Re: Trakt do portu

31
No tak, Ardran nie grzeszył w tym momencie rozsądkiem - próba użycia Gorącej Krwi po raz trzeci jednego dnia nie mogła się skończyć dobrze. I doprawdy chłopak miał szczęście, że skończyło się tylko na omdleniu. No, może nie tylko. Osuwając się na podłogę chłopak zdążył jeszcze bezsilnie zamachać rękami, złapać się czegoś... Była to półka z książkami.

Pierwszy potworny huk rozległ się na zewnątrz, kiedy błyskawica przeszyła ciemne niebo, drugi zaś w chatynce, gdy połowa ułożonych już z takim mozołem tomów wylądowała z powrotem na podłodze. Oprawiony w ciemnobrązową skórę egzemplarz "Kroniki Siedmiu Zdarzeń Herbii", wyposażony w metalowe okucia na rogach, nieszczęśliwie uderzył chłopaka w czoło, nabił porządnego siniaka i rozciął skórę. Ardran zobaczył jeszcze, już niezbyt przytomnie, że coś ciemnego zalewa mu oczy, usłyszał wściekły krzyk i złorzeczenia Watongi, a potem zrobiło mu się bardzo, bardzo gorąco, jak gdyby cała krew w jego ciele dosłownie się zagotowała... i odpłynął w gładką czerń.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, kiedy się obudził. Burza już się skończyła, lecz deszcz nadal padał, miarowo bębniąc o dach. Za oknem było szaro, chłopak nie umiał z całą pewnością określić pory dnia. Było mu zimno. Bardzo chciało mu się pić. Wymacał ze strachem, że na głowie nie ma kaptura, za to ktoś mu przewiązał skroń jakąś brudną, poszarpaną szmatą - taki prowizoryczny opatrunek. Okropnie bolało. Wszystko. Głowa, zęby, plecy, kolana. Leżał na jakiejś trzcinowej macie, raczej cienkiej, bo było mu twardo, na podłodze - widać staruszek nie zamierzał mu udostępniać swojego łóżka - a dookoła leżały te nieszczęsne, odgarnięte tylko trochę na bok książki.

Watongi nie było w chacie.

Jaskółki też.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

32
To bolało... nigdy więcej używania tylu ładunków bez czterech czy pięciu godzin odpoczynku między nimi... - postanowiłem sobie. Najpierw to straszne gorąco, tak odmienne od tego, które zwykle towarzyszyło zaklęciu... a potem ból, jakby coś mi rozcięło głowę...

I ciemnośc.

Kiedy się obudziłem, stwierdziłem, że ktoś mi zdjął kaptur! O rany, o rany... nie... Założyłbym go ponownie, ale bałem się naruszyc opatrunek...
I chciało mi się pic.
I jeśc.
I było zimno...
Nawet nie wiedziałem, czy jest dzień, czy noc, bo na dworze padało...
Wszystko mnie bolało, i wtedy sobie uświadomiłem, że spadły na mnie książki, a nie książka... połowa pracy na marne!
No i na dodatek Watongi nie ma...
Zaraz... w świątyni mówili, że lepiej bym tego nikomu nie pokazywał, bo reakcje mogą byc złe...
No a teraz już nawet kaptur nie pomoże... Pozostaje miec nadzieję, że Watonga jednak mnie nie zdradzi...
Ale nie zdradzi, prawda? W końcu zabandażował mi głowę, po co miałby to robic jeśli chciałby to ogłosic?

Umierałem z pragnienia, i nadal było mi zimno. Ale o ile pierwsze było nie do rozwiązania... to wolałem na wszelki wypadek odczekac jeszcze trochę przed użyciem Gorącej Krwi...
Poczekałem, aż byłem w stanie się podnieśc i spróbowałem od nowa ustawic książki...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

33
Od samego myślenia o ponownym użyciu - nawet za jakiś czas - tego piekielnego czaru Ardranowi zrobiło się słabo. Za to na łóżku leżał wełniany koc, który wyglądał na ciepły... Warto skorzystać ze standardowych metod ogrzewania ciała, gdy okazuje się, że magia nie jest cudownym remedium na wszystko.

Zanim chłopak się podniósł, z poziomu podłogi zdążył zobaczyć kilka flaszek z ciemnego szkła, ustawionych pod stołem. Może w nich znalazłoby się coś do picia? Dojrzał także rybę, ani chybi tę samą, którą R'taya wyniosła ze swojego domu, tak pieczołowicie opakowując. Wyglądała apetycznie, temu nie dało się zaprzeczyć, a kiedy Ardran już ją spostrzegł, uświadomił sobie z bólem, że pachnie równie smakowicie, a od jej zapachu jeszcze bardziej burczy mu w brzuchu.

Wstał, zachwiał się. Wciąż było mu niedobrze. Układanie książek było w tej sytuacji i w tym stanie istnym nonsensem. Pierwszą, jaką chwycił, udało mu się ułożyć na półce tylko dlatego, że była wyjątkowo cienka. Z kolejną już się nie udało. "Przygody orka Ghruka" (dopiero teraz zauważył, że był tam dopisek "wesołe") wyleciały mu z rąk, otwierając się na stronie, gdzie widniała rycina z hożą pasterką oraz paskudnym stworem, zapewne właśnie rzeczonym Ghrukiem. Ardran czuł osobliwą słabość w całym ciele i nie bardzo miał siłę w ogóle się ruszyć, co dopiero mówić o podnoszeniu czegokolwiek.

Watonga wciąż się nie pojawiał. Ale że był przecież kulawy, to pewnie prędko nie wróci. Tylko dokąd mógł pójść? I po co? A co zrobił ze srebrną jaskółeczką? Na te wszystkie pytania nie było obecnie żadnej oczywistej odpowiedzi.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

34
Wtedy sobie uświadomiłem, że nie dam rady ustawic tych książek... byłem osłabiony, odwodniony, obolały i głodny. Najbardziej chyba bolał ogon, w końcu owinięcie dookoła ciała nie zakładało upadku...

Zobaczyłem tą rybę... Jeszcze była dobra, więc nie minęło aż tak dużo czasu, prawda? Ale ona była dla Watongi... Ale ja potrzebuję coś zjeśc...

Tak rozmyślając, w końcu postarałem się oprzec o stół i oderwac głowę oraz płetwę, jeśli były, a jeśli nie, to trochę z okolic ogona - większośc tego nie je, a powinno zagłuszyc głód...

Następnie opadłem na poziom ziemi, i sprawdziłem te butelki... jeśli nie pachniały alkoholem, to wziąłem kilka łyków z jednej z nich - ta używka tylko pogorszyłaby sytuację...

Więcej nie byłem w stanie na razie zrobic... położyłem się ponownie na macie... co prawda było mi zimno, ale gdyby Watonga chciał mi dac koc, przykryłby mnie nim, prawda?

Starałem się zasnąc, mając nadzieję na pobudkę gdy już będę miał więcej sił, lub przynajmniej Watonga wróci...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

35
Ryba była suszona i solona, a więc po jej stanie trudno było oceniać upływ czasu. Smakowała w każdym razie doskonale, nawet jeśli Ardran skubnął tylko kawałek płetwy, głowy czy ogona. A jaka pyszna musiała być w takim razie reszta! Słusznie powiadają, że głód jest najznamienitszym kucharzem. Niestety, zamiast zagłuszyć burczenie żołądka, chłopak jedynie zaostrzył sobie apetyt...

Butelki nie pachniały alkoholem. Pachniały za to bardzo mocno ziołami i czymś jeszcze, czymś trudnym do określenia, jakby świecami. Ciecz w nich zawarta zupełnie nie nadawała się do picia, o czym Ardran przekonał się naocznie, zmuszony do wyplucia piekielnie gorzkiej, woskowo tłustej substancji prosto na podłogę. A to oczywiście jedynie spotęgowało pragnienie.

Wysuszone gardło paliło chłopaka żywym ogniem, kiszki skręcały się z głodu, całe ciało bolało, z głową na czele, i dygotało z zimna... Miarowy odgłos kropel deszczu działał usypiająco, lecz sen długo nie chciał nadejść. Ardran potwornie się męczył, przewracając się z boku na bok i nie mogąc przybrać wygodnej pozycji. Ile czasu minęło obiektywnie - trudno powiedzieć. Dla tej nieszczęsnej, skulonej na twardej podłodze istoty musiało to być przynajmniej z trzysta lat.

Kiedy udało mu się w końcu zapaść w płytki, niespokojny sen, śnił o gęstej dżungli, gdzie między rozrośniętymi, splątanymi pniami i liśćmi wielkimi jak talerze przemykały się cicho dzikie koty, czarne jak najgłębszy cień. Ich oczy lśniły złowieszczo w wilgotnym półmroku. Jeden z nich trzymał w zębach srebrnopiórego ptaka. Śnił także o swojej nauczycielce, która, targana spazmem rozkoszy, wykrzykiwała niezrozumiałe słowa: "Widziałam...! W niebo wystrzeliła... ona... jak czarny miecz wbity w jeszcze żywe ciało... wyroiła się fala robactwa, co pożre świat! Wszystkie gwiazdy spadły tej nocy i słońce... zaszło... na zawsze!"

Obudził się, wciąż dygocąc z zimna. Deszcz już nie padał, lecz nadal było szaro i dość ciemno. Chyba wieczór lub późne popołudnie. Sen nie był bardzo krzepiący, tylko trochę, ale przynajmniej na chwilę zagłuszył głód.

A Watongi... nie było nadal. Może w ogóle nie zamierzał wracać? Może wystraszył się przeklętej istoty w swoim domu i uciekł na zawsze?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

36
To były złe pomysły... najpierw zaostrzyłem apetyt, zamiast go zaspokoić, a potem jeszcze ten wosk... Ale w końcu udało mi się zasnąć... I dobrze, bo przez cały czas wszystko po prostu bolało... Tak nie bolał mnie nawet język po jednym z tych "rytuałów" w świątyni...

Śniło mi się dziwne, piękne miejsce... Mnóstwo drzew i innych roślin... Ale było tu niepokojąco. Były piękne, czarne koty, ale coś było nie tak z ich oczami... i jeden trzymał taką jaskółkę, jak ta którą uratowałem...
Czy to... nauczycielka? Ale co ona tu robiła? I co ona mówiła? Nie mogłem nic zrozumieć... Bałem się...

W końcu się obudziłem... Nadal byłem osłabiony, ale nie mogłem tu czekać cały czas, prawda?

Założyłem wreszcie kaptur, upewniłem się że ogon jest poprawnie owinięty i spróbowałem wyjść. Jeśli się udało, udałem się w stronę domu cioci R'tayi... Może tam coś zjem...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

37
Cóż za ironia losu! Kiedy Ardran cierpliwie oczekiwał powrotu gospodarza, nie było widać nawet jego śladu; gdy zaś chłopak postanowił wreszcie opuścić chatę Watongi... ten, jak na zawołanie, stanął w progu. I to nie sam.

Kiedy w świątyni Krinn chłopiec o kocich uszach jeszcze nie tak dawno był zmuszony trudnić się sakralną prostytucją, nie tylko kobiety oddawały cześć bogini rozkoszy w jego towarzystwie. Odwiedziny pobożnych mężczyzn w przybytku kapłanek nie należały do rzadkości, a paru z nich zainteresowało się młodym ciałem i niespotykanym, szorstkim językiem świątynnego wychowanka... Jednym z nich był człowiek, który właśnie stanął w drzwiach.

Ardran nie poznał nigdy jego jego imienia, mężczyznę tego zawsze określano jako "Arcykapłana". Był opiekunem cmentarza i oddanym wyznawcą Usala, czczącym jednak siostrę ponurego Patrona Umarłych z wcale nie mniejszym zapałem, co zdawało się nieco paradoksalnym połączeniem. Zważywszy na szczątkową liczebność kultu Pana Śmierci w Eroli, miano "Arcykapłan" było raczej trochę na wyrost, ale może pieściło po prostu jego ego.

Arcykapłan budził lęk. Wionęło od niego chłodem śmierci i cmentarzem, ponadto był człowiekiem raczej szorstkim i sztywnym. Nosił ciemnoszare, luźne szaty, miał ciemną cerę i proste, czarne włosy do ramion. Schowane pod jego ubraniem grzechotały amulety z czaszek i kości drobnych zwierząt - Ardran miał kilka razy okazję je oglądać i wcale mu się nie podobały...

Watonga gestem zaprosił Arcykapłana do środka. Sam również wszedł, zasłonił z powrotem kotarę i pokuśtykał to stołu. Pod pachą ściskał coś zawiniętego w bure szmaty.

- O, obudził się! - rzekł stary do swojego gościa, sadowiąc się na zydlu.

Czarnowłosy mężczyzna prędko omiótł wzrokiem bałagan na podłodze, po czym przeniósł spojrzenie na Ardrana i uśmiechnął się enigmatycznie. Zbliżył się do niego i chudym palcem pogładził jego policzek. Pod paznokciami miał ziemię.

- Kochane dziecko. Masz coś, czego bardzo pragnę. Nie chciałbyś mi tego... sprzedać?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

38
Powoli dochodziłem do drzwi... I nagle pojawił się Watonga. A za nim Arcykapłan.

Nie cierpiałem go. Nie, nadal go nie cierpię! Kilku tylko mężczyzn miało do mnie dostęp, ale on był najgorszy z nich wszystkich.

I wcale się nie zmienił... straszny, to fakt, ale ohydny, obrzydliwy! Jego religia miała za zadanie opiekowac się cmentarzami, on zaś sprawiał wrażenie dokładnego przeciwieństwa swego wyznania - nosił z dumą niepochowane szczątki i odwiedzał świątynię Krinn...

Kiedy mnie dotknął, mimo osłabienia cofnąłem się. Naprawdę nic się nie zmieniło, czasami myślę że on tą ziemię tam specjalnie wkładał...

Spojrzałem na niego i przywołałem kilka gwiazdek, by imitowały zaklęcie ogników. Dawno temu, przy naszym pierwszym spotkaniu go trochę przypaliłem... Warto było, nawet mimo późniejszych problemów. Powiedziałem:

- Czy to do ciebie wysłano jaskółkę? Ewentualnie, czy możesz wydobyc informacje bez krzywdy dla niej?

Po chwili uświadomiłem sobie,że Watonga coś niósł.

- I nawet mi nie mówcie, że to ona jest w tych szmatach! - byłby to krzyk, ale byłem na to za słaby.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

39
Adran był mocno osłabiony, a korzystanie z energii magicznej w tym stanie było po prostu głupie. Dopiero co się o tym przekonał i już zdążył zapomnieć... W efekcie przed Arcykapłanem pojawiła się tylko jedna, marna gwiazdka, która zresztą zaraz zgasła, a jej twórca poczuł silne ukłucie bólu w skroniach. Natomiast czarnowłosy mężczyzna, zamiast się wystraszyć, został jedynie rozdrażniony. Niewykluczone, że również na wspomnienie tamtego spotkania.

- Nawet nie próbuj takich sztuczek, mały szmaciarzu - syknął, mocno i brutalnie łapiąc chłopaka za twarz. Budne paznokcie boleśnie wbiły się w policzki Ardrana. Jego udawana sympatia i mdląca słodycz głosu natychmiast wyparowały. - Nic nie urosłeś i nie zmężniałeś - dodał z pogardą, puszczając "dzieciaka". - Chyba nie będzie z ciebie mężczyzny, co?

Jakby chcąc się upewnić w swych słowach, Arcykapłan przypatrzył się dobrze sylwetce Ardrana i złapał za ramię, wciąż tak samo dziecięco chude.

- No nic, nieważne. Oglądałem twoją jaskółkę. Ale to uderzenie jej nie posłużyło. Nic już nie powie. Zapomniała, co i komu miała powiedzieć. Milczy jak kamień, którym oberwała i jest bezużyteczna. Nic ci po niej. Chcę ją... hmhm... odkupić.

A wtedy spośród szmat dobyło się cienkie, piskliwe, błagalne "Ziriss! Ziris!".

Arcykapłan zachował kamienną twarz i udając, że nic nie słyszał, z mieszka przy pasie wyciągnął... lśniącą, złotą monetę. Ardran nie orientował się dokładnie, ile taka moneta mogła być warta. Zważywszy jednak, że nawet w świątyni Krinn widywano takie bardzo sporadycznie, jedynie gdy ktoś paskudnie zamożny i rozrzutny doznał przypływu wybujałej religijności, chłopak domyślał się, że dużo. Naprawdę dużo.

- Nic ci po tym ptaku. Sprzedaj mi go.

Podejrzana była w tym wszystkim szczególnie jedna rzecz. Dlaczego Arcykapłan uparł się, żeby kupić jaskółkę? Dlaczego, skoro tak mu na niej zależało, po prostu jej sobie nie zabrał? Uczciwe usposobienie tego człowieka wydawało się raczej mało prawdopodobnym powodem...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

40
Pięknie, główny mechanizm obronny miałem chwilowo zawieszony... Pozostawał tylko umysł.

Wolałem nie podpowiadac kapłanowi prawdziwego wieku... Choc chyba coś podejrzewał. Mniejsza z tym. Najważniejsza była jaskółka...

Moneta była piękna, i wygląda na to że pozwoliłaby mi na dośc długie wakacje... Ale coś było nie tak. Jakim cudem "nic nie mówi" skoro nadal się odzywa? Uznałbym to za normalny odgłos ptaka, ale Arcykapłan zbyt sztucznie to ignorował. I chyba wiedziałem już, co powiedziec.

- Oddam ci ją, ale chcę byc obecny przy tym, co z nią będziesz robic - powiedziałem - I ma miec szansę, by to przeżyc. Inaczej postaram się znaleźc dla niej opiekę i wyleczyc.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

41
- Daj spokój, to bezmyślne zwierzę - warknął zirytowany Arcykapłan. - Nie zamierzam robić z nim nic szczególnego. Ot, tylko podarować do zabawy mojej małej córeczce. Do niczego więcej się nie nadaje!

Cóż, człowieka noszącego pod szatą naszyjnik ze zwierzęcych - a może dziecięcych? - czaszek i zabawiającego się lubieżnie z małymi chłopcami nie podejrzewa się raczej o posiadanie córeczki, a tym bardziej czułe wyrażanie się o niej i dbanie o jej rozrywkę. W paskudnie podkrążonych, chorych od obłędu oczach tego mężczyzny widać było zimny blask, który demaskował jego aż nadto oczywiste, wręcz bezczelne kłamstwo. Nie wiadomo, czy nie spodziewał się u dwunastoletniego chłopca zbytniej przenikliwości, czy co innego nim kierowało...

- Ejej, tylko bez rozlewu krwi w moim domu - burknął siedzący dotąd cicho Watonga, słysząc coraz bardziej agresywny ton sługi Usala. Nie wyglądało jednak na to, żeby tak bardzo troszczył się o Ardrana. Pewnie bardziej o swoje książki, których nie chciał widzieć zachlapanych juchą.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

42
Spuściłem na chwilę głowę. Nie ze względu na pokorę, a to, że obawiałem się, że jakiś błysk w oku zepsuje mi odpowiedź.

- Córeczkę? - zapytałem niewinnie, po czym uśmiechnąłem się i dodałem:
- Ja bardzo lubię dzieci! Dobrze, damy jaskółkę twojej córce...
Urwałem na chwilę, po czym spojrzałem mu w oczy.
- Razem! Chętnie poznam taką małą istotkę, i nawet ta moneta nie sprawiłaby, bym przebaczył sobie zmarnowanie takiej okazji... Małe dzieci cieszą się najpiękniej, wiesz?

Przeciągnąłem się, mając nadzieję że mam wystarczająco wiele energii na drogę do jego domu. Chciał mnie oszukac? Proszę bardzo, zachowam się tak, jak osoba za którą mnie ma. W końcu taki 12-latek uwierzyłby w to, co on mówił...
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

43
Arcykapłan wyraźnie nie miał nerwów na takie gierki.

- Słuchaj, cwaniaku! - wysyczał jak rozdrażniona żmija. - Bierzesz to złoto teraz albo nigdy, ja nie zamierzam się tu...

I nagle w chacie zawitał absolutny chaos, wraz Ciocią R'tayą, trzymającą za ucho rudego, ubłoconego po pas, pryszczatego jak diabli wyrostka.

Kelel - bo rudzielec nie mógł być nikim innym - dotąd pochlipujący żałośnie, na widok Arcykapłana zakwiczał niby zarzynane prosię i z wrzaskiem począł się wyrwać. Bez skutku - nie miał szans z potężnej postury "Ciocią". Arcykapłan z kolei, widząc co się święci, prychnął i ryknął wściekle, pociemniał na twarzy i pospiesznie schował monetę. R'taya wykrzykiwała coś głosem pełnym świętego oburzenia, lecz nawet jej doświadczenie w naganianiu klientów do straganu z rybami nie pomogło jej tym razem się przebić przez ogólny hałas. Watonga, zdaje się, próbował wszystkich uspokoić, ale tak naprawdę jego głos dołożył się tylko do panującego tu rwetesu.

Ktoś zaczął kogoś szarpać, ktoś próbował zwiać, ktoś komuś złorzeczył i groził rychłą śmiercią bez godziwego pochówku, ktoś się potknął i wysmarował niechcący błotem przepiękny egzemplarz "Złotych dachów", na co Watonga zapłakał żałośnie. Gospodarz odłożył bure zawiniątko z jaskółką na stół, nie okazując zresztą przesadnej delikatności, i rzucił się do ratowania swoich bezcennych ksiąg. A że, przypomnijmy, miał tylko jedną rękę, jedną nogę i jedno oko, brakowało mu koordynacji ruchów. Nie minęła chwila, a starzec leżał na podłodze, wił się żałośnie i bezsilnie pochlipywał, bezskutecznie usiłując ocalić swoje książkowe skarby przed brudnymi buciorami szarpiącej się gromady. Ktoś przydeptał mu palce. Watonga zawył jak zwierzę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Trakt do portu

44
Arcykapłan nie miał ochoty dalej ciągnąc tego blefu... i nagle przyszła ciocia. Razem z tym chłopakiem, co się znęcał nad jaskółką.

I się zaczęło! Jeden wielki chaos... ale miało to jedną zaletę. Wszyscy przestali zwracac uwagę na jaskółkę!

Najpierw ją uwolniłem.

Poszukałem wtedy szybko encyklopedii... botanicznej! Nie wiedziałem, co można zrobic - niestety nie posiadałem umiejętności takich jak telepatia - ale miałem jedną wskazówkę.

Sis-Iris... Siis-iriis...

Jak już znalazłem książkę, poszukałem informacji o odmianach irysów. Następnie wziąłem ją i zabrałem do jaskółki. Pokazałem jej obrazek odmian zaczynających się na s, jednocześnie czytając nazwy. Może to zadziała?

Oby zadziałało, zanim tamci przestaną się kłócic.
(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)?
Leevakk pisze:*(przepraszam wszystkich, ale cierpię na zaburzenia psychiczne, zmuszające mnie do naśladowania prymitywnych, samolubnych zwierząt)* - czar sprawiający, że wszystkie istoty poniżej trzydziestego poziomu uciekają w popłochu. Koszt many: 10. Czas odnawiania 120 sec .

Re: Trakt do portu

45
Jaskółki, jak się okazało, wcale nie było trzeba uwalniać w ścisłym tego słowa znaczeniu. Brudne szmaty, w które została zawinięta, choć nie prezentowały się pięknie, stanowiły raczej coś w rodzaju ochrony przed deszczem i wiatrem. Tak czy inaczej, kiedy ptaszyna została z nich wyplątana, okazało się, że wygląda już dużo lepiej niż ostatnio. Albo Ardran tak długo spał, albo wydarzyło się w międzyczasie coś interesującego... Tak czy siak, rany jeszcze były, ale wyglądało, że lada dzień zostaną uleczone. Jaskółka wyglądała też na najedzoną. Ciekawe tylko, kto i czym ją nakarmił...

Znalezienie encyklopedii botanicznej trochę trwało, ale ostatecznie zakończyło się sukcesem, pomimo plączącego się na ziemi i ryczącego rozpaczliwie Watongi. Zapłakany starzec-kaleka sprawiał naprawdę przykre wrażenie, lecz nikt tu nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy byli zajęci sobą i nie zważali na jego obecność, choć przecież gościli w jego chacie.

Gruby tom, oprawiony w bardzo jasną skórkę, wypełniały setki pożółkłych kart, pokrytych albo cienkim, pajęczym pismem, albo ciemnymi rycinami, nie zawsze dość porządnie odbitymi. W dziale o irysach Ardran znalazł trzy odmiany zaczynające się na "s": irys Sulona, wedle opisu (bo z ryciny trudno byłoby to odczytać) o jasnofioletowych, poszarpanych jakby przez wiatr płatkach ze złotymi obwódkami; irys serathijski, o drobnych, niepozornych kwiatostanach w kremowym odcieniu, porastający obficie Bagna Serathi; irys salurczyk - wyjątkowo odporna na mróz odmiana, kwitnąca nawet na śniegu, krwawymi kwiatami barwiąca każdej wiosny brzegi Zatoki Salu.

Jaskółka zmrużyła oczy i nijak nie zareagowała na te zabiegi Ardrana. Chyba był to fałszywy trop. Zawsze jednak warto docenić tę zdobytą przypadkowo wiedzę botaniczną!

I kiedy chłopak już nie wiedział, co zrobić, jaskółka przemówiła raz jeszcze. Cichutko.

- Ziris, to ty? Idźmy stąd, Zirisss! Precz, precz od złych ludzi!

Tymczasem z ogólnej wrzawy teraz dało się już coś rozróżnić: "nie po to cię wynająłem, durniu", "ja chcę do domu, do domu, oddam wszystkie pieniądze", "będziesz stał cicho, ty brudny bachorze, a panem to zajmie się straż", "nie radzę, kobieto", i "wyjdźcie, barbarzyńcy, precz... moje skarby... moje książki... wynocha do chlewu, gdzie wasze miejsce, świnie!", "ja chcę do domu, do domu!"...

Tak. Cały ten harmider mógł się lada chwila skończyć, a wtedy wszyscy przypomną sobie o Ardranie i srebrnopiórej jaskółeczce. Ucieczka była wysoce wskazana.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”