdecydowanie różni się od innych tawern, znajdujących się w dzielnicach portowych innych miast przybrzeżnych, zwłaszcza, a raczej głównie tych spoza Archipelagu. Przede wszystkim przesyt i dobra sytuacja ekonomiczna dała się we znaki również temu przybytkowi, więc na próżno tu szukać brudu, smrodu i ubóstwa jak w stereotypowych, wręcz tradycyjnych tawernach portowych, o których słyszy się tyle złego. Nazwa "Pod Żaglami Ula" miała budzić dobre wrażenie, sugerować, że każdy wilk morski, który tu zajrzy będzie miał szczęście na morzu za sprawą błogosławieństwa samego Patrona. Trzeba przyznać, iż był to udany chwyt marketingowy, od dobrych paru lat tawerna cieszy się ogromnym powodzeniem, a sądząc po ilości kufli wznoszonych każdego dnia i nocy w imię Ula, większość marynarzy kupiło tę bajeczkę. Chociaż kto wie, może coś w tym jest?
Tawerna mieści się przy jednej z głównych ulic prowadzących do portu, za linią wielkich, niekiedy dwupiętrowych magazynów. To piętrowy, szeroki budynek, cały biały, z czystymi szybami przyozdobionymi prostymi kratami. Nad drzwiami wystaje duży, ozdobiony srebrem szyld, z wydzierganym na grubym drewnie, wiszącym na łańcuchach znakiem - rybą na fali, dodatkowo na żaglu.
O przybyciu nowego gościa informuje dzwoneczek z małym sznureczkiem przywiązanym do drzwi. Po wejściu oczom dzielnego żeglarza ukazuje się wielka izba, z kilkoma drewnianymi kolumnami służącymi za dodatkową podporę. Stoły są porozmieszczane dość luźno, lecz gdyby tak się dobrze przyjrzeć i zastanowić można by uznać, że zostały ustawione tak, by stworzyć swego rodzaju uliczki, którymi z istną gracją poruszają się ładne, młode i opalone dziewczyny, nieprzerwanie przyjmujące kolejne zamówienia. Niektóre stoły są dłuższe i kwadratowe, największy może pomieścić nawet ośmiu marynarzy - nic w tym dziwnego, koledzy zazwyczaj lubią wypić w swoim towarzystwie, nie przekrzykując się przez całą salę, w przypadku zostania rozdzielonym. Na przeciwko wejścia znajduje się dosyć krótki barek, który bardziej służy do samej komunikacji z barmanem i jednocześnie właścicielem tawerny - schludnie ubranym, powoli siwiejącym mężczyzną, który ciężką pracą zarobił na założenie swego małego interesu, a teraz cieszy się życiem. Jest on przyjaźnie nastawiony do każdego, choć jego błękitne oczy prezentują twarde spojrzenie kogoś, kto nie jedno przeżył i nie pozwoli zakłócać porządku we własnym przybytku. Obok barku znajduje się wmontowane w ścianę palenisko, którego główną funkcją jest dawania światła niżeli ciepła, choć ogień się nie marnuje i zawsze nad nim znajduje się rożen bądź garnki z różnymi rodzajami zup. Zaraz obok znajduje się wejście do kuchni dla obsługujących dziewek, natomiast po prawej, obok barku, znajduje się wejście na piętro, gdzie można wynająć skromny pokój za dość wygórowaną cenę.
Tawerna posiada jeszcze dwa pomieszczenia. Te po lewej, posiadające drzwi, jest wynajmowane prywatnie. Znajdują się w nim trzy długie stoły i kilka zwisających z sufitów latarni, dających wystarczająco światła i budujących klimat. Średnio dwa razy w tygodniu jakaś grupka wynajmuje te pomieszczenie organizując istną biesiadę, która najczęściej kończy się tym, iż bawiący nie wychodzą z niej nawet do południa następnego dnia, zasypiając na stołach i pod nimi, często w kałużach własnych wymiocin. Dziewki mają później sporo sprzątania, lecz samo wynajęcie sali i tony jadła oraz istne hektolitry piwa i wina, kosztują majątek.
Sala po prawej składa się jedynie z okrągłych stolików, przy których mieszczą się nie więcej jak cztery osoby, a pod ścianą znajduje się mały kominek. Miejsce to uchodzi za bardziej zaciszne, zazwyczaj służy do załatwiania interesów tym, którym nie przeszkadza olbrzymi hałas dochodzący z pomieszczenia obok. Nie jest powiedziane, że nikt się tu nie bawi, nie śpiewa, a nawet nie tańczy na stole, aczkolwiek tylko w tej sali możliwe jest w miarę spokojne załatwienie spraw, bez obawy, że w tym całym harmidrze ktoś podsłucha.
Ściany tawerny przyozdobione są różnymi trofeami, głównie żeglarskimi. Zapewne gdyby zdjąć je ze ścian, byłyby sporo warte, mówi się, że właściciel zdobył je własnoręcznie. Haki, harpuny, sieci - to najpopularniejsze widoki, które idealnie komponują się szkieletami ryb, obrazami w morskich klimatach czy prawdziwymi elementami statku - kotwicami, sterami i wiosłami. Nad samym barkiem, zza którego bacznie obserwuje zarządca, znajdują się głowy wilka, tygrysa, pantery i niedźwiedzia, aczkolwiek pozostało jeszcze kilka pustych miejsc.
W tawernie panuje dobra, przyjazna atmosfera, lekko wcięci marynarze, handlarze i inni często zawierają nowe, rodzące owoce znajomości przy kuflu wina czy kawałku pieczeni. Śpiewy i piosenki marynarskie cichną tylko na kilka chwil, gdy ktoś planuje pochwalić się swymi osiągnięciami na morzu czy podzielić opowieściami. Często budzi się napięta atmosfera, niekiedy nawet dochodzi do bójek, lecz ostatecznie wszyscy przepraszają, piją na zgodę i znowu cała tawerna rozbrzmiewa śpiewem dziesiątek mężczyzn, słyszanym podobno tuż przy samej przystani.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

2
Był jeden ze zwykłych, tradycyjnych dni na całej Eroli. Słońce grzało na niebie, a nieliczne, białe chmury leniwie wędrowały po błękitnym i pełnym ptactwa nieboskłonie. Było gorąco i duszno, choć chłodny wiatr znad morza zdecydowanie ratował życie tysiącom osób, które w przeciwnym wypadku poumierałyby z tej całej duchoty i żaru.
Na ulicach było gwarno, panował zwykły, tradycyjny dzień. Jedni coś kupowali, inni sprzedawali, lecz prawdziwe życie toczyło się w samej dzielnicy portowej, gdzie setki ludzi nieustannie wyładowywało towar z olbrzymich statków bądź wręcz przeciwnie. Na miejsce jednego okrętu niemal natychmiast pojawiał się kolejny, a cykl ten trwał przez cały dzień i noc - nie miał końca. Magazyny gromadziły setki beczek, skrzyń i worków po to, by niekiedy jeszcze tego samego dnia część z nich ponownie wróciła na statki, a część trafiła do mieszkańców, lecz wpierw na targ i do sklepów.
Było jednak miejsce, które poza targiem i portem gościło strudzonych ludzi przez cały czas. Mowa naturalnie o tawernie "Pod Żaglami Ula". Ludzie przychodzili zmęczeni, odchodzili zadowoleni, napici, najedzeni i wypoczęci, a przede wszystkim lżejszy o dobrych kilka koron wschodnich. Tego dnia w tawernie nie było tak hucznie, choć również nic poniżej normy. W głównej izbie przesiadywało kilkoro strudzonych marynarzy, paru mieszkańców, powoli sączących wino i zajadających się skromnym obiadem, kilku innych ludzi, najwidoczniej turystów bądź partnerów handlowych; można było również dostrzec oddział najemników noszących długie i proste miecze, skórzane kolczugi oraz tarcze. Zapewne obstawa ładunku i dodatkowa ochrona przed piratami.
Właściciel - postawny brunet, u którego pojawiło się kilka siwych pasków - stał za barkiem i trzymając pióro prowadził rachunki w grubej, oprawionej skórą księdze, która warzyła chyba tyle samo co porządna broń. Klienci podchodzili do lady, płacili i odchodzili. Niektórzy zamawiali butelki czegoś "specjalnego", co również było w ofercie, choć najczęściej to eksperymentalne trunki, stworzone własnoręcznie bądź przywiezione z innych krain, które smakowały jedynie niewielkiej części społeczności Erola.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

3
Dla większości osób przechadzających się pod dzielnicy portowej miasta po prostu panował tu niewyobrażalny hałas. Rozmowy, targi, kłótnie, krzyki - to wszystko składało się w jedna, chaotyczną całość.
Ale nie dla Lotiego. Dla niego to była po prostu rozsypanka - każdą z jej części trzeba odpowiednie ułożyć. I wtedy dopiero zrozumieć. Loti lubił właśnie układanie tych pojedynczych dźwięków, wyodrębniał je i wsłuchiwał się w każdą sylabę, w każde słowo.
Szedł powoli, unikając zderzenia z innymi osobami. Jednocześnie wytężał słuch, by dowiedzieć się czegoś nowego i przekazać to potem Uzco. W nozdrza uderzył go zapach skóry. Już wiedział, gdzie jest. Przechodził obok jednego z magazynów znajdującego się na rogu ulicy - tylko w nim trzymano skórę. Loti w pewnym sensie lubił ten zapach. Pochodził on z krain, w których chłopak nigdy nie był. A bardzo by chciał
Jeszcze parę kroków i już był u celu. Jedna z najpopularniejszych tawern w porcie. "Pod Żaglami Ula" było niesamowitym miejscem, pełnym nieznanych akcentów, języków i opowieści, które Loti tak bardzo chciał usłyszeć, choć nigdy tego głośno nie przyznał.
Chłopak poszukał drzwi, po czym pchnął je i w jego uszach zabrzmiało ciche, nieśmiałe dzwonienie.
Loti nieco się przeraził. Nic nie widział, a tłoczyła się tu masa ludzi. Jeden niewłaściwy ruch i wpadnie na kogoś nie do końca przyjaźnie nastawionego, na kogoś takiego, kto z przyjemnością przywali ślepcowi. Wyszukał ręką ściany i, posuwając się powoli wzdłuż niej trafił na niski blat baru. Położył na nim obie ręce i wsłuchał się w otoczenie. Wyczekiwał na właściciela tawerny. Wiedział, że mężczyzna na pewno go zauważył, ale nie zmieniało to faktu, że do niego podejdzie. W końcu wisiał 500 koron Uzco za dostarczony chleb.
Loti nie spieszył się. Gdy nadejdzie pora, barman do niego podejdzie. W sumie, może też krzyknąć, że jest winien mu pieniądze, ale lubił faceta i nie zamierzał mu psuć dobrej reputacji. A właściciel lubił Lotegio.
Mimo że większość na widok 500 koron oddałaby wiele, dla chłopaka były tylko zimnymi, metalowymi krążkami. Cenniejsze były nowiny, jakie mógł tu usłyszeć. Uzco również o tym wiedział i specjalnie wysyłał Lotiego w takie miejsca. Dlatego obrócił się teraz w kierunku sali i sięgnął wgłąb siebie, do swoich zmysłów. Poczuł delikatnie pulsowanie w głowie. A potem...
A potem słyszał już wszystko. I nie wszystko z tego było tylko zwykłymi plotkami. Na to Loti wyczekiwał. Na coś, co może zmienić jego tok myślenia, czym będzie mógł się interesować, co będzie mógł pochłonąć całym sobą. Na coś, co zmienić jego życie.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

4
Loti od razu po wejściu wymacał ścianę i poruszał się wzdłuż niej. Jego dłoń stykała się z siecią rybacką, którą pokryte były ściany w ramach ozdoby. Mężczyzna powoli przesuwał się dalej, minął drzwi do bocznej sali, a następnie znalazł się przy frontowej ścianie, gdzie ominął wejście do kuchni, palenisko z syczącym ogniem, aż w końcu jego dłonie wymacały blat.
Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Kelnerki były zabiegane, nieprzerwanie dźwigając wielkie półmiski pełne jedzenia, duże kufle piwa bądź dzbany win. Każdy był zajęty sobą, panował niewielki gwar, ludzie śmiali się, rozmawiali, podśpiewywali usłyszane gdzieś piosenki. Tradycyjny dzień w tawernie. Młody Loti jakimś cudem nie zderzył się z nikim, nie napytał sobie kłopotów, mimo swej ślepoty poruszał się dosyć sprawnie, nie dając po sobie zbytnio poznać, że jest niewidomy. Nikt też nie przyglądał się bardziej poruszającemu się blisko ściany mężczyźnie. Chyba nikt, ludzi może nie było aż tak wielu jak czasami, aczkolwiek to dalej sporo, a Azuni nie mógł przecież mieć pewności czy ktoś nie obserwuje go jakoś bardziej. Mimo wszystko, po wejściu do knajpy, z każdą sekundą coraz bardziej odczuwał specyficzne, narastające uczucie, które śmiało można określić "niepokojem". Być może była to zwykła trema i niepewność, wszak Loti otrzymał poważne i odpowiedzialne zadanie.
Kiedy zjawił się przy ladzie, właściciel nawet nie podniósł głowy. Skończył kreślić w księdze, którą zamknął i schował pod ladę, po czym wyciągnął kilka kartek z jakimś spisem towarów, gdzie wykreślał całe linijki i dodawał nowe. Azuni naturalnie tego nie widział, lecz był na tyle blisko, aby swym czułym słuchem wybadać dźwięk szurania piórem o szorskie i sztywne kartki papieru.
-... no i wtedy tak ją wychędożyłem, że dała mi zniżkę, a teraz w całym portowym burdelu o mnie gadają, nawet ostatnio dostałem...
- Stary, mówię ci, jak się nie słucha, to przypierdol, ale nie za mocno, żeby nie umarła i sąsiedzi nie gadali...
-... z nimi dogadać, wtedy może będą omijać nasze transporty i atakować konkurencję...
- Kto chce niechaj słucha, a kto nie chce niech nie słucha, jak dla balsam są dla ucha...~
To były tylko przykładowe dialogi, które wychwycił Loti, lecz jeśli liczył na fascynujące opowieści, z pewnością mocno się zawiódł. Dla większości ludzi najważniejsze są interesy, pieniądze i własne żądze, praktycznie niewielu opowiada fascynujące, pełne przygód historie. To nie Sindbad, tylko prawdziwe, trudne i pełne goryczy życie, w którym należy walczyć o każdy okruszek chleba. Mieszkańcy Archipelagu mają o tyle lepiej, że tych "okruszków" otrzymują nieco więcej.
Po chwili właściciel najwidoczniej lekko się zirytował, kiedy stojący przy ladzie jegomość nie raczył się ani odezwać, ani rzucić garść monet w ramach zapłaty. Geron - bo tak na imię miał posiadacz i kierownik tego zacnego przybytku - podniósł powoli głowę znad kartek i dokładnie przyjrzał się Lotiemu.
- Mogę w czymś pomóc, chłopcze? - zapytał spokojnie, twardo patrząc w błękitne oczy Azuniego.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

5
Do uszu Lotiego dotarł niski, przyjemny głos, nieco już zdarty. Chłopak domyślił się, że należy on do właściciela baru. Nie wiedział, czy mężczyzna już zdążył zauważyć niedoskonałość Lotiego.
- Jestem tutaj z polecenia Uzco - próbował mówić równie spokojnie. - Chyba wiesz, czego piekarz by chciał? - przez parę sekund nie słyszał żadnej odpowiedzi. Czyżby nie wiedział, czy celowo udaje?.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

6
Właściciel zmrużył oczy, a po chwili podniósł jedną brew. Po jego twarzy ciężko było wywnioskować, czy spodobała mu się odpowiedź Lotiego, czy też nie, wszak Azuni mógł palnąć prosto z mostu, zamiast bawić się w gierki. Czas to pieniądz, a nie można zapominać, iż Geron jest biznesmenem i nawet, jeżeli miał pieniędzy co najmniej tyle samo co kerońska szlachta, jeżeli mowa o złocie jego nadmiar nigdy nie zaszkodzi.
- Wybacz, chłopcze, mam sporo spraw na głowie - odparł, po czym wyjął kolejne kilka kartek i w pośpiechu zaczął je przeglądać, pomrukując coś pod nosem. - Nie bardzo mogę znaleźć kartkę od Uzco. Jesteś w sprawie jakiejś umowy czy czego? - zapytał, a w jego głosie Loti mógł wywnioskować nieco podejrzliwy ton; albo nie ufał młodzieńcowi, ale próbuje kręcić, by zaoszczędzić parę groszy, sam Azuni nie mógł też wywnioskować, czy rozmówca zdaje sobie sprawę z jego małej wady.
- Mówię ci, sakiewka była tak ciężka, że jak ją przywiązałem do spodni, to mi spadały...
- Mogliśmy obżerać się jak świnie, wszystko stawiał szef, problem w tym, że potrącił nam to z wypłaty. Powiesiliśmy go za jaja, kara była tego warta...
- ...leży gdzieś tam, zakopany tak, aby nikt nie znalazł. Poczekam, aż jego wartość wzrośnie, będę bogaty i założę własny burdel...
- Ostatnio syn zapytał mnie, skąd się biorą dzieci. Powiedziałem mu, że niech wychędoży jakąś młódkę, to się sam przekona, hahaha...
- Mówię ci brachu, najlepszy chleb ma Uzco, czasem podnosi ceny, ale jak ma duży zbyt to biorę po kilka...
- Podobno przepadła gdzieś ostatnia dostawa przypraw, przez co ceny na targu wzrosły. Jak na moje Geron przygotował się na to, więc póki co w tawernie jest tanio i bardziej opłaca się jeść tutaj, niż robić samemu...
- Ta zdzira, żona handlarza biżuterią, zdradza swojego męża. Skąd wiem? Bo sam ją przeleciałem, haha...
Do uszu Lotiego mimowolnie dochodziły kolejne słowa przesiadujących w tawernie. Plotki, informacje, ciekawostki, zwykłe, codzienne sprawy, zwykłe, niezobowiązujące rozmowy. Jak tak dalej pójdzie, od tego natłoku nie potrzebnych informacji, Azuniego rozboli głowa, w najgorszym wypadku ucierpi jego psychika.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

7
Takiego hałasu jeszcze nigdy Loti wcześniej nie doświadczył. Powoli cała sprawa zaczęła go irytować. W głowie pojawiło się delikatne pulsowanie, z czasem zacznie przybierać na sile, aż w końcu stanie się bólem nie do zniesienia, zwalającym Lotiego z nóg. Dlatego postanowił przejść do rzeczy.
Uzco wysłał mnie tu po 500 koron, które wisisz mu za chleb. Nie wiem, dlaczego i od kiedy, nie interesuje mnie to, chcę tylko dostać pieniądze. Sprawa wydaje się prosta, czyż nie? - powiedział z wyrzutem.
Potok słów naprawdę zaczynał mu ciążyć. Czy da się to wyłączyć? I czemu jest to takie mocne?

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

8
Loti tego nie widział, lecz właściciel zmarszczył czoło. Ton młodzieńca zdecydowanie mu się nie podobał. Nie można zapominać iż Geron był wpływowym i bogatym mężczyzną, z pewnością nie przywykł do takich słów, wypowiedzianych bez szacunku, zwłaszcza, że przez zwykłego ponagiera piekarza. Właściciel poczuł się, jakby wisiał jakiś haracz i rozmawiał ze zwykłym bandytą.
- Teraz już pamiętam. Szkoda tylko, że Uzco nie pofatygował się osobiście, widać bardzo mu zależy na naszej umowie - odparł, a jego słowa przesiąknięte były ironią, nie można jednak mieć mu tego za złe. - Już chyba wiem o co chodzi, poczekaj. - Zabrał papiery i księgę, po czym opuścił barek i ruszył na piętro, a mimo panującego szumu Loti słyszał odgłosy stóp uderzające o drewniane stopnie, dopóki grube ściany całkowicie nie stłumiły dźwięku.
- ...weź, taniocha, nigdzie nie dostaniesz lepszego towaru! Masz pojęcie, po ile schodzą skóry u innych myśliwych?
- Myślę, że najlepiej będzie załapać się gdzieś jako ochrona transportu naziemnego. Mam chorobę morską, nie chciałbym zarzygać piratów i pozabijać ich śmiechem, nawet jeśli zapłaciliby mi za to szczerym zlotem.
- Słyszałeś o tym marynarzu, któremu jakiś krokodyl ujebał nogi poniżej kolan? Podobno ma teraz dwa drewniane kikuty i podpiera się kijem, a mimo to i tak zręcznie walczy szablą w drugiej dłoni, podobno nawet dostał awans...
Plotek, informacji i pogaduszek ciąg dalszy. Rzeczywiście, mogła od tego boleć głowa, lecz mimo wszystko Loti powinien być przyzwyczajony do czegoś takiego, bo co będzie, gdy znajdzie się w bardziej tłocznym miejscu? Dobry słuch jest zaletą, ale i również wadą, już nie chodzi o istne szaleństwo rozbrzmiewających w głowie słów, a raczej o to, iż czasami można usłyszeć coś, czego się nie chce. Azuni póki co tego problemu nie miał, no chyba, że postanowi donieść handlarzowi biżuterii o romansach jego żony.
Po niedługiej chwili kroki młodzieniec usłyszał kroki po schodach, a następnie odgłos ciężkiego mieszka uderzającego o blat oznajmił powrót właściciela.
- Proszę bardzo, możesz przeliczyć, jeżeli naturalnie to potrafisz - rzekł Geron, bez jakiejś złośliwości w głosie, mogła to być zapewne aluzja do ślepoty Lotiego, nie było to jednak pewne. - Następnym razem każ Uzco przyjść osobiście, no chyba, że umowy też będziesz za niego podpisywał. A co się tyczy podpisów... - Przed twarzą Lotiego, na stole tuż obok sakiewki wylądowała kartka, a w uniesionej dłoni Geron trzymał pióro z niewielką ilością atramentu na końcu. - Podpisz w dole kartki i możesz odejść. Tylko nie zgub pieniędzy, bo drugich nie dostaniesz. Szybciej, bo klienci czekają. - Zaiste, w niewielkiej odległości od barku zaczęła robić się coraz większa kolejka, a ludzie zaczęli się niecierpliwić. Nikt jednak nie naruszał przestrzeni osobistej Azuniego, nie podglądał, lecz nigdy nie można było być pewnym, czy ktoś nie podsłuchiwał. Mimo to w karczmie panowały twarde zasady i każdy zajmował się sobą.
- Ty, ale z córki handlarza owocami zrobiła się dziewka. Chciałbym się dobrać do jej pomarańczek haha...
- Ten stragan z mięsem Geminiego strasznie śmierdzi, jego towary są stare i zdechłe, nie polecam...
-...i wtedy wziąłem tak wielki zamach, że spudłowałem w tego przede mną, ale odciąłem głowę skradającemu się ze sztyletem za mną, uwierzycie?!
- Lepiej stąd nie wychodź, możesz mieć kłopoty.
- Szszzzzybcieeej kurfaaa, jleższzz moszna czcekać?!
- Ta elfia dziewka roznosząca żarcie nawet niezła, myślicie, że jak zapłacę w napiwku mniej niż płace kurwom, to pójdziemy na górę?
- Wypijmy za zdrowie Morskiego Smoka, najwspanialszego okrętu jaki kiedykolwiek powstał!

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

9
Loti nie był pewien, czy Geron wie o jego ślepocie, czy też nie. Ostrożnie wysunął rękę przed siebie. Miał nadzieję, że właściciel tawerny zrozumie ten gest i poda mu jakieś pióro. Na szczęście takowe szybko wylądowało w dłoni Azuniego. Poszukał dłonią kartki i, sprawnie poruszając koniuszkami palców po krawędzi, dotarł do dołu dokumentu i nakreślił tam znak "X".
Nie wiedział, czy śmiech w pobliżu był spowodowany jego podpisem, czy też czym innym. Nie miał nastroju do tego typu rozważań. To ciągnie się zdecydowanie zbyt długo. Czemu Uzco zrobił ze mnie chłopca na posyłki? Czemu tak mi utrudnia życie?
- Czy taki podpis Ci wystarczy? - zapytał Gerona z największą obojętnością, na jaką było go stać.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

10
Geron głośno westchnął i odebrał dokument od Lotiego, wręcz wyrwał mu go z ręki, po czym przyjrzał mu się dokładnie. Widać nie podobało mu się przedłużanie Azuniego, który zmarnował zdecydowanie za dużo czasu na tak prostą czynność jak odebranie pieniędzy. Kolejka rosła, klienci niecierpliwili się coraz bardziej, wszak "czas to pieniądz" nie jest jedynie durnym, bezsensownych powiedzeniem mającym na celu sprawiać niechcianych rozmówców.
- Tak kurwa, jest zajebisty, spuściłem się na niego. - Nim właściciel zdążył coś powiedzieć, uprzedził go jeden z marynarzy stojący w kolejce, bardzo jak widać zniecierpliwiony, gdyż jego drobne, niepotrzebne ruchy wskazywały na to, iż najwidoczniej bardzo się spieszy, choć równie dobrze mógł to być efekt nadmiaru wina. - Mogę się jeszcze na niego zesrać, jeżeli to sprawi, że w końcu wypierdolisz i zrobisz miejsce innym. - Napiął się groźnie, a jego postawna sylwetka wskazywała, że lepiej z nim nie zaczynać.
Właściciel jedynie na ułamek sekundy przeniósł wzrok na marynarza, po czym nawet nie wzruszając ramionami oddał kartkę Azuniemu.
- Może być, więcej mi nie potrzeba. Jeszcze coś, czy poczekamy aż cię tutaj zlinczują? - rzekł Geron, najwidoczniej również zniecierpliwiony, wręcz poirytowany Lotim, który zabrał mu zdecydowanie więcej czasu niż powinien.

Spoiler:

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

11
Loti wziął kartkę do ręki. Próbował nie okazywać po sobie zdenerwowania, ale chyba marnie mu to wychodziło. Najważniejsze było to, żeby teraz nie uderzyć przypadkiem w tego rozgniewanego mężczyznę (a może kobietę z grubym głosem?), który tak "uprzejmie" wyraził się o Lotim. Odszedł od lady, badając dłońmi otoczenie jak najdelikatniej, robienie z siebie pośmiewisko było ostatnią rzeczą, jaką w tej chwili chciał. Miał nadzieję, że przez dłuższy okres czasu ni będzie musiał tu ponownie przychodzić. Parę uwag poleciała jeszcze w jego stronę, ale nie zwracał na nie uwagi.
Gdy po parunastu sekundach, które wydawały się wiecznością, przekroczył drzwi, westchnął z ulgą. Dzwoneczek zawieszony nad wejściem do tawerny cicho i szybko zabrzęczał, jakby śmiejąc się z Azuniego.
Poruszanie się po ulicach było łatwiejsze niż w budynkach. Loti miał tu więcej miejsca, łatwiej mógł wyczuć zbliżającą się przeszkodę, było tu też ciszej. Co nie znaczy, że cicho. Słyszał tu różne języki, akcenty. Syczące zgłoski i twarde wyrazy, delikatne głosiki i groźne powarkiwania. W nierozumianym przez nikogo rytmie rozmów Loti powoli ruszał w kierunku piekarni. Dzielnicę portową od dzielnicy kupieckiej dzieliło parę szerokich traktów, jednak chłopak wolał chodzić mniej znanymi alejkami, gdzie była mniejsza szansa na trafienie w kogoś lub coś. "Ciemne alejki" nie istniały dla Lotiego. Dla niego wszystko było ciemne, więc gdy ktoś mówił, że w tej ciemności czai się zło, to Azuni w myślach zaprzeczał. Według chłopaka to światło kryło w sobie więcej zła. To, co widzimy, na co każą nam patrzeć.
Mimo tego nie był on na tyle głupi, by zapuszczać się w naprawdę "ciemne" miejsca. Od tego odwodziła go cisza (była ona groźniejsza niż hałas) lub samo przeczucie Lotiego, jakiś sygnał alarmowy, który go ostrzegał.
Nie zajęło mu więcej niż 20 minut, aby wrócić do piekarni. gdy tylko przekroczył jej próg, mógł zacząć swobodnie się poruszać. Znał tu każdy kąt.
- Troszeczkę mi się zeszło, ale wiesz, jak ja lubię kręcić, Uzco.

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

12
Gdy Loti stosunkowo powolnym krokiem, odsunąwszy się od lady, kierował się w stronę drzwi, towarzyszyły mu dochodzące zza pleców odgłosy ulgi, wydane w niezbyt pozytywnym sensie. "Nareszcie kurwa", "co on, modlił się?", "pewnie nie miał kasy i musiał wyżebrać na kredyt", i tym podobne, dobrze słyszalne zwłaszcza przez Azuniego słowa rozbrzmiewały pod nosami stojących w kolejce, chcących w końcu zapłacić bądź zamówić coś specjalnego z barku, choć nie wykluczone, że część z nich przybyła tu we własnych interesach, tak jak Loti. Opuszczenie tawerny zajęło mu nieco więcej niż kilkanaście sekund, w międzyczasie naraził się kelnerkom, które musiały omijać go szerokim łukiem, nosząc duże półmiski jedzenia. Dziewczyny były nieco milsze, aczkolwiek jakaś od czasu do czasu mruknęła coś niezbyt przyjemnego pod nosem. W końcu młodzieniec opuścił pomieszczenie i nie męcząc już innych swoją osobą, wyszedł wprost na gwarną ulicę.
Czy poruszanie się po ulicy było łatwiejsze od tego w budynkach było kwestią sporną. Tawerna znajdowała się w miejscu, przez które przechodziło wielu ludzi, a ponieważ w pobliżu nie znajdowało się nic co służyłoby odpoczynkowi czy załatwianiu interesów, Geron nie mógł wybrać lepszego miejsca. W każdym razie było dość gwarno i ciasno. Loti poruszał się stosunkowo powoli, przepychając się przez ludzi. To była ciężka bitwa, stoczona w duchocie i ciasnocie; raz ktoś uderzył go z łokcia w bok, raz w bark, raz w plecy tak mocno, że Azuni prawie się obalił, a raz on sam był przyczyną obalenia się dużego kosza pełnego owoców, znajdującego się na głowie jednej z kobiet. Nim wydostał się z tej najbardziej gwarnej ulicy, minęło więcej czasu niż chłopakowi się zdawało, słońce konsekwentnie zmierzało ku zachodowi, a przepychanie się przez tłum wiecznie spieszących się gdzieś ludzi wymagało nie lada koncentracji i wysiłku.
Przeróżne słowa, akcenty, głosy i informacje docierały do uszu idącego Lotiego, lecz słuch nie był jedynym aktywnym zmysłem, który pomagał chłopakowi przetrwać w tłumie. Poza dotykiem, umożliwiającym również przepychanie się i podtrzymanie w razie kłopotów, nozdrza Azuniego odbierały wiele różnych zapachów. Mocne przyprawy, przyprawiające o kichnięcia, zapach świeżych ryb i owoców, smród alkoholu emanujący od pijanych już marynarzy, zapach różnych perfum, którymi wypsikani byli emisariusze i inni szlachetnie urodzeni dostojnicy, zdarzył się również smród prowadzonego bydła, choć najpopularniejszym zapachem był fetor spoconych i zmęczonych ludzi. To wszystkie pozwalało Lotiemu poruszać się dość wygodnie, lecz nie za szybko, uprzedzać komu osunąć się z drogi bądź na kogo uważać, a nawet kogo dopisać na czarną listę.
W miarę jak Azuni przesuwał się w kierunku piekarni, wybierając mniej zaludnione uliczki, tłum malał, gamma zapachów zmniejszała się drastycznie, a chłopak musiał polegać na intuicji, znajomości topografii miasta i ścianach budynków. W pewnym jednak momencie mógł zdać sobie sprawę z tego, że jest jakby... lżejszy, a po gruntownym przeszukaniu całego swojego ciała mógł dojść do wniosku, że mieszek zawierający pięćset koron wschodnich najzwyczajniej w świecie zniknął. Kiedy, jak, nie wiadomo. Loti po prostu nie poczuł tego, nie zauważył od razu.
Wyglądało na to, że nie był to jego jedyny problem. Owszem, uliczka, w której się znalazł nie była całkiem pusta, lecz po chwili do uszu chłopaka dochodziły jedynie równomierne, stanowcze i dość ciche kroki z obu stron uliczki, po czym nikt już się tutaj nie zapuszczał. Dalej było słuchać gwar dochodzący z innych ulic, lecz w małej alejce, w której znalazł się Azuni zapanowała cisza. Ta sama cisza, której tak bardzo się obawiał.
- Ty jesteś Loti Azuni? Pójdziesz teraz z nami. Nie masz się czego bać, po prostu spokojnie będziesz się trzymał blisko, bez prób ucieczki, co w twoim przypadku byłoby trudne. Wzywanie pomocy też nic nie da, bo po pierwsze nie jest ci ona potrzeba, po drugie nic ci nie da, a po trzecie tylko pogorszysz swoją sprawę. Powiedz jak będziesz gotowy, będziesz kierował się za moim głosem. Nie radzę wykazywać sprzeciw. Gotowy?
Postać, która pojawiła się przed Lotim, zdecydowanie była mężczyzną. W prawdzie Niewidomy nie widział jak była ubrany był nieznajomy i jego towarzysz za plecami, głos mówiącego wskazywał jednak na to, iż jego właściciel ma około trzydziestu lat. Bardziej jednak zwracał uwagę ton głosu. Stanowczy, pewny siebie, nieco chłodny. Słowa przekazane były dość szybko i treściwie, to była prawdziwa informacja, nie pogawędka. Mówiący brzmiał, jakby inna opcja nie nie wchodziła w grę, a porwanie w biały dzień, z pozoru niegroźne niewidomego człowieka, było czymś normalnym. W przeciwieństwo do instynktu Azuniego, który wręcz szarpał go za plecy nakazując szybkie opuszczenie tego miejsca i uniknięcie tych ludzi, chociażby młodzieniec miał wspiąć się po ścianie najbliższego budynku i zwiać przeskakując po dachach.


Spoiler:

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

13
Lotiego najbardziej zastanawiała jedna sprawa - skąd mężczyzna wie o tym, że Azuni jest niewidomy. Wskazywałoby to, że ci bandyci nie są zwykłymi rabusiami, ale raczej zostali przez kogoś wynajęci. Tylko komu Loti się naraził?
Chociaż serce Azuniego biło jak szalone, a nogi same rwały się do ucieczki, to chłopak dobrze wiedział, że nie da rady. Zanim odwróciłby się i wyciągnął przed siebie rękę, jego gardło mogłoby zamienić się w fontannę krwi. No chyba, że nie chodzi im o jego śmierć. Młodzieniec próbował coś powiedzieć, ale jego usta zamknął strach i z jego gardła wydobyły się tylko niezrozumiałe słowa. Kolejny punkt dla napastników.
- Bądź rozsądny, chłopcze... - mruknął jeden z mężczyzn. - Widziałem wiele osób umierających z głupoty, nigdy z rozwagi. To co? - Loti przytaknął tylko głową. Nie miał szans. Zapomniał nawet o prostych czarach, których mógł użyć. Podniesienie białej flagi nie zawsze było oznaką tchórzostwa...

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

14
- Słuszna decyzja, chodź za mną, nie oddalaj się na więcej niż kilka kilka kroków. Jeżeli czegoś spróbujesz, mój towarzysz idący za tobą wbije ci nóż prosto w plecy - odpowiedział mężczyzna rozumiejąc poddanie się Lotiego.
Cała trójka ruszyła dość szybkim krokiem dalej w głąb alejki, by w końcu wyjść na jedną z tłocznych ulic. Azuni wręcz czuł na swoim karku oddech stojącego za nim mężczyzny. Kierowali się w dół, w stronę portu, trzymając się blisko siebie i nie dopuszczając do rozdzielenia. Dopiero kiedy chłodny wiatr znad morza uderzał w twarze coraz bardziej, a kwikanie ptaków stawało się coraz głośniejsze, co sugerowała znajdowanie się w dzielnicy portowej, cała trójka skręciła w mniej uczęszczaną uliczkę, a potem w jeszcze jedną, by ostatecznie znaleźć się w okolicy stosunkowo małych i zaniedbanych magazynów, o których zapewne ktoś już dawno zapomniał.
- Dobra, tu mieliśmy czekać na resztę - oznajmił jeden z mężczyzn, po czym usiadł na beczce stojącej przy drewnianej ścianie budynku. - Mam tylko nadzieję, że przyjdą na czas. Opiekowanie się kaleką jest strasznie chujowym zadaniem, nawet jeśli zapłacili mi ciekawą sumkę.
- Stul się, zadanie to zadanie, czekamy - odpowiedział chłodno drugi.
Czas spędzony w oczekiwaniu płynął nieubłaganie wolno, a mężczyźni nie byli skorzy do dalszych rozmów. Albo kręcili się w tą i z powrotem, albo bawili się swoimi broniami, choć głównie trzymali głowy wysoko uniesione i wpatrywali się w bezchmurne niebo, jakby wypatrywali jakiegoś znaku. Od czasu do czasu jeden z mężczyzn cicho przeklął, a jego zniecierpliwienie było wręcz namacalnie, lecz obecność drugiego wyraźnie go hamowała.
W końcu dało się usłyszeć kroki i wszyscy zwrócili uwagę w stronę ich źródła. Loti w prawdzie tego nie widział, aczkolwiek wyczuł je pierwszy. Był to średniego wzrostu mężczyzna, odziany w płaszcz z kapturem, dość młody, choć na jego twarzy widniał zarost. Posuwał się naprzód spokojnie, rytmicznym, wręcz wyliczonym krokiem, mając odsłonioną głowę. Dwójka porywaczy wstała i powoli ruszyła w jego stronę.
- A więc to ciebie mieli przysłać? Tylko jeden? Nie wiem gnojku kim jesteś, ale masz tego cwaniaczka i powiedz szefowi, żeby więcej nie zawracał mi dupy takim marnym zleceniem, bo inacz- - Nie zdążył dopowiedzieć, gdyż sztylet, a raczej krótki nóż utknął prosto w jego krtani.
Loti usłyszał jedynie błyskawiczny świst, bulgoczące charczenie i dźwięk upadającego ciała.
- Ty śmieciu! - Drugi z mężczyzn błyskawicznie wyjął swoją szable i rzucił się wprost do ataku.
Tajemniczy nieznajomy również wyciągnął broń i oboje starli w morderczym pojedynku. Byli wyśmienitymi szermierzami, żadnemu nie udało się trafić w drugiego. Szable świstały w powietrzu, bądź stykały się ze sobą z głośnym hukiem. A Azuni? Stał jakieś trzy metry za trójką walczących, otoczony drewnianymi magazynami, z prawej strony miał zabarykadowaną drogę ucieczki szerokim budynkiem, natomiast między innymi istniały dość wąskie szpary umożliwiające przejście.

Spoiler:

Re: Tawerna "Pod Żaglami Ula"

15
Loti nie znał tej części portu. Instynkt podpowiadał mu, żeby uciekać, ale był zbyt przerażony, żeby to w tej chwili zrobić. Słyszał świst oręża w powietrzu, czuł metaliczny zapach krwi jednego z zabitych. Kim był ten trzeci mężczyzna? I dlaczego zabił tych najemników? Co mógłby chcieć od Azuniego?
Chłopak był pewien, że przez tą walkę nikt nie zwróci na niego uwagi. Postąpił ostrożnie parę kroków w tył, aż poczuł na plecach twardą ścianę. Obrócił się i zaczął przesuwać ręką po elewacji budynku, aż trafił na jej koniec. Sprawdził, jak szeroka jest szpara. Ciasna, ale dałby radę. Wcisnął się między budynki i powoli zaczął posuwać się bokiem, z dłonią wyciągniętą naprzód. Nie wiedział, czy to ślepy zaułek, czy jest tu jakieś wyjście. Krok za krokiem. Spokojnie. Cicho. Niezauważalnie.
Spoiler:

Wróć do „Port Erola”