Re: Trakt do portu

61
- Piwo! - wykrzyknął triumfalnie goblin, czując, że jest właśnie w swoim żywiole. Jego oczka zabłyszczały, pełne ekscytacji. - Albo nie, gorzała! Albo... haha! Albo nalewka na kokosach... Dobra, dobra, idź już sobie, mały... - Handlarz machnął ręką. Najwyraźniej nie zamierzał już dłużej poświęcać chłopakowi uwagi, tak bardzo zaabsorbowała go sama zagadka. - Nie, nie mów! Muszę pomyśleć... Słodycz... Gorycz... Raz ze mną to zawsze mało... Może to mała Amayda z "Ciepłych Wysp", hehe... Ale nie, skąd byś wiedział, dzieciak jesteś, za młody na takie rzeczy...

Oj, zielony nawet nie podejrzewał, jak bardzo się w tym ostatnim spostrzeżeniu mylił. Tak czy siak, zagadka, widać, przypadła mu do gustu i nad Ardranem nie wisiała już groźba doszczętnego opróżnienia jego chudej sakiewki. Tylko czy pomogło mu to wszystko w odnalezieniu tajemniczej Ziris, czy tylko zmarnotrawił czas u boku sprzedawcy-pijaka?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

62
Więc się udało... Ciekawe kiedy wpadnie na to, że chodzi o miód pitny. W sumie szybko dotarł do tego, że chodzi o alkohol...

Mała Amayda z Ciepłych Wysp? Chwilę mi zajęło domyślenie się, że chodzi o prosty... przepraszam, kurtyzanę. Jak ktoś to będzie czytał, lepiej by nie widział takich określeń, prawda?

W każdym razie fajnie, że udało się go zając, ale chyba wyszło za skutecznie. Kiedy mnie odgonił, wstałem, chwilę potem zawróciłem, i stając przed goblinem powiedziałem:

- Przepraszam... Bo zagadki były bardzo fajne, ale gdzie znajdę tą Ziris?
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

63
Jakimś cudem Ardranowi udało się jeszcze skierować na siebie spojrzenie błyszczących oczek straganiarza.

- Co? A, to. Ziris. No nie wiem, tu jej nie ma przecież. Coś kojarzę to imię, ale... niee wiem, idź zapytaj kogo innego. O, ten, złotnik Gerrardo będzie pewnie wiedział. Ten ma chyba z celnikami jakieś swoje interesy, swoje złote interesy hehe... no, to pewnie będzie coś wiedział. Zakład ma trzy kamienice stąd, nawet widać, o tam, pobłyskuje w słoneczku. Idźże wreszcie, maluchu namolny, bo tylko mi czas zajmujesz! I nabywców odstraszasz!

Złorzeczenia goblina miały w sobie mimo wszystko coś... przyjacielskiego. Ardran mógł nawet odnieść wrażenie, że zielonoskóry faktycznie go polubił i że może odwiedzić go tu jeszcze któregoś dnia, a na pewno wesoło spędzi czas. Tymczasem naprawdę należało już iść.

W międzyczasie niebo rozchmurzyło się już zupełnie, co chłopak dopiero teraz zauważył. Po niedawnej ulewie nie było już prawie śladu, tylko pojedyncze kałuże jeszcze o niej przypominały.

Zakład złotnika Gerrarda rzeczywiście był niedaleko w istocie było go widać dobrze nawet stąd. Mieścił się na parterze wysokiej kamienicy z różowawego kamienia. Znad wejścia spoglądały na gości dwie wielkie, wyrzeźbione ryby o wyłupiastych oczach z przejrzystych kryształów. O dziwo, żadne oko nie zostało jeszcze wyłupione przez wandali i złodziejaszków. Porządne miasto i porządna ulica! A może po prostu bezwartościowe szkiełka, których nie warto wyciągać, kto wie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

64
Pięknie... Tyle czasu zmarnowałem. Choc w sumie, podał namiary... na kolejną osobę, którą się trzeba dopytac.

Ale chyba mnie polubił... Kto wie, może któregoś dnia to tu się zatrzymam? Nie, raczej nie - pomyślałem, potrząsając głową. Przy okazji zauważyłem, że nareszcie się rozchmurzyło...

Zakład tego złotnika miał całkiem ładną fasadę, a także dwie całkiem realistycznie wyglądające ryby, o oczach zrobionych z jakiś kamieni. Ciekaw jestem, ile godzin by tam zostały, kiedy Kelel by je ujrzał. Albo ten drugi. Albo arcykapłan, ale cii, takich trzeba "szanowac".

Kiedy w końcu byłem na miejscu, upewniłem się, że da się wejśc - a jak już byłem w środku, rozejrzałem się - co prawda widziałem przedmioty, ale szukałem przede wszystkim człowieka... albo innej rasy osobę. Jednocześnie zapytałem:
- Przepraszam? Jest tu pan Gerrard?
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

65
Wraz z wejściem Ardrana do zakładu złotniczego rozdzwoniły się uwieszone w drzwiach dzwoneczki. Na ich dźwięk siedząca na krzesełku w głębi młoda kobieta aż podskoczyła.

- Dzień dobry - mruknęła. - Gerrard, ktoś przyszedł!
- Słyszałem! Już idę, już idę! - dobiegł gdzieś z zaplecza głos starszego, acz dziarskiego mężczyzny.

Wnętrze przybytku było ładne, jasne i bogato urządzone. Ciemnoróżowa tkanina na ścianach, wzorzysty dywan, ażurowe, lekko rzeźbione meble z czarnego drewna, no i oczywiście obfitość kunsztownie wykonanej biżuterii najróżniejszego rodzaju - wszystko to składało się na obraz miejsca dobrze prosperującego i luksusowego.

Na kontuarze, obok stojaczka z wyeksponowanym naszyjnikiem z czarnych pereł, stała nieduża, malowana figurka Tenatira - bóstwa patronującego handlowcom. Ardran dość napatrzył się na stoisko tamtego zapijaczonego goblina, by z całą pewnością orzec, iż posążek musiał być wykonany w owej słynnej manufakturze. Patron został przedstawiony jako dość tęgi mężczyzna siedzący na tronie w bogato zdobionym płaszczu i szafirowym turbanie. Podstawę jego tronu stanowiły trzy białe głowy z zamkniętymi oczami. Ich symbolika była dla chłopaka zagadką.

Kobieta, która siedziała w głębi pomieszczenia, nie zwracała na Ardrana szczególnej uwagi. Przypatrywała się ze znudzeniem swoim paznokciom i, zdaje się, czekała na coś. Miała niezwykle bladą cerę, drobną sylwetkę i ciemne włosy splecione w warkocz. Jej ubiór był dość elegancki, w szczególności obcisły brązowy kaftan z pięknymi, bufiastymi rękawami.

Wreszcie z zaplecza wyszedł starszy mężczyzna z kozią bródką, odziany w szatę koloru czerwonego wina, wykończoną haftem ze złotych nici. Stanął za kontuarem, z niejakim roztargnieniem postukał chudymi palcami w obity aksamitem blat i rzekł:

- Już jestem, już jestem. Słucham, co pod... Oo... O! - To zdumione "o!" wyrwało się Gerrardowi, bo widocznie nie spodziewał się w swoim zakładzie tak młodego klienta. - Ekhym. W czym mogę ci pomóc, dziecko?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

66
Tu było pięknie! Zachwycony rozejrzałem się, od tkaniny (choc akurat kolor bym lekko zmienił), po meble i biżuterię...

Przywitała mnie jakaś młodsza kobieta. Dokładniej powiedziała o mnie właścicielowi i chyba o mnie zapomniała. Była nawet ładna... Ale to nie było teraz ważne.

Kiedy zobaczyłem Gerarda, stwierdziłem, że stanowczo pasował do tego stanowiska. I jego strój, i wiek pasowały do tak precyzyjnej, prestiżowej pracy...

- Witam... Pewna osoba zleciła mi przekazanie informacji... Sam pan wie, że z czegoś się trzeba utrzymac, zwłaszcza kiedy nie ma się takiego talentu jak pański - powiedziałem to ze szczerością w głosie, bo i biżuteria była pięknie wykonana - w każdym razie, ktoś powiedział, że może pan wiedziec, gdzie znajdę dziewczynę, o której mówią Ziris... Wydaje mi się, że to ważne...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

67
Gerrard nie zdążył nic odpowiedzieć, za to na jego twarzy odmalowała się mieszanina uczuć - jak gdyby był jednocześnie zaskoczony, zaciekawiony i przestraszony. Jakby miało się tu zaraz rozegrać coś, czego teoretycznie nie miał prawa być świadkiem, no ale przecież był u siebie, więc głupio, żeby wyszedł. Złotnik uśmiechnął się niepewnie, zaraz przekształcając uśmiech ów w pobłażliwy wyraz w rodzaju: "chłopcze, co ty wiesz o talencie, przecież się na tym nie znasz, choć twoje pochlebstwa są miłe".

- Ja jestem Ziris, a co? - odezwała się krótko acz treściwie dziewczyna, nie ruszając się z miejsca i nie zaszczycając nawet chłopca spojrzeniem. Wciąż ostentacyjnie oglądała swoje paznokcie. - Co to za informacje i od kogo?

Jaskółeczka zaszczebiotała, nagle poruszając się nerwowo w rękach Ardrana.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

68
A więc jednak goblin nie odesłał mnie do kogoś, kto wiedział lepiej! Pewnie po prostu dbał o reputację, ale kto tam wie, niektórzy dorośli są dziwni.

A więc to była ta cała Ziris... Musiałem przyznac, że była ładna. Ale nie była zbyt miła... No i o ile fragment o celniczce pasował, biorąc pod uwagę, jak przepuściła mnie do Gerrarda, to na pewno nie jest mała.

- Od kogo to nie wiem. Wiem tylko, że powinnaś bardziej uważac, bo ktoś chciał to przejąc... - powiedziałem, wyciągając jaskółkę. Jej reakcja na głos Ziris była dla mnie ostatnim sygnałem, że to ona.
- Na przykład Arcykapłan. A wierz mi, to nie jest dobry człowiek. - w ostatnich słowach nie było tej naiwności, którą zwykle stosowałem. Ostrzeżenie takim głosem nie miałoby żadnego sensu.
- I nie martw się, powiedziała mi tylko, do kogo miała leciec. I proszę, ostrożnie z nią, była w dośc ciężkim stanie...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

69
Ciemne brwi Ziris zbiegły się w wyrazie podejrzliwego zdumienia.

- Słuchaj, mały, jak to: nie wiesz, od kogo? - zaczęła zdenerwowana. - Przecież ktoś musiał ci to... - Dopiero teraz dziewczyna zorientowała się, o co chodzi. Zapewne widywała już parę razy srebrnopióre jaskółki, bo na jej twarzy odbiło się zrozumienie. - Aha. Dobra, czekaj, zaraz, jaki arcykapłan? Nie znam żadnego ar...

Dalsze słowa Ziris zagłuszył przeraźliwy świergot jaskółki, ta bowiem, znalazłszy się tylko w rękach celniczki, chyba po prostu... oszalała. Zaczęła ćwierkać jak katarynka, jak nakręcana, tylko trochę uszkodzona zabawka, a spośród tego ptasiego, choć zarazem nieco sztucznego, mechanicznego kwilenia dało się rozróżnić słowa, układające się w taką mniej więcej wiadomość:

- Gdzie Wschodnie Wody, tam szereg wysp. Wyspy to paciorki bez wartości, ale jest tam i perła, pod bezbarwną jeszcze powłoką skryta, którą rozsadzą dopiero korzenie i konary. Nikt nie zgadnie, nikt nie powie, że warto tam płynąć już dziś - jutro wyruszą tam pielgrzymki z całego znanego świata. Załaduj statek kadzidłem i płyń na najmniejszą w wysp, a nie stracisz. Załaduj dwa statki, a nie stracisz. Postaw gospodę, a będziesz żyć jak król. Zamieszkaj tam, a Pan Wichru i ciebie pobłogosławi. Tę dobrą radę daje ci stary przyjaciel, który nie zapomniał twojego imienia.

Ptaszyna powtórzyła to kilka razy, trochę zmieniając kolejność niektórych wyrazów, wszystko to trwało dobre dwie minuty, a było tak piekielnie głośne, że jeśli faktycznie miała być to tajna wiadomość, to sekret poznała już cała kamienica.

Kiedy wreszcie jaskółka zamilkła, zanim Ardranowi, Gerrardowi i zdziwionej Ziris przestało dzwonić w uszach, wydarzyło się coś dziwnego - przynajmniej dziwnego dla chłopca, który z podobnym stworzeniem stykał się po raz pierwszy w życiu. Ptak otrząsnął się i w jednej chwili całe srebro opadło z jego piór niby popękana, cienka jak pergamin skorupka. W dłoniach celniczki spoczywała teraz zupełnie zwyczajna, wciąż nieco poobijana jaskółka - taka z granatowoczarnym grzbietem, jasnym brzuszkiem i rudym podgardlem.

Dziewczyna oprzytomniała jako pierwsza. Położyła utrudzonego ptasiego posłańca na kontuarze, a sama sięgnęła do wiszącej u pasa sakiewki. Wyjęła srebrną, lśniącą nowością monetę.

- Słuchaj, mały, buzia na skobel o tym wszystkim, rozumiemy się? - rzekła, nachylając się do Ardrana i bardzo poważnie wbijając w niego swoje zielonookie spojrzenie. Podała mu pieniążek. - Rozumiemy?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

70
To było strasznie głośne... A jaskółka nagle przestała być srebrna... Wiadomość zapamiętałem, ale uznałem, że lepiej nie będzie jej wspominać. Delikatnie pogładziłem jaskółkę, po czym spojrzałem w oczy Ziris i powiedziałem:
- Byłoby dobrze... tylko że niestety, dzięki tej wiadomości trochę mi się zepsuło w życiu. Mam źle u jednego z bardziej wpływowych ludzi, który może mnie szukać, straciłem co najmniej jedno mieszkanie, a na dodatek na jaw może wyjść coś, co nie dałoby mi zbyt dobrej sytuacji.
Następnie o wiele lżej dodałem:
- No i nadal nie wiem o co chodzi z tą tygrysiczką. W każdym razie, gdybyś pomogła mi wydostać się z Eroli... A z tego co pamiętam o pieniądzach, za zwykłą srebrną monetę nie dam rady nawet kupić chleba, co dopiero miejsca na statku, prawda? Nawet dla dziecka...
Spojrzałem znów na jaskółkę, starając się zobaczyć, czy nie ma jakiś ran. To, jak łatwo straciła powłokę było... cóż,dziwne.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

71
- Tygrysiczka? Statek? Co? - Brwi młodej kobiety uniosły się tak wysoko, jak tylko się dało. Zaraz jednak machnęła ręką. - Słuchaj, mały, nie wiem, o czym gadasz i nic mnie to nie obchodzi. Mam robotę. Wracaj do matki i daj mi już spokój!

Na wzmiankę o pieniądzach Ziris skrzywiła się nieco i ze złością przygryzła końcówkę warkocza. Widać myślała, że wywinie się z tego tanim kosztem i dzieciak łatwiej da się zrobić w przysłowiowego konia. A tu nie.

- Dobra, masz na ten chleb i nie marudź. A powiedz coś komuś, to ci osobiście kości porachuję - burknęła, wyciągając jeszcze garstkę wschodnich koron. Cienkie, brzęczące blaszki ozdobione były podobizną statku z wydętymi żaglami. Srebrników mogło być razem może ze trzydzieści.

Jaskółka wciąż miała te same rany, co przez cały czas, choć widać, że goiły się one dość prędko. Jednak zostawiona samej sobie mogła stać się łatwym łupem dla jakiegoś drapieżnika. Choćby zwykłego kota, takiego jak Dorsz cioci R'tayi. A poza tym spoglądała na chłopaka tak ufnie... chyba zdążyła się już do niego przywiązać. Czy z wzajemnością?

- Tak, tak, możesz zabrać sobie też to ptaszysko - dodała obojętnie Ziris. - Albo je wypuść na wolność, mnie w każdym razie nic tu po nim, jeszcze gdzieś tu narobi i sprzątać będziesz... No, do widzenia! Żegnam! Sio!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

72
Koniec końców dostałem trzykrotnie tyle pieniędzy, co chciał mi dac Arcykapłan. I w teorii mógłbym jeszcze przekazac komuś te informacje... Ale to nie jest coś, co ja bym zrobił. O ile muszę kłamac w własnej kwestii, to jednak w takich sprawach jestem uczciwy...

Wziąłem więc pieniądze i jaskółkę, i udałem się za miasto - przez inną bramę, niż ostatnio. Wspiąłem się na jakieś drzewo, na które dało się wspiąc jedną ręką i usiadłem, zastanawiając się co dalej...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

73
Było późne popołudnie, ciepłe i parne - takie samo, jak niemal każde w Eroli. Resztki parujących kałuż lśniły na drodze, a woda z liści rozłożystego figowca już dawno zniknęła. Na niebie nie było widać ani jednej chmurki.

Chłopiec - a właściwie młody mężczyzna w ciele małego chłopca - siedział sobie więc na jednej z niższych gałęzi drzewa i rozmyślał. Zabawnym zbiegiem okoliczności drzewo było bardzo podobne do tego, na którym rozpoczęła się cała ta historia z jaskółką... Ale to znowu nic tak naprawdę dziwnego - figowce były wszak na Archipelagu najzupełniej pospolite.

Tym razem nie błękit morza był widoczny w oddali, lecz górski szczyt. Maxelus, bo tak się on nazywał, nie umywał się oczywiście do masywów górskich na kontynencie, jednak jeśli chodzi o Archipelag, to może tylko Złoty Szczyt z okolic Dekha Chandi był równie wysoki.

Jaskółka spała sobie smacznie na kolanach Ardrana, zwinięta w małą, pierzastą kuleczkę. Wypadałoby dać jej coś do jedzenia, bo sama nadal była skołowana po swej nieprzyjemnej przygodzie i z lataniem miała problemy. Zresztą - samemu chłopakowi też burczało w brzuchu. Kiedy całe zdenerwowanie wreszcie z niego uszło, uprzytomnił sobie, że ostatnie co jadł, to te marne skrawki ryby w chacie Watongi... A to było dawno i mało. Wprawdzie na drzewie wisiały dojrzałe figi, ale, nie ma co, przydałby się jakiś porządniejszy posiłek.

Ardran rozmyślał sobie, czego nauczył się przez ostatnie dni. Najważniejszą lekcją było chyba to, że z magią nie można przesadzać. Jeśli przeceni się swoje możliwości - ciało się w końcu zbuntuje. Nauczył się też przy okazji paru śmiesznych zagadek od goblina, no i - bardzo przydatna sprawa - rozróżniania odmian irysów. Przynajmniej tych na "s". Ale kto zgadnie, co się człowiekowi w życiu przyda! Ardran dowiedział się również, że na jednej z okolicznych wysp coś niezwykłego ma się wydarzyć - niestety Ziris, adresatka tej dostarczonej przez niego i niechcący podsłuchanej wieści, nie przesadzała z okazywaniem mu wdzięczności. Chłopak mógł jednak przypuszczać, że niebawem parę statków wyruszy w tamtą stronę - a jeśli uda mu się tam jakoś wkręcić, to może okazać się to dobrą okazją do opuszczenia Eroli. Arcykapłan czyhał tu na niego, nie było co do tego wątpliwości; Kelel i jego kumpel pewnie spuszczą mu łomot, jak tylko go spotkają; stary Watonga odkrył diabelską tożsamość chłopca - pytanie, co z tą wiedzą dalej zrobił... no a do świątyni Krinn też za bardzo powrotu nie było. Co dalej? Decyzja leżała w jego rękach.

Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

74
Zamyśliłem się. Co teraz zrobic? Widok na górę był piękny, ale nie spodobała mi się idea podróży tam. Zaburczało mi w brzuchu. Nade mną były jadalne owoce, więc spróbowałem nakarmic jaskółkę - czym one właściwie się żywiły? - a następnie samego siebie.

Ale wiedziałem, że to nie starczy na długo. Musiałem wrócic do miasta... Zacząłem eksperymentowac z Kolorowymi Gwiazdkami i ogólnie światłem, próbując zmienic kolor szaty na czerwony. Jeśli mi się udało, zacząłem robic podobny eksperyment z rękoma i twarzą, próbując je pociemnic...
Spoiler:
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

75
Ardran opuścił winnicę i znowu dreptał traktem do portu. Tym razem miał dotrzeć aż do nabrzeża, by wsiąść na pokład i popłynąć hen ku dziwnym przygodom. Już niedaleko, już widać było maszt ze zwiniętymi żaglami... Statek, który miał zabrać Ardrana, zwał się "Rozbujana Amayda". To na cześć narzeczonej kapitana, wyjaśnił prowadzący go marynarz, a chłopcu wydało się, że gdzieś już słyszał to imię. Ale gdzie...?

Droga prowadziła nieopodal chaty cioci R'tayi... Lecz co to? Początkowo zdało się chłopcu, że to zachodzące słońce czerwieni się tak w oddali, że to niebo umalowane w bajecznie kolorowe pasy zmierzchającego dnia przyciągnęło tam jego uwagę... Ale nie. To był pożar.
Marynarz szedł dalej i nie przejął się tym zupełnie - w końcu w mieście takie rzeczy działy się każdego dnia. Lecz on nie znał przecież kochanej, opiekuńczej R'tayi, jej pachnącego świeżymi rybami domu, jej puchatego, rudego kota - Dorsza...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”