POST POSTACI
Vera Umberto
Po wszystkim, co wydarzyło się na Dłoni Sulona, dzień odpoczynku był czymś, co ukoiło ciało i duszę Very jak upragniona szklaneczka chłodnej Grozany. Pachnąca kwiatowymi olejkami, z włosami sypkimi i gładkimi, układającymi się w fale, ubrana w nową, wygodną suknię z rozcięciami na nogi i zakrywającą blizny na ramieniu, czuła się tak spokojna i wypoczęta, jak dawno nie była. I nie żałowała już, że dała się Corinowi namówić na te krótkie wakacje od Siódmej Siostry, choć nigdy w życiu nie wpadłaby na to sama.
Zostawiając załatwianie prywatnych spraw na kolejny dzień, ten spędziła z dziewczynami - zabrała je do swojego ulubionego krawca, do sklepów z biżuterią i do parku na klifie, który lubiła odwiedzać, choć długo wahała się, czy będą tym w ogóle zainteresowane i czy nie odsłoni się tym za bardzo. W końcu Vera Umberto nie chodziła po parkach i nie podziwiała widoków; Vera Umberto była lodowata, pyskata i pozbawiona zdolności postrzegania piękna. Z godziny na godzinę jednak rozluźniała się coraz bardziej i powoli przyzwyczajała się do myśli, że grupka towarzyszących jej czterech kobiet nie jest tu w roli jej załogantek, a towarzyszek do picia i korzystania z uroków miasta. I choć wiedziała, że granica między nimi nigdy całkowicie się nie zatrze, to tutaj naprawdę traciła na znaczeniu. Mogła zafundować im przynajmniej satysfakcjonujące zakupy, zanim resztę tego złota, jakie przeznaczyła na wyjazd, wyda na książki, amulety, konsultacje z magami i datki na świątynię... i zanim dowie się, jaki był ostateczny koszt remontu Siostry, bo wtedy najpewniej zacznie się jej dużo bardziej spieszyć na północ.
Bez wahania opadła na dużą poduszkę obok Gerdy, wzdychając błogo.
-
Jaki występ? - spytała. -
To nie ten teatr, o którym mówiłyście, co?
Wyciągnęła przed siebie nogi i skrzyżowała je w kostkach, rozglądając się za podpowiedzią tego, co miało dziać się dzisiaj. Na kolanie oparła kubek z jakimś owocowym alkoholem, na jaki namówiono ją przy barze po drodze, gdy tu szła. Wątpiła, by miał jej smakować, ale w sumie co za różnica? Rum mogła wziąć za chwilę.
Zerknęła też przez ramię, szukając wzrokiem Yali i Pogad. Nie była przyzwyczajona do dzielenia pokoju z kimś innym, niż Yett, ale nie narzekała, gdy przyszło jej mieć współlokatorkę, lub dwie. Gdy dostały klucze, powiedziała dziewczynom, by podzieliły się tak, jak chcą, obiecując, że nie chrapie, ani nie mówi przez sen, za to lubi pospać dłużej i może wpaść w morderczy nastrój, gdy ktoś specjalnie, lub przypadkiem, obudzi ją zbyt wcześnie. To były wolne dni; nie zamierzała podnosić się przed południem, nawet jeśli miało to wiązać się z wylegiwaniem się po przebudzeniu z książką jeszcze przez godzinę lub dwie. Nikt nie miał jej zepsuć tego wyjazdu - nie było tu Aspy z jego parszywym uśmiechem, Ilithara i jego beznadziejnych zalotów, pasiastego kota, obrażalskiego Sovrana, ani szalonego Ignhysa (
Vero Umberto).
Swoją drogą, ciekawe, że źródłem problemów prawie zawsze byli mężczyźni.
Jedyny dyskomfort wciąż budziła w niej Olena, ale póki co w miarę radziła sobie ze spychaniem go na dno umysłu, choć wiązało się to z unikaniem spędzania z nią czasu sam na sam; mimo, że obiecała Corinowi, że postara się naprawić z nią relację, to uważała, że piłka nie była teraz po jej stronie, a po stronie felczerki. Vera wyciągnęła do niej rękę wystarczająco mocno, zabierając ją tutaj i traktując ją mniej-więcej tak samo, jak wszystkie pozostałe kobiety.
-
Zamówiłyście coś do jedzenia? Umieram z głodu. Widziałam, że mają tu takie duże półmiski, pełne różnych rzeczy, mięs, serów, owoców, bakalii... ale nigdy nie byłam tu w tak dużej grupie, więc nie było sensu brać tego dla samej siebie.