Pachnąca Panna – zamtuz

1
PACHNĄCA PANNA
Obrazek

Zbudowana w centrum Portu, w sercu miasta kamienica, będąca w istocie domem schadzek, należała w całości do sieci zamtuzów, która swoich etatowców rozstawiała po salonach, dworkach, tawernach, a nawet kościołach Krinn. Co trzecią dziewkę w Porcie zatrudniała Pachnąca Panna, choć dom uciech miał na stanie także inne, a równie urocze owoce. Owa rozkoszna firma dawała swoim, hm, konsumentom wachlarz świadczeń, którego nie ucinano ino do zabaw bez ubrań, ściskania, serdeczności oraz czułostek. Każdemu starano się darować to, co rozbudzało w nim radość. Zawsze dążono do zadowolenia potrzeb kontrahenta, a czasami rozchodziło się wcale nie o kochanie. Poza ziszczeniem marzeń, można tam również, za rozsądną cenę, zafundować sobie miłą rozmowę, dawkę wiadomości ze świata abo smaczne, rdzenne wino. Pachnące wszetecznice są wszak bardzo uzdolnione, a nadto mądre. Do tanich kurew równać ich nie można.

Malowana różaną farbą kamienica została postawiona niedawno, wciąż czuć oraz widać świeżość ścian, ozdóbek, kandelabrów ze szkła. Na parterze ustawiono szerokie łoża, a posadzkę usłano poduszkami, materacami, kwiatami, kocami o setkach wzorów oraz barw. To tam niesie się ciche mruczenie fontann z wodą i brzęczenie strun. Z mis z drewnem oraz kadzidłem unosi się wonna para, która – podobna do chmur na niebie – wisi tuż pod powałą. Gustownie ubrane panie chodzą dookoła, roznosząc żarcie, zamówioną berbeluchę oraz swe własne, rozochocone ciała. Za barem zawsze stoi ruda, zielonooka matrona, która zamienia srebro w szczęście. A szczęście jest tu serwowane pod różnoraką postacią. Można się go doszukać w butelkach z trunkiem, w oczach panien z piersiami na wierzchu, w saszetkach ze snem, duszkiem abo różą urkońską. Nietrudno tam o skosztowanie prochów i nie trzeba mieć na to wcale zachcianki. Na wierchu schodów, natomiast, osadzono rząd izdebek dla osób, które wolą doświadczać uniesień w odosobnieniu. Za przepierzeniem z kotar są dodatkowe sale – te przeznacza się wędrowcom, tam nie czci się Krinn, a po prostu kładzie do snu, czeka na zmrok bądź zaranie. Mało kto, wchodząc do zamtuza, zamawia ciemną komnatę z zamiarem ucięcia sobie drzemki, acz Pachnąca Panna jest gotowa również na taką ewentualność. Zadowolenie kontrahenta to obowiązek.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

2
Granie bardów z dołu nie docierało na samą górę. Daerion Thyne siedział samotnie w alkowie, a choć w uszach nie dzwoniła mu wesoła nuta balladek, to cisza również nie odwiedzała mieszańca w komnacie. Za ścianą, bowiem, seria wrzasków oraz bałamutnego zawodzenia rozbrzmiewała co chwilę na nowo. Para, a może nawet czwórka osób, wnioskując z różności mruków oraz hałasu, zabawiała się tam bez skonfundowania i onieśmielenia. Przez zasłonięte materiałem okno przeciskało się światło słoneczne, strukturą całunu barwione na różowo. Izba, nieduża, acz dziwnie komfortowa, składała się na dwa rzeźbione fotele, materac, komodę i misę z wodą. W otoczeniu umeblowania, na krześle z rzezaną postacią skaczącego konia, ulokował się Daerion. W ręce miał pustą połowicznie szklanicę z winem, na sobie swe normalne ubranie, u pasa miecz, a w zakamarkach odzienia resztę oręża. Niewielu gościom pozwalano wchodzić do zamtuza z taką armaturą, ale on nie musiał składać arsenału na przechowanie. Szefowa domu, stara Beatrice, osobiście o to zadbała. A dlaczego? Nie przepadała za nim, nie obawiała się go rozzłościć, ale za to miała doń biznes, formalność, miała zadanie, które zlecać trzeba osobom bez moralności i z doświadczeniem. Los chciał, że Daerion doskonale pasował do obrazu takiego dżentelmena, a nadto urzędował w Porcie, więc nadawał się w sam raz. Morderca na zamówienie po części wiedział, czemu go tu zawołano, dano mu trunek, własną kwaterę i dziewkę dla umilenia czasu, którą zresztą przed momentem odesłał z powrotem. Teraz, co przekazała mu niedawna kochanka, miał zaczekać na informatora. Informatorkę – dla ścisłości, a ta stawiła się przed nim zaraz potem.

Dwudziestoparolatek nie odwiedzał burdelu często, nie miał na to ani dość srebra, ani dość chuci, a mimo to znał większość pracownic domu schadzek. Część z nich, zanim dostała się do salonu seksu, stała na bazarze z chlebem, owocami, oddawała się na ulicach abo snuła się po karczmach. On przesiedział w Porcie Erola całą młodość, umiał więc znaleźć w ciżbie takie smutne dusze, umiał z nimi rozmawiać i mordować w razie konieczności. Swe osobowe źródło wiadomości również poznał zawczasu. Wronowłosa, niebieskooka dziewuszka, osierocona przez tatę murarza i bezrobotną mamę od dawana oferowała się za marne grosze w tawernach. Ponoć nawiała z sierocińca. Teraz zarabia uczciwsze honorarium i ma nad sobą dach oraz mnóstwo koleżanek. Ponoć dużo się uśmiecha.

Cześć — powiedziała cicho po przekroczeniu drzwi. Nie nosiła wiele odzienia, miała na sobie kusą sukienkę oraz szarfę ozdabianą blaszkami ze srebra. — Chcesz od razu poznać robotę? A może przedtem trochę się ze mną zabawisz? Wiesz, rozmawianie jest nudne, a od mówienia znacznie wolę mruczenie. Praca może poczekać, a mnie może się zaraz odechcieć harców...

Seans wrzasków zza ścian przestał nadawać i obecnie Daerionowi nie dokuczał żaden harmider. Jeno echo słów czarnowłosego stworzonka rozlewało się po komnacie. Na zewnątrz słońce nie przestawało uderzać swą mocą. Zawarte okno wciąż rzucało różowawe cienie na wnętrze pomieszczenia, a w szklance brakowało wina. Informatorka, bawiąc się świecidełkami na tasiemce, całą otchłanią niebieskości wzroku patrzała – z pozoru niewinnie – w stronę mieszańca. Widziała miecz, noże, nieciekawą twarz, ciemność w oczach, drwinę na ustach, ale wciąż się uśmiechała, ciekawa, co się zaraz stanie.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

3
Siedziałem na krześle, a w ręce trzymałem kieliszek z czerwonym jak krew winem. Lewa dłoń, obciążona szklanym naczyniem, była uniesiona, w przeciwieństwie do prawej, która spoczywała na oparciu krzesła. Napięcie kończyny było tutaj wręcz wymagane – jak mógłbym pozwolić sobie na zmarnowanie tak wybornego trunku, jakim uraczyła mnie służka czcigodnej Beatrice, mamie wszystkich burdelmam w Porcie Erola. Ciemny płyn znikał w wolnym tempie, gdyż upijałem go łykami. Nigdy nie byłem pasjonatem wysokoprocentowych alkoholi ani ich chlania. Może to mało męskie, ale zadowalałem się samym winem. Z dobrej półki, zakorkowanym przynajmniej dwa lata temu. Takich napojów było w Archipelagu na pęczki, co zdecydowanie umilało mi pobyt w mojej małej ojczyźnie.
Dziewka odeszła, a ja miałem czas na zastanowienie się. Nie mogłem doszukać się przyczyny, z powodu której stara Beatrice postanowiła uruchomić swe witki i wezwać zabójcą do burdelu. O ile moja osoba w karczmach czy tawernach była wręcz mile widziana, to tutaj mogłem jedynie przeszkodzić interesom paskudnego babsztyla. Czyli chodziło o standardowe zlecenie. Zabić, pobić, włamać się, okraść... albo coś podobnego. Ciekawił mnie natomiast sposób wynajęcia mojej skromnej osoby. Zazwyczaj to petent musiał udać się do paru tawern, odnaleźć mnie, a następnie złożyć prośbę o wykonanie zadania. Burdelmama jednak miała niemałe jaja, skoro zaprosiła mnie do jej małego królestwa. Do miejsca, gdzie dziesiątki klientów przewijały się przez ręce, to znaczy biodra jej "córeczek". Czemu to zrobiła? Chciała pokazać mi jak ważną jest osobą w Porcie? Pilnowanie interesu było wymówką krętaczy i to w dodatku słabych – nawet w siedzibie swojej firmy nie zaszczyciła mnie we własnej osobie, lecz wysyłała informatorkę. Czyli w grę wchodzi zaspokojenie ego. Albo jakieś specjalne zlecenie.

Pachnąca Panna była rzeczywiście miejscem tętniącym życiem, pełnym klientów oraz pracownic, świadczących o pozycji domu. Wraz z wysokim poziomem widoczne było piękno tego miejsca. Nie dziwiło mnie to – do byle burdelu mógł wejść każdy, a do tej luksusowej placówki niekoniecznie. Wstęp należało opłacić sumą stosunkowo wyższą niż w innych domach uciech. Czy warto było? Nie mnie oceniać, ale skoro był popyt – najwidoczniej tak.
Pokój, który zajmowałem, był mały. Mimo tego sprawiał wrażenie całkiem wielkiego. Niewiele mebli wraz z rzadkim światłem potęgowały wrażenie wolnej przestrzeni. Już wchodząc do tego pomieszczenia, zwróciłem na to uwagę. Następnie pochłonęły mnie meble, szczególnie ręcznie rzeźbione fotele. Skaczący koń nie był popularnym wzorem. Nie w Erola. Skąd więc pomysł u rzemieślnika, który stworzył ten puf? Drewno dobrej jakości nie budziło we mnie zdziwienia – Archipelag pełen był puszcz gotowych do wykarczowania. Jednak przedmiot ten przykuł moją uwagę na tyle, iż przez moment zacząłem błądzić myślami po tym, wysokim i miłym dla przybyszów, pokoju.

Po odesłaniu dziewczyny dopiłem wino, a następnie położyłem rękę na udzie. Zboczenie zawodowe, przekląłem sam siebie w myślach. Byłem raczej nietykalny, przynajmniej w tych rejonach, a zaatakowanie mnie w burdelu mogłoby zniszczyć reputację Pachnącej Panny. Mimo wszystko nie przesunąłem dłoni ani o milimetr. Byłem mordercą, a więc trzymanie się blisko moich narzędzi pracy należało do, jakby to ująć, rutyny. Niejednokrotnie przezorność dała mi przewagę, albo wręcz uratowała mój chudy tyłek z opresji. Nic dziwnego, że nawet w bezpiecznym miejscu wietrzyłem katastrofę.
Po jakimś czasie do lokum weszła nowa wysłannica Beatrice. Była ubrana skąpo i atrakcyjnie, jak większość obecnych tu dziewcząt. Kształty jej figury były przyjemnie zaokrąglone. Biodra szerokie, talia wąska, piersi małe. Nogi długie i chude, takie jak lubiłem. Twarz znośna, włosy wręcz idealne. Oczy nie budziły we mnie fascynacji, choć jej miały przyjemny kolor morza. Krótka sukienka opinająca się na jej pośladkach, odkrywająca więcej niż miała zasłonić, a także drobne ozdoby, doskonale spełniały swój cel. Dziwka wpadała w oko bardziej niż sama przypuszczała. Podobała mi się. Czyżby burdelmama miała informacje z kim sypiam i na podstawie historii moich stosunków postanowiła wysyłać panienki bliskie memu sercu? Pewnie tak.
Nawet nie drgnąłem, gdy mnie powitała, a następnie zaoferowała swoje usługi. Przyjemności ciała, jakich mogłem zaraz zażyć, nie przyćmiły mi znaczenia tej sytuacji. Nie wiedziałem co robi tutaj panienka, którą znam. Beatrice nie powinna powierzać swoich spraw byle komu, a skoro mnie tutaj zaprosiła, jako gospodarz winna mnie ugościć i opowiedzieć o wszystkim sama. Nowa dziewka widziała też moją wcześniejszą kochankę i powinna zdawać sobie sprawę z mojego, hm, osłabienia ciała. Oferowanie mi stosunku nie leżało w jej roli: po pierwsze – taki podarek już dostałem, po drugie – wciąż nie wiedziałem w jakim celu mnie wezwano. Pozostawało tylko zastanowić się, czy młoda nie weszła tutaj z własnej woli – może po prostu jej się spodobałem.

Hej, kotku. — rzuciłem z wyczuwalną nutą słodyczy w głosie. Moje słowa nie były słabymi zalotami, lecz grą słowną. Lubiła "mruczeć", cokolwiek to u licha oznaczało. Nie powiem, jej propozycja była mi bliska, lecz musiałem odmówić. Nie chciałem przedłużać swojego pobytu w tej dziurze. Nie lubiłem burdeli, nieważne jak bardzo były luksusowe. — Nie przyszedłem tutaj rozmawiać ani mruczeć. Zaproś tu Beatrice, bądź po prostu zajmij mnie sobą.
O ile pierwsze słowa były wypowiedziane ciepło, to reszta zdecydowanie nie. Przeszkadzała mi jej obecność w tym miejscu i wolałem dać jej do zrozumienia, że nie interesują mnie jej usługi.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

4
Grzecznie odrzucona przez mieszańca, czarnowłosa wszetecznica nie postradała butności. Równie zadziorna i harda co przed momentem, usadowiła się na krześle obok Daeriona, uśmiechając się niezmiennie. Rzeźba na fotelu nie przedstawiała wierzchowca. Za plecami niebieskooka miała rzezaną w drewnie koronę drzewa. Ironiczna, bo przecież zrobiona z drewna, rzeźba przedstawiała chudą wierzbę z pomarszczoną korą. Podesłana przez burdelmamę informatorka rozsiadła się niestarannie. Ciasna suknia podwinęła się nieco, może od niechcenia, może celowo, a buńczuczna panna nie trudziła się poprawieniem ubrania. Zamiast tego zaczęła znów bawić się blaszkami, dzwoniąc nimi cichutko. Przez sekundę patrzała na mordercę zza rzęs o kolorze czernidła, a wnet zwróciła wzrok na zasłonięte okno.

Na dnie kieliszka przelewała się ostatnia resztka krwawoczerwonego wina, które tak Daerionowi zasmakowało. Pochodząca z piwniczek pod zamtuzem berbelucha nie dochodziła w beczkach przez dziesięciolecia, ale wciąż zawierała aromat, którego próżno szukać w królewskich winnicach. Dosmaczona miłością pracownic domu uciech, zniewalała trzeźwość klientów i dodawała im animuszu. Zmęczenie powodowało, że nasz zbrodniarz nie zastanawiał się poważnie nad przedstawioną mu możliwością rozruszania penisa, a na rozum brał nie młode ciało, a okoliczności zlecenia, nieznane wciąż zadanie oraz nieobecność Beatrice. Rozsądek miał tu przodowanie nad chęcią rżnięcia i miało się to mieszańcowi obrócić na dobre. Cała ta sprawa trochę śmierdziała, ale młodzieniec nie umiał wciąż rozeznać się w pochodzeniu smrodu. Wronowłosa ślicznotka, choć miała dać mu niezbędne wiadomości, na razie nic nie ułatwiała i zawadiacko namawiała go do stosunku, może nawet wbrew zaleceniom Beatrice. Może dziewka testowała wolę zbira? Może próbowała rozmemłać go trochę i rozkochać w sobie? Może miała zamiar owinąć go sobie wkoło palca? Otóż okazało się, że wcale nie.

No dobrze, dobrze — powiedziała, rozweselona. — Skoro mnie nie chcesz, to wino pewno przestało na ciebie działać. Musiałam to sprawdzić przed rozmową. Uwierz mi, że trunek z pszczelim mleczkiem, imbirem i dziędzierzawą może każdemu facetowi odebrać rozum. No, ale skoro tobie nic się nie stało, a moja koleżanka wyssała z ciebie resztę miłosnego serum — uśmiechnęła się pod nosem — to można wreszcie brać się do konkretów. Stara Beatrice nie może teraz z tobą mówić, ale nie martw się o to, dostałam pozwolenie na zawarcie kontraktu. Zresztą, sama powinnam doskonale dać sobie z tobą radę. Proszę — podała Daerionowi arkusz papieru zwiniętego w rulon — wiadomość od mamusi. Och, zastanawiasz się gdzie to schowałam, skoro w sukience nie mam kieszeni? Sam musisz zmiarkować, koteczku...
*** Do D. T.

Z całego serca przepraszam, że nie mogę rozmawiać z Panem twarzą w twarz, choć mniemam, że buzia Amelii również będzie Panu konweniować. Wiem, że będzie. Znam się na ludziach. Zakładam, że niemoralna praca, którą mam zamiar Panu zlecić, nie będzie problemem. Charakter zadania może szokować, ale kwota, którą chcę w zamian darować, winna przeciwdziałać zdziwieniu. Szczerze ufam, że sześćset srebrników oraz zniżka w moim domu Pana zadowolą. Inną cenę może Pan ewentualnie układać z kochaną Amelią. Ja nakreślę cel zlecenia, a detale przekaże Panu także ma córeczka. To z nią proszę się rozmówić. Prośbę mam taką. Jedna z moich kurew została przed paroma dniami porwana. Nie wiem, czemu zabrano akurat tę szmatę. Nie dawała nam dochodów i nie miała wielu klientów. Prawdopodobnie ktoś z kochanków powiedział coś, czego dziwce nie powinno się mówić. A może to ona powiedziała parę słów za dużo. Nie wiem, ale obawiam się teraz o dobro interesu. Nie chcę stracić poważania. Pańska rola to usunięcie tego problemu. Nie ma Pan ratować ani oswobadzać dziewki, a zrobić tak, że zniknie. Cokolwiek wie, cokolwiek zrobiła, będzie obecnie stanowiła samą bolączkę dla mnie i córeczek. Metodę ukończenie zadania zostawiam Panu. Całą resztę też zostawiam w Pana rękach. Wiem, że zawieram umowę z mistrzem w swoim fachu, ze znawcą. Niech Krinn będzie dla Pana miła. Ja jestem.

P.S. Proszę się nie bać i bawić z moimi córeczkami bez zahamowań, na koszt domu.

Pozdrawiam, Bea.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

5
Nierządnica nie przejęła się zbytnio moimi słowami. Bezwstydnie zajęła miejsce obok mnie, nie zważając zupełnie na odsłonienie swojego ciała. To kara? Mogłem tylko wzruszyć ramionami na jej zachowanie. Powtórzyłem w myślach ponownie – nie byłem zainteresowany jej usługami. Nie przyszedłem się tutaj bawić, co i tak już zostało nadwyrężone. Pozostawało tylko usłyszeć dlaczego się tutaj znalazłem, a następnie podjąć odpowiednie kroki. Taki był już mój fach.
Przejechałem wzrokiem po dziewczynie. Spojrzenie zatrzymało się na jej dziwacznej zabawce – drogocennych blaszkach, którymi najwidoczniej lubiła stukać. Panienka z dzwonkami mogła wywołać u mnie jedynie irytację, bo choć ładna, to zachowywała się, hm, zanadto swobodnie. Wiedziała kim jestem. Nawet jej morskie oczy nie zdziałałyby niczego, gdybym rzucił w nią nożem. Ostrze przeszyłoby młodą, pokaźną pierś, po czym wywołałoby u niej ogromny ból. Umiałem trafiać tak, by zabić szybko. Tak samo potrafiłem mordować długo i boleśnie.
Jej krzesło również przetrzymało moje spojrzenie. Drzewo wyrzeźbione w krześle – co to za wymysł! Artysta nie cierpiał na brak fantazji, co jednak przyniosło mu zysk. Meble mnie urzekły. Gdybym miał wybierać zdobienia w moim domu ponownie, ograniczyłbym się do tych. Surowych, ale i ładnych. Chociaż w sumie – takie też miałem.

Wiadomość od dziewki rozbroiła mnie przez moment. Wino z afrodyzjakami? Cóż za parszywa i prosta sztuczka! Uśmiechnąłem się lekko, bardziej dla siebie niż dla dziwki. Jak widać alchemia była praktykowana również w burdelach. Co ona powiedziała? Wino, pszczele mleczko, imbir, dziędzierzawa – zapamiętam. To świństwo może mi się przydać.
Ująłem list, a następnie rozwinąłem arkusz. Zacząłem śledzić wzrokiem po tekście. Po przeczytaniu zamknąłem oczy na kilka sekund. Kurwa. Porwana. Nikt ważny. Ktoś powiedział coś za głośno, albo się zakochał. Nieważne.
Po otworzeniu ślepi, utkwiłem wzrok w kochanej Amelii. Skoro była wtajemniczona, powinna powiedzieć mi najwięcej o zaginionej. Musiałem mieć dostęp do jej przyjaciółek, wiedzieć gdzie chodziła, kiedy ostatni raz ją widziano i czy miała jakichś specjalnych klientów. Ale zacznijmy powolutku.

Amelko, — prychnąłem. — co możesz powiedzieć mi o tej sprawie? Interesują mnie wszystkie ogóły i szczegóły. Znałaś ją? Znasz kogoś takiego? Potrzebuję dobrych informacji, przynajmniej kilku, które dadzą mi wgląd na sprawę.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

6
Podziwianie rzeźb na krzesłach oraz wdzięków ciała Amelii Daerion miał za sobą. Również zainteresowanie składem udoskonalonego wina minęło mu wnet, choć nowa wiedza została przezeń rozsortowana i zachłannie pochłonięta. Mieszańca ewidentnie denerwowało trochę dumne, nieco zuchwałe, a za to bardzo bezczelne zachowanie stworzonka o oczach w kolorze chabrów. Luźna i swobodna, może nawet sielska atmosfera w komnacie nie zachęcała z pewnością do bestialskich wyobrażeń, ale sfermentowana, czerstwa od złości natura Daeriona sama nasuwała mu takie zdemoralizowane marzenia. Obraz doskonale naostrzonego noża wiercącego niedużą oraz naturalnie nieskromną pierś dzieweczki zaćmiewał mu świadomość. Przez dobrą chwilę z ust brązowowłosego nie uszło słowo. Na szczęście udało mu się zachować kamienną twarz. Siedząca obok wszetecznica z pewnością została nauczona szukania na licach klientów oznak uniesienia. A on, co tu dużo nie mówić, dostał się akurat w ów stan uniesienia. W duchu nieszczęsnego zbrodniarza rozbrzmiało ciche kurwa. Nie wiadomo wszakże, czy rzucał on właśnie mięsem, czy może od niechcenia utwierdzał się w mniemaniu, że ofiara zlecenia jest kurwą właśnie. Pierwsze zdanie, które wronowłosa dostała od rzezimieszka po pauzie, w rezultacie nieszczerego zdrobnienia nacechowane prześmiewczo, zmuszało pannicę do starcia uśmieszku i wzięcia się za rzetelne dzielenie wiadomościami.

Rozkaz to rozkaz — zaburczała. — Mówiono na nią Zuza. Może miała tak na imię, a może nie. Każda z nas ma pseudonim, to konieczne. Pracowała zawsze na zewnątrz, obok zamtuza, zaraz za domem balwierza. W Pannie klientom służą te zadbane i utalentowane córeczki. Cała reszta, no wiesz — referowała — działa sobie na ulicach. Dzień przed porwaniem miała umówioną schadzkę z felczerem właśnie. Staruch często z nią baraszkował, w końcu miał dziwkę tuż pod oknem. Dam sobie suta uciąć, może nawet oba, że dziadek się zakochał — zarechotała. — Nie rozmawiałam z nią za często. Choć, w zasadzie, raz zdradziła mi coś ciekawego — dodała po momencie. — Ponoć zanim zaczęła zarabiać dla nas, babrała się w szwarcowaniu prochów do Urk-Hun. Wiesz, na statkach. Podobno miała przez to przesrane u Syndykatu. Sam rozumiesz, że Tygrysom nie podoba się handlowanie z Tsu`rasate. Ostatnio, cholera, mocno przesadzają z tą całą narodowościową kołowacizną...

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

7
Poprosiłem wyraźnie o dużą dawkę informacji. Amelia odebrała to jednak inaczej i powiedziała mi ciekawe fakty, lecz nieliczne. Miałem w zasadzie dwa tropy. O ile w pierwszym przypadku wystarczyło zapytać kogo trzeba, wejść do domu i działać, to w drugim... konfrontacja z Syndyktem nie była zabawą. Organizacja ta może nie była już najsilniejszą jednostką w Archipelagu, ale starcie z grupami najemników nie pasowało do mojej branży. Już lepiej wynająć bojówkarzy. Mięso armatnie może zdziałać w tym przypadku więcej niż cicha interwencja i działanie szpiega. Chociaż, jak zwykle, wszystko zależało od przeprowadzenia sprawy. Mimo wszystko przeszukanie manufaktury, fabryki, stoczni, czy innej większej budowli obsadzonej wartownikami, z mnóstwem pracowników było niełatwe i problematyczne. A w takim scenariuszu musiałbym obejrzeć się chyba za każdą taką placówką, przepytać tabuny ludzi, wynająć drugie tyle, zastraszyć, pobić, okaleczyć następne gromady... dla dostępu do biednej Zuzy, którą czekała śmierć. Nieciekawa perspektywa.

Rozumiem, że to wszystko co wiesz na jej temat. Jednak czy miała ona jakieś przyjaciółki, albo — zawiesiłem słowa. Jedyne co wpadało mi do głowy to "koleżanki po fachu", ale nie było to zbyt dobre sformułowanie. W końcu mieszkała w burdelu. — bliskie osoby? Erola jest dużym portem i znalezienie tutaj dziwki jest nadzwyczaj łatwe. Odnalezienie porwanej kurwy to zupełnie inna bajka i za same staranie powinienem otrzymać pełną sakiewkę srebrników.

Amelia mimo wszystko dała mi dwa dobre tropy. Felczer był blisko i mogłem ułożyć plan działania związany z penetracją jego domu. Wystarczyło zejść na parter, przepytać inne służki, wysłać przynętę czy też zająć jakoś starca, a następnie wejść. Zmrok jest oczywiście najlepszą porą. Wcześniej przydałoby się przyjrzeć jak wygląda dom i nabrać jakiejś pewności gdzie szukać. Można też zapytać inne kurtyzany. Cóż, działanie na mniejszą skalę było względnie proste, a przynajmniej mniej skomplikowane niż infiltracja Syndyktu Tygrysa i zajście za skórę dziesiątkom żeglarzy, najemników czy handlarzy...

Inną kwestią jest zapłata. Jeśli Zuza faktycznie jest u felczera, sześćset srebrników z małą nadwyżką, a także pokrycie kosztów poszukiwań będzie w sam raz. Natomiast jeśli wpadła w ręce Tygrysów... to będę musiał odmówić, albo zażądać zdecydowanie większej pensji.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

8
Teraz Daerion dał się poznać jako osoba nieco zachłanna, w zasadzie niezadowolona z prezentów od Amelii. Uważał, że ma mało wiadomości, za mało srebra, za dużo natomiast trudu do zniesienia. Rozwiązania zadania nie podstawiono mu pod nos, nie podano na talerzu. A rzadko się zdarza, że ofiara morderstwa własnowolnie stawia się przed katem i nadstawia pierś pod ostrze. Mieszaniec nie spodziewał, że Zuza sama się przed nim pokaże — w końcu miał zbrodniczą dumę — ale wciąż nie zadowalała go dostarczona mu przez niebieskooką wieść. Do obowiązków brązowowłosego należało własnoręczne odszukanie i usuniecie celu. Mieściło się to w zakresie jego działań, a cena za te starania została wliczona w kwotę proponowaną przez Pachnąca Pannę. Łatwą oraz niekosztowną w czas robotę zleca się zbirom z tawern i narkomanom bez zahamowań. Fachowcom, a za fachowca brano Daeriona, naznacza się zawsze tę brudną pracę. Informatorka przekazała mu garść wiadomości, a każda z nich mogła okazać się cenna. Beatrice dała znać, że zostawia całą kwestię w rękach szarookiego, a on wiedział, że to nie będzie normalna, codzienna zbrodnia. Ta sprawa miała przetestować zdolności niemoralnego młodzieńca, miała nauczać i besztać go za nierespektowanie błędów. Amelia była dziwką, a nie krwiożerczą szumowiną, nie znała się na zawodzie mieszańca, ale i tak babrała się w temacie i próbowała mu pomóc.

Jak mówiłam, rzadko zdarzało mi się z Zuzą rozmawiać. Ja od zawsze robię w Domu, a ona od zawsze stała na zewnątrz. Pewnie znała się z resztą kurew z ulic, one są ze sobą dość blisko — westchnęła. — Dostaniesz od nas sześć stów. To dużo, a nawet bardzo dużo. Możesz sobie sprawić za to dobrego konia, wiesz, dextrariusa z rodowodem. Na takich rumakach wozi się szlachta z Keronu. Zresztą, siedzisz właśnie na takim — wskazała palcem rzeźbę rzezaną w krześle. — Bea dba o nas i o Dom, ale nie lubi trwonić srebra. Pewnie da Ci małą premię i zwróci koszta śledztwa, ale nie bądź pazerną świnią, bo takim nie daje się darmo wina, dziewek i komnat w zamtuzie. Nie musisz bać się Syndykatu — dodała. — Mamusia ma znajomości, w razie konieczności pomoże Ci nawiać. Nie masz dość chowania się po dokach i uciekania przed przeszłością? Zrób, co trzeba, a dostaniesz od nas szansę. Dziś, zwłaszcza w Porcie, za pieniądze można dostać różności, nawet nową tożsamość...

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

9
Informacje Amelii były mi potrzebne. Dziewczyna powiedziała mi całkiem sporo. Przede wszystkim – miałem punkt odniesienia. Wiedziałem gdzie iść, co robić, kogo zapytać. W zasadzie mogłem już ruszać. Angażowanie w sprawę większej ilości gawiedzi było... dobre, ale nie na ten etap "śledztwa". Przede wszystkim, im mniej osób wie, tym lepiej. Jeśli okaże się, że dziewczyna siedzi w domu felczera, to przesłuchiwanie kilku innych dziwek w zamtuzie będzie bezcelowe. Nie dość, że stracę czas, to jeszcze będę musiał użerać się z tymi paniusiami. Ładnymi, ale jednak irytującymi babsztylami.
Miałem również pewną reputację i wyrobioną opinię. Lubiłem działać sam, a nawet podczas koordynowanych i wspólnych zleceń zachowywałem maksymalną dyskrecję. Ludzie nie powinni wiedzieć co robię, jak myślę i dokąd zmierzam. Niestety, byłem samotnikiem, a nic nie wskazywało na to, abym miał zmienić metody mojego działania. Szczególnie, że do tej pory, okazywały się dobre.

Dziękuję za informacje. — powiedziałem beznamiętnie. Mogłem zabierać się do pracy. Jednak Amelia chciała nauczyć mnie życia i wygłosić lekcję niebycia sknerą. Sześćset srebrników brzmiało dobrze. Ale sprawa nie była łatwa, trzeba było cel namierzyć – do tej pory zajmowałem się widocznymi sylwetkami, a tutaj dochodzi jeszcze kwestia odnalezienia porwanej. O tym, że Beatrice wyprze się mnie przy pierwszym złym wietrze, wiedziałem i nie dziwiło mnie to. Dlatego ich nie powinna dziwić wysoka stawka za takie zlecenie. — Nie wiedziałem, że gościnność, nawet w burdelu, jest wliczana w cenę. Nikt nie kazał Beatrice mnie tutaj zapraszać.
Koń z rodowodem – dobre sobie! Po co mi taki zbytek? Potrafiłem żyć bez luksusów, wystarczały mi zwykłe meble w zwyczajnym domu, podczas gdy wszyscy moi sąsiedzi mieli zdobione wnętrza i pełne przepychu mieszkania. Zbierałem pieniądze w konkretnym celu. A właśnie, a propos przeszłości.
Wypowiedź dziewczyny, a w zasadzie jej ostatnie słowa, wybiły mnie z rytmu, choć bardziej adekwatnym słowem będzie – zirytowały. Gdyby nie wrodzony spokój i lata praktyki, mógłbym się na nią rzucić. Gdyby nie pustka emocjonalna w mym sercu, zbeształbym ją za wypowiadanie się na temat spraw, o których nic nie wie. Gdyby nie świadomość, która sprawowała nade mną pieczę, zacząłbym jej wygrażać, albo wyszedł bez słowa. Ale nie, byłem spokojny.
Co masz na myśli? — zapytałem lodowato.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

10
Daerion, samotnik, wilczur bez stada, osoba samodzielna, siedział w komnacie zamtuza i z wolna zabierał się za nowe zdanie, kończąc właśnie rozmowę z czarnowłosą wszetecznicą. Jednakowoż ona, teraz nieco znudzona, ale też skoncentrowana nie na uwodzeniu mieszańca, a na robocie, nie zamierzała jeszcze się z nim rozstawać. Ostatnie zdanie, które niebieskooka ślicznotka zdołała rozdmuchać, widocznie zainteresowało mordercę na zamówienie. I równie mocno go zdenerwowało. Niedawne marzenie o wciśnięciu noża w bezbronną dziewkę znów zaatakowało jaźń nie-bohatera. Na szczęście, dzięki ćwiczeniom w panowaniu nad złością oraz bezduszności z żelaza, które młodzieniec dawno zaczął w sobie hodować, do takich numerów nie doszło. Daerionowi udało się okiełznać nerwy. Zamiast rozcinać ciało niewinnego informatora ostrzem, zamiast trzaskać drzwiami abo się dziecinnie dąsać, szarooki nie dość, że wciąż sobie konwersował, to dodatkowo nonszalancko – choć może nieco chłodnawo – pokazał swą wdzięczność za dostarczone wiadomości.

Wiedziałam, złotko, że cię to zaciekawi — zaszeptała Amelia uroczo, a z uwiązanego na biodrach materiału oderwała blaszkę i zaczęła się nią bawić. — Jak mówiłam, Beatrice dba o nas i o biznes. Zanim uznała, że musi cię zatrudnić, chciała dowiedzieć się o tobie co nieco. Szukała, aż w końcu znalazła. Powinieneś rozumieć, że mordercą na zawołanie nie zostaje się dla uciech. Mama to wiedziała i zamierzała stwierdzić, co ciebie, koteczku, skłoniło do takich — uśmiechnęła się swoją manierą — działań. Na mieście zawsze można znaleźć donosiciela, któremu do szczęścia trzeba seksu. Paniom podczas harców chce się mruczeć, a facetom? No cóż, oni dużo mówią. Jeden taki chlastał ozorem bez ustanku, za co zresztą moja dziewka bardzo go chwaliła, no i to właśnie on powiedział nam parę ciekawostek o tobie, o twoich rodzicach oraz interesach rodu Thyne. Wiedząc to, Bea uznała, że się nadasz, że to robota dla ciebie. Przewidziała, że srebro może cię nie skusić, więc dorzuciła jeszcze szansę na nowe życie. Szczodra baba, nie?

Och tak — dodała niebieskooka — staruszek Aehor umie z rżnięcia zrobić sztukę...

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

11
Gdy usłyszałem pierwsze słowa Amelii, przewróciłem oczami. Zaciekawi. Tak, bo niedawna kurwa portowa ma doskonałe narzędzia, aby wejść do mojego umysłu. Brakowało tylko, aby zaczęła udzielać mi lekcji psychologii. Ryknąłbym wtedy śmiechem i wyszedł, bez słowa oczywiście. Zlecenie może i było ciekawe, ale forma podania go irytowała mnie coraz bardziej. Stara Beatrice interesowała się sprawami, które nie powinny leżeć w jej kręgu spraw ważnych. Ja byłem mordercą z reputacją. Człowiekiem od spraw niełatwych. Włamałem się do niejednego domu, wykradłem chyba setki papierów, wyłamałem dziesiątki zamków. Mordowałem bez problemu. Przeszywałem ciała nożem wręcz z zainteresowaniem. Byłem skrzywiony psychicznie, nie widziałem w tym niczego złego. Dla mnie liczył się efekt końcowy – skończenie rozdziału życia, zatytułowanego "Port Erola". Nie byłem osobą jawną, ale też nie skrytą. Można było o mnie uzyskać informacje i nie dziwiło mnie to wcale – nawet cieszyło. Fama, rozgłos, to wszystko na moją rękę. Jednak tego typu powitanie, próba zrobienia ze mnie głupca i wystawienia rachunku za zwyczajne przyjacielskie przyjęcie, a teraz nawiązanie do mojej przeszłości... to było nie na miejscu.

Wstałem. Ani gwałtownie, ani powolutku. Uniosłem swoje ciało giętko, wyprostowałem się i spojrzałem spode łba na Amelię. Dziewczyna może i była panią tego domu, cieszyła się względami burdelmamy, albo – co przyszło mi dopiero teraz do głowy – sama nią była, jednak nie miała w sobie za grosz klasy. Liczyła, że będę gotów przyjąć każde zlecenie za odpowiednio wysoką stawkę, rzucę się i w ramach podziękowania zacznę rżnąć jej koleżanki, a potem znajdę Zuzę i z rozkoszą odeślę z tego nędznego padołu. Prawda była zupełnie inna. Ja, chociaż zimny i bez wielkich perspektyw, nosiłem w sobie nawet ciekawe wnętrze. Lubiłem moją pracę i nie ukrywam – miałem ją we krwi. Adrenalina związana z nieustannym łamaniem prawa, a zarazem budzeniem coraz większej odrazy wymieszanej z szacunkiem, było niczym lekarstwo, prawie jak słodki miód ułożony na moje rany. Nie zmieniało to jednak faktu, że każdy porządny zbój miał swój szacunek. Szanujący się zabójca posiadał również dumę.
Szare oczy nie były już bezstronne. Ciskały gromy, brwi skrzywiły się lekko do dołu. Szczęka powoli się uniosła, usta zawęziły. Postawa, jakże piękna, a nawet szlachecka, czy książęca, w połączeniu z moim strojem wywoływała mieszane uczucia. Bać się? Cieszyć? Płakać? W porównaniu do Amelii, nie byłem wieszczem i nie czytałem w myślach reszty. Byłem zwykłym synem żeglarza, prostym, ale jakże dumnym i chmurnym.

Nie życzyłem sobie grzebania w mojej kartotece, — rzuciłem krótko i bez emocji. — tak samo jak ujawniania tego przede mną. Wywiad doceniam, gratuluję nawet. Gdzie diabeł nie może, tam kurwę pośle. — powiedziałem tym razem ironicznie i zamknąłem buzię. Co mam jej powiedzieć? Że nią gardzę? Powinna to widzieć. Że mnie zdenerwowała? Nic nowego, robi to od początku rozmowy. Ach tak, coś od serca. — Robota nie jest zła, ale swoim zachowaniem i pozą wobec mnie nakłaniasz mnie tylko do opuszczenia tego zamtuzu. Mój fach ma to do siebie, że roboty jest pełno. Zawodowcy natomiast nie lubią, gdy się ich poucza, mówi co mają robić, a także obraża. A propos przeszłości – dlaczego nie pracujesz już w porcie? Odkąd zmieniłaś towarzystwo jesteś bardziej rozgadana.
Prychnąłem. Miała ostatnią szansę, żeby mnie przekonać. Powodzenia, bo jakoś straciłem ochotę na poszukiwanie zaginionej córeczki Bei.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

12
Niechęć Daeriona do czarnowłosego dziewczęcia, Beatrice oraz wiadomego mu zlecenia narastała. Pachnąca Panna stała się dlań wnet ciasna, niekomfortowa, duszna. Temu rozdrażnieniu równało się ino zadufanie młodzieńca, które ukazało się właśnie w całości. Daerion, widać, nie doceniał fam na własny temat, a wiele takich snuło się po Porcie. Burdelmama, a nie ma co się temu dziwić, chciała znaleźć informacje o osobie, z którą miała zawiązać umowę. Nie ufała młodzieńcowi, ale to normalne, skoro za woreczek srebra mordował on, rozkradał cudze dobra oraz zastraszał bez zahamowań. Przezorność, którą szarooki wziął sobie za obrazę, namawiała starą matronę do zebrania wiadomości. Narzędziem ku temu stała się Amelia wraz z resztą wszetecznic. Zakres obowiązków takich dam nie ustawał bowiem na rozdawaniu swoich wdzięków. Zbieranie nowinek i wieści również doń należało. A w zasadzie, właśnie to stanowiło ich czołowe zadanie.

Pisarz historii – los – nie skłaniał się wciąż0, siedząc nad kartą Daeroina, ku zakończeniu rozdziału nazwanego Port Erola, choć sam interesant ewidentnie chciał się od niego oderwać. Mieszaniec wstał z rzeźbionego fotela i ustawił się dumnie, oczami robiąc Amelii dziurę w sercu. Facet miał się za księcia, markiza, ale w mniemaniu niebieskookiej wciąż zostawał mordercą. Ona zadawała się z prawdziwymi szlachcicami, z baronami i żonami baronów. Nie raz, a nie dwa patrzano na nią zuchwale, z nieuszanowaniem oraz besserwisserstwem – tą samą metodą, co Daerion teraz. Młodzieniec odbierał Amelii klasę. A sobie tę klasę ochoczo dodawał. Przekonanie o dominowaniu nad nad siedzącą obok kurwą zatarło w nim resztę wrażeń, zasłoniło nieco rozum. Ciekawe wnętrze Daeriona, które zaciekawiło również Beatrice, skoro zdecydowała się na układanie z nim, Amelii akurat nie oczarowało. Jego nastawienie nie budziło w dziewce ani strachu, ani nawet chęci szlochania. Chmurna i dumna natura młodzieńca budziła w kurwie coś na wzór radości. Przeważnie zadawała się ona z ludźmi o bezbarwnej osobowości. Ich marzenia redukowano do seksu oraz żarcia. On, Daerion, miał inne, ciekawsze, nieszablonowe cele i oczekiwania. Choć, co sam zauważał, oćcem mu handlarz.

Odraza i szacunek, tak, właśnie to czuła wobec niego wronowłosa. Bea, zresztą, także.

Żadna ze mnie wróżka, nie ziszczam życzeń. Dałeś się nabić w butelkę. Chciałam cię zdenerwować. Ludzie rzadko są ze sobą szczerzy, ale we wściekłości często mówi się to, co normalnie skrzętnie się chowa. Wiesz, słowa z serca. Chciałam poznać prawdziwego ciebie, chciałam ściągnąć ci maskę. I nie tylko maskę, mówiąc szczerze — uśmiechnęła się. — Ale mi się nie udało, nie do końca. Masz chociaż jakieś uczucia? Pokażesz mi? Jak rozumiem, to zabronione w twoim zawodzie. Skoro moje zachowanie cię odstrasza, a cena nie zadowala... — zawahała się. — Możesz znaleźć sobie inne zadanie i żreć czerstwą strawę w swoim domu, czekać, aż cię dorwą. Możesz też zawiązać umowę z nami, dostać dużo srebra, uciech oraz coś bardzo cennego.

Jest nam bowiem wiadomo — dodała — kto stoi za morderstwem rodu Thyne.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

13
Wolny rynek to wspaniała rzecz. Konsument ma tutaj wybór i nie musi zaopatrywać się tam, gdzie pozostali. Jeśli nie podobają mu się produkty lub usługi serwowane od pierwszej firmy, może udać się do drugiej i grzecznie poprosić o to samo. Wystarczy szukać odpowiednio długo, a w końcu znajdzie się chętnego wykonawcę, który zrobi to o co prosimy dobrze i bez zbędnego czekania. Istota tego systemu była nadzwyczaj prosta, ale zarazem genialna, oczywiście w tejże prostocie. Wymuszała zdrową (choć często też nie) konkurencję, przyspieszała produkcję, dystrybucję, a wprawny obserwator po pewnym czasie wglądania w rynek mógł stać się asem.
Ten system miał również pewne wady. O ile obejście większości negatywnych praktyk jest tu możliwe, to części nie da się wyzbyć. Jeżeli na przykład klient ma zbyt wysokie wymagania, jest tak samo odsyłany, jak producent w poprzednim przypadku. Nie można również zapomnieć o podstawowych regułach, którymi rządzi się świat i biznes. Kultura. Grzeczność. Opanowanie. Wszystko to zostało złamane przez Amelię. Na moją prośbę o podwyższenie stawki obraziła mnie, wypominając coś, za co w normalnym domu nikt nie wystawiłby rachunku. Prowokowała mnie przez całą rozmowę, a gdy w końcu otrzymała plony swojego zatrutego ziarna – miała do mnie pretensje.

Stałem wciąż stabilnie. Prosty, ale znowu nie tak dumny, jak mogła myśleć dziewczyna. Górę głowy zakrywał mój kaptur. Ręce były skrzyżowane na piersi, a barki opuszczone. Magia ciemnych kolorów moich szat wraz z chudą budową ciała powodowały, że znikałem w oczach. Wciąż biła ode mnie groza, duma i tajemnica, ale jak bardzo oddziaływało to na Amelkę? Nie miałem pojęcia.
Prawa dłoń delikatnie zacisnęła się na pasze. Obok giętkich i zręcznych palców znajdował się... mój oddany i zaufany przyjaciel. Stalowy nóż był schowany w ten sposób, że nie mógł zauważyć go nikt. Czy chciałem po niego sięgnąć i rzucić w tę pyskatą smarkulę? Nie. Była mi całkowicie obojętna. Irytowała mnie i nic więcej. Zachowywała się jak głupia wiejska baba, która marzy jedynie o wieczorze w łóżku, ze swym drwalem, i niczym więcej. Dziwka natomiast miała trochę oleju w głowie, ale chyba tylko na rozgrzanie patelni. Moje wypowiedzi odbierała inaczej niż powinna, doszukiwała się agresji w pustych formułkach, i na odwrót, proste zdania budziły u niej lęk oraz odrazę.

Amelia powiedziała, a w zasadzie palnęła, kolejne zdania. Nie odzywałem się przez moment, ani nie wydawałem z siebie czegokolwiek. Zamarzłem, analizując jej słowa. Dałem się nabić w butelkę i zdenerwować tak? Aha. Dobrze wiedzieć. Jeśli ta młoda panienka myśli, że ja w zdenerwowaniu wstaję z fotela i wypowiadam kąśliwe uwagi, to jej wywiad był gorszy niż myślałem. Od zawsze miałem problemy ze spokojną i bezurazową rozmową. Jedynie wuj, który potrafił mnie zaciekawić do głębi, odpuścić mój pretensjonalny ton i skupić się na tym, co pragnę mu przekazać, mógł porozumowieć się ze mną długo i nie kończąc zdenerwowany. Amelia nie była wyjątkiem. Ale wróćmy do dalszej jej wypowiedzi.
Dziwka myślała, że wprawiła mnie w stan agresji lub uniesienia i że powiedziałem jej coś od serca. Myliła się, bo o ile denerwowała mnie od wkroczenia do środka pomieszczenia, to nie zrobiłem z tymi emocjami nic. Nie wywołała u mnie agresji. Nie spowodowała, że straciłem nad sobą kontrolę. Myślała zupełnie inaczej, ale moment... co ja jej powiedziałem? Że nie życzyłem sobie grzebania w mojej kartotece i mówienia mi o tym. Idiotka, ponownie nie pojęła moich intencji. To, że Bea chciała coś o mnie wiedzieć było dla mnie naturalne. Nie powinna natomiast oznajmiać tego, ani żadna z jej współpracownic. Są pewne granice. Umowne, ale wciąż istnieją. Idąc dalej, pochwaliłem wywiad, a następnie dałem lekcję życia, która ponownie odnosiła się do odpowiedniego przyjęcia gościa, szczególnie takiego jak ja. Kapryśnego, ale potrzebnego. Gdzie tu złość? Odsłonięcie maski? Butelka, rzekomo nabita? Sam nie wiem. Chyba jestem ślepy, albo głuchy.

Mów dalej. — powiedziałem beznamiętnie. Informacja faktycznie była ciekawa i jej ostatnie zdanie rzeczywiście mnie zachwyciło. Nie zrobiłem niczego, czym mógłbym to zdradzić. Nie chciało mi się nawet odnosić do jej wypowiedzi. Zaprzeczę – będzie myśleć, że robię to, aby zmazać z siebie jakieś poczucie. Winy, strachu, radości, gniewu. Nieważne.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

14
Bogowie raczą może wiedzieć jak to się stało, że w osobie dziewczęcia Daerion znalazł sobie wnet obiekt rozważań na temat biznesu, ekonomii oraz fundamentów niezależnego handlu. Obudziło się w nim, widać drzemiące od dawna, zacięcie do kramarstwa i obrotu towarem. Teorie o zaletach oraz wadach manewrów w interesach udało mu się skrzętnie zmieszać z narzekaniem na Amelię – które to zdawało się z wolna wchodzić mu w krew. Wniosków na zakończenie swoich rachub młodzieniec miał wiele, ale to mentalne zbesztanie i znieważenie dzieweczki wznosiło się nad nie, będąc w istocie clou całości dociekań. Młodzieniec na moment zawędrował nawet w stronę rolnictwa, mówiąc coś o ziarnach, ale nawet to miało na celu obrażenie niebieskookiej. Rozmowa z nią ewidentnie mordercę nudziła, a zabawa w mieszanie dziwki z błotem dostarczała mu, zasadniczo, uciech.

Czarnowłosa zastanawiała się od niechcenia, czemu to Daerion wciąż nad nią stoi, skoro ma zamiar jeszcze rozmawiać i nie zamierza się właśnie ewakuować. Uczuła się nieco niekomfortowo, a nie chciała niezrównoważonego gościa znów urazić, więc również wstała. Nasunęła suknię na kolana, wiedziała wszak, że kawałek ciała nic nie zdziała w stosunku do niezainteresowanego seksualnością mieszańca. Oderwana zawczasu blaszka zadzwoniła w kontakcie z resztą ozdób. Amelia przesunęła kciukiem po krawędzi kawałka metalu, obracając go w rękach. Chciała zbadać ostrość. Okazało się, że czas obszedł się z nim łaskawie, nie szczerbiąc zakamuflowanej broni za bardzo. Dumna postawa zbira wciąż nie robiła na dziewce wrażenia. Dziecinnie zawieszone barki, dziwnie omotane sobą ramiona, schowana częściowo twarz. Od Daeriona biła śmieszność.

Chodzi o to, że... — zaczęła mówić, ale wtem otworzono drzwi, a do umeblowanego pomieszczenia weszła rudawa panna. Obrzuciła młodzieńca wzrokiem bez zaciekawienia, rzuciła zakrwawioną szmatkę na fotel z rzeźbą drzewa i śmiało podeszła do Amelii. Przez moment patrzała na nią bez słowa, ale za chwilę rzekła niebieskookiej coś na ucho. Informatorka kiwnęła porozumiewawczo i zerknęła na zabrudzoną ściereczkę. Rudowłosa zrobiła to samo, a następnie odeszła, zostawiając odrzwia niedomknięte. Z holu Daeriona doleciała cisza, zamiast śmiechów oraz brzmienia harf.

Będzie zabaw na teraz — powiedziała Amelia nieoczekiwanie, ze zdenerwowaniem. — Zuzie udało się nawiać. Jest na dole. Wróciła, durna suka, do zamtuza. Już nam cię tu nie trzeba, won. Nie chcę cię widzieć. Nie mam czasu na dalsze użeranie się z tobą. Zaraz zaroi się tu od narodowców.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

15
Dziewczyna wstała. To miło. Nie wymagałem od niej tego gestu, ale skoro chciała to jeszcze liczyła się ze mną. Cóż, byłem jej potrzebny. I Beatrice. I całej Pachnącej Pannie. Burdel musiał pozbyć się swojego problemu, a jego rozwiązaniem miałem być ja. Prosta i okrutna solucja – znajdź i zabij. Czy dało się wydać prostszy rozkaz? Tak, jednak mimo wszystko ten należał do rzeczywiście nieskomplikowanych. Druga czynność była wręcz banalna, natomiast pierwsza wymagała odrobiny wiedzy, finezji, sprawności i umiejętności zadawania pytań. Tę ostatnią właśnie wykorzystywałem. Z Amelką nie szło mi najlepiej, jednak dowiedziałem się od niej całkiem sporo. Ba, okazało się, że jej szefowa, a pewnie i ona sama, znają nazwiska moich... celów.
Nie dałem po sobie poznać, jak bardzo ta informacja mną poruszyła. Byłem rzeczywiście zdziwiony. Dziwki musiały dysponować rzeczywiście ogromną i sprawną siatką do zbierania informacji. Oczywiście mógł być to kit. Nie zmieniało to jednak faktu, że panna zyskała coś w moich oczach, no, sam zamtuz także. W duchu zacząłem podejmować pierwsze myśli, które z czasem miały zamienić się na działania... A Amelia miała mówić i powiedzieć mi mniej więcej, za jaką grzeczność otrzymam ową informację.

Los bywał jednak okrutny, a życie brutalniejsze niż kowadło spadające kojotowi na głowę. Do pokoju wtargnęła inna dziewczyna, mniej piękna niż smukła Ame. Zrobiła to bezpardonowo, wręcz obcesowo i bez słowa rzuciła szmatę na krzesło. Coś kazało mi myśleć, że dzieje się źle. O bogowie, dlaczego moje obawy miały się potwierdzić? Rudowłosa wyszła po kilku sekundach, a już sama twarz ciemnowłosej dała mi do zrozumienia, że role się odwróciły.
Teraz nie byłem im potrzebny. Nie, jeśli chciałem uzyskać od nich informację, musiałem zabiegać o pozwolenie. O misję, zadanie. A słowa Amelii były dotkliwe i mówiły jasno – nie jestem potrzebny tu, w zamtuzie.
Czy stałem się niewolnikiem burdelu? Czyżbym musiał prosić Beatrice, Amelię i inne prostytutki, abym dowiedział się, kto zamordował moją rodzinę? Nie. Nie miało to najmniejszego sensu. Los dał mi okazję na ziszczenie moich celów, los również mi ją odebrał. Pójście w agresję, irytację, podnoszenie głosu i jakiekolwiek emocjonalne działania nie miały prawa bytu. Musiałem po prostu przyjąć wiadomość, że na razie Pachnąca Panna nie jest zainteresowana usługami mordercy. Z czasem, niekoniecznie długim, się to zmieni. Może jakiś niewygodny klient, albo kolejna nierozsądna pannica... a nawet jeśli nie, uzyskam informację w inny sposób.

Okazywanie rozczarowania i rozpaczy miało też inną wadę. Nie chciałem się uniżać przed dziewczynami. I choć to prawda, że poczułem się rozczarowany, to nie wywołało to u mnie żadnej reakcji. Ani gniewu, ani dygotań, ani nawet przeklęcia losu. Żywot jakoś się toczył, a ja miałem swój cel. Trudno, odnajdę do niego drogę później.
Narodowców? — zapytałem z nutką rozbawienia. Najwidoczniej Zuza przyprowadziła ze sobą swoich porywaczy. Z pewnością nieumyślnie, jednak najwidoczniej w burdelu miało zaraz dojść do potyczki. Może jednak będę w czymś potrzebny? — Na pewno nie chcecie wsparcia?
Założyłem na siebie resztę ekwipunku, a następnie skierowałem się w stronę drzwi. Jeśli Amelia mnie o coś poprosi, cóż, pewnie to usłyszę. Jeśli nie, będę musiał obejść się widokiem bójki.

//"Opuszczone" a "dziecinnie zawieszone" to znaczna różnica. "Omotane sobą ramiona" to nie to samo co "złożone na piersi". Opisałem dość dokładnie jak postać stoi, przypomina to bardziej stabilną postawę herosa z antyku niż bujającego się Bolca. Tak samo ze słowami opisującymi analizę wypowiedzi dziewczyny nie są jedynie (bądź w znacznej części) jej obrazą czy zbesztaniem. Nie przekręcaj, proszę, moich odpisów. Bawimy się w to od początku przygody, a wolałbym tego uniknąć.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”