Posiadłość Tu'elh

1
Rezydencja, usytuowana w bogatej dzielnicy, otoczona jest zadbanym ogrodem pełnym egzotycznych drzew, krzewów oraz rabatek pełnych kolorowych kwiatów. Przed frontowym wejściem tryska wymyślna fontanna – cztery nimfy zwrócone licami w każdą stronę świata wyginają swe nagie ciała, trzymając w dłoniach dzbanki, z których wylewa się woda do zbiornika. Dom z zewnątrz jest stosunkowo prosty – piętrowa posiadłość na planie prostokąta bije w słoneczne dni bielą swoich zewnętrznych ścian. Na każdym oknie są posadzone w doniczkach kwiaty, dach jest zrobiony z czerwonej dachówki, a kolumny przy głównym wejściu obrośnięte są bluszczem, którego rozrost ktoś ciągle pilnuje, tak samo jak ogrodu. W środku wszędzie czuć było przepych, choć w umiarkowanej ilości. Na ścianach wiszą piękne obrazy, arrasy, czasami słychać muzykę dochodzącą z bawialni, można też spotkać książki leżące w przypadkowych miejscach, często rzadko spotykane woluminy. Na parterze znajduje się kuchnia, salon, jadalnia oraz kwatery dla służby i prywatna biblioteka. Na piętrze są trzy sypialnie, bawialnia oraz gabinet Selima.

~~~
Każdy chciałby zostawić za sobą przeszłość, szczególnie taką, która nie zasługuje, aby w ogóle ją wspominać. Nieprzyjemne zdarzenia nierzadko odciskają piętno na duszy człowieka lub innej istoty, dręcząc ją tym, co było, w snach i myślach. Niedokończone sprawy zaś lubią o sobie przypominać i nie przestają zawracać głowy dopóty, dopóki nie zostaną finalnie zamknięte.

Maisa właśnie kończyła jeden ze swoich występów. Ludzie i nieludzie głośno wiwatowali na jej cześć, klaskali i prosili nawet o bis. W końcu elfka była całkiem znana w Eroli dzięki swoim niesamowitym zdolnościom. Wszyscy z zachwytem obserwowali jej hipnotyczne ruchy, zabawę z ogniem liżącym jej dłonie, słuchali śpiewu rozchodzącego się po pomieszczeniu i wpadającego prosto do serc zebranych. Maisa była przez nich podziwiana, zdobywała ich uznanie. Dzięki tańcu przy okazji mogła czuć się wyzwolona, szczęśliwa. Robiła to, co chciała. Nikt nie zakazywał jej tego, czy tamtego. Była wolna.

Rozbudzona dzięki szybkim ruchom wykonywanym całkiem niedawno, z wciąż bijącym szybko sercem, właśnie odpoczywała, gdy podszedł do niej młody chłopak, służący z domu Selima. Przekazał jej, że jego pan chciał ją widzieć niezwłocznie, ponieważ ma do niej bardzo ważną sprawę. Nie wyjawił, co to za sprawa, gdyż prawdopodobnie sam o tym nie wiedział. Zaraz po tym umknął, zostawiając elfkę samą, zdziwioną wezwaniem. Zaciekawiona, o co też jej przyjacielowi chodzi, zaraz udała się do jego domu.

Słońce już prawie zniknęło za horyzontem, gdy Maisa dotarła na miejsce. Mieszkańców Eroli oraz przejezdnych wciąż było dużo na ulicach – dopiero teraz miasto tak naprawdę budziło się do życia. Marynarze schodzili z portu i tłoczyli się wraz z robotnikami w karczmach, rozmawiając o najnowszych wydarzeniach i plotkując nie gorzej od wścibskich kur domowych. Uliczni artyści, niektórzy lekko podchmieleni, stawali na rogach i tańczyli, śpiewali, grali i oszukiwali. Drobni złodzieje kręcili się w tłumie, szukając okazji do zakoszenia sakiewek nieostrożnym gapiom. Maisa zaś właśnie przekraczała próg domu jej mecenasa, zastanawiając się, o co też mu chodzi, że posłał po nią swojego służącego.

Selim siedział w salonie, a wraz z nim młoda dziewczyna. Maisę coś tknęło – zdawało jej się, że ją zna, ale nie wiedziała skąd. Dziewczę ledwo zobaczyło tancerkę, od razu wstało z fotela i podbiegło do niej. W dłoniach trzymała opieczętowany rulonik. Może i niespodziewanego gościa nie znała, ale pieczęć już tak. Takiej pieczęci używano w jej rodzinnym domu.

- Panienka Maisa! Dobrze panienkę widzieć! Cały dzień wypytywałam o panienkę na mieście, aż w końcu skierowano mnie tutaj – powiedziała, uśmiechając się radośnie, niemalże z ulgą, że to już koniec jej poszukiwań.

- Wypytywała o ciebie dosłownie wszędzie. Mówiła, że ma dla ciebie bardzo ważną wiadomość i błagała, żebym przyprowadził cię tutaj – wtrącił się Tu'elh z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna wręczyła tajemniczy list Maisie i dodała:

- To od panienki siostry, prosiła, by dotarło to do panienki rąk – elfka przełamała pieczęć i rozwinęła papier. Od razu rozpoznała pismo siostry.

Droga Maiso,
piszę do ciebie w wielkiej potrzebie. Mam nadzieję, że list ten dotrze do ciebie, nim będzie za późno. Otóż, przebywam właśnie w Eroli wraz z naszą rodziną, gdzie przedstawiono mnie kolejnemu kandydatowi na rękę – temu samemu, do którego zmierzałaś Ty. Boję się. Galadin jest stary i brzydki, ale ma dużo pieniędzy. Jest magnatem, z którym ojciec nasz pragnie nawiązać trwałą współpracę, z moją pomocą. Wszystko już ustalone, wychodzę za niego. Tyle, że ja nie chcę! Nie słucha mnie matka, brat, ojciec tym bardziej. Będąc tutaj, przypadkiem mojej służce obiło się o uszy Twe imię. Jeśliś wciąż w Eroli, błagam Cię, uratuj mię. Nie chcę takiego życia.

Twoja umiłowana siostra,
Lea

Pismo ewidentnie wskazywało na to, że to naprawdę młodsza siostrzyczka Maisy, do której czasami wraca myślami. Zdaje się, że rodzina nie zdołała stłamsić w niej całkowicie woli do walki. Jeśli to, co napisała w liście, było prawdą, oznacza to, że wciąż jest szansa na uratowanie Lei...

Re: Posiadłość Tu'elh

2
Maisa, choć zdziwiona wiadomością, bez zwłoki ruszyła do posiadłości przyjaciela, zastanawiając się po drodze co też takiego mogło się stać. Wiedziała bowiem, że nie wezwałby jej tak nagle, gdyby nie zaszła jakaś paląca potrzeba. Śpieszyła więc się jak mogła, by dotrzeć do niego jak najszybciej.

Kiedy dotarła, już się ściemniało, co jednak nie przeszkadzało elfce - to była jej ulubiona pora, wtedy w mieście działy się najciekawsze rzeczy, wtedy mogła właśnie przeżyć upragnione ryzyko. Teraz jednak co innego było jej w głowie - próbowała odgadnąć jaką sprawę mógł mieć do niej Selim. Gdy wreszcie weszła do niego domu i ujrzała nieznajome dziewczę, zdziwiła się. Zdawało się jej, że skądś ją zna, lecz nie była pewna skąd... Wtedy jednak dojrzała pieczęć. Pieczęć swojego rodu.

A więc chodziło o Leę... Maisa sama nie wiedziała co z tym zrobić. Lecz tylko przez chwilę - potem już do niej dotarło, że jest tylko jedna droga. Musiała pomóc siostrze, nieważne co by miało jej przeszkodzić.
- Gdzie ona jest? Ile jest jeszcze czasu? - spytała dziewczynę, Nie była jeszcze pewna co zrobi... Ale coś zrobić musiała.

Re: Posiadłość Tu'elh

3
Służąca, która przyniosła tą szokującą informację, ożywiła się, usłyszawszy pytania Maisy. Na jej obliczu pojawiła się także ulga, jakby nie była pewna, jak dokładnie elfka zareaguje. Odpowiedziała zaraz na pytania czerwonowłosej, naświetlając nieco sytuację.

- W posiadłości Galadina Pelletona, razem z całą panienki rodziną. Wszystko zostało załatwione już kilka miesięcy temu, teraz tylko pozostaje ślub, który będzie za tydzień. Panienka Lea, jak tylko usłyszała, że usłyszałam panienki siostry imię na mieście, od razu kazała znaleźć panienkę znaleźć i przekazać ten list. Miałyśmy dużo szczęścia. Panienka pomoże swojej siostrze, prawda? - spojrzała błagalnie na nią swoimi sarnimi oczami. Selim tymczasem poruszył się niespokojnie na swoim miejscu. Zmarszczył brwi i przez chwilę miał minę skupionego mędrca.

- Słyszałem, że stary Pelleton od kilku lat szuka sobie sobie żony, odkąd poprzednia mu umarła. Na starość głupieje. Jego syn, starszy o kilka lat od ciebie, Maiso, raczej nie wchodzi w grę, ma już kobietę – wtrącił się. - Jeśli zamierzasz coś zrobić, musisz to dobrze zaplanować. Rodzina Pelletonów ma wielu wrogów, z racji swojego zaangażowania politycznego oraz radykalnych przekonań. Wszyscy są paranoikami, co oznacza, że tak łatwo nie pójdzie.

- Tak! Panienka Lea próbowała raz uciec, ale od razu ją złapano. Tam jest dużo straży i jeden wielki labirynt. Do tego jakieś magiczne zabezpieczenia. Panienka ma kontakt ze światem tylko poprzez mnie oraz okazjonalnie, gdy wychodzi z rodziną. Odkąd panienka Maisa uciekła z domu, Lea ma bardzo mało swobody, szczególnie teraz - widać było w oczach służki, że pokłada ona bardzo duże nadzieje w tancerce, jakby to ona była ostatnią deską ratunku dla jej młodszej siostry, co prawdopodobnie było prawdą. Sprawa wydawała być jednak nie tak prosta, jak na początku zdawała się być, ze względu na trudności, jakie zaczęły występować. Dowiedziawszy się jednak, że Lea nie poddała się ojcowskiej indoktrynacji, szkoda byłoby nie skorzystać z okazji i spełnić jedno ze swoich marzeń, o pokazaniu małej siostrzyczce wolne życie, o uwolnieniu tego ozdobnego ptaszka ze złotej klatki...

Re: Posiadłość Tu'elh

4
Maisa zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, zastanawiając się co począć dalej. No co robić, co robić? Ach, powinnam od razu uciec z nią, już wtedy... Ale była jeszcze za młoda, ja zresztą też byłam za młoda! Poza tym chciałam wolności, a nie bezradności, biednego życia i opiekowania się młodszą siostrzyczką... Ale nie ma co rozpamiętywać. Pora naprawić błąd. Musze jej pomóc - myślała elfka.
- Oczywiście, pomogę, w końcu to Lea... A więc tylko tydzień? Cholera, będzie ciężko... Ale dam radę. Potrzebuję tylko planu... Dobrego planu... - powiedziała Maisa, po czym zaczęła mamrotać pod nosem co raz bardziej niezrozumiale - Gdzie odbędzie się ślub? I kiedy dokładnie, w południe, wieczorem, rano? I gdzie wesele? Może by tak... Wykraść ją sprzed ołtarza?! Ha, to by dopiero było! Ale nie, zbyt ryzykowne... W dzień ślubu pewnie będą ją pilnować jak oka w głowie... Myślisz, że uda Ci się namówić matkę, żeby za parę dni, jeszcze przed ślubem, zabrać Leę na spacer po mieście? Bez większej obstawy, do portu, na przykład? Albo podsuń ten pomysł Lei, może ona urobi ojca i matkę... Niech zgrywa posłuszną córkę i poprosi o wspólny spacer... A może nawet o spacer z narzeczonym? Mogliby to łyknąć... - kontynuowała tancerka, znów krążąc po salonie.


- Wrócisz do Lei i przekażesz jej ten pomysł... I że jakoś ją wyciągnę - zwróciła się znów do służącej - Niech będzie w gotowości przez cały czas, ale niech też tego nie okazuje... Ojciec nie może poznać, że coś się kręci. Niech spróbuje urobić go i matkę, żeby ich uspokoić... Niech się niczego nie spodziewają. Wtedy może jakoś to będzie... - mówiła dalej, po czym przykucnęła, opierając czoło o ramię, w zamyśleniu.
- Jak myślisz, Selim? - spytała przyjaciela. W końcu był kupcem, i to nie byle jakim, umiał planować... I wspierać plany. Czuła się głupio, ze znów musi prosić go o przysługę... Ale dla siostry mogła znieść wyrzuty sumienia i wstyd. I o wiele więcej.

Re: Posiadłość Tu'elh

5
Służąca chłonęła każde słowo Maisy, co i rusz kiwając głową i śledząc jej ruchy szeroko otwartymi oczami. Widać było, że starała się zapamiętać każde zdanie wypowiedziane przez nią. Widać było, że osobista służka była przywiązana do Lei i chciała dla niej jak najlepiej. Teraz, gdy spotkała jej starszą siostrę, która nie dość, że chce, to potrafi pomóc, nie mogła stracić tej okazji i coś źle zapamiętać lub zapomnieć. Pociągnęłoby to za sobą fatalne skutki, których obydwie wolałyby uniknąć.

- Ślub odbędzie się w świątyni Osureli, a wesele w posiadłości pana Pelletona - odparła dziewczyna na pytania, które zdołała wyłowić z chaotycznej paplaniny Maisy. - Przekażę panience Lei jak najszybciej. Będzie ucieszona, jak się dowie, że z panienką wszystko w porządku i chce ją uratować. Wszystko jej powiem. Jak już wszystko załatwimy, wyślę tutaj list - dygnęła jeszcze przed dwójką elfów i wyszła, a właściwie wybiegła z domu, zapewne pędząc do swojej pani. Selim tymczasem zerknął uważnie na Maisę, po czym westchnął. Dopiero wtedy odpowiedział na jej pytanie.

- Myślę, że musisz na siebie uważać. Twojemu ojcu została jedna córka. Dobrze wydana za mąż może zapewnić lepszą pozycję i więcej pieniędzy... co Pelletonowie mogą zapewnić. A nawet jeśli twoja siostra zdoła przekonać kogoś na spacer po porcie, nikt przy zdrowych zmysłach nie puści jej bez obstawy. No i... to porwanie. Nawet jeśli w szczytnym celu, to wciąż przestępstwo. Musiałybyście uciec - mężczyzna zasmucił się lekko, wypowiadając te słowa. - Najlepiej z Archipelagu. Galadin to wpływowy człowiek, a jego macki sięgają daleko. Jeśli się zdecydujesz na ten skok, mógłbym teoretycznie znaleźć jakiś statek, do Keronu lub Urk-hun... ale pomogę ci tylko i wyłącznie, jeśli twój plan jest sensowny. Zamierzasz po prostu podbiec do nich, pociągnąć ze sobą dziewczynkę i zaraz po tym uciec?

Re: Posiadłość Tu'elh

6
Maisa notowała w myślach kolejne informacje, które otrzymywała od służki. Świątynia Osureli, posiadłość Pelletonów... Może nawet w świątyni by się coś udało, ale to i tak ryzykowne. Niech to będzie plan awaryjny - pomyślała elfka. Następnie wsłuchała się w słowa swojego przyjaciela. Jego słowa nieco ją zasmuciły, lecz na krótko - uświadomiła sobie bowiem, ze przecież od początku gdzieś w głębi duszy wiedziała, że nie będzie mogła tak po prostu pomóc siostrze uciec, wypuścić ją na wolność, po czym zostać w mieście licząc, że wszystko wróci do normy i będzie żyć po staremu... Będą musiały uciec, to pewne.

- Wiem, przyjacielu... Ale tak właśnie musi być... W końcu musiałabym stąd odejść... - powiedziała Selimowi, a słysząc jego pytanie, uśmiechnęła się nieco i rozchmurzyła. Lubiła zaskakiwać przyjaciela i nieco drażnić jego rozwagę i stateczność swoją bardziej żywiołową naturą - Oczywiście, że mam plan... Nie zamierzam do niej podbiegać. Nie zamierzam wcale jej szukać w mieście... To ona ma przyjść do mnie... W końcu żeby ją zabrać trzeba nieco zamieszania... Najlepiej też hałasu i dymu... A tak się składa, że jestem całkiem niezła w robieniu zamieszania i rozpraszaniu uwagi. Zwłaszcza podczas występów - oznajmiła elfka, wciąż uśmiechając się nieco chochlikowato.

Maisa wstała i zaczęła znów krążyć po salonie, tym razem jednak bardziej z podekscytowania.
- Rodzina nie powinna wiedzieć nic o tym, czym się obecnie zajmuje, ani że zmieniłam wygląd... Jeśli do tego nieco bardziej zakryję twarz i tą bliznę, nie poznają mnie. Zwłaszcza w tańcu... U nich nigdy nie tańczyłam w ten sposób. Do tego trochę ognia i dymu, trochę ewentualnych uroków na strażników... Rozproszą się, a ja z Leą szybko się wymkniemy. Potrzebne mi tylko odpowiednie miejsce... Musi spełniać kilka warunków. Musze móc w nim wystąpić, a oni muszą mieć jak się do niego łatwo dostać, najlepiej, żeby sami się na nie natknęli... No i potrzebna z niego jakaś w miarę dogodną droga ucieczki... - tłumaczyła tancerka, powoli tracić wiarę w swój plan... Lecz nie miała innego. Weź się w garść, dziewczyno, tu chodzi o Leę... Musi się udać - pomyślała i przybrała weselszą minę.
- I jak sądzisz? - spytała Tu'elha.

Re: Posiadłość Tu'elh

7
W przeciwieństwie do podekscytowanej Maisy, Selim nie tracił stoickiego spokoju, ba, zdawał się być tylko umiarkowanie zainteresowany tym, co elfka papla. A chociaż z pozoru wydawał sie nie słuchać, nadstawiał uszu, porządkując w głowie jej plan. Uniósł sie z fotela i podszedł do okna, oglądając widoki rozpościerające się za nim. A widział morze, fale uderzające o nabrzeże, domy poniżej i ludzi krzątających się, gnających każdy w swoją stronę. Jedna Mewa wylądowała ma jego parapecie i popatrzyła się na elfa z ciekawością. Ten otworzył okno i przegonił ptaka, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Nikt nie lubi, jak ptak mu kupka do ogrodu.

- Na ulicach można spotkać wiele artystów zabawiających ludność, szczególnie wieczorem. Nie będziesz się wyróżniała, jeśli zaczniesz swój spektakl. Problemów z przyciągnięciem uwagi również mieć nie będziesz, potrafisz skupić na sobie wzrok - uśmiechnął się do siebie Selim, a uśmiech ten nie był widoczny dla Maisy, do której stał plecami. - twoja siostra mogłaby zgubić się w tłumie gapiów i odejść kawałek i tam poczekać na ciebie. Wiadome, że nie możesz przerwać tak o występu. Zacznę szukać jakiegoś statku, który mógłby was zabrać jak najdalej stąd… tylko wciąż mi to śmierdzi. Powiedz mi proszę, czy Lea mogłaby mieć tak namieszane w głowie, że stałaby się częścią… spisku? Przeciw tobie? - odwrócił się od okna, spoglądając z zaniepokojeniem na Maisę. Elfka do tej pory nie myślała zbytnio nad tym, że to wszystko mogło być sztuczką, która miała ją zwabić wprost w pułapkę jej ojca. Ale szansa na to była taka sama, jak to, że Lea naprawdę cierpi i szuka ratunku u własnej siostry. Czy Maisa nie zaryzykuje tylko dlatego, że istnieje prawdopodobieństwo zdrady?

Re: Posiadłość Tu'elh

8
Słowa Selima uderzyły elfkę niczym obuch. Nagle się zatrzymała i z zaciętą miną zaczęła zastanawiać się nad jego słowami. A co jeśli faktycznie to pułapka? Nie pomyślałam o tym... Nie, nie wierzę, by Lea dała się tak zmanipulować... Choć z drugiej strony... Skoro ojciec, wedle słów służki, się wyostrzył po mojej ucieczce, to mimo to udało się jej wymknąć z listem od Lei? Coś tu śmierdzi... - myślała Maisa. Lecz po chwili wstrząsnęła głowa, wiedząc już co należy uczynić.
- Nie mam jak tego sprawdzić, nawet gdybym teraz poszła śledzić tą służącą... Poza tym nie zaryzykuję wolności mojej siostry z własnych obaw. Nawet jeśli ojciec faktycznie tak chce mnie zabrać i to wszystko to tylko jakiś chory plan... I tak potrzebne będzie miejsce na statku. Dla mnie samej, bądź dla mnie i Lei... - oznajmiła, twardo i stanowczo. Wiedziała, ze robi słusznie... ze tak własnie należało uczynić. Bo jakże mogłaby zignorować coś takiego?

Re: Posiadłość Tu'elh

9
Selim nie wyglądał na zadowolonego słowami Maisy, ale wiedział, że nic tutaj nie wskóra. Nie odwiedzie swej przyjaciółki od tego szalonego planu, ani nie zatrzyma jej u swego boku na zawsze. Tutaj kobieta miała rację - bez względu na to, co zadecyduje, jaka jest prawda i co sie stanie, będzie musiała uciec z Archipelagu. Jeśli to wszystko jest pułapką, statek naprawdę będzie potrzebny. Z tą różnicą, że tylko dla jednej osoby.

- Tak... wiem. Zrobisz, co według ciebie jest słuszne. Rozumiem to. Jutro przejdę się po przystani i zobaczę, co da się zrobić - na twarzy mecenasa pojawił się niemrawy, wymuszony uśmiech. - Jeśli pojawi się ta dziewczyna z wieściami, natychmiast cię o tym poinformuję. A teraz przepraszam... źle się czuję, idę się położyć.
*** Już następnego dnia służąca powróciła z wieściami. Lea obiecała, że wymyśli coś, aby przejść się ulicami Eroli, z narzeczonym lub rodziną. W tym czasie Selim Tu'elh spełnił swoją obietnicę. Statek handlowy Ikarius miał wypłynąć za cztery dni z Eroli do Karlgaardu. Kapitan zgodził się zabrać dwie dodatkowe osoby na pokład. Elf także, mając na uwadze dobro swej przyjaciółki, stwierdził, że nie zostawi jej na pastwę brudnych goblinów, dlatego obiecał napisać list do jego przyjaciela w tym mieście, który zaopiekuje się Maisą oraz Leą i załatwi im transport do Keronu, gdzie dziewczyny się jakoś ustatkują. Tak też zrobił. Śmiesznym zbiegiem okoliczności w tym samym dniu, w którym żaglowiec miał wypływać z portu, Lea szła na spacer z Galadinem, w otoczeniu straży podążającej za parką erolskimi ulicami krok w krok. Teraz wystarczyło zacząć przedstawienie.
*** Słońce powoli sięgało zenitu, wędrując po krystalicznie czystym niebie pozbawionym jakiejkolwiek chmury. Było wręcz parno i duszno. Tylko znad morza, na dalekim widnokręgu coś się działo, coś ciemnego i groźnego nadciągało. Sztorm. Dzisiaj statek miał wypłynąć na pełne morze... ale na razie Maisa o tym nie myślała. Ważne, aby akcja się udała, dopiero potem przyjdzie czas na zamartwianie się tak przyziemnymi sprawami, jak burza. Teraz właśnie stała w bawialni u Selima, mając w ręce list do jego przyjaciela goblina, Syghara. Elf krążył niespokojnie po pokoju, widocznie umartwiając się i cały czas kracząc, przepowiadając czarne wizje – a to, że sztorm zmiecie okręt z trasy, że straż miejska złapie Maisę, nim z siostrzyczką dotrą do przystani, że to wszystko pułapka. Bardzo chciał zatrzymać swoją przyjaciółkę w Eroli, ale mimo wszystko wiedział, że nie może, w ten czy inny sposób. Usiadł więc w fotelu i przymknął oczy, oddychając głęboko. Gdy już uspokoił burzę szalejącą w jego umyśle, spojrzał na tancerkę już nieco spokojniej, ze swego rodzaju rezygnacją.

- Niedługo twoja siostra powinna wychodzić na spacer. Powinnaś iść i się przygotować. Pamiętasz wszystko? Który statek, goblin, twój plan? - dopytywał.

Re: Posiadłość Tu'elh

10
Maisa siedziała na jednej z poduszek w bawialni, patrząc na wszystkie ozdoby wnętrza posiadłości Selima, myśląc nad tym, co miało się tego dnia wydarzyć. Była już w znacznej części przygotowana do swojej 'misji'. Zabrała wszystkie swoje rzeczy z karczmy i miała je obecnie w skórzanej torbie u boku. Część wyposażenia postanowiła sprzedać lub oddać, by móc wszystko spakować i zanadto się nie obciążać, ale nie straciła wiele - pozbyła się paru sukni, jeszcze jednej pary butów i różnych rupieci. Jednak najważniejsze przedmioty zachowała, w tym swój śpiewnik... Pamiątkę zarówno po siostrze, jak i Selimie.

Była także ubrana inaczej niż przy poprzedniej wizycie. Wiedziała, ze nie może pozwolić, by rodzina ją poznała, jeśli będzie razem z Leą, ubrała się więc tak, jak nigdy nie widział jej ojciec... Co nie było trudne, bo w domu miała głównie porządne suknie w stonowanych barwach, nie licząc kilku ze złotogłowiu lub różowych. Założyła więc świeżo kupioną (za pieniądze ze sprzedanych innych) fioletową sukienkę sięgającą nieco poniżej kolan, z rozcięciem do połowy uda po lewej stronie i zakrywającą jedno ramię - to, na którym była blizna. Elfka postanowiła je zakryć, choć kusiło ją, by podjąć to ryzyko i pokazać swoje znamię ojcu... Lecz postanowiła powściągnąć swoje pragnienia dla siostry. Dlatego nie dość, że zakryła bliznę, zakryła także część twarzy małą jedwabną zasłonką w kolorze pasującym do kuchni. Była zawieszona pod oczami, zakrywając nos i usta... Dodając do tego jej nową fryzurę i czerwony kolor włosów oraz całe zachowanie, szczerze wątpiła w to, żeby nawet własna matka mogła ją poznać.

- Racja... Czas już na mnie... - westchnęła, wstając powoli i zakładając torbę na ramię. Powoli podeszła do swojego przyjaciela... Nie było jej łatwo, nie lubiła pożegnań. Co prawda Leę opuściła wtedy bez pożegnania... Ale działała wówczas w amoku, pod wpływem chwili... Nie usprawiedliwiało jej to do końca, lecz w jakims stopniu na pewno.
- Żegnaj, przyjacielu... Nigdy nie zapomnę wszystkiego co dla mnie zrobiłeś - powiedziała, starając się brzmieć pewnie i spokojnie... Choć nie było jej łatwo. Zdecydowanie. Jednak zebralasię w sobie i uściskała starszego elfa, po czym odstąpiła na krok i spojrzała przyjacielowi po raz ostatni w oczy... Wiedziała, że ją rozumie. Nie musiała więc się tłumaczyć - Gdyby tylko naszła potrzeba... Pisz. Daj znać. A przybędę - rzuciła na odchodnym, po czym oddaliła się, chcąc opuścić jego dom i nie myśleć o tym, ze być może przekracza jego próg już po raz ostatni


Żegnaj, przyjacielu - pomyślała, po czym ruszyła w stronę wyznaczonego wcześniej miejsca. Uliczka z odpowiednią ilością miejsca, ludzi... Nie za ciasna, by Lea łatwo się do niej dostała i nie za szeroka, bo na takich zwykle więcej straży, z tych samych przyczyn starała się wybrać dzielnicę ani przesadnie bogatą, ani zbyt biedną. Raczej średnią, ale za to stosunkowo niedaleko portu. I z odpowiednią ilością miejsca, by móc wystąpić... Nie z przesadnymi tłumami, by mogła znaleźć wśród ludzi Leę, lecz nie za mało, by mogła łatwo zniknąć między ludźmi z siostrą... lub i samotnie, jeżeli to pułapka.

Re: Posiadłość Tu'elh

11
Głęboki smutek wypisany na twarzy Selima mówił najwięcej. Mecenasowi Maisy bardzo trudno było się z nią pożegnać, ale był świadom tego, że to jest nieuniknione. Bez względu na to, co jest prawdą – że Lea nie kłamała i naprawdę pragnie uciec, czy może to, że wszystko zostało ukartowane, a dziewczyna idzie w zasadzkę, Maisa tak czy siak długo tutaj nie zagrzała miejsca. Osoba o tak żywej osobowości jak ona prędzej czy później zaczęłaby szukać więcej wrażeń, a wkrótce Erola przestałaby ich jej dostarczać. Życie tutaj stałoby się rutyną, codziennością, od której pragnęłaby uciec. Okazja ta była dla ognistowłosej doskonała, by wyrwać się z nudy, jaka powoli nastawała w jej życiu.

- Ani ja – szepnął jej do ucha elf, przytrzymując elfkę na trochę przy sobie, jakby nie chcąc jej puścić. Gdy w końcu Maisa oddaliła się o krok, mogła zobaczyć, jak bardzo jego oczy błyszczą. Pożegnanie dla obojga było ciężkie i w sumie nie wiadomo, dla kogo bardziej. Obydwoje na tym ucierpieli, ale rozumieli, że taka jest kolej rzeczy. - Oczywiście. Powodzenia, Maiso. Do zobaczenia wkrótce.

Obydwoje wiedzieli, że to nieprawda, ale chcieli w to wierzyć. Niestety na razie nie mieli się o tym przekonać, ponieważ elfka już była w drodze na wyznaczoną wcześniej ulicę, gdzie wszystko miało się rozegrać. Wcześniej rozejrzała się w nich wszystkich, próbując wybrać najlepszą z nich. W końcu znalazła – nie za szeroka, nie za wąska, była tak naprawdę jednym ze skrzyżowań. Północne rozgałęzienie prowadziło do dzielnicy rzeźni, gdzie często na spółkę ze smrodem ryb czuć było metaliczny zapach krwi upuszczanej ze stworów morskich oraz bydła. Zachodnia odnoga prowadziła do dzielnicy mieszkalnej, pnąc się pod górę, skąd przybyła Maisa. Południe należało do kolejnych mieszkań, zaś zachód prowadził do portu – ulice kierowały się ku dołowi, do poziomu morza, najpierw kilka razy zakręcając i rozwidlając się. Czerwona elfka wiedziała, że aby bez problemu dostać się do doków, musi zbiec w dół, skręcić w lewo, prawo, potem znów w prawo przy jakiejś krawcowej a następnie w lewo, gdzie majaczyła już przystań. Dotarłszy do niej dziewczęta będą musiały znaleźć Ikariusa, cumującego kilkaset metrów dalej. Tam będą mogły się schować – ale dopiero na pełnym morzu poczują się bezpieczne.

Przez skrzyżowanie przejeżdżały bryczki, wozy oraz lektyki. Wokół kręciło się sporo ludzi i nieludzi, co mogło zadziałać na korzyść Maisy. Niestety jedyne dobre miejsce do przedstawienia na rogu zachodniej i północnej ulicy było w tym momencie zajęte przez jakiegoś ulicznego grajka, który przygrywał w tej chwili na lutni jakąś skoczną pioseneczkę, która ściągnęła już mały tłumek gapiów, z czego większość była kobietami wszelkiego stanu. Młodzieniec przyciągał uwagę – nie tylko pięknym głosem i umiejętnościami artystycznymi, lecz i wyglądem, co zauważyła Maisa, gdy przebiła się przez zgromadzenie na sam przód. Czarne jak smoła włosy sięgające karku okalały niezwykle przystojną, młodą twarz okraszoną kilkudniowym zarostem. Ciemnoniebieskie oczy błądziły po zgromadzeniu, co i rusz zatrzymując się na piękniejszej damie i mrugając do niej. Był całkiem dobrze zbudowany, co oznaczało, że nie parał się tylko muzyką. Ubrany był w przetarte spodnie i szarą(zapewne kiedyś białą) koszulę. Śpiewając, uśmiechał się szeroko, ukazując szereg białych, równych zębów. Nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia pięć lat. W końcu jego spojrzenie wylądowało na ubranej oryginalnie, choć zdecydowanie kusząco dla mężczyzny Maisie. Zatrzymał na niej nieco dłużej swoje oczy, z zainteresowaniem przyglądając się jej, a szczególnie zakrytej chustą twarzy. Mrugnął do niej zawadiacko, po czym skupił się z powrotem na lutni. Do przygotowanego garnuszka ludzie wrzucali pieniądze – czytaj damy i zwykłe mieszkanki miasta. Panowie obchodzili się z nim nieco sceptycznie, choć zapewne wciąż doceniając jego talent. W każdym razie elfka musiała zdecydować, co z nim zrobić. Zajmował wypatrzone przez nią miejsce, a Lea wraz z Galadinem mieli lada moment tutaj się pojawić. Co robić, co robić?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”