Re: Pachnąca Panna – zamtuz

16
Jasne światło na zewnątrz, na holu, wielokrotnie odbite od sreber na komodach i mis ze szkła, nieco drażniło źrenice Daeriona. Chwilom w zawalonej cieniami izdebce, które młodzieniec częściowo zmarnował na bezowocną rozmowę z niebieskooką, udało się skatować zarówno zatwardziałość młodzieńca oraz młodzieńca wzrok. Zachowanie Amelii dało do wiwatu duchowemu zrównoważeniu mieszańca, zaś siedzenie w ciemnocie, skoro materiałowa zasłona na okno snadnie hamowała słoneczne starania, dało w kość oczom Daeriona. Ich szarawa barwa, atakowana blaskiem, zmieniła się w beżową. Nie zmieniła się natomiast stanowczość mieszańca. Nie zerkał on za siebie, nie oczekiwał od Amelii, że każe mu ona zaczekać. Konsekwentnie maszerował w stronę schodów. A ona, niezastraszona, nie chciała od młodzieńca nic, zwłaszcza sukursu. Zamiast rzeczonego dźwięku harf oraz echa rozmów do uszu zbira docierało brzęczenie blaszek, które czarnowłosa żwawo z siebie zrzucała. Wkrótce zaś nawet to dzwonienie ucichło, a w zamtuzie niosło się ino stukanie butów Daeriona. Amelia zatrzasnęła za nim drzwi.

Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów. Równo ustawione, osadzone w ramach z drewna, tworzone tą samą metodą farb oraz szczoteczek. Każde malowidło przedstawiało, na co młodzieniec zawczasu nie zwracał baczenia, córeczkę Beatrice. Uśmiechnięte, obłożone rumieńcami twarze setek dziewcząt. Pinakoteka, zbiór dziwek, a zarazem karta dań dla klientów zamtuza. Interesantom często proponowano zwiedzanie wernisażu, ale nie dbano wcale o ich uczucia wobec sztuki. Chciano im zademonstrować zasób kurwidołka i unaocznić szeroką ofertę ciał. Pod obrazami, co widział Daerion, umieszczono metalowe oznaczenia z imionami dziewcząt. Wśród nich młodzieniec odnalazł Zosie, Kasie, Cezarie, Darie, a również znaną sobie Amelię oraz samą Beatrice, starą i nieładną. Ale nie udało mu się złowić wzrokiem tabliczki ze słowem – Zuza.

Parterem także zawładnęła cisza. Wnet znikła cała ćma kurew oraz konsumentów. Gdzieś uciekła banda bardów i nawet ruda barmanka nie stała obecnie za kontuarem. Na ławach, zamiast kochanków, siedziała nicość. Wino stało we flakonach, nierozlewane. Wiatr nie rozwiewał dookoła kwiatów i nie rozsnuwał woni perfum. Wrota, mimo skwaru, zawarto. Przed wrotami, natomiast, stało dwóch mężów. Jednemu czas zabrał większość włosów oraz młodzieńczą urodę. Pomarszczona ręka dżentelmena nosiła obnażoną broń – dziwne, zielonkawe ostrze mierzące niewiele, bo ćwierć metra. Miast ubrań, starzec miał na sobie aketon ze stalową siateczką. Jako, że takich strojów nie wdziewa się na schadzkę w burdelu, Daerion zaczął zamartwiać się zamiarami seniora. Postawa sterczącego obok faceta, któren równał się z dziadem w kwestii akcesorium, również winna go martwić. Temu zaś czas nie zaczął jeszcze dokuczać. Młoda, okraszona zarostem twarz, zdawała się zimna i nieczuła. Podrostek miał na sobie taka samą osłonę, co starzec, choć dodatkowo nosił na ramieniu zwierzęcą skórę. Pomarańczową, znamienną, zdobną w czarne pasma skórę kota. A w dłoni miał miecz.

Panie bracie, toż to Daerion Thyne — rzekł młodzieniec z werwą.

Zaiste, on sam — skwitował dziad, widząc zaskoczonego mieszańca na schodach.

Fortel się udał. Trzeba będzie dorzucić Beatrice trochę srebra.

Trzeba będzie, zarobiła sobie, stara baba. Ale to w swoim czasie.

Panie bracie, udasz się z nami. Żaden z nas nie chce narobić tu brudu.

Prawda, szkoda arrasów, atłasów i muślinów. A krew trudno zetrzeć.



// Ech, to nie tak, że przekręcam to, co piszesz, ze złośliwości. Staram się przedstawiać to, co sądzi i widzi – w moim mniemaniu – Amelia. Pozwalasz sobie na pisanie w 1. osobie. Ja, skoro robię za narratora, nie mam takiego luksusu, muszę zatem stosować różne zabiegi. Wiesz, ułatwiać sobie kwestię. Wchodzenie w skórę Amelii jest właśnie takim zabiegiem. To, że chcesz pokazać swą postać dumną oraz wspaniałą nie oznacza wcale, że taką będzie ją postrzegała niebieskooka wszetecznica. To, że mówisz o dziewce źle, mnie informuje o niechęci wobec niej. A ona zaś może to brać za besztanie i znieważanie. Wszak Dearion zachowuje się dość butnie, równie co ona, temu nie ma co zaprzeczać. Ale dobra, dobra, od teraz postaram się podchodzić do Twoich postów z mniejszym dystansem i nie wdrażać się tak bardzo w rolę Amelii. Ani innych NPCów.

Yo.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

17
Szedłem w stronę drzwi. Z każdym krokiem nadzieja na powrót malała. Ująłem to też w myślach moment temu – nie byłem już tutaj potrzebny. Bez uśmiechu, ale i bez widocznego oburzenia, wyszedłem z pokoju. Chwilkę zaraz usłyszałem trzask. Amelia najwidoczniej była zajęta. A może nie chciała mnie widzieć? Chciała coś przede mną ukryć? Niestety, nie znałem odpowiedzi na te pytania. Czytanie w ludzkich myślach byłoby piękną umiejętnością. Podejrzewam, że nie tylko ja wpadłem na pomysł opanowania tej sztuki, ale – w tym właśnie problem – była ona niemożliwa do wkucia. Niektórzy ludzie lepiej odczytywali z ruchów, inni potrafili czytać między wierszami. Na sam koniec pozostaje intuicja, która w niektórych przypadkach faktycznie potrafi zmienić osobę w sensor, chodzący wykrywacz kłamstw. Niestety, nie mogę się oszukiwać – nie posiadam żadnego z owych charyzmatów. Byłem jedynie prostym, zamkniętym w sobie mieszańcem.
Po opuszczeniu izby zatrzymałem się na chwilę. Musiałem poczekać aż moje oczy przyzwyczają się do innego oświetlenia. Wcześniejszy mrok był przyjemny, za to obecne lampy zdecydowanie przeszkadzały w utrzymaniu sprawności oka. Po kilkunastu sekundach zmysł wrócił do normy, ja natomiast mogłem podziwiać ozdoby. Widziałem je wcześniej, ale w swoim zamyśleniu nie miałem czasu na dokładniejsze obserwacje. Teraz, ponieważ nie śpieszyło mi się, mogłem obejrzeć dokładnie obrazy, arrasy, freski i wszystkie śmieszno-piękne ozdoby. Że też ludziom przypadało coś takiego do gustu... Burdel na przestrzeni wieków zmieniał się w muzeum, albo i salę bankietową. Wszystko tutaj było czyste, piękne. Widziałem ten przepych, symbol bogactwa i pozycji Pachnącej Panny w Porcie.
Piękne obrazy, takie same ramy. Wszędzie pełno było dziewczynek Beatrice. Setki panienek patrzyły na mnie fałszywie. Na ich twarzach widoczne było zainteresowanie, uśmiechy, nawet rumieńce. Zabieg oczywiście miał wzbudzić we mnie chęć do zamówienia jednej z nich. Cóż za chytry sposób – Beatrice ponownie pokazała, że zna się na rzeczy. Przemierzałem korytarz patrząc na wszystkie nieprawdziwie chętne i radosne panienki. Zatrzymałem się przy obrazie Amelii i starej Bei. Wolałem mieć pewność, kto jest tutaj szefem. Widziałem jej starą skórę, zmarszczki i widoczną szpetotę. O ile kiedyś mogła być najbardziej pracowitą z dziwek, to dziś nie zechciałby jej nikt, prócz spragnionych marynarzy.

Nienaturalna cisza uderzyła mnie już wcześniej, ale teraz wzbudziła we mnie niepokój. Dlaczego jest tak cicho?, pytałem sam siebie. W burdelu powinien panować większy rozgardiasz niż na bazarze czy targu. Pod względem hałasu jedynie tawerny portowe biły zamtuzy. Jednakże brakowało mi dźwięków harfy, okrzyków rozkoszy, śmiechu dziewczyn, a także bełkotu pijanych klientów. Coś zdecydowanie było nie tak. Zatroskany samym sobą zbliżałem się powoli do wyjścia. Coś widocznie tutaj śmierdziało.
Brak Zuzy również mnie zaniepokoił. Czyżby obraz dziewczynki został już zdjęty? A może jej wcale nie było? Nagły nakaz opuszczenia burdelu zdecydowanie nie pasował do wcześniejszej gościnności. Szczególnie, że miałem jako taką pozycję w porcie. Nawet jeśli nie byłem już potrzebny Beatrice, to powinna pozwolić mi zostać, ewentualnie poprosić o opuszczenie lokalu z racji reputacji. Może niektórym obecność mordercy przeszkadzałaby w zajmowania się nietanimi dziwkami? Nieważne.
W końcu, gdy znalazłem się na parterze, zdałem sobie sprawę dlaczego tutaj przybyłem. Widok dwóch mężczyzn wywołał u mnie jedynie uśmiech. Daerion, ty głupcu. Jak mogłeś być tak ślepy? Opuściłeś swoją kryjówkę, wyszedłeś z doków, i jak się to skończyło?, wyrzuciłem sobie bez skrupułów. Miałem ogromną chęć, aby wybuchnąć śmiechem. Dawno nie zrobiłem się tak zrobić. Zaproszono mnie tutaj pod pozorem współpracy, dobrze ugoszczono, dano odpowiednie alibi. Nie przyszła do mnie Beatrice i to powinno być dla mnie największym dowodem, że coś tutaj nie gra. No nic, trzeba było główkować teraz.
Stałem w pustym salonie, a przede mną, obok wrót, dwóch dżentelmenów. Pierwszy z nich, widocznie starszy, zniszczony wiekiem. Pomarszczony, prawie łysy, dzierżący zielony ni to miecz, ni to sztylet. Jakieś ostrze, które nie wyglądało ani na bezpieczne, ani na przeciętne. Trzeba było trzymać się od niego z daleka. Drugi, młodszy i ładniejszy od swojego braciszka miał miecz wymiarowy, a także akcent w panterkę na ramieniu. Cóż za modniś. Niestety, ich rynsztunek nie podobał mi się bardziej niż ich twarze. Znalazłem się w potrzasku.
Czego chcecie? — zapytałem beznamiętnie. Nie chodziło tutaj o morderstwo, przynajmniej na to wskazywały ślady. Beatrice nie nakazała mnie rozbroić, ale to był zaledwie minitrop. Najważniejsze zdawało się być to, że gdy byłem pod wpływem narkotyku, nie ruszył mnie nikt prócz dziwek. Wtedy byłem o wiele prostszym celem do trafienia. Teraz zacząłem dyskretnie obserwować okolicę. Jeśli otoczenie mi na to pozwoli, być może uda mi się uciec. Prawa ręka powędrowała do rękojeści miecza, natomiast lewa do uda. Miałem dosłownie moment na konwersację i sprawdzenie otoczenia, zanim podejmę dalszą decyzję.

// Okej, to zasadniczo zmienia postać rzeczy. Zostawiam prowadzenie historii tobie, wstawki nie są bardzo rażące, ale w dużej ilości mi przeszkadzały. Rób co uważasz za słuszne, byle z umiarem.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

18
Główna sala zamtuza, obszerna, dobrze rozświetlona, zawalona stołami, wazonami z roślinnością oraz łożami, dawała Daerionowi wiele możliwości. Od drzwi, a także od dwóch mężów w pancerzach, oddzielało go dobre dwadzieścia, może dwadzieścia sześć kroków. Na drodze stało im również rzeczone umeblowanie, które w ostateczności, w razie nieuniknionego starcia, dało się snadnie zmienić w udawane obwarowania i szańce. Co ważne, mieszaniec nie czuł się tu nieswobodnie. Duża izba, w odróżnieniu od karceru, komnat na piętrze abo ciasnego holu z obrazami, dostarczała metod, narzędzi, rozwiązań. Pozwalała na ucieczkę. Lecz w którą stronę zda się uciekać, skoro drzwi frontowe są zablokowane parą drabów? Daerion, choć czasem, a z rzadka, uczęszczał do burdelu, to nie znał zakamarków domu Beatrice dość dobrze. Wszak do takich sanktuariów hedonizmu nie chadza się w celach badania struktur budownictwa, ułożenia okien, odrzwi, dziur i ustroni. Choć ustronia wraz z dziurami, owszem, często się tu bada. Zaś nie takie.

Jakże to, panie bracie, nie wiesz?

Daerion istotnie nie wiedział, nie do końca, choć z całą pewnością zaczął to miarkować. Biorąc na rozum to, co stało w czas rozmów z Amelią oraz inne, niekoniecznie związane z niebieskooką kurwą zdarzenia, mieszaniec bez dwóch zdań odczuwał coś przez skórę. Domniemanie kołatało mu w czaszce. Przedstawienie sobie założeń oszustwa, które wrzuciło młodzieńca w ów ambaras, udało mu się łacno. Stercząc w izbie, w obecności dwu szumowin, Daerion momentalnie zrozumiał, co się – tak właściwie – stało. Rozumować, nie ma to tamto, umiał on nieźle. A zaraz miało się okazać – acz wcale nie musiało – azaliż władać bronią naumiał się równie skutecznie, co móżdżkiem.

Mordercom — zaczął donośnie starzec — trudno zaufać. Zwłaszcza takim, co w zamian chcą srebra, a służą temu, kto może zaoferować cięższą sakiewkę. Ów morderca, co zmienia zleceniodawców i skacze z kwiatu na kwiat, no cóż, temu zawsze ktoś będzie chciał wsadzić nóż w serce. Jednak mało kto ma na to dość kurażu. Wszak niełatwo zabić osobę, która z mordowania zrobiła sobie robotę. Nam — zaskrzeczał — kontenansu nie brak. A monet zawsze dobrze mieć dużo, niż mało. Musiałeś się komuś srodze narazić, bo dał nam niezłą sumkę w zamian za...

Za usunięcie cię — skonkludował młodzieniec z futrem na ramieniu. — Panie bracie.

W powietrzu wirowało mnóstwo drobinek kurzu. Unaocznione promieniami słońca zbiorowisko cząsteczek brudu unosiło się nisko nad ziemią oraz blatami stołów. Każde takie ziarenko zdawało się drżeć z nerwowości, która udzielała się również ofierze oraz łowcom. Choć żaden z nich nie drżał wzorem okruchów. Wszak fachowcom to nie uchodzi. Daerion, wodząc rękoma w kierunku broni, zorientował się właśnie że cisza, która mu zawczasu dokuczała, zwiastowała burzę. A zaraz miało zacząć grzmieć.

Dużo zachodu kosztowało nas znalezienie cię. Nie waż się nam teraz nawiać — rzekł brodacz z mieczem.

Powiedział to i zaczął wolno a konsekwentnie zachodzić mieszańca z boku.

Senior, natomiast, maszerował od frontu, a równie uważnie oraz miarowo, co tamten.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

19
Położenie było mi na rękę. Ogrom łóżek, stołów, zastaw, a także rozmaitych przedmiotów rozsianych po całym zamtuzie zdecydowanie mógł ułatwić mi możliwość ucieczki. Przewrócenie kilku cięższych mebli mogło przeszkodzić dwójce w pościgu. Byli uzbrojeni, w przeciwieństwie do mnie, dlatego ja mogłem pozwolić sobie na sprint i skoki. Podejrzewałem, że oni też dadzą radę w pościgu – nie jednak, gdy zacznę wykorzystywać okna, dachy, sznury, wszystko co popadnie. Dobrze, że znałem przynajmniej kilka kątów w tym burdelu. Odwrót miał ręce i nogi, przynajmniej w moich myślach.
Mimo wszystko, przestałem odczuwać radość. Zaskoczenie mnie było naprawdę imponujące a zarazem śmieszne, jednak słowa siepaczy mnie uspokoiły. Chcieli mnie zabić. Idioci, dlaczego nie zaatakowaliście mnie, gdy byłem pod wpływem? Narkotyk skutecznie osłabia umysł, zwiększa działanie żądzy, a przy okazji mógł mieć efekt w postaci słabszego władania bronią. Czułem się dobrze i to chyba było moje jedyne pocieszenie. Drab pierwszy wykonał krok, a ja nie miałem zamiaru czekać. W końcu gra toczyła się o najwyższą stawkę.

Lewa ręka, która wcześniej już powędrowała do uda, dobyła noża. Ruch był maksymalnie szybki i precyzyjny. Krótkie ostrze miało zostać ciśnięte w twarz mojego oponenta, ponieważ była odsłonięta. Trafienie w oko skutecznie wyeliminowałoby go z rozgrywki, przynajmniej na kilka minut. A taki czas był zdecydowanie cenniejszy niż sześćset srebrników od Beatrice. Burdelmamo, policzę się z tobą, jeśli tylko wyjdę z tego cało.
Rzucenie noża nie trwa długo, a szczególnie gdy ma się opanowane to w stopniu dobrym. Ponadto mogłem w tym czasie dobyć miecza, co prędko uczyniłem. Mimo wszystko obawiałem się zbliżających przeciwników, dlatego sięgnąłem lewą ręką po następny nóż. Jeśli młodszy siepacz mógł oberwać ponownie, albo wcześniej uniknął i teraz był w dogodniejszej pozycji – dostał drugi raz. Jeśli natomiast był osłabiony i leżał gdzieś na posadzce – oberwać miał jego starszy brat.

Nie poprzestawałem na dwóch rzutach. Wykonałem sus w stronę okna, które znajdowało się daleko od drabów. Chciałem przez nie wyskoczyć, a dodatkowo przed tym wywalić kilka mebli na ziemię tak, bym był osłonięty.

Re: Pachnąca Panna – zamtuz

20
Nie czekać, nie zwlekać – działać. Daerion wiedział, że każda sekunda wahania może kosztować go krew abo nawet ducha, skoro walka zaczęła się na dobre. Nie wrzała, nie kotłowała się. Obeszło się bez szczęku oręża i wrzasków. Mieszaniec nie udzielał się w bitwach na taką skalę. On wolał stawać w starciach, w które rzuca się żwawo i momentalnie się z nich ucieka. W bataliach, które są ciche, rachowane, rześkie oraz schludne. Prawie dżentelmeńskie. Choć rzucanie do siebie nożami trudno uznać za oznakę szarmanckości. A ostrze, które szarooki ze zwinnością cisnął w nieruszonego wiekiem zawistnika, z łatwością dotarło do celu. I choć nie trafiło młodzika w oko, co Daerion zamierzał zrobić, to także skutecznie usunęło go z utarczki. Facet ze zwierzęcą skórą na ramieniu, widząc nóż w ręce przeciwnika, uznał zamarkowanie uniku za słuszne. Nie miał, biedaczek, doświadczenia w udawaniu uników, bo mieszańcowi udało się z łatwością rozeznać oszustwo. Nóż świsnął w izbie, tnąc eter z ochotą – a wtem znalazł się w skroni młodzika. Krew siknęła wąską stróżką i zsunęła się po policzku ranionego męża. Jak czerwona łza.

Młodzieniec zachwiał się, ale nie runął od razu na ziemię, dlatego Daerion uznał, że miotnie weń znowu. Przedtem zechciał jednakże dorwać się do miecza – nie zamierzał wszak narażać się na bezbronność w bliskim starciu. Ten ruch, zawahanie, skierowanie dłoni do oręża zawieszonego u pasa, dało seniorowi czas na zareagowanie. Ostrze noża tkwiące w czaszce kuma musiało nim wstrząsnąć. I wstrząsnęło, ale nie odebrało staruszkowi rezonu. Zanim Daerion zebrał się za wtóre rzucenie, on cisnął w mieszańca wazonem. Stercząca obok waza z kwiatami nadała się w sam raz. Szarookiemu nie zaszkodziło to za bardzo, nie zrobiło mu wszak nawet draśnięcia, ale uniemożliwiło łacne posłanie noża w obezwładnionego młodzieńca. Kosa walnęła w ścianę na lewo od celu i utkwiła w boazerii. Starzec nie zwalniał. Po rzucie flakonem sam rzucił się do ataku.

Daerion nie chciał wdawać się w walkę na siekacze, więc dał susa w stronę okna. Zawarte, zasłonięte firanami, dawało szansę na ucieczkę. Senior nie zamierzał mu na to zezwolić. Choć mieszaniec starał się torować mu drogę meblami, on ruszał się dość rączo. Bez trudu przesunął się nad ławą, która miała uniemożliwić nadążenie za Daerionem, a następnie – cudem bądź zdolnościami – uniknął kontaktu z lecącą nań szafą. Jeden krok i znalazł się obok mieszańca. Z rozmachem, celowo, szarżą wleciał weń barkiem, razem z nim waląc się na ustawione pod ścianą łoże. Posłanie zatrzeszczało, a z betów w niebo strzeliła mała fontanna pierza. Łabędzich lotek nie fruwało wiele, ale i tak zrobiło się trochę groteskowo.

Kurwa mać — zacharczał dziad i zerwał się na równe nogi.

Kurwa mać — zacharczał cicho młodzieniec z nożem w czaszce, leżąc na ziemi.

Kurwa mać — zacharczała Beatrice, siedząc w karczmie za miastem, żrąc niesmaczną kartoflankę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port Erola”